wtorek, 28 lutego 2012
W obronie dystrybucjonizmu
Zapomniane prawdy c.d.
x. Karol Stehlin FSSPX - Spotkaj Boga, nie diabła - Bóg trwa, choć zmienia się świat
Bp Mikołaj Brouwet nowym ordynariuszem Lourdes
Odnowa charyzmatyczna. Podstawowe informacje
O znaczeniu łaciny w życiu kapłańskim
Piękno tradycyjnej liturgii c.d.
Zapomniane prawdy c.d.
Aberracje liturgiczne cz. 65 - Ekumenizm z piekła rodem
Nadzieja Boża a "nadzieja" szatana. Słowo przeciw apokatastazie
Z książki Królestwo wnętrza możemy poznać podstępny sposób działania heretyków, ponieważ jad herezji jest w niej umieszczony "w ogonie", na samym końcu, po rozdziałach bardzo przyjemnych i pouczających, znajduje się rozdział z naukami bezbożnymi. Czytelnik zachwycony treścią o wielkich walorach "duchowych" nie jest już odpowiednio czujny i z wielką łatwością połyka kłamstwo. Nie może heretyk zacząć od kłamstw, bo wtedy każdy stałby się bardzo podejrzliwy albo by taką książkę od razu wyrzucił. Jeżeli natomiast zaczyna się pięknie, czytelnik porzuca zwykłą ostrożność i z rozpędu pochłania całość. Mistrzostwo w aplikowaniu trucizny polega na tym, że delikwenci nie wiedzą, kiedy ją połykają, i że w ogóle ją połknęli. Mamy tu przykład jak wilk ubiera się w owczą skórę, jak demon przybiera postać anioła światłości i podaje inną naukę, niż Ewangelie.
Czasy pisania apologii, czyli obrony doktryny chrześcijańskiej, łączą się z okresem Ojców Apostolskich czyli z samym początkiem istnienia Cerkwi. Apologie kierowano najczęściej do pogan i do żydów aby zwalczyć ich głupie uprzedzenia, aby wytłumaczyć im podstawowe doktryny wiary, czyli prawdy objawionej przez Boga oraz Dobrą Nowinę o zbawieniu w Chrystusie. Okazuje się, że czasy obecne są pod wieloma względami bardzo podobne do tamtych, tyle tylko, że apologie dzisiaj kierować należy do samych chrześcijan, którzy zatracili sens i rozumienie prawosławnej nauki chrześcijańskiej. Czasy współczesne charakteryzują się ogromnym zamętem na rynku wszelkich ideologii, a ten jarmarczny chaos dotknął również chrześcijaństwo. Słychać wciąż tylko natarczywych heretyków, którzy najbardziej hałaśliwie zachwalają swoje wersje prawdy chrześcijańskiej, prawdy, która jest już tylko którąś tam wersją kolejnego wariantu najnowszej interpretacji; słyszy się półprawdy i ćwierćprawdy a więc same kłamstwa. Tutaj widać, jak dobrze jest trwać w tradycji Prawosławia, bo prawda objawiona, którą jest Bóg Jezus Chrystus, jest po pierwsze Prawdą niezmienną, a po drugie znajduje się ona w Cerkwi Bożej. To co jest poza Cerkwią, a więc cały współczesny świat, jest na zewnątrz Prawdy.
Współczesny świat bardzo pragnie przede wszystkim rozprawić się z poglądem, że Prawda w ogóle istnieje. Coraz powszechniej uważa się, że czegoś takiego jak prawda nie ma; albo też jest wiele prawd, dla każdego inna. Inna jest prawda dla chrześcijan, inna dla szatanistów, jeszcze inna dla żydów czy muzułmanów, ale każda jest równouprawniona do bycia prawdą. Jeszcze inne prawdy mają mordercy, gwałciciele, złodzieje, kłamcy i politycy. Ale każda z tych prawd jest prawdą jak najbardziej prawdziwą i wara wszystkim, którzy chcieliby wtrącać się w nie swoje prawdy. We współczesnej Cerkwi sytuacja nie jest dużo lepsza; ostatnio każdemu wolno przeinaczać prawdę Pisma Świętego i Tradycji Cerkwi na swoje własne kopyto, każdy może nauczać jak mu się żywnie podoba i, co gorsza, coraz rzadziej prawosławni chrześcijanie protestują. Postępując wedle tego nowego zwyczaju taki heretyk myśli sobie w swojej wielkiej pysze i zarozumiałości, że jest kimś tak bardzo niesłychanie ważnym, że i sam Bóg Wszechmogący ma z nim nie lada kłopot, bo jeśli jest Bogiem miłującym to jak może go, takiego ważnego heretyka, potępić? I głosi wszem i wobec, że jest to w ogóle niemożliwe. Stąd jasno wynika, że nie może być piekła a diabła też w końcu Bóg w Swoim wielkim Miłosierdziu przygarnie do Siebie. Oczywiście jest to absolutnie sprzeczne z nauką Cerkwi, ale o tym właśnie heretyk stara się jak najszybciej zapomnieć i już więcej nie wspominać. Jednak prawosławni chrześcijanie mają wiarę zabezpieczoną murami Ortodoksji, jest nią Pismo Święte oraz postanowienia Soborów Powszechnych i niezmienna nauka Cerkwi. Może więc na początek przypomnimy jaka właściwie jest prawdziwa nauka Cerkwi Prawosławnej dotycząca diabła. Kim on jest?
