_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

poniedziałek, 25 stycznia 2010

x. Rafał Trytek - Tradycjonalizm katolicki bez kompromisu

Wersja audio

Nagranie wideo

piątek, 22 stycznia 2010

Asyż w Krakowie. Co katolik ma o tym myśleć?

Wykład x. Karola Stehlina FSSPX p.t.

CO KATOLIK MA MYŚLEĆ

O TZW. ASYŻU W KRAKOWIE?

Kraków, 4 XI 2009 r.

Do pobrania i odsłuchania w formacie WAV

WAV, 31 MB

POBIERZ PLIK

środa, 20 stycznia 2010

Z okazji Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan zapomniane dokumenty Magisterium Kościoła





Święty Kościół Rzymski mocno wierzy, wyznaje i głosi, że nikt, kto nie jest w Kościele katolickim, nie tylko poganie, ale i żydzi, albo heretycy i schizmatycy, nie mogą dostąpić żywota wiecznego; lecz pójdą w ogień wieczny ‘który zgotowany jest diabłu i aniołom jego’ (Mt 25:41), jeżeli przed końcem życia nie będą przyłączeni do niego (Kościoła)... Nikt też, choćby nie wiedzieć jakie dawał jałmużny, a nawet przelał krew dla Imienia Chrystusowego, nie może być zbawiony, jeżeli nie wytrwa w łonie i jedności Kościoła katolickiego.

Sobór Florencki, dekret dla Jakobitów, 4. II 1441

*****

Sercem wierzymy i ustnie wyznajemy jeden Kościół, nie kościół heretyków, lecz święty, rzymski, katolicki i apostolski, i wierzymy, że poza nim nikt nie dostępuje zbawienia.

Innocenty III. List Eius exemplo

*****

13. Teraz przejdźmy do innej przyczyny wielu nieszczęść, które wraz z Naszym żalem dotykają Kościół to jest do indyferentyzmu, czyli przewrotnej opinii bezbożnych, wszędzie podstępnie rozpowszechnianej, że w każdej religii można dostąpić wiecznego zbawienia duszy, jeśli się uczciwie i obyczajnie żyje. W tak oczywistej sprawie, jesteście w stanie z łatwością uchronić powierzony Wam lud od tego najbardziej zgubnego błędu. Kiedy bowiem apostoł przestrzega, że, "jeden jest Bóg, jedna Wiara, jeden Chrzest" (Ef 4, 5), niechże drżą z bojaźni wszyscy, którzy z jakiejkolwiek religii spodziewają się fałszywie otwartego przystępu do błogosławionej wieczności i niech szczerze rozważą według świadectwa Zbawiciela, że "są przeciw Chrystusowi, bo z Chrystusem nie są, i że rozpraszają nieszczęśliwie, bo z nim nie gromadzą" (Łk 11, 23), dlatego "niezawodnie na wieki zaginą, jeśli katolickiej wiary wyznawać i jej całkowicie i bez naruszenia zachowywać nie będą". Niech posłuchają św. Hieronima, który gdy się Kościół podzielił schizmą na trzy stronnictwa, mówi o sobie, że jest nieugięty w postanowieniu, jeżeli ktoś chciał go przyciągnąć na swoją stronę, mężnie wyznając: "Kto się łączy z katedrą Piotra, jest ze mną". Próżno by ktoś sobie schlebiał, że i on także jest odrodzonym w wodzie chrztu świętego, bo na ten zarzut trafnie odpowiedział św. Augustyn: "Gałązka z winnicy odcięta swój kształt zachowuje, ale cóż jej po kształcie jeżeli nie czerpie życia z korzenia?".

Grzegorz XVI. Encylika Mirari Vos

*****

Ci, którzy trwają w niepokonalnej niewiedzy względem najświętszej naszej religii, a którzy – pilnie zachowując prawo naturalne i jego nakazy, przez Boga wpisane w sercach wszystkich ludzi, i trwając w gotowości okazania Bogu posłuszeństwa – prowadzą życie uczciwe i prawe, mogą, wskutek działającej łaski i światła Bożego, dostąpić żywota wiecznego, ponieważ Bóg, który widzi, przenika i zna doskonale wszystkie umysły, dusze, myśli i postawy, nie pozwoli w dobroci swej i łaskawości, by ktoś bez dobrowolnej winy został ukarany męką wieczną.

