Feria IV Quattuor Temporum Adventus
piątek, 29 grudnia 2023
Arcybiskup Carlo Maria Viganò: Błogosławieństwo dla "par" homoseksualnych pokazuje, że "hierarchowie Bergoglio" są "sługami szatana i jego najbardziej gorliwymi sojusznikami".
Feria IV Quattuor Temporum Adventus
wtorek, 26 grudnia 2023
TYLKO U NAS: Biskup Martin Mtumbuka: "Proszę was, bracia i siostry, puśćcie w niepamięć i zignorujcie tę kontrowersyjną i bluźnierczą deklarację w całości i świętujcie Boże Narodzenie w pokoju."
Oto przykład PRAWDZIWEGO katolickiego biskupa, który okazuje troskę o swoją owczarnię. Biskup Martin Anwel Mtumbuka, biskup diecezji Karonga w Malawi, wygłosił tę pełną mocy homilię podczas liturgii Wigilii Bożego Narodzenia 24 grudnia 2023 r. w parafii św. Anny (Chiluma). Biskup Mtumbuka odpowiada w niej na Deklarację o duszpasterskim znaczeniu błogosławieństw (Fiducia supplicans). „Nie mamy wyboru. Nie możemy pozwolić, aby tak obraźliwa i pozornie bluźniercza deklaracja została zrealizowana w naszej diecezji” – stwierdził biskup. Biskup Mtumbuka dodał: „Po raz pierwszy w historii Kościoła dokument wydany przez Stolicę Apostolską i podpisany przez Ojca Świętego zostaje odrzucony przez innych biskupów i odrzucony publicznie”. Biskup poprosił wiernych w diecezji, aby zignorowali dokument w całości.
Poniżej tłumaczenie na język polski homili bp. Mtumbuka
Drodzy Wierni
Chciałbym teraz krótko podać wam naszą odpowiedź czy też naszą refleksję na temat deklaracji Stolicy Apostolskiej zatytułowanej "Fiducia supplicans". Deklaracja "Fiducia supplicans" została opublikowana 18-go grudnia 2023 i została podpisana przez Ojca Świętego. Niemniej jednak, bazując na raportach, które otrzymałem oraz reakcjach, które otrzymałem od was, wiernych, chciałbym odnieść się do tej deklaracji mimo, że robiąc to, publicznie spekuluję z dokumentem podpisanym przez Ojca Świętego. Muszę to zrobić, dlatego że ważne jest abyście wy, wierni, powierzeni mojej duszpasterskiej opiece przez tego samego Ojca Świętego, byli w tym momencie prowadzeni, wspierani i umocnieni.
Zaczynam od przeprosin. Na samym początku pragnę najserdeczniej przeprosić wszystkich Katolików, ochrzczonych, katechumenów, dorosłych, młodzież, dzieci oraz wszystkich ludzi dobrej woli w diecezji Karonga, którzy z podziwem patrzą na Kościół Katolicki ogólnie, a na Ojca Świętego w szczególności, szukając przewodnictwa moralnego i duchowego. Z raportów, które otrzymałem jasno wynika, że bardzo wielu wiernych z naszej diecezji i spoza niej zostali nie tylko obrażeni przez wspomniana deklarację, ale widok podpisu Ojca świętego załączonego do takiego dokumentu wywołał u nich ogromny skandal. Pragnę wyrazić serdeczny żal dla tych, którzy czują się głęboko urażeni tą deklaracją. Powiedziano mi również że wielu z was jest szczególnie zszokowanych i zasmuconych faktem, że tak kontrowersyjny dokument został wydany w okresie Bożego Narodzenia, czasie świętowania i radości.
Krótko, dlaczego ta deklaracja została napisana.
Niestety, bardzo trudno jest dokładnie stwierdzić dlaczego ten dokument został napisany. Z pewnością nie można powiedzieć że został on napisany ze względów duszpasterskich, ponieważ było wiadome dla piszących, że taki dokument nie tylko obrazi ale też wywoła skandal wśród Katolików w niektórych częściach świata, zwłaszcza tu w Afryce jak też i w Azji; nie można zaprzeczyć, że dla Ojca Świętego obrażanie lub skandalizowanie wiernych nie służy jego duszpasterskiej opiece nad powierzoną mu trzodą Chrystusa. Jestem szczególnie urażony tym, że piszący ten dokument wiedzieli, że w niektórych częściach świata jak tu w Karonga w Malawi w Afryce my wierzący jesteśmy prostymi ludźmi, o wierze silnej, ale też o wierze prostej i uczciwej. Niektórzy z nas, tak jak w parafii św. Macieja, idą dwa dni żeby uczestniczyć ze mną we Mszy św. Dwa dni! Ilu Chrześcijan w Nowym Jorku, Rzymie czy Frankfurcie idzie dwa dni żeby uczestniczyć we Mszy? To są ci prości ludzie. Ja, wraz z moimi braćmi księżmi, prowadzę ich do Zbawiciela; a teraz oni zostają obrażeni przez ten sam Urząd, który dał mi ten mandat. Przez ten sam Urząd, u którego oni tak bardzo szukają zachęty i wsparcia. Czy ten list został napisany żeby przypodobać się homoseksualistom i ich promotorom? Tego nie wiemy. Czy Kościół może odstąpić od swojej prawowitej ścieżki tylko po to, żeby zadowolić niektórych ludzi żyjących w niemoralnych związkach? Jeśli tak, to jak to jest możliwe? Czy duszpasterze robią takie rzeczy w dobrej wierze? A może ten dokument został napisany głównie po to żeby zdobyć tanią popularność? Wydaje się, że w wielu częściach świata z pewnością wielu ludzi świętowało wydanie tego dokumentu jako znak postępu w Kościele, a popularność tych, którzy go napisali, zdecydowanie wzrosła.
Nasze główne obawy związane z tym dokumentem czy deklaracją.
Nasza główna obawa to taka, że ten dokument wygląda nam na herezję, zawiera coś podobnego do herezji i skutkuje herezją. Dokument mówi nam żeby błogosławić dwie osoby te samej płci jako jednostki, ale nie jako parę. Zatem tych dwoje ludzi, którzy poprzedniej nocy spali razem jak para, pokazują się nam jako para, otrzymują błogosławieństwo jako jednostki. Żyją w naszej obecności jako para, idą do swojego domu jako para, śpią w tym samym łóżku jako para, ale ten dokument mówi że nie dostają błogosławieństwa jako para, chociaż z pozoru są błogosławieni jako para. Jak to jest możliwe, bez zmieniania autentycznego nauczania Kościoła? Wielu z was zapytało mnie dlaczego Ojciec Święty podpisał taki dokument. Prosta odpowiedź, to taka, że nie wiadomo dlaczego papieżowi wolno było podpisać ten dokument. Niektórzy powiedzieli że jego doradcy nie chcieli go powstrzymywać bo się go obawiali. Ale czego mieliby się obawiać? Co mogliby stracić broniąc Prawdy? Niektórzy powiedzieli że [doradcy] chcieli go zadowolić, żeby i on zadowolił ich. Jak? Nie wiem. Jest mi bardzo trudno wytłumaczyć wam, wiernym tej diecezji, dlaczego Ojciec Święty podpisał ten dokument. Nasze stanowisko, jako biskupów Malawi oraz moje stanowisko, bo ja teraz mówię do was, wierni Karonga, jest następujące: my w tej diecezji oraz z całą pewnością w Malawi, nie pozwolimy na zalecane błogosławieństwa związków jednopłciowych. Zasmuca mnie fakt że po raz pierwszy w historii Kościoła dokument wydany przez Stolicę Apostolską, podpisany przez Ojca Świętego jest odrzucony przez jego współtowarzyszy biskupów, i to odrzucony publicznie. Jest to tym bardziej smutne dlatego, że Kościół Katolicki jest stary; tak stary jak samo Chrześcijaństwo. To nie wydarzyło się nigdy wcześniej. Ale nie mamy wyboru. Nie możemy pozwolić, aby tak obraźliwa i wyraźnie bluźniercza deklaracja została wprowadzona w życie w naszej diecezji.
Zarzuty przeciwko nam.
