_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

poniedziałek, 28 lutego 2011

Aberracje liturgiczne cz. 36


Ewa Polak-Pałkiewicz - Wodzirej w sutannie, czyli "ksiądz z pasją"


Pogubiony świat, który patrzy na kapłanów katolickich z nieukrywaną niechęcią, wręcz ze wzgardą, upodobał sobie pewną ich kategorię, do której odnosi się z szacunkiem. Są to "księża z pasją", "odkrywani" w mediach, celebrowani podczas wielkich gal.

Ukazuje się ich jako rodzaj atrakcji, przeciwstawiając siłą rzeczy zwykłym, "szarym" kapłanom. Ich kapłaństwo nuży, jeśli nie denerwuje. Jest takie nieefektowne. Natomiast ksiądz ćwiczący skoki spadochronowe, pielgrzymujący do Rzymu na rolkach, ksiądz malarz lub poeta, namiętny fotografik, modelarz, hodowca egzotycznych zwierząt, przyprawia o dreszczyk emocji. To dopiero dobry ksiądz! We Włoszech wydawane są kalendarze z
księżmi, którzy prezentują najmodniejsze fryzury, okulary w eleganckich oprawkach lub owo nieuchwytne, a elektryzujące "coś" - w minie, geście - co ma inspirować nabywców. Inspirować, tylko do czego? Pomysł, by twarz księdza stanowiła wizualną atrakcję, by osoby duchowne troszczyły się o swój "wizerunek" niczym gwiazdy popkultury, by zastanawiały się, czy są, czy nie są "medialne", jest czystym szataństwem. Nawet czasopisma uchodzące za katolickie wpadają niekiedy w tę prymitywną pułapkę i zamiast ukazywać wielkość, unikalność samego kapłaństwa, zaczynają lansować "księży z pasją". Być może także jako rzekome remedium na obniżenie prestiżu społecznego kapłanów. Pytanie: co ma uczynić taki zwykły ksiądz, gorliwy kapłan, którego jedyną pasją jest Pan Bóg i tak nieefektowne zajęcie jak prowadzenie do Niego biednych grzeszników? Spalić się ze wstydu, że jest jakiś taki niewydarzony, niedzisiejszy...?
Wywieranie na kapłanów presji, by wreszcie czymś się zajęli, by nie byli tacy nudni i jednostronni, mówiąc ciągle tylko o Panu Bogu, to nie jest, nawiasem mówiąc, wynalazek naszych czasów. Księża, którzy aktywnością społeczną (intelektualną, artystyczną, sportową, zawodową) próbowali leczyć chorobę duszy, wpadając w ten sposób w coraz większy duchowy kryzys, byli znakiem rozpoznawczym czasu tuż po ostatnim soborze. Tabuny psychologów (oczywiście psychologów "humanistycznych", dla których wiara jest czymś w rodzaju dziecięcej wysypki, która kiedyś musi minąć), wpuszczanych do domów zakonnych, seminariów, wmawiały ich mieszkańcom, że ich powołanie jest wynikiem zaburzeń emocjonalnych, że umrą, o ile nie znajdą sobie czegoś świeckiego - rodziny lub przynajmniej hobby, "pasji", fascynacji, co im pozwoli zachować równowagę psychiczną... W rezultacie dziesiątki tysięcy opuściło stan duchowny, inni zajęli się skutecznie działalnością świecką, do której posługa kapłańska była - i jest - tylko dodatkiem (przypadek wielu jezuitów na Zachodzie).
Szatan zawsze podpowiada, że Bóg nie wystarczy. Że muszą mieć w życiu "pełnię", "satysfakcję", "realizować się". Poza Bogiem, poza przywarciem do Niego i służeniem Mu aż do ostatniego oddechu. Że drogą do drugiego człowieka nie jest Zbawiciel, lecz polityka, kultura, turystyka, sport, muzyka, dobroczynność, zabawa.
Dziś obserwujemy powtórkę z tamtych czasów. Zwłaszcza polskich księży kusi się - po latach, gdy przymusowo co drugi z nich był budowniczym, architektem etc. - rozmaitymi aktywizmami, rzekomo po to, by mieli poczucie, że "są kimś", że mogą się podobać.
"Gwiżdżący ksiądz! Niemożliwe? Możliwe. Niezbity fakt. Teraz uprzytomniłem sobie, że o nim słyszałem. Młody ksiądz występował co niedziela wieczorem w popularnym programie telewizyjnym, nadawanym pod egidą pewnej firmy produkującej maty do łazienek. Jego rola polegała na gwizdaniu piosenek. Repertuar dobierał bardzo urozmaicony, na wszystkie gusta, dla każdego coś miłego (...). - Najpierw gwiżdże jakąś starą, ogólnie lubianą pieśń, jak na przykład 'Długa, długa ściele się droga'. Potem jakiś aktualny przebój, powiedzmy 'Ile kosztuje ten piesek z wystawy?'. I na zakończenie wykonuje 'Ave Maria' lub coś w tym rodzaju. - Rozumiem. Kończy się zawsze nutą religijną. - Właśnie, na tym cała rzecz polega... Gwiżdżąc, dociera do ludzi, do których innym sposobem nigdy by nie trafił. Jeszcze jeden most na drugi brzeg, na brzeg nienawróconych. Tym razem zbudowany z wygwizdanych melodii... Wielbiciele talentu po prostu zasypują go listami" (Edwin O´Connor, Oścień smutku, IW PAX 1964).
Czy trzeba w tym miejscy dodawać, że drugą kategorią księży, która cieszy się pełnym uznaniem w oczach świata, są ci, którzy porzucili kapłaństwo? To prawdziwi ulubieńcy mediów. Ich opinii - na każdy temat, ale zwłaszcza na temat Kościoła - słucha się z pilną uwagą. To prawdziwi mentorzy, np. dla "Tygodnika Powszechnego". Jeszcze jedna postać kuszenia: zaspokoić pychę, uwieść popularnością w mediach. Kto wie, czy niejeden słaby człowiek nie zastanawia się, czy dla tej ceny nie porzucić kapłaństwa. Bo chce być kimś. A może ich samych przyciągnęło do Kościoła fałszywe wyobrażenie o nim zbudowane na "akcjach", "promocjach", katolickich "wesołych miasteczkach"? Na wszystkim - tylko nie na odkryciu prawdy o tym, że człowiek jest zdolny do "połączenia absolutnego aktu woli z czymś, co jest samo w sobie absolutne" (Romano Amerio, Iota Unum). Ten sam autor dodaje: "Podstawowy błąd, jaki popełniają krytycy sakramentalnego kapłaństwa w Kościele, które jest prawdziwą formą kapłaństwa jako takiego, polega na nierozpoznaniu istoty, czy, innymi słowy, stałej natury rzeczy i redukowaniu jej do poziomu ludzkiego i funkcjonalnego (...). Innowatorzy skupili uwagę na identyczności natury ludzkiej i odrzucają specjalny, ponadnaturalny charakter, jaki kapłaństwo nadaje człowiekowi, dzięki któremu kapłan jest kimś wyjątkowym: 'Segregate mihi Saulum et Barnabum'".
Edwin O´Connor: "Nie lubię karnawałowych metod wabienia do Kościoła błyskotkami i nie ufam tym metodom... sądzę, że są wielkim błędem. Przede wszystkim dlatego, że brak im godności (...), żaden z tych sposobów nie może - a przynajmniej nie powinien być - pod żadnym pozorem efekciarski, fałszywy lub wulgarny, w przeciwnym razie narażamy się na niebezpieczeństwo, że cień efekciarstwa, fałszu i wulgarności padnie na wyobrażenie Boga, religii, Kościoła i duszy ludzkiej. (...) Kto wie, ile osób, które z życzliwością, nawet z najlepszą wolą zbliżyły się do Kościoła, wycofało się potem prędko, ponieważ zraziły je operetkowe efekty, spotkane od razu na wstępie".
Święta Teresa z Lisieux zostawiła swoją modlitwę za kapłanów. Prosi w niej Pana Jezusa, Najwyższego Kapłana, by zachował "w czystości i wolności od spraw ziemskich ich serca, naznaczone wzniosłym piętnem Twojego pełnego chwały kapłaństwa... Strzeż ich przed zakażeniem świata...". Ta prośba dziś, może bardziej niż kiedykolwiek, staje się pilna, dziś, gdy świat już nie potrafi ukryć, jakie sobie stawia cele i Kto jest mu najbardziej obcy. Upominajmy się o kapłanów, którzy są największym skarbem, jaki mamy na ziemi. Nie oddawajmy ich pochlebcom, zawodowym oszustom i fałszywym przyjaciołom.
Źródło informacji: NASZ DZIENNIK Sobota-Niedziela, 12-13 lutego 2011, Nr 35 (3966)

O wychowaniu katolickim

Wykład x. Jana Jenkinsa FSSPX p.t.

