_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

wtorek, 31 grudnia 2013

Pomóż Bractwu św. Wincentego Ferariusza zbudować kościół!



6 października 2013 roku Bractwo św. Wincentego Ferreriusza, żyjące tradycyjną duchowością i liturgią dominikańską, świętowało 25-lecie powstania. Dziś ojców czeka poważne wyzwanie: budowa kościoła, który odpowiadałby potrzebom wspólnoty i świeckich korzystających z ich apostolatu.

niedziela, 29 grudnia 2013

...w Kościele nie ma miejsca dla tradycjonalistów doktrynalnych



Mój komentarz na temat obecnej sytuacji w Zakonie Franciszkanów Niepokalanej

"To z czym mamy obecnie do czynienia w zakonie Franciszkanów Niepokalanej to nie spór o mszę trydencką. Problemem jest zaangażowanie wspólnoty w wielki proces reformy Kościoła nie tylko na gruncie życia zakonnego ale i doktrynalnego. 

Pamiętajmy, że to nie kto inny jak Franciszkanie Niepokalanej zorganizowali w 2010 roku wielką konferencję naukową poświęconą soborowi "Concilio Ecumenico Vaticno II. Un Concilio Pastorale". To tam biskup Schneider prosił papieża Benedykta o nowy syllabus dotyczący błędów w interpretacji nauczania soborowego. To także u nich odbyło się sympozjum poświęcone spotkaniu w Asyżu "Pellegrini Della Verita. Verso Assisi" oraz sympozjum poświęcone myśli Karla Rahnera "Karl Rahner. Un'Analisi Critica" To także Franciszkanie Niepokalanej wydali znaną na całym świecie książkę profesora Gherardinigo, "Concilio Ecumenico Vaticano II. Un Discorso dd Fare" w której to wskazał na nowości w nauczaniu Vaticanum II, które nie mają pokrycia w dogmatycznych orzeczeniach przedsoborowego Magisterium. (vide: Kolegialność biskupów, źródła Objawienia Pismo Święte i Tradycja, relacje ze światem żydowskim i arabskim oraz wolność religijna). W tym roku o. Lanzetta FI najwybitniejszy włoski dogmatyk młodego pokolenia w książce "Iuxta Modum" podtrzymał w całości zastrzeżenia prof. Gherardiniego a prof. Radaelli uczeń Romano Amerio na stronach swojej ostatniej książki ""Il domani – terribile o radioso?" stwierdził, że obecny kryzys Kościoła nie jest rezultatem błędnej aplikacji postanowień soboru, ale grzechu pierworodnego popełnionego przez sam Sobór. Za ten pierworodny grzech autor uznaje rezygnację z języka dogmatycznego – właściwego wszystkim wcześniejszym soborom potwierdzającym prawdy i potępiającym błędy – i zastąpienie go nowym, niejasnym językiem „duszpasterskim” Książka prof. Radaelliego zaopatrzona w posłowie autorstwa bp. Mario Oliveriego i prof. Gherardiniego wywołała wielkie poruszenie w Watykanie. 

Po tym wszystkim pacyfikacja Zakonu i zniszczenie Rzymskiej Szkoły Teologii na czele z prof. Gherardinim było tylko kwestią czasu. I jak się okazało długo nie musieliśmy czekać. Na naszych oczach Papież Franciszek i mianowany przez niego komisarz robią wszystko aby zniszczyć Zakon i pokazać, że w Kościele nie ma miejsca dla tradycjonalistów doktrynalnych w przeciwieństwie do pomponiarzy, estetów którzy są niegroźni i mogą mieć w posoborowiu swój High Church.

Tomasz Maszczyk: Prorok z Taizé


W ostatnich latach coraz głośniej w Polsce o tzw. ekumenicznej wspólnocie Taizé. Jej nagła popularność, zwłaszcza w środowiskach młodzieżowych, osiągnęła takie rozmiary, że można ją bez przesady określić mianem religijnego fenomenu. Tym bardziej dziwne jest, iż nie doczekało się ono dotąd wyczerpującej analizy z pozycji katolickich. Główne „dzieła” zmarłego niedawno animatora tej neoprotestanckiej grupy, Rogera Schutza, ukazały się w „katolickich” wydawnictwach nawet bez listka figowego, jakim jest praktycznie bezwartościowe dziś imprimatur. Pomimo to, sprzedawane w „katolickich” księgarniach, wykupywane są masowo przez młodzież, pochłaniającą je bezkrytycznie, wręcz z wypiekami na twarzy. Niniejsze opracowanie jest próbą analizy – siłą rzeczy pobieżnej – ideologii (używam tego słowa z pełną odpowiedzialnością) ruchu, który wywiera rosnący wpływ na katolickie środowiska młodzieżowe w naszym kraju.

Sztandarową jego postacią jawi się wspomniany już Roger Schutz – syn pastora, urodzony w Szwajcarii 12 maja 1915 r. w rodzinie o sięgającej XVI wieku tradycji „reformacyjnej”. We wczesnej młodości w wyniku frustracji religijnych popadł w agnostycyzm, z którego, jak sam opisuje w swoich wspomnieniach, wydobył się dzięki lekturze jansenistycznych Myśli Pascala (znajdujących się notabene na indeksie ksiąg zakazanych). Od tej chwili dojrzewała w nim idea, której urzeczywistnieniu oddał się później bez reszty. Był nią ekumenizm – ale ekumenizm pojęty bardzo swoiście. Nie chodziło mu bowiem bynajmniej o powrót protestantów na łono Kościoła, ale o „pogodzenie się z katolicyzmem bez porzucania wiary protestanckiej” (1). W celu lepszego przygotowania do tego zadania rozpoczął obszerne studia teologiczne, a jego duchowym mistrzem stał się... Marcin Luter.

W tym miejscu, aby lepiej zrozumieć znaczenie tego faktu i jego wpływ na dalsze kształtowanie się światopoglądu Schutza, wypada przypomnieć mniej zorientowanym czytelnikom postać „wielkiego reformatora”, który wniósł tak doniosły wkład w budowę ekumenizmu. Marcin Luter, urodzony w 1483 r. w Eisleben, po krótkim pobycie w klasztorze augustianów w Erfurcie porzucił stan duchowny, by całą swoją energię i niewątpliwy talent obrócić na zniszczenie Kościoła katolickiego. Eksponowany zwykle przez lewicowe podręczniki „epizod z odpustami” odegrał w jego życiu znaczenie drugorzędne. Już w 1518 r. w dyskusji w klasztorze augustianów w Heidelbergu Luter formalnie wyłożył swoje propozycje antykatolickie: negację sakramentów, odrzucenie hierarchii, powszechne kapłaństwo, usprawiedliwienie jedynie przez wiarę (bez uczynków) i predestynację. Śluby zakonne miał w głębokiej pogardzie. „Czy kto powie Bogu, «przyrzekam Ci obrażać Cię przez całe życie», albo czy Mu kto powie, «przyrzekam Ci przez całe życie zachować ubóstwo i czystość», jest to wszystko jedno. Należy przeto nie tylko zerwać podobne śluby, ale karać surowo tych, którzy je wykonują, i niszczyć klasztory do ich wytępienia” (Krótkie wnioski o ślubach i życiu klasztornym, Walcha, EXIX, p. 797).

Dalej jeszcze posunął się w atakach na Mszę św.: „Księża, którzy odprawiają msze, zasługują na śmierć, podobnie jak każdy bluźnierca publiczny przeklinający Boga na ulicy” (2). Przecząc istnieniu wolnej woli, pisał: „Wszystkie rzeczy następują według nieodzownych wyroków Boga. Bóg sprawia w nas zarówno złe, jak i dobre, i podobnie jak nas zbawia bez naszej zasługi, potępia nas również bez naszej winy” (De servo arbitrio, Walcha XVIII p. 19,62). W zawierusze buntu chłopskiego Müntzera – który nawiasem mówiąc sam wywołał podżeganiem do zrzucenia jarzma księży i panów – poślubił Luter porwaną z klasztoru Katarzynę von Bora (jego zasady małżeńskie były co najmniej dziwne: „jeżeli małżonka odmawia – udaj się do służącej, a jeżeli ta nie chce, wystaraj się o Esterę i wypraw Wastę, jak to uczynił król Asswersus” [O pożyciu małżeńskim, P 11, fol 168]). W 1537 r. błogosławił oddziały Ligi Szmalkaldzkiej: „Niech Bóg napełni was nienawiścią przeciw papizmowi”. Zmarł 18 lutego 1546 r., według relacji świadków pogrążony w przerażeniu – widząc na łożu śmierci otwierające się przed nim piekło. Imię jego długo jeszcze było sztandarem bandy „reformatorów”, topiących we krwi całą Europę podczas wojny trzydziestoletniej, wojen hugenockich, szwedzkich etc.

