_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

czwartek, 17 grudnia 2009

Jeszcze raz o Vaticanum II

Nie bójmy się powiedzieć jasno: to była rewolucja. Już podczas pierwszej sesji soboru, przy szokującym braku najbardziej elementarnego szacunku dla zasad przyzwoitości, dzięki skutecznej infiltracji wroga „jednostka specjalna” przejęła kontrolę nad „kwaterą główną” soboru i wycisnęła na jego dokumentach niezatarte znamię liberalizmu. Później, wzmocniona dzięki wpływowi osiągniętemu na soborze i dzięki swej skutecznej technice infiltracji, jednostka ta pracowała dalej od wewnątrz nad niszczeniem Kościoła.

Dlaczego stosunek do tego soboru ma tak wielkie znaczenie? Czy analizując go wciąż na nowo, nie ryzykujemy popadnięcia w bezproduktywny krytycyzm, który sam w sobie jest niekatolicki?

Oczywiście nie możemy budować własnej tożsamości wyłącznie na sprzeciwie względem II Soboru Watykańskiego. W istocie nie potrzebujemy się definiować w stosunku do czegokolwiek. Jesteśmy po prostu katolikami – katolikami, których ideałem jest toczenie walki jako żołnierze Chrystusa, by urzeczywistnić Jego Królestwo, a zwłaszcza Jego społeczne panowanie na ziemi. Jednak żołnierz może walczyć skutecznie jedynie wówczas, gdy jest uzbrojony i wyćwiczony do walki oraz zna swojego przeciwnika. (...)

Nie mamy zamiaru przedstawiać w tym miejscu dogłębnej analizy soboru. Pragniemy jedynie przestrzec przed niebezpieczeństwem mimowolnego godzenia się z obecną sytuacją w Kościele i wskazać, jaka powinna być nasza reakcja w obliczu zagrożenia, które abp Lefebvre słusznie określał mianem trzeciej wojny światowej.

Nie bójmy się powiedzieć jasno: to była rewolucja. Już podczas pierwszej sesji soboru, przy szokującym braku najbardziej elementarnego szacunku dla zasad przyzwoitości, dzięki skutecznej infiltracji wroga „jednostka specjalna” przejęła kontrolę nad „kwaterą główną” soboru i wycisnęła na jego dokumentach niezatarte znamię liberalizmu. Później, wzmocniona dzięki wpływowi osiągniętemu na soborze i dzięki swej skutecznej technice infiltracji, jednostka ta pracowała dalej od wewnątrz nad niszczeniem Kościoła. Przez całe wieki Kościół musiał odpierać atak z zewnątrz i napastnikom nigdy nie udało się osiągnąć definitywnego sukcesu. Jednak świadomy bezowocności swych wysiłków szatan zmienił strategię i zaatakował Kościół od wewnątrz. Wprowadził wszędzie swych popleczników, szerząc błędy w seminariach, aby niepostrzeżenie skazić nimi przyszłe duchowieństwo.

Nigdy nie wolno nam o tym zapominać i traktować obecnej sytuacji jako jednego z wielu kryzysów, który sam minie. Nie łudźmy się, wrogowie Kościoła zaprzysięgli jego zniszczenie (...) i będą walczyć do samego końca. Będą okazywali gotowość do poczynienia pewnych koncesji i udzielenia pewnych zezwoleń. Będą postępowali sprytnie, mając nadzieję, że złapiemy się na haczyk, nigdy jednak nie zrezygnują ze swego prawdziwego celu, jakim jest przecież całkowite zniszczenie Kościoła.

Już ogłosili swoje zwycięstwo. Mylą się jednak. Ich walka jest z góry przegrana, a ich chwilowy tryumf przypomina tryumf wrogów Chrystusa w Wielki Piątek. Nie pozwólmy się oszukać: błąd nie zwycięży. Chrystus pozwala na tę chwilową przewagę zła, zsyłając ją jako karę, by oczyścić swój Kościół i doprowadzić do swego krzyża. Musimy się wznieść ponad zewnętrzne okoliczności i odnaleźć w naszych duszach spokojną pewność, że Bóg pozwala na obecne upokorzenie Kościoła jedynie po to, aby upodobnić go jeszcze bardziej do swego Syna. Ostatecznie będzie On dzielił z Kościołem tryumf swego zmartwychwstania. Musimy czekać na tę godzinę, pozostając zawsze czujni, ponieważ pokusa, by poszukiwać pokoju drogą kompromisu, będzie wielka.