Ci, którzy widzieli nasz sprzeciw wobec tego dokumentu oskarżyli nas o wiele rzeczy. Po pierwsze, że przez trzymanie się zasad Kościoła, Pisma Świętego i Tradycji Kościoła powstrzymujemy się od wypełniania efektywnie naszego duszpasterskiego obowiązku. Niektórzy powiedzieli nam, że powinniśmy być chętni do odkrywania nowych ścieżek i dróg w zarządzaniu, włącznie z wprowadzaniem zmian w Kościele, takich jak błogosławienie par jednopłciowych. Inni powiedzieli że nie powinniśmy być ideologicznie sztywni w naszej wierze, naszej działalności duszpasterskiej i nauczaniu. Zamiast tego, jesteśmy pouczani i zachęcani do tego, aby pozwolić doktrynie wiary zmieniać się wraz ze zmianami ideologicznymi zachodzącymi w świecie, zmianami socjalnymi i politycznymi zachodzącymi w świecie, tak żeby wiara była nowoczesna, tak żeby Kościół był nowoczesny. Innymi słowy, mówi się nam, że w naszym wypełnianiu obowiązków jako następców Apostołów prowadzących ludzi do Boga powinniśmy być modni. Niestety, nasza odpowiedź na te wszystkie zarzuty jest jasna. Zatrzymajcie swoje kłamstwa dla siebie. Sami musicie ocenić czy w oczach Boga dobrze jest słuchać takich rad, złych rad, i słuchać was zamiast Boga. My na naszej drodze nie możemy rozdzierać wiernych powierzonych naszej duszpasterskiej opiece przez Boga, za pośrednictwem Ojca Świętego. Oni powinni podążać za tym i robić to co jest zakorzenione w Piśmie Świętym i Tradycji Kościoła. Do tych wszystkich którzy dają nam takie złe rady: my nie jesteśmy idiotami. Znamy swój ostateczny cel, o którym nie będę tutaj mówił. Nie akceptujemy tej deklaracji.
Nasz apel do urażonych wywołanym skandalem wiernych.
Wy, moi bracia i siostry Chrześcijanie, i wy wszyscy w obrębie diecezji, proszę nie opuszczajcie Kościoła, jak to niektórzy z was zagrozili że zrobią, dlatego że zostaliście bardzo urażeni wywołanym skandalem i tym, że Ojciec Święty podpisał ten dokument. Przede wszystkim, nie zostaliście ochrzczeni w imię papieża; zostaliście ochrzczeni w imię Trójcy Świętej. Po drugie, kiedy umrzecie, kiedy opuścicie ten świat, nie będziecie sądzeni przez papieża Franciszka, nie będziecie sądzeni przez biskupa Martina; będziecie sądzeni przez Jezusa Chrystusa, co będziemy wyznawać za niedługo śpiewając Credo. Po trzecie, wiedzcie, że to nie ja, to nie papież Franciszek został ukrzyżowany za was. To Jezus; za nim podążajcie. Co więcej, opuszczając Kościół z powodu tego błędu, wykonalibyście pracę za diabła. Diabeł z radością zniszczy waszą wiarę za pomocą spraw takich jak ta. Dalej, pamiętajcie drodzy wierni, że pierwszy papież, mianowicie Piotr, poważnie błądził zapierając się Jezusa trzy razy. A jeden z Apostołów Jezusa sprzedał Go Jego wrogom. Zaparcie się Piotra, pierwszego papieża, jest przykładem tego co chcę wam powiedzieć: że papieże mogą się mylić, poza sytuacjami gdy nauczają oficjalnie definiując dogmaty naszej wiary ex cathedra, czyli z pozycji urzędowej. Również apeluję do was, moi urażeni wywołanym skandalem wierni, o modlitwę za Ojca Świętego, o modlitwę za jedność Kościoła, i o modlitwę aby Duch Święty odwrócił dzieła ciemności i prowadził nasz Kościół. Módlcie się za nas, biskupów, módlcie się za siebie nawzajem. W trudnych czasach powstają silni ludzie. Krzyż, o którym mówię, był wielkim skandalem dla pierwszych Chrześcijan, ale niektórzy z nich mimo wszystko pozostali niezłomni. Pamiętajcie, abyście pozostali wierni swojej wierze. Proszę was, bracia i siostry, puśćcie w niepamięć i zignorujcie tę kontrowersyjną i bluźnierczą deklarację w całości i świętujcie Boże Narodzenie w pokoju. Amen.
tłumaczenie: henciasso
© Rzymski Katolik
Bp Karol Fischer: Kazanie na uroczystość św. Szczepana, pierwszego Męczennika
Ukamienowanie i pochówek św. Szczepana, pierwszego męczennika, Mariotto di Nardo 1394-1424 r., Ann Ronan Picture Library/Heritage-Images
Stałość Męczenników jest dowodem prawdziwości naszej wiary
Oto Ja posyłam do was proroki i mędrce i doktory, a z nich zabijecie i ukrzyżujecie, i z nich ubiczujecie w bóżnicach waszych i będziecie prześladować od miasta do miasta. Mt. 23, 34.
Najmilsi! Św. Szczepan, którego uroczystość dzisiaj obchodzimy, to pierwszy Męczennik Chrystusowy! Już w Starym Zakonie byli śś. Męczennicy, którzy za wiarę w Boga prawdziwego i Jego prawo krew przelali. I tak prorocy: Izajasz, Jeremiasz, Amos, zostali od Żydów zabici dlatego, że im wyrzucali ich liczne od Boga odstępstwa, popadanie w bałwochwalstwo i inne grzechy. Eleazar, żyd, starzec 90-letni, siedmiu synów Machabeuszowych i ich matka, na rozkaz pogańskiego króla Antiocha zostali okrutnie umęczeni i zabici za to, że nie chcieli odstąpić Zakonu Bożego. Tak i wielu innych. A po przyjściu Zbawiciela św. Szczepan, diakon, był pierwszym, który za wiarę prawdziwą, za Zakon Boży, który Chrystus przyszedł dopełnić, poniósł śmierć męczeńską. Ale po nim krwi chrześcijańskiej lało się bardzo wiele, tak, że się spełniły słowa Pana Jezusa w dzisiejszej Ewangelii św. zapisane, a powiedziane do Żydów: Oto Ja posyłam do was proroki i mędrce i doktory, a z nich zabijecie i ukrzyżujecie, i z nich ubiczujecie w bóżnicach waszych i będziecie prześladować od miasta do miasta.
Ale dlaczegóż to Kościół dzisiaj, zaraz nazajutrz po radosnej uroczystości Bożego Narodzenia, przywdziewa szatę purpurową i obchodzi uroczystość pierwszego Męczennika i wodza Męczenników Chrystusowych? Oto dlatego, że stałość Męczenników jest jednym z dowodów, że Ten, którego narodzenia uroczystość wczoraj obchodziliśmy, jest Bogiem i że wiara, której On nas nauczył, jest prawdziwą. I to właśnie, że stałość Męczenników jest dowodem prawdziwości naszej wiary, chcę wam w dzisiejszej nauce okazać.
Jezu Chryste, który dzisiaj we krwi Lewity Twego Szczepana przyjąłeś pierwiastki ofiar męczeńskich, dopomóż nam! Maryjo, Królowo Męczenników, módl się za nami!
Zdrowaś Maryjo!
* * *
Ażebyśmy się przekonali, że stałość Męczenników Chrystusowych rzeczywiście dowodzi prawdziwości naszej wiary, trzeba nam zważyć: 1) jak wielką była liczba Męczenników, 2) jak wielkimi były katusze, które zadawano Męczennikom, 3) jacy to ludzie szli na męczeństwo, 4) jakim okazywał się Bóg w sprawie Męczenników.