O WYCHOWANIU KATOLICKIM

Szczecin, 31 V 2009 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

MP3, 24 MB

POBIERZ PLIK

sobota, 26 lutego 2011

Le Concile Vatican II et l'herméneutique de la continuité / Sobór Watykański II i hermeneutyka ciągłości

A l'occasion du Xe Congrès théologique du Courrier de Rome dont le thème était cette année "La Tradition : une solution à la Crise de l'Eglise", nous avons interrogé le supérieur du district d'Italie de la Fraternité Saint-Pie X, Don Davide Pagliarani. Il a consacré son intervention à la place du Concile Vatican II dans le Magistère de l'Eglise et à la question de l'herméneutique de la continuité.

czwartek, 24 lutego 2011

Katolicka tożsamość dzisiaj

Wykład J.E. x. bpa Bernarda Fellaya FSSPX

KATOLICKA TOŻSAMOŚĆ DZISIAJ

Lublin, 15 X 2007 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

MP3, 118 MB

POBIERZ PLIK

środa, 23 lutego 2011

Szkoła katolicka czy laicka?

Zapis konferencji p.t.

SZKOŁA KATOLICKA CZY LAICKA?

Lublin, 29 XI 2007 r.

Konferencję zorganizowała Fundacja Pomocy Szkole „Auxilium Scholae”

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

MP3, 55 MB

POBIERZ PLIK

Liberalizm największym wrogiem Kościoła

Wykład p. x. Karola Stehlina FSSPX pt.

LIBERALIZM NAJWIĘKSZYM WROGIEM KOŚCIOŁA

Przemyśl, 12 X 2006 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

MP3, 33 MB

POBIERZ PLIK

poniedziałek, 21 lutego 2011

Ekumenizm grzechem przeciwko miłości

Wykład p. x. Karola Stehlina FSSPX pt.

EKUMENIZM GRZECHEM PRZECIWKO MIŁOŚCI

Lublin, 17 I 2007 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie MP3

MP3, 70 MB

POBIERZ PLIK

Co to znaczy uniwersytet katolicki?

niedziela, 20 lutego 2011

Biskup Atanazy Schneider - Czas na nowy Syllabus?


W dniach 16-18 grudnia ub. roku niedaleko bazyliki św. Piotra w Rzymie odbyło się sympozjum naukowe pod hasłem "Jak sobór pastoralny mógł przerodzić się w sobór „superdogmatyczny ?", czyli o właściwym odczytaniu Soboru Watykańskiego II w świetle Tradycji Kościoła. Wśród prelegentów, którzy wskazali na nadużycia, jakich dopuszczono się podczas duszpasterskiego Soboru Watykańskiego II byli prof. Roberto de Mattei i teolog Brunero Gherardini, kanonista, profesor emerytowany uniwersytetu laterańskiego oraz redaktor naczelny tomistycznego pisma „Divinitas”.

Gherardini jest autorem książki "Concilio ecumenico Vaticano II. Un discorso da fare" na temat Soboru Watykańskiego II, która kończy się apelem do papieża o rewizję dokumentów soborowych, aby ocenić, w jakim stopniu są one zgodne lub sprzeczne z tradycyjnym nauczaniem Kościoła. Wstęp do tej książki napisał arcybiskup Kolombo, Albert Malcom Ranjith, sekretarz watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, który w listopadzie ub. roku ogłoszony został kardynałem.

Na konferencji przemawiał także biskup pomocniczy Karagandy Atanazy Schneider, który zwrócił się z prośbą do papieża o dwa środki przeciwko nadużyciom posoborowym: o wydanie czegoś w rodzaju „Syllabusa” przeciw błędom doktrynalnym interpretacji Soboru Watykańskiego II i mianowanie biskupów, którzy są „święci, odważni i głęboko zakorzenieni w tradycji Kościoła.

Wśród słuchaczy znaleźli się biskupi, kardynałowie, przedstawiciele urzędów watykańskich, prominentni teologowie. Prelekcjom przysłuchiwali się m.in. kard. Velasio de Paolis, abp Agostino Marchetto, bp Luigi Negri, Msgr. Florian Klfhaus.

Nagrania video z sesji naukowej p.t. "Jak sobór pastoralny mógł przerodzić się w sobór „superdogmatyczny?"




Na stronach La TV dell'Immacolata oraz na youtube.pl umieszczono nagrania z sesji naukowej poświęconej Soborowi Watykańskiemu II, która odbyła się w Rzymie w dniach 16-18 grudnia 2010 r, pod hasłem: "Jak sobór pastoralny mógł przerodzić się w sobór „superdogmatyczny?". 


***

OTO SPIS DOSTĘPNYCH PLIKÓW VIDEO NA STRONIE LA TV DELL'IMMACOLATA

***


13 - Rinnovamento all'interno della Tradizione. Conferenza di Mons. Agostino Marchetto al convegno di studi sul Vaticano II

16 - Convegno di studi sul Concilio Ecumenico Vaticano: chiusura. Intervento finale di Mons. Brunero Gherardini.

Kanonicy Regularni św. Jana Kantego




Wywiad z założycielem i przełożonym Kanoników Regularnych Świętego Jana Kantego, x. Frankiem Phillipsem przeprowadzony przez redakcję portalu Paix Liturgique


1) Czy mógłby Ksiądz Kanonik przedstawić czytelnikom Listu Paix Liturgique swój instytut?

Kan. Phillips: W sercu naszej misji leży przekonanie, że Kościół naucza nas angażując zmysły: im bardziej wyedukowane są nasze zmysły, tym bardziej wzrastamy w Wierze.

Niegdyś na kamieniach węgielnych kościołów pisano „Dom Boży i Brama Niebios”. Właśnie „Domem Bożym i Bramą Niebios” jest Kościół – boska instytucja powierzona ludziom. Wszystkie kościoły, jako miejsce kultu, powinny nas prowadzić w tym kierunku, uwzniaślając nasze zmysły: wzrok – poprzez piękno otoczenia; węch – poprzez zapach kadzidła; słuch – poprzez brzmienie organów; dotyk – poprzez kontakt z drewnem ławek i klęczników wypolerowanym dotykiem pokoleń wiernych, którzy nas poprzedzili; wreszcie smak – poprzez przyjmowanie Świętej Hostii, Jezusa Chrystusa, który zaszczyca nas Swą obecnością.

Oto znaczenie naszej oficjalnej dewizy „Instaurare Sacra”, do której dołączamy jeszcze wewnętrzną zasadę: „Only the best for the Altar” („Dla Ołtarza to co najlepsze”).

Naszej misji przyświeca postać świętego Jana Kantego – polskiego patrona – pokornego i uczonego kapłana z XV wieku. Nasza główna parafia została założona przez imigrantów polskich pod koniec XIX wieku właśnie pod jego wezwaniem.

2) Słówko na temat waszych statutów i zaplecza osobowego?

Kan. Phillips: Na razie jesteśmy zwykłym stowarzyszenim wiernych (1). Powiedziałem: „na razie”, bowiem wniosek o przyznanie nam statusu na prawie diecezjalnym jest teraz rozpatrywany przez miejscowego biskupa. Takie prawne uznanie jest rzeczą zasadniczą dla dalszego rozwoju, ponieważ pozwoli uczynić zadość zaproszeniom biskupów, którzy chcą, byśmy lokowali się w ich diecezjach.

Jak chodzi o liczebność, jest nas 9 księży i mamy obecnie 29 seminarzystów. Powołania pojawiają się przez Internet (strona Kanoników Świętego Jana Kantego jest dobrze zaprojektowana i przyciąga wielu odwiedzających – red.) lub dzięki rekomendacjom zaprzyjaźnionych księży. Nasi klerycy studiują w seminarium Connecticut (Holy Apostles), które zrzesza wiele wspólnot. Każdego dnia oferuje mszę świętą, różaniec, odmawianie Liturgii Godzin, a trzy razy w tygodniu mszę celebrowaną w formie nadzwyczajnej.

Nasi kapłani żyją we wspólnocie, według reguły świętego Augustyna. Tu muszę nadmienić, że bardzo się wzruszyłem, gdy usłyszałem pierwsze pytanie, jakie zadano mi w Rzymie w trakcie naszych starań o przyznanie statusu. Brzmiało ono: „W jaki sposób regulowane jest wasze życie wspólnotowe?” To znak, że Rok kapłański już przynosi owoce i przestano oceniać księdza tylko za prowadzoną działalność, natomiast ważny jest również jego sposób życia.

3) Wasze działania skupiają się głównie na pracy w parafii, jak by można ją scharakteryzować?

