_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

czwartek, 7 grudnia 2006

Duchowość Różańca św.

Wykłady x. Anzelma Ettelta FSSPX podczas rekolekcyj adwentowych pt.

DUCHOWOŚĆ RÓŻAŃCA ŚWIĘTEGO

Warszawa, 1-3 XII 2006 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

5 WAV, 55 MB

Wykład IWykład IIWykład IIIWykład IVWykład V

czwartek, 23 listopada 2006

Czym jest herezja modernizmu?

Wykład J.E. x. bp. Ryszarda Williamsona FSSPX pt.

CZYM JEST HEREZJA MODERNIZMU?

Lublin, 23 XI 2006 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

MP3, 67 MB

POBIERZ PLIK

piątek, 20 października 2006

Liberalizm największym wrogiem Kościoła

Wykład p. x. Karola Stehlina FSSPX pt.

LIBERALIZM

NAJWIĘKSZYM WROGIEM KOŚCIOŁA

Przemyśl, 12 X 2006 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

MP3, 33 MB

POBIERZ PLIK

wtorek, 17 października 2006

x. dr Franciszek Madeja - Język polski czy łaciński?

Jedynym dowodem, jakim sekta Hodura stara się usprawiedliwić przywłaszczoną sobie szumnie nazwę kościoła „polsko-narodowego” jest wprowadzenie do liturgii kościelnej języka polskiego. Tą nowością pragną hodurowcy pozyskać sobie sympatię i zwolenników wśród ludu polskiego, Kościołowi zaś katolickiemu zarzucają, że trzyma się uparcie przestarzałego, niezrozumiałego języka łacińskiego, jakgdyby do Boga nie mógł przemawiać każdy swoim ojczystym językiem.

Sprawa tego lub owego języka w obrzędach kościelnych jest w gruncie rzeczy sprawą drugorzędną. Kościół katolicki nie obstawał nigdy bezwzględnie przy używaniu jednego języka w swojej liturgii. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że i dzisiaj istnieje w Kościele katolickim kilka języków liturgicznych, jak staro-słowiański u Rusinów-unitów, ormiański u Ormian, w niektórych kościołach wschodnich syryjski, koptyjski, itd.

W samych początkach chrześcijaństwa odprawiano Najśw. Ofiarę i inne wspólne modły w języku, jakiego używali wierni danej miejscowości, a więc na Wschodzie przeważnie w języku greckim, na Zachodzie w łacińskim. Język łaciński stał się wkrótce językiem urzędowym całego Kościoła zachodniego. W wiekach średnich, owszem dalej jeszcze, bo aż do wieku XVII-go rozumieli ten język wszyscy ludzie wykształceni całego świata. Dlatego zatrzymał go i Kościół katolicki i posługuje się nim przy swoich czynnościach liturgicznych. A czyni to dla słusznych zupełnie powodów.

Przede wszystkim jest jeden język, używany w całym Kościele, widocznym znakiem i zewnętrznym wyrazem tej jedności i powszechności, jaką odznaczać się ma prawdziwy Kościół Chrystusowy. P. Jezus bowiem nie założył jakiś tam osobnych kościołów narodowych czy narodowościowych, niezależnych od siebie i zwalczających się wzajemnie, ale zbudował jeden swój Kościół powszechny dla wszystkich ludów, wszystkich narodów i wszystkich czasów. Do tego swojego Kościoła powołał wszystkich bez wyjątku, bez względu na przekonania polityczne, stanowisko społeczne i przynależność narodową. Posłał bowiem swoich apostołów i ich następców na cały świat, aby nauczali wszystkie narody chować wszystko cokolwiek im przekazał. Dlatego modlił się jeszcze przy ostatniej wieczerzy, ażeby Jego wyznawcy odznaczali się taką jednością, jaka istnieje pomiędzy trzema Osobami Trójcy Przenajśw., dlatego zapowiedział, iż z Jego wyznawców powstanie kiedyś jedna owczarnia i jeden pasterz. A właśnie jednym z zewnętrznych znaków tej jedności pomiędzy wszystkimi owieczkami Chrystusowymi jest jeden i ten sam język, używany w całym Kościele rzymsko-katolickim. W ten sposób mogą się jednoczyć i rozumieć w Kościele katolickim wszyscy wierni bez różnicy miejsca i narodowości, gdyż wszędzie odprawiają się ważniejsze obrzędy liturgiczne i Najśw. Ofiara w ten sam sposób i w tym samym języku. Tym się tłumaczy, że gdy np. Polak zajdzie do któregokolwiek kościoła katolickiego, choćby w najbardziej obcych stronach świata, zobaczy Mszę św. odprawianą w ten sam sposób i w tym samym języku, jak jej słuchał w swoim miejscu rodzinnym, w swoim kościółku parafialnym. Tam, gdzie mu może wszystko obce i nieznane, znajduje przynajmniej w kościele coś swojskiego, co mu przypomina strony ojczyste, gdy usłyszy przy Mszy św. Gloria, Credo, Pater noster, czuje że jest przecież coś, co łączy z obcymi mu zupełnie ludźmi, a to ta sama religia, ta sama św. wiara. W ten sposób czuje się każdy katolik na każdym miejscu członkiem jednej wielkiej rodziny Bożej, jednego Kościoła Chrystusowego, a to poczucie stanowi dla niego wielką pociechę i podnosi jego upadłego ducha.

