W mowie zamykającej trzecią sesję II Soboru Watykańskiego papież Paweł VI ogłosił Najświętszą Maryję Pannę Matką Kościoła. Powiedział wówczas: „Na chwałę Matki Bożej i ku naszemu pokrzepieniu, ogłaszamy Najświętszą Maryję Pannę Matką Kościoła, to jest całego ludu Bożego, zarówno wiernych, jak i pasterzy, którzy nazywają Ją najukochańszą Matką. Pragniemy, by pod tym najmilszym tytułem, od tej chwili, Dziewica Matka była jeszcze bardziej czczona i wzywana przez lud chrześcijański”.
W reakcji na te słowa o. Henri de Lubac powiedział do teologa o. Henri Denis: „Sobór dobiegł końca. Nie ma już Jana XXIII ani aggiornamento”. Reakcja ta nie była w żadnej mierze czymś wyjątkowym. Ów tytuł Matki Bożej, którego używał już Benedykt XIV w połowie XVIII wieku, został źle przyjęty przez postępowych teologów wywierających przemożny wpływ na pracę soboru. Epizod ten dobrze oddaje też prawdziwy stosunek liberałów do Najświętszej Maryi Panny, co z kolei może pomóc nam w zrozumieniu prawdziwego ducha soboru.
Soborowe kontrowersje dotyczące Najświętszej Maryi Panny odnosiły się w głównej mierze do poświęconego Jej osobie dokumentu. Początkowo komisja koordynacyjna, która odpowiedzialna była za określanie porządku prac soboru, przedstawiła projekt osobnego schematu poświęconego wyłącznie Matce Bożej, a zatytułowanego De Beata Maria Virgine, Matre Ecclesiae. Choć tekst ten znalazł uznanie u większości ojców soborowych, progresiści uznali go za nie do przyjęcia.
Zamach na Wszechpośrednictwo Maryi
Podczas spotkania zorganizowanego w Fuldzie latem 1963 roku biskupi i teologowie z krajów niemieckojęzycznych, którą to grupę o. Ralph Wiltgen nazwał „Sojuszem Europejskim”, omawiali swą strategię na najbliższą sesję soboru. Podjęli wówczas decyzję, że postarają się nakłonić ojców do włączenia tekstu o Matce Bożej do Konstytucji o Kościele (znanej później jako Lumen gentium). Zgodnie z tymi postanowieniami kard. Frings z Kolonii zabrał głos podczas jednego z pierwszych zgromadzeń plenarnych III sesji, proponując zebranym, by schemat o Matce Bożej włączony został do Konstytucji o Kościele. Doprowadziło to do trwającej kilka dni namiętnej dyskusji, pod koniec której ojcowie soborowi minimalną większością zaaprobowali (29 października 1963 r.) plan „Sojuszu Europejskiego” stosunkiem głosów 1114 do 1097. Strategia ta opracowana została częściowo przez Karla Rahnera, wedle którego byłby to „najprostszy sposób na usunięcie ze schematu pewnych punktów teologicznych, które nie są dostatecznie rozwinięte”. Do owych punktów, które Rahner uważał za „niedostatecznie rozwinięte” należała doktryna o roli Maryi w rozdzielaniu łask, które wysłużyła zjednoczona z umierającym na krzyżu Synem.
Pomimo faktu, iż liczni papieże określali Najświętszą Maryję Pannę Pośredniczką wszelkich łask, a wybitni teologowie (jak np. o. Garrigou-Lagrange) wykazywali, że mogłoby to być zdefiniowane jako dogmat wiary, Rahner stwierdził, iż doktryna ta powinna być „rozpatrzona ponownie” – wskutek czego tytuł Pośredniczki zupełnie zniknął ze schematu. Choć niemieckojęzyczni biskupi nie do końca zgadzali się z tą argumentacją, zażądali jednak, by tytuł „Pośredniczka wszelkich łask” usunięty został ze względu na potencjalne nieporozumienia.
