Encyklika Divini illius Magistri (dalej w skrócie DIM) to doskonały wykład fundamentów, na których spoczywa zdrowa katolicka edukacja. W zawartym w niej programie można wyróżnić jedenaście głównych punktów czy też zasad, które jednocześnie stanowią kluczowe kryteria pozwalające ocenić, czy jakiś system szkolny ma charakter katolicki, czy też nie.
1. Cel albo powód edukacji
Wedle słów Piusa XI wszelka edukacja „polega na urobieniu człowieka jakim być powinien, jak powinien postępować w tym ziemskim życiu, żeby osiągnąć ów wzniosły cel, dla którego został stworzony” (DIM 7). Oto jest zatem cel edukacji: nauczyć człowieka, jak ma żyć, aby osiągnąć wieczną szczęśliwość. Postawienie takiego celu jest całkowicie zrozumiałe, ponieważ w ogóle celem naszej egzystencji jest znać i miłować Boga oraz służyć Mu na tym świecie, tak byśmy mogli radować się z Nim w wieczności.
Stąd, pisze dalej papież, „nie może być prawdziwego wychowania, które by nie było całe skierowane do ostatecznego celu”, a ponieważ Syn Boży „sam tylko jest drogą, prawdą i żywotem, nie może być pełnego i doskonałego wychowania, jak tylko chrześcijańskie” (DIM 7). W istocie, wychowanie chrześcijańskie ma „najwyższą doniosłość (…) nie tylko dla poszczególnych jednostek, ale także dla rodzin i dla całej ludzkiej wspólnoty, ponieważ jej doskonałość nie może nie wynikać z doskonałości tworzących ją członków” (DIM 8). Dzieło wychowania ma „nie dającą się przewyższyć wielkość”, jego celem jest bowiem „zapewnić duszom wychowanków najwyższe dobro – Boga, a ludzkiej społeczności najwyższy stopień możliwego na tej ziemi dobrobytu. I to w sposób ze strony człowieka najbardziej skuteczny, przez współdziałanie z Bogiem w udoskonaleniu jednostek i całej społeczności” (DIM 8). A to dlatego, że „właściwym i bezpośrednim celem chrześcijańskiego wychowania jest współdziałać z łaską Bożą w urabianiu prawdziwego i doskonałego chrześcijanina, tj. samego Chrystusa w ludziach” (DIM 94).
Zestawmy to ze współczesną edukacją. W najlepszym razie jej oficjalnie wyrażanym celem jest nabycie przez uczniów umiejętności, które umożliwią im podjęcie pracy lub dalszą edukację. Nawet katolicy uważają to dziś za główny cel edukacji. Większości z nich całkowicie obcy jest pomysł, że edukacja ma na celu zapewnienie nam wiecznego szczęścia. Nic w tym dziwnego, skoro deklaracja o wychowaniu chrześcijańskim Vaticanum II, nosząca tytuł Gravissimum educationis, mimo że w kilku miejscach wspomina o ostatecznym celu człowieka, w rzeczywistości przesuwa akcent z perspektywy wertykalnej, skierowanej ku Bogu, na horyzontalną, ziemską i doczesną. Stawiane przez ten dokument cele edukacji stały się humanistyczne i naturalistyczne. Jest to więc wychowanie „nastawione na braterskie z innymi narodami współżycie dla wspierania prawdziwej jedności i pokoju na ziemi”[1], zharmonizowane z ujmowanymi jako „prawo człowieka do nauki” celami edukacji Organizacji Narodów Zjednoczonych. Edukacja służy, zdaniem soborowej deklaracji, „budowaniu świata bardziej ludzkiego”[2].
2. Rezultat chrześcijańskiego wychowania
Prawdziwie chrześcijańskie wychowanie zdaniem Piusa XI ma na celu urobienie chrześcijanina, osoby z charakterem, która myśli i działa „wedle zdrowego rozumu, oświeconego nadprzyrodzonym światłem przykładów i nauki Chrystusa”, postępując drogą „odwiecznych zasad sprawiedliwości”, nie zaś „wedle subiektywnych zasad” (DIM 96). Prawdziwa sprawiedliwość, dodaje papież, oznacza oddanie Bogu tego, co się Mu należy – a zatem prawdziwy katolik dowodzi we wszystkich swych dziełach, że żyje nadprzyrodzonym życiem w Chrystusie (por. Kol 3, 4; 2 Kor 4, 11).
Bardzo wielu absolwentów dzisiejszych szkół nie potrafi już odróżniać dobra od zła (wedle „odwiecznych zasad”, bez których nie istnieje sprawiedliwość). Dzieje się tak dlatego, że uczniowie są poddani wpływom etyki humanistycznej, która twierdzi, że dobro i zło to kwestia osobistych preferencji („wedle subiektywnych zasad”). Niektórzy nauczyciele katoliccy dostrzegają, że uczniowie już wcale nie kontrolują swojego zachowania, ale jako remedium proponuje się wdrożenie „ulepszonego” programu kształcenia moralnego, ukazującego wartości etyczne na przykładach pochodzących z mitów i literatury klasycznej. Wygląda to z pozoru na rozwiązanie możliwe do przyjęcia, ale w praktyce przyczynia się ono jedynie do pogłębienia relatywizmu religijnego i moralnego, ponieważ pod płaszczykiem „klasyki” promuje się zasady religii pogańskich, zrównując je z wartościami chrześcijańskimi.
