_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

piątek, 31 stycznia 2014

Cyfrowa Biblioteka Katolickiego Tradycjonalisty: Katechizm polemiczny o. Jana Jakuba Scheffmachera




o. Jan Jakub Scheffmacher SI

KATECHIZM POLEMICZNY

CZYLI 

WYKŁAD NAUK WIARY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ


PRZEZ ZWOLENNIKÓW LUTRA, KALWINA I INNYCH Z NIMI SPOKREWNIONYCH
ZAPRZECZANYCH LUB PRZEKSZTAŁCANYCH

Z POPRZEDZENIEM LISTÓW DWÓCH NAWRÓCONYCH PASTORÓW,

wykazujących powody nawracania się licznych protestantów na
łono Kościoła Katolickiego


__________

__________

Katechizm Polemiczny czyli Wykład nauk wiary chrześcijańskiej przez zwolenników Lutra, Kalwina i innych z nimi spokrewnionych, zaprzeczanych lub przekształcanych, pierwotnie w języku francuskim ułożony przez O. J. J. Szeffmachera Zgrom. Jezusowego, z poprzedzeniem listów dwóch nawróconych pastorów, wykazujących powody nawracania się licznych Protestantów na łono Kościoła Katolickiego. Przełożył z francuskiego na język niemiecki J. M. nauczyciel religii, a z niemieckiego na język polski przełożył i uwagami objaśnił X. Nestor Higin Soter Bieroński kanonik, proboszcz małogoski, prof. semin. kieleckiego. Częstochowa 1883, str. 261.

CORAZ ŁATWIEJSZY DOSTĘP DO BOGACTWA LITURGII RZYMSKIEJ W STANACH ZJEDNOCZONYCH

LIST NR 38

„List apostolski motu proprio Summorum Pontificum Papieża Benedykta XVI z 7 lipca 2007, który wszedł w życie 14 września 2007, udostępnił bogactwo liturgii rzymskiej Kościołowi powszechnemu”.

Instrukcja Universæ Ecclesiæ z 30 kwietnia 2011 roku

Blisko trzy lata po opublikowaniu instrukcji o wprowadzeniu w życie Motu Proprio Summorum Pontificum, skutek jego nie słabnie. Co więcej, uniwersalizm liturgii rzymskiej stale się wzmaga. Na dobry początek nowego roku proponujemy w tym tygodniu podsumowanie postępów, jakie forma nadzwyczajna poczyniła w Stanach Zjednoczonych.

A) Rozpocznijmy od Nowego Jorku. A dokładnie od Staten Island. Msza tradycyjna powróciła tam 12 października 2013 roku po 48 latach niebytu. Nie jest to jeszcze msza niedzielna czy cotygodniowa, tym niemniej jednak cieszy się powodzeniem, jak relacjonuje jeden z wiernych: „Przeciwnie do tego, co sobie wyobrażałem – i prawdopodobnie do tego, co wyobrażali sobie ci, którzy zaprogramowali mszę na październikową sobotę o godzinie 19:30 – było nas więcej niż stu”. Msza zorganizowana w kościele Najświętszego Serca, historycznym miejscu dzielnicy, została odprawiona przez proboszcza, który przyznał, że to właśnie na tę okoliczność nauczył się odprawiania starej mszy. A przecież niekiedy wierni zastanawiają się, tak jak pewna pani: „Czy znajdzie się ksiądz, który zada sobie trud i nauczy się odprawiać mszę tradycyjną tylko po to, by raz czy dwa razy w roku dać satysfakcję garstce fanatyków? Lub czy ksiądz taki będzie wierzył w duchową wartość tej mszy i myślał o ponownym jej wprowadzeniu do liturgii parafialnej na stałe? Skoro udaje mu się przyciągnąć sto osób w sobotni wieczór, ile osób pojawiłoby się w niedzielę rano, o godzinie 10:30?” My byśmy tego lepiej nie ujęli! Przy okazji odnotujmy szczegół przytoczony przez jednego z uczestników: „Podobnie jak na wszystkich mszach, w których miałem możliwość uczestniczyć w Nowym Jorku, stojące przed wejściem do kościoła panie Filipinki rozdawały nam uprzejmie książeczki pomagające uczestniczyć we mszy i śledzić poszczególne jej części.”