I. Liczba Męczenników, którzy dla Chrystusa krew przelali, jest bardzo wielka.
Apostołowie wszyscy zginęli śmiercią męczeńską wyjąwszy św. Jana; lecz i on cierpiał męczeństwo, bo był na rozkaz cesarza Domicjana wrzucony do kotła wrzącego oleju, z którego jednak Panu Bogu podobało się go wybawić. Przez pierwszych trzysta lat po Chrystusie Panu poganie i żydzi krwawo Chrześcijan prześladowali. Przez te 300 lat było 32 papieży, z których żaden nie umarł śmiercią zwykłą na swym łożu, ale każdy śmiercią męczeńską. Pierwszym papieżem, który nie był męczennikiem, był św. Sylwester, zmarły w r. 335 po Chrystusie. Przez te 300 lat krwawych prześladowań Chrześcijanie nie mieli kościołów publicznych, ale schodzili się na nabożeństwo albo w domach albo w pieczarach podziemnych, zwanych katakumbami, w nocy, w największej tajemnicy: jeśli ich odkryto, szli na męczeństwo. Sami pogańscy pisarze przyznają, że liczba Męczenników, którzy w owych czasach krew przelali, była niezmierną. Zostali postanowieni od Kościoła notariusze, którzy mieli spisywać imiona zabitych Chrześcijan i rodzaj ich męczeństwa, ale ci notariusze nieraz dla wielkiej liczby zabitych nie tylko nie mogli spisać ich imion, ale ani dojść ich liczby. O samych Męczennikach lyońskich, którzy około r. 177 po Chr. męczeństwo ponieśli, pisze św. Grzegorz Turoneński: "Tak wielka liczba Chrześcijan była tu umęczona za wyznawanie imienia Pańskiego, że strumienie krwi chrześcijańskiej płynęły po ulicach publicznych i nie mogliśmy dojść ani liczby ani imion ofiar" (Hist. Franc. I. 27). W Hiszpanii za czasów cesarza Dioklecjana prześladowanie było tak okrutne i tyle pożarło ofiar, że poganie jakiś czas łudzili się przypuszczeniem, że zupełnie Chrześcijan wytępili, i na jednej kolumnie na cześć tego cesarza postawionej napisali, że zasłużył się światu nomine Christianorum deleto, "zgładziwszy imię chrześcijańskie". Bywały wypadki, że naraz kilka tysięcy wiernych w pień wycinano; tak np. wycięto cały legion tebaidzki tj. cały pułk wojska, zwany tebaidzkim, składający się według wiarygodnych zapisków ze 6600 żołnierzy. Chrześcijanie, nie znając imion tych Męczenników, nazwali ich legio felix, "pułk szczęśliwy"; zaiste szczęśliwy, iż wytrwał we wierze i poszedł po palmę męczeńską. Podobnie mnóstwo wiernych zabitych w Saragosie i Utyce, ponieważ ich imion nie podobna było spisać, nazwano massa candida, "tłum biały"; był ten tłum krwią zbroczony, ale na duchu biały, bo omył dusze swoje i ubielił je we krwi Barankowej. Uczeni sądzą, że liczba Męczenników w tych pierwszych trzech wiekach Kościoła dochodzi do jedynastu milionów.
Ale nie tylko w tych pierwszych trzech wiekach Kościoła, lecz i później wierni przelewali krew dla Chrystusa. Któż policzy, ilu Chrześcijan zginęło z rąk Mahometan, Turków, Tatarów w Małej Azji, w Ziemi świętej, w Afryce, w Hiszpanii, u nas w Polsce? Sami Polacy tyle krwi wylali w bojach za wiarę z Tatarami i Turkami, że jeden z papieży rzekł: "Ściśnij garść ziemi polskiej, a krew męczeńska z niej tryśnie". Kto policzy tych misjonarzy, którzy krew przelali niosąc światło wiary narodom dzikim?
I dziś, najmilsi, nie brak Męczenników, także i u nas w Polsce. Kilku biskupów, a setki kapłanów polskich na wygnaniu, ale i krew w Polsce lała się ostatnimi czasy za Chrystusa Pana. Chłopi ruscy zdobyli sobie palmę męczeństwa. Wiadomo, wam, najmilsi, że rząd rosyjski chce koniecznie Rusinów oderwać od jedności z Kościołem, a zamienić na schizmatyków. Dlatego ten rząd u siebie odebrał Rusinom księży prawych, a zesłał im popów schizmatyckich. Poczciwi chłopi ruscy nie chcieli przyjąć tych popów, którzy nie są w jedności z papieżem. W niektórych miejscach lud ruski nie chciał do cerkwi puścić popa schizmatyckiego i w tym celu strzegł cerkwi; pop sprowadził wojsko, które strzelało do ludu, by odstąpił od cerkwi i wiele ludu wiernego poległo.
Otóż, najmilsi, już ta wielka liczba Męczenników jest dowodem prawdziwości naszej wiary. Musi nasza chrześcijańsko-katolicka wiara być prawdziwą, skoro przez całe blisko tysiąc dziewięćset lat od Chrystusa Pana tyle ludzi, tysiące tysięcy ludzi woli śmierć ponieść, niż tej wiary się wyrzec!
II. Lecz jakież to były te katusze, które zadawano Męczennikom?
Najokropniejsze! Św. Piotra ukrzyżowano głową na dół; jak straszna musiała być jego męka! Krew mu zapewne wybuchła przez usta, nos, oczy, uszy! Św. Bartłomiejowi żywemu skórę zdarto z ciała. Św. Szymona piłą przerżnięto. Św. Wawrzyńca na żelaznej kracie rozciągnionego na powolnym ogniu pieczono. Innych Chrześcijan palono żywcem na stosie, innych pieczono pochodniami, innych biczowano prętami, biczami, na których końcu żelazne haczyki i kulki były umocowane, a ubiczowanych aż do krwi i poranionych na całym ciele rzucano na skorupy i szkła potłuczone; innym za paznokcie zabijano gwoździe, innych rzucano na pożarcie dzikim zwierzętom, innych rozszarpywano za pomocą koni pędzonych w przeciwne strony. Cesarz Nero, który okrucieństwem przewyższył wszystkich prześladowców, a zda się przewyższył i zwierzęta krwiożercze, gdy mu przyszła ochota taka, wieczór wołał na swe sługi: "Oświecić mój ogród, pozapalać pochodnie w ogrodzie!" A te pochodnie były takie: Chrześcijan żywych obwijano szmatami napuszczonymi tłustością i szmaty te na nich podpalano i tak gorzeli Chrześcijanie żywcem, żywe pochodnie!
Nie tylko w pierwszych czasach Kościoła tak srogie męczarnie ponosili Męczennicy: i późniejszych czasów męczeństwa nie były lżejsze. Ks. Wojciech Męciński, Polak, Jezuita, gdy poszedł do Japonii wiarę św. opowiadać, tam od pogan tak był umęczonym: zawiesili go poganie głową na dół nad gnojówką, tak, że głowę do połowy miał w gnojówce; nadto sznury na których wisiał skręcali, a potem rozpuszczali, by się rozkręcały, które rozkręcając się, ciało Męczennika prędko wkoło obracały aż do okropnego głowy zawrotu. Tak wisiał ks. Wojciech Męciński dni siedem: siódmego dopiero dnia żywota dokonał. Rękę lewą zostawili mu poganie nieskrępowaną, by nią mógł znak dać, gdyby się chciał Chrystusa Pana zaprzeć, lecz za łaską Bożą wytrwał do końca. – Św. Jędrzeja Bobolę, Polaka, kapłana, także Towarzystwa Jezusowego, tak męczyli Kozacy, których chciał ze schizmy na katolicką wiarę nawrócić: najprzód go biczowali uwiązanego do drzewa, potem mu koronę z sękatych gałęzi dębowych wtłoczyli na głowę z taką siłą, że mu aż czaszka pękła; potem jeden Kozak widząc, że oczy w niebo podnosi, jedno oko mu wyłupił; potem zawołali, "To ksiądz, trzeba mu ornat sprawić!"; więc mu skórę z ciała zdarli z przodu i z tyłu w kształt ornatu; potem zawołali: "Trzeba mu tonsurę zrobić" i zdarli mu skórę z części głowy; wreszcie gdy ciągle powtarzał "Jezus! Maryja!", co im się nie podobało, wyrwali mu język. – Jednym słowem, moi drodzy, gdy się czyta różne męczeństwa i katusze, jakie zadawano świętym Męczennikom, włosy stają na głowie i człowiek wzrusza się do głębi serca. A te wszystkie katusze cierpieli Męczennicy Chrystusowi stale; mogli się od nich uwolnić, a nie chcieli. Jedno słowo: "Wypieram się Chrystusa! wypieram się wiary rzymsko-katolickiej!" byłoby położyło kres ich katuszom, ale oni woleli cierpieć wszystko, niż wyrzec to słowo. Czyż to nie dowód, że ta rzymsko-katolicka wiara jest prawdziwą?
III. Jacyż ludzie ponosili te straszne katusze?
Oto ludzie rozmaitych stanów, płci obojej, rozmaitego wieku. Duchowni i świeccy zarówno ubiegali się o palmę męczeństwa. Osoby z rodów monarszych, książęcych, szlacheckich, urzędnicy, żołnierze, mieszczanie, wieśniacy, słudzy, żebracy, niewolnicy – ci wszyscy zarówno nieśli ochotnie życie w ofierze Chrystusowi Panu. Płeć niewieścia, acz słaba, nie dała się powstydzić płci męskiej w ochotnym znoszeniu męczeństwa. Widzimy między Męczennikami zgrzybiałych starców, słabe kobiety, delikatne panienki. – Gdyby tylko mężczyźni w sile wieku, sił czerstwych, ponosili męczeństwo, stałość ich moglibyśmy przypisywać sile charakteru męskiego: ale gdy niemniej stałymi od nich w męczeństwie byli starcy, kobiety, panienki, dzieci prawie, musimy w tym uznać działanie łaski Boskiej.