Kan. Phillips: Poza działaniami na rzecz sztuki sakralnej, wyróżniamy się między innymi tym, że umacniamy jak tylko się da żywą praktykę religijną w rodzinach. Zachęcamy wiernych, by mieli domowy ołtarzyk i się wokół niego gromadzili. Zapraszamy do uczestnictwa w Liturgii Godzin, gdy jest to możliwe. Święcimy domostwa w święto Epifanii – mam na myśli pochodzącą z Niemiec tradycję „święcenia kredy”. Kredą tą zapisuje się nad progiem domu inicjały imion Trzech Króli, w celu powierzenia rodziny ich opiece oraz liczbę oznaczającą bieżący rok. 27 grudnia, w dzień świętego Jana Ewangelisty zachowujemy tradycję błogosławienia wina. Żaden spośród naszych wiernych nie wzniesie toastu bez wspomnienia św. Jana. To na pamiątkę pewnego zdarzenia z życia Apostoła, gdy podano mu w kielichu zatrute wino, a on uczynił nad nim znak krzyża i natychmiast wyszedł z kielicha wąż. Powierzamy rodziny Najświętszemu Sercu Jezusowemu, itd. Utrzymujemy wiele pobożnych zwyczajów wynikających z polskich korzeni naszej parafii macierzystej.

Zarówno wśród wiernych, jak i seminarzystów staramy się ponadto nauczać i budzić miłość do dziejów Kościoła, a szczególnie do historii Rzymu. Zaczyna się już na katechezie dziecięcej. W czas Wielkiego Postu rozdajemy rodzinom książeczki zawierające listę „stacji” (w każdym dniu Wielkiego Postu w innym kościele stacyjnym celebrowana jest w Rzymie przez papieża msza święta – red.) oraz opis wszystkich świętych czczonych w kolejnych dniach, a także różnego rodzaju wskazówki (w tym plan Rzymu). Mamy nadzieję pomóc dzieciom lepiej przyswoić sobie to, co jest częścią ich dziedzictwa. W Zielone Świątki, wzorem zwyczaju przyjętego na Panteonie, zrzucamy deszcz płatków różanych wewnątrz kościoła, dla uczczenia zstąpienia Ducha Świętego zesłanego na Apostołów w postaci języków ognia. Teksty czytane w trakcie naszych posiłków wspólnotowych pochodzą z Martyrologium rzymskiego. Wszystko to dla ożywienia nabożnej miłości do Kościoła Świętego i wzmocnienia więzi ze Stolicą Piotrową.

Wreszcie u zwieńczenia tego pięknego Roku kapłańskiego, który przeżywaliśmy dzięki Ojcu Świętemu, chciałbym podkreślić również naszą naturalną skłonność do spowiadania. Idąc za przykładem świętego Jana-Marii Vianney, którego relikwie czciliśmy w mionionym roku, konfesjonał uważamy za naturalne miejsce pracy naszych księży. Każdej niedzieli pięciu z nich spowiada przez cały dzień. Nierzadko w naszej parafii macierzystej liczącej 2500 parafian do takiej spowiedzi przychodzi w ciągu jednej niedzieli 500 osób.
4) Powiedział Ksiądz: „Dla Ołtarza to co najlepsze”, co doskonale oddaje uważność, z jaką odprawiacie liturgię. Jak zatem przyjęliście opublikowane w 2007 roku motu proprio Summorum Pontificum, które przywraca liturgię tradycyjną?

Kan. Phillips: W parafii Świętego Jana Kantego liturgia ta celebrowana była, de facto, zanim jeszcze założyliśmy nasze towarzystwo. Mszał z 1962 roku jest tu rzeczywiście w użyciu od połowy lat 90-tych, do czego zaprosił nas kardynał Bernardin, ówczesny arcybiskup Chicago.

Również pod koniec lat 90-tych, gdy miałem szczęście spotkać kardynała Ratzingera i zaprezentować mu parafię, nie omieszkałem nadmienić, iż odprawiamy w rycie rzymskim zarówno w jego nowej formie jak i w formie tradycyjnej. Ku memu wielkiemu zmieszaniu, zawołał wtedy: „Nareszcie! Nareszcie jakaś wspólnota, która celebruje obie liturgie!”

Pod tym względem MP nie stanowiło dla nas zwrotu, ponieważ już wcześniej odnowiliśmy więź ze mszą tradycyjną. Natomiast, odkąd dowiedzieliśmy się o jego ogłoszeniu, 7 lipca 2007 roku, zdecydowaliśmy, że będziemy działać na rzecz jej propagowania. Natychmiast zabraliśmy się do stworzenia pomocy informatycznej, którą udało się umieścić w Internecie w sierpniu 2007 roku, czyli tuż przed jego wejściem w życie 14 września tego samego roku.

W obu naszych parafiach celebrujemy obie formy: zwyczajną i nadzwyczajną, nie tylko w niedzielę, ale i w tygodniu. W niedzielę w parafii macierzystej odprawiamy w formie nadzwyczajnej zarówno cichą mszę, jak i mszę uroczystą.

5) Według Benedykta XVI odprawianie obu form rytu powinno przynosić wzajemne ubogacenie. Według biskupów i księży temu przeciwnych jest ono rzekomo źródłem problemów i napięć. Jak rzecz ma się w waszych parafiach?

Kan. Phillips: Nie zdziwię pana, mówiąc, że ta dwojaka forma odprawiania mszy jest dla nas źródłem ubogacenia, tak jak tego pragnął Ojciec Święty. Przywołam tylko jeden przykład, często zresztą cytowany z mocą przez przeciwników tekstu papieskiego: kalendarz liturgiczny.

Dla nas z istnienia dwóch oddzielnych kalendarzy liturgicznych nie wynikają żadne trudności. Wręcz przeciwnie, jest to jedną z radosnych stron MP. To wielka łaska dla nas i naszych wiernych, że możemy wspominać dwóch świętych każdego dnia, tudzież świętować każdego z nich dwa razy do roku! W ten sposób święto naszego patrona świętego Jana Kantego przypada zarówno 20 października (według kalendarza tradycyjnego) jak i 24 grudnia (według zwykłego). Dwa dni w towarzystwie tego samego świętego, nasze życie parafialne zostaje wzbogacone!

6) Czy na koniec może nam Ksiądz opowiedzieć, w jaki sposób zwykłe stowarzyszenie świeckich z Chicago zdołało zostać organizatorem spotkania służącego poznawaniu formy nadzwyczjanej w Fatimie?

Kan. Phillips: Byliśmy w Fatimie na pielgrzymce w zeszłym roku (regularnie przed złożeniem ślubów zabieramy tam nowicjuszy), gdy oto podszedł do nas młody człowiek i zapytał, czy to my jesteśmy Kanonikami od Kantego.

W trakcie wspólnej dyskusji opisał sytuację Portugalii i sąsiedniej Hiszpanii wspominając o zastrzeżeniach i obawach, które w tych krajach hamują wszelki rozwój formy nadzwyczajnej. Wierni po prostu nie mają do niej dostępu, w każdym razie nie w Portugalii.

Jako stały czytelnik naszej strony internetowej był zorientowany, że organizowaliśmy już spotkania polegające na prezentacji i ułatwianiu pierwszego kontaktu z formą nadzwyczajną. Poprosił zatem o zorganizowanie czegoś podobnego w Fatimie w czasie kolejnej pielgrzymki, zapewniając, że będzie w stanie zgromadzić wystarczającą liczbę zainteresowanych, osób świeckich i duchownych, by był sens podjąć taką inicjatywę.

W pierwszej kolejności poprosiliśmy o zgodę naszego arcybiskupa, potem napisaliśmy do biskupa de Leiria oraz do rektora sanktuarium w Fatimie, by poddać pomysł ich opinii oraz poprosić ich o zgodę. Sprawa mogła utknąć na tym etapie i skończyć się na jednym czy dwóch odmownych listach, jak się tego niektórzy obawiali. Jednak Opatrzność czuwała i zarówno rektor, jak i biskup odpowiedzieli przychylnie.

(1) W prawie kanonicznym wszelkie stowarzyszenie nosi nazwę „stowarzyszenia wiernych”, nawet jeśli zrzesza ono samych tylko duchownych: „kleryckie stowarzyszenie wiernych”.



Więcej informacji na oficjalnej stronie instytutu

piątek, 18 lutego 2011

Czy katolik powinien być tolerancyjny?

Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej

Aberracje liturgiczne cz. 35 - "The Drag Queen Priest"



Więcej o x. Pinto i jego ekscesach na stronie http://www.youtube.com

Lekarze dusz — książka pt. „Kapłan katolicki: wizerunek Chrystusa na przestrzeni 1500 lat sztuki”

Zamieszczamy recenzję ks. Michaela Browna na temat książki wydanej przez duńskiego konwertytę Steena Heidemanna pt. „Kapłan katolicki: wizerunek Chrystusa na przestrzeni 1500 lat sztuki”. Książkę wydano we współpracy z Instytutem Chrystusa Króla z okazji roku kapłańskiego (2009-2010). Recenzja pochodzi z listopadowego numeru brytyjskiego kwartalnika Mass of Ages. Książka będąca swoistym kapłańskim albumem zawiera także wizerunki polskich świętych kapłanów (np. św. Maksymiliana Marii Kolbego) i została opatrzona homilią papieża Benedykta do duchowieństwa warszawskiego z maja 2006 roku.