B) Jak widać na przykładzie proboszcza ze Staten Island, i co też często mieliśmy okazję pokazywać w naszych listach, formacja księży jest jedną z mocnych stron rozwoju mszy w Stanach Zjednoczonych. W wywiadzie dla magazynu Regina, Byron Smith, sekretarz Una Voce America, informuje nas a propos, że ponad 1000 kapłanów z całego kraju odbyło już kurs odprawiania mszy tradycyjnej. Kanonicy Regularni św. Jana Kantego (patrz list nr 8) nadal należą do najskuteczniejszych propagatorów liturgii tradycyjnej. Od 10 do 13 października prowadzili więc kurs dla kleryków z diecezji Detroit.

C) Wiele powodów zadecydowało o tym, że w roku 2013 diecezja Detroit okazała się być doskonałym symbolem harmonijnego rozwoju formy nadzwyczajnej w Stanach Zjednoczonych. Obok wspomnianego kursu dokształcającego dla diecezjalnych kleryków, pod koniec sierpnia nastąpił powrót liturgii tradycyjnej do katedry pw. Najświętszego Sakramentu. Na prośbę miejscowej grupy Juventutem celebransem na tę okoliczność został jeden z biskupów pomocniczych, J.E. Donald Francis Hanchon. Kilka tygodni wcześniej inny biskup pomocniczy, J.E. Francis Ronald Reiss, udzielił sakramentu bierzmowania 16 wiernym ze wspólnoty Summorum Pontificum przy kościele Świętego Jozafata. Zaproszenie do udziału biskupów, dostęp do sakramentów, formacja kleryków: oto działania diecezji, w której skarby Motu Proprio udostępniane są sprawiedliwie – to sytuacja, której można pozazdrościć po tej stronie Atlantyku...

D) W diecezji Galveston-Houston arcybiskup, kardynał DiNardo, w dniu Wniebowzięcia podarował wiernym parafię personalną. Opiekę nad nią powierzono księdzu Van Vliet z Bractwa Świętego Piotra (FSSP), a nominację otrzymał on w czasie ceremonii, której przewodniczył wikariusz generalny episkopatu. Parafia otrzymała wezwanie Regina Cæli. Nie dysponuje jeszcze własnym kościołem, ale posiada pozwolenie na budowę na terenie otrzymanej w darze działki, na północnym-zachodzie miasta. Dobrym zakończeniem roku było erygowanie kaplicy świętej Róży z Limy (gdzie celebruje wspólnota FSSP), do godności parafii personalnej, tym razem przez biskupa diecezji Springfield (Illinois). Uroczystość odbyła się 23 grudnia 2013 roku.

E) Wybrzeże Pacyfiku nie pozostaje w tyle, szczególnie dzięki temu, że szczęśliwie posiada dwóch cudownych arcybiskupów: J.E. Alexandra Sample w Portland (zob. nasz list nr 34), i J.E. Salvatore Cordileone w San Francisco. Ten ostatni nie tylko chętnie wspiera większość inicjatyw Summorum Pontitificum, które są mu proponowane, ale i bez wahania proponuje takowe kapłanom i wiernym. I tak od niedzieli Trójcy Świętej, na osobistą prośbę arcybiskupa San Francisco, msza tradycyjna cieszy się odzyskanymi prawami w kościele Stella Maris. Odbywa się w każdą niedzielę, a na dodatek o godzinie 11! Kto da więcej?

F) Ten przekaz dobrych nowin ze Stanów Zjednoczonych nie oznacza, że gdzie indziej Motu Proprio utknęło w martwym punkcie. W Europie, na przykład, pojawiają się ciągle nowe msze, inne zaś zaczynają być widoczne i stają się coraz bardziej dostępne. To przypadek Hiszpanii, gdzie miejscowa prasa w Gijon co dopiero opublikowała sprawozdanie z przeniesienia tamtejszej mszy do kościoła na starówce. Podobnie i w Segowii, która odtąd dwa razy w miesiącu korzystać będzie z posługi Instytutu Chrystusa Króla: o godzinie 19 w niedziele w kościele San Sebastián. Od czerwca również w Słowenii pierwsze zastosowanie Motu Proprio, raz w miesiącu w Maribor. We Włoszech, mimo zamknięcia wielu miejsc, gdzie msze odprawiali Franciszkanie Niepokalanej uzyskano nową mszę niedzielną w Palermo: we wszystkie niedziele miesiąca o godzinie 17:30 w kościele San Basilio.

