_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

czwartek, 27 października 2011

„Lex orandi – lex credendi” – więc bierz się do roboty…

Tytułowa stara łacińska maksyma mówi nam od dawien dawna, co powinno kształtować naszą wiarę, co jest napędem w jej zdobywaniu. Otóż według niej, jak się modlimy, tak wierzymy. Jak się staramy, takie otrzymujemy owoce. Często nasuwa się pytanie. Czy my naprawdę posiadamy wiarę? Czy ma ją nasze polskie społeczeństwo? Skoro dzisiaj można z niej tak łatwo zrezygnować. Świat daje tyle możliwości. Więc po co ją zdobywać? Jak to zrobić i jakie zadanie spełnia pod tym względem liturgia?

Łacina nie tylko dla „tradsów”

Czy Msza św. w zwyczajnej formie rytu rzymskiego musi być „zwyczajna”? Byli anglikanie udowadniają, że nie.

W połowie października w Brighton w Anglii miała miejsce konferencja liturgiczna oraz uroczysta celebracja Mszy św. i nieszporów, w której uczestniczyli członkowie Stowarzyszenia Liturgii Łacińskiej, promującego użycie łaciny w „nowej Mszy”, oraz Ordynariatu Personalnego Matki Bożej z Walsingham, skupiającego byłych anglikanów, którzy na początku br. stali się członkami Kościoła katolickiego. Opublikowany ostatnio skrót wideo ze wspomnianego wydarzenia udowadnia - co dla niektórych katolików jest oczywiście banałem, choć dla innych może być szokiem - że Msza św. w zwyczajnej formie rytu rzymskiego niekoniecznie musi być sprawowana w języku narodowym i versus populum.
Inicjatywy takie jak ta są dowodem na to, że Ojciec Święty Benedykt XVI nie jest odosobniony w przekonaniu - które wyraził jeszcze jako Józef kard. Ratzinger - że „potrzebujemy nowego ruchu liturgicznego, który ożywi prawdziwe dziedzictwo II Soboru Watykańskiego”.

MO/NLM/NRL

Źródło informacji: FRONDA.pl

Zapomniane prawdy c.d.

Doktrynalna nietolerancja Kościoła uratowała świat przed chaosem. Nietolerancja polega na uznaniu za aksjomat prawdy politycznej, rodzinnej, prawdy społecznej i prawdy religijnej – prawd pierwszych i świętych, które nie podlegają dyskusji, ponieważ same są podstawą wszelkiej dyskusji. To prawdy, których nie można nawet na chwilę poddać w wątpliwość, gdyż bez nich inteligencja od razu zachwieje się, wahając się pomiędzy prawdą a błędem, co powoduje zaciemnienie i wstrząs dla gładkiego lustra rozumu ludzkiego. To tłumaczy dlaczego społeczeństwo wyemancypowane od Kościoła traci czas na efemeryczne i bezpłodne dyskusje, których rezultatem może być tylko całkowity sceptycyzm, skoro mają one za punkt wyjścia sceptycyzm całkowity. Kościół i Kościół tylko ma święty przywilej dyskusji użytecznych i płodnych.

Juan Donoso Cortés

Z księgarskiej półki c.d.

Gilbert Keith Chesterton

EUGENIKA I INNE ZŁO


Wydawnictwo Diecezjalne Sandomierz, Sandomierz 2011
ISBN:978-83-257-0349-3
format: 195x125, ss. 280, oprawa: miękka, cena: 24,90 zł

Eugenika i inne zło G. K. Chestertona nie należy do wyjątków spośród jego innych dzieł, których wspólną cechą pozostaje niezwykła aktualność podejmowanych zagadnień. Problematyka moralna poruszana przez autora, przy dogłębności analizy na polu logiki i wiecznie żywych idei Ewangelii, w konfrontacji z rozpoznaniem ludzkiej natury zaskakuje konsekwencją oraz wrażeniem, że wszystko to znamy zarówno z osobistych sytuacji, jak i z życia społeczno-politycznego.

Chesterton operując paradoksem rozkłada na czynniki pierwsze każdą sprzeczność z zasadami wynikającymi z prawdziwego porządku rzeczy, często tak zakorzenioną w stereotypowym, powszechnym „myśleniu”, że możliwą do przełamania tylko na drodze konwersji, którą autor sam przebył z pomocą łaski Bożej. Pokorne otwarcie na prawdę o rzeczywistości stawia autora w szeregu najsprawniejszych detektywów, precyzyjnie tropiących niekonsekwencje ludzkiego myślenia i postępowania, zwłaszcza te, które stanowią występek przeciwko niezmiennemu prawu naturalnemu z odwiecznego ustanowienia Bożego.

Zupełny brak tej logiki ma miejsce w „kulturze” liberalnego relatywizmu pełnego hipokryzji, która dla pozoru swej wspaniałomyślności wprowadza ułatwienia i podjazdy dla wózków niepełnosprawnych, jednocześnie bezlitośnie zezwalając na „aborcję” eugeniczną... ułomnych, którym nie pozwala się nawet urodzić.

Francja: policja brutalnie pobiła katolicką młodzież protestującą przeciw skandalicznej pseudo-sztuce

Grupa paryskich studentów katolickich została brutalnie pobita przez policję. Młodzi wyznawcy Chrystusa zorganizowali w ub. czwartek protest przed jednym z teatrów - podczas premiery bluźnierczej „sztuki” włoskiego dramaturga, prowokatora Romeo Castellucciego.

Pseudo-sztuka włoskiego dramaturga przedstawia starego, wyniszczonego i pozbawionego ubrania człowieka, cierpiącego na biegunkę, którego syn wielokrotnie oporządza na oczach widza na tle wielkiej reprodukcji twarzy Chrystusa, autorstwa renesansowego twórcy Antonello da Messina. Podczas przedstawienia w powietrzu unosi się smród fekaliów. Na scenę wchodzą m.in. dzieci z tornistrami, które obrzucają obraz różnymi substancjami i przedmiotami. Wizerunek pokrywa się brązową cieczą, z której formuje się napis: „Nie jesteś moim pasterzem”.

„Sztuka” ta była prezentowana niedawno we Wrocławiu, podczas festiwalu „Dialog”. Do jej obejrzenia organizatorzy zachęcali w następujący sposób: „Jezus jako symbol, jako ikona, jako prowokacja do zastanowienia się nad kondycją ludzką. Na tle gigantycznego, renesansowego portretu Chrystusa Castellucci obnaża współczesną Golgotę starości. Syn opiekuje się zniedołężniałym ojcem. Luksus białego wnętrza nie chroni przed wciąż wydzielanymi przez chorego ekskrementami. Smród dociera aż na widownię. Twarz Jezusa na ogromnym obrazie niemal ożywa pod ciężarem ogłuszających uderzeń muzyki”.

Sztuka, dotowana z pieniędzy podatników, oburzyła francuską młodzież, która zorganizowała protesty przed teatrem Theatre de la Ville. Jedna z grup wykupiła bilety i weszła na spektakl, podczas którego rzucała cuchnącymi bombami. Protestujący mieli transparent z hasłem: „Christianofobia - mamy już dość”. Policja siłą wyciągała młodych katolików z teatru. Niektórzy zostali aresztowani.



Kolejna grupa młodych aktywistów z ruchu francuskich rojalistów - L'Action Française postanowiła zorganizować pokojową demonstrację przed teatrem. Kilkudziesięciu młodych katolików przykuło się do balustrady teatru. Do akcji wkroczyła policja w ekwipunku bojowym. Funkcjonariusze użyli ciężkiego sprzętu i gazu łzawiącego. Pojazd opancerzony najechał na nogę leżącego na ziemi, skutego kajdankami młodego człowieka. Innych młodych ludzi dotkliwie pobito i aresztowano. Jednemu z protestantów postawiono zarzut kradzieży… czapki policyjnej. Uczestnicy akcji już złożyli doniesienia na brutalne zachowanie stróżów prawa.



Przed czwartkowym spektaklem grupa AGRIF (Sojusz przeciwko rasizmowi i na rzecz poszanowania tożsamości francuskiej oraz chrześcijańskiej) złożyła w trybie pilnym wniosek z prośbą o zablokowanie pokazywania sztuki „O twarzy. Wizerunek Syna Boga” Castellucciego. Wniosek został odrzucony. Tłumaczono, że chociaż zawiera ona niewątpliwie obraźliwe i pełne przemocy sceny, to jednak istnieje „wiele sprzecznych interpretacji tej sztuki”.

Sędzia Emmanuel Binoche podkreślił, że we Francji nie istnieje prawo anty-bluźniercze, które pozwalałoby zablokować prezentację spektaklu. Jednak, jak zauważyli inni prawnicy, można było wykorzystać przepisy przeciw mowie nienawiści, która zabrania ośmieszania wierzących poprzez lżenie wizerunków świętych. Sędzia Binoche nie tylko nie zakazał prezentowania pseudo-sztuki, ale nakazał także grupie AGRIF zapłacić Théâtre de la Ville 1200 euro z tytułu poniesionych szkód.

Szczególnie bulwersujące jest to, że nieliczna grupa księży francuskich zaaprobowała „dzieło” włoskiego prowokatora. Z drugiej strony, znacznie większa grupa francuskich biskupów publicznie wyraziła zaniepokojenie wzrostem liczby anty-katolickich spektakli. Kardynał André Vingt-Trois z Paryża i rzecznik konferencji biskupów francuskich, Mgr Bernard Podvin, wezwali ostatnio francuskich katolików, aby publicznie wyrazili swoje oburzenie z powodu finansowania z ich pieniędzy bluźnierczych spektakli.

W grudniu w Paryżu ma być prezentowane inne bluźniercze przedstawienie hiszpańsko-argentyńskie: „Piknik Golgota”, które wstrząsnęło katolikami w Madrycie na początku tego roku.

LifeSiteNews.com, AS

Podpisz protest!!!


Źródło informacji: http://www.piotrskarga.pl

Modlitewna krucjata lefebrystów przeciwko Asyżowi

"Niech Pan zdejmie zasłonę z serc ludzi Kościoła, aby uznali, że jedyny możliwy pokój między ludźmi, to pokój Chrystusowy, w Królestwie Chrystusa" - stwierdza krótko przed planowanym na 27 października dniem refleksji i modlitwy w Asyżu komunikat włoskich lefebrystów. Będzie ono związane z 25-leciem historycznego spotkania, które odbyło się w Asyżu pod przewodnictwem bł. Jana Pawła II.

Jak zauważa na łamach portalu Vatican Insider Andrea Tornielli, pomimo że komunikat włoskiego dystryktu Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X nie wymienia wprost Benedykta XVI, słowa o "zdejmowaniu zasłony z serc ludzi Kościoła" kierowane są pod adresem Ojca Świętego. Jednocześnie przypomina, że program tego spotkania i jego struktura znacznie różnią się od tego sprzed ćwierć wieku: mowa tu nie tyle o modlitwie, ile raczej wspólnej pielgrzymce do miasta św. Franciszka. Jednocześnie przypomina, że niedługo minie wyznaczony przez Stolicę Apostolską termin odpowiedzi Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X na preambułę doktrynalną wręczoną lefebrystom 14 września.

