Często zdarza się, że biskup małej diecezji w przypadku wystąpienia wakatu w większej metropolii jest mianowany i przenoszony do tejże archidiecezji. Pytanie: Czy ta polityka jest dobra dla Kościoła?
Kilka lat temu, gdy Bernard kard. Gantin, prefekt Kongregacji Biskupów odchodził na emeryturę, w swoim pożegnalnym przemówieniu przypomniał, że w starożytności biskupi nie byli przenoszeni z diecezji do diecezji, tylko biskup zamianowany na ordynariusza jednej diecezji kierował nią do śmierci, gdyż uważano iż biskup "poślubia" swój Kościół partykularny, czyli wchodzi z nim w nierozerwalny związek na wzór nierozerwalnego związku między mężem i żoną.
Obecna polityka nie jest dobra dla Kościoła, gdyż promuje kleryków z chorą ambicją, pożądających "fioletów i czerwieni", którzy starają się "zaplanować" swoją "karierę" tak, aby jak najszybciej uzyskać "promocję" na wyższe "stanowisko". Ambicja dominowania nad innymi i posiadania władzy w Kościele z pewnością nie świadczy o byciu człowiekiem skromnym i świętym. Od biskupa oczekuje się przede wszystkim, aby był świętym kapłanem, gdyż jego naczelnym zadaniem jest uświęcenie i doprowadzenie do zbawienia wiecznego powierzonej mu trzody. A - jak wiadomo - nie da, kto nie ma. Jeśli kapłan planuje sobie "ścieżkę kariery", aby stale "awansować" w "świecie klerykalnym", zostać biskupem, potem arcybiskupem, aż w końcu - kardynałem, nie można o nim powiedzieć, że jest skromny, ani że jest święty. Powiem więcej - taki kapłan nigdy nie powinien zostać wyświęcony na biskupa!
Wyróżniający się w przeszłości biskupi to święci i męczennicy, którzy przede wszystkim sami żyli wiarą katolicką i wskazywali innym kierunek na drodze do świętości. Pierwszych trzydziestu papieży, to bez wyjątku męczennicy, którzy oddali życie za Wiarę. Pamiętamy o świętych biskupach takich jak Chryzostom, Jan Fisher, Mindszenty i wielu innych.
Główna przyczyna, którą Kościół uzasadnia przenoszenie biskupów między diecezjami to przyczyna "praktyczna" - biskup mniejszej diecezji nabiera doświadczenia w kierowaniu diecezją, jeśli mu się to udaje, dostaje promocję do większej diecezji. Nie sposób odmówić pewnego sensu temu rozumowaniu, gdyż doświadczenie w "przywództwie" jest wskazane przy kierowaniu większą diecezją. Tak to przynajmniej działa w świecie biznesu i w dużych korporacjach, ale Kościół przecież nie jest korporacją jak IBM czy General Motors.
Negatywnym aspektem tejże polityki jest to, iż promuje ona ambicjonalizm u biskupów mniejszych diecezji. Jeśli taki ambitny biskup chce się koniecznie "wybić", ma ogromną motywację, aby "kombinować", czyli starać się o swój "pozytywny wizerunek", unikać jak tylko może jakichkolwiek konfliktów, a przede wszystkim - dbać o swoją "dobrą prasę". Powszechnie wiadomo, że biskupi, którzy autorytarnie rządzą swoimi diecezjami i bezpardonowo dbają o utrzymanie wśród swoich kapłanów i diecezjan przestrzegania zasad katolickiej doktryny i moralności, mają wielu przeciwników i są notorycznie krytykowani w mediach, gdyż media z reguły krytykują jakiekolwiek przejawy używania autorytetu w celu utrzymywania porządku. Zdając sobie sprawę z powyższego, wielu biskupów rządząc swoimi diecezjami nie podejmuje decyzji dla dobra wiary i dla duchowego dobra swoich diecezjan, tylko raczej dla dobrej opinii o sobie, promowania własnego wizerunku i własnej "kariery". Starają się dopasować do kultury czasów, w jakich przyszło im żyć i zbytnio nie nalegają na przestrzeganie zasad katolickiej wiary i moralności. Przykładów nie trzeba daleko szukać - większość naszych biskupów od wielu lat unika potępienia antykoncepcji, tylko nieliczne jednostki odmawiają udzielenia komunii świętej politykom "katolickim", którzy są zwolennikami aborcji.
Zdecydowanie uważam, że gdyby wszyscy biskupi ordynariusze wiedzieli, że nie zostaną już przeniesieni do innej, "lepszej" diecezji, byliby bardziej staranni w uświęcaniu i rządzeniu swoimi diecezjami, ponieważ wiedzieliby, że są tam już na zawsze, do śmierci.
Sugeruję, aby na ordynariuszy mianować tylko świętych biskupów pomocniczych i kapłanów, którzy udowodnili, że są dobrymi duszpasterzami. Takie "szkolenie" jest całkowicie wystarczające dla przyszłego biskupa ordynariusza, lepszego nie potrzebują. Nauczą się jak rządzić diecezją - poprzez bycie biskupem. Patrząc na rozliczne skandale, które wstrząsają episkopatem jasne jest, że "stara" polityka "awansowania" nie sprawdziła się. Spróbujmy zastosować "nową" politykę "dożywocia w diecezji" i zobaczmy, jak będzie działać. Jeśliby ją wprowadzono - przewiduję, że nasze diecezje będą zarządzane znacznie lepiej niż obecnie. A nasi biskupi będą mieć wyższe poważanie wśród swoich diecezjan niż mają dziś.