Wszystko to nie zraziło jednak Schutza; co więcej, był on zdumiony widząc „irracjonalizm przeszkód” (Jego miłość jest ogniem, s. 91), które spowodowały owe „wieki nieporozumień” (Walka ludzi pokoju, s. 61). Poszedł nawet dalej, zdobywając się na wspaniałomyślność – „Nie potępiam żadnej ze stron (...) nie chcemy dowodzić kto miał rację, a kto zawinił” (Walka ludzi pokoju, s. 64–65). Abstrahując jednak od przeszłości, spróbujmy ocenić szczerość jego – jak to sam określał – fascynacji katolicyzmem. Pomimo wielkiego szacunku dla urzędu papieskiego Taizé otwarcie neguje dogmat o nieomylności papieża w sprawach wiary, co najdobitniej uwydatniło się po ogłoszeniu przez Piusa XII dogmatu o Wniebowzięciu Najśw. Maryi Panny. Tego dnia Roger Schutz zapisał w swoim dzienniku: „Dla nas jest to dzień żałoby” (Brat Roger – założyciel Taizé, s. 60). Interesujący wydaje się epizod z życia założyciela Taize, kiedy jeszcze przed Soborem Watykańskim II wątpliwości religijne zaprowadziły Rogera Schutza niemalże do przyjęcia katolickiego wyznania wiary. Wątpliwości zostały rozwiane przez papieża Jana XXIII, który odwiódł Schutza od przejścia na łono Kościoła katolickiego, zapewniając go nie tylko, że potrzebny jest jako przedstawiciel „Kościołów reformowanych”, ale że w rzeczywistości przynależy do Kościoła Chrystusowego, budowanego na podstawie najliczniejszych wyznań chrześcijańskich. Słowa te zostały jeszcze mocniej potwierdzone przez Jana Pawła II, który miał powiedzieć do Schutza: „Zostań tym, kim jesteś. Najważniejsze, byś kochał Boga i ludzi”. Już po tragicznej śmierci „brata” Rogera, zamordowanego w sierpniu 2005 r. przez niedoszłą prawosławną zakonnicę rumuńską Luminitę Solcanu, jego następca „brat” Alojzy zdementował prasowe pogłoski mówiące o przedśmiertnych planach konwersji Rogera Schutza. Założyciel wspólnoty, wbrew spekulacjom prasy, nie planował przejścia na katolicyzm i nie przeszedł nigdy na katolicyzm w ukryty sposób. Schutz był przekonany, że przynależy do Kościoła Chrystusowego, pozostając w protestanckiej sekcie, a ugruntowany został w tym przekonaniu przez Jana XXIII.

Spróbujmy teraz przeanalizować kwestię zasadniczą – stosunek Taizé do sakramentów. Przez całą „twórczość” Schutza przebija lekceważący stosunek do grzechu – tak typowy dla luteranizmu: „Człowiek zostaje zwolniony z ciężaru odpowiedzialności odziedziczonego przez przodków. Na czym polega więc grzech? (...) kto nas potępia, skoro modli się za nas Jezus? (...) Skąd się bierze uczucie, że są potępieni, skąd ten ciężar obwinienia, który nie ma nic wspólnego z grzechem?” (Niech twoje święto trwa bez końca, s. 164). Nie należy się temu dziwić, pamiętając słowa jego mistrza, Marcina Lutra, z listu do Melanchtona z 1521 r.: „Crede firmiter et pecca fortiter” (‘silnie wierz, że Bóg ci odpuści, i grzesz jeszcze więcej’).

Eucharystia – tu wypowiedzi „brata” nie są nigdy jednoznaczne. Pewne sformułowania pozwalają jednak domyślać się, iż jako luteranin w przeistoczenie nie wierzył. Wskazują na to również fragmenty jego książek, świadczące o zupełnym braku zrozumienia istoty tego sakramentu. Przebija z nich bowiem pragnienie, by „stworzyć dostęp do komunii katolickiej tym wszystkim, którzy nie będąc katolikami szukają...” (Niech twoje święto..., s. 40). „Czy eucharystia katolicka zawsze pozostanie niedostępna dla niekatolików?” – żalił się (ibidem, s. 38). W żądaniu, by „umożliwić chrześcijanom uczestnictwo w tej cząstce kapłaństwa, która każdemu z nas została powierzona” (ibidem, s. 127), pobrzmiewa luterańska koncepcja powszechnego kapłaństwa. Pomimo parodiowania katolickiego zgromadzenia monastycznego „bracia” odrzucają śluby posłuszeństwa jako poniżające człowieka oraz negują celowość wszelkich wyrzeczeń i poświęceń, które wytworzyły zastępy wielkich katolickich świętych. „Nie należy zamartwiać się wyrzeczeniami, jakie chcemy sobie narzucić, lepiej spełniać w prostocie to, co się pojawia w danej chwili” (Jego miłość jest ogniem, s. 25).

Pytanie Rogera Schutza, kiedy wreszcie niekatolicy otrzymają prawo do otrzymywania katolickich sakramentów, otrzymało jednoznaczną odpowiedź już w czasie Mszy sprawowanych w obecności przedstawicieli wspólnoty przez Jana Pawła II, gdzie dochodziło do aktów interkomunii. Jednak dopiero w czasie Mszy pogrzebowej papieża Jana Pawła II doszło do publicznego i jawnego zlekceważenia przepisów liturgicznych: kard. Józef Ratzinger udzielił Schutzowi Komunii św., przekraczając nawet zreformowane w duchu ekumenizmu przez Jana Pawła II prawo kanoniczne.

Stosunek do sakramentów nie przeszkadzał Schutzowi stwierdzić bezczelnie w Walce ludzi pokoju, iż „zasadniczych różnic należy się dopatrywać jedynie w negowaniu urzędu papieskiego i ostatnich dogmatów dotyczących N.M.P.” (Walka ludzi pokoju, s. 77). Parę stron dalej pisze z rozbrajającą szczerością: „Mając w perspektywie łączność duchową nawet bardziej powszechną, nie możemy zerwać ze wspólnotą naszego pochodzenia” (ibidem, s. 79). Zaiste, świetlany to wzór dla katolickiej młodzieży – człowiek, który ceni bardziej przywiązanie do sekty niż prawdę i zbawienie własnej duszy!

Obok swej fascynacji Lutrem Schutz wypowiada się przychylnie o osobie św. Augustyna, co jest o tyle szokujące, że ten ostatni całe niemal dorosłe życie poświęcił bezwzględnej walce z heretykami. Prawdziwym heretykiem jest wedle św. Augustyna ten, kto świadomie uznaje fałsz za prawdę, mimo że otrzymał od innych należyte pouczenie o fałszywości swej nauki. Do heretyków nie zaliczał chrześcijan, którzy żyją w przekonaniu, że taka jest nauka Kościoła katolickiego, lub innych, którzy błąd odziedziczyli po rodzicach – ale go uporczywie nie bronią i są gotowi porzucić go, jeśli się przekonają o jego fałszywości (ks. P. Stach, Św. Augustyn w walce z heretykami, Lwów 1930). Według św. Augustyna heretycy nigdy właściwie nie należeli do Kościoła. Odnosi do nich powiedzenie św. Jana: „Z nas wyszli, ale nie byli z nas, bo gdyby z nas byli, z nami byliby wytrwali”. W kwestii zbawienia heretyków był zdecydowany:

Przypuśćmy więc, że ktoś jest czystym, powściągliwym, niechciwym, niekłótliwym, lecz cierpliwym i spokojnym, trzeźwym, umiarkowanym w jedzeniu, że nie służy bałwanom, nikomu nie zazdrości, nikogo nie nienawidzi, lecz jest heretykiem, to dla tego samego powodu, że jest heretykiem, nie posiądzie na pewno Królestwa Bożego (De bapt., IV, 43–169).

Naukę tę potwierdziły wszystkie późniejsze sobory i papieże (3).

Drugim świętym Kościoła, który z niewiadomych przyczyn znalazł uznanie w oczach „proroka z Taizé” i którego ów często cytuje, jest św. Teresa z Avila. Są to oczywiście cytaty starannie dobrane... Dla przeciwwagi przytoczmy więc parę słów Świętej, rzucające światło na jej stosunek do ekumenizmu:

Wobec tych strasznych spustoszeń, jakie wszędzie czynią heretycy, wobec tego wielkiego pożaru coraz dalej się szerzącego, którego żadna siła ludzka ugasić nie zdoła – choć próbowano, ale daremnie, wstępnym bojem i siłą oręża poskromić te niecne rozruchy – tak zdaje mi się trzeba postępować, jak się to zwykło czynić czasu wojny. (...) I jakże, Stworzycielu mój, tą samą miłością tchnące wnętrzności Twoje znoszą to, by to co Syn Twój z taką żarliwą miłością uczynił, by ten Najświętszy Sakrament (...) w tak strasznej był poniewierce, że heretycy wyrzucają Go z przybytków Jego i burzą kościoły Jego (...). Ileż to razy na każdy dzień i w każdym miejscu widzisz Go, Ojcze, w ręku nieprzyjaciół nad nim się pastwiących. Ile bluźnierczych profanacji i świętokradztw dopuszczają się na nim nieszczęśni heretycy (Droga do doskonałości, s. 3–33).