Komunikat włoskiego dystryktu Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X ogłasza na 27 października dzień modlitwy i pokuty. Jako zadośćuczynienie Bogu w jego domach ma się odbyć adoracja Najświętszego Sakramentu, odmawiany ma być różaniec, a członkowie bractwa mają pościć.

"Zachęcamy wszystkich wiernych i przyjaciół do włączenia się w tę modlitwę i post w trzech intencjach: (1) zadośćuczynienia Bogu za wydarzenie historyczne, które bardziej niż jakiekolwiek inne upokorzyło Oblubienicę Chrystusa, stawiając ją na tej samej płaszczyźnie jak fałszywe religie; (2) aby Chrystus, Nasz Pan zdjął zasłonę z serc ludzi Kościoła, aby uznali, że jedyny możliwy pokój między ludźmi, to pokój Chrystusowy, w Królestwie Chrystusa. Pax Christi in Regno Christi; (3) aby Nasz Pan ugasił narastające ogniska wojny w świecie, które wydają się Jego odpowiedzią na inicjatywę pokojową Asyżu" - czytamy w komunikacie włoskich lefebrystów. Podpisał go ich przełożony, ks. Davide Pagliarani.

Natomiast Adrea Tornielli zauważa, że dokument włoskich lefebrystów zdaje się przypisywać Bożej woli narastające w świecie konflikty, które miałby by być ich zdaniem odpowiedzią Boga na spotkania w Asyżu - donosi Katolicka Agencja Informacyjna.

Warto odnotować, że od szczegółów przebiegu spotkania w Asyżu lefebryści uzależniają dalsze postępy w procesie regulowania swojej relacji z Rzymem. Pytanie tylko, czy będą na siłę doszukiwać się synkretyzmu tam, gdzie - według zapowiedzi płynących z Watykanu - ma go nie być, czy też okażą zaufanie wobec działań papieża, nawet jeśli te, patrząc na historię Kościoła, stanowią kontynuację trendu, którego na próżno szukać przed Soborem Watykańskim II?

MO/KAI

Źródło informacji: FRONDA.pl

Z zapisków o. Stanisława Skudrzyka SJ


"W Wielkim Poście dawałem rekolekcje w Oświęcimiu. Opowiedział mi wtedy tamtejszy dziekan i proboszcz, że przed kilku dniami przyjechał z Warszawy pan Boy-Żeleński z odczytem dla robotników miejscowej fabryki, zamienionej później na obóz koncentracyjny, pod tytułem: „Czy jest Bóg?" Na odczyt przyszło ponad 2.000 robotników. Boy z wielką swadą „udowadniał", że Boga nie ma. Na końcu upojony powodzeniem wyciągnął dłoń ku niebu i zaczął bluźnić. Wreszcie powiada buńczucznie: „Gdyby Bóg był na niebie, nie zniósłby moich bluźnierstw, ale zabiłby mnie piorunem z nieba". Popatrzył tryumfalnie po sali. Nastało grobowe milczenie. Wtedy podszedł do niego na mównicę miejscowy kowal i mówi: „Panie, wobec Wszechmocnego Boga jest pan nikłym proszkiem. Na Pana wystarczy ręka kowala". I trzasnął tak mocno w bluźnierczą twarz, że Boy potoczył się pod mównicę. Wtedy dopiero sala się opamiętała. Zaczęto gwizdać i krzyczeć: „Precz z bluźniercą!" Musiano niefortunnego mówcę wyprowadzić tyłem, bo by go sromotnie robotnicy pobili".

Aberracje liturgiczne cz. 53



Msza św. dla dzieci. BUENOS AIRES, Argentyna

Zapomniane prawdy c.d.

"(...) Ostatnia z pokus diabelskich, która będzie pokusą dla Kościoła przez najbliższe sto lat... a nawet już ją zaczyna być czuć... Szatan mówi: teologia to polityka. Po co sobie zaprzątać głowę jakąś tam teologią? Bogiem... sprawami transcendentnymi... tajemnicą Odkupienia... Jedyne, co się dzisiaj liczy to polityka. I trzymając kulę ziemską, ten jasny glob w swoich rękach, Szatan mówi: wszystkie te królestwa... Są MOJE... Są MOJE. I ja dam ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon. Czy Szatan kiedykolwiek w swoim życiu powiedział komuś prawdę? Wszystkie królestwa są jego... To było trzecie kuszenie naszego Pana - aby nie troszczyć się o to, co Boskie, a za to zajmować się sprawami społeczno-politycznymi"

abp Piotr Jan Fulton Sheen

Apologetyka x. Sieniatyckiego


x. dr Maciej Sieniatycki

APOLOGETYKA

CZYLI

DOGMATYKA FUNDAMENTALNA

**********


Program do otwierania plików djvu: DjVuBrowserPlugin.exe (exe, 15.4 Mb)

*********

x. dr Maciej Sieniatycki, Prof. Uniw. Jagiell. w Krakowie, Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna. Kraków 1932. NAKŁADEM AUTORA, str. XVI+379.

Instrukcja Universae Ecclesiae : tekst przynoszący odpowiedzi

W piątek 13 maja 2011 roku, w rocznicę ukazania się Matki Bożej w Fatimie Stolica Apostolska opublikowała niecierpliwie oczekiwaną Instrukcję dotyczącą stosowania motu proprio Summorum Pontificum. Tekst zatytułowany „Universae Ecclesiae” sygnowano 30 kwietnia, w dzień, który według nowego kalendarza liturgicznego jest wspomnieniem świętego Piusa V. To szczęśliwe podwójne złożenie wzmacnia jeszcze fakt, iż tekst został upubliczniony dokładnie w chwili otwarcia w Rzymie trzeciego kolokwium poświęconego motu proprio. Można już wyraźnie powiedzieć, że jest ono oficjalnym kolokwium Komisji Papieskiej Ecclesia Dei. Tak staranny wybór daty ukazania się Instrukcji świadczy o woli nadania jej jak najszerszego rozgłosu. Potwierdza się to, gdy spojrzymy, jak wiele miejsca poświęcił dokumentowi Osservatore Romano.

Niemożliwe staje się obecnie ignorowanie faktu, że: liturgia tradycyjna Kościoła jest „cennym skarbem, który należy zachować” (art. 8), przekazanym „wszystkim wiernym” nie zaś tylko tym, którzy są związani z usus antiquior.

W bieżącym miesiącu proponujemy Państwu lekturę komentarza do tekstu Instrukcji z punktu widzenia tych grup wiernych, które są odbiorcami formy nadzwyczajnej.

1) Kompetencje nadane Komisji Ecclesia Dei

10 marca 2011 roku w suplice zaadresowanej do Kardynała Bertone Sekretarza Stanu Stolicy Apostolskiej, Paix Liturgique zwróciło uwagę na fakt, iż Komisja Papieska Ecclesia Dei posiada niewystarczające kompetencje do wprowadzenia w życie motu proprio Summorum Pontificum (zob. List PL 15). Nie będzie przesadą twierdzenie, że mocnym punktem Instrukcji Universae Ecclesiae jest właśnie odpowiedź na to zastrzeżenie, znajdująca się w drugiej części tekstu („Zadania Komisji Papieskiej Ecclesia Dei").

Otóż, Komisja Ecclesia Dei – jako reprezentująca Papieża – otrzymuje kompetencje zwyczajnej władzy zastępczej (art. 9) „w kwestii czuwania nad przestrzeganiem i wprowadzaniem w życie rozporządzeń Motu Proprio”. Owa władza upominania „ordynariuszy” (biskupów czy przełożonych wspólnot zakonnych) w celu stosowania szlachetnych postanowień motu proprio, wyrażać się będzie za pomocą „dekretów” (art. 10.2). Co do nich, z góry ustanowione jest, że będzie możliwe ich zaskarżenie „ad normam iuris przed Najwyższym Trybunałem Sygnatury Apostolskiej”, któremu przewodniczy kardynał Burke. Pozostawmy kanoniczne zawiłości i zapamiętajmy tylko tyle, że od teraz pojawiają się jasne ramy prawne dla wiernych i kapłanów, którzy padli ofiarą odmownych werdyktów biskupich.

Jest rzeczą wspaniałą, że niniejszym spełniły się oczekiwania grup wiernych korzystających z formy, którzy spotykali się z różnymi blokadami w Kościele.

2) Uniwersalne prawo dane Kościołowi dla dobra wiernych

W artykule 2. Instrukcja przypomina, że motu proprio Summorum Pontificum jest „powszechnym prawem dla Kościoła” ogłoszonym przez Ojca Świętego. Wyrażenie to, przyjęła również komisja Ecclesia Dei w jednej z not opublikowanych przez Osservatore Romano. „Z samej góry” płynie więc potwierdzenie tego, co naukowe sondaże regularnie zamawiane przez Paix Liturgique pokazują „oddolnie”. Chodzi tu o fakt, że „msza po łacinie” nie stanowi przywileju nadanego jedynie kilku nostalgicznym marzycielom. Prawo, o którym mowa, ma ponadto charakter „prawa specjalnego”, ponieważ bazuje na stanie liturgii rzymskiej poprzedzającym reformy soborowe. Uchyla ono wszystkie rozporządzenia liturgiczne (ale nie te czysto kanoniczne, takie jak zasady inkardynacji duchownych) późniejsze niż ten stan liturgii (art. 28).

Nic zatem dziwnego, że Komisja Ecclesia Dei w komentarzu do Instrukcji kończy „nadzieją” na „poprawną interpretację i właściwe stosowanie Instrukcji” jako wkład w budowanie zgody i jedności, która jest pragnieniem Stolicy Apostolskiej wyrażonym w Liście do Biskupów z 7 lipca 2007 roku. Dla realizacji tego celu, Komisja liczy na „miłość duszpasterską i roztropną czujność” pasterzy Kościoła.

Również i grupy odbiorców oczekują od swoich pasterzy – a szczególnie od tych, którzy jak dotąd odmawiali miejsca formie nadzwyczajnej w swych diecezjach czy parafiach – że faktycznie okażą „miłość duszpasterską” i „roztropną czujność”. Oczekiwanie to tym bardziej jest uzasadnione, że artykuł 8. (ustęp b) Instrukcji precyzuje, iż „posługiwanie się Liturgią Rzymską, obowiązującą w 1962 r., jest uprawnieniem przyznanym dla dobra wiernych i dlatego powinno być interpretowane na korzyść wiernych, dla których jest ona głównie przeznaczona”.