Taki obrót spraw był zdecydowanie na rękę francuskim progresistom w rodzaju kard. Lienarta, o. Yvesa Congara OP oraz ks. Rene Laurentina. Ojciec Congar pisał w roku 1961: „Muszę walczyć, w imię Ewangelii i tradycji apostolskiej, przeciwko rozwojowi mariologii, która nie wywodzi się z Objawienia, ale znajduje oparcie w tekstach papieskich”. Innymi słowy o. Congar – oraz w mniejszym lub większym stopniu ci, którzy podzielali jego punkt widzenia – pragnął obalić nauczanie Magisterium Kościoła w imię powrotu do „wiary apostolskiej”, która to tendencja potępiona została przez Piusa XII jako „fałszywy archeologizm”. Ludzie ci zapomnieli najwyraźniej, że to nie teologowie, ale Magisterium określa, co należy do Objawienia, a co nie.
Ekumenizm zaprzeczeniem prawdy
Jaki cel mieli progresiści w pomniejszeniu roli Najświętszej Maryi Panny? Przede wszystkim uważali oni, że jakiekolwiek szczególne względy okazane Matce Bożej mogłyby zahamować „dialog ekumeniczny z naszym braćmi odłączonymi”, by posłużyć się słowami kard. Fringsa z Kolonii. Innymi słowy, głównym przedmiotem ich troski nie była prawda teologiczna, ale względy ekumeniczne. Ksiądz Rahner, którego opinia – według o. Wiltgena – miała wielki wpływ na postawę niemieckojęzycznych biskupów, stwierdził po przeczytaniu projektu zatwierdzonego przez komisję koordynacyjną w roku 1963, że zatwierdzenie go w tym kształcie „wyrządziłoby niewyobrażalną szkodę z ekumenicznego punktu widzenia, w relacjach zarówno z protestantami jak prawosławnymi”.
Kardynał Frings, ks. Rahner i inni ludzie ich pokroju troszczyli się bardziej o opinię ludzi, takich jak „biskup” Dibelius – niemiecki protestant, wedle którego doktryna Kościoła o Matce Bożej jest jedną z największych przeszkód w zjednoczeniu chrześcijan – niż o przedstawianie światu cudownych prawd dotyczących Matki Bożej. Niemieccy biskupi wysłali więc list do komisji rzymskich, odpowiedzialnych za kierowanie przebiegiem obrad, w którym wyrażali zastrzeżenia wobec dokumentu odnoszącego się do Matki Bożej, uznając przy tym za stosowne przytoczyć opinie kilku prominentnych uczonych protestanckich, wedle których jakiekolwiek nowe deklaracje dotyczące Matki Bożej przyczyniłyby się jedynie do „pogłębienia podziałów” pomiędzy katolikami a protestantami.
Autorzy wspomnianego listu pragnęli więc uszczuplić cześć należną Matce Bożej, aby nie urazić wrażliwości ludzi nie posiadających prawdziwej wiary. Skoro spojrzymy na to jedynie z tej perspektywy, dostrzeżemy natychmiast, jak wielkie niebezpieczeństwo kryje się za owym „ekumenicznym” podejściem. W oczywisty sposób prowadzi ono katolików do zaciemniania prawd wiary. Wiara pozwala nam poznać prawdziwą naturę wszechświata, a jeśli jakieś jej prawdy ukrywane są z obawy, iż ktoś mógłby nie chcieć ich usłyszeć, wówczas niemożliwym staje się zrozumieć dobrego Boga oraz stworzonego przez Niego świata.
Osłabienie wiary oraz czci wobec Maryi
We wspomnianym wyżej przypadku odmowa głoszenia otwarcie prerogatyw i godności Niepokalanej przesłania ludziom nieskończoną mądrość i moc Bożą, która przejawiła się w Jej stworzeniu, jak również niezmierną godność nadaną rodzajowi ludzkiemu, wynikającą z faktu, iż – jak pisze w Prawdziwym nabożeństwie św. Ludwik de Montfort – jednemu z jego członków udzielony został niewysłowiony przywilej wejścia w najściślejszy związek z Osobą Trójcy Świętej. Ta tendencja do lekceważenia przywilejów Matki Bożej pociągnęła za sobą również liczne ataki na ludowe formy pobożności maryjnej (wyczerpującą dokumentację na ten temat znaleźć można w Iota unum Romano Amerio).
Nie ulega wątpliwości, że owa próba ugłaskania protestantów doprowadziła do osłabienia prawdziwego nabożeństwa do Maryi wśród katolików. Próby ukrycia Matki Bożej przed protestantami i wyznawcami innych religii stanowią również zniewagę wobec Jej Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Kiedy Maryja przyniosła swego nowonarodzonego Syna do świątyni jerozolimskiej, świętobliwy Symeon wziął Go na swe ręce i ogłosił: „Ten oto postawiony jest na powstanie i na upadek wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”. Tak więc przez sam fakt swego istnienia Zbawiciel dzieli ludzi na dwa obozy: tych którzy Go przyjmują oraz tych, którzy odpowiadają Non serviam (Nie będę służył).