G) Poza takim, można by rzec, „organicznym” rozwojem Motu Proprio, należy podkreślić, że doraźna promocja formy nadzwyczajnej nie ustaje. Niezmordowany sługa reformy liturgicznej J.E. biskup Athanasius Schneider odprawił więc triduum na początek Adventu w Irlandii. J.E. Eugenijus Bartulis, biskup Siauliai na Litwie, bywalec dróg do Chartres, minionego lata w trakcie konferencji liturgicznej odprawił w swojej diecezji mszę pontyfikalną. Jeszcze dalej na wschód cœtus Summorum Pontificum z Moskwy (który swoją mszę ma w każdą niedzielę o godzinie 17 w krypcie katedry) patronował objazdowej prezentacji mszy tradycyjnej w w leżącym u stóp Uralu mieście Bereżniki. I wreszcie wspólnota z Hong-Kongu, istniejąca jeszcze przed Motu Proprio, cechująca się niespożytą energią, w niedzielę Gaudete zainaugurowała cykl wykładów liturgicznych. Wśród nich prezentacja biskupa Schneidera na temat pilnej konieczności i dobrodziejstw przyjmowania komunii świętej na klęcząco i do ust. To temat jego najnowszej książki, której francuskie tłumaczenie jest w przygotowaniu dzięki Renaissance Catholique.

H) Podsumowując, mimo zmiany pontyfikatu efekty Summorum Pontificum w 2013 roku nie zostały zanegowane. Stawiamy na to, że podobnie będzie w roku 2014. A to z bardzo prostej przyczyny: popyt i potrzeba dalekie są jeszcze od bycia zaspokojonymi.

Źródło informacji: http://www.paixliturgique.pl/

środa, 29 stycznia 2014

Z księgarskiej półki c.d. - Tajemnica Marii Magdaleny


Paweł Lisicki


TAJEMNICA 


MARII MAGDALENY

Obrazek Tajemnica Marii Magdaleny
Wydawnictwo m, Kraków 2014
ISBN: 978-83-7595-662-7
Format: 168x238 , s. 216, oprawa: miękka, cena: 27,00 zł
do nabycia w księgarni wydawnictwa

Od grzechu do świętości -Tajemnica Marii Magdaleny

W swojej poprzedniej książce – „Kto zabił Jezusa” Paweł Lisicki czarno na białym pokazał, jak za pomocą prymitywnych, w gruncie rzeczy, zabiegów odpowiedzialność za ukrzyżowanie Chrystusa przerzuca się z Żydów na Rzymian. Teraz, w „Tajemnicy Marii Magdaleny” wskazuje (z imienia i nazwiska) tych, którzy – najczęściej pod sztandarami feminizmu – sączą do mózgów odbiorców koszmarne brednie o Marii Magdalenie jako pierwszej apostołce, o erotycznym związku łączącym ją z Synem Bożym, o małżeństwie Jezusa i Jego dzieciach. Gdybyż to chodziło tylko o Dana Browna, nie najmądrzejszego choć sprawnego powieściopisarza, ale o palmę pierwszeństwa w tej żenującej rywalizacji na cyniczne manipulacje, jawne absurdy i bezczelne kłamstwa ubiegają się całkiem poważni, zdawałoby się, naukowcy. Że o tabunach publicystów będących osobistymi nieprzyjaciółmi Pana Boga jedynie nadmienię.


W tyleż brawurowym, ile solidnie udokumentowanym eseju staje Lisicki w obronie przeinaczanych treści Ewangelii i Nowego Testamentu, co czyni – jak mniemam – nie tylko jako chrześcijanin, ale i jako człowiek, którego po prostu interesuje prawda. To o nią pyta w swej nowej książce, a nie o to, komu ta prawda służy i do czego mu jest potrzebna. Biorąc pod uwagę również walory językowe i stylistyczne „Tajemnic…” mamy do czynienia z pisarstwem eseistycznym próby najwyższej.