3) Żadnych samodzielnych przeróbek w formie nadzwyczajnej

W artykule 6. Instrukcja stanowi, iż „ze względu na czcigodny i starożytny zwyczaj forma extraordinaria musi być zachowywana z należytym szacunkiem”. W artykule 14. wskazuje, że „zadaniem Biskupa diecezjalnego jest zastosowanie wszelkich koniecznych środków, aby zagwarantować poszanowanie forma extraordinaria Rytu Rzymskiego, zgodnie ze wskazaniami Motu Proprio Summorum Pontificum”.

W części poświęconej „Dyscyplinie liturgicznej i kościelnej” (artykuły 24. do 28.) przypomina się, iż „należy posługiwać się księgami liturgicznymi w forma extraordinaria takimi, jakie są” oraz że „na mocy swojego charakteru prawa specjalnego, we właściwym dla siebie zakresie, Motu Proprio Summorum Pontificum deroguje od rozporządzeń prawnych, dotyczących obrzędów świętych, wydanych począwszy od 1962 r. i później, a niezgodnych ze wskazaniami ksiąg liturgicznych obowiązujących w 1962 r.”. Oznacza to po prostu, że nikt nie ma prawa wykorzystywać innowacji, która pojawiła się po roku 1962 w celu zmiany rubryk i reguł zawartych w Mszale z 1962 roku.

Grupy wiernych proszące o formę nadzwyczajną, którym narzucono msze celebrowane w sposób łączący liturgię tradycyjną i nowoczesną (czytania ze mszy Pawła VI na przykład) mają więc prawne oparcie, by wnieść o ingerencję biskupa ze skutkiem, że mszał de Jean XXIII będzie respektowany.


4) Otwarcie bram sanktuariów dla formy nadzwyczajnej...

W naszym francuskim Liście nr 263 donosiliśmy o samowolnej odmowie, jaka spotkała jednego z księży wspólnoty Ecclesia Dei. Spowodowała ona, że nie wolno mu było celebrować w formie nadzwyczajnej w bazylice Sacré-Cœur na Montmartre w Paryżu. Artykuły 16. i 18. Instrukcji ostatecznie regulują tego typu sytuacje.

Artykuł 16. wskazuje, iż „w sporadycznym przypadku, gdy kapłan z kilkoma osobami zgłosi się w kościele parafialnym bądź w kaplicy z zamiarem celebrowania w forma extraordinaria”, wówczas „proboszcz lub rektor kościoła bądź kapłan odpowiedzialny za kościół winni zgodzić się na sprawowanie liturgii, jednakże z uwzględnieniem harmonogramu celebracji liturgicznych w tym kościele”. „Również w sanktuariach i miejscach będących celem pielgrzymek, jak uzupełnia artykuł 18., należy dawać możliwość celebrowania w forma extraordinaria grupom pielgrzymów, którzy o to proszą, jeżeli jest kapłan spełniający odpowiednie wymogi”.

5) i w seminariach!

Artykuły od 20. do 23. Instrukcji stanowią właśnie, co oznacza kapłan idoneus – spełniający odpowiednie wymogi – w związku z czym podane są dwa kryteria: że kapłan nie ma przeszkód wynikających z prawa kanonicznego i że posiada „podstawową znajomość łaciny”, z uszczegółowieniem, iż „odnośnie do znajomości przebiegu Rytu, uznaje się za odpowiednich kapłanów, którzy sami zgłaszają się do celebrowania w forma extraordinaria i wcześniej już ją stosowali”.

Oto coś co stawia granice represyjnej wyobraźni biskupów, którzy na wzór kardynała Rosales w Manili, czy też konferencji episkopatu niemieckiego, wymagali przesadnych dowodów odpowiedniego stopnia latynizacji, tudzież „uliturgicznienia” kapłanów pragnących celebrować w formie nadzwyczajnej.

Jak mieliśmy okazję się wraz z Paix liturgique wiele razy przekonać, znaczna część seminarzystów w diecezjach, od Portugalii po Polskę, pragnie przeżywać doświadczenie kapłaństwa w rytmie formy nadzwyczajnej rytu rzymskiego, a jeszcze większa część pragnie po prostu poznać tę liturgię dla ubogacenia swej praktyki w formie zwyczajnej, zgodnie z zaproszeniem Biskupa Rzymu. Odtąd seminarzyści ci znajdą oparcie w Instrukcji Universae Ecclesiae, gdy przyjdzie im się domagać powrotu kursu łaciny do programu studiów w seminarium, a w minimalnym zakresie choćby pobieżnego zetknięcia z formą nadzwyczajną.

To zarządzenie w Instrukcji połączone z artykułem 22. – który przewiduje, że „w Diecezjach, w których nie ma odpowiednich kapłanów, Biskupi diecezjalni mogą poprosić o współpracę kapłanów z instytutów erygowanych przez Papieską Komisję Ecclesia Dei, zarówno w sprawie celebrowania, jak i ewentualnego nauczenia celebrowania” – stanowi pewną gwarancję dla grup starających się o starą liturgię. Wszak nie długoterminowo, ale będą one mogły obecnie liczyć na posługę księży odpowiednio przygotowanych do celebracji w formie nadzwyczajnej. Ruch pojednania zainicjowany przez Benedykta XVI w dniu 7 lipca 2007 roku istnieje już dziś na dobre.

Źródło informacji: http://www.paixliturgique.pl/

wtorek, 25 października 2011

Chrześcijański porządek społeczny


VIII KONGRES KONSERWATYWNY

Julio Loredo, prezes włoskiego Stowarzyszenia Obrony Tradycji, Rodziny i Własności, publicysta i członek zespołu redakcyjnego prestiżowego miesięcznika włoskiego „Radici Cristiane" w wystąpieniu zatytułowanym „Chrześcijański porządek społeczny w myśli Plinia Corrêi de Oliveira" dokonał klasyfikacji najważniejszych czynników konstytuujących cywilizację chrześcijańską, zauważając jednocześnie, że elementem podstawowym, osią relacji dla wszystkich pozostałych zjawisk, jest porządek. „Przez porządek rozumiemy pokój Chrystusa pod panowaniem Chrystusa, a więc cywilizację chrześcijańską, surową i hierarchiczną, sakralną od podstaw, antyegalitarną i antyliberalną" -- stwierdził prelegent.

Zapomniane prawdy c.d.

"I choćby wszyscy monarchowie świata połączyli się przeciwko nam i przeciwko Kościołowi rzymskiemu, to uważalibyśmy ich za nic, skoro mamy prawdę po naszej stronie i występujemy w jej obronie. Wówczas tylko mielibyśmy powód do trwogi, gdyby nam przyszło walczyć wbrew prawdzie i sprawiedliwości."

Bonifacy VIII

Konferencja bp. Fellaya FSSPX w Manilli

Sprawozdanie z wykładu Jego Ekscelencji x. bp. Bernarda Fellaya wygłoszonego w kościele p.w. Matki Boskiej Zwycięskiej w Cubao, Quezon City, Manilla, Filipiny, dnia 16 października 2011 r.

Wziąłem udział w Mszy Pontyfikalnej od tronu ( asystowało 2 diakonów) w Kościele Bractwa św. Piusa X w mieście Manila rankiem 16-ego października. Mszy była odprawiana przez biskupa Fellaya, któremu asystowali superiorzy dystryktu dla Azji i dla Francji. Kościół był wypełniony po brzegi, dzięki obecności delegatów z kierowanego przez Bractwo prezydium Legionu Maryi z całych Filipin. (Nie oznacza to jedna, że kościół nie jest pełny w zwykłe niedziele.)

Podczas swojego kazania w trakcie Mszy, biskup Fellay skupił się głównie na potrzebie ufności w Bogu i na fakcie, że nasz Pan, który uczynił cud opisany w Ewangelii przypadającej na niedzielę( przebaczenie grzechów i uzdrowienie człowieka cierpiącego na paraliż) jest tym samym Bogiem, który jest w tabernakulum. Nie stracił On nic ze swojej siły i stąd musimy zwrócić się do naszego Pana w Najświętszym Sakramencie z całkowitym zaufaniem. Zrelacjonawał także następujące opowiadanie z Lourdes, które według biskupa miało miejsce kilka lat temu. Mała dziewczynka była bardzo chora i przybyła do Lourdes w nadziei uzdrowienia. Stała w kolejce, by przyjąć błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem, jak jest to tam w zwyczaju. Jednakże kiedy kapłan pobłogosławił ją Najświętszym Sakramentem, nic nie stało się. Wtedy wskazała ona palcem na Najświętszy Sakrament, jakby chciała przywołać inną osobę i powiedziała- Powiem to Twojej Matce! I wtedy natychmiast została uzdrowiona. Biskup nie zaniedbał powiedzieć o potrzebie odmawiania różańca i posiadania postawy zaufania wstawiennictwu Błogosławionej Dziewicy. W związku z tym wspomniał, że kryzys w Kościele jest tak wielki, że po ludzku patrząc, nie jest on możliwy do przezwyciężenia, ale może się to dokonać tylko przez Boską interwencję.

Po Mszy Pontyfikalnej biskup wygłosił otwartą dla wszystkich godziną konferencję na temat relacji pomiędzy Bractwem i Watykanem. Nie posiadał żadnych notatek, ale jego wykład był wyraźnie i dobrze zorganizowany.

( Nie relacjonuję tych części wykładu, które dotyczą historii na temat Bractwa z czasów przed Benedyktem XVI, a które biskup wszędzie już powtarzał. Wykład trwał godzinę i był pełen różnych informacji i nie jest możliwe, aby ta relacja przedstawiła wszystko, co biskup powiedział w detalach.)

Na samym początku wykładu biskup opisał sytuację w dzisiejszym Kościele jako nie lepszą niż była, ale czymś wyglądającym lepiej, są nowe ruchy, tak powiedział, ale te nowe ruchy są dziwne i Droga Neokatechumenalna jest osobliwie protestancka.

Opowiedział całą historię relacji między Bractwem I Watykanem od 1987 roku do czasów współczesnych. Większość wspomnianych przez niego wydarzeń była wcześniej mówiona, ale kilka z nich było dla mnie nowością. Na przykład ponownie opowiedział, że kiedy czytał Papieską wypowiedź z 22 grudnia 2005 na temat hermeneutyki ciągłości, powiedział „Myślałem, że będziemy potępieni”, ponieważ Bractwo uważa że Sobór Watykański II jest zerwaniem z przeszłością.

Powtórzył także, jak czynił to przy poprzednich okazjach, że w 2005 roku na spotkaniu z kardynałem Castrillonem Hoyosem, kardynał powiedział, że nie ma żadnego problemu z Bractwem i zostanie mu nadany status kanoniczny. Papież powiedział mu, że Bractwo nie ma prawa odwoływać się do stanu wyższej konieczności, ponieważ on- papież- stara się rozwiązać problemy. Biskup Fellay wewnętrznie powiedział sobie „ Dziękuję Ci, Ojcze święty”, ponieważ Papież mówiąc, że stara się rozwiązywać problemy w Kościele, przyznał, że czyni coś w sprawie tych problemów, a zatem są problemy w Kościele i nie są one jeszcze czymś przeszłym, skoro papież stale je rozwiązuje. Papież także powiedział, że prawdopodobnie jest stan konieczności we Francji i Niemczech. Biskup Fellay chciałby zapytać, „ a co w innych krajach? W Szwajcarii, Belgii i wszędzie indziej?”