Źródło informacji: KRONIKA NOVUS ORDO
Kilka lat temu, gdy Bernard kard. Gantin, prefekt Kongregacji Biskupów odchodził na emeryturę, w swoim pożegnalnym przemówieniu przypomniał, że w starożytności biskupi nie byli przenoszeni z diecezji do diecezji, tylko biskup zamianowany na ordynariusza jednej diecezji kierował nią do śmierci, gdyż uważano iż biskup "poślubia" swój Kościół partykularny, czyli wchodzi z nim w nierozerwalny związek na wzór nierozerwalnego związku między mężem i żoną.
Obecna polityka nie jest dobra dla Kościoła, gdyż promuje kleryków z chorą ambicją, pożądających "fioletów i czerwieni", którzy starają się "zaplanować" swoją "karierę" tak, aby jak najszybciej uzyskać "promocję" na wyższe "stanowisko". Ambicja dominowania nad innymi i posiadania władzy w Kościele z pewnością nie świadczy o byciu człowiekiem skromnym i świętym. Od biskupa oczekuje się przede wszystkim, aby był świętym kapłanem, gdyż jego naczelnym zadaniem jest uświęcenie i doprowadzenie do zbawienia wiecznego powierzonej mu trzody. A - jak wiadomo - nie da, kto nie ma. Jeśli kapłan planuje sobie "ścieżkę kariery", aby stale "awansować" w "świecie klerykalnym", zostać biskupem, potem arcybiskupem, aż w końcu - kardynałem, nie można o nim powiedzieć, że jest skromny, ani że jest święty. Powiem więcej - taki kapłan nigdy nie powinien zostać wyświęcony na biskupa!
Wyróżniający się w przeszłości biskupi to święci i męczennicy, którzy przede wszystkim sami żyli wiarą katolicką i wskazywali innym kierunek na drodze do świętości. Pierwszych trzydziestu papieży, to bez wyjątku męczennicy, którzy oddali życie za Wiarę. Pamiętamy o świętych biskupach takich jak Chryzostom, Jan Fisher, Mindszenty i wielu innych.
Główna przyczyna, którą Kościół uzasadnia przenoszenie biskupów między diecezjami to przyczyna "praktyczna" - biskup mniejszej diecezji nabiera doświadczenia w kierowaniu diecezją, jeśli mu się to udaje, dostaje promocję do większej diecezji. Nie sposób odmówić pewnego sensu temu rozumowaniu, gdyż doświadczenie w "przywództwie" jest wskazane przy kierowaniu większą diecezją. Tak to przynajmniej działa w świecie biznesu i w dużych korporacjach, ale Kościół przecież nie jest korporacją jak IBM czy General Motors.
Negatywnym aspektem tejże polityki jest to, iż promuje ona ambicjonalizm u biskupów mniejszych diecezji. Jeśli taki ambitny biskup chce się koniecznie "wybić", ma ogromną motywację, aby "kombinować", czyli starać się o swój "pozytywny wizerunek", unikać jak tylko może jakichkolwiek konfliktów, a przede wszystkim - dbać o swoją "dobrą prasę". Powszechnie wiadomo, że biskupi, którzy autorytarnie rządzą swoimi diecezjami i bezpardonowo dbają o utrzymanie wśród swoich kapłanów i diecezjan przestrzegania zasad katolickiej doktryny i moralności, mają wielu przeciwników i są notorycznie krytykowani w mediach, gdyż media z reguły krytykują jakiekolwiek przejawy używania autorytetu w celu utrzymywania porządku. Zdając sobie sprawę z powyższego, wielu biskupów rządząc swoimi diecezjami nie podejmuje decyzji dla dobra wiary i dla duchowego dobra swoich diecezjan, tylko raczej dla dobrej opinii o sobie, promowania własnego wizerunku i własnej "kariery". Starają się dopasować do kultury czasów, w jakich przyszło im żyć i zbytnio nie nalegają na przestrzeganie zasad katolickiej wiary i moralności. Przykładów nie trzeba daleko szukać - większość naszych biskupów od wielu lat unika potępienia antykoncepcji, tylko nieliczne jednostki odmawiają udzielenia komunii świętej politykom "katolickim", którzy są zwolennikami aborcji.
Zdecydowanie uważam, że gdyby wszyscy biskupi ordynariusze wiedzieli, że nie zostaną już przeniesieni do innej, "lepszej" diecezji, byliby bardziej staranni w uświęcaniu i rządzeniu swoimi diecezjami, ponieważ wiedzieliby, że są tam już na zawsze, do śmierci.
Sugeruję, aby na ordynariuszy mianować tylko świętych biskupów pomocniczych i kapłanów, którzy udowodnili, że są dobrymi duszpasterzami. Takie "szkolenie" jest całkowicie wystarczające dla przyszłego biskupa ordynariusza, lepszego nie potrzebują. Nauczą się jak rządzić diecezją - poprzez bycie biskupem. Patrząc na rozliczne skandale, które wstrząsają episkopatem jasne jest, że "stara" polityka "awansowania" nie sprawdziła się. Spróbujmy zastosować "nową" politykę "dożywocia w diecezji" i zobaczmy, jak będzie działać. Jeśliby ją wprowadzono - przewiduję, że nasze diecezje będą zarządzane znacznie lepiej niż obecnie. A nasi biskupi będą mieć wyższe poważanie wśród swoich diecezjan niż mają dziś.
o. Kenneth Baker SJ
redaktor naczelny
Homiletic & Pastoral Review
Źródło informacji: KRONIKA NOVUS ORDO