Pius XI dostrzegł i potępił tę formę pedagogicznego naturalizmu już w 1929 roku:
Lecz niestety niemało jest takich, którzy i nazwą wedle prostego jej brzmienia, i czynem starają się usunąć wychowanie spod wszelkiej zależności od Bożego prawa. Stąd w naszych czasach jesteśmy świadkami dość dziwnego naprawdę zjawiska, że wychowawcy i filozofowie trudzą się w wyszukiwaniu jakiegoś powszechnego kodeksu moralnego wychowania, jak gdyby nie istniał ani Dekalog, ani prawo ewangeliczne, ani nawet prawo natury wyryte przez Boga w sercu człowieka, głoszone przez zdrowy rozum, ujęte za pomocą pozytywnego Objawienia przez samego Boga w dziesięć przykazań.
Owi nowatorzy zwykli też z pogardą nazywać chrześcijańskie wychowanie heteronomicznym, biernym, przestarzałym, ponieważ opiera się ono na powadze Boga i na świętym Jego prawie.
Sromotnie się łudzą, sądząc, że wyzwalają, jak mówią, dziecko. Przeciwnie! czynią je raczej niewolnikiem swojej ślepej pychy i swoich nieuporządkowanych namiętności, bo siłą logicznego następstwa tych błędnych systemów, usprawiedliwia się owe namiętności jako słuszne wymagania natury, posiadającej tzw. autonomię (DIM 62–63).
Innymi słowy, nie można ukształtować osoby potrafiącej odróżnić dobro od zła, jeśli szkoła nie zwróci się do Chrystusa i do „odwiecznych zasad sprawiedliwości”. Bez prawdziwej chrześcijańskiej edukacji świat może jedynie popaść w barbarzyństwo – i właśnie tego jesteśmy dziś świadkami.
3. Zadania Kościoła
„Edukacja należy w sposób szczególny do Kościoła”, podkreśla Pius XI, ze względu na jego podwójną rolę, którą mu wyznaczył sam Bóg – jako Matki i Nauczycielki. Kościół jest Nauczycielką, ponieważ jego Boski Założyciel nakazał mu nauczać wszystkie narody (por. Mt 28, 19–20). „Stąd Kościół – pisze Pius XI, cytując swego poprzednika, Piusa IX – «został ustanowiony przez Boskiego swego Twórcę kolumną i utwierdzeniem Prawdy, żeby (…) kierował i kształcił ludzi i ich zrzeszenia i czyny w prawości obyczajów i uczciwości życia wedle normy nauki objawionej»” (DIM 16).
Skoro Kościół otrzymał od Boga dar nieomylności w sprawach wiary i obyczajów, jest on „w wykonywaniu swojego wychowawczego posłannictwa niezależny od jakiejkolwiek władzy ziemskiej, i to nie tylko w zakresie własnego przedmiotu, lecz także co do środków koniecznych i odpowiednich do wypełnienia swojej wychowawczej misji” (DIM 18). Tak więc co się tyczy wszelkiego rodzaju edukacji (także badań naukowych[3] i wychowania fizycznego) Kościół, jako mądra Matka, ma prawo „sądzenia, czy i o ile mogą one być dla chrześcijańskiego wychowania pożyteczne lub szkodliwe” (DIM 18).
Dzieje się tak dlatego, dodaje Pius XI, ponieważ „wszelkie nauczanie, na równi z wszelką inną ludzką czynnością, jest w koniecznym stosunku zależności od ostatecznego celu człowieka, i dlatego nie może wyłamać się spod norm Bożego prawa, którego stróżem, tłumaczem i nieomylnym nauczycielem jest Kościół” (DIM 18). Dla potwierdzenia tej prawdy papież cytuje św. Piusa X: „chrześcijanin powinien wszystkie sprawy kierować do najwyższego dobra, jako do ostatecznego celu. Ponadto wszystkie jego czynności, czy dobre czy złe moralnie, to jest o ile zgadzają się lub nie z naturalnym i Bożym prawem, podlegają sądowi i jurysdykcji Kościoła”[4].
Oznacza to w praktyce, że wszystko w katolickiej szkole musi się wiązać z ostatecznym celem człowieka i harmonizować z nauczaniem Kościoła. Nadzór ze strony Kościoła udziela pomocy w „pomyślności rodzin i państwa, trzymając z dala od młodzieży ową moralną truciznę, którą w tym wieku, tak niedoświadczonym i zmiennym, zazwyczaj z łatwością się przyjmuje i w praktyce szybko się rozszerza” (DIM 24). Papież cytuje tu spostrzeżenie swego poprzednika, Leona XIII, że „bez wykształcenia religijnego i moralnego niezdrowa będzie wszelka kultura ducha”[5].
Ponieważ edukacyjne zadanie Kościoła obejmuje wszystkie narody, „nie ma władzy na ziemi, która by mu mogła prawnie się sprzeciwić albo stawiać mu przeszkody” (DIM 25). Papież przypomina przebogatą i pełną wspaniałych dzieł historię edukacji kościelnej; zaprawdę, cywilizacja i postęp wynikły z chrześcijaństwa, ponieważ Kościół tworzył „niezliczone mnóstwo szkół i instytucji we wszystkich gałęziach wiedzy”, które edukowały miliony ludzi przez całe wieki i we wszystkich krajach świata.