Używając przy najważniejszych czynnościach liturgicznych języka łacińskiego, unika Kościół katolicki tych rozlicznych trudności, jakieby się wyłoniły, gdyby się posługiwał językiem ludności miejscowej. Trudności takie występują jaskrawo tam zwłaszcza, gdzie mieszka razem ludność różnych narodowości, usposobionych wrogo względem siebie. Spory i zatargi narodowościowe przenoszą się w takim razie i do samego kościoła, który przecież powinien być ostoją jedności i łącznikiem pomiędzy dziećmi tego samego ojca niebieskiego. Wiadomo dobrze, ile nieporozumień i zatargów wynika w takich parafiach mieszanych z powodu tzw. nabożeństw dodatkowych, które się odprawiają w języku ojczystym ludności miejscowej. Wierni jednej narodowości słuchają z największą nieraz niechęcią, jak język ich wrogów rozbrzmiewa w kościele, w którym chwalili przed chwilą Boga w swojej mowie ojczystej. W ten sposób przenoszą się spory i nieporozumienia narodowościowe w sprawy i nieporozumienia narodowościowe w sprawy czysto religijne, a wszystko to wychodzi tylko na szkodę samej religii. Język zaś łaciński, jako język obojętny dzisiaj dla każdej narodowości, nie drażni niczyich uczuć narodowych i w ten sposób chroni Kościół przynajmniej najświętsze dla każdego katolika tajemnice i czynności od zamieszania, jakieby w nie wnieść mogły przeciwne przekonania patriotyczne każdego narodu. Tym sposobem zaznacza również Kościół, że stoi ponad wszystkimi przeciwieństwami narodowościowymi i spełnia swoje posłannictwo bez względu na przynależność narodową swoich dziatek.

Prócz tych powodów natury ogólnej przemawiają za językiem łacińskim, jako liturgicznym i względy praktyczne. Języki nowożytne są językami żywymi, a więc rozwijają się i zmieniają powoli wprawdzie, ale stale. Zmiana ta, niewidoczna w przeciągu krótkiego czasu, uwydatnia się wyraźnie po kilku wiekach i jest tak znaczna, że dzisiaj np. z trudnością tylko i to niedokładnie moglibyśmy zrozumieć język, jakim się posługiwali nasi przodkowie w wieku XII. lub XIV. Wobec tego trzebaby też ustawicznie zmieniać tekst słów, używanych przy Mszy św. i innych czynnościach liturgicznych, albo też z czasem sam język „narodowy” stałby się dla przyszłych pokoleń prawie tak samo niezrozumiały, jak dzisiaj język łaciński. Każdy zaś uzna, jak niepożądaną a nawet niebezpieczną byłaby ciągła zmiana słów tak świętych i czcigodnych jak np. te, jakich Kościół używa przy sprawowaniu Najśw. Ofiary. Przy takich bowiem zmianach i tłumaczeniach na tysięczne języki i narzecza, mogłyby się łątwo wkraść do świętego tekstu różne niedokładności i niewłaściwości, powstałyby częste kłótni i nieporozumienia, jak przetłumaczyć to lub owo wyrażenie, bo co jednym wydaje się dobrym i właściwym, to drudzy uważają za niesłuszne i błędne. Trzymając się więc stale jednego, martwego języka łacińskiego, który nie podlega żadnym zmianom, unika Kościół tych wszystkich trudności, a przy tym ta stałość i niezmienność językowa odpowiada przedziwnie stałości i niezmienności samych zasad wiary św., jakie głosił i głosi Kościół katolicki.

A zresztą nie czyni przez to Kościół najmniejszej krzywdy żadnej narodowości, ani nie lekceważy żadnego języka. Tam bowiem, gdzie chodziło i chodzi o wytłumaczenie i zrozumienie prawd wiary, nie tylko dopuszcza, ale każe Kościół posługiwać się tym językiem, jakiego używają wierni danej miejscowości. Owszem, kiedy np. nasi zaborcy prześladowali język polski i wprowadzili swój język gwałtem do naszych szkół, Kościół katolicki nie zgodził się nigdy na wprowadzenie języka obcego do nauki religii ani do żadnego nabożeństwa w kościele, stając silnie w obronie języka ojczystego wiernych. Nie ponoszą też wierni żadnego uszczerbku przez używanie języka łacińskiego przy Mszy św., gdyż poza tym mają dosyć sposobności do modlitwy w języku ojczystym. Wszak wiemy, że chociaż Msza św. odprawia się po łacinie, lub wierny modli się i śpiewa po polsku, nie mówiąc nuż o innych nabożeństwach, które odprawiają się całkowicie w języku ojczystym.

Jeżeli wreszcie chodzi o zrozumienie słów Mszy św., istnieją dokładne tłumaczenia wszystkich modlitw, jakie odmawia kapłan przy ołtarzu, może więc z nich korzystać każdy, kto chce brać żywy udział w ofierze Mszy św. A choćby Msza św. odprawiała się w języku polskich, wierni nie mogliby brać bezpośrednio w niej udziału, gdyż całą prawie Mszę św. odprawia kapłan po cichu, a tylko krótkie wyjątki śpiewa głośno.

