„Gość Niedzielny” to ciekawy tytuł na polskim rynku czasopism. Ma za sobą osiemdziesiąt lat ciekawej historii, w której wątki niezbyt chwalebne (np. osoba założyciela - przyszłego biskupa Teodora Kubiny) przeplatają się z osobami i zdarzeniami godnymi najwyższego szacunku (kolejnym red. naczelnym był przyszły biskup Józef Gawlina). Obecnie „Gość Niedzielny” jest jednym z najpoczytniejszych polskich tygodników, rywalizującym ze wspominanym w poprzedniej notce „Uważam Rze” oraz „Polityką” o miano najpopularniejszego lubczasopisma. Chyba wszyscy katolicy kibicowali „Gościowi” parę lat temu, gdy tygodnik został oskarżony przez niejaką Alicję Tysiąc, której państwo polskie nie dało zabić dziecka i jeszcze musiało za to zapłacić odszkodowanie. Osobiście z niesmakiem przyjąłem ugodę pisma z wyżej wymienioną, w wyniku której cofnięto skargę kasacyjną od wyroku nakazującego wypłatę 30 000 zł, uzyskując jedynie odstąpienie od konieczności przeproszenia feministki za tych kilka słów prawdy pod jej adresem.
Jednym z najdobitniejszych głosów „GN” w sprawie Tysiąc był red. Franciszek Kucharczak. Jest on zapewne dla wielu czytelników tego tygodnika wabikiem i wykładnikiem jego linji – tak jak Rafał Ziemkiewicz w „Rzepie” czy Janusz Korwin Mikke w „Najwyższym Czasie!”. Niestety p. Kucharczak jest uprzejmy systematycznie pisać nieprawdę na temat tradycjonalizmu katolickiego. W najświeższym swoim felietonie poświęconym osobie ks. Piotra Natanka był (nie)uprzejmy porównywać go do Arcybiskupa Marcelego Lefebvre’a.
Musimy trzymać się skały Piotra i złączonych z nim biskupów, a nie choćby najładniejszych oderwanych kamieni. Takim luźnym kamieniem był abp Lefèbvre, który przed laty zerwał jedność z Kościołem i założył schizmatycką wspólnotę. I oto ks. Natanek idzie jego drogą, sądząc zapewne, że tak przysłuży się Kościołowi. Ale tak się Kościół kaleczy. Nie scala się rozbiciem, nie łączy rozdarciem.Gdyby abp Lefèbvre swoją gorliwość połączył z posłuszeństwem, Bóg wyprowadziłby z tego dobro. A tak zbuntowany duchowny stworzył koczującą na obrzeżach Kościoła grupę rozdrażnionych ludzi, upatrujących istotę wiary w utrwalonej na wieki formie.
Tekst ten brzmi, jakby powstał w najciemniejszych czasach posoborowej dominacji. Kucharczak nie zauważa, że czasy się zmieniają. Nie dość, że Kościół Jana Pawła II nigdy nie ogłosił, iż wierni i kapłani związani z Arcybiskupem tworzą „schizmatycką wspólnotę”, to przecież całkiem niedawno Ojciec Święty Benedykt XVI stwierdził uchylenie ekskomunik ciążących na biskupach Bractwa Św. Piusa X. Hierarchom tym nie przyznano żadnych oficjalnych funkcyj i tytułów, ale w mocy pozostaje dawna decyzja papieskiej komisji Ecclesia Dei pozwalającą katolikom korzystać z posługi sakramentalnej członków FSSPX.
Franciszek Kucharczak może być zdziwiony, jeśli zapozna się z faktami świadczącymi, iż cały katolicki ruch związany z Nadzwyczajną Formą Rytu Rzymskiego mniej lub bardziej utożsamia się z walką Arcybiskupa Marcelego Lefebvre’a i uważa za jego duchowe dzieci. Postępują tak nie tylko osoby związane z Bractwem Św. Piusa X, ale także Instytut Dobrego Pasterza, znaczna część Bractwa Św. Piotra oraz rzesze zwykłych kapłanów diecezjalnych i wiernych, którzy nie poznaliby nigdy Tradycji katolickiej bez osoby Arcybiskupa i jego apostolatu. Ponieważ jedno zdjęcie znaczy więcej niż tysiąc (nomen omen) słów, zamieszczę tu linka do obrazka ze święceń w IBP.
Oto zakrystia w kościele pw. św. Eligiusza w Bordeaux, a purpuratami przymierzającymi się do popularnego „niedźwiadka” są miejscowy ordynariusz, Jan Piotr kard. Ricard i emerytowany kurialista Dariusz kard. Castrillon Hoyos. Jak widać nie przeszkadza im zupełnie portret Arcybiskupa Lefebvre’a, który znajdziemy po lewej stronie zdjęcia. Kardynałowie nie wyglądają na "koczujących na obrzeżach Kościoła"!
Antylefebrystowskie zaślepienie p. Kucharczaka odbiera mu znaczną część wiarygodności. Bowiem w sprawie tej to on stał się „Alicjem Tysiącem”, sługą fałszu, bo nawet nie półprawdy. Mam nadzieję, że to tylko tymczasowe i redaktor okaże się być dzielnym człowiekiem; gościem, który w świetle faktów zmienia zdanie i odtąd konsekwentnie nie powtarza kłamstw. Bo przecież nikt z nas tradycjonalistów nie wymaga, by pokochał Arcybiskupa Lefebvre’a i jego dzieło. Niech po prostu przestanie mijać się z prawdą na ten temat!
Źródło informacji: http://przedsoborowy.blogspot.com
0 komentarze:
Prześlij komentarz