Musimy raz jeszcze przypomnieć i odrzucić bardzo wielki błąd, ku któremu zwrócili się w sposób pożałowania godny niektórzy katolicy: opinię, jakoby istoty ludzkie żyjące w błędach i obce wobec prawdziwej wiary mogły osiągnąć życie wieczne. Jest to ze wszech miar sprzeczne z katolicką doktryną.

Pius IX. Encyklika Quanto conficiamur moerore

*****

Nowe te poglądy, o których mowa, zależą mniej więcej na tym, że dla łatwiejszego pociągnięcia innowierców do uznania prawdy katolickiej, należałoby Kościołowi bardziej się zbliżyć do ludzkości doszłej do pełnej już dojrzałości i, pozbywszy się dawnej surowości, stać się wyrozumiałym dla aspiracji i poglądów współczesnych ludów.

Wielu sądzi, że to się winno stosować nie tylko do karności do życia, lecz także i do nauczań wchodzących w skład skarbu wiary. Sądzą bowiem, że byłoby na dobre, w celu pociągnięcia opornych zamilczeć o niektórych prawdach jakoby mniejszej wagi, a przynajmniej na tyle je uszczuplić, żeby nie zachowały znaczenia, jakie im stale Kościół przypisywał.

Nie trzeba też sądzić, że wolne jest od winy owo przemilczenie, które radzą zastosować do niektórych zasad nauki katolickiej, aby je zakryć cieniem zapomnienia. [...] Niech więc nikt się nie kusi, z jakiej bądź racji, coś zamilczeć albo ująć z nauki przez Boga podanej, kto by to uczynił, raczej by chciał katolików rozłączyć z Kościołem zamiast rozłączonych do Kościoła pociągnąć. Niech więc wrócą do Kościoła, niczego bardziej nie pragniemy, wszyscy, którzy błądzą w dali od Owczarni Chrystusa, lecz nie inną drogą, niż ta, którą im sam Chrystus wskazał.

Stronnicy bowiem nowinek sądzą, że należy wprowadzić do Kościoła pewną swobodę, polegającą na tym, że po ograniczeniu praw i czujności władzy, wolno by było każdemu w wiernych działać swobodniej, zgodnie z własnym zapatrywaniem.

Prawie wszędzie pomieszanie samowoli z wolnością, popęd do mówienia i omawiania wszystkiego, możność sądzenia o wszystkim i łatwość głoszenia drukiem wszelkich poglądów, zalewają umysły takim mrokiem, że dzisiaj właśnie, bardziej niż dawniej, korzyść jest i potrzeba uciekania się do urzędu nauczającego, celem ustrzeżenia od błędu sumienia i postępowania.

Leon XIII, List Testem Benevolentiae

*****

Doktryna zaś katolicka uczy, że pierwszy obowiązek miłości nie polega na tolerancji błędnych przekonań, choćby najbardziej szczerych, ani na obojętności teoretycznej czy praktycznej dla błędu lub występku, w którym widzimy pogrążonych braci naszych, lecz na gorliwości o ich podniesienie umysłowe i moralne, nie mniej jak o ich dobrobyt materialny. Ta sama doktryna katolicka uczy nas również, że źródło miłości bliźniego znajduje się w miłości Boga, wspólnego Ojca i wspólnego celu całej rodziny ludzkiej i w miłości Chrystusa, którego jesteśmy członkami, tak że wspomożenie nieszczęśliwego jest to wyświadczenie przysługi samemu Chrystusowi. Wszelka inna miłość jest złudzeniem lub uczuciem jałowym i przemijającym.

św. Pius X, List Notre Charge Apostolique

*****

...urządzają, zjazdy, zebrania i odczyty z nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, ba, nawet tych, którzy - niestety - odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu. Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ one polegają na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i wpadając krok po kroku w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera.