Szczęśliwie ekumeniczne zapędy „brata” Rogera zostały zdecydowanie powstrzymane dekretem Świętego Oficjum z czerwca 1948 r., zakazującym wszelkiego rodzaju ekumenicznych imprez. W 1955 r. zakazano odprawiać obrzędy w przejętym przez wspólnotę Taizé opuszczonym kościółku romańskim, toteż do początku lat 1970. „bracia” skoncentrowali się głównie na działalności politycznej – a mieli już w tej dziedzinie spore doświadczenie. W latach powojennych działali aktywnie w lewicowych związkach zawodowych w kopalniach Montceau les Mines, skąd zostali usunięci za działalność wywrotową. W swoich zapiskach z lat 60. Roger Schutz stawia pytanie: „Co mogą uczynić chrześcijanie dla rozwoju?”. Odpowiedź jest prosta: „Przede wszystkim uświadomić ludziom, a zwłaszcza chrześcijanom, niesprawiedliwość i nierówność w podziale dóbr”. Przy lekturze dzieł „proroka z Taizé” można odnieść wrażenie, że walka o „bardziej słuszny rozdział dóbr wśród ludzi” (Jego miłość jest ogniem, s. 121–122) i dążenie do zniesienia „nieznośnych przywilejów części ludzkości, które wywołują wstrząs w najszlachetniejszych pośród młodzieży” (Niech twoje święto..., s. 100) jest zasadniczym posłaniem grupy Taizé, znacznie ważniejszym od celu religijnej unifikacji. W swoich wspomnieniach przesiąkniętych marksistowską retoryką zajmuje bowiem Schutz postawę, której nie sposób nazwać umiarkowaną: „Nie wystarczy potępić innych chrześcijan za używanie pieniędzy, żeby stać się żywą opoką ludu Bożego” (ibidem, s. 118).

Jego fascynacja marksizmem osiąga apogeum w roku 1968. Podczas rewolucji na Sorbonie, gdy pod wypływem Marcuse’a i Sartre’a bandy zdegenerowanych francuskich studentów zmieniły uniwersytet w dom publiczny, wywieszając portrety Lenina, Trockiego i Che Guevary i transparenty „Ani Boga, ani pana”, niszcząc wszystko, co znajdowało się w ich zasięgu – wzruszony Roger bolał nad bezwzględnością sił porządkowych (Walka ludzi pokoju, s. 23). W tym samym roku czynnie zaangażował się w obronę komunistycznego Wietnamu, wysyłając list protestacyjny do prezydenta USA i współorganizując demonstracje pacyfistyczne (ibidem, s. 113). W centrum jego zaangażowania leżała jednak Ameryka Łacińska – oczywiście ze względu na wielką liczbę bojowników o „sprawiedliwość społeczną” skupionych w okopach teologii wyzwolenia. Trzeba bowiem wiedzieć, że prorok pozostawał w serdecznych stosunkach z jednym z niezrównanych szermierzy czerwonej teologii – arcybiskupem Helderem de Camara, którego głównym zmartwieniem jest „nierówność nędzy” w Brazylii (Niech twoje święto..., s. 73). Mając na uwadze, iż marksizm zapewnia jej równość (poprzez powszechność), doszedł on do przekonania, że „współczesny ateizm ma w sobie coś z tęsknoty za humanizmem (...). Marksizm jest w zasadzie humanizmem. Człowiek w nędzy nie może czuć się wolnym w świecie. Ci, którzy pozostali na Kubie (komuniści Castro – przyp. aut.) nie chcieli niczego innego jak tylko wyrwania z biedy i nędzy” (J. Mackiewicz, Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy, s. 226–227). „Cała nasza akcja jest energiczną negacją nowokolonialnego kapitalizmu i tworzeniem państwa socjalistycznego” – twierdzą jego owieczki na łamach „Exelsio” z 29 listopada 1969 r.

Sam Schutz po wizycie w Chile i spotkaniach z rewolucjonistami pisał: „Solidaryzuję się całym sercem po stronie tych młodych chrześcijan i napisałem im o tym. Przygotowują się do tego, by pewnego dnia wziąć broń do ręki i obalić tyranię – ale są bezinteresowni” (Niech twoje święto..., s. 78.). Solidaryzował się zresztą nie tylko z nimi – po obaleniu komunistycznego prezydenta Salvadore Aliende wyrażał szczere współczucie z powodu „dramatu Chile” i zaangażował się czynnie w ratowanie życia sekretarza chilijskiej partii komunistycznej – Corvalana (ibidem, s. 175). Współbracia „proroka” nie pozostali oczywiście w tyle. Najbliższy jego przyjaciel i współzałożyciel ruchu Max Thurian w swojej książce Marie mere du Segneur pisał:

Sprawiedliwość polityczna i społeczna, równość praw i wspólnota dóbr, są to znaki miłosierdzia Mesjasza podkreślone przez Jego Matkę. Stąd też Ewangelia zbawienia staje się także Ewangelią wyzwolenia człowieka. Maryja jest pierwszą chrześcijanką i pierwszą rewolucjonistką w ramach nowego ładu.

Nic dziwnego, że zdanie to spotkało się z zachwytem jednego z czołowych ideologów teologii wyzwolenia – zamieszkałego w Brazylii marksistowskiego franciszkanina Leonarda Boffa. Pracował on bowiem od dawna nad udowodnieniem, że „hymn Magnificat jest zwykłym plagiatem, gdyż jest skopiowany z różnych tekstów Starego Testamentu”. Na podstawie tego plagiatu starał się dowieść, że „Maryja żyła nienawiścią, żądzą zemsty i buntem wobec Rzymian, a także i swych rodaków burżujów, życzyła im przekleństwa Bożego i wzywała do rewolucji” (ks. M. Poradowski, Kościół od wewnątrz zagrożony, s. 219).

Dla kontrastu wystarczy spojrzeć na karty encykliki Leona XIII Quod apostolici muneris z dn. 28 grudnia 1878 r.:

Społeczeństwo ludzkie, jakim je Bóg ustanowił, składa się z jednostek nierównych sobie, chcieć zrównać je sobie jest niemożliwe i byłoby równoznaczne ze zniszczeniem całego społeczeństwa. (...) Równość różnych jednostek składających społeczeństwo jest w tym jedynie, że wszyscy mamy swój początek w Bogu, Stwórcy naszym i wszyscy zostaliśmy odkupieni krwią Jezusa Chrystusa i że będziemy według swych zasług i przewinień sądzeni przez Boga. (...) Nierówność zatem stanu i imienia w społeczeństwach ludzkich są konieczne. (...) Człowiek w stosunku do dóbr ziemi ma prawo posiadania tych dóbr, które niszczą się wskutek używania, jak i tych, których używanie nie niweczy. (...) Prawo posiadania własności prywatnej jako owocu pracy lub w drodze spadku albo darowizny jest prawem naturalnym.

Pomijam w tym artykule wszystkie przypadki świętokradztw, bluźnierczych modlitw i bezczeszczenia świątyń podczas organizowanych regularnie spotkań Wspólnoty Taizé z młodzieżą – są one często przytaczane przez prasę, choć nie zawsze z komentarzem potępiającym.

Nasuwa się więc pytanie: skąd bierze się owa zaskakująca popularność ugrupowania o charakterze jawnie antykatolickim wśród młodzieży wywodzącej się z rodzin trwających od wieków wiernie przy Kościele? – Pierwszym powodem zdaje się rozpaczliwie niski poziom katechizacji, sprowadzającej się obecnie niemal zawsze jedynie do koleżeńskiej rozmowy, dowcipów (nierzadko z rzeczy świętych), przy niemal zupełnym zaniedbaniu dogmatyki katolickiej. Prowadzący katechizację księża nie potrafią zapanować nad młodzieżą, narzucić jej dyscypliny i przemawiać mocą autorytetu Kościoła nauczającego. Zniżając się do jej poziomu, zamieniają wykłady w luźną rozmowę na tematy czasem zupełnie z religią nie związane. Skutek jest oczywisty – znakomita większość „katolickiej” młodzieży kończącej katechizację na poziomie szkoły średniej nie zna Credo, prawd wiary, a nawet Dekalogu, nie wspominając już o przykazaniach kościelnych. Zanika zrozumienie części roku kościelnego, liturgii, sensu istnienia zakonów (zwłaszcza kontemplacyjnych), a często i sakramentów. Znaczna część „katolików" nie wierzy w przeistoczenie – a utwierdza ją w tym przekonaniu lekceważący stosunek kapłanów do Najświętszego Sakramentu. Nierzadkie są przypadki usunięcia tabernakulum z centralnego miejsca kościoła i odprawianie nabożeństw tyłem do monstrancji etc. Podczas wystawień Najświętszego Sakramentu część wiernych siedzi z założonymi rękami i nogami – nie spotyka się to z żadnymi uwagami kapłanów. Cóż, postęp... Nic więc dziwnego, że tak przygotowana młodzież staje się łatwym łupem dla różnego rodzaju sekt – nawet jawnie protestanckich. Większość nie zna po prostu żadnych różnic pomiędzy świętą wiarą katolicką a herezjami (a zwykle nie rozumie też pojęcia „herezja”).