Biskup Fellay potem powiedział, że problem z Watykanem jest taki, że Watykan nie widzi problem z Soborem Watykańskim II, Papież, konkretnie, chce utrzymać rzeczy, które wynikneły z Soboru. Główny problem z hermeneutyką ciągłości, według biskupa Fellaya, jest to, że dla Watykanu Kościół nie mógł uczynić niczego złego, więc skoro tak, a Kościół wystąpił z Nową Mszą i soborowym nauczaniem, to rzeczy te są kontynuacją tego, co Kościół czynił i nauczał przedtem. Bractwo nie może zaakceptować takiego stanowiska. Pyta zatem: „Gdzie jest ta kontynuacja?”

Biskup opisał Summorum Pontificum jako interesujący dokument z elementami, które są zarówno dobre jak i złe. Na przykład, dokument ten mówi, że Nowa i Stara Msza są dwoma formami tego samego rytu, co według biskupa, jest absurdem. Co jest ważne, to fakt, że dokument ten restauruje Starą Mszę i czyni ją dostępną dla wszystkich kapłanów i wszystkich wiernych i przyznaje, że nigdy nie była ona zakazana.

Biskup również Universae Ecclesiae postrzega jako taką samą mieszankę dobra i zła; według innych obserwacji, których dokonał po ogłoszeniu Universae Ecclesiae, to fakt, że Tradycyjna Msza Łacińska nie może być odprawiana na prośbę tych, którzy kwestionują prawowitość nowego rytu, a według biskupa Fellaya „prawowitość” może oznaczać wiele różnych rzeczy, i jest to atak na wszystkich nas, tradycjonalistów. ( Chodzi prawdopodobnie o 19. Punkt Universae Ecclesiae)

Biskup wspomniał także bardzo znaną historię o kapłanie, który w zeszłym roku został „ekskomunikowany” przez Kongregację ds. Duchowieństwa za przyłączenie się do „schizmy abp Lefebvre”, a stwierdzenie to zostało później wyśmiane przez ks. Pozzo, który zasugerował, że ten dekret „ekskomuniki” można podrzeć na strzępy.

Potem bp Fellay przeszedł do tematu rozmów doktrynalnych. Według niego rozmowy te wykazały jasno, że Rzym i Bractwo nie zgadzają się na wszystkie tematy, których dotyczyły te rozmowy, takie jak ekumenizm, kolegialność i wolność religijna.

Później bp przeszedł do preambuły doktrynalnej. Według niego, preambuła ta nie zawiera ani jednego słowa, które podsumowywałoby rozmowy doktrynalne między Rzymem a Bractwem. W świetle tego, według biskupa, doktrynalna preambuła oznacza, że sprawy wróciły do punktu wyjścia; opisał on tą sytuację jako kręcenie się w kółku.

Zmierzając ku końcowi, biskup Fellay powieział, że jeśli Bractwo nie uzna preambuły, Rzym może go określić jako schizmatyckie, niemniej Rzym nie zrobił tego nigdy tak naprawdę. Biskup powiedział do słuchaczy, by byli jednak na to gotowi. Według niego, jeszcze rzecz się nie zakończyła, ale różne sprawy stają się bardzo trudne. Jeśli jednak „pójdą one inną ścieżką, niech będzie chwała Bogu i Najświętszej Dziewicy!”

W tym samym czasie biskup Fellay powiedział, że mają “informację”, że Papież może mieć coś „ nawet lepszego do dania nam w miejsce tego, co mamy teraz”. ( Nie było zbyt jasne, co miało znaczyć to zdanie).

Krótko po tym konferencja dobiegła końca.

Kard. Piacenza: przyszłość Kościoła rozstrzygnie się na adoracji


Moim wielkim marzeniem jest, aby w każdej diecezji na świecie istniał przynajmniej jeden kościół, w którym dniem i nocą adoruje się Sakrament Miłości – powiedział prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa.

Fotogalerie cz. 1 - Pontyfikalia


Zapomniane prawdy c.d.

Kościół jest w niebezpieczeństwie, jeśli świeccy są bardziej rozmodleni niż kler.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Duszpasterstwo Tradycji Katolickiej we Wrocławiu

Petycja do Benedykta XVI w sprawie szczegółowej analizy Soboru Watykańskiego II

Dla dobra Kościoła — a szczególnie dla zbawienia dusz, które jest jego pierwszym i najwyższym prawem (por. KPK z 1983 r., kan. 1752) — po dekadach liberalnej egzegetycznej, teologicznej, historiograficznej i „duszpasterskiej” inwencji twórczej w imię Drugiego Ekumenicznego Soboru Watykańskiego, wydaje mi się, że pilne jest zapewnienie pewnej przejrzystości dzięki uzyskaniu autorytatywnej odpowiedzi na pytanie o ciągłość między tym soborem i pozostałymi (tym razem nie jedynie przez deklarowanie tego faktu, lecz przez jego autentyczne wykazanie) — na pytanie o wierność Tradycji Kościoła.

Świadectwo: Jak narkoman stał się "tradsem"



Z narkotykami pierwszy raz zetknął się już w szóstej klasie podstawówki. Wówczas był to jednorazowy wybryk. W gimnazjum podobne wyskoki zaczęły się powtarzać. Na granicy znalazł się dopiero w drugiej klasie liceum. Przebudzenie się z amoku przyszło w zaskakujący sposób. W przerwie między skrętem a „ścieżką”, przed ekranem komputera. Michał specjalnie dla portalu Fronda.pl opowiada historię swojego nawrócenia – pisze Aleksander Majewski.

- Słuchaj, wiem, jakie miałeś przejścia. Ostatnio piszę reportaże o ludziach, którzy nawrócili się. Gwarantuję pełną anonimowość – zacząłem nieśmiało. – Artykuł o mnie? Spoko. Tyle, że moja historia nie jest jakaś niezwykła. Nie wiem, czy będę w stanie ciekawie o niej opowiedzieć. W porównaniu do ludzi, których nawrócenie opisywałeś, mój jest dosyć banalny – odpowiedział Michał. – Jeżeli z ćpuna, stałeś się sumiennym uczniem, studentem, w dodatku gorliwym „tradsem”, to już Twoja historia jest ciekawa – odpowiedziałem. – Postaram się – odpowiedział niepewnie Michał.

Wyskoki

Był zdolnym dzieciakiem. Dostawał dobre oceny, wygrał nawet prestiżowy konkurs matematyczny. Jak mówi, pierwsze problemy zaczęły się pod koniec podstawówki. Początkowo były to bójki, alkohol i papierosy. Z narkotykami jeszcze nie zaczynał. – No, może poza jedynym wówczas wyskokiem. Ale to zdarzyło się tylko raz i do końca podstawówki nie tykałem dragów – wspomina. Zaczęło się od rozmowy z kolegami na osiedlowej ławeczce. Żaden z chłopaków nie miał wtedy narkotyków, ale z rozmowy wynikło, że ich załatwienie nie będzie stanowiło większego problemu. No i sprawa została załatwiona przez starszego kolegę, który – jak mówi Michał – zajmował się głównie ćpaniem i chodzeniem po osiedlu z psem. Na pierwszą działkę wydał 120 zł. – Po czasie dowiedziałem się, że zostałem nieźle wycyckany na tej transakcji – śmieje się chłopak. Miał 12 lat, gdy zapalił pierwszego skręta. – Chyba dostałem lewy towar, bo mną nie tąpnęło – wspomina.

Rodzice, dostrzegając zapędy Michała i jego gorsze wyniki w nauce, zdecydowali się posłać syna do prywatnego gimnazjum, aby chronić go przed złym towarzystwem. – To na nic się nie zdało. A może uchroniło mnie przed czymś gorszym? Trudno mi w tej chwili powiedzieć coś na temat tej decyzji – zastanawia się Michał.

To właśnie w gimnazjum znów skołował marihuanę. Tym razem towar nie był „lipny”. Po raz pierwszy „tąpnęło”. – Jak u standardowego palacza marychy: zakręciło mi się w głowie, zaczęło brakować śliny i doświadczyłem, jak to się ładnie mówi, „zaburzonego postrzegania rzeczywistości” – opowiada. Ten rytuał powtarzał raz na tydzień lub dwa. Podobnie z alkoholem. Poznał wtedy nowych ludzi, a celem jego wojaży stało się inne osiedle. Tam też zaczęły się pierwsze poważne zbiórki na „łupa” (pół grama marihuany) i „sztukę” (jeden gram). Wysyłali jedną osobę „ze znajomościami”, która załatwiała towar. Michał jeszcze ich wtedy nie miał. Był „świeży w interesie”. Jak wspomina, nigdy nie mieli problemów z policją. – Nie interesowali się wami? – pytam. – Wiesz, wszyscy ludzie, którzy się tym zajmowali byli z tzw. dobrych domów. No, może poza jednym gościem, który pochodził z patologicznej rodziny. Reszta to głównie domki jednorodzinne, rodzice: przedsiębiorcy, pracownicy administracji, itp. – tłumaczy mój rozmówca.

Apogeum

Tyle, że wówczas narkotyki były tylko weekendową rozrywką. Nie przeszkadzały jeszcze w wypełnianiu codziennych obowiązków. Po drodze, Michał świetnie zdał egzamin gimnazjalny i dostał się do renomowanego liceum. Pierwsza klasa to właściwie kontynuacja gimnazjalnego trybu życia. Dragi jako odskocznia od monotonii tygodnia. Problemy zaczęły się w następnym roku.

To był wyścig o reputację. – Jeśli ktoś poważniej zajmował się dragami, więcej palił, uchodził za gościa godnego szacunku. Im bardziej wnikałeś w interes, tym więcej miałeś. Jako gówniarz miałem wysokie ceny, a z czasem coraz mniejsze. Dużo taniej i dużo więcej – mówi Michał. Nie myślał wtedy o tym, że brnie w nałóg, ale o „lepszym interesie”. W pewnym momencie stało się to rutyną. Z czasem chciał na tym trochę zarobić. – Dilerka to może za duże słowo, ale chciałem mieć coś dla siebie – tłumaczy. Pięć gramów marihuany kosztowało 100 zł, a na mieście można było sprzedać jeden gram za 40-45 zł. Nie wszyscy bawili się w sprzedaż, ale wszyscy dobrzy koledzy Michała z osiedla bawili się w jaranie. W dalszym ciągu nie było problemów z policją. Tylko raz, podczas powrotu z imprezy, na której grała jakaś kiczowata gwiazda pop (jakoś trzeba było zabić czas w małym mieście), gliniarze zwrócili uwagę na dwóch łebków. Podczas przeszukania u Michała znaleźli samarkę, a u jego kolegi fifkę, na której widoczne były ślady po użyciu. Pomimo tego, puścili chłopaków wolno.