TAJEMNICA MARII MAGDALENY nie jest tylko próbą odkłamania i obrony jednej z największych świętych w dziejach Kościoła katolickiego, ale przede wszystkim „apologetycznym wykładem wiary na temat autentyczności i historyczności Pisma Świętego” 


Sławomir Cenckiewicz

Kryptolefebryści? Nic z tych rzeczy


Kryptolefebryści? Nic z tych rzeczy

Drastyczne sankcje, jakie spotkały Franciszkanów Niepokalanej, tłumaczone były „kryptolefebryzmem” zakonników. Na takie uzasadnienie wskazał sam komisarz wyznaczony dla zgromadzenia - o. Fidenzio Volpi OFM Cap. To oskarżenie zupełnie fałszywe, co potwierdzają także wierni korzystający z apostolatu zakonników.

wtorek, 28 stycznia 2014

Pius XI : Studiorum ducem – Encyklika o świętym Tomaszu z Akwinu


Herb Pius IX

Pius IX

ENCYKLIKA


Do naszych Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Ordynariuszy w pokoju i jedności ze Stolicą Apostolską będących: w sześćsetlecie kanonizacji św. Tomasza z Akwinu! Czcigodni Bracia. Pozdrowienie i Błogosławieństwo Apostolskie


o. Jacek Woroniecki OP: Moc i wartość spekulatywnych cech tomizmu


o. Jacek Woroniecki OP
"Tyle ma każdy cnoty, ile ma inteligencji"

Z tymi słowami wchodzi do dziejów myśli ludzkiej jeden z najpotężniejszych umysłów, jakie świat widział - św. Tomasz z Akwinu! Od tych bowiem słów: " Tanto ha virtu ziascun, ąuanto ha intelleto " zaczyna się ten ciekawy sonet w neapolitańskim dialekcie, znany już od XVII wieku, ale którego autorstwo nie było dotąd ustalone. Dopiero w 1925 roku P. Mandonnet OP dowiódł, że należy w nim widzieć najprawdopodobniej młodzieńczy utwór św. Tomasza z Akwinu, napisany w tragicznym momencie walki z rodziną o swe powołanie zakonne. Było to po napadzie pod Aquapendente, w pierwszych dniach maja 1244 roku. Porwany przez braci i więziony przez nich na zamku w Roccasecca, musiał młody nowicjusz wytrzymać różne próby oderwania go od powołania, z których najostrzejsza, ta, która godziła w jego czystość anielską, przyniosła mu ostateczne zwycięstwo i uczyniła zeń patrona tej pięknej cnoty młodzieńczej. Mniej groźne od tych niecnych zakusów, ale na dalszą metę bardzo uciążliwe, były te ciągłe namowy do wyrzeczenia się powołania dominikańskiego, których mu rodzina nie szczędziła, bijąc szczególnie na to, że powołanie do zakonu żebrzącego nie da się pogodzić z honorem rodowym hrabiów z Akwinu.

Jeden z braci św. Tomasza, imieniem Reginald, obdarzony prawdziwym talentem poetyckim i znany z tego tytułu na dworze cesarza Fryderyka w Messynie, nieraz musiał swe poglądy ubierać w formę wierszowaną, a to tym bardziej, że pojęcia cnoty i honoru były zwykłym przedmiotem poezji trubadurów. Ale i młodemu Tomaszowi nieobca była sztuka rymotwórcza, i on też nie darmo przebył cztery lata w tej bujnej atmosferze wszechnicy neapolitańskiej, gdzie młody język włoski zaprawiał się coraz bardziej do służby muzom. Z drugiej strony odbyte studia filozoficzne i wpływ powołania zakonnego dały mu już jasne pojęcie, na czym prawdziwy honor polega. I oto raz po takiej utarczce słownej chwycił i on za pióro i ujął w formę sonetu swe poglądy na prawdziwą wartość człowieka: Tyle człowiek ma cnoty, ile ma inteligencji, a o wartości jego decyduje wartość tego, co umiłował.

Słowa te brzmią jak pobudka bojowa i charakteryzują doskonale już w dziewiętnastym roku życia umysł tego, który miał wkrótce odbić tak niezatarte piętno na myśli ludzkiej. Głębokie pragnienie przeniknięcia myślą tego wszystkiego, co staje przed naszym umysłem, ujęcia jego cech istotnych i zorganizowania w potężny system doktrynalny na to, aby następnie oprzeć na tak mocnych podstawach całe życie duchowe - oto krótka charakterystyka wielkiego myśliciela średniowiecznego.

Ten to rys spekulatywny jego umysłowości nadał doktrynie św. Tomasza jej trwałą wartość i zdobył jej to wyjątkowe wprost stanowisko, jakie zajmuje w skarbcu myśli Kościoła katolickiego. Ale ten sam rys spekulatywny był nieraz źródłem uprzedzeń, nieporozumień i zarzutów pod adresem doktryny tomistycznej ze strony tych wszystkich, którzy czy to spoza Kościoła, czy nawet w obozie katolickim nie doceniali doniosłości teoretycznego czyli spekulatywnego poznania.