Trzeba nam wiedzieć, że w nowostworzonym przez Boga świecie nie było żadnego zła: "A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre." (Rdz 1:31) Wszystkie byty duchowe w niebie, ale także cała ziemia łącznie z człowiekiem były dobre. W jakimś momencie po stworzeniu świata nastąpił bunt szatana, czyli w dobrym świecie pojawiło się zło nie z woli Boga ale z wyboru anioła, który stworzony był jako wolny byt i mógł obrócić się przeciw swojemu Stworzycielowi. Był to anioł bardzo potężny, niosący Boże światło, przebywał w bliskości Boga w wielkiej chwale i wspaniałości. Jednak wszystko to odrzucił i nie chciał służyć Bogu i całą swoją potęgę obrócił przeciwko Bożemu stworzeniu. "I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł, i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło. I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie." (Ap 12:7-9) Dla naszych rozważań warto zapamiętać fragment: "I już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło".
Źródłem jego upadku i odtrącenia na wieczność stała się jego zazdrość i nienawiść dobra, jakie Bóg zechciał rozlać stwarzając człowieka przeznaczonego do uczestniczenia w chwale Boga, jako istotę powołaną "na obraz i podobieństwo Boże". Szatan w swojej wielkiej pysze i zuchwałości nie wyobrażał sobie, aby mógł służyć człowiekowi ulepionemu z błota, wybrał raczej dumne samouwielbienie, miłość do swojej własnej potęgi i wspaniałości. Prorok Izajasz opisuje to w sposób następujący: "Do Szeolu strącony twój przepych i dźwięk twoich harf. Robactwo jest twoim posłaniem, robactwo też twoim przykryciem. Jakże to spadłeś z niebios, Jaśniejący, Synu Jutrzenki? Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody? Ty, który mówiłeś w swym sercu: Wstąpię na niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawię mój tron. Zasiądę na Górze Obrad, na krańcach północy. Wstąpię na szczyty obłoków, podobny będę do Najwyższego. Jak to? Strąconyś do Szeolu na samo dno Otchłani!" (Iz 14:11-15)
Trzeba zauważyć, że Bóg mogąc od razu unicestwić szatana i zlikwidować zło, nie zrobił jednak tego. Zezwolił mu na kuszenie nowostworzonego człowieka i w konsekwencji na zawładnięcie światem ziemskim przez władcę ciemności. Szatan po swoim upadku zaczął z całą mocą godzić w człowieka, aby utracone przez niego dobro Boże nie stało się udziałem ludzi. Z dopustu Bożego "wyrywa człowiekowi łaskę danej nieśmiertelności" (św. Cyprian, De zelo et livore). W ten sposób rozpoczęła się walka szatana z człowiekiem.
Nieświadomi niczego, czyści i niewinni, a zatem i bardzo naiwni, Adam i Ewa kontemplowali piękno Raju, spacerowali w cudownym, nieskażonym świecie nad którym panowali, którego byli władcami. Rozmawiali ze swoim Stwórcą i przechadzali się z Nim. Dobry Bóg dał im przykazanie, które było wystarczającą obroną przed szatanem, skuteczną zaporą przeciwko wszystkim jego złośliwym knowaniom. To jedno przykazanie, aby nie spożywali owocu z drzewa poznania dobra i zła, zapewniało im nieśmiertelność i miłość Stwórcy na wieki. Ale człowiek nie do końca zdawał sobie sprawę, czym grozi przestępstwo bo nie znał niczego co mógłby przyrównać do złości szatana, nie znał czegoś takiego jak kłamstwo, nie rozumiał słów Boga: "niechybnie umrzesz" bo nie wiedział co to jest śmierć; ta wiedza nie była mu do niczego potrzebna. W raju nie było niczego, czego mógłby się obawiać, wszystko było poddane jego woli. Człowiek mógł tylko wierzyć Bogu, że po przekroczeniu przykazania utraci swój dom i spotka go coś nienaturalnego, czego nie zna i przed czym Bóg go przestrzegł.
Szatan łatwo poradził sobie z Ewą, powiedział do niej: "Na pewno nie umrzecie!" Wypowiedział kłamstwo, dał ludziom fałszywą nadzieję prowadzącą do katastrofy, z pełną premedytacją, bo on dobrze wiedział, czym jest śmierć i zagłada. Czy nie jest to podobne do kłamstwa "wielkiej nadziei", która zdaje się twierdzić: "Na pewno nie ma wiecznego piekła! Wie przecież Bóg, że Jego miłość nie zniosłaby tego i przygarnie wszystkich do Siebie, łącznie z szatanem". No no, całkiem smaczny jest to pomysł i chętnie zdobędziemy taką wiedzę. Tylko czy jest to prawda? Czy czasem ta "wielka nadzieja" nie jest następnym szatańskim kłamstwem, czyli głupią i zwodniczą nadzieją, która prowadzi ludzi do śmierci? Ano właśnie, w przypadku naszych prarodziców skończyło się to tragicznie, co pokazuje, że dla nas może skończyć się jeszcze gorzej; oni wtedy nie mieli pojęcia o tym czym jest śmierć, my teraz nie mamy pojęcia, czym jest wieczność. Warto o tym pamiętać słuchając współczesnych bajań o apokatastazie. Mamy przecież wyraźne pouczenie Boże o wiecznym potępieniu na Sądzie Ostatecznym, chociażby to z Ewangelii św. Mateusza: "Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!" (Mt 25:41). Słowa szatana w Raju okazały się kłamstwem, Adam i Ewa poznali dobro i zło i nie stali się jako Bóg, natomiast słowa Boga okazały się prawdziwe - grzech sprowadził na ludzi śmierć. Słowa Boga zawsze są prawdą.
"Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą" (Mdr 2:23-24). Człowiek więc poznał zło i śmierć, było to ogromnie bolesne dla niego; a światem zamiast niego zaczął rządzić szatan, który poddał ludzi niewoli grzechu. Ugodzenie w człowieka otworzyło szatanowi drogę do coraz szerszego rozlewania się nienawiści i zła w świecie.
Szatan w swoim zuchwałym buncie zaprzecza Bogu we wszystkim, zaprzecza prawdzie - jest więc kłamstwem, zaprzecza światłu - jest więc ciemnością, zaprzecza dobru - jest więc złem. Będąc doskonałym z natury danej od Boga, uczynił swój bunt doskonałym, starannie odrzucił od siebie wszelkie rzeczy pochodzące od Boga: dobro, współczucie, litość, a przywdział ich przeciwieństwa: okrucieństwo, nienawiść, pychę. Dlatego nie ma w nim rozterek moralnych, nie ma miejsca na opamiętanie, żal czy skruchę. Dla zwiedzenia ludzi nie cofa się przed największymi bluźnierstwami, jest oszustem pod każdym względem. W buncie szatana nie ma niczego z Boga, nic co mogłoby do Boga kierować, nic co by do Boga ciążyło czy do Boga należało. Chrystus przed męką powiedział do Apostołów: "... nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie." (J 14:30) Tak jak w śmierci nie ma nic z życia, albo w światłości nie ma jednocześnie ciemności. Czy kłamstwo może mieć coś wspólnego z prawdą? Czy w okrucieństwie może zawierać się dobroć? Jak Bóg Wszechmogący miałby zbawić kłamstwo i śmierć? Kłamstwo można odrzucić a śmierć tylko Bóg, jako Dawca Życia mógł pokonać. "W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła." (J 1:4-5) Chrześcijańska nauka duchowa jest w ostatecznym wymiarze bardzo konkretna, czarno-biała: tak, tak, nie, nie; zaś nauka szara, letnia i relatywna od złego pochodzi.
Biskup Kallistos Ware sugeruje, że gdyby Bóg dostatecznie długo poczekał, to szatan jednak opamiętałby się i wrócił do Boga i byłby zbawiony razem ze świętymi w Raju. Czy nie widać kompletnej niedorzeczności takiego poglądu? Szatan nie może się nawrócić, bo stał się niewolnikiem własnej zbrodni, jest on samym złem; do jego natury należy dodać całkowite zniewolenie, ponieważ jego bunt dotyczył również wolności, jako daru Bożego. Zaprzeczył wolności tak jak zaprzeczył nadziei, dobru i prawdzie. Istota żywa jest wolna; tylko żyjąc można dokonywać wyborów, natomiast istota martwa możliwości takiej jest pozbawiona. Człowiecza wolna wola wzbudza w szatanie tylko ogromny gniew i przede wszystkim stara się pozbawić człowieka właśnie wolnej woli. Widać to na przykładzie osób opętanych. Ponadto Chrystus stwierdzając: ... w ogień wieczny przygotowany diabłu i jego aniołom" wyraźnie oznajmił, że wieczne piekło już jest przeznaczone dla diabła, nie zostało natomiast przygotowane dla ludzi, co pokazuje, że szatan już nie ma wyboru a ludzie póki żyją, wybór wciąż mają. Ale przyjrzyjmy się teraz bliżej dotychczasowej działalności szatana na ziemi aby zobaczyć, czy może on jednak już uczynił coś dla swojego "zbawienia".
Ale najpierw trzeba zauważyć, że przypisywanie diabłu możliwości zbawienia stawia go w pozycji podobnej do sytuacji człowieka. Jest to sytuacja w której możliwa jest pokuta za grzechy oraz przyjęcie daru Bożego Miłosierdzia. Czyni to z szatana kompana naszego wygnania, towarzysza niedoli, kolegi w trudnej sytuacji, kiedy obu nam zagraża potępienie z powodu grzechu. Ale kto kusi szatana? Kto grozi mu śmiercią? Czy nie byłoby śmiesznym absurdem stwierdzenie, że szatan kusi sam siebie? Ale jeżeli nie, to obarczamy Boga odpowiedzialnością za powstanie zła, czynimy Go twórcą zła. A więc zwolennicy "wielkiej nadziei" twierdzą świadomie lub nieświadomie, że zło musi pochodzić od Boga, bo dopiero wtedy można szatana "zbawić" od tego zła, które nie może pochodzić od niego. Takie właśnie jest ogromne bluźnierstwo ukryte w tej herezji z którego nie wszyscy zdają sobie sprawę. Ale to właśnie szatan jest twórcą zła, przecież Chrystus powiedział o szatanie: "Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał" (J 8:44). Bluźnierstw przeciwko Bogu w koncepcji apokatastazy jest dużo więcej.