Musimy również uważać, by błąd liberalizmu – błąd, który stworzył religię wolności i którego truciznę codziennie, choć nieświadomie wchłaniamy – nie wkradł się do naszych dusz. Pamiętajmy o ostrzeżeniu św. Augustyna: „Patrząc na wszystko, kończymy na tolerowaniu wszystkiego, a tolerując wszystko, jesteśmy gotowi zaakceptować wszystko”. To oznacza, że coś, co początkowo słusznie nas gorszy, staje się dla nas stopniowo czymś codziennym, przyzwyczajamy się do tego tak dalece, że sami bierzemy w tym udział i nieświadomie wchłaniamy truciznę. Jeśli nie będziemy się pilnowali, ów błąd liberalizmu wsączy się do naszych dusz i doprowadzi również do naszego upadku, w wyniku czego przyczynimy się do niszczenia Kościoła.

Właśnie dziś powinniśmy zachować szczególną czujność. Musimy modlić się i czerpać ze źródła prawdziwej doktryny, aby nie zatruł nas błąd.

Po czterdziestu latach wdrażania w życie postanowień Vaticanum II możemy – zgodnie z radą Pana Jezusa – osądzić ten sobór po owocach, które wydał. Niektórzy z jego zwolenników kwestionują ten ewangeliczny osąd i usiłują oddzielić sobór od jego następstw. To absurd! Reformy będące jego owocem są naturalnym skutkiem soboru. Bez soboru te katastrofalne reformy nigdy nie ujrzałyby światła dziennego.

Najbardziej świętokradczą konsekwencją soboru było zniszczenie poczucia sacrum. Widzimy to doskonale w systematycznym niszczeniu teologicznych cnót wiary, nadziei i miłości.

Przez wiarę, przez poznanie Boga, zbliżamy się do Niego. Przez nadzieję wznosimy nasze serca ponad wszystkie rzeczy stworzone, wznosimy je do Boga, by adorować Go jako naszego Stwórcę oraz Odkupiciela i ze świętą niecierpliwością tęsknimy do posiadania Go przez całą wieczność. Dzięki cnocie miłości kochamy Boga przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, tak jak On sam kocha siebie. Wiara, nadzieja i miłość zakotwiczają nas w Bogu, poprzez te cnoty żyjemy w Jego świętej obecności. Znajdują one swój najpiękniejszy wyraz w liturgii, gdy kapłan ofiaruje Mszę św., a my jednoczymy się z nim, oddając Bogu należny hołd.

Nowa liturgia pokazuje bardzo wyraźnie, że cnoty wiary, nadziei i miłości nie są już uważane za świętą drogę do Boga. (...) Dziś już nikt się nie dziwi, gdy słyszy wyrażone tymi lub innymi słowami kuriozalne wyznanie wiary Pawła VI: „My także, bardziej niż ktokolwiek inny, mamy kult człowieka”1. Czy to oznacza, że wiara, nadzieja i miłość są obecnie wyrazem wiary w człowieka, nadziei w nim pokładanej oraz miłości zredukowanej do filantropii? Trudno interpretować to w inny sposób, ponieważ nowa teologia uczy nas, że wszyscy ludzie mają być zbawieni, i zapowiada złotą erę na ziemi, kiedy wszyscy będziemy zjednoczeni w powszechnym braterstwie.

Takie idee są profanacją cnót teologicznych. Mamy dziś wiarę w człowieka, który może sam się zbawić, ponieważ przez samą swą naturę jest już w tajemniczy sposób zjednoczony z Chrystusem. Mamy nadzieję na powszechny pokój, gdy ludzie ostatecznie uznają niezbywalną godność ludzkiej natury, dzięki czemu będą potrafili żyć we wzajemnym szacunku dla swej „pojednanej różnorodności” – wzajemnym szacunku, który nazywają miłością...