- Koncert z tandetną muzyką? Myślałem, że byliście ludźmi „z klimatu”. Bluzy z kapturami, hip-hop, Rychu Peja, itp. – dociekam. – Po prostu się włóczyliśmy, zabijaliśmy nudę. Co do „klimatu”, to faktycznie taki właśnie panował. Tylko jeden kolega nie kreował się na hiphopowca, bo po prostu nie było go stać na takie ciuchy. Ja natomiast nigdy, tak naprawdę, nie przepadałem za hip-hopem, ale słuchałem, bo robili to inni. Nie chciałem się wyłamywać. Nie chciałem wyjść na tzw. ciemniaka i musiałem wiedzieć o czym się mówiło. Masz rację, to było „klimaciarstwo” – tłumaczy mój rozmówca.

Wtedy przestał też myśleć o szkole. Jego myśli zaprzątały „interesy”, działki, „sztuki”, „łupy”… Przyszedł też czas na cięższe narkotyki: haszysz, dropsy, amfetamina, LSD. Narkotykowa uczta zawsze odbywała się w domu któregoś z paczki. U Michała stosunkowo rzadko, bo zawsze ktoś w domu był. – Niektórzy kumple zaczęli wyglądać odstraszająco, więc zapraszanie ich do domu odpadało, ale u innych spokojnie można było znaleźć miejsce – wspomina. Z czasem stało się to drugorzędną sprawą. Wystarczały im garaże, ustronne miejsca na otwartej przestrzeni. Z dobrych domów przenieśli się w świat przemocy, drobnych porachunków i kradzieży. W końcu musieli skądś mieć pieniądze na towar.

Rodzicom trudno było zauważyć staczanie się syna. – Wychodziłem 7:20 z domu, niby do szkoły, a w rzeczywistości do kolegi. Często czekałem, aż zwlecze się z łóżka, a potem wyjście do innego kumpla, który zajmował się rozprowadzaniem towaru. Potem powrót na mieszkanko i ćpanie. Potem do domu albo odwiedziny u następnego kolegi. I tak niemal każdego dnia. Wracałem, mniej więcej wtedy, gdy powinienem wrócić ze szkoły – opowiada Michał.

Jego harmonogram wyszedł na jaw dopiero wtedy, gdy rodzice zaczęli dostawać sygnały ze szkoły, że syn nie pojawia się na lekcjach. Nie zrobiło to jednak na nim większego wrażenia. – Od staruszków dostałem jakiś śmieszny szlaban na komputer, bo wydawało im się, że to dla mnie bardzo ważna sprawa. Nie wiedzieli jednak, że wtedy miałem to już gdzieś. Pociągały mnie już inne rozrywki niż gierki i surfowanie po necie – wspomina chłopak.

Zaczął też tracić kontakt z kolegami ze szkoły. – Chyba przestali mnie lubić – śmieje się Michał. – Zaczęły się pożyczania pieniędzy, kantowanie ludzi, problemy z dochowaniem słowa, terminów, rzadkie wizyty w szkole. Jak to wtedy mówiłem, „robiłem wszystkich w ch…a”. Nie przejmowałem się tym zbytnio.

- A co z wiarą? Przecież deklarowałeś się jako katolik? – pytam – Tak, to prawda. Jak 90% naszego społeczeństwa, z którego np. 40% popiera partię, która jest przeciwko życiu – mówi z sarkazmem chłopak.

Dwa lata przed tym, jak popadł w nałóg, był nawet na pogrzebie Jana Pawła II, ale - jak sam mówi - nie czuł się członkiem „Pokolenia Jana Pawła II”. – To był dla mnie jakiś obcy show, którego w żaden sposób tego nie przeżywałem. Wtedy spędzanie czasu z chłopakami z osiedla było po prostu bezkonkurencyjne – mówi z goryczą Michał. Nie był wówczas w stanie snuć głębszych rozważań duchowych. Robiła to za niego mama. To właśnie ona zorganizowała mu w 2005 r. wycieczkę do Rzymu. Monika jest osobą religijną. Gdy Michał miał wszystko gdzieś, swoje troski zanosiła do kościoła. Nie ustawała w modlitwie. Ojciec chłopaka jest ateistą i niezbyt przychylnie patrzy na sprawy wiary. – Co roku jest u nas awantura czy iść na Wielkanoc do kościoła całą rodziną – opowiada mój rozmówca.

W końcu rodzice zdecydowali się na bardziej radykalne kroki. Zamknęli nawet Michała na dwa tygodnie w domu. Trzymali go pod kluczem i nigdzie nie wychodził. W zamyśle rodziców, miał to być „detoks”, ale jak przyznaje chłopak, zupełnie nie zdał egzaminu. Po dwóch tygodniach wrócił do swoich praktyk. Do osiedla, kumpli, ćpania…

Duchowy detoks

- A kiedy nastąpił przełom? – pytam. – Trudno powiedzieć. Raz zdarzyło się, że poszedłem do kościoła, raz doprowadziłem na moich oczach matkę do płaczu. Coś we mnie się obudziło. Pierwszy raz od bardzo dawna przyszła myśl, że może źle robię, że powinienem coś zmienić. Zacząłem myśleć nad swoim życiem. Chociaż na początku też w głupi sposób. Postawiłem sobie cel: wytrzymać i nie ćpać przez dwa miechy aż do wakacji, załatwić szkołę, a dopiero w lipcu wrócić do dragów. Żeby nie robić przykrości matce. Cudem udało się zdać. Może byłem trochę ciągnięty za uszy, ale jakoś poszło – wspomina.

Miał trochę wolnego czasu, zaczął surfować bez nadziei po necie. Miał konserwatywno-liberalne poglądy, więc - siłą rzeczy - wchodził na prawicowe portale. Tam zauważył sporą aktywność tradycjonalistów. – Z ciekawości zacząłem zastanawiać się o co chodzi w tym całym sporze lefebrystów, sedewakantystów, „indultowców”… Po prostu intrygowało mnie to. Moją uwagę zwrócił jasny i zdecydowany przekaz środowiska tradycjonalistycznego. To z czym kojarzyła mi się do tej pory wiara, nie było w stanie zmienić mojego postępowania. – mówi Michał. – Czy to było w 2007 r., gdy Benedykt XVI „uwolnił” tradycyjną Mszę św.? – Dokładnie. Mówiono o tym w mediach i zwróciłem uwagę na te zagadnienia. Miałem w sobie coś z intelektualisty i dyskusje na ten temat sprowokowały mnie do poszukiwania informacji o tradycyjnej liturgii, nauce, ruchach tradycjonalistycznych.

Postanowił sięgnąć po sacrum. W pobliżu nigdzie nie odprawiano „Tridentiny”, więc chodził na „nową Mszę” do swojego parafialnego kościoła. Początkowo z ciekawości. Zaczęło go to jednak wciągać. Czytał teksty kościelne, stare encykliki, pisma doktorów Kościoła, pilnie śledził informacje dotyczące katolicyzmu. W końcu zaczął się modlić, spowiadać, przystępować do Komunii świętej. Skłoniło go do tego też spotkanie z przedstawicielami środowisk tradycjonalistycznych. - Zacząłem dosyć radykalnie. Poznałem sedewakantystów i osoby związane z Bractwem św. Piusa X. Pociągała mnie, wcześniej wspomniana, jednoznaczność ich stanowiska. Traktowałem to jako odtrutkę na wszystko z czym miałem do tej pory do czynienia – tłumaczy Michał. – To od nich słyszałem stanowcze stwierdzenia, że Bóg jest nie tylko miłosierny, ale również sprawiedliwy. Że zło jest złem. – To trochę dziwne. Miałeś luźny stosunek do narkotyków, a poszedłeś w stronę twardego konserwatyzmu. Z radykalizmu na radykalizm? – dociekam. – Po prostu skonfrontowałem swoje doświadczenie z tym, co mnie zaintrygowało. Dlatego postanowiłem zmienić swoje życie i pójść właśnie w tym kierunku. Taka kalkulacja. Musiałem zmienić swoje podstawy ideowe – śmieje się chłopak.

Rozwijanie swojej duchowości i intelektu pomogło Michałowi pokonywać różne problemy. Dobrze zdał egzamin maturalny i dostał się na studia prawnicze. Dobrze sobie na nich radzi. Od czterech lat nie miał w ustach narkotyków. Rzucił również palenie. Zmiana miejsca tylko poprawiła jego sytuację. Trafił do miasta w którym miał pod dostatkiem swoich ukochanych starych kościołów i upragnionej Mszy Wszechczasów. – Zacząłem więcej się modlić, uczęszczać do kościoła już nie tylko w niedziele, ale również w zwykłe dni tygodnia. Byłem oczarowany bogactwem liturgicznym starego rytu. Msze ciche, śpiewane, rozmaite uroczystości. Stary piękny kościół, sędziwy proboszcz, który tubalnym głosem recytuje modlitwy Mszy św., dostojne gesty i ta niezwykła atmosfera Ofiary. Pokochałem to! Dawało mi to poczucie bezpieczeństwa i było niezwykle odległe od ponurej przeszłości. Zupełnie inny świat – opowiada z zaangażowaniem.

Jak przyznaje, dzięki uczestnictwu w „Tridentinie”, lepiej przeżywa również „nowe Msze” na które uczęszcza, gdy przyjeżdża do rodzinnego miasta. Nie jest też tak radykalny, jak na początku swojej drogi nawrócenia. – Okrzepłem. Początkowo bardzo interesował mnie sedewakantyzm, potem linia FSSPX, ale dziś deklaruję się po prostu jako katolik, preferujący nadzwyczajną formę rytu rzymskiego – tłumaczy Michał.

Dzięki wsparciu najbliższych, którzy nigdy nie przestali interesować się jego losem, modlitwie matki i nowej pasji prowadzi dziś zupełnie inne życie. Narkotyki go nie interesują. Inni nie mieli tyle szczęścia. Jeden z „osiedlowych kumpli” popełnił samobójstwo w więzieniu. Połknął żyletkę. Miał 24 lata. Drugi przeszedł zawał serca. Nie przejmuje się jednak swoim stanem zdrowia, ciężko mu odłożyć dragi. Chyba pogodził się już ze śmiercią i chce „korzystać z niego na maksa”. Nadal ćpa. Następny siedzi we więzieniu za dilerkę. Nie widzi przed sobą żadnych perspektyw. Jakiś czas temu Michał spotkał przypadkiem innego dawnego kompana – jest chory psychicznie. Reszta chłopaków nie miała aż tak dramatycznych przejść. Ćpają dalej.