Nawet w ostatnich czasach, pomimo niezwykłego postępu, jakim się rozwój doktryn tomistycznych we wszystkich niemal krajach cieszy, nie brak było pewnych zastrzeżeń, najczęściej ukrytych starannie w kwiatach zachwytów i komplementów. Wszystkie one z jednego źródła pochodziły, z niezrozumienia potężnych bogactw, ukrytych wirtualnie w tej na pozór suchej, zimnej i oderwanej doktrynie św. Tomasza.

Przyjrzyjmy się niektórym z tych zarzutów.

Weźmy choćby na pierwszy ogień tak bardzo rozpowszechniony w naszych czasach antagonizm między metodą spekulatywną a pozytywną w teologii. źródeł jego szukać należy w umysłowości nowożytnej, tak łatwo przerzucającej się z jednego krańca w drugi.

Idealistyczna spekulacja filozofów niemieckich XVIII i XIX wieku słusznie mogła wywołać uprzedzenia do tego dociekania prawdy bez oparcia na zewnętrznej obserwacji faktów. Pogarda dla tego podłoża rzeczywistości, bez którego prawdziwej wiedzy być nie może, doszła do szczytu u Hegla, który, gdy mu zarzucano, że teorie jego są w sprzeczności z faktami, odpowiadał najspokojniej: "Desto schlimmer fur die Tatsachen - Tym gorzej dla faktów". Nic przeto dziwnego, iż tego rodzaju tendencje do jałowej spekulacji wywołały reakcję w formie pozytywizmu, z jego uprzedzeniami do badań teoretycznych. W pierwszej połowie XIX wieku słyszeliśmy: " Tym gorzej dla faktów" - od drugiej zaczynamy słyszeć: "Faktów i tylko faktów". Stara arystotelesowsko-tomistyczna spekulacja nie ma z idealistyczną spekulacją niemiecką nic wspólnego. Najwybitniejszym jej rysem jest ten realizm, który sprawia, że jest ona pod pewnym względem bliższą pozytywizmu, niż idealizmu, nie przestając nigdy głosić: nil in intellectu, quin prius fueritit in sensu.

św. Tomasz cały swój gmach wiedzy spekulatywnej wysnuł nie z siebie, nie ze swej myśli, ale z pozytywnych danych zewnętrznego świata: w filozofii - z obserwacji materii i ducha, w teologii - ze źródeł wiary.

W tej ostatniej dziedzinie uderza nas wprost głęboka i szczegółowa znajomość materiału pozytywnego, jaką św. Tomasz posiadał, a jednocześnie z nią i ta prawdziwa cześć dla wysiłków umysłowych myślicieli minionych wieków i dla wyników, do których doszli. Ma się rozumieć, że nie rozporządzał on tym aparatem naukowym, który nam dziś tak pracę ułatwia, tymi wydaniami krytycznymi, encyklopediami, podręcznikami, enchiridiami, itp., toteż na niejednym punkcie mógł on przyjąć błędną informację, zarówno dotyczącą czystości jakiegoś tekstu, jak i autentyczności jakiegoś dzieła. Niejedno nam dziś znane dzieło było mu niedostępne, weźmy choćby większość dialogów Platona. Ale z drugiej strony, właśnie dla braku tych środków pomocniczych musiał on o wiele dokładniej opanować to, co mu było dostępnym, i tym nam dziś jego dzieła imponują.

Weźmy np. jego stosunek do Pisma św., już nie tylko w komentarzach do poszczególnych jego ksiąg, ale i w spekulatywnych dziełach teologicznych, szczególnie w Summie. Jaką głęboką, wchodzącą we wszystkie szczegóły analizę prawodawstwa i obyczaju społecznego ludu żydowskiego znajdujemy w tych kilku kwestiach poświęconych prawu Starego Testamentu! A gdy chodzi o stosunek do patrystyki, to cóż dowodzi lepiej ogromnego oczytania św. Tomasza w tej dziedzinie, jak Catena aurea, ten komentarz Ewangelii ułożony słowami Ojców Kościoła! I czyż nie jest uderzającym, że obok dwóch komentarzy do Ewangelii o charakterze bardziej osobistym i spekulatywnym (jeden z nich zaginął) miał jeszcze św. Tomasz czas i ochotę opracować coś tak nieosobistego i pozytywnego, jak Catena aurea? Ale i w spekulatywnych dziełach teologicznych, przede wszystkim w takiej Summie, mamy też ciągłe dowody tego baczenia, aby spekulacja była oparta na pozytywnych danych tradycji. Niejeden zwolennik teologii pozytywnej naszych czasów mógłby św. Tomaszowi po zazdrościć jego wiedzy pozytywnej.