Nie którzy tym łatwiej dają się uwieść złudnym pozorom słuszności, gdy chodzi o popieranie jedności wszystkich chrześcijan. Czyż nie jest rzeczą słuszną - wciąż się to powtarza, - ba - nawet obowiązkiem, by wszyscy, którzy wyznają imię Chrystusa, zaprzestali wzajemnych oskarżeń i raz przecież połączyli się we wspólnej miłości? Gdyż, któżby się ośmielił powiedzieć, że miłuje Chrystusa, jeśli wedle sił swoich nie stara się urzeczywistnić życzenia Chrystusa, który prosi Ojca, by Jego uczniowie byli "jedno" ("unum")?. A czyż ten sam Chrystus nie chciał, by Jego uczniów poznawano po tym, że się wzajemnie miłują i aby tym różnili się od innych: "In hoc cognoscent omnes, quia discipuli mei estis, si dilectionem habueritis ad invicem" (Po tym poznają wszyscy, że jesteście moimi uczniami, jeżeli będziecie się wzajemnie miłowali")?. "Oby - tak dodają - wszyscy chrześcijanie byli "jednio"! Mieliby przecież większą możność przeciwstawiać się zarazie bezbożności, która z dnia na dzień coraz to bardziej się rozprzestrzenia i coraz to szersze zatacza kręgi i gotowa obezwładnić Ewangelię". W ten i podobny sposób rozwodzą się ci, których nazywają wszechchrześcijanami (panchristiani). A nie chodzi tu tylko o niezliczone i odosobnione grupy. Przeciwnie, powstały całe związki i rozgałęzione stowarzyszenia, którymi zazwyczaj kierują niekatolicy, chociaż różne wiary wyznający. Poczynania te ożywione są takim zapałem, że zyskują niejednokrotnie licznych zwolenników i pod swym sztandarem zgrupowały nawet potężny zastęp katolików, których zwabiła nadzieja unii, pojednania chrześcijaństwa, co przecież zgodne jest z życzeniem Świętej Matki, Kościoła, który wszak niczego bardziej nie pragnie, jak tego, by odwołać swe zbłąkane dzieci i sprowadzić je z powrotem do swego grona. W tych nęcących i zwodniczych słowach tkwi jednak złowrogi błąd, który głęboko rozsadza fundamenty wiary katolickiej.

Mówią, że należy więc dawne sprawy sporne i różnice zdań, które po dziś dzień są kością niezgody wśród rodzin chrześcijańskich, pozostawić na boku, z innych zaś nauk ulepić i przedłożyć wspólna regułę wiary, której wyznawanie zbratałoby wszystkich i przez co wszyscy czuliby się braćmi. Rozmaite zaś Kościoły i wspólnoty po połączeniu się w ogólny związek miałyby możność przeciwstawić się poważnie i skutecznie naporowi niewiary.

...ani Stolica Apostolska nie może uczestniczyć w ich zjazdach, ani też wolno wiernym zabierać głosu lub wspomagać podobne poczynania. Gdyby to uczynili, przywiązaliby wagę do fałszywej religii chrześcijańskiej, różniącej się całkowicie od jedynego Kościoła Chrystusa. Czyż możemy pozwolić na to - a byłoby to, rzeczą niesłuszną i niesprawiedliwą, by prawda, a mianowicie prawda przez Boga objawiona, stała się przedmiotem układów?

Co się zaś tyczy artykułów wiary, to bezwarunkowo nie dozwolona jest różnica, która chciano zaprowadzić między tzw. zasadniczymi a nie zasadniczymi punktami wiary, jak gdyby pierwsze z nich musiały być uznane przez wszystkich, natomiast te drugie mogłyby pozostać do swobodnego uznania wiernych

Jasną rzeczą więc jest, Czcigodni Bracia, dlaczego Stolica Apostolska swym wiernym nigdy nie pozwalała, by brali udział w zjazdach niekatolickich. Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli. Powtarzamy, by powrócili do jednego Kościoła Chrystusa, który jest wszystkim widomy i po wsze czasy, z woli Swego Założyciela, pozostanie takim, jakim go On dla zbawienia wszystkich ludzi ustanowił. Mistyczna Oblubienica Chrystusa przez całe wieki pozostała bez zmazy i nigdy też zmazy doznać nie może.

Skoro to mistyczne ciało Chrystusa, Kościół, jedno jest, spojone i złączone jak ciało fizyczne, bardzo niedorzecznym człowiekiem okazałby się ten, kto by chciał twierdzić, że ciało mistyczne Chrystusa może się składać z odrębnych, od siebie oddzielonych członków.