- Tobie się udało. Jakie masz teraz plany? – pytam. – Przede wszystkim chcę skończyć studia, a po nich podjąć pracę. Staram się patrzeć na życie realistycznie. Nie w ciemnych barwach, ale też nie egzaltować się przesadnie przyszłością. Chcę na chłodno oceniać fakty. – Czyli podchodzisz do wszystkiego na spokojnie? - Dokładnie tak. Jak zresztą zaleca nauka katolicka – mówi z uśmiechem Michał.

Aleksander Majewski

Źródło informacji: FRONDA.pl

Zapomniane prawdy c.d.

Za każdym razem, kiedy czujemy się dobrze za sprawą naszego życia religijnego - a zwłaszcza kiedy czujemy się lepsi od kogoś innego - możemy być niemal pewni, że działa w nas nie Bóg, ale szatan. Prawdziwym testem przebywania w obecności Boga jest to, że albo zupełnie o sobie zapominamy, albo czujemy się mali i brudni. Lepiej zapomnieć o sobie zupełnie.

Grzech pychy nie przychodzi jednak wcale za pośrednictwem naszej zwierzęcej natury. Przychodzi prosto z piekła. Jest czysto duchowy - a zatem znaczenie subtelniejszy i bardziej zabójczy.

C. S. Lewis

Abp. Fulton J. Sheen - Znaczenie Mszy świętej


Aby uruchomić polską wersję językową kilkamy na panelu odtwarzacza ikonę CC

Trzeci Zakon Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X


x. Karol Stehlin FSSPX

CEL I DUCH TRZECIEGO ZAKONU

Trzeci Zakon Bractwa został założony 1 listopada 1980 roku przez arcybiskupa Marcelego Lefebvre dla tych wiernych, którzy wypełnieni pragnieniem własnego uświęcenia, chcą w szczególny sposób dołączyć do Bractwa Św. Piusa X oraz wspierać pracę apostolską jego kapłanów. Dzięki temu członkowie Trzeciego Zakonu, zwani tercjarzami, uczestniczą w łaskach uzyskiwanych przez modlitwy i zasługi członków Bractwa. „Tercjarze starają się żyć w duchu Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, który jest niczym innym niż duch Kościoła katolickiego: Duch żywej Wiary ukazywanej w całej Tradycji, w nieomylnym magisterium, wyrażanej i przedstawianej w katechizmie Soboru Trydenckiego, w Wulgacie, w nauczaniu Doktora anielskiego św. Tomasza z Akwinu i w liturgii wszechczasów. Duch prawidłowo rozumianego posłuszeństwa wobec władz Kościoła, o ile są one wierne ostatecznemu celowi ich urzędu, mianowicie rozszerzeniu katolickiej Wiary i Królestwa Chrystusa Pana. Duch czujności wobec wszystkiego, co może skazić Wiarę. Ożywiony tym duchem, III Zakon razem z Bractwem Kapłańskim Św. Piusa X broni społecznego królowania Pana naszego Jezusa Chrystusa i walczy przeciw liberalizmowi i modernizmowi jako plagom spółczesności, wydającym Kościół jego wrogom. Duch odkrycia zasadniczego znaczenia Ofiary Mszy św. i jej tajemnic. W niej znajduje się sens i źródło życia chrześcijańskiego, życia ofiary i współodkupienia. Duch czułego i synowskiego nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny według duchowości św. Ludwika Marii Grignon de Montfort, do św. Józefa i do św. Piusa X” (Reguła III Zakonu).

Sposób życia duchowego dla wiernych świeckich

Ponieważ jesteśmy ludźmi mającymi duszę i ciało, nasze życie religijne składa się z aktów wewnętrznych i zewnętrznych. Nasza dusza jest nieskończenie wyższa od ciała, dlatego wewnętrzne życie duszy jest nieskończenie ważniejsze od aktów zewnętrznych. Ponieważ nasze ciało żyje tylko wtedy, gdy jest ożywiane przez duszę, nasze akty zewnętrzne również byłyby martwe, gdyby nie były ożywiane wewnętrznym życiem. Jednak te akty zewnętrzne są ważne, niezmiernie ważne, ponieważ człowiek składa się nie tylko z duszy, ale dusza jego żyje w ciele, wyraża się w ciele, działa przez ciało. Również członkostwo Trzeciego Zakonu zawiera te dwa istotne aspekty: „duszą” jest ideał, duchowość i wynikająca z niej reguła życia, „ciałem” są konkretne zewnętrzne obowiązki. Im bardziej są one ożywione i natchnione duchowością, tzn. miłością do Boga, do Chrystusa Pana, do Matki Bożej, do Mszy świętej, do kapłaństwa – tym bardziej są one wartościowe, uświęcające i apostolskie: uświęcają własną duszę i dusze innych, zwłaszcza kapłanów, których współpracownikami jesteśmy. Obowiązki te stanowią formę, ramę, szkielet, który utrzymuje, kształtuje i harmonizuje nasze życie duchowe. Życie nasze składa się z kolejnych dni, wszystko inne albo minęło i już nigdy nie wróci, albo tego jeszcze nie ma. Dlatego tzw. Obowiązki codzienne są najbardziej konkretne, jasne, a także wymagające.

Msza święta: fundament – droga – cel

„W kapłańskim dziele wszystko odnosi się do Ofiary Mszy świętej. Msza święta nadaje kapłanowi sens istnienia, jest ona jego tożsamością, jego racją bytu. Zatem tercjarze starają się, przez odpowiednią lekturę i przede wszystkim przez czynne uczestnictwo, coraz bardziej cenić oraz zgłębiać wielką tajemnicę Mszy świętej. Między duszą a odwiecznym i najwyższym Kapłanem Jezusem Chrystusem powinno powstawać zażyłe zjednoczenie w miłości, zjednoczenie woli i zamiarów. Uczestnictwo we Mszy świętej uzdalnia dusze do naśladowania naszego Pana na Jego drodze krzyżowej aż do Golgoty. Z Nim mają poświęcać się i oddawać dla zbawienia wielu. Kto życie swe ofiarowuje za kapłanów, którym zlecono właściwe zadanie uświęcenia dusz, ten spoczywa w samym Sercu Jezusowym i jednoczy się z Nim w tym, co Jemu leży najwięcej na Sercu i z powodu czego przyjął On naturę ludzką i stał się kapłanem. Znaczy to odpowiadać bardziej skutecznie oczekiwaniu naszego boskiego Odkupiciela, który jest trawiony nieskończonym pragnieniem dusz. Chociaż kielich Jego ofiary jest doskonały i obfity, udziela On nam wzniosłego zaszczytu dodawania do Jego cierpienia i ofiary naszej malutkiej kropli wody, uzależniając zbawienie wielu dusz od naszego współdziałania. Wybranym i wyróżnionym sługą, przez którego Bóg daje się ludziom, jest kapłan. Przez modlitwę i ofiarę współpracować nad tym, żeby kapłan coraz lepiej odpowiadał swojemu wzniosłemu powołaniu, jest aktem najwyższej miłości. W taki sposób wierni mają najpiękniejszy udział w wielkości i piękności Kościoła i jego rozszerzeniu. Oto zadanie, które Boża Opatrzność wyznaczyła III Zakonowi Bractwa Św. Piusa X” (List Przełożonego Generalnego Bractwa Św. Piusa X do tercjarzy). Członkowie III Zakonu starają się zatem – w miarę możliwości i o ile obowiązki na to pozwalają – codziennie uczestniczyć we Mszy świętej Wszechczasów. Statuty III Zakonu podkreślają uczestnictwo we Mszy świętej według tradycyjnego obrządku, „a nie w Novus Ordo Missae z powodu niebezpieczeństwa utraty wiary i nabycia ducha protestanckiego”. Msza święta jest przecież głównym środkiem uświęcenia i nie może stać się środkiem utraty wiary i prawdziwego wewnętrznego życia. Novus Ordo Missae natomiast, oprócz poważnych niejasności i błędów doktrynalnych, skłania uczestnika do niestosownego zachowania się wobec ieskończonego majestatu Bożego (komunia na stojąco, opuszczenie przyklękania, gesty i śpiewy rozpraszające i często niegodne etc.) i do zapomnienia najważniejszych prawd Wiary potrzebnych do wytrwania na drodze do Nieba. „Członkowie nie będący kapłanami (…) będą mieć cześć dla miejsc i przedmiotów służących liturgii. Dołożą starań dla podniesienia blasku liturgii przez muzykę, śpiew i wszystko, co zgodnie z prawem może przyczynić się do wzniesienia się dusz ku rzeczywistościom niebiańskim, ku Trójcy Świętej, ku Aniołom i Świętym” (Statuty Bractwa II, 4). Jest to wielki zaszczyt, jeśli możemy pomagać i służyć Bogu w Jego świątyni: ozdabiać ołtarze kwiatami, sprawować funkcję zakrystiana, śpiewać w chórze, grać na organach, a zwłaszcza służyć do Mszy świętej. Każdy według swoich możliwości i talentów w uzgodnieniu z odpowiedzialnym kapłanem niech przyczynia się do upiększania i rozprzestrzeniania prawdziwego kultu Bożego. Miłość do źródła naszego zbawienia, do Kalwarii obecnej na ołtarzu, rodzi pragnienie, by jak najwięcej dusz pociągnąć do Mszy świętej Wszechczasów. Nieraz chcielibyśmy jak najwięcej dusz do nieba wprowadzić, ale nie wiemy jak. Otóż zbliżanie kogoś do tego ogniska Boskiej miłości jest najskuteczniejszym czynem apostolstwa, ponieważ Msza święta „wynosi nas ponad ziemię i ponad samych siebie; i otacza nas obłokiem mistycznej słodyczy i wzniosłości liturgii więcej niż anielskiej; sama nas oczyszcza i oczarowuje swym niebiańskim urokiem tak, że wszystkie nasze zmysły zdają się widzieć, słyszeć, czuć, smakować i dotykać czegoś, czego ta ziemia dać nie może” (o. Faber).

Modlitwa – początkiem i końcem dnia

Ponieważ najważniejszymi momentami każdego aktu są jego rozpoczęcie i zakończenie, dzień nasz zaczyna i kończy się odpowiednią modlitwą: przez modlitwę poranną daję orientację, perspektywę, intencję, w której wszystkie czynności mają być dokonane; staję na właściwej drodze, której nie chcę opuścić, przewiduję krytyczne chwile, a szczególnie przypomnę sobie, że jestem w rękach Boga, Początku i Celu wszystkiego. Modlitwa wieczorna jest dziękczynieniem za otrzymane dobrodziejstwa, za odbytą drogę, która nas zbliżyła do celu, jest także duchowym bilansem zysków i strat z przeproszeniem za niewierności i postanowieniem poprawy. Ważne jest, że nasz dzień zaczyna i kończy się modlitwą, to znaczy z jednej strony, że cała noc jest pod znakiem modlitwy (znakomity sposób na wiele grzechów popełnianych najczęściej nocą), z drugiej zaś, że człowiek coraz bardziej żyje w atmosferze wiary i obecności Boga. Z tego względu jest oczywiste, że w życiu tercjarza nie ma miejsca na telewizję: przeszkadza ona właśnie w tych najważniejszych chwilach dnia, rzuca nas w światowość w momencie, gdy Bóg woła nas do siebie i chce nas wypełnić swoimi darami. Wtedy, gdy wreszcie moglibyśmy poświęcić trochę czasu dla rzeczy najważniejszych i najpożyteczniejszych, telewizja wypełnia nasz umysł, przede wszystkim wyobraźnię i pamięć, tysiącami bezsensownych, a nawet szkodliwych obrazów.