Cóż, w sytuacji kiedy diabeł też ma być zbawiony należałoby zaprzyjaźnić się z tym bytem duchowym, korzystać z jego podobno wielkiej inteligencji i wspierać się wzajemnie modlitwą i dobrymi uczynkami. Herezja biskupa Ware'a dowodzi, że on już się z nim zaprzyjaźnił, ale nie świadczy to bynajmniej o jego wielkiej chrześcijańskiej miłości, tylko o fatalnym lekceważeniu nauki Bożej oraz ogromnej, całkiem niechrześcijańskiej, głupocie. Czy dotychczasowa historia świata potwierdza możliwość takiego zbratania człowieka z diabłem? Otóż całkowicie temu przeczy. Już w Raju Bóg wyraźnie stwierdził: "Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę" (Rdz 3:15). W innym miejscu Bóg powiedział: "Grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować" (Rdz 4:7). A więc nie oczekujemy wspólnego razem z nim zbawienia a raczej szatan wciąż jest nieprzejednanym naszym wrogiem; on wie, że ludzie mają tę możliwość powrotu do domu Ojca, a on już nie, bo przeznaczony jest dla niego ogień wieczny, stąd jego tak wielka nienawiść. Za pokarm Bóg dał mu proch ziemi, z którego wcześniej uczynił ciało pierwszego człowieka Adama; być może jest to zapowiedź krwawych ofiar składanych szatanowi z ciał ludzi - jest to jego pokarm, wciąż karmi się ludzką śmiercią. Ale Bóg wyraźnie przepowiedział: "Potomstwo Niewiasty zmiażdży ci głowę" - Jezus Chrystus zrodzony z Przeczystej Dziewicy Maryi nie przyszedł wcale zbawić szatana ale zmiażdżyć mu głowę; jest to przeciwieństwo zbawienia. I dokonał tego mimo, że szatan bronił się jak mógł.
Czy szatan widząc do jakiego nieszczęścia przywiódł ludzi żałował swojego podstępu i zmienił się? Wprost przeciwnie, wciąż działał przeciwko ludziom. To on namówił pierworodnego syna Adama do bratobójstwa. Ludzkość pod panowaniem diabła coraz bardziej popadała w grzech; do tego stopnia, że Pismo Święte w końcu stwierdza: "Kiedy zaś Jahwe widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się. Wreszcie Jahwe rzekł: Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi: ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki powietrzne, bo żal mi, że ich stworzyłem" (Rdz 6:5-7). Po pierwsze widać z tego, że Bóg łatwo może zniszczyć złe stworzenia, które napawają go tylko wielkim obrzydzeniem. Po drugie okazuje się, że ludzie wciąż dawali się szatanowi zwodzić i wciąż oddalali się od Boga; zamiast panować nad grzechem stawali się jego niewolnikami, przez co sami ściągnęli na siebie zagładę i śmierć. Widać bardzo wyraźnie, że bez Bożej interwencji szatan pogrążyłby w grzechu bez reszty całe Boże stworzenie.
Zbawienie mogło przyjść tylko od Boga. Boży plan zbawienia ludzi rozpoczął się od rodziny Noego. Noe uwierzył w Bożą groźbę, i nie słuchał drwin szatana i jego sług: "Na pewno nie będzie żadnego potopu, to niemożliwe aby dobry Bóg, który jest samą Miłością, zgładził tyle istnień ludzkich". Inni ludzie z łatwością uwierzyli w kłamstwa szatana, byli to protoplaści idei "wielkiej nadziei" w zbawienie wszystkich; i naśmiewali się z Noego. Noe jednak mimo to zbudował arkę i tylko jego rodzina z zabranymi zwierzętami ocalała w arce, która jest obrazem Cerkwi, natomiast wszyscy zwolennicy "wielkiej nadziei" potonęli ku wielkiej uciesze szatana.
O losie grzeszników opowiada Pismo Święte także na przykładzie dziejów Sodomy i Gomory: po wyprowadzeniu rodziny Lota Jahwe "spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia od Władcy z nieba. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność" (Rdz 19:24-25). Czy można traktować to wydarzenie jako zapowiedź zbawienia wszystkich grzeszników?
Bóg kontynuując wielkie dzieło zbawienia człowieka powołał Abrahama i dał mu obietnicę utworzenia z niego wielkiego narodu. Przedtem jednak wystawił go na próbę rozkazując złożyć w ofierze syna tej obietnicy, Izaaka. Krwawa ofiara dla Dobrego Boga? A czy nie składano krwawych ofiar z dzieci ku czci szatana? Dlaczego szatan domaga się ofiar z dzieci? Nie ma większej zbrodni niż zabicie niewinnego i bezbronnego dziecka, z którym powinny łączyć nas więzy naturalnej miłości danej od Boga. Jest to najbardziej odrażający i ohydny wyraz upadku człowieka, makabryczny skutek zniewolenia człowieka przez zło. Szatan nie daje tym biednym dzieciom żadnej nadziei. Natomiast Bóg poprzez wiarę Abrahama daje tę nadzieję, jak gdyby pomimo śmierci, ale tylko tym, którzy Jemu uwierzą. Jest to już bardzo wyraźna zapowiedź, nie "wielkiej nadziei" szatana, ale Bożej nadziei zbawienia w Chrystusie przez wiarę. "Przysięgam na siebie, wyrocznia Jahwe, że ponieważ uczyniłeś to, a nie oszczędziłeś syna twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia takiego, jakie jest udziałem twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu." (Rdz 22:16-18)
Od chwili powołania przez Boga narodu wybranego diabeł, obawiając się utraty swojej własności, spodziewając się spełniania Bożych obietnic, największą swoją nienawiść skierował właśnie przeciwko Izraelowi. To on namówił faraona do mordowania hebrajskich chłopców w Egipcie: "Faraon wydał wtedy całemu narodowi rozkaz: Wszystkich nowo narodzonych chłopców Hebrajczyków należy wyrzucić do rzeki" (Wj 1:22). To szatan utwardził karki ludowi Izraela, serca zaś i uszy uczynił opornymi. "Któregoż z proroków nie prześladowali wasi ojcowie? Pozabijali nawet tych, którzy przepowiadali przyjście Sprawiedliwego. Nie chcieli go (Mojżesza) słuchać nasi ojcowie, ale odepchnęli go i zwrócili serca ku Egiptowi. Zrób nam bogów - powiedzieli do Aarona - którzy będą szli przed nami, bo nie wiemy, co się stało z tym Mojżeszem, który wyprowadził nas z ziemi egipskiej. Wówczas to zrobili sobie cielca i złożyli ofiarę bałwanowi, i cieszyli się dziełem swoich rąk. Ale Bóg odwrócił się od nich i dozwolił, że czcili wojsko niebieskie, jak napisano w księdze proroków: Czy składaliście Mi ofiary i dary na pustyni przez lat czterdzieści, domu Izraela? Obnosiliście raczej namiot Molocha i gwiazdę bożka Remfana, wyobrażenia, które zrobiliście, aby im cześć oddawać" (Dz 7:39-43;51-52).