W ten sposób i ta nowość, jaką wprowadzili hodurowcy w swoim kościele, nie ma bynajmniej takiego znaczenia, jakie chcieliby jej nadać oni sami i dlatego nie zwabi w ich szeregi nikogo rozsądnego. Mogli tym hasłem przez jakiś czas bałamucić naszych uchodźców w Ameryce, ale tutaj nie zdołają nim skusić nikogo, gdyż lud polski modli się nawet w rzymskim Kościele do woli po polsku, a tego, co mu dał i daje Kościół katolicki, nie dadzą mu nowi przybysze zza oceanu, ani żaden kościół niezależny.

"Kościół katolicki czy „narodowy”? Odpowiedź na główniejsze zarzuty hodurowców" napisał x. dr. Franciszek Madeja. Kraków 1923, s. 51-57.

piątek, 29 września 2006

Kościół to nie korporacja - karierowiczom dziękujemy!


Często zdarza się, że biskup małej diecezji w przypadku wystąpienia wakatu w większej metropolii jest mianowany i przenoszony do tejże archidiecezji. Pytanie: Czy ta polityka jest dobra dla Kościoła?

Kilka lat temu, gdy Bernard kard. Gantin, prefekt Kongregacji Biskupów odchodził na emeryturę, w swoim pożegnalnym przemówieniu przypomniał, że w starożytności biskupi nie byli przenoszeni z diecezji do diecezji, tylko biskup zamianowany na ordynariusza jednej diecezji kierował nią do śmierci, gdyż uważano iż biskup "poślubia" swój Kościół partykularny, czyli wchodzi z nim w nierozerwalny związek na wzór nierozerwalnego związku między mężem i żoną.

Obecna polityka nie jest dobra dla Kościoła, gdyż promuje kleryków z chorą ambicją, pożądających "fioletów i czerwieni", którzy starają się "zaplanować" swoją "karierę" tak, aby jak najszybciej uzyskać "promocję" na wyższe "stanowisko". Ambicja dominowania nad innymi i posiadania władzy w Kościele z pewnością nie świadczy o byciu człowiekiem skromnym i świętym. Od biskupa oczekuje się przede wszystkim, aby był świętym kapłanem, gdyż jego naczelnym zadaniem jest uświęcenie i doprowadzenie do zbawienia wiecznego powierzonej mu trzody. A - jak wiadomo - nie da, kto nie ma. Jeśli kapłan planuje sobie "ścieżkę kariery", aby stale "awansować" w "świecie klerykalnym", zostać biskupem, potem arcybiskupem, aż w końcu - kardynałem, nie można o nim powiedzieć, że jest skromny, ani że jest święty. Powiem więcej - taki kapłan nigdy nie powinien zostać wyświęcony na biskupa!

Wyróżniający się w przeszłości biskupi to święci i męczennicy, którzy przede wszystkim sami żyli wiarą katolicką i wskazywali innym kierunek na drodze do świętości. Pierwszych trzydziestu papieży, to bez wyjątku męczennicy, którzy oddali życie za Wiarę. Pamiętamy o świętych biskupach takich jak Chryzostom, Jan Fisher, Mindszenty i wielu innych.

Główna przyczyna, którą Kościół uzasadnia przenoszenie biskupów między diecezjami to przyczyna "praktyczna" - biskup mniejszej diecezji nabiera doświadczenia w kierowaniu diecezją, jeśli mu się to udaje, dostaje promocję do większej diecezji. Nie sposób odmówić pewnego sensu temu rozumowaniu, gdyż doświadczenie w "przywództwie" jest wskazane przy kierowaniu większą diecezją. Tak to przynajmniej działa w świecie biznesu i w dużych korporacjach, ale Kościół przecież nie jest korporacją jak IBM czy General Motors.

Negatywnym aspektem tejże polityki jest to, iż promuje ona ambicjonalizm u biskupów mniejszych diecezji. Jeśli taki ambitny biskup chce się koniecznie "wybić", ma ogromną motywację, aby "kombinować", czyli starać się o swój "pozytywny wizerunek", unikać jak tylko może jakichkolwiek konfliktów, a przede wszystkim - dbać o swoją "dobrą prasę". Powszechnie wiadomo, że biskupi, którzy autorytarnie rządzą swoimi diecezjami i bezpardonowo dbają o utrzymanie wśród swoich kapłanów i diecezjan przestrzegania zasad katolickiej doktryny i moralności, mają wielu przeciwników i są notorycznie krytykowani w mediach, gdyż media z reguły krytykują jakiekolwiek przejawy używania autorytetu w celu utrzymywania porządku. Zdając sobie sprawę z powyższego, wielu biskupów rządząc swoimi diecezjami nie podejmuje decyzji dla dobra wiary i dla duchowego dobra swoich diecezjan, tylko raczej dla dobrej opinii o sobie, promowania własnego wizerunku i własnej "kariery". Starają się dopasować do kultury czasów, w jakich przyszło im żyć i zbytnio nie nalegają na przestrzeganie zasad katolickiej wiary i moralności. Przykładów nie trzeba daleko szukać - większość naszych biskupów od wielu lat unika potępienia antykoncepcji, tylko nieliczne jednostki odmawiają udzielenia komunii świętej politykom "katolickim", którzy są zwolennikami aborcji.

Zdecydowanie uważam, że gdyby wszyscy biskupi ordynariusze wiedzieli, że nie zostaną już przeniesieni do innej, "lepszej" diecezji, byliby bardziej staranni w uświęcaniu i rządzeniu swoimi diecezjami, ponieważ wiedzieliby, że są tam już na zawsze, do śmierci.