Seminaria tradycyjne są przepełnione. Bractwo Kapłańskie św. Piotra i Instytut Chrystusa Króla rozbudowują swoje obiekty. Coraz więcej kleryków i nowo wyświęconych kapłanów w Anglii i Walii wykazuje zainteresowanie formą nadzwyczajną Mszy świętej. Ks. Michael Brown przedstawia recenzję książki ukazującej ideał kapłaństwa, do którego powinni dążyć młodzi klerycy i księża.

Kilka lat temu byłem na wakacjach w Hiszpanii i zobaczyłem w galerii sztuki pocztówkę z obrazem „Mszy św. prymicyjnej na wyspie Capri” pędzla José Alcázara Tejedora, który również znajduje się w omawianej książce. Artysta namalował go w roku 1887. Obraz przedstawia siedzącego nowo wyświęconego kapłana trzymającego objęciach klęczącą matkę i stojącego nieopodal ojca płaczącego w chustkę. Obraz tak bardzo mi się spodobał, że kupiłem kilka pocztówek, rozmyślając o tym, jak ogromną rolę odgrywał Kościół Katolicki w życiu rzesz ludzi i dlaczego nie widujemy więcej obrazów przedstawiających katolickie życie. Zatem polecam książkę, która pomoże odkryć ów skarb.

Książka jest głównie dziełem kapłanów z Instytutu Chrystusa Króla (ICKSP). Jej niezaprzeczalnym walorem jest precyzja i piękne wydanie, jakość jakiej spodziewamy się po Instytucie. Gdy się ją otworzy czytelnika uderza mnogość ilustracji, zupełnie jakby był to album z obrazami. Obrazy obejmują okres 1500 lat, a co ciekawe wiele z nich to prace współczesne, które też są bardzo piękne. Tymczasem książka jest czymś więcej niż tylko albumem. Zawiera teksty dotyczące istoty kapłaństwa. Rozpoczyna się homilią papieża Benedykta do duchowieństwa warszawskiego z maja 2006r. i składa się z tematycznie uporządkowanych rozdziałów, zatytułowanych m. in. „Co czyni kapłan”? i „Kim jest kapłan? Rozdział pt. „Droga ku świętości” przedstawia życiorysy wielkich świętych kapłanów; inny z kolei traktuje o „Powołaniu”, a jeszcze inny zawiera kilka refleksji na temat roli sztuki chrześcijańskiej. Poza tekstami opracowanymi przez Instytut książka zawiera wypowiedzi kard. Mediny Estéveza, ks. Ronalda Creightona-Jobe’go, abp Malcolma Ranjitha, kard. Cañizaresa Llovery oraz abp Raymonda Burke’a - prefekta Sygnatury Apostolskiej.

Teksty te przedstawiają bardzo pożyteczne treści i ponadczasowe niezmienne nauczanie o życiu kapłańskim. Rozdział zatytułowany „Lekarz dusz”, „Utracony prawdziwy wizerunek” autorstwa ks. Gillesa Wacha, przełożonego ICKSP, omawia potrzebę wyraźnej tożsamości kapłańskiej i wyjaśnia nam, że „kapłan nie jest ‘drugim Chrystusem’ z powodu sprawowanej przez siebie funkcji, lecz ze swojej istoty”. Kapłan jest człowiekiem ofiary. Mons. Wach pisze, że kapłan zbyt szykowny – kapłan świecki bez ducha ofiary, jest karykaturą, bowiem pozbawił swe życie istoty, którą jest Chrystus – Ofiara.”

Książka jest bardzo aktualna i porusza problem obecnej sytuacji w wielu miejscach na ziemi, w których jest coraz mniej księży. Ks. kan. Paul-Antoine Lefèvre pisze o tej kwestii tak: „biorąc pod uwagę kurczącą się liczbę kapłanów nie wolno nam zapominać, że natchnienie do powołania do kapłaństwa pochodzi głównie z wpatrywania się w piękny i odprawiany z nabożeństwem akt kultu”.

Mons. Michael Schmitz w swoim rozdziale czyni refleksje nt. istoty rozróżnienia pomiędzy kapłanem a biskupem i przypomina nam, że nawet w dzisiejszych czasach problem ten nie został rozwiązany – co do zasadniczej różnicy. Przypomina nam, że kapłani mogą otrzymać władzę nakładającą obowiązki podobne do obowiązków biskupich i że „Kościół zna pewne przypadki święceń kapłańskich udzielanych przez księży za zezwoleniem Namiestnika Chrystusowego”.

Choć kolejny rozdział poświęcony kapłanom-męczennikom traktuje zaledwie pobieżnie o kapłanach-męczennikach doby reformacji i może rozczarować brytyjskich czytelników, to na str. 227 znajdziemy 5 ilustracji różnych męczenników z Wysp Brytyjskich, które pokazują ich wkład w męczeństwo. Rozdział przypomina nam, że ewentualność męczeństwa nie straciła na aktualności.

Podsumowując, książka jest znakomitym prezentem dla kapłana lub osób rozważających powołanie do tego stanu. Dobór ilustracji jest iście mistrzowski i w połączeniu z tekstami stanowi znakomitą rzecz do zabrania na rekolekcje. Święta Teresa z Avila w swojej autobiografii opisała swój stosunek do obrazów, by jej pomagały w modlitwie i tym, co nazywała jedynie „nędznym wyobrażeniem” [Zbawiciela]. Napisała tak: „Z tego też powodu tak się kochałam w obrazach świętych. O jakże są nieszczęśni ci, którzy z własnej winy takiego wielkiego dobra siebie pozbawiają! Jasny to dowód, że nie kochają Pana, bo gdyby Go kochali, cieszyliby się na widok wyobrażenia Jego, tak jak i w stosunkach ludzkich każdy rad ogląda podobiznę tego, kogo miłuje”. [„Księga życia rozdz. IX.]

Ci, którzy prawdziwie miłują kapłaństwo katolickie, będą się radować wpatrywaniem w obrazy kapłańskiego życia. Jak stwierdził się kard. Cañizares Llovera: „Książka jest hymnem o kapłańskiej świętości i wołaniem o powołania”. Nie można nic więcej dodać.

Książkę pt. „Kapłan katolicki: Wizerunek Chrystusa na przestrzeni 1500 lat sztuki” (ang. The Catholic Priest: Image of Christ Through Fifteen Centuries of Art) wydał Steen Heidemann hb. Gracewing; kosztuje 40 funtów.

Źródło informacji: NOWY RUCH LITURGICZNY

CISI SPRZYMIERZEŃSCY REFORM

Christianitas

Wypisy źródłowe z materiałów Służby Bezpieczeństwa o genezie i początkach Vaticanum II

Komunistyczny aparat bezpieczeństwa próbował zgłębić całość procesu przemian wewnątrzkościelnych. W obszarze zainteresowań polskiej bezpieki znalazły się m.in. objawienia fatimskie, kongresy apostolstwa świeckich, ekumenizm, reforma Kurii Rzymskiej, zmiany liturgiczne, nowe spojrzenie na sakramenty (w tym przede wszystkim problem szerszego orzekania nieważności małżeństwa), seminaria i instytuty rzymskie, masoneria, działalność zakonów. Sobór Watykański II i jego recepcja.

MIMO UPŁYWU PONAD CZTERDZIESTU LAT OD ROZPOCZĘCIA SOBORU i coraz większej ilości nowatorskich publikacji naukowych poświęconych metodom walki totalitarnego aparatu bezpieczeństwa z Kościołem katolickim w drugiej połowie XX wieku, kwestia stosunku komunistów do Vaticanum Secundum i jego reform wciąż pozostaje słabo rozpoznana
.
Poza prekursorskimi, choć nie wolnymi od uproszczeń, książkami Józefa Mackiewicza pozostali autorzy, zwłaszcza ci związani z Kościołem, na ogół zdają się omijać ten problem “wielkim łukiem”. Nieprzypadkowo wspomniany już Mackiewicz w odautorskiej adnotacji do książki W cieniu krzyża. Kabel Opatrzności pisał przed ponad trzydziestu laty: “Napisałem tę historię w przeświadczeniu, że nikt poza mną z autorów polskich nie zechce przerwać milczenia o sprawach, które powinny być wszystkim znane”.