Pius XI, Encyklika Mortalium Animos

*****

Należy więc przedstawić i wykładać całą i nieuszczuploną doktrynę katolicką. Żadną miarą nie wolno pomijać milczeniem czy owijać w wieloznaczne słówka tego, co wiara katolicka mówi o prawdziwej naturze i drodze usprawiedliwienia, o strukturze Kościoła, o prymacie jurysdykcji biskupa rzymskiego, wreszcie o jedynej prawdziwej jedności przez powrót dysydentów do jednego prawdziwego Kościoła Chrystusa (deque unica vera unione per reditum dissidentium ad unam veram Christi Ecclesiam).

Instrukcja Kongregacji Świętego Oficjum De motione oecumenica (O ruchu ekumenicznym) z 1949 r

wtorek, 19 stycznia 2010

Aberracje liturgiczne cz. 7


poniedziałek, 18 stycznia 2010

Wykład Pana Dybowskiego na temat książki prof. Amerio "Iota Unum"


x. dr Jacek Stefański - Strój duchowny

Miało to miejsce w marcu 1986 r. Byłem wtedy studentem na Politechnice w Filadelfii. Pewnego dnia po wykładach siedziałem przy stoliku w jednej ze studenckich stołówek. Dookoła mnie byli koledzy; grała głośna muzyka. Ja natomiast myślami byłem zupełnie gdzie indziej. Zastanawiałem się nad decyzją wstąpienia do seminarium. Czułem powołanie do kapłaństwa, lecz nie wiedziałem, co mam robić. I nagle przyszła mi do głowy dziwna myśl: Daj sobie spokój! Jesteś przecież studentem politechniki, a to zupełnie inny kierunek studiów. Mieszkasz nawet w studenckiej części miasta. To inny świat. Nawet księży tutaj nie ma. Gdy tak pomyślałem, stało się coś dziwnego: do stołówki wszedł ksiądz. Miał na sobie czarny garnitur i koloratkę. Był w towarzystwie kilku studentów. Nigdy w tym miejscu nie spodziewałbym się zobaczyć kapłana. Lecz akurat tak się stało.

Minęło już prawie 14 lat od tego wydarzenia i często mi się ono przypomina. Podobnych przypadków miałem później sporo: na przystankach, w bibliotekach, na ulicy, w muzeach. Gdziekolwiek się znajdowałem, gdy tylko zobaczyłem kapłana czy siostrę zakonną lub zakonnika w stroju duchownym, od razu nasuwały mi się myśli o kapłaństwie, które wcześniej próbowałem odrzucić. Widok osoby duchownej w stroju duchownym nie dawał mi spokoju.

W tym samym czasie nurtowała mnie jeszcze jedna myśl. Wiele razy spotykałem księży bez stroju duchownego, "po cywilnemu". I właśnie tego nie mogłem zrozumieć. Osoby duchowne bowiem miałem za ludzi, którzy oddali swoje życie Bogu. Z logicznego punktu widzenia, ich strój świadczył o całkowitym oddaniu się Bogu; ten strój był jakimś jasnym znakiem dla każdego, że oni naprawdę są inni. I właśnie z tego powodu, że są inni, czułem, że można im zaufać, że można z nimi porozmawiać jak z nikim innym. Według mnie bowiem, duchowni dawali świadectwo, że istnieje świat wiary, jakiś inny świat, nadprzyrodzony. Ich strój duchowny świadczył o tym, iż są oni aż tak przekonani o istnieniu tego nadprzyrodzonego świata, że zawsze i wszędzie gotowi są dać świadectwo o jego istnieniu całemu światu doczesnemu.

Nie mogłem zrozumieć, dlaczego duchowny, który już odpowiedział na to powołanie, nie chciał w pewnych miejscach lub chwilach do tego powołania się przyznać. Przypuszczałem, że może duchowni, którzy występowali "po cywilnemu", próbowali czegoś innego poszukiwać w swym życiu. A może nawet tęsknili za innym powołaniem lub za "jakąś" wolnością, którą strój duchowny im odbierał.

Lecz czy byłoby to możliwe? Czy człowiek, który już został kapłanem, zakonnikiem lub siostrą zakonną, nie czuje się powołany do szczególnego świadectwa nie tylko przez swoje życie, ale i przez specyficzny, zewnętrzny wygląd? Duchowny powinien w sposób widoczny podkreślić, że cieszy się ze swego powołania i że w tym powołaniu zawsze czuje się swobodnie. Uważałem i nadal uważam, że szczególnie dla kapłana jest ważne, ażeby podkreślić w sposób widoczny, że jest on zawsze wśród ludzi, do ich dyspozycji, a nie dla swojej swobody lub wygody. W kapłaństwie służba musi być na pierwszym miejscu.