Drugim powodem jest bierna, a czasami nawet przychylna Taizé postawa sporej części księży, zwłaszcza młodych – wychowywanych w duchu „wzajemnej miłości i tolerancji”. Oni właśnie przez swe nieprzemyślane i lekkomyślne postępowanie biorą na swoje sumienia odpowiedzialność za tysiące (!) dusz odłączających się od jedynego świętego Kościoła. Odpowiedzialność ta rośnie wraz ze stopniem w hierarchii kościelnej. Niestety, również papież Benedykt XVI udzielił Taizé poparcia – co prawda umiarkowanego, ale jednoznacznego. Nic zatem dziwnego, że w świątyniach katolickich wprowadza się „modlitwy Taizé”. Jaki będzie tego finał?

Najwyższy czas, by ci, na których spoczywa odpowiedzialność za Kościół, przypomnieli sobie słowa Chrystusa: „Po ich owocach poznacie ich. Nie może drzewo dobre przynosić owoców złych, ani drzewo złe przynosić owoców dobrych” (Mt 7, 16–18). Jak dotychczas nie doniesiono z Taizé o przypadkach cudownych nawróceń z protestantyzmu na katolicyzm. Za to w kierunku przeciwnym...

Rozszerzona wersja artykułu, który ukazał się w „Pro Fide, Rege et Lege” nr 1/1992, s. 24–27.

Przypisy:
  1. Teresio Bosco, Roger Schutz – un profeta a Taize.
  2. Z równą pogardą odnosił się Luter do Ojców Kościoła: „Wszyscy Ojcowie błądzili w wierze i jeśli nie żałowali tego przed śmiercią, są wiecznie potępieni. Św. Grzegorz jest pierwszym autorem wszystkich bajek o czyśćcu i mszach za dusze zmarłych. Znał bardzo mało Chrystusa i Ewangelię, był zbyt przesądnym i diabeł go oszukał. (...) Augustyn często się mylił, nie można liczyć na niego. (...) Hieronim jest heretyk, który pisał wiele bezbożnych rzeczy. Zasłużył raczej na piekło niż na niebo. Żadnego z Ojców tak nienawidzę jak jego. Tomasz z Akwinu jest tylko niedoszłym płodem teologicznym, równie jak i wielu innych. Jest to studnia błędów, mieszanina wszelkich herezji niwecząca Ewangelię”. Alzog, Historia Kościoła, t. 3, s. 73.
  3. IV Sobór Laterański (1215): „Jeden jest Kościół powszechny, zewnątrz którego nikt zbawionym nie będzie”. Sobór Florencki (1438): „Stale wierzy, naucza i wyznaje Kościół rzymskokatolicki, że nikt nie będąc członkiem Kościoła katolickiego (...) zarówno poganie, ale i żydzi, heretycy i schizmatycy żywota wiecznego nie osiągną, ale że pójdą w ogień wieczny zgotowany diabłu i aniołom jego. Tyle bowiem znaczy jedność ciała Kościoła, że tylko w niej trwającym sakramenty Kościoła do zbawienia posłużą, jak i posty, jałmużny i inne pobożności uczynki, ćwiczenie się w bojowaniu chrześcijańskim nagrodę wieczną wysłużą. Nikt zaś, jakiekolwiek jałmużny rozdawał, choćby nawet dla Chrystusa krew swoją przelał, zbawionym być nie może, jeżeli w gronie Kościoła nie pozostanie”. I Sobór Watykański: „Jeśliby kto mówił, że jednakie jest położenie wiernych i tych, którzy jeszcze nie przyszli do wiary jedynie prawdziwej – niech będzie wyklęty”.
Źródło informacji: ZAWSZE WIERNI nr 7/2006 (86)

Taizé wczoraj i dziś



W roku 1940, ponad pół wieku temu, Szwajcar Roger Schutz osiedlił się we Francji, w gminie Taizé, 100 km od Lyonu. Brat Roger jest protestantem; założył tam ewangelicką wspólnotę mnichów, której jest przeorem. “Bracia z Taizé, prawdziwi mnisi, prawdziwi przy tym synowie Reformacji, po raz pierwszy zaakceptowali sytuacje, że się wciąż o nich mówi”, czytamy w książce Jean-Marie Paupert’a “Taizé a Kościół jutra”. Opierając się na tej książce, sympatyzującej jak najbardziej z braćmi z Taizé, i na różnych innych dokumentach, postaramy się opisać i ocenić wpływ wywierany przez Taizé.

Wpływ Taize na Sobór Watykański II

W końcowej fazie Soboru pragnęliśmy ustalić, jakie to osobistości odegrały na nim rolę dominującą (…). Jest rzeczą pewną, że Taizé również wniosło w Sobór swój znaczny wkład.

Posłuchajmy brata Rogera, który nam opowiada o typowym dniu w czasie Soboru:

„Wychodząc z Soboru po przedpołudniowych obradach odwiedzaliśmy biskupów, składaliśmy im wizyty, by ich zaprosić do naszego apartamentu. Przy zastawionym stole poruszało się różne tematy (…). Gdy się już nasi goście rozeszli, była chwila ciszy, odetchnięcia, a potem rozpoczynały się różne spotkania. Przewijali się wtedy rozmaici ludzie. Nas, którzyśmy ich przyjmowali, nie było więcej niż pięciu. Późnym popołudniem trzeba było dość często odpowiedzieć na zaproszenie na jakieś seminarium, gdzie poruszano problematykę o charakterze ekumenicznym. Potem szybki powrót przez zatłoczone ulice na wspólną modlitwę i na ugoszczenie wieczerzą innych biskupów. Wieczór mijał nam więc przy stole. Tam skupiała się praca dotycząca obrad Soboru, śledzenie z bliska ewolucji tekstów, redagowanie komentarzy, przedstawianie naszego punktu widzenia za każdym razem, gdy nas o to proszono. Oznaki przyjaźni względem nas są wprost niezwykłe. Oczekuje się po nas bardzo wiele (…). Tę przyjaźń okazują nam ludzie bardzo różni: ci, których podejmujemy przy stole, obserwatorzy, audytorzy świeccy, biskupi, kardynałowie. Ogółem prawie pięćset osób ugoszczonych przyjęciem tylko w czasie czwartej sesji….”.

Nieco dalej brat Roger notuje:

„Wizyta biskupa Dom Herdera Camary. Wszystkie konferencje, jakie wygłosił podczas Soboru, sądzę, że…….”

Sam więc brat Roger we własnej osobie poświadcza znaczny wpływ, jaki Taizé wywierało podczas Soboru. Przyjazne zaś stosunki, ponawiązywane przez braci z Taizé w czasie trwania Soboru, sprzyjały większemu rozgłosowi tego ośrodka po Soborze.

Wpływ Taizé, faworyzowany przez członków hierarchii i duchowieństwo katolickie

Pojawienie się w Taizé biskupów i księży, czy to indywidualne, czy na czele grup katolików, zwłaszcza młodych, budziło w wiernych zaufanie do nauk w Taizé głoszonych. Od ręki można przedstawić listę, chociaż niekompletną, osobistości, które przybywają do Taizé. Informujemy tytułem przykładu:

„W kwietniu 1964 pielgrzymka studentów z Lyonu pod przewodnictwem samego biskupa Villot, a w czasie niej Msza odprawiona po raz pierwszy w wielkim kościele Pojednania, którego krypta okazała się za ciasna, by pomieścić tysiące uczestników.

Duchowy magnetyzm tego miejsca musi być znaczny, skoro się przypomni, że roczną liczbą nawiedzających Taizé pielgrzymów już w r. 1964 szacowano na 150000, to znaczy przeciętnie po 400 osób dziennie.

Wielu odczuwa potrzebę pozostania tu dłużej (…). Obserwuje się bardzo zróżnicowane okresy pobytu: od indywidualnych, pojedynczych dni skupienia, aż do rozważania pewnych tematów na zorganizowanych rekolekcjach różnego typu. Do ich prowadzenia wyznacza się wielu braci, między innymi udzielają się tam brat Pierre-Yves i brat André; obaj są pastorami i jako uznani eksperci prowadzą rekolekcje dla rodzin protestanckich i dla małżeństw mieszanych.

Na zewnątrz Taizé roztacza swój wpływ brat Roger, zwołując młodych z różnych stron świata i wizytując ośrodki katolickie i protestanckie. Wszędzie się spotyka z dobrym przyjęciem. Wspomnijmy tu spotkanie w Rzymie ‘dwudziestu pięciu tysięcy młodych’ w r. 1980, i to w r. 1982, 30 grudnia, z przyjęciem przez Papieża.