Zadając kłam współczesnej modzie przepraszania za przeszłe „grzechy Kościoła”, Pius XI dowodzi, że liczne katolickie instytucje społeczne, charytatywne i edukacyjne oraz „nieskończony zastęp świętych wychowawców i wychowawczyń” (DIM 99) pracowały na rzecz społeczności i narodów na całej ziemi. Te błogosławione owoce chrześcijańskiej edukacji zostały zrodzone „przez życie i cnotę nadprzyrodzoną w Chrystusie, którą ono w człowieku kształtuje i rozwija” (DIM 100). Oto dowód na słuszność nauki Kościoła, że jedyną właściwą edukacją jest chrześcijańskie wyrobienie, a „dobry katolik (…) jest tym samym najlepszym obywatelem” (DIM 85); tak więc „dla każdego umysłu, wolnego od uprzedzeń, nie do pojęcia jest jakikolwiek rozumny motyw do sprzeciwiania się (…) Kościołowi w tym właśnie dziele, którego błogosławionymi owocami obecnie świat się cieszy” (DIM 27).
Prawdziwe kształcenie jest zatem możliwe jedynie pod kierunkiem Kościoła – lecz oczywiście nie pod kierunkiem buntowniczych „reformatorów”. Niestety, to właśnie oni często dzierżą dziś władzę w katolickich szkołach. Za ich rządów zezwolono na to, by prawa Kościoła zostały podeptane. Nadzór kościelny nad szkołami jest iluzoryczny, nawet w szkołach oficjalnie katolickich. Skoro rząd sprawuje kontrolę nad przepisami oświatowymi, programami i podręcznikami szkolnymi, finansowaniem edukacji, kształceniem nauczycieli i egzaminami maturalnymi, oznacza to, że państwo w dziedzinie edukacji uzurpowało sobie wiodącą i zasadniczą rolę, która przysługuje Kościołowi, a szkoły katolickie, ulegle podporządkowujące się temu systemowi, są w istocie szkołami państwowymi.
4. Zadania rodziny
Pius XI przytacza ważne słowa Leona XIII: „Rodzice z natury mają prawo kształcenia tych, których zrodzili, z tym obowiązkiem, by wychowanie i nauka dzieci były zgodne z celem, dla którego z łaski Boga otrzymali potomstwo. Stąd rodzice winni się starać i dążyć do tego, żeby odeprzeć wszelki zamach na swoje prawa w tej materii i żeby stanowczo sobie wywalczyć, by mogli, jak przystoi, po chrześcijańsku dzieci swoje wychować, a zwłaszcza z daleka je trzymać od tych szkół, w których kryje się dla nich niebezpieczeństwo przesiąknięcia jadem bezbożności”[6].
Papież podkreśla, że wynika to z samego prawa naturalnego[7]. Pius XI zauważa, że „poszanowanie naturalnego prawa” można dostrzec nawet w wyroku Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, który „orzekł, że państwu nie przysługuje bynajmniej ogólna władza wprowadzenia jednego tylko typu wychowania młodzieży, przez zmuszanie jej do pobierania nauki wyłącznie w szkołach publicznych” (DIM 37).
Z czym jednak mamy dziś do czynienia? Najpierw, jak już wspomniano, szkoły katolickie są w istocie szkołami państwowymi. Co więcej, władze oświatowe, współdziałając ze nauczycielskimi zrzeszeniami zawodowymi, żądają od nauczycieli nieustannego „doszkalania” i „ulepszania” swej wiedzy, dążąc do całkowitej standaryzacji kształcenia. Rodzice nie mają praktycznie żadnej kontroli nad stosowanymi w szkołach programami; biurokraci, władze szkół i sami nauczyciele uchodzą w tej mierze za nieomylnych ekspertów, którzy decydują, co jest najlepsze dla dzieci. „Jad bezbożności” sączy się przez religioznawstwo porównawcze nazywanie lekcjami religii, przez edukację seksualną i inne programy „globalnej edukacji”, tym zaś, którzy wyrażają sprzeciw wobec tej jawnie antychrześcijańskiej strategii, zwykle udziela się surowej reprymendy, a ich dzieci nierzadko cierpią w szkołach prześladowanie. W niektórych przypadkach nawet nakazuje się im zabranie dzieci ze szkół. W ten sposób władze państwowe, a nawet ci, którzy działają w imieniu Kościoła, bezwstydnie depczą prawa, których Bóg udzielił rodzinie.
Mimo to, aby upewnić rodziców, że ich prawa w zakresie edukacji nie zostały naruszone, władze szkolne i nauczyciele dość bezmyślnie powtarzają za Vaticanum II: „Rodzice (…) muszą być uznani za pierwszych i głównych jego [potomstwa] wychowawców”[8]. Jednak użyte tu słowo „pierwsi” (łac. primi) tkwi w samym centrum konfliktu między nauczycielami a szkołą, jest ono bowiem podatne na różne interpretacje.
„Pierwsi” – to może znaczyć „główni” lub „nadrzędni”; może to jednak również znaczyć „początkowi”. W przypadku użycia pierwszego tłumaczenia rola rodziny jest o wiele bardziej autorytatywna, niż gdy się skorzysta z drugiego. Wielu nauczycieli woli rozumieć te słowa w drugim znaczeniu, ponieważ w ten sposób mogą oni okazać swą antypatię względem rzeczywistych zadań rodziny, precyzyjnie i z mocą podkreślonych przez Piusa XI: „Zatem rodzina ma bezpośrednio od Stwórcy posłannictwo, a stąd też i prawo wychowania potomstwa, prawo, którego zrzec się nie można, ponieważ nierozdzielnie łączy się ono ze ścisłym obowiązkiem, prawo wcześniejsze od jakiegokolwiek prawa ludzkiej społeczności, czy państwa, a stąd nietykalne ze strony jakiejkolwiek ziemskiej władzy” (DIM 32).