Szli ochotnie na męczeństwo zgrzybiali starcy. Św. Polikarp, biskup Smyrny, miał lat 86, gdy go na męczeństwo wiedziono, a szedł na nie tak ochoczo i żwawo, że się zdał być młodzieńcem. Był skazany na spalenie na stosie; otóż gdy stos był gotów, sam szaty, a nawet trzewiki zdjął ze siebie nie czekając aż go siepacze rozbiorą, gdy zaś siepacze chcieli go żelaznymi klamrami przymocować do stosu, odpowiedział: "Nie trzeba, nie róbcie tego, nie bójcie się, ja wam nie ucieknę, ja się cieszę, że mogę cierpieć dla Chrystusa mego". – Św. Ignacy, biskup antiocheński, także już był bardzo stary, gdy go cesarz Trajan za wyznawanie Chrystusa skazał na pożarcie przez dzikie zwierzęta. Mówią, że ten św. Ignacy był owym dzieckiem, które Pan Jezus postawił w pośrodku Apostołów, mówiąc: Zaprawdę powiadam wam, jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jako dziatki, nie wnijdziecie do królestwa niebieskiego (Mt. 18, 3). Otóż za czasów Pana Jezusa był dzieckiem, a umarł śmiercią męczeńską około roku 100 po Chrystusie Panu: miał więc lat najmniej osiemdziesiąt, kiedy go umęczono. Pomimo takiego wieku tak pragnął męczeństwa, że gdy będąc skazanym na nie, dowiedział się, że Chrześcijanie modlą się za niego, by go Bóg cudem jakim od męki wybawił, pisał do nich z więzienia: "Boję się waszej miłości, by mi krzywdy nie uczyniła. Nie miłujcie ciała mojego, ale mi raczej dopuśćcie, abym był ofiarowany; ja rad za Chrystusa umieram, tylko wy mi tego nie brońcie. Pragnę, abym bestie na me pożarcie gotowe znalazł, które wabić będę, aby mię co prędzej pożarły, aby mi jako innym, których się dotknąć nie śmiały, nie przepuściły. A jeśliby nie chciały, ja je drażnić będę, aby mię zjadły. Odpuśćcie mi, bracia moi, że tak piszę; ja wiem, co mi zbawienno. Ogień, krzyż, bestie, rozsiekania, ćwiartowania, kości łamania, członków ucinania, zmełcie ciała wszystkiego i inne męki niech przyjdą na mię, tylko żebym Jezusa posiadł". Gdy zaś przywieziony do Rzymu już wrzucony był razem z rozmaitymi zbrodniarzami do cyrku, gdzie ludzi rzucano na pożarcie dzikim zwierzętom, rzekł do zgromadzonego ludu rzymskiego: "Nie myślcie sobie, ludzie kochani, że ja za jaką zbrodnię mam śmierć ponieść; nie, ja skazany jestem na pożarcie od bestyj tylko za to, że Chrystusa Bogiem prawdziwym wyznaję. Jestem ziarnem Chrystusowym, potrzeba, abym zębami zwierząt był zmełty i tak się stał chlebem czystym". A gdy to mówił, zwierzęta wypuszczono, które go też wnet, jak o to Boga prosił, pożarły.
Z niemniejszą od starców odwagą szły na męki słabe niewiasty. Św. Perpetua była to bogata pani rzymska, szlacheckiego urodzenia, mężatka młoda, bo 22 lata licząca. Miała rodziców, ale ojciec jej był poganin; miała jedno dziecię przy piersi. Gdy ją oskarżono, że wyznaje Chrystusa, ojciec jej poganin wszystkich środków używał, by się wyparła Chrystusa, po rękach ją całował, do nóg jej padał, nazywał ją nie swą córką, ale swą panią, zaklinał ją na swe siwe włosy i na to dziecię, które miała przy piersi. Perpetua jednak nie zaparła się Chrystusa! Skazano ją na śmierć tego rodzaju, by w amfiteatrze dzikiej krowie rzuconą była. Obnażoną wrzucono w sieć i tak rzucono na pastwę wściekłej bestii. Na ten widok lud rzymski, choć chciwy krwi przelewu, oburzył się; tedy ubrano ją w szatę bardzo szeroką i tak porzucono krowie. Krowa rzuciwszy się na nią, podniosła ją w powietrze i rzuciła o ziemię. Święta, chociaż ciężko była zranioną, przede wszystkim suknię na sobie poprawiła, mniej zajęta boleścią, jak obawą wykroczenia przeciw skromności. Gdy mogła powstać, związała włosy, które się jej rozpuściły, by z rozpuszczonymi włosami nie zdawała się być zrozpaczoną. Lud nie chciał patrzeć na dalsze widowisko: usunięto dziką krowę, zesłano kata, by dobił Świętą. Kat był niezręczny czy pijany; gdy zadał kilka ciosów bezskutecznych, św. Perpetua sama go uczyła, gdzie i jak ma ciąć, by ją zabił. Razem ze św. Perpetuą i równie odważnie cierpiała męczeństwo św. Felicyta, młoda mężatka, w kilka zaledwie dni po porodzeniu dziecięcia. – Św. Barbara, św. Łucja, św. Agnieszka, św. Agata, św. Tekla, św. Cecylia, św. Katarzyna – to były panny wysokiego urodzenia, młodziutkie, delikatne, od rodziców wypieszczone, które jednak wolały najsroższe męki cierpieć, niż Chrystusa się zaprzeć. Jak wdzięcznie opisuje nam męczeństwo św. Agnieszki św. Ambroży! (Brev. in festo). Św. Agnieszka trzynaście lat miała, gdy ją za wyznawanie Chrystusa na śmierć skazano. Dlatego św. Ambroży pięknie pisze, że w tak drobniutkim ciele nie było prawie jeszcze miejsca na odebranie rany, – że rącząt Świętej skuć oprawcy nie mogli, bo wszystkie okowy były za wielkie, tak, że z rącząt spadały, – że Święta prawie jeszcze nie wiedziała, co jest śmierć, chociaż na śmierć szła ochoczo, – że katowi samemu drżała ręka, gdy na szyjkę tego świętego dziecięcia spuszczał topór.
Któreż wyznanie okaże nam coś podobnego, by za jego prawdziwość życie nieśli w ofierze bogaci i ubodzy, mocni i słabi, wielcy i mali, dorośli i dzieci? A iż tego nie ukaże żadne krom tej wiary, do której nas Bóg powołać raczył, pewna rzecz, że jedynie ta wiara jest prawdziwą.
IV. Lecz jakimże okazywał się Bóg w sprawie Męczenników.
Pan Bóg dopuszczał męczeństwa, bo aby nie dopuścić męczeństw, to by Pan Bóg chyba musiał wyrwać kąkol z pomiędzy pszenicy, zupełnie wykorzenić ze świata złych i niewiernych, albo odebrać ludziom wolną wolę, a tego Bóg uczynić nie może. Ale dopuszczając męczeństwa, Bóg jawnie i wyraźnie okazywał, że się opiekuje Męczennikami, że Mu oni są mili i drodzy, że Bóg trzyma ich stronę; a okazywał to przez cuda, które działał na korzyść Męczenników, a co najmniej na korzyść ich sprawy. Ileż to razy poganie nie mogli dobić Męczenników, bo ich Bóg ze wszystkich katuszy cudownie wybawiał!
Już wspomniałem dziś, że św. Jan wrzucony do rozpalonego oleju jeszcze zdrowszy niż przedtem stamtąd wyszedł. – Św. Teklę rzucono na pożarcie dzikim i zgłodniałym zwierzętom, ale te nie tylko nie rzuciły się na nią, lecz owszem łasiły się koło niej i nogi jej lizały. Potem tęż Świętą przywiązano sznurami mocnymi i grubymi do dwóch wołów dzikich ze zamiarem gnania ich w przeciwne strony, by Świętą rozszarpały; lecz gdy tylko woły straszyć poczęto, sznury bardzo mocne i grube jakby pajęczyna popękały i Święta od katuszy uwolnioną została. Wrzucono ją jeszcze do jamy napełnionej wężami jadowitymi, lecz żaden jej nie ukąsił. – Św. Barbarze, gdy uciekała przed ojcem, który jako zaciekły poganin własną córkę za wyznawanie wiary chrześcijańskiej poganom chciał wydać, skała się otworzyła, iż się tam na długi czas ukryć mogła. – Św. Katarzynę chciano męczyć kołem wielkim, a nożami ostrymi najeżonym, lecz ta piekielna machina na jej modlitwę się rozsypała. – Podobne cuda czytamy także w żywotach wielu innych Męczenników. Wielu Męczenników dopiero wtedy umarło, gdy sami Boga prosili, by już mogli umrzeć, by już Bóg dłużej nie czynił dla nich mąk nieszkodliwymi.