Sakrament pokuty

Tercjarze, chcąc otrzymać obfite owoce każdej Mszy świętej oraz pragnąc nieustannie żyć w przyjaźni z Bogiem, korzystają „co dwa tygodnie, jeśli to możliwe, z sakramentu pokuty, a przynajmniej raz na miesiąc”. Kościół usilnie zachęca do częstej i regularnej spowiedzi, przez którą nie tylko „odpuszcza grzechy, ale także pomnaża łaskę uświęcającą, pomaga unikać grzechów na przyszłość i skuteczniej zmazuje dług kary doczesnej za grzechy” (Katechizm kard. Gasparriego, pytanie 460). „Idę do Krwi” – mawiała św. Katarzyna Sieneńska, przystępując do cotygodniowej spowiedzi; pragnęła stać się całkowicie czystą świątynią Pana Jezusa, a tylko Jego Krew może zmyć wszelki brud i oczyścić naszą duszę. Comiesięczna spowiedź potrzebna jest też, by korzystać z obietnic Najświętszego Serca Pana Jezusa objawionych św. Małgorzacie Marii Alacoque oraz z obietnic Matki Bożej Fatimskiej przez nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca. Jest więc świętą wolą Pana Jezusa i Matki Niepokalanej, abyśmy spowiadali się przynajmniej raz na miesiąc. Arcybiskup Lefebvre często mówił, że przez częstą, szczerą spowiedź ciągle zachowujemy stan łaski i w ten sposób zawsze jesteśmy przygotowani na śmierć. Św. Maksymilian Kolbe często zachęcał Rycerzy Niepokalanej do spowiedzi co dwa tygodnie: „Jest to wola Niepokalanej!”.

Rekolekcje

Żyjemy w świecie bardzo hałaśliwym i niespokojnym, gdzie praktycznie nie ma miejsca na skupienie i ciszę. Nasze zmysły wypełnia nie tylko nieustanny hałas wydawany przez pojazdy i różne maszyny, ale także rozpraszająca muzyka wątpliwej wartości oraz miliony obrazów (reklamy, środki masowego przekazu i liczne podróże). Wyobraźnia jest dla naszego myślenia jak magazyn dla przedsiębiorstwa. Jeśli magazyn jest wypełniony niewłaściwymi przedmiotami, robi się bałagan, a dla dobrego towaru nie ma miejsca; z tego powodu maleje wydajność i może powstać wielka strata. Jeżeli chce się powrócić do normalnego funkcjonowania, potrzebne jest gruntowne sprzątanie, remanent i ustalenie dokładnego regulaminu po to, by uniknąć strat w przyszłości. Podobnie dzieje się z naszą duszą: nawet unikając światowego życia, jesteśmy ciągle wystawieni na zalew fal bezbożnego świata, które przenikają nas, brudzą pamięć i wyobraźnię, wywołują pokusy. W teorii doskonale wiemy, że znajdujemy się nieustannie w stanie walki duchowej, a jednak nie można ciągle tylko walczyć, nie czyszcząc i nie naprawiając broni, nie uzupełniając zapasu amunicji i nie regenerując sił. Zauważamy więc, że mimo regularnej modlitwy i częstego uczestnictwa we Mszy świętej, przychodzą nam do głowy dziwne myśli wzrastają pokusy, rzeczy światowe stają się bardziej powabne. Równocześnie słabnie staranie o skupienie, a przyzwyczajenie w ćwiczeniach religijnych rodzi z początku małe, a potem coraz większe zaniedbania. Szybko wtedy odkładamy to, co najtrudniejsze: rozważanie i czytanie duchowne, a po jakimś czasie następuje całkowity zanik najpierw jednego, potem drugiego duchowego obowiązku. Do tego dochodzą jeszcze troski i udręki rodzinne, wychowawcze, zawodowe i społeczne. Zdając sobie sprawę z tego powolnego a nieuchronnego upadku, zaczynamy się denerwować, często tracimy pokój wewnętrzny, grzechy powszednie gromadzą się w sercu, a nierzadko kończy się to wszystko zniechęceniem albo całkowitym upadkiem. Z tego właśnie powodu praktykujący katolik, gorliwy czciciel Niepokalanej, szczególnie rozumie potrzebę prawdziwych rekolekcji. Nasz Założyciel zobowiązuje członków III Zakonu do rekolekcji przynajmniej co dwa lata. żaden właściciel dbający o samochód nie będzie jednak czekać dwóch lat, aby poddać swój pojazd gruntownemu przeglądowi, szczególnie wówczas, jeśli często z niego korzysta. Ci, którzy już uczestniczyli np. w rekolekcjach ignacjańskich, są pod wrażeniem niesamowitej duchowej potęgi takich dni: ich moc oczyszczenia i duchowego uzdrowienia, przekształcenia i odnowienia całego duchowego życia jest ogromna – bez przesady można rzec, że Pan Bóg wylewa w tych dniach nie tylko strumienie, ale oceany łask. Dlaczego tak jest? Ponieważ nadobficie wynagradza On nasz mały wysiłek poświęcenia Mu kilku dni.

Ars Serviendi 2011 - relacja uczestnika

"Nauka a religia; wyzwania nowoczesnej apologetyki" - właśnie pod takim hasłem przebiegała tegoroczna edycja spotkań Ars Serviendi w Bukowinie Tatrzańskiej. Jak w poprzednich latach, również teraz odbyły się one w ostatnim tygodniu lipca. Okazały się jednak być dość szczególne ze względu na wybór tematu pozaliturgicznego. Pozwoliło to na pewne odświeżenie i wzbogacenie formuły naszego zjazdu, a także większe otwarcie na uczestników o zainteresowaniach niekoniecznie ściśle liturgicznych, którzy jednak są przywiązani do starszej formy rytu rzymskiego lub ją dopiero poznają.

Rekolekcje zgromadziły 44 uczestników, z których większość przybyła z południa Polski, choć nie zabrakło także przedstawicieli północy, a nawet gości spoza naszych granic, z Litwy i Szwajcarii. Opiekę duszpasterską nad obozowiczami sprawował ks. Wojciech Grygiel z Bractwa Świętego Piotra oraz ks. Piotr Maroszek z Archidiecezji Krakowskiej. Nauka śpiewu chorału gregoriańskiego prowadzona była przez brata Benedykta z klasztoru w Tyńcu. Dość licznie zgromadzeni byli także klerycy kilku seminariów diecezjalnych i zakonnych: lubelskiego, krakowskiego, przemyskiego, drohiczyńskiego oraz oblackiego, saletyńskiego, Bractwa Świętego Piotra i Instytutu Dobrego Pasterza. Tak szeroki udział kleryków daje nadzieję na przyszłe rozprzestrzenianie się formy nadzwyczajnej rytu rzymskiego, tak aby stała się ona bardziej dostępna dla wiernych.

Każdy dzień rozpoczynał się wspólnym odmówieniem Laudesów - porannej modlitwy brewiarzowej. Następnym etapem było śniadanie, po którym odbywały się warsztaty liturgiczne dla ministrantów w trzech grupach: podstawowej z nauką usługiwania do mszy czytanej oraz dwóch bardziej zaawansowanych, w których nauczano służenia do mszy śpiewanej i uroczystej z asystą. Przed południem odprawiana była msza uroczysta lub śpiewana, która oprócz uczestników zjazdu gromadziła także wiernych z parafii oraz wypoczywających w Bukowinie.Uczestnicy zapamiętali zapewne szczególnie Mszę żałobną z egzekwiami za duszę ś.p. biskupa Albina Małysiaka, który w ostatnich latach swojego życia dawał wyrazy sympatii dla duszpasterstwa wiernych liturgii łacińskiej, poprzez celebrację Mszy pontyfikalnej i udzielenie sakramentu bierzmowania w Krakowie. Drugim istotnym punktem była celebracja mszy pontyfikalnej przez opata tynieckiego, o. Bernarda Sawickiego. Dla wielu uczestników była to pierwsza możliwość uczestnictwa w takiej mszy i włączenia się w nią poprzez służbę przy ołtarzu lub śpiew.

Wczesne popołudnie spędzaliśmy zwykle w swobodniejszej atmosferze, spotykając się "przy kawie" i dyskutując. Około godziny 15. zbieraliśmy się w kaplicy na wspólną modlitwę koronką do Miłosierdzia Bożego i krótką medytację biblijną lub Drogę Krzyżową. Po nabożeństwie odbywały się prelekcje. Cykl wykładów na temat relacji wiara - rozum poprowadził ks. dr Wojciech Grygiel FSSP. Podczas swoich prelekcji zwrócił uwagę uczestników na rozpowszechniony pogląd o sprzeczności tych dwóch rzeczywistości i pokazał, że jest on nieuprawniony, m.in. ze względu na odmienne płaszczyzny dyskursu. Prowadzący przybliżył krótko kilka problemów z pogranicza filozofii i współczesnej fizyki, spośród których centralne miejsce przeznaczył na rozważania dotyczące teorii wielkiego wybuchu. Nie zabrakło oczywiście wykładów liturgicznych. Piotr Szukiel zaprezentował proces kształtowania się Mszału Rzymskiego oraz opisał rytuał konsekracji kościoła i symbolikę tekstów mszy Terribilis. Dzięki życzliwości księdza proboszcza można było także wysłuchać w kościele koncertu organowego pana Wojciecha Gracza. Ponadto brat Benedykt z Tyńca przybliżył różne tradycje śpiewania chorału oraz podzielił się swoimi doświadczeniami z pobytu w klasztorach benedyktyńskich w Irlandii. Wykłady dopełniała dyskusja i duża ilość pytań do prowadzących.

Wieczorem ponownie gromadziliśmy się w kościele na Nieszporach. Każdy dzień rekolekcji kończył się wspólnym śpiewem Komplety, po której można było jeszcze uczestniczyć w adoracji Najświętszego Sakramentu. Nie można także zapomnieć o wymiarze towarzyskim Ars Serviendi. Spotkania okazały się szansą do spotkania osób kochających tradycyjną liturgię i żyjących nią, nawiązania nowych przyjaźni i znajomości. Pomimo niesprzyjającej pogody, udało nam się poświęcić jedno popołudnie na "wyjście w góry" i cieszyć się piękną panoramą Tatr. Bardzo miłym akcentem było także wspólne próbowanie tortu imieninowo-urodzinowego kilku uczestników i poobiednie dyskusje kuluarowe. Pozostaje tylko wyrazić życzenie, abyśmy spotkali się znów w przyszłym roku w szerszym gronie i przy lepszej pogodzie.

kl. Jakub Kamiński FSSP

Tekst ukazał się w 2. numerze biuletynu Bractwa Kapłańskiego św. Piotra w Krakowie. Przyszłoroczne rekolekcje Ars Serviendi odbędą się w dniach 20-27 lipca 2012 roku.