„Prawo, którego zrzec się nie można” to takie uprawnienie, którego nie można przekazać komuś innemu i którego nikomu nie wolno odbierać; „prawo nienaruszalne” – to prawo uświęcone, które nie powinno być przez nikogo łamane. Zadania rodziców są więc nie tylko pierwsze w sensie chronologicznym; to by przecież oznaczało, że istnieje moment, w którym inni przejmują władzę nad edukacją. Ale to ci sami „inni” chcą decydować, kiedy ten „pierwszy” okres się kończy – najczęściej w wieku czterech czy pięciu lat. Dziecko dostaje się zatem w tryby systemu edukacji, a jednocześnie rodzice tracą swoje niezbywalne i nienaruszalne prawo do decydowania o tym, jak będzie ono edukowane. Ich rola jest już skończona, miejsce u steru zajmują „eksperci”.
Opierając się na słowach Akwinaty, papież Pius XI wyjaśnia, że „pierwszy” nie znaczy tu jedynie „następujący najpierw w porządku chronologicznym”, lecz „ponad wszystkimi innymi biorącymi udział w wychowaniu”, również ponad szkołą.
Najpierw rozpatruje przypadek małego dziecka: „Co się tyczy nietykalności owego prawa, to jej powód podaje Doktor Anielski: «Syn bowiem z natury jest czymś z ojca… wymaga tego prawo przyrodzone, by syn zanim przyjdzie do używania rozumu, był pod opieką ojca. Stąd byłoby przeciwnym przyrodzonemu prawu, gdyby dziecko, nim dojdzie do używania rozumu, wydarte było spod opieki rodziców, albo gdyby bez ich zgody cokolwiek było odnośne do niego postanowione»[9]” (DIM 33).
Następnie, wciąż posługując się nauką św. Tomasza, papież rozszerza to nienaruszalne prawo i obowiązek rodziców w dziedzinie kształcenia „aż do czasu, kiedy [dzieci] będą miały możność same sobie radzić” (DIM 33) – co znaczy, że to prawo dotyczy także kształcenia w szkole średniej – i dodaje, że państwo nie dzierży absolutnej władzy nad edukacją.
Skoro powszechnie się przyjmuje, że dziecko zaczyna używać rozumu w wieku siedmiu lat, to oznacza, że państwo nie ma prawa wymagać posyłania dziecka do szkoły wcześniej, niż osiągnie ono ten wiek. Co więcej, skoro naturalne prawo rodziców do decydowania o edukacji dziecka trwa w nienaruszalnym stanie aż do czasu, gdy dziecko osiągnie samodzielność, państwo nie powinno narzucać obowiązku szkolnego, a szkoły nie powinny umniejszać praw i odpowiedzialności rodziców, jak to zazwyczaj czynią.
Kościół na poziomie poszczególnych krajów, nie próbując walczyć z państwowym przymusem szkolnym wówczas, gdy go zaczęto wprowadzać, porzucił swoją władzę nad edukacją i praktycznie rzecz ujmując to właśnie wówczas przegraliśmy walkę o prawa rodziny. Związana dotychczas ścisłymi więzami wiary i obyczaju rodzina katolicka zaczęła się od tej chwili powoli rozprzęgać, ponieważ dostała się pod władzę państwa.
Decydowanie o tym, czy posłać dzieci do szkoły oraz gdzie i kiedy to uczynić, jest najbardziej podstawowym i nienaruszalnym prawem rodziców w dziedzinie kształcenia.
5. Zadania państwa
Jaka powinna być rola państwa (jeśli państwo ma tu w ogóle coś do powiedzenia) w katolickiej edukacji? Wedle encykliki Piusa XI Bóg dał państwu zadanie popierania doczesnego dobrobytu obywateli, w tym zaś się mieści umożliwienie rodzinom i poszczególnym osobom swobodnego wykonywania swych praw w pokoju i bezpieczeństwie: „Zatem podwójna jest funkcja powagi właściwej państwu: ochraniać i popierać rodzinę i jednostki, a nie pochłaniać je lub zajmować ich miejsce. Stąd w zakresie wychowania państwo ma prawo, albo, żeby lepiej się wyrazić, ma obowiązek ochraniać swoimi ustawami wcześniejsze prawo rodziny do chrześcijańskiego wychowania dzieci” (DIM 43–44). Państwo winno wspomagać „inicjatywę i działalność Kościoła i rodziny, która jak bardzo jest skuteczna, pokazuje historia, i doświadczenie” (DIM 46). Żadne działanie, które podejmuje państwo w dziedzinie edukacji, nie powinno kłócić się z prawami Kościoła i rodziny. „Niesprawiedliwy i niedozwolony jest wszelki monopol wychowawczy czy też szkolny, który fizycznie lub moralnie zmusza rodziny do posyłania dzieci do szkół państwowych, wbrew obowiązkom chrześcijańskiego sumienia, a także wbrew słusznym ich upodobaniom” (DIM 48).
Czy dzisiaj państwo chroni katolicką edukację? Wręcz przeciwnie! Jego monopol w trzech głównych obszarach poważnie gwałci prawa rodzin.
Po pierwsze, chodzi o przesiąknięte błędami filozoficznymi i moralnymi rządowe programy nauczania[10], stosowane nawet przez prywatne szkoły katolickie, zmuszone do tego ze względu na monopol rządowy w zakresie świadectw umożliwiających podjęcie pracy czy wstęp na studia wyższe. Po drugie, państwo przypisuje sobie monopol w zakresie certyfikacji nauczycieli. Po trzecie, chodzi o monopol finansowy. W wielu miejscach katolicy płacą podatki na szkoły, nawet jeśli ich dzieci chodzą do szkół prywatnych lub uczą się poza szkołą[11]. Jest to forma podwójnego opodatkowania, a prócz tego bodziec ekonomiczny skłaniający do korzystania ze szkół publicznych.