Do dziś zdecydowana większość autorów udaje, że problem w ogóle nie istnieje bądź próbuje go przedstawić tak, jakby za jakąkolwiek wątpliwością czy pytaniem o sensowność i kierunek reform soborowych stali wrogowie Kościoła, w tym rzecz jasna również i komuniści siejący zamęt w duszach zakłopotanych katolików. Zdarzają się oczywiście chlubne wyjątki. Z historyków na szczególną uwagę zasługuje Jan Żaryn, który w swojej syntezie dziejów Kościoła katolickiego w Polsce nie stroni również od “kontrowersji” i pisze o prowadzonych w czasie Soboru i po jego zakończeniu dezintegracyjnych działaniach bezpieki, wykorzystującej istniejące różnice poglądów pośród duchowieństwa na temat soborowego aggiornamento. Warta dostrzeżenia jest również wydana przed paru laty książka Andrzeja Grajewskiego, który porusza problem zdrady w Kościele katolickim w świecie komunistycznym. Jednak nawet żaden z wymienionych autorów na dobrą sprawę nie poruszył kwestii oczekiwań komunistów wobec Soboru oraz związanych z posoborową recepcją nadziei na wewnętrzną dezintegrację Kościoła katolickiego.

o. Seraphim Rose - „Odnowa charyzmatyczna” jako znak czasów


Okładka książki o. Serafina Rose
"Prawosławie i religia przyszłości",
z której pochodzi zamieszczony tekst. 
„Costa Deir wziął mikrofon i powiedział nam jak ciężko mu jest na sercu z powodu Greckiej Cerkwi Prawosławnej. Poprosił ojca Driscolla z Kościoła Episkopalnego o modlitwę aby Duch Święty ogarnął tę Cerkiew, tak jak ogarnął Kościół Katolicki. Kiedy ojciec Driscoll się modlił, Costa Deir płakał do mikrofonu. Po modlitwie otrzymaliśmy długie przesłanie w językach i równie długą interpretację mówiącą, że modlitwa nasza została wysłuchana i Duch Święty przewieje i przebudzi Grecką Cerkiew Prawosławną... Do tego czasu było tam tak dużo płaczu i lamentu, że przestałem się angażować emocjonalnie... Jednak usłyszałem sam siebie mówiącego zaskakującą rzecz: ‘Pewnego dnia kiedy przeczytamy, jak Duch poruszył Grecką Cerkiew Prawosławną, przypomnijmy sobie, że byliśmy tutaj w tym momencie, kiedy się to zaczęło”

Sześć miesięcy po opisanym tutaj wydarzeniu, które miało miejsce na międzywyznaniowym spotkaniu „charyzmatycznym” w Seattle, prawosławni chrześcijanie rzeczywiście usłyszeli, że „duch charyzmatyczny” zaczął działać w Greckiej Cerkwi Prawosławnej. Zaczynając od stycznia 1972 roku "Logos" ojca Euzebiusza Stephanou zaczął donosić o pojawieniu się tego ruchu, który już wcześniej objął kilka parafii greckiej i syryjskiej Cerkwi w Ameryce, a teraz przy aktywnym poparciu samego o. Euzebiusza dotarł już do wielu następnych parafii. Kiedy czytelnik zapozna się z opisem tego „ducha”, według relacji głównych przedstawicieli tego ruchu zamieszonych poniżej, nie powinien mieć najmniejszej wątpliwości, że dokładnie poprzez to właśnie wydarzenie, poprzez takie natarczywe błagania „międzywyznaniowych chrześcijan”, ten „duch” został wezwany i skierowany do świata prawosławnego. Jeżeli coś ma wynikać z tego opisu, to chyba jedynie to, że spektakularne dzisiejsze „odrodzenie charyzmatyczne” jest nie tylko wyłącznie zjawiskiem niewątpliwego rozchwiania emocjonalnego i protestanckiej „odnowy” – pomimo, że te elementy są również stale obecne – ale właściwie są dziełem „ducha”, którego można wywołać i który działa „cuda”. Pytanie na które powinniśmy poszukać odpowiedzi na tych stronach jest następujące: co albo kto jest tym duchem? Jako prawosławni chrześcijanie wiemy, że tylko Bóg działa cuda; diabeł zaś ma swoje własne „cuda”; w rzeczywistości jest on w stanie jedynie małpować każdy prawdziwy cud zdziałany przez Boga. Dlatego też powinniśmy na tych stronach wnikliwie badać duchy, czy pochodzą od Boga (1 J 4:1).
Powinniśmy zacząć od krótkiego rysu historycznego, ponieważ nikt nie zaprzeczy, że „odnowa charyzmatyczna” przeszła do świata prawosławnego od wyznań protestanckich i katolickich, które z kolei otrzymały ją od sekt zielonoświątkowców.

Tekst ten jest VII rozdziałem książki o. Serafin Rose, "Prawosławie a religia przyszłości"

czwartek, 17 lutego 2011

Aberracje liturgiczne cz. 34



Jubileusz 25-lecia Szkoły Podstawowej nr 43 w Lublinie
6 listopad 2009 r.

Czy to aby na pewno Duch Boży?



W Indonezji, gdzie, jak słyszymy, naprawdę dzieją się „te same rzeczy, o których czytamy w Dziejach Apostolskich”. W ciągu trzech lat 200 tysięcy pogan nawróciło się na protestantyzm niezmiennie w bardzo cudownych okolicznościach; wszyscy działają tam wyłącznie w absolutnym posłuszeństwie do „głosów” i „aniołów”, które bez przerwy się pojawiają, zazwyczaj cytując Pismo Święte i zawsze podając numer wersetu. Podczas odprawiania protestanckich "mszy" woda zamieniała się w wino; znikąd pojawiały się same dłonie rozdając żywność głodnym; widziano jak cała banda demonów opuszczała wioskę pogańską, ponieważ ktoś „bardziej potężny” („Jezus”) przyszedł zająć ich miejsce; „chrześcijanie” chcąc nawrócić nieprzejednanego grzesznika podjęli „odliczanie” nad nim i kiedy doszli do zera, grzesznik umarł; dzieci uczą się nowych pieśni protestanckich od głosów płynących znikąd (które powtarzały pieśń dwadzieścia razy aby dzieci mogły zapamiętać); „Boży magnetofon” nagrywał pieśni chóru dziecięcego i odgrywał je później w powietrzu przed zdumionymi dziećmi; ogień schodził z nieba i trawił katolickie obrazy („Pan” z Indonezji jest bardzo antykatolicki); 30 tysięcy zostało uzdrowionych; „Chrystus” pojawił się na niebie i „spadł” na ludzi aby ich uzdrowić; ludzie są cudownie przenoszeni z miejsca na miejsce i chodzą po wodzie; światło oświetla w nocy drogi głoszącym Dobrą Nowinę, podczas dnia towarzyszą im obłoki dając schronienie; umarli są wskrzeszani.

Interesujące jest, że w wielu miejscach indonezyjskiego „przebudzenia” zupełnie nieobecny jest element „mówienia językami”, czasami jest nawet zabroniony (mimo, że w wielu innych miejscach jest obecny), a elementy mediumistyczne wydają się być często zastępowane przez bezpośrednie interwencje upadłych duchów. Może być tak, że to „przebudzenie”, bardziej potężne niż ruch „charyzmatyczny”, jest bardziej rozwiniętym stadium tego samego „duchowego” objawienia (podobnie jak ruch „charyzmatyczny” jest bardziej zaawansowany od spirytyzmu) i zwiastuje nieuchronność owego strasznego dnia nadejścia „Pana”, jak zgodnie głoszą „głosy” i „aniołowie” z Indonezji, gdyż wiemy, że antychryst poprzez takie właśnie „cuda” będzie udowadniał przed światem swoje „mesjaństwo”….

środa, 16 lutego 2011

Vaticanum II - Sobór ekumeniczny


SOBÓR EKUMENICZNY

Rysunek satyryczny (czarny anioł z księgą herezji pod pachą, udający się na Sobór)
POD RYSUNKIEM: "Po raz pierwszy naprawdę jesteśmy zaproszeni"

poniedziałek, 14 lutego 2011

LITURGIA – ŹRÓDŁO DUCHOWOŚCI KAPŁANA. Rozważanie filozoficzno-teologiczne.

M o t t o
Dzisiaj potrzebna jest kapłanowi świadomość
wielkości Sacrum, która może go ustrzec
przed obecną chęcią uwolnienia się od niego,
jak od ciężaru, przez sprowadzanie misterium
do wymiarów tylko ludzkich.

Joseph kard. Ratzinger

Obecna sytuacja egzystencjalna człowieka–kapłana.

Gdybym miał snuć refleksję na powyższy temat, cofając się o kilkadziesiąt lat w czasie (chociażby do pierwszej połowy ubiegłego wieku), nie miałbym wątpliwości co do tego, że większość ludzi zgadzałaby się ze stwierdzeniem, że to człowiek jest koroną stworzenia (przynajmniej taka byłaby świadomość, choć pamiętać musimy o dramacie wojen światowych i holokaustu, który temu zaprzeczył). Obserwując jednak przemiany mentalnościowe, zaistniałe na przestrzeni minionego stulecia, wydaje się konieczne, choć może trochę naiwne, przypomnienie drogiemu Czytelnikowi tego, jakże istotnego faktu: tak, człowiek jest koroną stworzenia! Zauważamy bowiem, jak wyzutemu z wszelkiej transcendencji – czyli umiejętności przekraczania tego, co doczesne, odnoszenia się do rzeczywistości, która istnieje „ponad” sferą mentalną – człowiekowi XXI wieku, pozostaje tylko zamknąć się w przestrzeni tego, co przemija, co nie stanowi żadnego wyróżnika spośród innych, otaczających go bytów, stworzeń, czyniąc go równym z nimi.