To wskutek przebiegłości szatana prześladowano i mordowano proroków, zwłaszcza tych przepowiadających nadejście Sprawiedliwego Mesjasza, ścigano ich, męczono, to za jego sprawą w Izraelu pojawiło się mnóstwo fałszywych proroków, budowano ołtarze Baala i Asztarty. Oto jak szatan bronił się przed przyjściem Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Nie ustawał nawet po Jego Narodzeniu, wymordował wszystkie dzieci w Betlejem, kapłanów żydowskich i przywódców Izraela owinął sobie wokół palca i kazał im prześladować Go, wszedł w jednego z Jego Apostołów. Ośmielił się nawet kusić Chrystusa na pustyni. To jednak jeszcze nie wszystko. Największą bronią szatana jest śmierć, więc doprowadził do skazania Sprawiedliwego na śmierć. Jednak nie zdało się to na nic. Syn Boży, Jezus Chrystus, posłuszny woli Ojca, oddał dobrowolnie swoje święte Ciało na śmierć na krzyżu i przez tę krwawą ofiarę zwyciężył, gdyż śmierć nie mogła zapanować nad Dawcą Życia. Właśnie w ten konkretny sposób Bóg ofiarował ludziom zbawienie, poprzez Siebie i Swój Krzyż i Swoje Zmartwychwstanie. Nic, co by miało przewyższyć Krzyż Chrystusa już się nie wydarzy na świecie. Taka jest prosta Prawda; a jednocześnie największa Tajemnica. "To bowiem zawiera się w Piśmie: Oto kładę na Syjonie kamień węgielny, wybrany, drogocenny, a kto wierzy w niego, na pewno nie zostanie zawiedziony. Wam zatem, którzy wierzycie, cześć! Dla tych zaś, co nie wierzą, właśnie ten kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się głowicą węgła - i kamieniem upadku, i skałą zgorszenia. Ci, nieposłuszni słowu, upadają, do czego zresztą są przeznaczeni" (1P 2:6-8). "A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie. A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu" (Hbr 9:26-28). "Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia." (1 Kor 1:19).
Jest to sprawa o największym znaczeniu, najważniejsza jeżeli chodzi o nasze zbawienie: Wcielenie Boga w naturę ludzką. Jest to zakończenie Bożego planu zbawienia, i jego ukoronowanie. Bóg nie przewidział niczego więcej dla uratowania ludzi, jakiegoś ekstra, sekretnego, dodatkowego sposobu zbawienia, na przykład poprzez pstryknięcie palcami. Krzyż Chrystusowy jest ostatecznym zwycięstwem nad szatanem, jest zmiażdżeniem jego głowy przepowiedzianym już w Księdze Rodzaju, jest wypełnieniem proroctw i Prawa Bożego. Dopiero od momentu Wcielenia Chrystusa człowiek mógł skutecznie przeciwstawić się szatanowi, dostał oręż do walki z nim. "Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc do walki przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże - wśród wszelakiej modlitwy i błagania" (Ef 6:13-18).
Jednak heretycy pozdejmowali cały ten rynsztunek, zwłaszcza uwierał ich pas prawdy. Niech nam odpowiedzą: Czy poprzez Swoją bolesną mękę Chrystus zbawił również szatana? Jeżeli ktokolwiek miał jeszcze jakieś wątpliwości, to teraz musi przyznać swój wielki błąd i porzucić swój bezmyślny opór. Jeżeli sam Chrystus, Syn Boga Żywego, który poprzez Wcielenie przyszedł do tego upadłego świata, przeznaczonego w całości na zatracenie, do królestwa szatana, został przez "swoich" odtrącony, to dla tych, którzy odrzucili Jego zbawczą mękę zbawienie nigdy nie nastąpi, po prostu nie będzie już ku temu okazji. Jeżeli ktoś widząc samą Miłość rozpiętą na Krzyżu nie zakochał się w niej, nie nawrócił się ze swoich złych uczynków, nie znienawidził zła, które dopuściło się tego morderstwa, ten staje się jakby współwinnym tej zbrodni i nie ujdzie potępienia w piekle. Jezus Chrystus wiedział, że świat Go nie przyjmie, i nie wcale prosił Ojca za świat, ale tylko za tych, którzy w Niego uwierzą: "Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi" (J 17:9). Pismo Święte tak opisuje położenie ludzi dopuszczających się bezprawia: "Wtedy sprawiedliwy stanie z wielką śmiałością przed tymi, co go uciskali i mieli w pogardzie jego trudy. Gdy ujrzą, wielki przestrach ich ogarnie i osłupieją na widok nieoczekiwanego zbawienia. Powiedzą pełni żalu do samych siebie, będą jęczeli w utrapieniu ducha: To ten, co dla nas - głupich - niegdyś był pośmiewiskiem i przedmiotem szyderstwa: jego życie mieliśmy za szaleństwo, śmierć jego - za hańbę. Jakże więc policzono go między synów Bożych i ze świętymi ma udział? To myśmy zboczyli z drogi prawdziwej, nie oświeciło nas światło sprawiedliwości i słońce dla nas nie wzeszło. Nasyciliśmy się na drogach bezprawia i zguby, błądziliśmy po bezdrożnych pustyniach, a drogi Bożej nie poznaliśmy" (Mdr 5:1-7).