Brat Roger opowiada nam o swych podróżach po całym świecie. Informuje, że między 29 września 1980 r. a 20 marca 1981, to znaczy w przeciągu sześciu miesięcy, odwiedził Nowy Jork, Kanadę, południowe Włochy, Rzym i Lizbonę.

Ricigliano. (…) Przybyliśmy tam w chwili, gdy ten wiekowy kapłan odprawiał Mszę w jakimś hangarze. Gdy nas zobaczył przerwał celebrę i podszedł, by nas uściskać”.

Wpływ Taizé poprzez prasę

W wydawnictwie “Press de Taizé” ukazało się sporo dzieł; sam brat Roger napisał ich ponad dziesięć, a przełożono je na dziesięć języków; inny brat z Taizé, Max Thurian, również wydał ponad dziesięć książek. Rozprowadza je wiele księgarń. Do tego dochodzą książki powstające w nurcie Taizé, pisane również przez przyjaciół przychylnych temu ruchowi, jak na przykład Le défi de Taizé (Wyzwanie Taizé), przetłumaczone na wiele języków, (Taizé a Kościół jutra) Taizé et l’Église de demain i inne.

Periodyk La lettre de Taizé (List z Taizé) ukazuje się w ośmiu językach, a jest rozsyłany do 120 krajów.

Wielka prasa, szczególnie wielkonakładowe dzienniki (jak Quest-France, Le Figaro itd.) nagłaśniają to, co się dzieje w Taizé, działalność tamtejszych braci, zwłaszcza wtedy, gdy organizują wielkie spotkania i zjazdy u św. Piotra w Rzymie albo w Notre-Dame w Paryżu. La Croix, France Catholique, Ecclesia zamieszczają obszerne artykuły i publicystykę reklamującą La lettre de Taizé. La Documetation catholique przedrukowuje często dokumenty pochodzące z Taizé, przykładowo: interesującą konferencję brata Maxa Thuriana, wygłoszoną w Rzymie w Centrum Studiów pod wezwaniem św. Ludwika, króla Francji (11 marca 1976).

Brat Roger jest bardzo zadowolony z poparcia ze strony papieży i patriarchy Atenagorasa

Książka Wyzwanie Taizé stwarza nieodparte wrażenie, że brat Roger pozostaje w bliskich stosunkach z papieżami, a więc również i my możemy jednej być myśli z tym człowiekiem.

Pod pewnym zdjęciem czytamy: “To brat Roger z Janem XXIII”, nieco dalej pod zdjęciem Pawła VI i brata Rogera: “Z Pawłem VI na pokładzie samolotu w drodze do Bogoty. Papież zaprosił brata Rogera, by mu towarzyszył do Ameryki Łacińskiej”. W innym wypadku widać na zdjęciu brata Rogera trzymającego dziecko w ramionach i rozmawiającego poufale z Janem Pawłem II.

Zamieszczona w Osservatore Romano fotografia ukazuje Jana Pawła II, obejmującego brata Rogera, a pod fotografią czytamy: “Serdeczna rozmowa Papieża z Bratem Rogerem”. Długie przemówienie Papieża opublikowane w tym dzienniku opatrzono tytułem wybitym dużymi literami: “Radość, że się kroczy razem drogą pojednania”. Pojednania już osiągniętego czy dopiero zamierzonego, tytuł tego już nie precyzuje. Ogół chrześcijan, biorących udział w masowych, tłumnych zebraniach Taizé w Rzymie, w Notre-Dame w Paryżu, w samym Taizé, nie dostrzega zbyt dobrze różnicy miedzy Taizé a Kościołem Katolickim, stwierdzają oni natomiast dobre między nimi porozumienie, dobrą wzajemną łączność, tym bardziej, że u św. Piotra w Rzymie pozwala się bratu Rogerowi na takie oto wypowiedzi:

“Przybyliśmy tutaj, aby okazać swą miłość Kościołowi Rzymu, który przewodzi miłości poprzez posługę swego biskupa. Pasterz powszechny, biskup Rzymu, nie jestże powołany do pasterzowania wszystkim ochrzczonym, również tym, katolikom lub niekatolikom, którzy na razie nie rozumieją jego posługi”.

W swoim dzienniku brat Roger zanotował pod datą 30 grudnia 1980 r.:

„U św. Piotra. Modlitwa z Papieżem Janem Pawłem II. Kilka zdań celem przekazania papieżowi sensu tego spotkania: ‘Ukochany Ojcze święty (…). Również dzisiaj, dla nowych pokoleń, pojednanie nie zniesie dalszej zwłoki. Jeśli chodzi o mnie, chociaż nie chcę być dla nikogo symbolem wyrzeczenia się wiary, odnalazłem w sobie tożsamość chrześcijanina, jednając w swej głębi nurt wiary, płynący od moich korzeni protestanckich, z wiarą Kościoła katolickiego’”.

Tu właśnie tkwi fundamentalny błąd brata Rogera, który – w oczach katolika – znieprawia całą jego postawę. Jeszcze do tej sprawy powrócimy.

Gest Pawła VI, który bratu Rogerowi ofiarował kielich, wywołał wśród katolików ogromne zdziwienie. Lecz słowa patriarchy Athenagorasa, które relacjonuje nam brat Roger, mogą wprawić w osłupienie. Otóż gdy brat przeor przedstawiał mu o trudnościach, jakie dla ekumenizmu stwarza urząd kapłański, on (patriarcha Athenagoras) dwukrotnie powtórzył te słowa: “Muszę bratu coś wyznać, brat jest księdzem, mógłbym z rąk brata przyjąć Ciało i Krew Chrystusa”.

Kiedy indziej wprost powiedział bratu Rogerowi: “Mógłbym się przed bratem wyspowiadać”.

Dlaczego przeor Taizé powtórzył tę błędną wypowiedź patriarchy?

W r. 1950 brat Roger interweniował u Piusa XII, by Papież nie ogłaszał dogmatu Wniebowzięcia Najśw. Marii Panny. Jego interwencja nie odniosła skutku. A brat Roger potem pisze: „Od tego momentu wielu protestantów, którzy darzyli zaufaniem nasze nadzieje ekumeniczne, przestało się tą sprawą interesować”.

Lecz Papież miał na względzie dobro duchowe Kościoła Katolickiego. Brat zaś Roger w związku ze śmiercią Piusa XII i objęciem rządów przez Jana XXIII, napisał: „Byłem świadom, że chłody zimy pozostawiliśmy za sobą i oto wkraczamy w wiosnę”. Oznaczało to, że działalność Papieża ocenia się jedynie na podstawie jego stosunków do Taizé.

Wpływ Taizé poprzez “sobory młodych”

Ruch wykreowany przez Taizé, zwany “Kongresem Młodych”, zamierzał połączyć we wspólnym dążeniu bardzo wielu ludzi. Pewne publikacje katolickie znacznie się przyczyniły do spopularyzowania i wylansowania idei tego “Kongresu”. Przytoczymy, dla Francji, czasopismo Fetes et saisons (Święta i pory roku), nr 286, czerwiec 1974, mające w podtytule Taizé 30 sierpnia 1974. Ten numer przygotowali wspólnie trzej członkowie redakcji i bracia ze wspólnoty Taizé. Znajdujemy tam dwa zaakcentowane wielkie tematy: “By stać się ludźmi pojednania i wspólnoty, potrzebna jest i walka, i kontemplacja”, oraz “Podjąć walkę razem z człowiekiem ciemiężonym”. Brat Roger rozwija ten drugi temat w artykule, którego małą próbkę cytujemy:

„Gdyby tylko sami chrześcijanie zdobyli się na przyznanie słuszności słowom Piotra: ‘Nie mam złota ani srebra, nie mam majątku ani żadnego nadmiaru’, przebieg wielu zakrętów historii byłby odmienny. Walka o wyzwolenie człowieka, walka o stworzenie społeczeństwa bezklasowego znalazłaby poparcie z ich strony”.

Inny numer Fetes et saisons, z maja 1979 r., wypełniony po części materiałami z La lettre de Taizé, informował nas o wpływie osiąganym przez “Kongres Młodych”: „Na przestrzeni lat Kongresy Młodych połączyły we wspólnym dążeniu setki tysięcy ludzi z całego świata, ludzi o tendencjach i przynależnościach bardzo różnych. Przy całym ich zróżnicowaniu głosy młodych z całego świata są zgodne: zima się skończyła, wiosna Kościoła stoi u bram”.

Między wierszami: dzięki Taizé…

Wręcza się nam Akta Soboru Młodych, z których oto fragment; a w nim kluczowy dogmat brata Rogera, który on niestrudzenie powtarza: „Zjednoczenie nie oznacza zwycięstwa jednych, a upokorzenia drugich, nie zawiera w sobie wyparcia się tych, którzy nam przekazali wiarę w Chrystusa. Przeciwnie, to zjednoczenie implikuje odkrycie darów przekazanych innym. Jeśli każdy twierdzi, że innych nie potrzebuje, jeśli każdy chce wnosić wszystko, a nie przyjmować niczego, wówczas się nie dokona żadne pojednanie”.