Jednym słowem: wiara w człowieka, nadzieja pokładana w człowieku i miłość do człowieka. Wszechobecny człowiek, który stał się w ten sposób centrum nowego kultu! Stoimy w obliczu profanacji tajemnicy wcielenia Słowa Bożego, które nie jest już objawieniem Boga człowiekowi, ale objawieniem człowiekowi jego własnej niezbywalnej godności.

Nie ma już nic świętego poza człowiekiem!

Co więcej możemy powiedzieć o tym delirium? Niech Bóg się nad nami zmiłuje – dzieci Boże proszą o chleb doktryny, a otrzymują jako pokarm jedynie kamienie.

Jak powinniśmy reagować w obliczu tego „zniszczenia miejsca świętego”, jak to określił papież Pius XII? Przede wszystkim nie wolno nam reagować na sposób czysto ludzki, ponieważ wystawilibyśmy się przez to na wielkie niebezpieczeństwa. Moglibyśmy nawet ulec pokusie porzucenia walki, ponieważ – patrząc po ludzku – sytuacja wydaje się beznadziejna. Wrogowie Kościoła zdobyli cytadelę i zajęli bezpieczne pozycje obronne w jej kluczowych punktach, z których niezwykle trudno ich usunąć. Również naturalne w takiej sytuacji zmęczenie może skłonić nas do przesadnych i niebezpiecznych reakcji.

Nasza odpowiedź powinna być inspirowana wiarą – i tylko wiarą. Nie wolno nam redukować tajemnicy pasji Kościoła do poziomu intelektualnego czy sentymentalnego. Jeśli nawet nie potrafimy w pełni pojąć wspomnianego wyżej tajemniczego utożsamienia Kościoła z ukrzyżowanym Chrystusem, naszym obowiązkiem jest uznanie obecnych wydarzeń za część opatrznościowego planu Boga – oraz oddawanie należnej Mu czci.

Musimy pozostać wierni tej właśnie formie oddawania czci należnej Bogu, zgodnie z radą św. Wincentego z Lerynu, który uczy nas, byśmy trzymali się mocno tego, czego Kościół zawsze i wszędzie nauczał. Oznacza to, że nasze przywiązanie do Tradycji nie jest kwestią preferencji, ale wiary i wierności tej wierze. Dlatego właśnie nie możemy podpisać jedynie praktycznego porozumienia z „neomodernistycznym Rzymem”, ponieważ czyniąc to, znaleźlibyśmy się na równi pochyłej prowadzącej do kompromisu i powoli, lecz niezawodnie utracilibyśmy wiarę.

Jeśli nasza reakcja będzie naprawdę inspirowana wiarą, będziemy się starali ofiarować Bogu stosowne wynagrodzenie. Wynagrodzenie jest ważnym obowiązkiem każdego chrześcijanina. Wstępując do nieba, Zbawiciel nałożył na nas obowiązek wynagradzania za zniewagi wobec Niego i Jego Najświętszej Matki. Czyż niszczenie wiary w samym sercu Kościoła nie stanowi zniewagi wobec Chrystusa, który pozostawił nam jako nasze dziedzictwo depozyt wiary, który mamy niezmieniony przekazywać dalej? Ta utrata wiary nie tylko stanowi wielką zniewagę wobec Chrystusa, jest też powodem wiecznego potępienia niezliczonej liczby dusz.

Nasz obowiązek jest jasny – nie możemy pozwolić, by te zniewagi pozostały bez wynagrodzenia z naszej strony. To wynagrodzenie polega na życiu w sposób, który sam w sobie jest wyrazem hołdu wobec Boga, na odsuwaniu się od grzesznych przyjemności, które podsuwa nam świat. Polega na posłusznym wypełnianiu naszych obowiązków stanu. Ta wierność obowiązkom spoczywa na dwóch filarach: modlitwie oraz pokucie. Dusza, która pragnie złożyć Bogu zadośćuczynienie, żyje przede wszystkim modlitwą i ofiarą.

Nasza modlitwa musi oczywiście polegać w pierwszym rzędzie na ofiarowaniu Najdroższej Krwi Chrystusowej Bogu Ojcu podczas Mszy św., możemy to czynić jednak również podczas całego dnia, gdy jednoczymy się w duchu z Mszami św. sprawowanymi na całym świecie i odmawiamy różaniec, łącząc się z Matką Bożą i Jej modlitewnym wstawiennictwem.