Ze świętych Męczennic niektóre przed zabiciem chciano znieważyć, lecz Bóg cudownie ocalił ich czystość. Tak miało się np. ze św. Łucją. Gdy starosta ją namawiał, aby ofiary bogom pogańskim złożyła, ona starała się przekonać go, że bożki pogańskie są fałszywe i wymyślone tylko, a nie istnieją w istocie. Starosta rzekł na to: "Wnet ci braknie słów, gdy cię każę smagać biczmi". A Święta na to: "Sługom Bożym słowa braknąć nie mogą, bo im rzeczono: Nie myślcie, jak albo co byście mówić mieli, bo wam będzie dano onej godziny, co byście mówili. Albowiem nie wy jesteście, którzy mówicie, ale Duch Święty, który mówi w was" (Mt. 10, 19. 20). Wtedy starosta zapytał: "Czy w tobie jest Duch Święty?" Święta na to: "Żyjący w czystości i pobożnie są świątynią Ducha Świętego". Na co starosta: "Każę cię zaprowadzić na miejsce, gdzie byś była znieważoną, aby cię Duch Święty opuścił". A Święta na to: "Jeżeli mię poniewolnie każesz znieważyć, podwójną koronę za czystość odbiorę". Jaki to piękny musiał być, najmilsi, widok, gdy słaba panienka tak mężnie i rozumnie odpowiadała potężnemu, ale zaślepionemu władcy! Na te słowa kazał starosta świętą panienkę poprowadzić w miejsce takie, w którym by jej czystość znieważono; lecz cudownym sposobem się stało, że święta panienka tak mocno stanęła, że jej żadna siła z miejsca ruszyć nie mogła. Rozwścieczony starosta kazał Świętą zabić na tym miejscu, gdzie stała.
Często także działo się, że tych, którzy zabijali Męczenników, kara doraźna spotykała. Św. Barbarę ściął własny jej ojciec poganin, lecz go w tej samej chwili, gdy to uczynił, piorun uderzył i zabił. Gdy św. Agatę męczono, stało się trzęsienie ziemi, a padające skały zabiły dwóch przyjaciół tego starosty, który wydał wyrok na Agatę. Gdy męczono św. Wenantego, sędzia spadł ze stolicy i wołając: "Prawdziwym jest Bóg Wenantego, nasze bałwany poburzcie!" skonał. Takimi to i podobnymi cudami, w które wierzyć musimy, bo nam je opowiadają najpoważniejsi pisarze, Bóg okazywał, że sprawa Męczenników jest sprawą Bożą.
–––––––
Tak więc widzimy, że stałość Męczenników Chrystusowych jest jednym z dowodów tego, że wiara chrześcijańsko-katolicka, za którą ci Męczennicy cierpieli, jest wiarą prawdziwą. Dziękujmy zatem Bogu, że nas do tej wiary powołał; dziękujmy świętym Męczennikom, że nas w tej wierze utwierdzili. Trzymajmy się tej wiary silnie. Teraz wprawdzie nie ma krwawych prześladowań, a my w państwie do którego należymy, mamy zupełną swobodę wyznawania naszej wiary! Ale powinniśmy w duszy tak być usposobieni, byśmy, gdyby tego była potrzeba, gotowi byli krew wylać za naszą wiarę. A nade wszystko żyjmy według tej wiary tj. tak, jak ona nakazuje. Gdy słowem i czynem będziemy wyznawać tę wiarę, kiedyś uczyni nas współdziedzicami królestwa Swego ten Jezus, który rzekł: Wszelki tedy, który Mię wyzna przed ludźmi, wyznam go Ja też przed Ojcem Moim, który jest w niebiesiech (Mt. 10, 32). Amen.
––––––––––––
Karol Józef Fischer, BISKUP TYT. MALLEŃSKI, SUFRAGAN PRZEMYSKI. Kazania i przemowy pasterskie do ludu wiejskiego. Tom I obejmujący czas od Pierwszej Niedzieli Adwentu do Środy Popielcowej. Wydanie czwarte. Przemyśl. NAKŁADEM KSIĘGARNI A. JUSZYŃSKIEGO. WARSZAWA – GEBETHNER I WOLF. MCMVIII (1908), ss. 125-134.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
Źródło: ultramontes.pl
Amerykańscy Marianie: Będziemy błogosławić grzeszników ale nie tolerujemy i nie będziemy błogosławić grzechu nieregularnych związków
Tradycyjne polskie kolędy w wykonaniu Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego
poniedziałek, 25 grudnia 2023
Abp Szymon Kozłowski: KAZANIE NA DZIEŃ BOŻEGO NARODZENIA
"Nie bójcie się: bo oto opowiadam wam wesele wielkie, które będzie wszystkiemu ludowi: iż się wam dziś narodził Zbawiciel. A ten wam znak: znajdziecie niemowlątko uwinione w pieluszki i położone w żłobie" (Łk. 2, 10-12).
W ciągu czterech tygodni poprzedzających święto dzisiejsze, Kościół św. sposobił nas do godnego spotkania przychodzącego na świat Chrystusa. Chciał iżbyśmy przenosili się myślą w owe cztery tysiące lat, kiedy nieszczęśni potomkowie wygnanego z raju Adama, niewolą i nędzą duszy trapieni z płaczem i wzdychaniem wyglądali swojego wybawiciela. Z patriarchami przeto i prorokami starego zakonu wołali nieustannie: "Spuśćcie rosę niebiosa z wierzchu, a obłoki niech spuszczą ze dżdżem Sprawiedliwego: niech się otworzy ziemia, i zrodzi Zbawiciela, a sprawiedliwość niechaj wnijdzie społem" (Iz. 45, 8).
Podczas Adwentu zalecany był post ściślejszy i wzbronione radosne uroczyste obchody w tym celu, abyśmy wstrzymując się od uciech świata, przez umartwienia i modlitwy oczyścili serca nasze, w których by się mógł narodzić przez łaskę Jezus Chrystus. Pragnąc zaś skuteczniej działać na umysły, Kościół św. przerażał nas zbawienną bojaźnią przypominając na początku Adwentu przyjście Chrystusa Pana powtórne, pełne mocy i majestatu, w on dzień ostateczny i wielki, kiedy jako Sędzia sprawiedliwy domagać się będzie krwi za nas przelanej. W dniu zaś dzisiejszym, ta matka nasza najczulsza do zatrwożonych swych dzieci odzywa się niejako z Aniołem pocieszycielem: Nie bójcie się, bo oto opowiadam wam wesele wielkie, gdyż dzisiaj narodził się dla was Zbawiciel. Czując niewymowną radość z tego, iż przyszedł pożądany wszystkim narodom, wesoło obchodzi doroczną pamiątkę Jego narodzenia. Dla podniesienia uroczystości i pomnożenia nabożeństwa, pozwala kapłanom po trzy Msze odprawować, i pragnie aby wierni zostali napełnieni uczuciem najżywszej wdzięczności i wesela rozpamiętywając potrójne narodzenie Jezusa: doczesne z Maryi Panny, duchowne przez łaskę w sercu sprawiedliwych, i przedwieczne na łonie Boga Ojca.
Lecz i jakąż radość rozbudza w nas i odnawia święto dzisiejsze? Oto nie inną jedno tę, do której wzywa Apostoł narodów, tak mówiąc: "Weselcie się zawsze w Panu: po wtóre mówię, weselcie się" (Filip. 4, 4). Radość świata tego wątłą jest i szczupłą, albowiem godności, bogactwa i rozkosze, których ona jest skutkiem, przemijają rychło i są udziałem niewielu. Przeciwnie, wesele, które zapowiada Anioł z powodu narodzenia Zbawcy, jest wielkie i obejmujące wszystkich bez wyjątku; bo każdy chrześcijanin może być jego uczestnikiem i z jego posiadania może cieszyć się trwałym pokojem, gdyż źródłem i przyczyną tej duchownej radości jest tajemnica Wcielenia Syna Bożego, który dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba na ziemię.
Żebyśmy tym mocniej mogli poczuć tę prawdę, zastanówmy się w dalszym mówieniu nad znaczeniem tajemnicy dzisiejszej, i nad tą praktyczną dla nas nauką, która wypływa z jej rozważania.