Sugeruję, aby na ordynariuszy mianować tylko świętych biskupów pomocniczych i kapłanów, którzy udowodnili, że są dobrymi duszpasterzami. Takie "szkolenie" jest całkowicie wystarczające dla przyszłego biskupa ordynariusza, lepszego nie potrzebują. Nauczą się jak rządzić diecezją - poprzez bycie biskupem. Patrząc na rozliczne skandale, które wstrząsają episkopatem jasne jest, że "stara" polityka "awansowania" nie sprawdziła się. Spróbujmy zastosować "nową" politykę "dożywocia w diecezji" i zobaczmy, jak będzie działać. Jeśliby ją wprowadzono - przewiduję, że nasze diecezje będą zarządzane znacznie lepiej niż obecnie. A nasi biskupi będą mieć wyższe poważanie wśród swoich diecezjan niż mają dziś.



o. Kenneth Baker SJ
redaktor naczelny
Homiletic & Pastoral Review

Źródło informacji: KRONIKA NOVUS ORDO

niedziela, 24 września 2006

Zapomniane prawdy c.d.

[Tę postawę można określić] mówiąc jednym zdaniem: Powinno się raczej podążać za "duchem Soboru", zamiast trzymać się jego nauczania w formie pisemnej. W ten sposób, co jest oczywiste, pozostawiono szeroki margines co do późniejszych definicji tego "ducha" i wskutek tego utworzono swobodną przestrzeń dla wszelkich wynikających z tego zachcianek i kaprysów. Pojmowanie w ten sposób Soboru jest zasadniczym nieporozumieniem. W ten sposób traktuje się Sobór, jako rodzaj konstytuanty (zgromadzenia ustawodawczego), która uchyla dawne konstytucje i tworzy nowe. Zgromadzenie ustawodawcze jednakże wymaga istnienia suwerena, który udziela deputowanym mandatu uprawniającego do władania ustawodawczego, a następnie zatwierdza dokonane przez nich wybory. W przypadku konstytucji (świeckiej) jest to lud, któremu konstytucja ma służyć. Ojcowie Soborowi nie posiadali takiego mandatu i nikt im nigdy takowego nie udzielił. Mało tego - nikt im nigdy nie mógł takowego udzielić, gdyż zasadnicza "konstytucja Kościoła" pochodzi od Pana Boga i została przekazana nam, abyśmy mogli osiągnąć życie wieczne i - patrząc z tej perspektywy - aby oświecać nasze życie doczesne i samą teraźniejszość.

Benedykt XVI, Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 22 grudnia 2005

czwartek, 6 lipca 2006

x. Karol Stehlin FSSPX w Radio Gdańsk

x. Karol Stehlin FSSPX w Radio Gdańsk w programie

BÓG I ŚWIAT

nt. kryzysu w Kościele oraz Bractwa Św. Piusa X

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

3 MP3 x 41 MB

Część ICzęść IICzęść III

sobota, 24 czerwca 2006

Katolicyzm bez kalorii


Od wielu lat jesteśmy atakowani zewsząd przez produkty na różne sposoby "odchudzone" (light). Wszystko zaczęło się od piwa "light" (bezalkoholowego), a potem w sklepach zaczęly pokazywać się inne produkty z tym "dodatkiem" w nazwie - mianowicie wędliny, nabiał, produkty zbożowe itp. Główna idea przyświecająca produkcji tych wyrobów to zmniejszenie do minimum ilości składnika, który może być szkodliwy dla niektórych osób, jeśli jest stosowany w typowej ilości.

Od ponad 30 lat obserwuję u niektórych biskupów, kapłanów, sióstr zakonnych i wykładowców katolickich tendencję do "rozwadniania" Wiary katolickiej, co w zamyśle ma uczynić ją rzekomo łatwiej akceptowalną dla współczesnego człowieka. Ta tendencja ujawnia się również w książkach katolickich, prasie, kazaniach i podczas nauki religii - od przedszkoli poczynając, na duszpasterstwach akademickich kończąc.

Zjawisko to mozna również określić inaczej, a mianowicie "rozmiękczaniem" katolicyzmu. Efekt jest osiągany na przynajmniej dwa sposoby. Pierwsza metoda to całkowite pomijanie prawd, które są uważane za "niemodne" lub "zbyt trudne" do zrozumienia przez współczesnego człowieka, jak np. nauczanie o grzechu pierworodnym, o grzechu śmiertelnym zasługującym na piekło, o samym piekle jako takim, o czyśćcu, o istnieniu diabła, o siedmiu grzechach głównych, o rzeczywistości pożądliwości i pokuszania przez Złego, o potrzebie i wartości pokuty w postaci postu, o tym iż każda osoba zaraz po śmierci staje przed obliczem Chrystusa, który szczegółowo sądzi ze złych i dobrych uczynków, o sądzie ostatecznym przy końcu świata. Niektórzy całkiem słusznie nazwali tę wybiórczość co do prawd Wiary - "Kawiarenką Katolicyzm"

Kolejna z metod zniekształcania pełni Wiary katolickiej to przesadne uwydatnianie przyjemnych i radosnych aspektów katolicyzmu, jak np. pierwszeństwo miłości, Boża dobroć, miłosierdzie i chęć przebaczania wraz z dorozumianą czy nawet wprost stwierdzaną wiarą w to, że wszyscy pójdą do Nieba. W powyższym słowniku nie sposób odnaleźć słowa "nadprzyrodzony", a większość tego "odchudzonego" nauczania to praktycznie czysty humanitaryzm, który można znaleźć, w dodatku bardziej bezpośrednio wyrażony, w którejś z lokalnych sekt protestanckich.