Święty Ignacy Loyola przedstawia ów podział wyraziście w swych Ćwiczeniach duchowych i wzywa ludzi dobrej woli do przyłączania się całym sercem do armii Chrystusa. Symeon jednak nie ogranicza się do tego. Zauważywszy zdziwienie św. Józefa i Najświętszej Maryi Panny, mówi do Niej: „A Twoją duszę miecz przeniknie, by na jaw wyszły zamysły serc wielu”. Innymi słowy, wszechmocny Bóg, który przemówił tego dnia przez usta świętobliwego starca, zamierzał powiązać Matkę z Synem jako znak sprzeciwu. Z tego właśnie powodu teologowie postrzegali tradycyjnie w prawdziwym nabożeństwie do Maryi oznakę wybraństwa.
Jakie więc dobro wyniknąć może z ukrywania Niepokalanej i milczenia o Jej prerogatywach? Czy naprawdę może to doprowadzić ludzi z powrotem do Boga? To tak, jakbyśmy zaprosili kogoś, by zaprzyjaźnił się z młodym człowiekiem, zamykając równocześnie jego matkę w szafie. Co pomyślałby sobie ów młodzieniec? Nasz Pan Jezus Chrystus powiedział: „Jeśliby się kto wstydził mnie przed ludźmi, ja będę wstydził się ich przed Ojcem mym, który jest w niebie”. Zastanówmy się, jak osądzi On tych, którzy wstydzili się Jego Matki?
Postępowi teologowie, którzy przejęli kontrolę na II Soborem Watykańskim, dokładali wszelkich starań by zminimalizować rolę Najświętszej Maryi Panny w dziele Odkupienia, aby nie urazić uczuć protestantów. Udało się im zablokować poświęcenie Jej osobnego dokumentu i pomniejszyć znaczenie tytułów, jakimi od wieków obdarzali Ją liczni papieże. Wszystko to ukazuje nam prawdziwe oblicze tzw. ducha soboru. Jako że Matka jest nierozłącznie związana ze swym Synem, nie powinno nikogo dziwić, że ci sami ludzie, którzy chcieli przemilczeć Jej rolę z obawy przed urażeniem protestantów, nie wahali się również milczeć o samym Zbawicielu wobec ludzi, którzy w Niego nie wierzą.
W tym kontekście nie powinno też dziwić, że zgodnie z duchem Vaticanum II obecny papież Franciszek rozpoczął swój pontyfikat od skierowania do naczelnego rabina Rzymu Riccardo di Segni przesłania, w którym napisał: „Mam wielką nadzieję, że będę w stanie przyczynić się do postępu, jakiego relacje pomiędzy Żydami a katolikami doświadczają od II Soboru Watykańskiego, w duchu odnowionej współpracy i w służbie światu, by stał się on jeszcze bardziej zgodny z wolą Stwórcy”.
Stanowisko to stanowi całkowite przeciwieństwo postawy pierwszego papieża – Piotra, którego pierwsze, „oficjalne pozdrowienie” przywódców „wspólnoty żydowskiej” miało całkowicie innych charakter. „Niech będzie wiadomo wam wszystkim i całemu ludowi Izraela, że w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka – którego ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych – że przez Niego ten człowiek stanął przed wami zdrowy. On jest kamieniem, odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się głowicą węgła. I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 10–12).
Kogo mamy więc naśladować? Jakie powinno być nasze stanowisko? Musimy przejąć się duchem św. Pawła, który pisał: „Nie wstydzę się wiary”. Elementem naszej walki mającej na celu odwrócenie zniszczeń dokonanych przez II Sobór Watykański, powinno być odważne głoszenie prawd odnoszących się do Najświętszej Maryi Panny. Broniąc prerogatyw Matki Bożej, bronimy równocześnie praw Jej Syna. A głosząc ludziom Jej chwałę, pomagamy Duchowi Świętemu pociągać dusze do Kościoła, a więc powiększać szeregi rodziny, w której Niepokalanej słusznie przynależy tytuł Matki.
Za „The Angelus” (lipiec 2013), tłum. Tomasz Maszczyk.