6. Natura szkoły
Papież Pius XI uczy: „społeczna instytucja szkoły (…) powstała z inicjatywy rodziny i Kościoła, i to znacznie wcześniej, niż przez zabiegi państwa. Stąd szkoła (…) z natury swojej jest instytucją pomocniczą i dopełniającą rodziny i Kościoła; a wskutek tego z logiczną moralną koniecznością powinna nie tylko nie sprzeciwiać się, ale owszem pozytywnie się zgadzać z obydwoma poprzednimi środowiskami, w jak najdoskonalszej możliwie jedności moralnej tak, by razem z rodziną i Kościołem mogła tworzyć jedno sanktuarium, poświęcone chrześcijańskiemu wychowaniu, pod grozą rozminięcia się ze swoim celem i przemienienia się przeciwnie, w dzieło rozkładu” (DIM 77).
Większość dzisiejszych szkół nie uważa się za instytucje pomocnicze względem rodziny i Kościoła czy uzupełniające ich zadania. Nauczanie nie jest już powołaniem, lecz zawodem. Edukacja to wielki biznes oraz narzędzie zwracania całych narodów przeciwko Bogu i jego Kościołowi. Wiele programów realizowanych w katolickich szkołach pozostaje w radykalnej opozycji względem tego, czego chcą rodzice. Co zdumiewające, nawet biskupi promują programy gwałcące sumienia chrześcijańskich rodziców. Te szkoły stały się elementem „dzieła rozkładu”. Problemy z zachowaniem uczniów praktycznie nie istniały w szkołach, które stosowały się do zasad katolickich. Szkoła popada w ruinę, gdy przestaje służyć rodzinie i Kościołowi, a zaczyna samodzielny byt, sama dla siebie ustanawiając prawa.
7. Programy nauczania
Zgodnie z nauczaniem encykliki Piusa XI „nie przez to samo, że w szkole się udziela (często bardzo skąpo) nauki religii, staje się ona (…) godna, by do niej uczęszczali katolicy uczniowie. By była ona taką, potrzeba, żeby całe nauczanie i całe urządzenie szkoły: nauczyciele, programy, książki wszystkich przedmiotów były przejęte chrześcijańskim duchem pod macierzyńskim kierunkiem i czujnością Kościoła w ten sposób, żeby religia była prawdziwie podstawą i uwieńczeniem całego wykształcenia, na wszystkich stopniach, nie tylko początkowych, ale i średnich i wyższych. Konieczną jest rzeczą żeby użyć słów Leona XIII, by nie tylko w pewnych godzinach wykładało się młodzieży religię, ale by całe nauczanie tchnęło duchem chrześcijańskiej pobożności. Jeśli tego braknie, jeśli to święte tchnienie nie będzie przenikać i rozgrzewać dusz nauczycieli i uczniów, bardzo mały pożytek będzie można zebrać z jakiejkolwiek nauki; przeciwnie, często wynikną z tego szkody, i to niemałe” (DIM 80). Innymi słowy, aby osiągnąć sukces w edukacji, należy umieścić Boga na pierwszym miejscu.
Pius XI podkreśla , że młodzież powinna być kształcona „solidnie i głęboko”, „wystrzegając się encyklopedycznej powierzchowności”, a nauczanie wszystkich przedmiotów, również zupełnie świeckich, było „we wszystkim zgodne z katolicką wiarą” (DIM 87). Jeśli w trakcie nauki „będzie rzeczą konieczną dać im [uczniom] poznać dzieła zdrożne w celu ich zwalczania”, wówczas „przeciwwaga zdrowej nauki” sprawi, że nie tylko nie odniosą oni żadnej szkody, lecz będzie to dla nich z pożytkiem (DIM 86).
Dziś jednak mamy do czynienia z bezprecedensową sytuacją: większość szkół formalnie katolickich nie jest przeniknięta chrześcijańską pobożnością, lecz humanizmem, marksizmem, feminizmem i innymi ideologiami New Age – w tym także okultyzmem. Nie tylko treści, których się naucza, nie są uzgadniane z katolicyzmem, nie tylko nie odrzuca się błędnych doktryn, ale nawet próbuje się dostosować wiarę do błędnych idei.
Na przykład polityczna poprawność skłania szkoły do przyjmowania „multikulturowości”, przekształcających chrześcijańskie święta Bożego Narodzenia w indyferentne święta zimowe, połączone z obchodami świąt innych religii. Inni znowu z pietyzmem świętują okultystyczny Halloween, dekorują klasy wizerunkami czarownic i demonów oraz zakładają odpowiednie stroje na bale przebierańców, a jednocześnie całkowicie ignorują święto Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny.
Zatem, zgodnie z nauczaniem Piusa XI, same lekcje religii w szkole nie czynią jej odpowiednim miejscem dla uczniów katolickich. Jeśli cała reszta nie odpowiada katolickim zasadom, szkoła – zamiast budować katolicyzm – staje się narzędziem jego zniszczenia.