Tendencję ową określam słowami "Katolicyzm bez kalorii". Jego główną cechą jest położenie głównego nacisku na przyjemne aspekty Wiary katolickiej i rozwadnianie lub nawet kompletne pomijanie choćby wspominania o bolesnych aspektach naszej Wiary, czyli o grzechu, Bożym gniewie, Jego sądzie i potępieniu będącym karą za grzechy. Przykładowo - niedawno przeanalizowałem sobie cztery przykładowe teksty kazań przeznaczonych na uroczystości parafialne związane z Rokiem Jubileuszowym 2000. Nie było co prawda w nich nic heretyckiego, ale we wszystkich z nich starannie i systematycznie unikano "twardych prawd" Wiary katolickiej i kładziono nacisk na miłość i miłosierdzie Boże praktycznie wyłączając pojęcie Bożej sprawiedliwości.

Chciałbym podac jeszcze kilka przykładów na dowód mojej tezy. W liturgii obecnie kładzie się większy nacisk na zgromadzenie i na Mszę rozumianą jako posiłek czy ucztę niż na dogmatyczną prawdę o tym iż Msza najpierw jest ofiarą, zanim staje się sakramentem. Znaczenie sacrum jest praktycznie pomijane, co najlepiej widać w braku szacunku dla Rzeczywistej Obecności naszego Pana w Najświętszym Sakramencie poprzez głośne rozmowy i spacerowanie po kościele przed i po Mszy świętej. Potrzeba adoracji Boga, jako naszego Wszechmogącego Stwórcy i Pana została zastąpiona stwierdzeniem iż jest On naszym Doradcą i Przyjacielem.

Nie słyszymy zbyt wiele o nieśmiertelności duszy ludzkiej ani o eschatologii - o tym iż nasze przeznaczenie - niebo lub piekło - zależy od tego, czy umieramy w stanie łaski uświęcającej. Z drugiej strony co chwila słyszymy o prawach katolików, ale rzadko kiedy - o ich obowiązkach i powinnościach.

To, o co podejrzewam wielu katolików, to właśnie "katolicyzm bez kalorii", w którym niektóre z podstawowych prawd Wiary, które otrzymaliśmy od Chrystusa za pośrednictwem Apostołów, są skrywane przed wiernymi, by nie rzec - całowicie zapomniane. Takie postępowanie, jeśli nie zostanie odpowiednio skorygowane w końcu doprowadzi do tego iż Kościół katolicki w USA stanie się po prostu kolejną sektą protestancką mimo iż nadal uparcie będzie mieć w nazwie "katolicki"

Główną przyczyną "rozmięczania" katolicyzmu jest inwazja świeckiej myśli humanistycznej do wnętrza Kościoła. Mówiąc wprost - to modernizm potępiony przez papieża św. Piusa X. To znaczy, że pozytywizm, subiektywizm i relatywizm wniknęły do Kościoła i doprowadziły do "rozwodnienia" Nicejsko-Konstantynopolskiego wyznania Wiary. Zadaniem dla nas, katolickich kapłanów, jest reakcja na to zagrożenie poprzez nauczanie "twardego katolicyzmu", to znaczy CAŁEJ prawdy katolickiej, a nie tylko wersji "bez kalorii".


o. Kenneth Baker SJ 
redaktor naczelny 
Homiletic & Pastoral Review

czwartek, 1 czerwca 2006

Wszechpośrednictwo Najświętszej Maryi Panny

Wykład p. x. Karola Stehlina FSSPX pt.

WSZECHPOŚREDNICTWO

Najświętszej Maryi Panny

Lublin, 11 V 2006 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

MP3, 66 MB

POBIERZ PLIK

Dlaczego Bractwo św. Piusa X nie popiera sedewakantyzmu?

Wykłady x. bp. Ryszarda Williamsona FSSPX pt.

DLACZEGO BRACTWO ŚW. PIUSA X

NIE POPIERA SEDEWAKANTYZMU?

wygłoszone 25 I 2004 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

3 MP3, 121 MB

Część ICzęść IICzęść III

Dlaczego Bractwo św. Piusa X nie popiera sedewakantyzmu?



DLACZEGO BRACTWO ŚW. PIUSA X 

NIE POPIERA SEDEWAKANTYZMU?

wygłoszone 25 I 2004 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3


3 MP3, 121 MB

środa, 24 maja 2006

Marian T. Horvat, Ph.D. - Nowa Msza. Smak Protestantyzmu


Vol. 11, Issue No. 1

NOWA MSZA. SMAK PROTESTANTYZMU

W niedawnym artykule opublikowanym w piśmie Our Sunday Visitor, Russell Shaw zwraca uwagę na poważny problem: spadek uczestnictwa w Mszach w ciągu ostatnich czterdziestu lat. Jak to możliwe, jeśli posoborowe zmiany miały właśnie zmienić Msze na bardziej zachęcającą? Zlikwidowano język łaciński, odwrócono ołtarze, zaangażowano świeckich do różnych czynności, nawet liturgicznych, wprowadzono popularne piosenki, muzykę, gitary. Redaktor Russell Shaw odpowiada właściwie sam na to pytanie: wyniki centrum badań opinii publicznej Gallupa w 1992 roku pokazują, że aż 70% katolików uczestniczących w Mszach Novus Ordo nie wierzy, że przyjmuje w Eucharystii Ciało i Krew Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Innymi słowi, już 12 lat temu tylko 30% katolików wierzyło w Prawdziwą Obecność Chrystusa. Dziś z pewnością wyniki są jeszcze bardziej dramatyczne.