Największe bluźnierstwo heretyków głoszących apokatastazę polega na odrzuceniu prawdy, że jedyną możliwością zbawienia jest Krzyż i Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. To odrzucenie zawiera się w ich "wielkiej nadziei", że będzie jeszcze jakiś inny sposób zbawienia, inna droga, przez jakąś boczną bramę do Królestwa Niebieskiego, nawet dla tych, dla których Krzyż Chrystusa był głupstwem i zgorszeniem; twierdzą tym samym, że ofiara Chrystusa nie była konieczna, bo Bóg na pewno by i tak cierpliwie czekał na nawrócenie wszystkich ludzi i szatana. Nastąpiłoby to tylko trochę później, w momencie, kiedy bezbożnikom i szatanowi przyszłoby odpowiednio duże pragnienie znalezienia się w Raju. Dlatego twierdzą, że można bezkarnie odrzucić zbawczy Krzyż Chrystusa, bo zbawienie i tak nastąpi, wcale nie trzeba według nich spożywać życiodajnego owocu z Drzewa Życia, to znaczy Eucharystii. Ofiara Chrystusa nie jest dla nich cenna, wezwanie do nawrócenia zbyt słabe, mowa zbyt cicha, Jego sakramenty bezużyteczne, nauka nieżyciowa, cuda nieprzekonywujące, a wiara w Niego niepotrzebna. Zarzucają Bogu, że Jego cierpliwość względem grzeszników jest zbyt mała. Czy tak ma wyglądać współczesna nauka biskupów Cerkwi Prawosławnej? Przypomnijcie sobie dobrze słowa Chrystusa: "Węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle? Dlatego oto Ja posyłam do was proroków, mędrców i uczonych. Jednych z nich zabijecie i ukrzyżujecie; innych będziecie biczować w swych synagogach i przepędzać z miasta do miasta. Tak spadnie na was wszystka krew niewinna, przelana na ziemi, począwszy od krwi Abla sprawiedliwego aż do krwi Zachariasza, syna Barachiasza, którego zamordowaliście między przybytkiem a ołtarzem. Zaprawdę, powiadam wam: Przyjdzie to wszystko na to pokolenie. Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swe pisklęta zbiera pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto wasz dom zostanie wam pusty" (Mt 23:32-37).
Powtarzam jeszcze raz, nawet jeżeli szatan w ogóle mógł się kiedyś opamiętać, w co nie wierzę, to jeżeli nie zrobił tego przy Krzyżu Chrystusa, to nie zrobi tego już nigdy. Szatan nie tylko, że nie "nawrócił się", ale jego nienawiść wzmogła się jeszcze bardziej. Teraz już toczy śmiertelną walkę z Cerkwią Bożą.
Marek Dądela
Benedykt XVI do rzymskiego duchowieństwa o pysze, arogancji i analfabetyzmie religijnym, które rozbijają jedność Kościoła
Z księgarskiej półki c.d. - Opera Omnia papieża Benedykta XVI
Zapomniane prawdy c.d.
Abp Lefebvre - kapłan nieznany
Narodziny "Katolickiego Pentekostyzmu"
Poniżej kilka skanów stron książki Arnaulda de Lassus „Odnowa Charyzmatyczna dziś”.
piątek, 24 lutego 2012
x. Philippe Laguerie komentuje - subsistit in - nie można się wyrazić jaśniej!?
Aberracje liturgiczne cz. 64
Decyzja w sprawie Bractwa św. Piusa X, ma zapaść jeszcze przed wakacjami.
"Przekazałem to, co otrzymałem"
„Oni mają kościoły, ale to my zachowaliśmy wiarę” – powiedział w kazaniu przeciwko arianom św. Atanazy Wielki. Słynne słowa Doktora Kościoła, który w IV wieku niemal w pojedynkę prowadził walkę z zabójczą herezją Ariusza, dla tysięcy katolików po Soborze Watykańskim II stały się drogowskazem i zachętą do walki przeciwko współczesnym błędom. Stąd też wielu z nich, w osobie i postępowaniu arcybiskupa Marcelego Lefebvre’a upatruje nowego św. Atanazego, zaś posoborowy kryzys Kościoła porównuje do „nocy ariańskiej”, która za przyzwoleniem hierarchii zatriumfowała ówcześnie w całym świecie chrześcijańskim. Podobnie zdaje się uważać bp Bernad Tissier de Malerais – autor opublikowanej właśnie naukowej, ale i wyjątkowej biografii swojego duchowego ojca. Jej lektura jest konieczna dla wszystkich, którzy pragną zrozumieć złożoność obecnie prowadzonych rozmów teologicznych-kanonicznych Bractwa Św. Piusa X i Stolicy Apostolskiej.