Nasza modlitwa musi dotrzeć przed tron Boga, wybłagać nam liczne powołania kapłańskie i zakonne, aby (...) dusze nie pozostawały bez opieki, ale otrzymywały łaski, których tak bardzo potrzebują.

Przepraszajmy za postępki tych wszystkich, którzy wprowadzili nowinki do Kościoła, módlmy się za nich słowami samego Zbawiciela: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”. Nie zapominajmy również modlić się za tych, którzy podążyli za najemnikami i się pogubili.

Nasze czasy są rozstrzygające. Niepokalana Oblubienica Chrystusa, święta Matka Kościół, poniżana i wyśmiewana, przeżywa agonię. Jej dzieci nie wiedzą już, co to znaczy być katolikiem – lub też nie mają odwagi powiedzieć tego głośno i wyraźnie. Powołania zanikają i możemy się obawiać, że już niebawem pozbawieni pasterzy ludzie popadną w bałwochwalstwo, jak to się już dzieje w wielu krajach świata. II Sobór Watykański obiecywał nam nową wiosnę Kościoła, pozostawił jednak po sobie tylko stertę gruzów.

Nasze czasy są rozstrzygające. Nie jest to jednak powodem do popadania w rozpacz. Oto wybiła godzina krzyża. Jest to jednak również, w tajemniczy sposób, godzina zwycięstwa. Jest to czas, w którym musimy uciekać się do Maryi, której wiara pozostała niezachwiana, która łączyła swoje boleści z cierpieniami swego Syna. Jest Ona naszą Matką i będzie nas chronić, żebyśmy mogli zachować wiarę, praktykując modlitwę i umartwienia.

Niepokalana starła wszystkie herezje. Pokona również modernizm, obiecała to w Fatimie, potwierdzając, że na końcu Jej Niepokalane Serce zatryumfuje. (...) Musimy zaciągać się, jako katolicy, jako żołnierze, do armii naszej Matki i niestrudzenie odmawiać różaniec. Matka Boża jest naszą nadzieją. Przyjdzie dzień – i oby spodobało się Panu Bogu zesłać go jak najrychlej! – gdy odbierze Ona synowski hołd od Ojca Świętego, który poświęci Jej Rosję. Wierna swej obietnicy Niepokalana pokona następnie materializm i ateizm, które obecnie się wszędzie szerzą, nie omijając nawet świątyni Pańskiej!

Dzięki interwencji Matki Bożej i naszemu nabożeństwu różańcowemu zwycięstwo będzie nasze. Już teraz mamy tego całkowitą pewność. Wystarczy, że będziemy Jej dziećmi, że będziemy z radością chodzili do szkoły Matki Najświętszej, modląc się i czyniąc pokutę. Jak powiedziała w Pontmain: „Módlcie się, Moje dzieci. Mój Syn pozwala wzruszyć się przez wasze modlitwy”.

ks. Iwon le Roux FSSPX

Tekst ukazał się w nowym numerze miesięcznika "Zawsze wierni"

wtorek, 22 września 2009

Błędy sedewakantyzmu

Tekst pochodzi z kwartalnika "Sel de la Terre" (wiosna 2001 r.) wydawanego przez tradycyjnych Dominikanów z Avrillé we Francji.

Co to jest sedewakantyzm?

- Sedewakantyzm jest teorią, według której papieże począwszy od Soboru Watykańskiego II nie byli i nie są tak naprawdę papieżami. W rezultacie, Tron Piotrowy jest pusty (łac. sede vacante).

Skąd pochodzi ta teoria?

- Teoria ta była reakcją na bardzo poważny kryzys w Kościele istniejący od Soboru, który został nazwany przez arcybiskupa Lefebvra "trzecią wojną światową". Podstawową przyczyną kryzysu było odejście od nauki poprzednich papieży, którzy odrzucali jako poważne błędy np. źle pojęty ekumenizm, wolność religijną, kolegializm, itd.

Sedewakantyści sądzą, że prawdziwi papieże nie mogą być odpowiedzialni za taki kryzys, w konsekwencji uważają ich za nie prawdziwych.

Czy sedewakantyści zgadzają się miedzy sobą?