8. Nauczyciele
Jakość nauczycieli jest jednym z najważniejszych wyznaczników katolickości szkół. Czy uczący w szkole znają, miłują i praktykują swoją wiarę? Jaką otrzymali edukację? Jak pisze Pius XI, „dobre szkoły są owocem nie tyle dobrych urządzeń, ile przede wszystkim dobrych nauczycieli, którzy, doskonale przygotowani i wykształceni, każdy w swym przedmiocie, jaki ma wykładać, wyposażeni w te przymioty intelektualne i moralne, wymagane przez ich tak ważny urząd, płoną czystą i boską miłością powierzonej im młodzieży właśnie dlatego, że kochają Jezusa Chrystusa i Jego Kościół, którego najukochańszą dziatwą jest młodzież, oraz dlatego, że im szczerze leży na sercu prawdziwe dobro rodzin i swej ojczyzny” (DIM 88).
W kanonie 803 par. 2 CIC 1983 czytamy: „W szkole katolickiej nauczanie i wychowanie powinny się opierać na zasadach chrześcijańskiej doktryny. Wykładowcy mają się odznaczać zdrową nauką i prawością życia”. Kształcenie katolickich nauczycieli, pisze Pius XI, „winno w pierwszym rzędzie leżeć na sercu Pasterzy dusz i najwyższych Przełożonych zakonnych”. Zatrudnianie nauczycieli, którzy wykraczają poza ramy katolickiej ortodoksji, jest również, jak pisze papież, łamaniem najświętszych praw chrześcijańskich oraz wykroczeniem przeciw zasadom sprawiedliwości: „każde dziecko czy też młodzieniec chrześcijański ma ścisłe prawo do pobierania nauki, zgodnej z nauką Kościoła, tej kolumny i utwierdzenia prawdy, i ciężką krzywdę wyrządziłby mu każdy, kto zachwiałby jego wiarę, nadużywając zaufania młodzieży względem nauczycieli” (DIM 57).
Nawet prywatne szkoły organizowane przez rodziców niezależnie od systemu oświatowego nie zawsze są w tym względzie doskonałe. Wielu nauczycieli, zwłaszcza młodszych, zostało podczas studiów poddanych wpływom liberalizmu i mogło w dużej mierze się im poddać. Mimo że ci ludzie kierują się dobrą wolą, ich formacja i wiedza są ułomne i dlatego nie są oni w stanie odpowiednio przekazać wiedzy w duchu katolickim.
9. Dyscyplina
Pius XI rzuca wyzwanie nowoczesnym systemom kształcenia, ucząc, że grzech pierworodny pozostawił w ludzkiej naturze bolesne rany – słabość woli i nieuporządkowane dążenia: „«Głupota przywiązana jest do serca dziecięcego, ale rózga karania wypędzi ją» (Prz 22, 15). Trzeba zatem poprawić nieuporządkowane skłonności, wzmacniać i zestrajać dobre od lat najmłodszych, a przede wszystkim należy oświecać rozum i wzmacniać wolę za pomocą prawd nadprzyrodzonych i środków łaski. Bez tych środków niepodobna ani opanować przewrotnych skłonności, ani dojść do doskonałości wychowawczej, właściwej Kościołowi” (DIM 59).
Papież cytuje także słowa Leona XIII: „bez wykształcenia religijnego i moralnego niezdrowa będzie wszelka kultura ducha; młodzieńcy, nieprzyzwyczajeni do poszanowania Boga, nie będą mogli znieść karności uczciwego życia i, przyzwyczajeni do nieodmawiania niczego swoim żądzom, z łatwością dadzą się pociągnąć do wywrotowej akcji przeciw państwom”[12].
Pius XI potępia zatem „wszelki naturalizm pedagogiczny, który w kształceniu młodzieży w jakikolwiek sposób wyklucza, albo ogranicza nadprzyrodzone chrześcijańskie wyrobienie” (DIM 60), próbując „wyzwolić” dziecko od wszelkiej zwierzchności. Pisze, że „błędna jest wszelka metoda wychowania, która się opiera w całości lub w części na zaprzeczeniu grzechu pierworodnego i łaski, albo zapomnieniu o nich, a stąd na samych tylko siłach ludzkich natury. Takimi w ogóle są te dzisiejsze systemy o przeróżnych nazwach, które powołują się na rzekomą autonomię i niczym nie ograniczoną wolność dziecka i które zmniejszają albo nawet usuwają powagę i działanie wychowawcy, przypisując dziecku wyłączny prymat inicjatywy w zakresie swojego wychowania i działanie niezależne od wszelkiego wyższego naturalnego i Bożego prawa” (DIM 60).
To niesamowite, że już w 1929 roku, gdy dopiero raczkowały skrajnie liberalne, a współcześnie szeroko rozpowszechnione metody kształcenia (antypedagogika, Szkoła Summerhill, wychowanie bezstresowe itd.), papież Pius XI dostrzegł płynące stąd niebezpieczeństwa, wskazał ich źródła i środki zaradcze. Kierunki te ogólnie biorąc charakteryzują się naturalizmem, przyznającym dziecku praktycznie pełną autonomię w wyborze przedmiotu kształcenia i sposobu postępowania.
Papież podkreśla, że słuszna kara nie łączy się ani z despotyzmem, ani z przemocą. Dziś jednak wszelkie kary cielesne zostały zakazane, a nauczyciele, którzy próbują dyscyplinować uczniów w inny sposób, nie otrzymują wsparcia ze strony rodziców. W rezultacie dyscyplina legła w gruzach, a przemoc w szkołach urosła do przerażających rozmiarów. Dzieci nieprzyzwyczajone do samokontroli są rzeczywiście skłonne do naruszania porządku publicznego i czynią to w coraz młodszym wieku.