Zwyczajny ksiądz
Marceli Lefebvre (ur. 1905 r.) stronił zawsze od porównań do św. Atanazego. Był skromny i nieśmiały. Powtarzał często, że wyjątkowa sytuacja, w jakiej znalazł się Kościół i jego wierni na przełomie lat 60. i 70., zmusiły go do roli przywódcy katolickich tradycjonalistów. Od pierwszych chwil swojego kapłańskiego powołania „widział się w roli duchowego ojca, przywiązanego do swoich parafian i wpajającego im wiarę i chrześcijańskie obyczaje”. „Taki był mój ideał” – mówił. To jego pobożni rodzice – świątobliwa Gabriela i Rene Lefebvre, wskazali Marcelowi inną drogę. W 1923 r. postanowili by dołączył do swojego starszego brata – również Rene, który wybrał kapłaństwo i studiował w Rzymie. „Twój brat jest w Rzymie i ty też pojedziesz do Rzymu, nie ma o czym mówić, nie zostaniesz w diecezji” – mówił stanowczo ojciec przyszłego arcybiskupa. W ten sposób 18-letni Marcel trafił do Seminarium Francuskiego w Rzymie, które od połowy XIX wieku prowadzili misjonarze ze Zgromadzenia Ducha Świętego pod wezwaniem Najświętszego i Niepokalanego Serca Maryi Panny.
Jan XXIII zapoczątkował zupełnie nowy kurs w dziejach Kościoła. Janowe „aggiornamento” szybko dosięgło osobiście abp Lefebvre. Jako „konserwatysta” już w 1959 r. został pobawiony funkcji delegata apostolskiego. Trzy lata później musiał opuścić Dakar, by objąć na krótko rządy w małej diecezji Tulle. Wciąż był jednak ważną postacią życia kościelnego. W 1962 r. został mianowany Asystentem Tronu Papieskiego, doradcą Świętej Kongregacji Rozkrzewiania Wiary i przełożonym generalnym Zgromadzenia Ducha Świętego. Był doskonale przygotowany do walki, jaką miał stoczyć siedząc w ławach Soboru Watykańskiego II. Już w pierwszych dniach soboru wyraził publicznie swój niepokój, kiedy na liście ekspertów teologicznych zauważył nazwiska obłożonych cenzurą i karami kościelnymi niewiernych nauce Kościoła duchownych – o. Yves’a Congara, o. Henri de Lubac’a i o. Karla Rahnera. Później, u boku kilku kardynałów, stoczył prawdziwy bój w obronie mszy św., którą nowatorzy pozbawić chcieli ofiarnego charakteru przesuwając akcent na błędnie pojętą aktywizację wiernych i „sprawowanie Wieczerzy Pańskiej”. Spór wokół konstytucji o liturgii był jedynie zapowiedzią wojny, która rozgorzała pomiędzy ojcami soboru. Skupione wokół Międzynarodowego Zgromadzenia Ojców konserwatywne skrzydło Kościoła, liczące około 200 biskupów, przegrywało w praktyce większość soborowych bitew stoczonych wokół rozumienia wolności religijnej, ekumenizmu, misji, kolegialnej władzy w Kościele, potępienia współczesnych herezji, komunizmu, godności osoby ludzkiej… „Byliśmy świadkami zaślubin Kościoła z ideami liberalnymi” – powiedział na zakończenie soboru abp Lefebvre – „W ten sposób zostały naruszone podstawy wiary, moralności i dyscypliny kościelnej, przed czym ostrzegali wszyscy papieże”.
Prawdziwe aggiornamento
Wielu duchownych traciło zapał i oczekiwało upragnionej emerytury. Zaniepokojony obrotem spraw i postawą Pawła VI, kardynał Alfredo Ottaviani wyznał pod koniec soboru, że wolałby jak najszybciej umrzeć by mieć pewność, że umiera jeszcze w Kościele katolickim. Marceli Lefebvre nie zamierzał bezczynnie przyglądać się tej „odnowie” i ratował co mógł – wciąż wizytował misje prowadzone przez „duchaczy”, reorganizował seminaria i stawiał na formację kapłanów. Ponad wszystko stał jednak na straży czystości wiary i dyscypliny kościelnej. Był zaniepokojony postępującą rebelią. Wielu coraz częściej mówiło o potrzebie zastąpienia „misji” w „dialog ekumeniczny”. Postępowała laicyzacja życia kapłańskiego. Lefebvre przypominał, że sutanna „oznacza oddzielenie od świata i zawiera świadectwo dane Naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi”. „Strój świecki, rezygnacja z jakiegokolwiek świadectwa dawanego poprzez strój wyraźnie oznacza brak wiary w kapłaństwo, brak szacunku dla zmysłu wiary bliźnich, a ponadto tchórzostwo, brak odwagi w bronieniu własnych przekonań”. „Naszego aggiornamento – wołał Lefebvre w 1965 r. – nie przeprowadzajmy w duchu neoprotestantyzmu niszczącego źródła świętości. Niech kierują nami święte pragnienia, które były motorem życia wszystkich świętych dokonujących reform i odnowy z miłości do Chrystusa Ukrzyżowanego, zachowujących posłuszeństwo, ubóstwo i czystość. W ten sposób zdobyli ducha poświęcenia, ofiary i modlitwy, które uczyniły z nich apostołów”. Pod koniec 1968 r. „duch odnowy” na dobre zagościł w Zgromadzeniu Ducha Świętego. Nie mogąc się z tym pogodzić abp Lefebvre złożył dymisję.