W każdym człowieku można napotkać pewne przykłady cnót, lecz mówić, że katolicyzm lub katolicy mają “potrzebę” protestantów, to rzecz niedopuszczalna. Tym bardziej, że Taizé idzie dalej: „Czy wreszcie katolicy przyznają, że tym, co najlepsze w Kościołach protestanckich, ich specyficznym darem jest to, że zawsze w Piśmie szukali bezpośredniego źródła, by żyć Bogiem wpośród ludzi?”

Tak więc brat Roger i jego współpracownicy nakłaniają katolików do podziwiania i naśladowania kapitalnego błędu protestantów: mianowicie traktowanie Pisma św. jako bezpośredniego źródła, to znaczy, iż katolicy mają uznać, że Pismo św. ma im zastąpić Kościół. Weźcie jednak do ręki encyklikę Humani generis Piusa XII: „…Należy wyjaśniać Pismo św. według ducha Kościoła, który Chrystus, nasz Zbawiciel, ustanowił stróżem i tłumaczem całego depozytu prawdy objawionej przez Boga”.

Wielokrotnie Sobór Watykański II w Konstytucji dogmatycznej o Boskim Objawieniu wyraża tę samą naukę na przykład w rozdziale 10: „Zadanie tłumaczenia w sposób autentyczny Słowa Bożego, zapisanego lub przekazywanego (w inny sposób), zostało powierzone jedynie żywemu Magisterium Kościoła”.

Wpływ “kongresu młodych” wzmożony dzięki uroczystemu posiedzeniu w kościele Notre-Dame w Paryżu

W r. 1976, w niedzielę 5 grudnia, w katedrze Notre-Dame w Paryżu, Kongres Młodych, zapoczątkowany w Taizé w sierpniu 1974, wkroczył w nowy etap działalności. Znalazło to swój wyraz w “Drugim Liście do Ludu Bożego”, napisanym przez Brata Rogera i grupę młodych ludzi podczas ich pobytu w Kalkucie i Bangladeszu (…). Został on publicznie odczytany w Notre-Dame w obecności, między innymi, kardynałów Marty (Paryż), Koeniga (Wiedeń), biskupa Manziana z Cremy (Włochy) itd. Ten Drugi List został też opublikowany w La Lettre de Taizé. A tu przed tymi wysokimi dygnitarzami, ogłasza się, że Taizé wysyła z misją młodych ludzi, którzy będą wizytować rodziny. Lecz jest jeszcze coś więcej: „Co do młodych ludzi, którzy zostaną upoważnieni do składania wizyt kierownikom kościołów, (…) otrzymają oni sprecyzowaną misję albo od Taizé, albo w Kalkucie”.

Biorąc pod uwagę miejsce i obecne tam osobistości ma się nieomal wrażenie, że oto urzeczywistnia się jedność i że z Taizé wspólnie wyruszają z misją protestanci i katolicy. Oprócz dobrych rad tam zawartych, ten Drugi List agituje do działań jak najbardziej dyskusyjnych: „Wytężaj wszystkie siły, by zapewnić wszystkim wyrównanie wynagrodzeń. (…) Do zaprowadzenia modlitwy skłaniaj kościół swojej dzielnicy w sposób taktowny, owszem, familiarny, przyjęty w kościołach prawosławnych, które nigdy nie dały się uwięzić w sztywności ławek i krzeseł. Gdzie indziej już od XVI wieku słowo Boże zwolna przedostawało się do kościołów, mimo to modlitwie Ludu Bożego zagraża niebezpieczeństwo, że będzie bardziej pracą mózgu, aniżeli promieniejącym zjednoczeniem serc”.

Słuchając takich sugestii młodzi ludzie stracą pociąg do swych kościołów parafialnych i do modlitwy, w której rozum ma należny mu udział. A te sugestie otrzymują porękę obecnych tam wysokich przedstawicieli Kościoła.

Czy jest jakaś encyklika papieska, która by w tym stuleciu cieszyła się w jakiejkolwiek katedrze we Francji tak uroczystym i wyjątkowym przyjęciem, jak list tego protestanckiego mnicha? Nie sądzę. Nie, nawet encyklika najbardziej użyteczna, najpilniej potrzebna.

Niektóre wypowiedzi oznaczają pełną aprobatę Taizé i mogą tylko zdumiewać, jak na przykład wypowiedź pewnego kardynała, zamieszczona w Osservatore Romano. Artykuł nosi tytuł “Kościół w Lourdes, czy go widziałeś?”. Jako podsumowanie, przeczytajmy ostatnie jego linijki: „A ja, cóż ja ujrzałem w Lourdes?… Widzę w nim najpierw tę małą kapliczkę Karmelu i ten wielki namiot Taizé, gdzie dniem i nocą pracujący w milczeniu adoratorzy zarysowali plan nowego świata z Ewangelią zawsze nową”. (23 lipca 1981 r., Kard. Roger Etchegaray).

Wybitny teolog ocenia Taizé

W swoim czasie, w lipcu 1976 r., przytoczyłem gdzie indziej w całości kapitalną wypowiedź o Taizé wybitnego kardynała Journet, który ją ogłosił drukiem pod koniec swego życia. Tutaj przytoczę jej część najbardziej istotną:

„Gęsta mgła dwuznaczności. Taizé zawsze orientowało swój ekumenizm ku wzajemnemu uznaniu istotnej równowartości obrzędów eucharystycznych celebrowanych zarówno w protestantyzmie, jak i katolicyzmie. Ten punkt widzenia (…) znajduje się u początków tego łatwego ekumenizmu, tego fałszywego ekumenizmu, wyraźnie potępionego przez Sobór Watykański II. Pozwala on wspólnocie Taizé przede wszystkim uchylić się, w swoim wewnętrznym zakresie, od autentycznego wyznania wiary potwierdzonej przez Sobór Trydencki:

– w Eucharystię jako sakrament Chrystusa w chwale (…),

– w Eucharystię jako w Ofiarę Chrystusa na krzyżu (…)”.

Kardynał mówi jasno, że co do prawd istotnych, Taizé nie wyznaje wiary katolickiej. Jego świadectwo tym większą posiada wagę, że jak mówi przegląd Nova et Vetera (Rzeczy Nowe i Stare): „Nie było u kardynała żadnego z góry powziętego uprzedzenia do Taizé! Nieraz przyjmował u siebie brata Rogera i brata Maxa (Thuriana) na braterskie dyskusje dotyczące teologii”.

Podwójna przynależność, postulowana przez Taizé, jest niemożliwa

Bracia Roger i Max są głęboko przywiązani do swych korzeni protestanckich i chcą zachować wierzenia protestanckie, a mimo to chcieliby, żeby katolicy i protestanci mogli być członkami tego samego Kościoła widzialnego. Brat Roger w Polsce, w Katowicach, 25 maja 1975 r., wypowiedział następujące zdania: „To czego się domagamy od biskupa Rzymu, to przygotowanie wszystkiego, by zjednoczenie chrześcijan dokonało się bez wymagania od niekatolików wyrzeczenia się swoich rodowodów. Nawet z punktu widzenia zjednoczenia (…) prawdziwie katolickiego takie wyrzeczenie się jest przeciwne miłości. Dodajmy, ze wyrzekanie się czegoś nie jest zgodne z dynamiką nowoczesnego człowieka”.

Ze swej strony 11 marca 1976 r. brat Max Thurian na konferencji w Centrum Studiów św. Ludwika, króla Francji, wypowiedział się następująco: „Dla protestanta przynależność do Kościoła widzialnego należy do porządku wiary, z tym nawet, że pewne aspekty instytucjonalne są wykluczone. To też protestant, przekonany, że Kościół katolicki, po Soborze Watykańskim II, odzyskał niezbędną zgodność doktrynalną z Kościołem apostolskim, może się uważać za członka tego Kościoła, jednak bez zerwania swej przynależności do innej wspólnoty kościelnej”.

Taka postawa może się wydawać dziwna…

Poruszając ten temat o. Paul Toinet (Wydział Ekumeniczny Instytutu Katolickiego w Paryżu) napisał do brata Maxa: „Przypuszczam, że Brat jest w pełni świadom teologicznej dziwności takich pojęć, jak ‘macierzyństwo adopcyjne’ lub ‘podwójna przynależność’ wyznaniowa. Gdzie Brat znalazł choćby najniklejszą podstawę w Piśmie św. lub w tradycji? Brat daje do zrozumienia, że doktryna Soboru Watykańskiego II o stosunku chrześcijan niekatolików do Kościoła jest jakoby przychylna ‘pojednaniu’, które ‘nie wymagałoby już od protestantów, by występowali ze swych Kościołów’, lecz właśnie to pozostawiałoby określenia ‘zjednoczenie’, ‘wymagać’, ‘opuścić’, ‘Kościół’ w największym pomieszaniu pojęć i sugerowałoby interpretację o nieokreślonych konsekwencjach dogmatycznych sprzecznych z całą tradycją katolicką. (…) W dniu, w którym Kościół św. Piotra uznałby oficjalnie tezę zawartą w podtekście ‘podwójnej przynależności’, przestałby po prostu istnieć, uznając równoważność swojej doktryny z różnymi doktrynami Reformacji, lub – co wyszłoby na to samo – odrzucił samą ideę prawowierności. Wtedy też Kościół Wschodni mógłby go słusznie uznać za heretycki”.