Minęły lata od moich czasów studenckich i dzisiaj sam jestem kapłanem. Lecz pytania i myśli, które miałem wtedy, pozostały.

W 1996 r. byłem na wakacjach we Francji i pewnego dnia odwiedziłem katedrę w Tours. W katedrze nie było dużo ludzi, a ci, którzy tam byli, wyglądali jak turyści. Nagle podszedł do mnie człowiek w podeszłym wieku i powiedział mi, że poszukuje kapłana do spowiedzi. Okazało się, że chodził on po katedrze już dość długo, lecz nie wiedział, w jaki sposób rozpoznać księdza. Był mi bardzo wdzięczny, że byłem w stroju duchownym, że dałem się rozpoznać jako kapłan. I w ten sposób nareszcie doszło do jego spowiedzi.

W zeszłym roku byłem na wakacjach w Hiszpanii z moim bratem, który jest osobą świecką. Podczas pobytu w Salamance wstąpiłem na pocztę. Kiedy wyszedłem, brat szybko podszedł do mnie i powiedział, że na ulicy miał miejsce wypadek. Jakiś człowiek jechał na motorze i ktoś uderzył w niego samochodem. Szybko udaliśmy się na miejsce. Ranny leżał na ulicy, niedaleko swego rozbitego motoru. Nie było do niego dojścia, bo dookoła stała już policja. Zacząłem iść w kierunku rannego, a policjanci, widząc osobę duchowną, od razu przesunęli się na bok. Ponieważ mam przy sobie zawsze olej do namaszczenia chorych, mogłem pomóc człowiekowi. Na pewno turysty w kolorowej koszulce żaden policjant do rannego by nie dopuścił.

Osoba duchowna zawsze powinna ukazywać się ludziom w stroju duchownym, aby podkreślić, że jest gotowa służyć innym. Jest powołana do dawania świadectwa. Żołnierz jest w mundurze; policjant ma swój specyficzny strój; lekarza lub pielęgniarkę w szpitalu można od razu rozpoznać. Właśnie strój jest tym potrzebnym znakiem, który przypomina o czymś i daje poczucie bezpieczeństwa i nadziei.

Ktoś może wysunąć argument, że przecież żołnierz, policjant, lekarz itd. nie zawsze jest w służbowym ubiorze, ponieważ ma prawo mieć swój czas wolny od pracy. To jest racja. Kapłaństwo jednak lub życie konse-krowane nie jest zawodem w świeckim sensie. Jest powołaniem ściśle związanym z oddaniem całego swego życia i bytu Panu Bogu. I na tym polega cała różnica.

Nie chodzi o to, że osoba duchowna nie może mieć swego wolnego czasu jak każdy inny człowiek. Chodzi o to, że wolny czas osoby duchownej nie może być wolny w tym samym sensie co wolny czas osoby świeckiej. Ten czas osoby duchownej jest zawsze ograniczony przez poprzednią decyzję oddania swego życia Bogu.

Oczywiście, że są sytuacje zagrożenia osoby duchownej właśnie przez publiczne ukazanie się w stroju duchownym. Taka sytuacja istniała np. w Meksyku w latach trzydziestych. Błogosławiony Miguel Pro, kapłan i męczennik, ubierał się wyłącznie w stroje świeckie, bo tylko tak mógł się ukryć przed ścigającymi go władzami. Za służbę kapłańską groziła kara śmierci. Służył więc potajemnie, odwiedzał chorych, przynosił Komunię św., przygotowywał do sakramentów, rozgrzeszał i namaszczał umierających, sprawował Msze św. - wszystko potajemnie i zawsze "po cywilnemu", bo inaczej by go zabito.

Są kraje, w których noszenie stroju duchownego w miejscach publicznych zostało zabronione. Wrogowie Kościoła wiedzą i rozumieją, jakim potężnym znakiem jest ten ubiór i boją się tego znaku.