Niepokornemu arcybiskupowi wydawało się, że gorzej już być nie może. Dlatego też z nadzieją powitał wybór kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Papież pochodził z Polski, a więc uchodził za konserwatystę. Już w listopadzie 1978 r. Jan Paweł II przyjął Lefebvre’a, który zapewnił, że jest gotów „zaakceptować Sobór odczytywany w świetle Tradycji”. Papież wydawał się dość otwarty na „eksperyment Tradycji”. Jednak, ku zdumieniu wielu tradycjonalistów „polski papież” nie tylko kontynuował dialog ekumeniczny, ale wprowadził go na zupełnie nowe tory. Spotkanie religii w Asyżu w 1986 r. było dla wielu prawdziwym wstrząsem. Wikariusz Chrystusa zrównany z wyznawcami innych religii. Animiści przynieśli swoje węże, Indianie oddawali się czarom i wzywali duchy, a w jednym z kościołów przeznaczonych na ów „dialog” uczniowie Dalajlamy postawili na tabernakulum posąg Buddy! „Poważne zgorszenie, we właściwym rozumieniu tego słowa, oznacza nakłanianie do grzechu – grzmiał Lefebvre – Poprzez ekumenizm, poprzez uczestnictwo w kulcie fałszywych religii, chrześcijanie tracą wiarę. I to jest zgorszenie. Katolicy nie wierzą już, że jest tylko jedna prawdziwa religia, jeden prawdziwy Bóg, Trójca Święta i Nasz Pan Jezus Chrystus”.
Dwadzieścia lat po jego śmierci historia coraz częściej przyznaje mu rację. Benedykt VI coraz częściej piętnuje relatywizm doktrynalny, upadek dyscypliny i destrukcję liturgii w Kościele. Jeszcze zanim Joseph Ratzinger wstąpił na Tron Piotrowy diagnozował kryzys w Kościele w sposób, który zbliżał go do stanowiska Bractwa Św. Piusa X. Osobiście powrócił nawet do liturgii trydenckiej, którą publicznie odprawiał m. in. we Francji i w Niemczech. Jednocześnie już od lat osiemdziesiątych kardynał Ratzinger mówił, że mimo Soboru Watykańskiego II, który zapowiadał „wiosnę Kościoła”, doszło do „zapaści w wielu sferach”, które sięgają „samych korzeni Kościoła”. Nie wahał się wyznać, że nastąpił wręcz „wewnętrzny rozłam Kościoła”, który stał się „jednym z najpilniejszych problemów naszych czasów”. „Jesteśmy zajęci ekumenizmem i zapominamy przy tym, że Kościół podzielił się w swoim wnętrzu” – mówił Ratzinger. Ubolewał przy tym, że „rozumienie Kościoła zostało u katolików zrelatywizowane. Nie chcą oni dalej uznawać, że Kościół daje im autentyczną gwarancję prawdy”. Najbardziej dramatyczny opis stanu Kościoła sformułował niemal w przededniu swojego wyboru na Stolicę Piotrową. Dnia 25 marca 2005 r. odczytano tekst rozważań, które kardynał Ratzinger przygotował na wielkopiątkową drogę krzyżową w rzymskim Koloseum. Dla wielu słowa te brzmiały wręcz szokująco: „Panie, tak często Twój Kościół przypomina tonącą łódź, łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron. Także na Twoim polu widzimy więcej kąkolu niż zboża. Przeraża nas brud na szacie i obliczu Twego Kościoła. Ale to my sami je zbrukaliśmy! To my zdradzamy Cię za każdym razem, po wszystkich wielkich słowach i szumnych gestach. Zmiłuj się nad Twoim Kościołem”. Nie przypadkowo tekst rozważań opisujący kondycję współczesnego Kościoła trafił rychło na sztandary katolickich tradycjonalistów, a w rozmowach ze Stolicą Apostolską odwoływał się do nich bp Bernard Fellay – przełożony generalny Bractwa Św. Piusa X.
W 2007 r. ogłosił motu proprio Summorum Pontificum, które bez ograniczeń zezwala każdemu księdzu na odprawianie mszy trydenckiej. Na początku 2009 r. następca św. Piotra polecił ogłosić dekret o „zwolnieniu” z kary ekskomuniki biskupów wyświęconych przez abp. Lefebvre w 1988 r. Papież zaprosił Bractwo Św. Piusa X do rozmów, które mimo burz i wichur wciąż trwają…
Sławomir Cenckiewicz
Sławomir Cenckiewicz (ur. w 1971 r.) - historyk, autor wielu publikacji naukowych i źródłowych. Opublikował m.in.: "Oczami bezpieki. Szkice i materiały z dziejów aparatu bezpieczeństwa PRL" (nagroda w Konkursie Literackim im. Józefa Mackiewicza w 2005 r. oraz wyróżnienie w Konkursie Literackim im. Brutusa w 2005 r.), "Tadeusz Katelbach (1897-1977). Biografia polityczna" (Nagroda im. Jerzego Łojka w 2006 r.), "Sprawa Lecha Wałęsy" (wyróżniona nagrodą w Konkursie Literackim im. Józefa Mackiewicza w 2009 r.), "Śladami bezpieki i partii. Studia. Źródła. Publicystyka i Gdański Grudzień ‘70. Rekonstrukcja. Dokumentacja. Walka z pamięcią", "Anna Solidarność".
Źródło informacji: FRONDA.pl
_________________________
POLEMIKA Z TYM TEKSTEM TOMASZA TERLIKOWSKIEGO I KSIĘDZA JANA ROSŁANA
Tomasz Terlikowski: Lefebvre, Jan Paweł II i Vaticanum II
Printfriendly
POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.