- Nie, daleko do tego. Istnieje wiele różnych postaw. Niektórzy myślą, że od kiedy Tron Papieski jest wolny, ktoś powinien go zajmować, dlatego wybrali własnego "papieża"(np. sekta Palmar w Hiszpanii). Wśród tych, którzy nie posunęli się tak daleko, istnieją różne szkoły. Niektórzy sądzą, że ówczesny papież jest anty-papieżem, inni, że jest on tylko częściowo papieżem, papieżem materialnym ale nie formalnym.

Niektórzy sedewakantyści uważają ich stanowisko za "prawdopodobną opinię" i zgadzają się na przyjmowanie sakramentów od nie-sedewakantystycznych kapłanów, kiedy znowu inni, nazwani "ultra" przez Abbe Coache, dla których jest to kwestia wiary, odmawiają uczestnictwa w Mszach świętych gdzie kapłan modli się za papieża. Jednak wszyscy sedewakantyści uważają, że nie powinno się modlić za papieża publicznie.

Co to znaczy, że papież jest materialny?

- Główną trudnością w sedewakantyzmie jest wytłumaczenie w jaki sposób Kościół może nadal istnieć w widzialny sposób (Jezus obiecał, że Kościół przetrwa aż do końca świata) kiedy jest pozbawiony swojej głowy. Zwolennicy tak zwanych "tez Cassiciacum" mają bardzo subtelne rozwiązanie: obecny papież został ważnie wybrany na papieża, ale nie otrzymał papieskiej władzy z powodu wewnętrznej przeszkody (herezji). Wiec, zgodnie z teorią, jest on w stanie różnymi sposobami działać dla dobra Kościoła, na przykład mianując kardynałów (którzy są kardynałami materialnie), ale nie jest prawdziwym papieżem.

Co należy sądzić o takim rozwiązaniu?

- Z jednego powodu, rozwiązanie to jest niezgodne z Tradycją. Teolodzy (Kajetan, św. Robert Bellermine, itd.) prowadzili studia nad prawdopodobieństwem heretyckiego papieża, ale nikt wcześniej przed Soborem Watykańskim II nie wymyślił takiej teorii. Jednak to nie rozwiązuje podstawowego problemu sedewakantyzmu, mianowicie, jak Kościół może nadal zachowywać swoją widzialną formę; jeżeli papież, kardynałowie, biskupi, itd., pozbawieni są ich właściwej formy, wiec nie ma już widzialnej hierarchii Kościoła. Ponadto, teoria ta ma kilka poważnych defektów filozoficznych ponieważ zakłada, że hierarchowie mogą być na przykład tylko materialni, czyli nie posiadać władzy.

Jakich argumentów używają sedewakantyści do udowodnienia swoich teorii?

- Używają teologicznych i kanonicznych. Teologiczne opierają się na stanowisku, że heretyk nie może być głową Kościoła, a np. Jan Paweł II czy Benedykt XVI są heretykami, dlatego też nie mogą być prawdziwymi papieżami. Natomiast jeżeli chodzi o prawne argumenty, to prawo kościelne unieważnia wybór heretyka; a Kardynał Wojtyła był już heretykiem podczas jego elekcji, dlatego też nie może być prawdziwym papieżem.

Ale czy nie jest prawdą, że papież, który stał się heretykiem traci pontyfikat?

- Św. Robert Bellermine mówi, że papież, który oficjalnie i z pewnością jest heretykiem traci swój pontyfikat. Jeżeli zastosować to do Benedykta XVI, musiałby być oficjalnym heretykiem, z pełną intencją zaprzeczającym Magisterium Kościoła. Nawet jeśli ówcześni papieże dokonują czynów bądź oświadczeń, które prowadzą do herezji, nie pokazuje to wprost, że są oni świadomi zaprzeczaniu jakiegokolwiek z dogmatów. I do póki nie ma pewnych dowodów, roztropniej jest powstrzymywać się od osądzania. Taka właśnie była postawa arcybiskupa Lefebvra.

Jeżeli katolik jest pewny, że papież jest heretykiem, czy powinien stwierdzić, że nie jest w dalszym ciągu papieżem?