Pius XI podkreśla, że jeśli dziecko nie nauczy się „bojaźni Boga, początku mądrości”, która rodzi poszanowanie władzy, wówczas niemożliwy jest porządek, pokój i pomyślność nie tylko w rodzinie, lecz także w państwie. Zdaniem papieża, „rozluźnienie karności rodzinnej” sprawia, iż „rozwijają się w młodzieży nieokiełznane namiętności” (DIM 74). Zachęca więc rodziców i nauczycieli, jako „wikariuszów Bożych”, aby używali udzielonej im przez Boga władzy. Niestety, dzisiejsze państwo skutecznie niszczy tę władzę, instruując dzieci, że mogą donieść na próbujących je dyscyplinować rodziców i nauczycieli, a w konsekwencji zamknąć ich w więzieniach.
10. Koedukacja
Wielu katolików okazuje zaskoczenie, gdy się dowiadują, że koedukacja jest systemem „błędnym i dla chrześcijańskiego wychowania szkodliwym”, ponieważ najczęściej opiera się ona na „zaprzeczającym grzech pierworodny naturalizmie”, a zawsze „na opłakania godnym pomieszaniu pojęć, które uczciwe współżycie ludzkie utożsamia z pomieszaniem i wszystko niwelującą równością [płci]”. Papież potępia więc użycie koedukacji dla zademonstrowania równości płci. Wyjaśnia dalej, że „w samej naturze, która uczyniła je różnymi co do organizmu, co do skłonności i uzdolnień, nie ma żadnego argumentu, jakoby tu mogło lub powinno być pomieszanie, a tym mniej zrównanie w kształceniu płci obojga. Stosownie do przedziwnych zamiarów Stwórcy mają one wzajemnie się uzupełniać w rodzinie i w społeczeństwie, właśnie z powodu tej ich różnicy, którą dlatego należy w wychowaniu zachować i popierać przez konieczne rozróżnienie i stosowne odpowiednio do wieku i warunków oddzielenie. Te zasady powinny być stosowane co do czasu i miejsca wedle norm chrześcijańskiej roztropności do wszystkich szkół, zwłaszcza w najbardziej delikatnym i decydującym o wyrobieniu człowieka okresie, jakim jest okres młodzieńczości, i w ćwiczeniach gimnastycznych i sportowych, gdzie szczególny wzgląd mieć trzeba na chrześcijańską skromność młodzieży żeńskiej, którą w wysokim stopniu obraża wszelkiego rodzaju wystawianie się na publiczny widok” (DIM 68).
Dziś koedukacja stała się normą. W ten sposób nie tylko praktykuje się zrównanie płci, ale na dodatek głosi się to we wszystkich przedmiotach szkolnych. Długotrwałe wysiłki w celu usunięcia wszelkich oznak „stereotypów płci” z podręczników literatury, gramatyki, nawet z matematyki, przynoszą rezultaty. Fałszywy pogląd o absolutnej równości płci, głoszony zarówno przez masonów, jak i marksistów, przewiduje konieczność usunięcia wszelkich rozróżnień oraz rujnuje ustanowioną przez Boga hierarchię w życiu rodzinnym.
Istnieje ścisły związek między wprowadzeniem w latach 60. koedukacji w szkołach katolickich a obniżeniem dyscypliny i utratą przez uczniów zainteresowania zdobywaniem wiedzy. Ta obserwacja doświadczalnie potwierdza mądre słowa Piusa XI, ostrzegającego, że koedukacja niszczy katolickie wychowanie.
11. Edukacja seksualna
Ta kwestia stanowi papierek lakmusowy katolickości szkół. Papież Pius XI potępił ją zdecydowanie i w ostrych słowach:
Najbardziej wszakże niebezpieczny jest ów naturalizm, który w naszych czasach przenika dziedzinę wychowania w materii najbardziej delikatnej, jaką jest czystość obyczajów. Bardzo rozpowszechniony jest błąd tych, którzy w zgubnym uroszczeniu, brudnymi słowami, uprawiają tzw. seksualne wychowanie, fałszywie sądząc, że będą mogli ustrzec młodzież przed niebezpieczeństwami zmysłów za pomocą czysto naturalnych środków, jakimi są lekkomyślne uświadomienie i prewencyjne pouczenie dla wszystkich bez różnicy, nawet publicznie, a co gorsza, za pomocą wystawiania młodzieży przez pewien czas na okazje, żeby ją, jak powiadają, do nich przyzwyczaić i jak gdyby zahartować dusze przeciw tego rodzaju niebezpieczeństwom.
Bardzo oni błądzą, nie chcąc uznać przyrodzonej ułomności natury ludzkiej (…) i zapoznając nawet samo doświadczenie życia, z którego widać, że właśnie w młodzieży występki przeciw obyczajności nie są tyle następstwem braku znajomości rzeczy, ile przede wszystkim słabości woli, wystawionej na niebezpieczeństwa i nie wspieranej środkami łaski (DIM 65–66).
Papież cytuje słowa „zasłużonego około chrześcijańskiego wychowania, niesłychanie pobożnego i uczonego kardynała” Silvia Antoniana: „Taka i tak wielka jest nasza ułomność i skłonność do grzechu, że często w tych samych rzeczach, które się mówi dla ochrony przed grzechem, słuchający ma właśnie okazję i podnietę do grzechu. Wskutek tego w najwyższym stopniu jest ważnym, żeby dobry ojciec, kiedy mówi z synem o rzeczy tak śliskiej, uważał i nie schodził do szczegółów i do opisywania różnych form, jakimi ta piekielna hydra zatruwa tak wielką część świata, żeby się nie przytrafiło, iż zamiast ugasić ten ogień, nieroztropnie rozdmuchałby go i rozpalił w prostym i wrażliwym sercu dziecka. W ogóle, w ciągu lat dziecięcych wystarczy używać tych środków, jakie równocześnie szczepią cnotę czystości i zamykają drzwi dla występku”[13].