Antytezy przeto: teologia spekulatywna, czy teologia pozytywna w żaden sposób przyjąć nie możemy. Spekulacja teologiczna winna się koniecznie opierać na pozytywnych danych możliwie najdokładniej sprawdzonych co do pierwotności, autentyczności, czystości i doniosłości historycznej; pracy tej ustalenia i zbadania źródeł niejeden będzie się musiał specjalnie poświęcić, wymaga ona bowiem osobnych studiów i słusznie może zainteresować. Pracowników, oddających się studiom teologii pozytywnej, nigdy nie powinno w Kościele zabraknąć, szczególnie odkąd reformacja z tego frontu zaczęła naukę Kościoła atakować. Przyznajmy, że nie zawsze zwolennicy spekulatywnego kierunku w teologii dostatecznie to oceniają.

Ale praca teologiczna bynajmniej nie może się ograniczyć jedynie do takiego inwentaryzowania pozytywnych danych wiary. Jeśli pragniemy je poznać w ich najczystszej formie i w ich genetycznym rozwoju historycznym, to na to, aby głębiej przemyśleć ich treść i przejąć się ich doniosłością życiową. Tego znowu nieraz zwolennicy pozytywnego kierunku w teologii nie rozumieją, sądząc, że gdy oni swą pracę dokonają, nic więcej nie pozostaje do zrobienia. Tu się zaczyna cichy i nie zawszę może uświadomiony antagonizm między spekulacją a badaniami pozytywnymi.

Co nam po poznaniu źródeł, w których się prawdy wiary zawierają, jeśli nie mamy tych prawd wchłonąć, przeżuć, przerobić na własne nasze dobro tak, aby móc nimi żyć w całej ich pełni? To zaś tylko drogą spekulatywnego myślenia zdobyć możemy, analizując poszczególne składniki Objawienia i układając je w umyśle w jedną harmonijną całość. I cała wartość promieniowania wiary od tego zależy, czy jej głosiciele głęboko ją przemyśleli i urobili sobie na niej cały swój świat myśli! Tego wierni się od nich spodziewają! Mało ich obchodzi, co twierdził Chryzostom, albo Augustyn, oni są ciekawi wiedzieć, jakie jest wewnętrzne uzasadnienie prawd wiary i nikt nie może im zakazać stawiania pytania: dlaczego?

Zapewne, że znajdzie się w naszych czasach nieco zblazowanych dyletantów myśli, którzy będą powtarzać za Dantem: "State contenti umana gente al guia - wiemy, jak rzeczy się mają, bądźmy z tego zadowoleni i nie pytajmy dlaczego". I w dziedzinie teologii można się spotkać z umysłami, które się więcej interesują stwierdzaniem faktu w jego formie zewnętrznej, niż treścią wewnętrzną, stanowiącą j ego wartość dla ducha. Ale ogół wiernych bynajmniej taki nie jest; on jest "święcie ciekawy" tego głębszego uzasadnienia prawd wiary, które tylko systematycznym przemyśleniem spekulatywnym nabyć można i, gdy się z nim spotka, z radością je wchłania. Toteż spekulacji teologicznej nigdy nie może w Kościele zabraknąć, największa erudycja pozytywna jej nie zastąpi.