- Nie, nie powinien. Według "powszechnej" opinii (Suarez), a nawet "bardziej powszechnej" opinii (Billuart), teolodzy uważają, że nawet heretycki papież może korzystać ze swego urzędu. Jurysdykcję swoją może stracić dopiero wtedy kiedy katoliccy biskupi (jedyni z woli Boskiej sędziowie w sprawach wiary poza papieżem) wydadzą deklarację potępiającą papieskie herezje. "Według powszechnej opinii, Chrystus, przez szczególną opatrzność, dla powszechnego dobra i spokoju Kościoła, kontynuuje przekazywanie jurysdykcji, nawet dla heretyckiego papieża do czasu kiedy powinien zostać ogłoszony jawnym i oczywistym heretykiem przez Kościół" (Billuart, De Fide, Diss. V, A.III, No. 3, obj. 2). W tak poważnej materii, nie jest rozsądne sprzeciwiać się powszechnej opinii teologicznej.

Ale jak heretyk, który przestaje być członkiem Kościoła, może nadal być jego przywódcą?

- Dominikanin o. Garrigou-Lagrange, bazujący na rozumowaniu Billuarta, wyjaśnia swojej rozprawie De Verbo Incarnato, że heretycki papież, który nie jest członkiem Kościoła, może nadal być jego głową. Co jest niemożliwe w sprawie fizycznego przywództwa, jest możliwe (aczkolwiek nienormalnie) dla drugorzędnego moralnego przywództwa. "Powód jest taki, podczas gdy fizyczne przywództwo nie może wpływać na członków (Kościoła) w taki sposób aby miało to życiodajny wpływ na ich dusze, moralne przywództwo takie jak rzymski papież, może korzystać z jurysdykcji nad Kościołem nawet jeżeli nie otrzymuje on z duszy Kościoła żadnego napływu wewnętrznej wiary czy miłosierdzia." Pokrótce, papież jest prawnym członkiem Kościoła dzięki jego osobistej wierze, którą może utracić, ale nadal jest głową widzialnego Kościoła przez jurysdykcje i władze którą otrzymuje, a to może koegzystować z jego własnymi herezjami.

Kanoniczne argumenty?

- Sedewakantyści swoje kanoniczne stanowisko bazują na Apostolskiej Konstytucji Cum ex Apostolatus papieża Pawła IV (1555-1559) Ale dokładne przeanalizowanie dokumentów wykazuje, że ta konstytucja straciła swoją moc kiedy został promulgowany Kodeks prawa kanonicznego w 1917r. W konsekwencji, nic nie może być więcej powiedziane poza teologicznymi argumentami wyżej przeanalizowanymi.

Czy sedewakantyści nie mają racji odmawiając wymieniania imienia papieża podczas Mszy aby pokazać, że nie są w łączności z (una cum) heretykiem i z jego herezjami?

- Wyrażenie una cum w Kanonie Mszy świętej nie oznacza potwierdzenia, że się "jest w łączności" z błędnymi poglądami papieża, ale raczej, że się chce modlić za Kościół i za papieża, jego widzialną głowę. Aby być pewnym takiej interpretacji, w dodatku do czytania teologicznych tekstów, wystarczy przeczytać rubryki mszału z okazji celebracji Mszy przez biskupa. W takim przypadku, biskup musi modlić się za Kościół "una cum ... me indigno famulo tuo" co nie oznacza "w łączności z ... mnie, twojego niegodnego sługę" (co nie ma sensu!) ale modli się "a także za ... mnie, twojego niegodnego sługę."

Ale czy św. Tomasz z Akwinu nie powiedział, że w kanonie nie powinno się modlić za heretyków?

- Św. Tomasz z Akwinu nie powiedział, że modlenie się za heretyków jest zabronione (Suma Teologiczna, III, Q79, A7 ad 2), chodziło mu tylko o to, że modlitwa nie będzie miała tego samego efektu co modlitwa za katolika.

Co powinniśmy sądzić o sedewakantyzmie?

- Sedewakantyzm jest teorią, nie do końca udowodnioną, i praktykowanie jej jest nieroztropne (a taka nieroztropność może mieć bardzo poważne konsekwencje). Dlatego arcybiskup Lefebvre nigdy nie przyjął takiego stanowiska, a nawet zabronił tego kapłanom Bractwa św. Piusa X. Powinniśmy mieć zaufanie do jego roztropności i tłumaczenia teologicznego. O. Muńoz zauważył i wskazywał, że żaden święty w historii Kościoła nigdy nie był sedewakantystą, kiedy wielu otwarcie i forsownie sprzeciwiało się błędom papieży. ZRÓBMY PODOBNIE!