Kardynał Ottaviani powiedział, że Nowa Msza Novus Ordo reprezentuje "uderzające odejście od katolickiej teologii Mszy Świętej, która została sformułowana przez Sobór Trydencki" i że są w niej "wewnętrzne zaprzeczenia Obecności Chrystusa i doktryny Transubstancjacji."

Wśród wielu katolików wpojone jest fałszywe przekonanie, że nowa Msza Novus Ordo jest zwykłym tłumaczeniem tradycyjnego łacińskiego rytu, z drobnymi zmianami tu i ówdzie. Nic bardziej błędnego. Nowa Msza jest całkowicie zmieniona. Zmiany te, celowe i przemyślane, były przygotowane przez komisję utworzoną przez papieża Pawła VI. W skład komisji, prowadzonej przez progresywistę ojca Anibale Bugnini wchodziło sześciu Protestantów. Nic lepiej nie ukazuje prawdziwych intencji protestanckich uczestników (tak jak i 'katolickich' członków Komisji), jak słowa jednego z uczestników, dr. Smith, reprezentanta 'kościoła' luterańskiego, który powiedział później słynne już dzisiaj zdanie, iż "Skończyliśmy prace nad tym, co zaczął Marcin Luter". Catholic Family News publikuje ciekawe i historyczne zdjęcie papieża Pawła VI z protestanckimi obserwatorami, którzy uczestniczyli w dyskusjach nad reformą liturgii.

Jeszcze bardziej bezpośredni był ojciec Bugnini, który - według artykułu w L'Osservatore Romano z 19 marca 1965 roku - mówił, że jego celem stworzenia Nowej Mszy było "pozbawienie jej katolickich modlitw, katolickiej liturgii i wszystkiego, co może być nawet cieniem przeszkody dla naszych odłączonych braci, to jest Protestantów."

Jak widać od samego początku zamysłów ze stworzeniem, wprowadzeniem i kultywacją Novus Ordo było pozbawienie katolików kontaktu z katolickością, przeszłością, Tradycją, Nieśmiertelną Mszą świętą. Celem jest oczywiście fałszywy ekumenizm mający połączyć wszystkich chrześcijan (a w dalszej perspektywie wszystkie inne religie) i zlać je w Jedną Światową Religię. Katolicyzm w ogólności, a tradycyjna Msza św. w szczególności były przeszkodą na tej drodze.

poniedziałek, 1 maja 2006

Kościół katolicki a kara śmierci

Wykład x. prof. Tadeusza Ślipko SJ pt.

KOŚCIÓŁ KATOLICKI A KARA ŚMIERCI

Lublin 16 III 2006 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

MP3, 42 MB

POBIERZ PLIK

czwartek, 20 kwietnia 2006

Msza św. - największy skarb

Rekolekcje wygłoszone przez x. Karola Stehlina FSSPX pt.

MSZA ŚWIĘTA NAJWIĘKSZY SKARB

Lublin, 24—26 III 2006 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

6 MP3

Wykład IWykład IIWykład IIIWykład IVWykład VWykład VI

niedziela, 5 lutego 2006

Kard. D. Castrillón Hoyos: Musimy lepiej przygotowywać kapłanów do wyzwań współczesnej kultury

Musimy lepiej przygotowywać księży, łącznie z biskupami i kardynałami, do pełnienia przez nich posługi duszpasterskiej we współczesnych warunkach kulturowych - powiedział KAI prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa i przewodniczący Papieskiej Komisji "Ecclesia Dei" kard. Darío Castrillón Hoyos. Wyjaśnił, że chodzi o to, aby nauczanie Kościoła było w pełni zgodne z nakazem Chrystusa, gdy wymagał On, aby pasterze znali swoje owce i różne strony tego świata. Kolumbijski kardynał kurialny mówił też o możliwości powrotu księży-tradycjonalistów z Bractwa św. Piusa X do pełnej jedności z Kościołem.

Oto pełny tekst rozmowy z kardynałem:

- Jakie jest główne zadanie watykańskiej Kongregacji ds. Duchowieństwa, którą kieruje Wasza Eminencja?

- Przede wszystkim jest to dążenie do uświęcania kapłanów i wspieranie Ojca Świętego w tych działaniach oraz pomaganie kapłanom w pełnieniu ich zadań duszpasterskich. W odróżnieniu od Kongregacji Wychowania Katolickiego, która zajmuje się kandydatami do kapłaństwa, a także pracownikami naukowymi uczelni katolickich, nas interesują ci, którzy przyjęli już święcenia: uświęcanie ich życia zarówno kapłańskiego, jak i prywatnego, pomaganie im w doskonaleniu ich cnót ewangelicznych i w pracy duszpasterskiej.

- Jakie są główne wyzwania, stojące przed współczesnym duchowieństwem?