Narodzenie Jezusa Chrystusa, czyli przyjście na świat Syna Bożego w ciele ludzkim, jest tajemnicą objawu niepojętej miłości Boga ku ludziom. Bo zaiste, była to niewysłowiona i zdumiewająca miłość, przez którą Bóg zesłał światu Odkupiciela, aby przezeń wszystkich ludzi, pomimo całej ich niegodności, mógł przysposobić za synów swoich i przywrócił im przez grzech utracone prawo do dziedzictwa w chwale niebieskiej. Przeto Kościół św. rozważając tę prawdę, w zachwycie radości i podziwu słowy Pisma św. tak się odzywa: "Tak Bóg umiłował świat, iż Syna swojego jednorodzonego dał, aby wszelki który wierzy weń nie zginął, ale miał żywot wieczny" (Jan 3, 16).
W stworzeniu z niczego świata szczególniej się uwydatniła potęga Boga; Opatrzność rządząca tymże światem jest nieustającym dowodem Jego mądrości; sprawiedliwość Jego w zupełności zostanie wyświecona w dniu sądu powszechnego; nieprzebraną zaś swoją dobroć i miłość szczególniej objawił Bóg przez tajemnicę wcielenia Syna swojego. Albowiem wówczas tylko kiedy Bóg tak dalece się uniżył, iż stał się podobnym nam człowiekiem a nawet małym dzieciątkiem, ludzie zaczęli pojmować tę nieskończoną Jego miłość i pobudzać się do wzajemnej ku Niemu miłości. A ponieważ człowiek zwykle stara się poznać to co pokocha: przeto od chwili przyjścia na świat Jezusa ludzie z większą gorliwością zaczęli szukać poznania prawdziwego Boga, i w miarę tej znajomości oddawali Mu cześć należną i w tym znajdowali prawdziwe szczęście, pełne zaspokojenie pragnień swej duszy stworzonej na obraz i podobieństwo Boże. Dlatego przy narodzeniu Chrystusa Pana dało się słyszeć śpiewanie Duchów niebieskich: "Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli" (Łk. 2, 14).
Druga osoba Trójcy Przenajświętszej, jednorodzony Syn Boski biorąc ciało swe z ciała przeczystej dziewicy Maryi, nie przestając nigdy być prawdziwym Bogiem stał się razem i prawdziwym człowiekiem, a tym samym został bratem naszym, bo kością z kości naszej i ciałem z naszego ciała. Jakże więc słusznie możemy się weselić z tak chwalebnego wywyższenia i niepojętego dostojeństwa ludzkiej naszej natury, którą jako już nierozdzielnie połączoną z naturą Boską w jednej Boskiej osobie Jezusa, czczą i wysławiają Aniołowie i wszystkie stworzenia. Gdy Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami, kiedy Bóg widzialnie stanął pośród ludzi jako ich Mistrz i Odkupiciel, wtenczas ziściły się wszystkie przepowiednie i pragnienia patriarchów i proroków, i świat cały został odnowiony i udarowany hojnością wszelkich błogosławieństw Bożych. Dlatego w dzisiejszym nabożeństwie kościelnym powtarzają się słowa Izajasza proroka: "Lud, który chodził w ciemności, ujrzał światłość wielką: mieszkającym w krainie cienia śmierci, światłość im wzeszła... Albowiem Maluczki narodził się nam, i Syn jest nam dany, i stało się panowanie na ramieniu Jego, i nazwą imię Jego: Przedziwny, Radny, Bóg, Mocny, Ojciec przyszłego wieku, Książę pokoju" (Iz. 9, 2. 6).
Ponieważ początkiem i najpierwszą przyczyną całego dzieła odkupienia była miłość Chrystusa Pana ku rodzajowi ludzkiemu niepojęta, przeto i wszystkie Jego czyny przewyższają pojęcie śmiertelników. I lubo niektóre tylko Jego szczególne sprawy, dokonane w sposób nadprzyrodzony, nazywamy cudami; z tym wszystkim i całe życie Boga człowieka nie jest czym innym jak ustawicznym cudem.
Bóg zniżył się aż do przyjęcia natury ludzkiej, aby człowiek podniesiony został do synostwa Bożego; wszechmocny i wielki, przyoblekł się w słabość i został małym; i któż zdoła zrozumieć skojarzenie tak sprzecznych z sobą rzeczy? Stąd i wszystko jest zdumiewającym w Jezusie. Oto rodzi się z matki, lecz razem i panny. Leży w stajni pomiędzy bydlęty, i Aniołowie ogłaszają Jego narodzenie. Ukrytego przed okiem świata, cudowna gwiazda wskazuje. Dzieciątku w ubogich pieluszkach, mędrcy i królowie składają dary i pokłon głęboki. Płacze i drży od zimna niemowlę, i od przestrachu trwoży się Herod na tronie. Zaprzedany, więźniów oswobadza. Ranami okryty, leczy rany wszystkich. Wisząc na krzyżu, królestwa rozdaje. Ulega śmierci, i śmierć zwycięża. W grobie złożony, przywraca żywot umarłym. Oto życie narodzonego dziś Zbawiciela: dla kogoż nie jest ono pełne świętych pociech i zbawiennego podziwu? Jeśliby nie Apostołowie, w których uściech nie było zdrady ani w sercu skażenia, przekazali pamięci żywot Pana Jezusa, lecz ktobykolwiek z mędrców świata chciał według własnego pomysłu opisać narodzenie Mesjasza, od czterech tysięcy lat oczekiwanego, i mającego przetworzyć całą ziemię: jakżeby innymi słowy i znamiony odznaczył Jego przyjście! Bez wątpienia, umieściłby Go w najokazalszych pałacach, otoczyłby całym blaskiem i świetnością ziemską, postarałby się dlań o wszystkie wygody i rozkosze, mocarzom i uczonym ten by dzień zapowiedział. Tymczasem, Anioł z nieba tak wesołą nowinę o narodzeniu Zbawcy świata obwieszcza najprzód pasterzom trzód, czuwającym na straży nocnej, i ukazując na znamię po którym by mogli Go poznać, tak do nich mówi: "Znajdziecie niemowlątko uwinione w pieluszki i położone we żłobie" (Łk. 2, 12). Tak to jest różną mądrość najwyższa od rozumu ludzkiego! "Albowiem, mówi Bóg przez proroka, myśli Moje nie myśli wasze, ani drogi wasze drogi Moje. Bo jako podniesione są niebiosa od ziemi, tak podniesione są drogi Moje od dróg waszych, i myśli Moje od myśli waszych" (Iz. 55, 8. 9).
Tak jest, Bóg najczęściej obiera to, co ludzie odrzucają; co w oczach ich bywa najgodniejszym pogardy, Bóg nieraz czyni to przedmiotem czci i miłości. Od czegoż bowiem większy wstręt mają ludzie, jak od ubóstwa, poniżenia i umartwień? Czegoż pragną bardziej, jeśli nie bogactw, uciech i godności? Jednakże narodzony dziś Jezus Chrystus, który sam tylko, według słów proroka (Iz. 7, 15), umiał odrzucać złe i obierać dobre, obrał dla się i pokochał rzeczy od świata wzgardzone, a wzgardził, odrzucił, potępił to co ludzie najmocniej miłują, czego szukają najstaranniej. "I któż się więc myli, pyta tu Bernard św., Chrystus czy świat? Ale Chrystus mylić się nie może, bo jest samą prawdą: świat przeto się zawodzi, świat siebie oszukuje".
Ten do którego należą wszystkie skarby świata, którego stolicą jest niebo, a ziemia podnóżkiem nóg Jego, za tron żłób sobie obrał, i ubogie pieluchy w miejsce szat królewskich. Ten, który sam w sobie jest najszczęśliwszy i wszelkie stworzenie napełnia błogosławieństwy, płacze w nędzy i słabościach. Król chwały, zstąpił do stajni bydlęcej. I jakaż w tym tajemnica? Ach nie z własnej potrzeby to uczynił, lecz miłość ku nam była do tego powodem. Przez pychę strącił siebie człowiek w przepaść niedoli: najmilszy Zbawiciel głęboką pokorą chce go z niej podnieść. Łakomstwo i rozkosz są przyczynami naszych udręczeń i smutku: ubogi i cierpiący Chrystus przynosi nam pokój i wesele wielkie. Stajnia Betlejemska, to szkoła dla nas, gdzie mamy nabywać umiejętności Świętych, nauki zbawienia. Żłób i pieluchy, te znamiona naszego Zbawcy, to najmędrsi mistrze, ukazujący nam drogę do szczęścia. Dzieciątko Jezus milczy, a wszystko co Go otacza przemawia, poucza. Już w pierwszym dniu swojego przyjścia, Chrystus Pan własnym przykładem stawił przed oczy tę prawdę, którą potem ogłosił w pierwszym z ośmiorga błogosławieństw: "Błogosławieni ubodzy duchem: albowiem ich jest królestwo niebieskie" (Mt. 5, 3).