Mahatma Gandhi - indyjski przywódca narodowy, wskazując na istnienie trzech życiowych przestrzeni kosmosu oraz na to, jak każda z nich określa sposób istnienia stworzeń żyjących wewnątrz niej, mówił: W morzu żyją ryby, które milczą. Zwierzęta naziemne krzyczą; ptaki natomiast, których przestrzenią życiową jest niebo, śpiewają. Morzu właściwe jest milczenie, ziemi krzyk, a niebu śpiew. Człowiek zaś ma udział we wszystkich trzech sferach: nosi w sobie głębię morza, ciężar ziemi i wysokość nieba, i dlatego też łączy w sobie wszystkie trzy właściwości: milczenie, krzyk i śpiew. I właśnie z tego, co wyróżnia człowieka spośród innych stworzeń, wypływa prawda o potrzebie odnalezienia transcendencji, w której będzie on mógł w pełni egzystować. Sam krzyk ziemi nie wystarcza, ponieważ wyrywa on jeszcze bardziej z całości, burzy integralność ludzką, czego świadkami jesteśmy dzisiaj.

Błogosławiony John H. kard. Newman w dziele Apologia pro vita sua, zauważywszy tendencję do odsuwania od człowieka wszystkiego, co odnosiłoby go do rzeczywistości będącej „ponad” nim, napisał: Świat zdaje się po prostu zadawać kłam tej wielkiej prawdzie, która wypełnia całe moje jestestwo. Skutek tego, z konieczności, jest taki, że czuję się równie zagubiony, jak gdyby zaprzeczono mojemu własnemu istnieniu. Gdybym spojrzał do lustra i nie zobaczył w nim swojej twarzy, odczuwałbym to samo, co czuję teraz, gdy spoglądam na ten żyjący, zabiegany świat i nie widzę w nim żadnego odbicia Stwórcy.

W kontekście takiej rzeczywistości żyje i formuje się dzisiejszy kapłan – człowiek z ludu wzięty i do ludu posłany. Już w momencie przyjścia do seminarium, rozpoczyna się etap ścierania się tych dwóch rzeczywistości: sacrum i profanum, etap przywracania człowiekowi jego całości, wyrażającej się w przywołanych przez Gandhiego przestrzeniach: milczenia, krzyku i śpiewu.

Duchowość kapłana przeniknięta sferą sacrum.

Odwołam się tutaj do słów, które uczyniłem mottem niniejszego artykułu: Dzisiaj potrzebna jest kapłanowi świadomość wielkości Sacrum (…). W zetknięciu z całą rzeczywistością profanum, czyli tego, co utrudnia człowiekowi – kapłanowi zanurzanie się w Bożym życiu, stanowiącym o życiu duchowym, wewnętrznym, odczuwa się pewien niepokój, który burzy tę wewnętrzna harmonię, konstytuującą człowieka, narzucając mu niejako wyłączne obcowanie ze światem, z owym krzykiem ziemi. Nie jest to nic dziwnego – wręcz przeciwnie – potwierdza to jeszcze wyraźniej tezę o potrzebie zachowania integralności życia cielesno-duchowego człowieka. Nie przynależy bowiem do naszej natury ograniczenie się do udziału w tylko jednym jej aspekcie – do doczesności, a jeśli nawet dokonalibyśmy tak radykalnego wyboru, skutkiem tego będzieciągłe oczekiwanie na uzupełnienie „czegoś”, czego nie potrafimy nazwać, a co poszukując, będziemy się starali uzupełniać jakimiś doraźnymi środkami.

Poszukiwanie owej sfery sacrum w życiu kapłana, a wcześniej kleryka, jest pracą, która wymaga odnalezienia, pośród wielu spraw tego świata, fundamentu stanowiącego źródło kapłańskiej duchowości. Jest to zatem potrzeba odnalezienia czegoś, co przywróci człowieka człowiekowi, przywróci mu całość, nauczy go na nowo milczenia i śpiewu, rozprzestrzeniając przed nim głębiny morza i uzdalniając go do lotu. Jest to także poszukiwanie czegoś, co wzniesie ku górze jego serce, w którym zamilkła już dawno pieśń sursum corda – w górę serca – odezwie się w nim na nowo. Dzisiejszemu człowiekowi, a w sposób szczególny kapłanowi, potrzeba tego, co wyzwoli go od powszechnego aktywizmu, a przywróci mu pełnię: głębię i wysokość, ciszę i śpiew, tak, aby mógł śpiewać z zastępami aniołów oraz milczeć z głębią wszechświata.

Ten poetycki opis rzeczywistości, o której chcę powiedzieć, że stanowi on źródło duchowości kapłana, odnosi się w sposób bezpośredni do chrześcijańskiej liturgii, w szczególności zaś do liturgii eucharystycznej, która bez wątpienia jest najwyższą jej formą.

Liturgia miejscem spotkania człowieka-kapłana z Bogiem.

Benedykt XVI w homilii wygłoszonej podczas Mszy Krzyżma Świętego, w Wielki Czwartek 2008 roku, zwrócił uwagę na to, że (…) musimy uczyć się coraz lepiej rozumieć świętą liturgię w jej istocie, rozwijać żywą z nią relację, tak by stała się ona duszą naszego życia na co dzień. Cóż znaczą dzisiaj dla każdego z nas słowa, że liturgia jest święta? Oznacza to, że poprzedza nas ona jako miejsce żywej obecności tajemnicy Chrystusa zbawiciela, powierzone Kościołowi, aby strzegł jej wiernie i z szacunkiem. Święte jest w niej samo działanie Boga, obecnego w każdym akcie liturgicznym. Owa świętość liturgii, w którą zagłębia się całkowicie kapłan, daje mu prawdziwą przystań, przy której, podejmując odpowiednie ku temu środki, będzie mógł zakotwiczyć łódź swego powołania i budować bezpieczny port, który stanie się przestrzenią dla pełnienia dzieła jego posługiwania wśród ludu. To właśnie oznacza świętość liturgii, świętość, w której uczestniczy kapłan, prowadząc ku niej i włączając w nią wszystkich wiernych.

Widzimy zatem, jak wiele zależy od odpowiedniego budowania kapłańskiej duchowości na fundamencie świętej liturgii Kościoła, tak aby poprzez udział w niej, doprowadzić do zbawienia siebie i powierzony lud. W tym właśnie duchu poczynię krótką refleksję, która ukaże istotę liturgicznej duchowości kapłana, a w którą włączeni są także wszyscy wierni.

Św. Tomasz z Akwinu w Summie Teologicznej, w traktacie o Prawie, stwierdza: (…) kult zewnętrzny odnosi się do kultu wewnętrznego. Otóż kult wewnętrzny polega na tym, że dusza łączy się z Bogiem myślą i sercem. I dlatego zależnie od różnych sposobów, którymi myśl i serce czciciela Boga łączy się należycie z Bogiem, istnieją różne sposoby, którymi zewnętrzne czynności człowieka wprzęgają się w kult Boga (S. Th. I-II, 101 q. 2). To tomistyczne sformułowanie, mówi o istocie czynnego uczestnictwa w liturgii, którego fundamentem jest zanikanie rozróżnienia pomiędzy działaniem Boga a naszym, w taki sposób,abyśmy mogli stać się jednym ciałem i jedną duszą w Chrystusie, aby Jego Ofiara, składana Ojcu, stawała się także naszą ofiarą. Weryfikacją tego, czy kapłan rzeczywiście daje się wprowadzić w głębię liturgii jest moment, w którym zauważa on wzrost osobistej więzi z Chrystusem, sakramentalnego utożsamienia się z Nim (w pełni świadomego działania in Persona Christi), kiedy to zostaje on ogarnięty przez dynamikę tej miłości ofiarowywanej a wola jego przekształca się w wolę samego Boga.

Doszliśmy zatem do momentu, w którym dostrzec możemy zastosowanie owego tryptyku Gandhi’ego, mówiącego o milczeniu morza, krzyku ziemi i śpiewie nieba, w celebrowaniu liturgii chrześcijańskiej. W niej to bowiem, realizuje się harmonia tych dźwięków, dzięki którym człowiek, tak bardzo spragniony odnalezienia sfery sacrum, pośród wzburzonych fal świata, staje w pełni zintegrowany z Bogiem i z samym sobą. Istnieje przy tym jednak niebezpieczna pokusa – zbanalizowania a czasem nawet zinfantylizowania tego daru, którego z jednej strony człowiek poszukuje, z drugiej jednak pragnie się od niego uwolnić, jak od ciężaru, sprowadzając misterium do wymiarów czysto ludzkich.

Odkryć na nowo Ducha Liturgii.

Obecny Mistrz Papieskich Ceremonii Liturgicznych – ks. prał. Guido Marini, w wygłoszonym przez siebie referacie podczas Dni Formacji Liturgicznej dla Kleru i Laikatu w Rizziconi (rzymska diecezja Oppido - Palmi), w styczniu 2010 roku, podjął się próby zinterpretowania istoty liturgii, jako prawdziwego źródła kapłańskiej duchowości, w odniesieniu do niepokojącego zjawiska jej desakralizacji.