Wielka jest ważność stroju duchownego i o tej ważności nie wolno zapomnieć, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy światu jest potrzebne nie tylko świadectwo wewnętrzne, ale i zewnętrzne. Żyjemy w czasach bardzo zmaterializowanych. Osoba duchowna musi z tą pokusą ciągle walczyć, nie dać się w nią wciągnąć. Tu można też zrozumieć, dlaczego codzienny strój duchowny świadczy również o cnocie ubóstwa. Osoba konsekrowana swym codziennym strojem duchownym potwierdza, że dla niej takie sprawy, jak ładna koszula lub najmodniejsze spodnie, nie mają żadnego znaczenia. Ksiądz, nawet jeżeli ubóstwa nie ślubował, musi dać świadectwo o ubóstwie. Bo to też jest wielki znak dla świata.

Gdy wracam myślami do moich studenckich lat, ciągle przypomina mi się ten ksiądz, który ukazał się nagle w stołówce studenckiej, ubrany w czarny garnitur, z koloratką przy kołnierzyku koszuli. Ukazał się w momencie, kiedy próbowałem odrzucić myśli o kapłaństwie. Czy ten ksiądz zdawał sobie sprawę, że jego obecność w stroju duchownym była dla pewnego studenta bardzo w tym dniu potrzebna? Myślę, że Bóg działał poza świadomością kapłana, właśnie przez jego strój duchowny.

Tak się stało, tak dzieje się w rzeczywistości, tak może się stać zawsze i wszędzie. Nie wolno się chować. Nie wolno się wstydzić. Nie wolno dawać sobie "świętego spokoju". Bo zawsze jest ktoś, kto czeka na świadectwo, choćby nawet ciche, ale - przede wszystkim - jasne!

* * *

"Nowa ewangelizacja wymaga także, aby kapłan ujawniał swoją prawdziwą obecność. Musi być jasne, że słudzy Jezusa Chrystusa przebywają wśród ludzi i są do ich dyspozycji.

Ważne jest przeto ich przyjazne i braterskie trwanie we wspólnocie. W tym kontekście rozumiemy duszpasterską doniosłość przepisów dotyczących stroju duchownego. Prezbiter nie powinien się go pozbywać, gdyż ujawnia on publicznie jego poświęcenie się bez ograniczeń w czasie i miejscu na służbę Chrystusowi, braciom i wszystkim ludziom. Im głębiej społeczeństwo wydaje się zeświecczone, tym bardziej potrzebuje znaków".

(Kapłan i trzecie chrześcijańskie milenium..., Kongregacja ds. Duchowieństwa, Rzym, 19 marca 1999 r.).

Źródło informacji: NIEDZIELA

niedziela, 17 stycznia 2010

Modlitwa o nawrócenie Żydów


MODLITWA O NAWRÓCENIE ŻYDÓW

z liturgii Wielkiego Piątku 
wg mszału św. Piusa V



Nowa wersja modlitwy

Oremus et pro Iudaeis
Ut Deus et Dominus noster illuminet corda eorum, ut agnoscant Iesum Christum salvatorem omnium hominum.

Oremus. Flectamus genua. Levate.
Omnipotens sempiterne Deus, qui vis ut omnes homines salvi fiant et ad agnitionem veritatis veniant, concede propitius, ut plenitudine gentium in Ecclesiam Tuam intrante omnis Israel salvus fiat. Per Christum Dominum nostrum. Amen.

Módlmy się także za żydów
Aby Bóg i Pan nasz oświecił ich serca, by uznali w Jezusie Chrystusie zbawiciela wszystkich ludzi.

Módlmy się. Klęknijmy. Powstańcie.
Wszechmogący wieczny Boże, który chcesz, żeby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy, spraw łaskawie, aby z wejściem wszystkich narodów do Twego Kościoła, cały Izrael został zbawiony.

***
Wersja tradycyjna

Oremus et pro [perfidis] Iudaeis: ut Deus et Dominus noster auferat velamen de cordibus eorum; ut et ipsi agnoscant Iesum Christum Dominum nostrum.

Omnipotens sempiterne Deus, qui Iudaeos etiam [etiam Iudaicam perfidiam] a tua misericordia non repellis: exaudi preces nostras, quas pro illius populi obcaecatione deferimus; ut, agnita veritatis tuae luce, quae Christus est, a suis tenebris eruantur. Per eundem Dominum... Amen

Módlmy się także za [wiarołomnych] żydów: Niech Bóg i Pan nasz usunie zasłonę z ich serc, aby i oni poznali Jezusa Chrystusa, Pana naszego.