Źródło informacji: NOWY RUCH LITURGICZNY

Z księgarskiej półki c.d.

Jaroslav Pelikan

TRADYCJA CHRZEŚCIJAŃSKA

Historia rozwoju doktryny

Tomy I-V


Wydawnictwo Uniwersytetu Jagielońskiego, Kraków 2008-2010
ISBN: 978-83-233-2906-0
format: B5, ss. 2088, oprawa: miękka, cena: 196,48 zł

Tradycja chrześcijańska. Historia rozwoju doktryny pięciotomową pracą, której przyświeca jedna, przewodnia idea decydująca o strukturze i organizacji tekstu. Jednocześnie każdy z tomów pomyślany został jako samodzielna, zamknięta całość, niezależna w swej zawartości od pozostałych. Jeśli, na przykład student zajmujący się sztuką średniowieczną lub polityką w czasach Reformacji będzie chciał poznać doktrynalne podstawy przedmiotu swoich studiów, powinien sięgnąć do odpowiedniego tomu i posłużyć się nim jako samodzielną książką. Każdy tom posiada własny tytuł i, mam nadzieję, własne przesłanie. Niemniej jednak dzieło jako całość ma sprostać zuchwałemu, aczkolwiek potrzebnemu zadaniu ukazania chrześcijańskiej doktryny od jej początków do XX wieku.

Z Przedmowy do tomu I

**********

Praca ta jest godnym uwagi początkiem ważnego przedsięwzięcia. Autor zgłębia i ocenia fakty oraz oddziela je od fikcji, przyjmując naszą perspektywę jako spadkobierców wspaniałej tradycji, z której możemy czerpać wiedzę pomocną w rozwiązywaniu problemów dzisiejszych czasów. Książka stanowi wkład w odnowę chrześcijaństwa we wszystkich jego aspektach.

John Macquarrie, „New York Times Book Review”

Godne uwagi wydarzenie w życiu współczesnego Kościoła i powód do radości! Cudownie napisana książka, klarowna i nowatorska. Błyskotliwe ujęcie tematu oraz wyczerpujący dobór źródeł i materiałów.

David Larrimore Holland, „Christian Century”

Praca jest oparta na badaniach nad średniowiecznymi autorytetami i ich dziełami. Liczba źródeł wykorzystanych przez autora i jego dogłębna znajomość współczesnych opracowań przedmiotu budzą podziw, jeszcze ważniejsza jest jednak jego zdolność do uchwycenia formy i kierunku rozwoju średniowiecznej doktryny oraz – dzięki przemyślanemu wyborowi tekstów i postawieniu odpowiednich akcentów – ukazanie istoty owego rozwoju w formie jasnej i wyrazistej narracji. Nikt spośród zainteresowanych chrześcijaństwem, niezależnie od obszaru specjalizacji, nie może przejść obojętnie obok tej wyjątkowej pracy.

Bernard W. Scholz, “History”

To wielotomowe opracowanie jest lekturą obowiązkową dla studentów poznających historię rozwoju doktryny chrześcijańskiej, a także ważnym źródłem dla badaczy zajmujących się dziejami religii. Dzieło profesora Pelikana stanowi doskonały punkt wyjścia do dalszych badań w tej dziedzinie, czytelnicy zaś odnajdują w autorze swego nauczyciela i mistrza.

Marjorie O’Rourke Boyle, „Commonweal”

Wiedzę na temat ogromnego wysiłku intelektualnego najlepszych umysłów kolejnych pokoleń, jaki włożono w budowanie gmachu doktryny chrześcijańskiej, warto posiąść. Trudno o bardziej przejrzysty, interesujący i przyjazny przewodnik w tym zakresie niż to wspaniałe dzieło.

„Economist”

Jako światowej sławy teolog i historyk religii autor próbuje prześledzić ewolucję i koincydencję najważniejszych idei chrześcijaństwa zarówno z punktu widzenia optyki katolickiej, jak i prawosławnej oraz luterańskiej. Tradycja chrześcijańska Pelikana ma właściwie wszystkie zalety, jakie chciałoby się znaleźć w bardzo dobrym, naukowym materiale dydaktyczno-pedagogicznym.

Dr hab. Albert Gorzkowski, prof. UJ

Cykl Tradycja chrześcijańska. Historia rozwoju doktryny

TOM I: Powstanie wspólnej tradycji (100-600)

TOM II: Duch wschodniego chrześcijaństwa (600-1700)

TOM III: Rozwój teologii średniowiecznej (600-1300)

TOM IV: Reformacja Kościoła i dogmatów (1300–1700)

TOM V: Doktryna chrześcijańska a kultura nowożytna (od 1700)

Zapomniane prawdy c.d.

‎"Tolerować nie znaczy zapomnieć, że to, co tolerujemy, na nic więcej nie zasługuje."

Nicolás Gómez Dávila

ks. Régis de Cacqueray FSSPX: Asyż: Wypaczony pokój Chrystusowy

Image Image

Image Image Image Image Image

Proszę kliknąć na skan, to powiększy się do czytania w nowym oknie

Źródło informacji: http://www.traditia.fora.pl

Rabini apelują do Kościoła o zawieszenie rozmów z lefebrystami


Konferencja Rabinów Europejskich (CER) zaapelowała od Stolicy Apostolskiej, by zawiesiła rozmowy z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X na temat pełnego pojednania z Kościołem katolickim.

RealCatholicTV o rozmowach Bractwa św. Piusa X z Rzymem

Biskupi i wierni - dlaczego siebie nie rozumieją

- Czy między biskupami i rzeszami wiernych powstaje coś w rodzaju oddzielającej szyby? Czasami można odnieść wrażenie, że obie strony patrzą na siebie z pewnego dystansu, a coraz mniej się słyszą i rozumieją. Z czego to wynika? - przedstawia poratlowi Fronda.pl swoje argumenty Paweł Milcarek z "Christianitas".

Po pierwsze: problem anonimowości. W kościołach czyta się nam listy Episkopatu Polski. Ich siłą ma być m.in. to, że wyrażają wspólne stanowisko ogółu biskupów. Ale "ogół" nie ma twarzy, więc czasami mocniej brzmi wypowiedź pojedynczego hierarchy do kamery, nawet jeśli mówi on faktycznie coś innego, nawet coś sprzecznego z tym, pod czym podpisał się kolegialnie Episkopat Polski. Powstaje wrażenie, że oficjalne komunikaty są tylko rytuałem, a "tak naprawdę" biskupi uważają inaczej. To także kwestia języka: listy czasami przypominają referaty popularnonaukowe, mało w nich życia.

Po drugie: problem praktyczności. Jest faktem, że w ciągu ponad dwudziestu lat nowej niepodległości pod egidą Episkopatu Polski nie zrodziła się lub nie przetrwała niemal żadna znacząca inicjatywa, wzmacniająca strukturalnie życie katolickie: ani gazeta ogólnopolska, ani radio, ani telewizja, ani żaden dynamiczny ruch społeczny, ani jakaś znacząca inicjatywa edukacyjna (pewnym pocieszającym wyjątkiem jest Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia), ani nawet jakieś szeroko zakrojone przedsięwzięcie duszpasterskie w stylu Wielkiej Nowenny Prymasa Wyszyńskiego. W tych wszystkich dziedzinach obserwujemy natomiast niemoc lub brak zainteresowania albo i odruchy "psa ogrodnika". To też powoduje u wiernych odruch braku zainteresowania biskupim teoretyzowaniem. Przykład Radia Maryja to dla wielu lekcja, że trzeba robić swoje nie oglądając się na zgodę biskupów.

Po trzecie: problem wiarygodności. Za nami przyklepana sprawa lustracji, z dość niezwykłą konkluzją, że winnych nie było - mało kto w to wierzy, więc trucizna nieufności pozostanie na długo. Sprzyja temu klimat: w sytuacji ostrego rozdarcia politycznego między partią władzy i partią opozycji biskupi są nieustannie podejrzewani o uleganie wpływom partyjnym. Takie podejrzenia, nieraz karmione bogatą wyobraźnią rozżalonych ludzi, działają paraliżująco. Przypadek św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego poucza nas, że biskup naprawdę staranny o suwerenność Kościoła naraża się wszystkim możnym: i "zaborcom", i "powstańcom". Jednak z kolei przykład Sługi Bożego kard. Wyszyńskiego podpowiada, że w takiej skomplikowanej sytuacji hierarcha musi nauczyć się komunikować bezpośrednio ze swoim ludem, nie może go zostawiać samego na ulicy jak "owiec bez pasterza", między pałacem i wiecowym mówcą.

Po czwarte: kwestia formacji czy selekcji do biskupstwa. Dziś biskupem zostaje ksiądz z doktoratem, tytuł naukowy jest wymagany. Ale tego tytułu raczej nie uzyskają księża mocno zaangażowani w aktywne duszpasterstwo i czasochłonne życie parafii, poświęcania się dla wspólnot, katechezę w szkołach czy spotkania z młodzieżą. W jakimś sensie u przyszłych biskupów czas przeznaczony dla duszpasterstwa, zostaje przeznaczony na pracę naukową (można to porównać ze wschodnim zwyczajem, że biskupami zostają mnisi - i wydaje się, że to jest o wiele lepsze rozwiązanie, bo lepiej przygotowuje do rządzenia duszami teologia jako modlitwa, niż teologia jako kariera uniwersytecka). Ponadto mamy za sobą 20 lat nominacji biskupich spod ręki jednego, "wiecznotrwałego" nuncjusza o dość jednoznacznym adresie środowiskowym, określonych sympatiach i skomplikowanej przeszłości. Przynajmniej to ostatnie niedawno się zmieniło.

Last but not least: obecnym biskupom nie jest i nie będzie łatwo, nawet jeśli sami próbują jak najlepiej; wielki kredyt zaufania mocno stopniał. Jest bardzo dużo goryczy, nieufności, pesymizmu. Gdy zwyciężają emocje, ludzie chcą mieć w biskupach nie tyle pasterzy i nauczycieli, ile duchowych patronów swoich świeckich nadziei. Mimo to jedynym rozwiązaniem jest pójście wyraźnie drogą Benedykta XVI: oczyszczenie bez względu na ludzkie rachuby, nonkonformizm wymagań, uznanie dla tradycji, gotowość do wyjaśniania swoich decyzji.

Not. Jarosław Wróblewski

Źródło informacji: FRONDA.pl

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.