Na szczególną uwagę zasługuje konieczność należytego uwzględnienia pierwiastka spekulatywnego w tej dyscyplinie teologicznej, którą nazywamy apologetyką. Pierwiastek pozytywny zajmuje w niej bardzo wiele miejsca i winien być nader systematycznie opracowany; a jednak siły dowodowej sam przez się on nie posiada, a winien ją zaczerpnąć ze spekulatywnego przemyślenia podstawowych danych Objawienia, szczególniej zaś tego centralnego w apologetyce pojęcia, jakim jest nadprzyrodzoność. Nigdzie może w chwili obecnej uprzedzenia do kierunku spekulatywnego nie zaznaczają się tak silnie i nie wyrządzają tyle szkody, co właśnie w tej dziedzinie, na nią więc specjalnie należało zwrócić uwagę. Tomizm, tak istotnie spekulatywny, jest więc doktryną głęboko pozytywną; zarówno opartą na mocnych pozytywnych podstawach, jak i oceniającą należycie konieczność dalszych badań pozytywnych. Tomista z radością i zainteresowaniem śledzić będzie zawsze wyniki badań teologii pozytywnej, nieraz może i sam do nich rękę przyłoży, choćby, aby wypocząć od bardziej natężającej pracy spekulatywnej. Prosić on będzie tylko o jedno, a mianowicie, aby o tych prawdach tak systematycznie wyszukanych w źródłach wolno mu było pospekulować, aby się nikt nie dziwił, że pragnie on je przemyśleć, o ile to tylko jest możliwym dla umysłu oświeconego wiarą, że pragnie wchłonąć w siebie całą ich moc życiodajną. Kto do pracy spekulatywnej na polu teologii nie ma zamiłowania lub zdolności, może tego nie robić, ale nie wolno mu nie doceniać spekulacji teologicznej dlatego tylko, że sam się do niej nie bierze; przeciwnie, winien on sobie doskonale zdawać sprawę z tego, jak ważnym jest dla sprawy Bożej, aby w Kościele były zawsze umysły spekulatywne i aby zdrowa spekulacja teologiczna nie zamierała.

W skarbcu wiary i w skarbcu teologii, która z niej czerpie swe dane, wiele jest prawd, których umysł ludzki nie rozwinął jeszcze do tych granic poznania, do których mogą być rozwinięte; właściwie wszystkie prawdy wiary, podobnie jak i wszystkie prawdy filozoficzne są w tym położeniu: treść ich jest niewyczerpalna tak, iż umysł ludzki nigdy nie dojdzie do kresu ich poznania. Nikt też nie zabije w umyśle człowieka głodu wiedzy, tego przyrodzonego pożądania, aby poznać przyczyny wszechrzeczy. Tu jest źródło psychologiczne wszelkiej spekulacji teologicznej i żadne uprzedzenia nie potrafią go zatamować.

Jest jeszcze drugi antagonizm, którego nie sposób nie spostrzec, gdy się jest choć trochę wtajemniczonym w teologiczny ruch umysłowy doby obecnej i gdy się śledzi to pewne zaniepokojenie, które coraz potężniej budzące się odrodzenie tomizmu wywołuje w kołach mniej z nim obeznanych: oto jest nim mniemany antagonizm między teorią a praktyką. Antagonizm ten zaznacza się szczególnie w dziedzinie teologii moralnej, w której spekulatywny charakter doktryny św. Tomasza wydaje się dla wielu pozbawionym praktycznej doniosłości życiowej.

Rozdźwięk między teorią a praktyką jest stary jak świat, i w ostatnim rzędzie sprowadza się do tej pewnej niewspółmierności między ogólnymi pojęciami abstrakcyjnymi naszego umysłu, a konkretnymi danymi życia. Przejście od pojęcia ogólnego, od ogólnej zasady do konkretnego, żywego czynu zawsze będzie potrzebowało pewnego wyćwiczenia rozumu i woli, które nazywamy cnotą roztropności i którego tylko drogą doświadczenia życiowego nabrać można. Z książki albo w szkole od nauczyciela roztropności nauczyć się nie sposób.

I tu też subiektywna spekulacja idealistycznej filozofii niemieckiej znacznie się przyczyniła do powiększenia tego rozdziału, jaki zawsze będzie w pewnej mierze istniał między teorią a praktyką, a nawet do wytworzenia między tymi dwoma dziedzinami działalności ludzkiej przepaści nie do przebycia. Wiadomo, że Kant poświęcił temu zagadnieniu osobną rozprawę, a i aforyzm Goethego o szarej teorii i wiecznie zielonym drzewie życia powstał też niewątpliwie pod wpływem niepraktycznego charakteru współczesnej mu filozofii ojczystej.

W doktrynie tomistycznej o takim antagonizmie między teorią a praktyką mowy być nie może. Wszystkie spekulatywne dociekania, mające za przedmiot zagadnienia życia praktycznego, opierają się tam na materiale obserwacyjnym, z tego samego życia zaczerpniętym, a nie są bynajmniej wysnute z apriorystycznych założeń umysłu ludzkiego. I objawione prawdy nadprzyrodzone, odnoszące się do życia moralnego, zostały nam podane w żywych i konkretnych opowiadaniach biblijnych. Z tego to podwójnego źródła, z dziejowego doświadczenia ludzkości i z natchnionych kart Pisma świętego ma nasz umysł wyprowadzić dokładną analizą podstawowe teoretyczne zasady naszego postępowania moralnego. Z życia zaczerpnięte, dadzą się one bez zbytniego trudu do kierowania tym życiem zastosować. Umiejętność stosowania danych spekulatywnych do konkretnych potrzeb życia nie jest znowu tak trudna do nabycia: każdy człowiek ma do niej przyrodzone zdolności, które, należycie wychowane, stają się kierowniczą cnotą życia moralnego - roztropnością.