Jaka jest pewna nauka kościoła o ekumenizmie?

Omawiając zagadnienie ekumenizmu w swym liście z 20 stycznia 1986 r. do arcybiskupa Lefebvre’a, kardynał Ratzinger oparł się na encyklice Piusa XI Mortalium animos z 6 stycznia 1928 r., podkreślając w ten sposób jej ważność. Oto słowa Piusa XI: „Jedności chrześcijan nie można realizować inaczej, niż proponując i ułatwiając odstępcom powrót do jedynego i prawdziwego Kościoła Chrystusowego, który niegdyś mieli nieszczęście opuścić. Powrót, powtarzamy, do jedynie prawdziwego Kościoła Chrystusowego, doskonale zewsząd widzialnego, przeznaczonego z woli swego Twórcy do pozostania takim, jakim go On sam ustanowił dla powszechnego zbawienia ludzi (…)”.

Ciało Mistyczne Chrystusa, czyli Kościół, jest jedyne, jednolite i doskonale ukształtowane na wzór ciała fizycznego; jest więc czymś nielogicznym i śmiesznym wyobrażać sobie, że Ciało Mistyczne mogłoby być uformowane z członków pokawałkowanych, niespójnych między sobą; toteż ktokolwiek nie jest z nim złączony, nie może być jednym z jego członków ani zespolony z jego Głową, którą jest Chrystus.

Dziwne stanowisko sekretarza generalnego Komisji Episkopatu Francji ds. Jedności Chrześcijan

Ponieważ my wierzymy, że aby otrzymać “pełnię środków zbawienia”, należy być katolikiem, jest zatem nakazem elementarnej miłości tak działać, a także błagać naszego Pana i wstawiać się za naszymi braćmi odłączonymi, by powrócili do jedynego prawdziwego Kościoła. Lecz o. René Girault, sekretarz generalny Komisji Episkopatu Francji ds. Jedności Chrześcijan, nie wydaje się być zgodny z tą zasadą i oto czytamy w La Croix jego podpisaną wypowiedź: „Ten okres, kiedy realizacja jedności polegała na woli ‘wchłonięcia’ drugiej strony, należy odtąd do przeszłości”.

Ponieważ Kościół wymaga bezwarunkowo od swych członków, aby uznali właściwy jego charakter, czyli podstawową jego doktrynę, pragnie on jedynie, aby konwertyci podzielali tę wiarę. Mówienie, że nie należy chcieć “wchłonięcia” drugiej strony, sugeruje, że nie należy dążyć do tego, by protestanci podzielali w całości naszą wiarę.

Jest to właśnie stanowisko Taizé, które być może wpłynęło na opinię ojca Girault.

Francja, niestety, nie posiada monopolu na głoszenie tego rodzaju poglądów. W swojej rozprawie dziekan katolickiego wydziału prawa kanonicznego na Uniwersytecie w Moguncji, wykazał, że taki ekumenizm, praktykowany przez wielu, jest po prostu narzędziem protestantyzacji Kościoła. Chociaż nie zgadzamy się z niektórymi twierdzeniami tej książki, niemniej przedstawia ona fakty aż nadto prawdziwe.

Taizé szerzy doktrynę protestancką

Katolicy powinni jasno zdawać sobie sprawę, że bracia Roger Schutz i Max Thurian są protestantami i głoszą protestanckie błędy. Tytułem przykładu zajrzyjmy do książki La confession (Spowiedź) wydanej w “Les presses de Taizé”. Jej autorem jest Max Thurian, a przedmowę do niej napisał pastor Marc Boegner, który oto co pisze: „Pochwalam bez zastrzeżeń Maxa Thuriana za to, iż swoje studium zakończył powołaniem się na wspaniałe stronice, jakie spowiedzi poświęcił Kalwin. Studium Maxa Thuriana, przywodząc nas ponownie do myśli Reformatorów i nauki Nowego Testamentu, oddaje nam przeto bardzo wielką przysługę”.

Brat Max prezentuje nam myśli Reformatorów: “Dla Kalwina pokuta nie jest sakramentem”; a następnie nieco dalej: „Dla Lutra żal za grzechy jest niemożliwy, a skrucha serca z powodu nich jest tylko obłudną karykaturą. Ponieważ człowiek jest grzesznikiem do samego dna i nie może mieć prawdziwego żalu za grzechy, ten żal nie może więc stanowić istotnej części sakramentu pokuty. (…) Kalwin natomiast, odrzucając pokutę jako sakrament, zatrzymuje jednak spowiedź prywatną nie obowiązującą (…). Kalwin przyznaje tę władzę rozgrzeszania nie Kościołowi ani nie ministrowi jako takiemu, lecz tylko na tyle, na ile głoszą oni Ewangelię”.

Doktryna Taizé jest szeroko znana, w wielu wypadkach dlatego, że jest popierana przez pisarzy katolickich. Tak na przykład w dzienniku Quest-France (Francja Zachodnia), regionalnym, ale o szerokim zasięgu we Francji, w numerze z 28 stycznia 1974, czytamy pod tytułem: “Brat Roger ciągle powtarza: Bóg nigdy nie karze, a brat Delumeau dodaje: Te słowa trafiają mi wprost do serca”. – Niestety, te słowa są sprzeczne z Ewangelią i z pewnym nauczaniem Kościoła!

We wrześniu 1966 r. brat Roger, przeor Taizé, w obecności kardynałów, biskupów katolickich i ponad tysiąca młodych ludzi wyraziście i z pasją przedstawił swą teorię, a raczej niecierpliwość, z jaką pragnie jedności (w rzeczywistości jedności pozornej), nie do pogodzenia z konsekwentną wiarą katolicką: „Czy można obecnie żyć i odkładać, z racji naszej historii, zjednoczenie wspólnoty ochrzczonych? Dążymy do pojednania rozdzielonych rodzin. Tego pojednania chcemy już dzisiaj, chcemy go w bliskim terminie. Nie możemy już dłużej znosić podziału między wyznaniami, głębszego i bardziej jeszcze obłudnego, niż podziały rasowe. My nie mamy żadnych złudzeń co do jedności tworzonej na podstawie tradycji lub uzgodnień natury prawnej. Ogłosimy jedność. Wtedy Kościoły, które zdobędą się na odwagę i wspaniałomyślność, zmodyfikują teksty i ramy prawne, lecz one nie będą odpowiadać rzeczywistemu stanowi rzeczy”.

W r. 1983, w 17 lat później, u św. Piotra w Rzymie, wobec Papieża, brat Roger jeszcze nalega na Kościół katolicki, by robił znacznie więcej dla jedności, niż dotąd: „Ze swym pragnieniem komunii powszechnej i swą charyzmą katolickości Kościół katolicki, czyż nie mógłby jeszcze podjąć się czegoś znacznie większego, niż się przypuszcza? Kościół katolicki jest daleki od wyczerpania swych możliwości itd.”.

Wraz z ojcem Jean-Hervé Nicolas’em, aby nawiązać do jednego tylko, lecz istotnego stwierdzenia, należy przyznać: „Dopuszczenie do wspólnoty eucharystycznej, nawet powszechnie zaaprobowanej i praktykowanej, nie położy kresu naszym podziałom (…). Ona nie jest środkiem do urzeczywistnienia tej jedności”.

W świetnym dziele Synthese dogmatique (Synteza dogmatyczna) tegoż autora znajdziemy stronice, dające odpowiedź na tę kwestię: “Jaką powinna być jedność, zanim możliwa będzie wspólna celebracja Eucharystii?”.

Pewni katolicy, być może zaindoktrynowani przez Taizé, myślą, że trzeba zbliżać się do protestantów, trzeba ich naśladować i mieć nastawienie ekumeniczne, gdyż w ten sposób prędzej by się doprowadziło do zjednoczenia z nimi. Papieże tego stulecia z całą mocą przemawiali przeciwko takiej metodzie postępowania, która prowadzi do osłabienia wiary katolickiej, do zaniechania zdrowych praktyk religijnych, do spadku powołań.

Wpływ Taizé? Dokąd on prowadzi?