Jezus Chrystus przyszedł na świat, nie tylko dlatego, żeby nas odkupił z niewoli grzechu, ale razem też i dla podania nam skutecznych środków do nieodpadania więcej w okropny stan grzechu. Wysłużona przezeń łaska wspiera naszą wolę i oświeca umysł; nauka zaś Jego i widzialny przykład życia jakie zostawił, stanowią dla nas nieomylne prawidło sądzenia o złem i dobrem i oceniania każdej na świecie rzeczy według rzetelnej jej wartości. Przywracając tedy ludziom wysoką ich godność, razem też naprawił i odnowił cały ich sposób myślenia i postępowania. Wskazał im dobra trwałe i rozkosze czyste, o które przede wszystkim starać się powinni. Inne przeto, niż zwolenników świata, powinny być wyznawców Chrystusowych pragnienia, odmienne nadzieje.
Oto, ludzie oddani światu żądają chciwie znaczenia i władzy, która czyni ich niewolnikami podwładnych; jedynym przedmiotem ich trosk i zabiegów są dostatki i zbiory, które, jak niewierni i obłudni przyjaciele, w przygodzie ich odbiegają. Przeciwnie zaś, Jezus Chrystus, ten prawdziwy miłośnik ludzi, wyznawcom swoim przyniósł pokój, jakiego świat dobrami swymi dać nie może. Rodząc się w żłobie wskazał prawidła postępowania zupełnie różne od maksym zepsutego świata. Wypełnił wprzódy to czego później nauczał, mówiąc: iż trzeba się uniżać, aby być wywyższonym; płakać, dla otrzymania pociechy; łaknąć i pragnąć, nie rozkoszy, lecz sprawiedliwości, aby zostać nasyconym; należy wzgardzić dobrami znikomymi, aby zasłużyć na prawdziwe i wieczne.
Dlatego to z powodu narodzenia Chrystusa Anioł zapowiedział wesele wielkie wszystkiemu ludowi: bo wszyscy bez żadnego wyjątku, wielcy i mali, bogaci i najubożsi mogą stać się uczestnikami radości Chrystusowej. Pochodzi ona bowiem z wewnętrznego pokoju duszy, będącego zadatkiem prawdziwej szczęśliwości w każdym chrześcijaninie, który oderwawszy serce od nikłych dóbr ziemskich, według wyrażenia Pisma św., używa tego świata jakby nie używając, posiada wiele jakby nic nie mając; który uważając dobra doczesne nie jako cel, ale tylko za środek życia, szuka naprzód królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, z niezachwianą ufnością w obietnice Zbawiciela, że i wszystkie inne pobożne jego starania i przedsięwzięcia będą uwieńczone pożądanym skutkiem, jeżeli to ma posłużyć ku większej chwale Bożej i jego zbawieniu.
Tak jest, pokora ducha i nieprzywiązywanie serca do wielkości i uciech świata, jest najpierwszą cnotą i fundamentem domu zbawienia. Cała Religia głównie zmierza do tego, aby oderwać ludzi od zbytniego przywiązania do rzeczy zmysłowych, a podnieść ich myśl i serce ku duchownym i wiecznym, bo wówczas tylko człowiek nie zbacza z drogi właściwej, wiodącej do wysokiego przeznaczenia, i wtedy tylko zaczyna kosztować pokoju duszy, który przewyższa zmysł wszelki a który jest początkiem i rękojmią szczęśliwości niebieskiej. Przeciwnie zaś, wszystkie występki, których owocem są nieszczęścia udręczające ród ludzki, jak strumienie z zatrutego źródła płyną z serca pragnącego zawsze nienasycających nigdy dóbr i uciech ziemskich.
Bo i cóż bywa najczęściej przyczyną naszych udręczeń i smutków? Oto duma nasza, lada w czym upatrująca swe poniżenie; to nieporządna miłość bogactw, których strata tak wielce nas trapi, a chęć ich pomnożenia tyle trosk przyczynia; to rozkosz ciała wydzierająca pokój z piersi i niszcząca zgodę i miłość w małżeństwach i rodzinach. A jeżeli Bóg dobrotliwy zsyła na ludzi klęski powszechne, to jedynie dlatego, iż sprawiedliwość Jego nie może nie karać zbrodni publicznych.
Ach, bo i możeż podobać się Bogu: że chrześcijanie, słudzy Króla tak wielkiego, miłują próżność i szukają kłamstwa; że uczniowie cichego i pokornego Mistrza, dla dumy nie mogą zachować zgody domowej i społecznej; jednego Boga i Ojca, nie chcą chwalić wspólnymi usty i jednym sercem; że wyznawcy ukrzyżowanego Zbawiciela, nie rozumieją co to jest ukrzyżować swe ciało z namiętnościami, i dlatego nieczysta rozkosz, ta bogini pogańskiego świata, jest też królową większej części chrześcijan
Wszakże mądrość Boska nie starzeje i moc Jego nie słabnie. I do dziś dnia ziszczać się muszą te groźby i obietnice, które Bóg niegdyś zapowiedział Izraelitom w tych słowach: "Jeśli w przykazaniach Moich chodzić będziecie, będziecie jeść chleb wasz w sytości i bez strachu mieszkać będziecie w ziemi waszej... A jeżeli Mię nie usłuchacie, jeżeli wzgardzicie prawa Moje, i sądy Moje lekce poważycie: nawiedzę was prędko ubóstwem. I zetrę pychę zatwardzenia waszego. I dam wam niebo z wierzchu, jako żelazo, a ziemię miedzianą. Wniwecz pójdzie praca wasza... Spustoszę świątnice wasze, i nie przyjmę więcej wonności najwdzięczniejszej. Dam strach do serca: przestraszy je chrzęst listka lecącego, i tak będą uciekać, jako przed mieczem" (Lewit. 26). Jeżeli więc ludzie starego zakonu, pozbawieni łaski i wzoru Zbawiciela, tak surowo byli karani za grzechy, czyli za przylgnięcie do dóbr i uciech ziemskich: to jakże nierównie srożej Bóg sprawiedliwy zmuszony jest postępować z niewdzięcznymi uczniami Chrystusa.
Doroczny przeto obchód radosnej pamiątki Bożego Narodzenia, powinien być dla nas nową pobudką do powstania z grzechów i odrodzenia się przez łaskę w Jezusie Chrystusie. Dlatego Kościół św. upominając nas dzisiaj słowy św. Pawła Apostoła, tak mówi: "Albowiem okazała się łaska Boga Zbawiciela naszego wszystkim ludziom: nauczając nas, abyśmy zaprzawszy się niepobożności i świeckich pożądliwości, trzeźwie i sprawiedliwie i pobożnie żyli na tym świecie" (Tyt. 2, 11-12).
Duch Święty przez usta Mędrca Pańskiego zapowiadając przyjście Mesjasza, jako założyciela nowego królestwa łaski i prawdy na ziemi, tak się odzywa: "Wynijdźcie a oglądajcie córki Syjońskie Króla Salomona w koronie, którą Go ukoronowała matka Jego, w dzień zrękowin Jego, i w dzień wesela serca Jego" (Pieśń 3, 11). Jednorodzony Syn Boski, z nieskończonej miłości przyjmując człowieczeństwo, najściślej i nierozerwalnie połączył się z naturą ludzką, i stąd każdego z ludzi został duchownym oblubieńcem, a wszyscy wierzący weń i odrodzeni w Nim przez łaskę Chrztu św. zostali Jego oblubienicami. Dzień więc narodzenia Jezusa był dniem zaślubin i wesela Jego. Mianowicie więc dzisiaj, Kościół św. w podobny sposób może odzywać się do nas: Wynijdźcie synowie i córki Ojca waszego, mieszkającego na górnym Syjonie, przyjdźcie dusze chrześcijańskie do żłobu Betlejemskiego i przypatrzcie się Królowi waszemu w pieluchach, którymi Go okryła błogosławiona nad wszystkie niewiasty, Maryja Panna, matka Jego. Oto oblubieniec dusz waszych staje przed wami w szatach i otoczeniu ubogim, abyście zrozumieli, że tylko z pokory ducha i czystości serca możecie Mu się podobać, i że tylko bogatą miłością możecie odpowiednio Go uczcić, i należycie wywzajemniać się za Jego niezrównaną dobroć.