- Moim zdaniem takim wyzwaniem i problemem jest przede wszystkim głoszenie orędzia ewangelicznego jak gdyby w rytm kultury współczesnej, czyli inaczej mówiąc, dostosowywanie posługi duszpasterskiej do rytmu tej kultury.

- A nie np. zeświecczenie?

- Nie. Trzeba sobie powiedzieć wprost, że musimy lepiej przygotowywać księży, łącznie z biskupami i kardynałami, do pełnienia przez nich posługi duszpasterskiej we współczesnych warunkach kulturowych. Musimy tak przygotować duszpasterzy, aby nasze rozumienie kultury było zgodne z tym, czego Chrystus nauczał nas, gdy mówił, że mamy znać swoje owce oraz znać pozytywne i negatywne aspekty tego świata, w którym mamy prowadzić naszych wiernych. Chodzi o to, aby Ewangelia, głoszona przez Kościół w obecnej rzeczywistości i kontekście społeczno-historycznym, była zgodna z przesłaniem Chrystusowym. Obecnie ciągle jeszcze nie jesteśmy przygotowani do udzielenia globalnej odpowiedzi duszpasterskiej na wyzwania współczesnej kultury i przeżywany przez nią kryzys. Są to wyzwania wobec naszego życia, wobec naszego powołania jako osoby ludzkiej, życia społecznego, koncepcji pracy, wypoczynku, wobec gospodarki i współczesnego świata, który w czasach internetu i globalizacji stał się bardzo mały. I my jako Kościół nie jesteśmy w pełni przygotowani do podjęcia tych wyzwań i problemów. A w pierwszej kolejności dotyczy to duchowieństwa.

- Czy można mówić o jakichś tendencjach w duszpasterstwie i o zadaniach stojących przed kapłanami w naszych czasach? Mam na myśli przede wszystkim problemy, z jakimi w swej codziennej posłudze muszą się oni stykać najczęściej. Czy są takie zjawiska, które byłyby wspólne księżom na całym świecie?

- Wydaje mi się, że trudno jest mówić o problemach wspólnych całemu Kościołowi katolickiemu, gdyż sytuacja jest bardzo zróżnicowana choćby w zależności od kontynentu, nie mówiąc już o poszczególnych krajach. Własne problemy i wyzwania stoją przed duchowieństwem w krajach, które uwolniły się spod systemów totalitarnych - tutaj chodzi, jak sądzę, o umiejętne wykorzystanie świeżo zdobytej wolności i o "dorastanie" do dobrobytu, o otwieranie się na kontakty z kulturą zachodnią. Z innymi zagadnieniami stykają się księża afrykańscy i azjatyccy. Dla tych pierwszych często problemem są stosunkowo niedawno powstałe państwa, w których często chodzi raczej o obronę czy rozwój kultury rodzimej, pojawiają się problemy rasowe czy etniczne, których na ogół nie ma w krajach wysoko rozwiniętych. W Azji w większym stopniu mamy do czynienia z wielkimi dysproporcjami w poziomie stopy życiowej między najbogatszymi a najbiedniejszymi, podczas gdy w Ameryce Łacińskiej występują napięcia związane ze spuścizną po dyktaturach wojskowych i z przechodzeniem tamtejszych społeczeństw właśnie od dyktatur do demokracji. Istnieje tam również problem właściwego ułożenia współżycia grup społecznych, etnicznych i narodowych, żyjących niekiedy na różnych szczeblach rozwoju społecznego i cywilizacji. Wszystko to są bardzo różne czynniki polityczne, społeczne, gospodarcze i inne, które mają ogromny wpływ na miejscowy Kościół, a więc także na życie i posługę księży, toteż trudno jest mówić o jakichś konkretnych trudnościach czy problemach wspólnych wszystkim kapłanom.

- Gdy Jan Paweł II rozpoczynał przed laty swój pontyfikat, ilość księży i seminarzystów od lat spadała. Dziś, w ponad ćwierć wieku od tamtych dni, liczba duchowieństwa ustabilizowała się, gwałtownie natomiast wzrosła, chociaż też nierównomiernie, liczba kandydatów do kapłaństwa. Jak widzi Eminencja perspektywy rozwoju tych tendencji? Jak ocenia to zjawisko?

- W okresie posługi Jana Pawła II liczba kapłanów zaczęła się zwiększać i odeszliśmy od tego kryzysu, jaki istniał w Kościele w latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych. Był to problem całego Kościoła, który to problem istniał w nim zresztą zawsze. Można powiedzieć, że łaska Boża krąży po całym Kościele przez wszystkie czasy i daje o sobie znać na różne sposoby. Jan Paweł II, który przyszedł z kraju o licznych powołaniach kapłańskich, wniósł tu własne, cenne doświadczenia, zwłaszcza gdy chodzi o budzenie i pielęgnowanie ich. Obecnie mamy do czynienia z rozkwitem powołań kapłańskich, szczególnie w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej, na przykład w moim ojczystym kraju - Kolumbii mamy obecnie pełne seminaria. Dobra sytuacja istnieje także w Europie Wschodniej i Środkowej. W Europie Zachodniej jest to jeszcze marzenie przyszłości, ale tu również widzimy budzenie się nowych powołań, choć nie w takich rozmiarach, jak w tamtych rejonach. Mam na myśli Niemcy, Francję czy np. Hiszpanię. Myślę, że możemy mówić o stopniowym, powolnym przezwyciężeniu tego wielkiego kryzysu powołań, jaki istniał 20 i więcej lat temu i sądzę, że tendencja ta utrzyma się przez najbliższe lata.