Henry Tincq w dzienniku Le Monde z 18 stycznia 1986 r. tak określił cele braci z Taizé: “Podjęli oni próbę odpowiedzi na trzy typy wyzwania: na podziały wśród chrześcijan, na niepokoje młodego pokolenia i na solidarność międzynarodową”. Tincq stwierdza co najmniej względne niepowodzenie: “Dla nikogo nie jest tajemnicą, że pierwszy z tych celów ma sukcesy pozorne, a to często z racji indyferentyzmu młodzieży”. I mówi dalej: „Po okresie promowania braterstwa i modlitwy nastąpiła pewna skłonność do wyosobnienia się, zwątpienia i poczucia niemożności. Bracia z Taizé zaproponowali więc młodzieży ten trzeci kierunek, postanowili skanalizować jej energię na pewnych formach międzynarodowej solidarności, konkretnych i zarazem ograniczonych”.

Szczera wiara znajduje swoje ujście w działalności charytatywnej. Lecz zaangażowanie charytatywne i solidarność międzynarodowa nie prowadzą jeszcze, same przez się, do wiary chrześcijańskiej. Jeśli się skupia energię młodzieży na postawie solidarności, powstaje poważne ryzyko, że wiarę będzie się uważało za coś drugorzędnego; a przecież Chrystus mówi: “Ten, kto uwierzy, będzie zbawiony”.

Kiedy Taizé uparcie przeciwstawia się kościołowi katolickiemu

W styczniu 1986 r. pewne czasopismo katolickie, ukazujące się w Nicei, przedrukowuje bez komentarza wybrany artykuł z La Croix, z dnia 26 stycznia 1984 r., napisany przez brata z Taizé, Maxa Thuriana, w którym czytamy: „Czy jedność w swej istocie nie polega na tym, iż tak bardzo miłujemy swoich braci, jeszcze odłączonych od nas, że pragnęlibyśmy żyć z nimi w jednym domu?”

Odpowiadam na to pytanie: raz osiągnięta jedność oznacza życie w tym samym domu: w Kościele katolickim. Lecz ta jedność nie polega na samym “miłowaniu”, lecz na podzielaniu wśród braci wszystkich prawd wiary katolickiej, których przyjęcia żąda od nas Kościół. Artykuł Maxa Thuriana w La Croix ma swój szczególny ciąg dalszy: „Zjednoczenie Kościołów wymaga od nas obecnie, abyśmy się pozbyli wszystkich dzielących nas partykularyzmów, a zachowali tylko wiarę podstawową, która nas zbawia i skupia”.

“Partykularyzmy” Kościoła katolickiego to jest właśnie to, co nadaje mu właściwy charakter, to, co go odróżnia od kościołów protestanckich, a więc prawdy wiary: nieomylność Papieża w wypadkach ściśle ograniczonych, Wniebowzięcie Maryi itd. Tego się wyrzec to znaczy wyrzec się bycia katolikiem. Ten artykuł Maxa Thuriana jest prawdziwym wezwaniem do herezji, zachęcaniem do wystąpienia z Kościoła katolickiego.

„Zachować tylko wiarę podstawową”! Protestant Max Thurian usiłuje, nie bez powodzenia, nawracać katolików do tego, co Pius XI tak zdecydowanie odrzucił w swojej encyklice Mortalium animos: „W tym, co się tyczy dogmatów wiary, absolutnie nie jest dozwolone posługiwać się rozróżnieniem, które im się podoba wprowadzać między prawdami wiary ‘podstawowymi’ a ‘nie-podstawowymi’, tak jakby jedne musiały być przyjęte przez wszystkich, podczas gdy wierni czuliby się upoważnieni wierzyć lub nie wierzyć w te drugie; a przecież nadprzyrodzona cnota wiary ma za przedmiot formalny autorytet Boga objawiającego, który nie pozwala na rozróżnienia tego rodzaju. Oto dlaczego wszyscy prawdziwi uczniowie Chrystusa przyznają to samo znaczenie dogmatowi Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej, co, na przykład, tajemnicy Trójcy Przenajświętszej”.

Papież na początku swojej encykliki skierowanej do biskupów, wikariuszy generalnych itd., stwierdza, że to jego pismo jest wypowiedzią magisterium Kościoła, a poświadczają to zdania następujące: „Świadomość Naszego urzędu apostolskiego przypomina nam, że nie możemy dopuścić, by niebezpieczne złudzenia wprowadzały w błąd owczarnię Pańską, i skłania do wezwania Was, Czcigodni Bracia, do gorliwości w zapobieganiu takiemu niebezpieczeństwu. Ufamy, że dzięki Waszemu słowu i Waszym pismom będziecie mogli łatwo ostrzec swój lud i przekonać go do zasad, które zamierzamy przedstawić”.

Niniejszy artykuł niech będzie odpowiedzią na to żądanie Papieża.

Podsumowanie

Syn kalwińskiego pastora, wychowany w elitarnym środowisku kalwińskim, mający poza sobą fakultet teologiczny w Lozannie, wypowiada się z całym uznaniem, że brat Roger, przeor Taizé, jest zrośnięty (marqué) z wiarą i praktykami kalwińskimi, lecz nie wspomina o tym, że katolicy wstępują w jego ślady i świadomie poddają się jego wpływowi z wielkim niebezpieczeństwem odwrócenia się od religii prawdziwej.

Ostatnie słowo oddajemy dziekanowi Georgowi May’owi:

“Wiadomo, że wielu protestantów żywi miłość ku Chrystusowi i zachowuje pobożność, która może zawstydzić wielu katolików. To stwierdzenie nie zmienia jednak w niczym faktu, że protestantyzm, jako system doktrynalny, jest błędny i w konsekwencji nie do przyjęcia dla katolika”.

Ks. Yves Rousselot (z diecezji Nantes).

Oprac. Mariusz Matuszewski


sobota, 28 grudnia 2013

"Stara" Msza prowadzi ku kontemplacji


"Stara" Msza prowadzi ku kontemplacji

Nie zapomnę mojej Mszy św. prymicyjnej w kościele św. Krzyża, która była zapewne pierwszą Mszą prymicyjną w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego neoprezbitera Archidiecezji Krakowskiej po kilkudziesięcioletniej przerwie – mówi dla PCh24.pl ks. Piotr Maroszek, wikariusz parafii Bobrek w archidiecezji krakowskiej.


Wygnani. Teoria ewolucji a Inteligentny projekt




Film dokumentalny “Expelled: No Intelligence Allowed” porusza kontrowersyjny problem ewolucji i opowiada o tym, jak niektórzy nauczyciele uniwersyteccy zostają pozbawieni pracy na uniwersytetach, ponieważ wyniki prowadzonych przez nich badań są sprzeczne z teorią ewolucji Darwina.

Zapomniane prawdy c.d. - Bp. Pelczar o modernistach



[...] Na początku XX. wieku zwolennicy modernizmu i "reformowanego katolicyzmu" wymagają zdemokratyzowania rządów Kościoła, zreformowania Kongregacji rzymskich, zwłaszcza Kongregacji Indeksu i św. Inkwizycji, zredukowania ceremonii liturgicznych, zaprowadzenia liturgii w języku narodowym, rozluźnienia karności kościelnej i zniesienia celibatu. Rozumie się, że gdyby te dążności wzięły górę, z religii i z Kościoła ledwie by ślad pozostał

Bp Józef Sebastian Pelczar

piątek, 27 grudnia 2013

Militia Sacra. Rycerze w habitach w obronie Grobu Chrystusa


(...) uczynił się ruch niemały we wszystkich krainach Galii, aby każdy czystego serca i myśli, który pragnie podążać według wskazań Pana i wiernie za nim nieść krzyż, nie opóźnił śpiesznego ruszenia do Świętego Grobu. Apostolski zatem rzymskiej stolicy zwierzchnik Urban II zwołał natychmiast biskupów, opatów i księży z krajów zaalpejskich, rozpoczynając z nimi poufne narady i wydając rozkazy. Powiedział też, że ktokolwiek chce zbawienia duszy, nie może się wahać, ale ma kornie iść drogą Pana, a jeżeli popełnił grzechy, miłosierdzie Boże zmaże je. Dodał także apostolski zwierzchnik: „Bracia, wiele wypadnie wam cierpieć w imię Chrystusa: i nędzę, i biedę, niewygody, głód, pragnienie i inne tego rodzaju przykrości, jak to Pan powiedział do swych uczniów: Nie wahajcie się iść przed ludźmi; daję wam głos i mowę a następnie otrzymacie sowitą odpłatę” (...) Frankowie słysząc owe słowa zaczęli gorliwie nosić na swym prawym ramieniu znak krzyża, stwierdzając, iż jednomyślnie chcą iść w ślady Chrystusa, aby dzięki temu wybawionymi zostać od mocy piekielnych.

Tak według relacji anonimowego autora Gesta Francorum (Czynów Franków), w 1095 r. rozpoczynała się Wielka Peregrynacja Świata Feudalnego na Bliski Wschód, do Palestyny, nazwana później przez potomnych umownie pierwszą wyprawą krzyżową.

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.