Wszechmogący, wieczny Boże, Ty nie odmawiasz Swego miłosierdzia także [wiarołomnym] żydom, wysłuchaj naszych modlitw za ten zaślepiony lud. Niech zaznawszy światła Twej prawdy, którym jest Chrystus, zostanie wybawiony ze swoich ciemności. Przez tegoż Pana... Amen

piątek, 15 stycznia 2010

Terror nowej lewicy



Wykład zatytułowany TERROR NOWEJ LEWICY został wygłoszony przez Ks. prof. dra hab. Tadeusz Guza na VIII Międzynarodowym Sympozjum z cyklu «PRZYSZŁOŚĆ CYWILIZACJI ZACHODU»

Ks. prof. Czesław S. Bartnik o Vaticanum II

„Żyję dalej Soborem.

14.09.1964 rozpoczęła się III sesja. Następnego dnia Prymas wręczył Pawłowi VI memoriał Episkopatu polskiego o ogłoszenie Matki Bożej Matką Kościoła. (…) Jednak teologowie eksperci zachodni wyśmiali ten memoriał i uznali za zbyt dewocyjny. A nawet i wielu Ojców Kościoła wyśmiało to, że Prymas rozdał wszystkim Ojcom hostie do mszy św. z wizerunkiem, czy emblematem Matki Boskiej. Okazuje się, że Sobór jest pod dużym wpływem teologii protestanckiej, która jest na ogół antymaryjna.” (s.129)

„Przy okazji widzę, że narasta konflikt między Prymasem a żydującym ośrodkiem krakowskim, wspieranym przez partyjnych puławian. Ośrodek krakowski opowiadał się za szybką i głęboką modernizacją Kościoła polskiego w duchu poddania Kościoła inteligencji świeckiej, przynajmniej przyznania ośrodkom świeckim prawa pełnej krytyki, w duchu pewnej demokracji , kosmopolityzmu, pluralizmu, filosemityzmu i odżegnywania się od charakteru ludowego i masowego. Poglądy te jednak były zwykle chowane w drugim dnie wypowiedzi. W czerwcu 1964 roku Prymas Wyszyński skrytykował poglądy tego ośrodka publicznie, gdyż osłabiały Kościół polski wobec komunistów. J. Turowicz, T. Żychiewicz, S. Wilkanowicz i inni są wściekli. I niestety taką postawę antyprymasowską ludzie tego ośrodka zachowali, można powiedzieć, do dziś, gdyż i teraz podobno sprzeciwiają się beatyfikacji Prymasa jako „nacjonalisty” i „antysemity” (s. 130)

„Sobór to także cały rewolucyjny ruch liturgiczny, który już będzie trwał długie lata.

14.01.1965r. Pallotyni odprawili w Katedrze Lubelskiej po raz pierwszy w Polsce Mszę świętą koncelebrowaną. Ciekawe przeżycie nowości w Kościele łacińskim. W ogólności jest to obrządek bardzo słuszny i dobrze ukazuje jedność i społecznościowość Kościoła. Ale mnie osobiście uderza brak artyzmu liturgicznego i estetyki. Nie ma też wzniosłości. Stoi grupa opasłych księży, twarzą do ludzi, kaszlą, wycierają nosy, miny często bezmyślne, kiedy mówią wszyscy razem to każdy na swoją nutę. Nie jest też ładny widok, jak przyjmują Komunię Świętą, jak przy bufecie. Nie ma śpiewów. Są długie przerwy pseudokontemplacyjne. W tych momentach, szczególnie w zimie, słuchają wszyscy tylko kasłań, wycierania nosów, głosów dzieci. Dopiero potem uwypuklono rolę głównego celebransa.

Wkrótce sprawa koncelebry weszła i do Seminarium. W ogóle nad liturgią i nad jej reformą czuwa ks. Dr Franciszek Greniuk, mój starszy kolega. Jest to liturgista zamiłowany, ale i radykalny. Szybko opowiedział się za postawieniem stołu przed prezbiterium twarzą do ludzi, za neutralizowaniem ołtarzy w absydzie, za usunięciem tabernakulum z prezbiterium gdzieś na boczną ścianę, za wyrzuceniem feretronów i chorągwi kościelnych, za ograniczeniem śpiewów, zwłaszcza gregoriańskich, pozostawiając raczej ludowe i inne. Z czasem Franek rozszerzył swoją działalność na całą Diecezję. Wielu księży buntuje się przeciwko temu. Ja widzę w tych nowych rytach płytkość i desakralizację.