Źródło informacji: http://www.rodzinakatolicka.pl

czwartek, 30 lipca 2009

Nieznani tradycjonaliści - Louis de Funès


- Jest Pan wierzący?
- Oczywiście, oczywiście.
- Od dawna?
- Od zawsze… Jezus był wpływowym towarzyszem mojego dzieciństwa, jest wpływowym towarzyszem mojego życia zawodowego i mego życia w ogóle.
- Czy pomaga Panu w życiu zawodowym?
- Nieustannie. Byłem bardzo szczęśliwy i to z pewnością dzięki niemu.
- Jakie ma Pan wyobrażenie o Jezusie?
Na obrazkach mego katechizmu był zawsze kimś bardzo delikatnym, jasnowłosym i czuło się, że każdy poryw wiatru może go unieść... Choć był on synem cieśli. Uwierz mi, że był facetem, który miał metr dziewięćdziesiąt, niezwykłą siłę i że miał takie bicepsy! Kiedy wyrzucał kupców za drzwi świątyni brał ich po trzech... i hop! Mówił donośnym głosem, czynił cuda... Przewodził ludziom i mnie również, widzę go śmiejącego się.

(Fragment książki Eric Léguebe’a pt. “Louis de Funès, Roi du Rire” będący zapisem wywiadu telewizyjnego udzielonego Guy’owi Béartowi w Wigilię B.N. 1981 roku)



Louis de Funes, którego 95 rocznica urodzin przypada właśnie dziś, nie jest w Polsce znany inaczej, jak przez pryzmat zagranych przez siebie ról filmowych. Niewielu widzów ma świadomość, że ciepłe i serdeczne poczucie humoru z jakim traktował w swojej twórczości Kościół zbudowane było na głębokiej wierze. Wątki religijne nie są wprawdzie w jego filmach nadmiernie eksponowane, bo był mistrzem dziedziny dalekiej od koniecznej powagi, ale nawet nieliczne zapadają w pamięci.

Widz świadomy jego katolickiej gorliwości i tradycjonalistycznych poglądów z pewnością pomiędzy „wierszami” odczyta wiele aluzji i komentarzy – ot, choćby pierwszy z brzegu, jakim była scena z udziałem częstej bohaterki serii z „Żandarmem”, gdy siostra szarytka spotkawszy inspektora Cruchota na plaży – a trzeba dodać, że ubrana była w skąpe bikini i wielki kornet siostry miłosierdzia – tłumaczy mu, że oto „wychodzi do ludu jak to teraz czynią księża-robotnicy”. W zakończeniu „Kapuśniaczka”, który miał być jego ostatnim filmem, odlatujący ku niebu w statku kosmicznym Claude Ratinier i jego przyjaciel Garbus śpiewają Ave Maria - refren pochodzącej z Lourdes maryjnej pieśni "Po górach, dolinach". Podobnych fragmentów jest w filmach de Funesa wiele. Trzeba dodać, że ten rodzaj poczucia humoru nie budził protestów katolików, ale właśnie zwolenników „laickiej republiki”, których mierziło każde, najmniejsze nawiązanie do religii.

Poglądy de Funesa sprawiały, że udzielał wsparcia Bractwu Św. Piusa X i jego założycielowi arcybiskupowi Lefebvre’owi domagającemu się po Soborze prawa do „eksperymentu Tradycji”. Sławny komik wspomagał finansowo księdza Ducaud-Bourget w czasie pierwszych, trudnych lat „okupacji” paryskiego kościoła Saint-Nicolas du Chardonnet, który tradycjonalistyczni wierni zajęli w 1977 roku. Samemu Bractwu zapisał w testamencie 1/3 swego pokaźnego majątku. Patriotyzm i rojalizm sprawiały, że nigdy nie zapominał o 21 stycznia – dniu śmierci Ludwika XVI, i uczestniczył w stosownych obchodach.

Źródło informacji: http://jacquesblutoir.blogspot.com

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.