Papieski ceremoniarz, jako punkt wyjścia dla własnej refleksji, stawia słowa tego, u którego boku obecnie służy, a które współbrzmią z mottem nadanym przeze mnie niniejszemu artykułowi. W 2001 roku kard. Ratzinger nawoływał: Potrzebujemy nowej świadomości liturgicznej, aby zniknął ten konstrukcyjny duch. Sprawy zaszły tak daleko, że kręgi liturgiczne majstrują dla siebie liturgię niedzielną. Rzecz, którą się nam tu oferuje, z pewnością jest produktem paru bystrych, sprawnych ludzi. I widzę, że nie tego szukałem. Że to za mało – i nie z tej półki. Dzisiaj najważniejsze jest, abyśmy znów poczuli szacunek dla liturgii, którą nikt nie ma prawa manipulować. Abyśmy znów nauczyli się ją widzieć jako żywo rosnący twór i jako dar, poprzez który uczestniczymy w liturgii niebiańskiej. Abyśmy w liturgii nie szukali naszej samorealizacji, lecz należącego do nas daru. Po pierwsze, musi zniknąć to, co osobliwe czy samowolnie konstruowane, musi się przebudzić wewnętrzny zmysł sacrum!Zmysł ten wypływa niejako z samej struktury Mszy Świętej, który odpowiednio zinterpretowany i zinterioryzowany (uczyniony swoim), odnosi człowieka-kapłana do pojmowania chrześcijańskiego życia w kategoriach zstępowania i wstępowania.

Otóż, mowa tutaj o liturgii słowa i liturgii eucharystycznej, które stanowiąc fundamentalną jedność, różnią się zasadniczymi elementami. W liturgii słowa Bóg zwraca się ku człowiekowi poprzez Pismo Święte oraz kapłana, wyjaśniającego Jego słowo. W liturgii eucharystycznej natomiast, to lud Boży, niosąc do ołtarza owoc ziemi i pracy rąk, sam siebie ofiarowuje Panu, aby stanowić z Nim jedno. Te dwa momenty jednej liturgii posiadają przynależną jej dynamikę: zstępującą (katabatyczną) w pierwszym, a wstępującą (anabatyczną) w drugim przypadku.Podobnie całe nasze życie oscyluje między zstępowaniem a wstępowaniem – Bożym wezwaniem i naszą odpowiedzią, a czego istotą i wymagającym szczególnego podkreślenia jest fakt, że to nie człowiek wykonał pierwszy krok w kierunku Pana, lecz On sam zwrócił się ku niemu pierwszy, umożliwiając mu danie odpowiedzi.Zatem zwrócenie się ku Panu, skierowanie ku Niemu całego życia, myśli i woli, stanowi fundament do budowania kapłańskiej (i nie tylko) świadomości, której źródło bije z uczestnictwa w liturgii Kościoła. Dzisiejszy kryzys kapłańskiej duchowości liturgicznej (a w konsekwencji także kryzys liturgii) polega na tym, iż zaprzestano prowadzenia wewnętrznego dialogu między owymi rzeczywistościami: tym, co katabasis i tym, co anabasis. Ograniczono się do „promowania” wyłącznie jednego nurtu - wstępującego, z marginalnym uwzględnieniem drugiego, co doprowadziło do tego, że kapłańska (i nie tylko) duchowość przestała być aktem uwielbienia, misją chwalenia Boga, czynienia Go centrum własnej ortodoksji, a stała się miejscem do tworzenia przestrzeni dla subiektywnych przekonań, wśród których błędną tezą są kreacjonistyczne słowa: Moje działanie sprawia – Boże uzdalnia.

Hermeneutyka znaku liturgicznego.

Aby zatem liturgia stała się miejscem czerpania siły dla duchowości kapłańskiej, powinna ona przemawiać do duchownego prawdziwością i wymownością znaków. To właśnie od hermeneutyki znaku w dużym stopniu zależy przekaz liturgicznej treści, który przyczynia się do głębokiego zrozumienia i przeżywania sacrum w liturgii. W odniesieniu do tej rzeczywistości, która, jak się wydaje, coraz częściej jest deprecjonowana czy nawet wprost negowana, Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zwróciła uwagę na fakt, że w formie celebracji należy być uważnym, by nie zmienić jej teologii i topografii, szczególnie w momentach, gdy kapłan znajduje się przy ołtarzu. Tylko w dialogach od ołtarza kapłan mówi do ludu. Cała reszta jest modlitwą do Ojca przez Chrystusa w Duchu Świętym. Teologia ta musi być widoczna. W tym kontekście ks. prał. Guido Marini zaleca (podobnie jak czyni to Benedykt XVI), aby zastanowić się ponownie nad istotą liturgii rzymskiej w jej zwyczajnej formie, czyniąc konkretną dygresję: Właściwym jest, że podczas liturgii słowa celebrans i wierni znajdują się naprzeciwko siebie, twarzami zwróceni ku sobie nawzajem, słuchając Pana, który objawia się w Słowie i w dialogu modlitewnym. Nie można jednak powiedzieć, że do końca właściwym jest, aby celebrans i wierni pozostali w tej samej pozycji podczas liturgii eucharystycznej, kiedy, przeciwnie, razem powinni zwracać się do Pana i kierować się ku Niemu wzrokiem i sercem. Papieski ceremoniarz zaznacza przy tym, że nie jest konieczne w obecnej sytuacji, aby na powrót przebudowywać ołtarze w nowych świątyniach, ich rozmieszczenie wcale nie musi ulegać zmianie. Podobnie jak Ojciec Święty, wyraża jednak życzenie, aby krzyż został umieszczony w centrum ołtarza, aby wspólne zwrócenie się ku Panu – kapłana i wiernych – przez przyjętą wewnętrznie orientację modlitwy (versus Deum), znalazło swoje uzewnętrznienie w znaku krzyża. Bowiem odpowiednie nastawienie duchowe, wyrażone przez ten znak, przyczynia się do głębszego zrozumienia tego, w czym człowiek uczestniczy; z większą świadomością wkracza wtedy w relację zsacrum, które go ogarnia, kierując ku Bogu swoje serce, odpowiadając na wezwanie: sursum corda!

Wybierając powyższy przykład dla opisania istotnej funkcji znaku w przeżywaniu kapłańskiej duchowości, świadom jestem niewyczerpania tego tematu. Należałoby bowiem podać więcej przykładów dla zobrazowania potrzeby ponownego przyjrzenia się hermeneutyce znaku, ale wydaje mi się, iż potrzebne by było osobne opracowanie na ten temat. Sygnalizuję tylko istotę problemu, przed którym staje dzisiejszy kapłan i wierni, którzy zbliżając się do Bożego ołtarza, sami nie potrafią odnaleźć punktu odniesienia, który kierowałby ich serca, myśli i wolę ku Bogu, ku sakralności wydarzeń, w których mają uczestniczyć. Dzieje się niestety tak, że znak krzyża, nierozdzielnie złączony z Ofiarą dokonującą się na ołtarzu, ulatuje ich oczom, ginąc bądź to ponad horyzontem spojrzenia wiernych, bądź za plecami tego, który spełnia Bożą służbę…

Potrzeba głębszej refleksji teologiczno-liturgicznej.

Można by teraz, w tym miejscu, rozpocząć rozważanie dotyczące rozumnego spełniania służby Bożej w Kościele (logiké latreiá), o którym w 12 rozdziale Listu do Rzymian mówi św. Paweł. Można by także podjąć temat hermeneutyki ciągłości, odnosząc się do liturgii Kościoła. Jednakże ilość wątków, które domagałyby się jeszcze podobnego omówienia, sprawiłyby, iż obszerność artykułu wzrosłaby wielokrotnie i zakrawałaby o poważniejszą rozprawę. Nie to jest moim celem. Jeśli nawet drogi Czytelnik stwierdzi, że poruszane tutaj kwestie przedstawiłem w sposób wymagający sięgnięcia po słownik czy specjalistyczny komentarz, to zapewniam, że wyjdzie to na dobre temu, komu leży na sercu sprawa liturgii w tym konkretnym jej aspekcie, jakim jest kapłańska duchowość. Odnosi się to szczególnie do tych, których Bóg obdarzył darem święceń, jak i do całego zgromadzenia Bożego. Zamiarem moim było więc sprawić, by poważne podejście do kwestii liturgii Kościoła, skutkowało autentyczną troską o integralny rozwój całego człowieka-kapłana, szczególnie ten duchowy. Trzeba nam dzisiaj zwrócić większą uwagę na niebezpieczną skłonność do pomniejszania wartości samej liturgii, na „tworzenie” jej wedle własnego zamysłu bądź idei, jaka przyświeca grupie osób, wśród których jest ona sprawowana. To wszystko bowiem negatywnie wpływa na odnalezienie w niej cech trwałości, niezmienności, ponadczasowości, których tak bardzo spragniony jest współczesny człowiek, w szczególności zaś kapłan. To właśnie on, bardziej niż inni, narażony jest na poczucie monotonii, znudzenia, co skutkuje pokusą bezpodstawnego urozmaicania świętych obrzędów, (które stanowią przecież depozyt całego Kościoła) wedle własnej kreatywności.