Jeśli chodzi o koncelebrę w Seminarium, to na razie była ona tylko od czasu do czasu, po latach codziennie. Ja po paru koncelebrach wycofałem się z tych codziennych. Uważałem, że koncelebra jest bardzo dobra na wielkie zgromadzenia duchownych i świeckich, ale nie dla Seminarium, tu chyba tylko w wielkie święta. Jako prefekt a potem wicerektor widziałem tu też problem wychowawczy. Trzeba znać psychologię ludzi w zakładzie zamkniętym i selekcjonującym do kapłaństwa. Codzienna koncelebra przełożonych twarzą do kleryków krępuje kleryków, którzy od razu podejrzewają, że przełożeni ich obserwują, zwłaszcza patrzą, kto nie przystępuje do Komunii, co zmusza do przystępowania nawet niedysponowanych. Przypomina mi się, że na początku XX wieku było polecenie z kongregacji rzymskiej, by rektor nie odprawiał klerykom codziennie, choc w starym rycie tyłem do kleryków. Było to mądre. I rzeczywiście, kiedy przestałem być wicerektorem, zdarzało się, że na Radzie Pedagogicznej, która decyduje o losie kleryka, prefekt lub wicerektor oceniając kleryków, podawał i to, że któryś nie zawsze przystępuje do Komunii. Było to wielkie nadużycie.

Problemy liturgiczne są bardzo istotne, bo liturgia jest duszą Kościoła i życia chrześcijańskiego.”
(s.131-132)

cytaty z książki: Błyskawica życia. Autobiografia z lat 1956-1990, Standruk, Lublin 2009.

czwartek, 14 stycznia 2010

Aberracje liturgiczne cz. 6 - Taniec liturgiczny


sobota, 9 stycznia 2010

Aberracje liturgiczne cz. 5


czwartek, 7 stycznia 2010

Aberracje liturgiczne cz. 4


Czterdzieści lat Nowej mszy

x. Rafał Trytek & Michał Buszewski

CZTERDZIEŚCI LAT NOWEJ MSZY

czyli 40-lecie promulgacji konstytucji apostolskiej Missale Romanum, przez papieża Pawła VI – wprowadzającej do powszechnego użytku Nową Mszę (łac. Novus Ordo Missae)

Warszawa, 12 grudnia 2009 r.

Spotkanie zorganizowane przy współpracy Stowarzyszenia Patriotycznego Serenissima i Organizacji Monarchistów Polskich.




Nagranie ze spotkania do pobrania w jednym pliku (format mp3)

Megaupload: http://www.megaupload.com/?d=8AOE47CM

wtorek, 5 stycznia 2010

Aberracje liturgiczne cz. 3 - Msza w ruchu Call in Action




Oto jak wygląda liturgia w ruchu Call in Action
(Call to Action powstała w 1976 roku i od tego czasu prowadzi szeroką kampanie na rzecz otwarcia Kościoła w kierunku proaborcyjnym, prohomoseksualnym, propaguje antykoncepcje oraz walczy z celibatem i promuje kapłaństwo kobiet.)
"Przewodniczącym" tego zgromadzenia jest emerytowany biskup Victorii w Kanadzie, Mistrz Enneagram , J.E. x. bp Remi de Roo!

Aberracje liturgiczne cz. 2



poniedziałek, 4 stycznia 2010

Ty jesteś kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka


„Gdyby nie było sakramentu kapłaństwa, nie mielibyśmy Pana wśród nas.
Kto bowiem włożył Go do tabernakulum? Kapłan.
Kto przyjął wasze dusze do [społeczności] Kościoła, kiedyście się narodzili? Kapłan.
Kto karmi je, by miały siłę do ziemskiego pielgrzymowania? Kapłan.
A kiedy dusza popadnie w grzech śmiertelny, kto ją wskrzesi do życia?
Kto przywróci jej spokój sumienia? Tylko kapłan.
Nie znaj dziecie żadnego dobra, które pochodzi od Boga, żeby za nim nie stał kapłan....
Po Bogu kapłan jest najważniejszy!...
Kapłan nie jest jednak kapłanem sam dla siebie.
Sam sobie nie może udzielić rozgrzeszenia.
Nie może sam sobie udzie lić żadnego sakramentu.
Kapłan nie żyje dla siebie, żyje dla was".

św. Jan Maria Vianney

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.