Jasno stąd wynika, że edukacja seksualna w klasie szkolnej jest całkowicie sprzeczna z nauką katolicką i żadna szkoła, która ją w jakiejkolwiek formie praktykuje, nie zasługuje na miano szkoły katolickiej.
Zauważmy, że Pius XI nie napisał ani słowa o „katolickiej edukacji seksualnej”. Nierzadko jednak proponuje się zastąpienie świeckich programów „katolickimi programami seksedukacji”, zakładając, że jest konieczna jakaś forma publicznego pouczenia w tym zakresie. Papież jednak postawił sprawę jasno: nie jest to sprawa do rozpatrywania w klasie szkolnej – kropka. Pius XI doskonale wiedział, że pozornego argumentu za takim kształceniem dostarcza pogląd, iż ignorancja w dziedzinie seksualnej rodzi wiele złych skutków, jak ciąże nastolatek, aborcja i choroby weneryczne. Ale edukacja seksualna, zwłaszcza prowadzona w klasach mieszanych, wystawia wszystkich uczniów na niebezpieczeństwo bliskiej okazji do grzechu. Wielu z nich, zwłaszcza w szkołach średnich, nie dba nawet o stan łaski uświęcającej, nie spowiada się i nie przyjmuje Komunii św.; stąd ich słaby i mało skuteczny opór przeciw pokusom, a rezultatem jest rozszerzająca się niemoralność w dziedzinie seksualnej.
Nieraz podnosi się argument, że w dzisiejszych czasach młodzież została już „wyedukowana” w dziedzinie seksualnej poza szkołą, ma kontakt z pornografią i popełnia liczne grzechy przeciwko szóstemu przykazaniu, stąd seksedukacja już jej nie może zaszkodzić. Jeśli nawet byłaby to prawda (a w katolickich szkołach należałoby chyba oczekiwać nieco wyższych standardów), to tym bardziej edukacja seksualna jest takiej młodzieży zbędna, tym bardziej, że przez uczniów zdeprawowanych może być to uważane jedynie za typowe „belferskie trucie” – w końcu sami „wiedzą już wszystko lepiej”. Natomiast zgorszenie, które sprawi się przez to nawet u jednego ucznia na tysiąc, będzie miało katastrofalne skutki: „Kto by zaś zgorszył jednego z tych małych, którzy we mnie wierzą, lepiej by mu było, aby zawieszono kamień młyński u szyi jego i zatopiono go w głębokościach morskich” (Mt 18, 6).
Opracowano na podstawie artykułu Cornelii R. Ferreiry What is Catholic Education?
PRZYPISY:
[1] Gravissimum educationis [GE], nr 1.
[2] GE 3.
[3] Pogląd, że Kościół sprzeciwia się nauce, jest mitem. Błądzi również ten, kto uważa, że nauka sytuuje się poza horyzontem zainteresowania Kościoła. Papież Pius XI cytuje nauczanie I Soboru Watykańskiego (sesja 3, rozdz. 4) o tym, że Kościół „nie tylko nie zwalcza rozwoju ludzkich nauk i umiejętności, ale wspiera je na różne sposoby oraz dąży do ich rozwoju, (…) przyznaje, że odpowiednio uprawiane, z pomocą Bożej łaski prowadzą do Boga, skoro pochodzą od Niego, Pana umiejętności (…); uznając ich słuszną wolność, zwraca uwagę, aby sprzeciwiając się Bożej nauce nie rodziły błędów, albo przekroczywszy własne granice, nie zajmowały się sprawami wiary i nie zniekształcały ich”; dodaje, że „nigdy nie może istnieć rzeczywista niezgodność pomiędzy wiarą i rozumem”.
[4] Pius X, encyklika Singulari quadam, nr 3.
[5] Leon XIII, encyklika Nobilissima Gallorum gens.
[6] Leon XIII, encyklika Sapientiae christianae, nr 42.
[7] Prawo rodziców do swobodnego wyboru szkoły zostało podkreślone również w kanonach 793, 797 i 798 Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 r.
[8] GE 3.
[9] Św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, IIa IIae, q. 10, a. 12.
[10] W Polsce sytuacja jest nieco lepsza, ponieważ władze oświatowe, ściśle biorąc, narzucają jedynie tzw. podstawę programową, a opracowanie programów nauczania to zadanie autorów podręczników lub samych nauczycieli. Każdy nauczyciel może opracować i wdrożyć autorski program nauczania, który podlega zatwierdzeniu jedynie przez dyrektora szkoły. Por. rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 21 czerwca 2012 r. w sprawie dopuszczania do użytku w szkole programów wychowania przedszkolnego i programów nauczania oraz dopuszczania do użytku szkolnego podręczników (DzU z 2012 r. poz. 752).
[11] Również w tym względzie sytuacja w Polsce jest nieco lepsza – państwo przyznaje szkołom prywatnym prawo do subwencji edukacyjnej na każdego ucznia, także tego, który jest edukowany domowo.
[12] Leon XIII, encyklika Nobilissima Gallorum gens.
[13] Silvio Antoniano, Dell’educazione christiana dei figliuoli, ks. II, rozdz. 88