- Obecnie w Kościele wzrasta rola osób świeckich, a także diakonów stałych, którzy w związku z brakiem księży przejmują coraz więcej zadań. Jak na tym te wygląda rola kapłanów, których przecież pod wieloma względami nie da się do końca zastąpić?

- Jest to rzeczywistość, o której wiele mówiono na Synodzie Biskupów nt. Świeckich i której poświęcono wiele dokumentów ogólnokościelnych i papieskich. Problemy te rozumiał i poruszał w swym nauczaniu już Paweł VI, a bardzo rozwinął Jan Paweł II. Kościół potrzebuje zaangażowania świeckich w proces dojrzewania życia chrześcijańskiego, zarówno jednostkowego, jak i w rodzinie, a także w ekspansję chrześcijaństwa na ziemiach misyjnych. Zawsze zresztą tak było w dziejach Kościoła. Z drugiej strony, jak wiemy, w ciągu wieków dokonała się swego rodzaju klerykalizacja Kościoła i trzeba było właściwie dopiero Soboru Watykańskiego II, aby "obudzić" świeckich. Doprowadziło to jednak z czasem do pewnych zagrożeń, związanych z mieszaniem ról osób świeckich i duchownych. Należało więc zbadać ten problem i wyjaśnić, a właściwie przypomnieć nauczanie Kościoła pod tym względem. Chodzi przede wszystkim o rozróżnienie między kapłaństwem powszechnym, do którego powołani są wszyscy wierni, a kapłaństwem wynikającym ze święceń, które przysługuje tylko duchownym. Kapłan wyświęcony jest niezastąpiony w swej posłudze właśnie dzięki tym święceniom, a więc łasce sakramentalnej od samego Chrystusa, której nie mają świeccy. W Kościele istnieje, jak wiadomo, szeroki krąg spraw czysto doczesnych, też bardzo ważnych, którymi mogą i powinni zajmować się świeccy, ale są również dziedziny sakramentalne, zastrzeżone tylko dla kapłanów, których nikt w tym nie zastąpi. Obecnie, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, istnieją dokumenty kościelne i wypowiedzi papieskie, które w sposób jednoznaczny i wyraźny omawiają te zagadnienia i wyjaśniają nauczanie Kościoła pod tym względem. Są wprawdzie jeszcze diecezje, zwłaszcza te, które najostrzej odczuwają brak księży (chociaż też nie można tego za bardzo uogólniać) i w których dochodzi jeszcze do pomieszania ról obu tych środowisk, ale myślę, że na ogół sprawa jest już uregulowana.

- Czyli, zdaniem Eminencji, nie można mówić o niebezpieczeństwa pomieszania miejsca i roli świeckich w Kościele z zadaniami duchowieństwa?

- Myślę, że nie. Jak wspomniałem, tu i ówdzie mogą występować jakieś nadużycia czy "przegięcia" na tym tle, ale ogólnie, na szczeblu światowym sytuacja jest jasna i wyraźna.

- Chciałbym jeszcze przywołać inne stanowisko, które piastuje Eminencja: przewodniczącego Papieskiej Komisji "Ecclesia Dei", a więc organizmu kurialnego, zajmującego się księżmi przywiązanymi do tradycyjnej, "trydenckiej" Mszy św. Jak przedstawia się Wasza działalność? Czym zajmujecie się na co dzień?

- Nasza komisja prowadzi spokojny, głęboki dialog z tradycjonalistami. Trzeba pamiętać, że Kościół musi rozmawiać ze współczesnymi kulturami za pomocą języków, symboli i innych środków, jakimi rozporządza w tych warunkach. Dlatego posoborowa reforma liturgiczna postawiła sobie za zadanie uczynienie jej bliższą współczesnemu człowiekowi i temu służyło m.in. wprowadzenie do liturgii języków narodowych. Na niedawnym Synodzie Biskupów nt. Eucharystii niektórzy teologowie mówili, że wprowadzając zmiany, niekiedy gdzieś zagubiono jakąś część misterium. Po Soborze stało się jasne, że istnieje przywiązanie do dawnych form, uznając jednocześnie, że zmiany posoborowe zachowały to, co istotne w liturgii mszalnej. Każdy wierny wie, że w czasie Eucharystii Chrystus daje nam swoje Ciało wtedy, gdy kapłan wypowiada słowa konsekracji, niezależnie, czy mówi to po polsku, po hiszpańsku, łacinie czy w jakimkolwiek innym języku. I wszystko to jest ten sam obrządek łaciński. Jeśli chodzi o Bractwo św. Piusa X, to należy podkreślić, że o ile sam akt sakry biskupiej, dokonany przez abp. Marcela Lefebvre'a 30 czerwca 1988 oznaczał schizmę, to konsekrowani wtedy duchowni nie są schizmatykami. Ich sakra jest ważna. Pozostajemy w dialogu i sądzę, że osiągniemy pewnego dnia pełną komunię. Wszyscy chcemy Kościoła zjednoczonego, większego szacunku dla Eucharystii, bez nadużyć, do jakich nieraz dochodzi.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawał Krzysztof Gołębiowski (KAI)

Źródło informacji: http://forum.fidelitas.pl

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.