Ach chrześcijanie, zacznijmyż pragnąć i szukać pociech Chrystusowych, bo wyłącznie one tylko są prawdziwe i wielkie, i przewyższają wszelką radość ludzką tak, jak Bóg nieskończenie jest wyższym od człowieka. Otrząśnijmy się z omamienia w jakim opinia świata nas trzyma. Zastanówmy się a poznamy: że wielkość i wszelkie inne dobra ziemskie, są to kruche podpory naszej słabości; to złudne ozdoby, którymi usiłujemy pokryć nędzę wewnętrzną; że fundując się wyłącznie na nich, budujemy sobie dom nietrwały, który śmierć rychło obali, a grób całą wielkość naszą zamknie w sobie. I kędyż się obrócim z duszą naszą, jeżeli Zbawiciel, nie widząc na niej znamion swoich, zamknie przed nami bramę niebieską?
Wy przeto którzy obfitujecie we wszystko na ziemi, nie wynoście się z tego, lecz raczej w pokorze proście Boga o łaskę, abyście nie upadali pod ciężarem bogactw i wielkości ziemskich. Jeżeliście sprawiedliwymi drogami ich dostąpili, bądźcie wdzięczni za nie Bogu. Nie zapominajcie, żeście tylko szafarzami dóbr wam udzielonych: według woli zatem Pana swego rozporządzajcie nimi, gdyż zdać potrzeba będzie rachunek z włodarstwa. Ubodzy zaś i nieszczęśliwi, nie zazdrośćcie majętniejszym od was i nie smućcie się zbytecznie w niedostatkach waszych. Pocieszajcie się raczej tym, iż więcej macie podobieństwa z ubogim i cierpiącym Chrystusem; jeżeli pokornie uczcicie w tym wyroki Opatrzności, za krótkie cierpienia nieprzeżytą radość odbierzecie.
Ach powtórnie tu należy zawołać do wszystkich: wynijdźcie córki Syjońskie, przyjdźcie dusze chrześcijańskie i oglądajcie Króla waszego w żłobie i pieluchach. Uczcie się prawdziwej mądrości, według której macie oceniać rzeczy świata tego. Pokochajcie Jezusa i to w czym się On kochał, a w miłości tej znajdziecie wesele wielkie, które nigdy od was odjęte nie zostanie. Amen.
Kazania świąteczne i przygodne, przez X. S. Kozłowskiego. Wydanie drugie. Nakładem księgarni J. Zawadzkiego. Żytomierz. Drukarnia suksessorów S. Brodowicza. 1888, ss. 17-26. (3)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; ilustracje i przypisy od red. Ultra montes).
Za: ultramontes.pl
niedziela, 24 grudnia 2023
J.E. x. Marian Eleganti: Komentarz do najnowszego dokumentu Dykasterii Nauki Wiary „Fiducia suplcans” na temat błogosławieństw dla par pozostających w związkach nieregularnych, obiektywnie grzesznych.
O ZGODNOŚCI ORTODOKSJI I ORTOPRAKSI
Komentarz do najnowszego dokumentu Dykasterii Nauki Wiary „Fiducia suplcans” na temat błogosławieństw dla par pozostających w związkach nieregularnych, obiektywnie grzesznych.
Myślałem o tym. Niezgoda jest już widoczna w sposobie klasyfikacji i wdrażania nowego dokumentu „Fiducia suplcans”. Paleta reakcji zaczyna się od życzliwej interpretacji o „nowym początku”, poprzez zezwalające oświadczenie bp Bätzinga, aż po całkowity zakaz takich błogosławieństw w archidiecezji astanskiej. Ta ostatnia reakcja sprowadza się do wycofania nowego dokumentu Dykasterii bo w Astanie uważa się „Fiducia suplcans” jako zerwanie z konsekwentnym nauczaniem Kościoła i, liczącą dwa tysiące lat duszpasterską praktyką, zgodnie z którą nie wolno błogosławić obiektywnie grzesznych zachowań.
Każdemu człowiekowi zawsze pozwalano na błogosławieństwo, jeśli jego wewnętrzne usposobienie było odpowiednie. Ponieważ według „Fiducia suplcans” związki homoseksualne lub konkubinaty (tzw. związki nieregularne) nie mogą być błogosławione liturgicznie, aby nie pomylić ich z małżeństwem lub nie powodować zamieszania w niezmienionej ocenie, pary takie, logicznie rzecz biorąc, nie powinny być wogóle pobłogosławione, nawet rodzajem obniżonego błogosławieństwa zgodnie z „rozszerzonym zrozumieniem”. Nie można błogosławić pary, ale też ich związku, błogosławić pary, ale nie „utwierdzać” ich obiektywnie grzesznego sposobu życia (por. FS), jak to się proponuje. Są to wybiegi, które w praktyce nigdy się nie sprawdzają. Będzie odwrotnie. Prasa opublikowała już artykuły o odpowienio rozdmuchanych tytułach. Pokazują to, jak odbierane są te sprawy na poziomie obywatelskim.
Tak zwane Magisterium Franciszka, przedstawiane nam jako coś nowego i bezprecedensowego w przeciwieństwie do Tradycji, jest bezsensownym tworem koncepcyjnym kard. Fernandeza, ponieważ papieże, podobnie jak biskupi, są strażnikami nauczania Kościoła i jego nieprzerwanej Tradycji. Prawdy są wieczne i nie zmieniają się wraz z duchem czasu. I odwrotnie: papieże i biskupi nie wnoszą nic własnego, lecz interpretują niezmienną wiarę Kościoła zgodnie z Tradycją, bez zrywania z nią. Faktem pozostaje, że grzeszne praktyki i powiązania nie mogą zostać pobłogosławione, ponieważ są sprzeczne z porządkiem stworzenia i wolą Bożą, i w takim przypadku błogosławieństwo nie może być owocnie udzielone ani przyjęte (por. uzasadnienie w Responsum ad dubium Kongregacja Nauki Wiary w sprawie błogosławieństwa związków osób tej samej płci z 2021 r. pod kierownictwem kard. LadariI). Kościół zawsze tego nauczał. Błogosławieństwa bez odpowiedniego wewnętrznego usposobienia dawcy i odbiorcy są nieskuteczne, ponieważ błogosławieństwa nie działają ex opere operato jak sakramenty. Są sakramentaliami.
Nie ma tutaj mowy o nowym poszerzonym rozumieniu, są jedynie fałszywe twierdzenia. W obecnym rozumieniu nie ma błogosławieństwa pierwszego stopnia (liturgicznego) ani drugiego stopnia (spontanicznego) udzielanego przez kapłanów. Jeśli jednak w naszym przypadku występuje właściwe wewnętrzne usposobienie, to takie osoby starałyby się o nawrócenie i porzucenie i skorygowanie obiektywnie grzesznych praktyk (konkubinat i praktyka seksualną). Ponadto mogą otrzymać błogosławieństw dla wzrostania w łasce oraz skuteczności swoich wysiłków moralnych i stawiania kolejnych kroków we właściwym kierunku, ale nie jako para ze względu na dwuznaczność i niemożność takiego błogosławieństwa. «Niech Bóg da ci właściwy ogląd, umocni cię w dobru i utrwali w twojej decyzji trwania przy Jego przykazaniach. Niech towarzyszy ci w twoim nawróceniu swoją łaską!» Wszystko, co wykracza poza to, co zostało powiedziane, jest sofistyką i nie jest zgodne z nauką Kościoła, a wręcz ją podważa. Tu chodzi o teologię, a nie psychologię. Kościół nie może na przestrzeni dziejów zaprzeczać sobie, lecz wzrasta jedynie w zrozumieniu Objawienia. Negatywna ocena homoseksualizmu jest jego częścią.
I jeszcze jedno: każde działanie przesiąknięte jest teorią. Nie można zatem stawiać ortodoksji i ortopraksji w opozycji lub sprzeczności ze sobą, jak to miało miejsce nieustannie od Soboru i podczas tego pontyfikatu. Jakby sprzeczność z nauczaniem w praktyce duszpasterskiej (2 plus 2 równa się 5) była uzasadniona, wręcz wymagana, bo rzeczywistość (życiowa) rzekomo stoi ponad ideą (nauczanie) (to bezsensowna zasada, bo idee zmieniają rzeczywistość, przekładają się na działanie, często okazywały się rewolucyjne, wywracając tak zwaną rzeczywistość życiową; idee należą do rzeczywistości i są bardzo skuteczne w praktyce; nie ma działania bez teorii). Ortodoksja i ortopraksja muszą się pokrywać, albo nie zasługują na tę nazwę. Nie mogą się wzajemnie unieważnić. Kiedy tak się dzieje, dochodzimy do herezji i podziału Kościoła, do jego samounicestwienia poprzez praktykę. To nie jest reforma ani błogosławieństwo.
Bp Marian Eleganti OSB
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie internetowej bp. Elegantiego. Redakcja serdecznie dziękuje Jego Ekscelencji za zgodę na tłumaczenie przedruk na łamach Rzymskiego Katolika.
Printfriendly
POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.