Zamiast pomysłowości na „udoskonalenie” liturgii, która sama w sobie jest już doskonała (jest bowiem zadatkiem doskonałej liturgii niebieskiej), skupić się należy na jej szlachetności, prostocie, pięknie, harmonii, na wszystkim, co przyczynia się do pogłębienia w niej – a oddziałującej na nas – sfery sacrum. I źle postąpi ten, który uzna te sprawy za kwestie drugorzędne, niewymagające dalszego zastanowienia nad ich istotą i znaczeniem; który zaliczy tę refleksję do zbyt emocjonalnej, odnoszącej się tylko do zewnętrznych przejawów ducha. Jeżeli bowiem w czasie czytania tych stron, poczułeś, drogi Czytelniku, potrzebę zwrócenia uwagi na własną postawę względem tych świętych rzeczywistości, znaczyć to będzie, że nie stałeś się już tylko tym, który obracając się wśród bytów przynależących do sfery owego krzyku ziemi – jej ciężaru, zatracił potrzebę wyjścia dalej, poza siebie, lecz poszukujesz jeszcze możliwości zatopienia się w milczeniu morskich głębin i wzniesienia się ku płynącemu z wysokości nieba śpiewie anielskich zastępów…

Bibliografia:

Marini G., Liturgia jako źródło duchowości kapłańskiej, w: http://www.nowyruchliturgiczny.pl
Marini G., Wprowadzenie w Ducha Liturgii, w: http://www.nowyruchliturgiczny.pl
Ratzinger J., Bóg i świat. Wiara i życie w dzisiejszych czasach. Z kard. J. Ratzingerem rozmawia Peter Seewald, Kraków 2005.
Ratzinger J., Duch liturgii, Poznań 2002.
Ratzinger J., Nowa pieśń dla Pana, Kraków 2005.
Ratzinger J., Teologia liturgii, w: Christianitas 35 (2007).

kl. Karol Rawicz-Kostro

Źródło informacji: NOWY RUCH LITURGICZNY

niedziela, 13 lutego 2011

Jezus na ulicach Nowego Jorku

czwartek, 10 lutego 2011

Liturgiczna Wieża Babel czyli o gorszącym i dzielącym języków pomieszaniu

Mnożyć można by na pęczki argumenty za łaciną jako jedynym oficjalnym językiem Kościoła Katolickiego. Rozdrabnianie się na języki narodowe wydaje się być kuriozum w dobie, aż nadto (bo w sposób kompromisowy i poniewierający rzymski katolicyzm) zaawansowanego, globalnego ekumenizmu. I pomyśleć, że w ślad za mrowiem modlitw o ustanie zgorszenia podziału wśród chrześcijan idą, jeszcze bardziej niezliczone, przypadki amnezji odnośnie elementarnego, zewnętrznego znaku jedności, o którą te bezmyślne modły. W zapomnienie odchodzi także fundamentalna wiedza o człowieku. To, co zewnętrzne pociąga za sobą ducha… i jedności w Kościele nie będzie dopóty, dopóki nie zostaną powszechnie przywrócone jej zewnętrzne wyrazy – z uświęconym językiem łacińskim na czele; dopóki liturgiczna wieża Babel nie zostanie zburzona, a mieszkańcy całego Kościoła nie będą mieli jednej mowy, czyli jednakowych słów (por. Rdz 11, 1).

Dlaczego łacina? Jako odpowiedź polecam m. in. książkę "W poszukiwaniu Świętego Krzyża", C. P. Thiede i M. D’Ancona, Warszawa 2006, której fragment poniżej…
O dziwo, wersje grecką i łacińską napisano od prawej do lewej. To, co jest prawidłowe w języku hebrajskim, wydaje się wyjątkowo dziwaczne w dwóch kolejnych napisach. Zachowały się, co prawda, starożytne teksty etruskie i greckie inskrypcje, gdzie słowa lub litery napisano od prawej do lewej, nie ma jednak żadnego ówczesnego lub przynajmniej zbliżonego wiekiem całego tekstu zapisanego w taki sposób. Uważamy, że jest to kolejny poważny argument przeciwko tezie, iż Titulus z Santa Croce jest fałszerstwem. Żaden rzemieślnik pracujący dla Heleny lub Makarego bądź dla jakiegoś średniowiecznego kardynała nie zaryzykowałby czegoś tak rzucającego się w oczy, jeżeli polecono mu, żeby nadał pozory autentyczności swemu dziełu. Gdyby ktokolwiek polecił wykonanie Titulusu, to po pierwsze, na pewno nie poprosiłbyo fragment takiej tablicy. Bez wątpienia zamawiający dostarczyłby rzemieślnikowi jakiś model i tekst do skopiowania. Nie do pomyślenia jest, żeby jakikolwiek późniejszy tekst lub jego kopię napisano z prawej do lewej. Znacznie bardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że człowiek, który napisał oryginalny tekst na Titulusie – na rozkaz Piłata i może pod jego dyktando – zrobił to właśnie w taki sposób i że było już za późno, aby poprawić błąd, gdy go zauważono. I tutaj zbliżamy się do sedna sprawy: kto wówczas mógł zauważyć ten błąd, w 30 roku n.e.? Na pewno nie osoby czytające po hebrajsku, gdyż pierwszy wiersz zapisany w ich języku był prawidłowy – litery biegły z prawej do lewej. Po prostu nie zawracałyby sobie głowy dalszym czytaniem i nie zwróciłyby uwagi na błędy w obcojęzycznej wersji tekstu. Naturalnie ludzie czytający po grecku i po łacinie byliby skonsternowani, ale tekst pozostawałby dla nich czytelny i zrozumiały, chociaż wyjątkowo dziwaczny. Innymi słowy, przesłanie, które Piłat chciał przekazać, odstraszająca causapoenae, trafiło do gapiów. Możemy nawet zaproponować charakterystykę osoby, która wyryła litery w drewnie. Był to Żyd, od dziecka mówiący po hebrajsku lub aramejsku. Zapewne służył u Piłata jako niewolnik lub wolny urzędnik sądowy i znalazł się pod ręką akurat wtedy, gdy należało napisać Titulus w krótkim czasie między ostatecznym wyrokiem a ukrzyżowaniem. Piłat podyktował treść napisu po łacinie, w oficjalnym języku administracji rzymskiej. Ponieważ jednak podstawową grupę ludności, do której ten napis był skierowany, stanowili Żydzi, namiestnik polecił skrybie zacząć od wersji hebrajskiej. I pisarz tak zrobił. Później spisał pośpiesznie z prawej do lewej następne wiersze. Może próbował nieco zakpić z żydowskiego sposobu pisania? Niewykluczone też, że po prostu był zdezorientowany. Wydaje się w każdym razie bardziej prawdopodobne, że gorzej znał łacinę i grekę niż hebrajski i chociaż umiał pisać w obu językach i wykonał polecenie, zapisał litery w odwrotnym porządku. Zapewne zawahał się po napisaniu ostatniego wiersza. Mógł poczuć, i słusznie, że jeśli skończy tak, jak zaczął, tekst na Titulusie będzie przynajmniej wyglądał w miarę estetycznie i harmonijnie.

Tablica wystawiona w kościele Santa Croce in Gerusalemme z tradycyjną, lecz błędną rekonstrukcją napisu na Titulusie (C. P. Thiede)

…oraz słynne słowa ks. Piotra Skargi:
Spytałby kto: dlaczego Msza Święta nie pospolitym się językiem sprawuje, ale niezrozumiałym łacińskim? Msza Święta i ofiara nie jest dla nauki i ćwiczenia rozumu, na które są kazania, czytania, upominania i katechizmy; ale jest dla pokłonu, który oddajem Panu Bogu, wdzięczni będąc dobrodziejstw Jego; jest dla ubłagania gniewu Jego i dla zjednania i uproszenia nowych dobrodziejstw i darów. Z Panem Bogiem samym jest zajęcie, a nie z ludźmi. To wszystko językiem niezrozumiałym odprawiać się może, bo lud patrząc, rozumie, iż kapłan i słudzy kościelni za niego i z nimi Pana Boga chwalą, i od nich Jemu ofiary oddają i Pana Boga przepraszają i błagają. (…) Odmienia się też pospolity ludziom język: ledwie nie w każde sto lat, inaczej rzeczy zowią niektóre, a te trzy języki: łaciński, grecki, żydowski (hebrajski) iż na pismach są i swoje gramatyki i Kalepiny mają, nigdy się nie mienią. (…)
Na koniec nie byłaby taka do jedności z narody obcymi przyczyna, gdyby Włoch albo Niemiec, albo Francuz, w Polsce służyć Panu Bogu i ofiarować nie mógł. Teraz i z końca świata każdy kapłan po łacinie się nauczywszy, w Polsce i wszędzie Mszę Świętą mieć może.
Źródło informacji: http://martaczech.blogspot.com

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.