Głębsze przemyślenie i zrozumienie teoretycznych zasad życia duchowego jest dla roztropnego pokierowania tym życiem ogromnej doniosłości. Można śmiało powiedzieć - aczkolwiek wyda się to paradoksem - że jasna, z życia wysnuta, dobrze uzasadniona i przemyślana teoria jest rzeczą najpraktyczniejszą, jaką człowiek mieć może. Oto daje ona zrozumienie tych głębokich, niedostępnych dla powierzchnej obserwacji więzadeł życia moralnego i pozwala mocno oprzeć na nich działalność praktyczną. Dzięki niej umysł nabiera pewnej sprężystości, elastyczności, czyli innymi słowy, zdolności przystosowywania sztywnych ram oderwanych zasad moralnych do różnorodnych potrzeb życia, i rozstrzygania w świetle jakiejś jednej ogólnej zasady całego szeregu zagadnień, należących do jej zakresu.

Zdrowa obiektywna teoria, wysnuta z życia, rozjaśnia w głowie, a mieć jasno w głowie, to najpraktyczniejszą rzecz na świecie.

Człowiek z taką dobrze przemyślaną żywą teorią w głowie jest w swej dziedzinie jak ten, co ma klucz passe-partout, otwierający wszystkie drzwi, choćby były różnymi zamkami zaopatrzone. Natomiast tak zwany praktyk bez teorii jest jak ten, co nosi pęk kluczy i dobiera je przy każdych drzwiach, natrafiając, jak zwykle, dopiero na końcu na ten właściwy, który otwiera.

Usunięcie w ostatnich wiekach z nauczania teologii moralnej elementu spekulatywnego i zastąpienie go, jakoby praktyczniejszą, metodą kazuistyczną znacznie obniżyło poziom wykształcenia duchowieństwa, szczególnie na punkcie praktycznego kierowania życiem duchowym. O wyrugowaniu kazuistyki z nauczania teologii moralnej mowy być nie może, i trzeba zupełnie nie rozumieć psychiki praktycznej działalności naszego rozumu, aby tego żądać. Ale wyćwiczenie kazuistyczne umysłu winno być poprzedzone głębokim i systematycznym przemyśleniem analitycznym podstawowych składników życia moralnego; wtedy dopiero nada ono mu tę elastyczność, tę zdolność przystosowywania niezmiennych zasad do zmiennych okoliczności życia. Bez tego spekulatywnego podłoża sama kazuistyka zawsze odbije na umyśle piętno czegoś ciasnego, sztywnego i... niepraktycznego.

Kto pozna analitycznie jakąś zasadę moralną, ten w jej świetle rozwiąże wszystkie zagadnienia praktyczne, należące do jej zakresu, choćby w najodrębniejszych się przejawiały okolicznościach. Kto natomiast zasady nie pojmie, choćby przerobił sto kazusów, nie rozwiąże sto pierwszego, gdy ten pojawi się w nieco innej formie. Raz jeszcze: ogólne wykształcenie spekulatywne jest życiowo praktyczniejsze od tzw. praktycznego, nie dającego głębszego poznania wewnętrznych więzadeł naszego życia moralnego.

Nieśmiertelnym wzorem takiego przemyślenia dziedziny moralności ludzkiej jest druga część Summy Teologicznej: analityczna w swej pierwszej połowie (I-a II-ae), syntetyczna, a co za tym idzie, kazuistyczna, przynajmniej w swych ogólnych liniach, w drugiej (II-a II-ae), jest ona wybitnie praktyczna przez to właśnie, że daje głębokie wejrzenie w rzeczywistość życia moralnego, że pokazuje rolę każdego z jej składników i wzajemne ich na siebie oddziaływanie i że następnie zaprawia do budowania z nich czynów i to nie tylko w tych ciasnych granicach, których przekroczenie prowadzi do grzechu, ale w tym nieskończonym przestworzu doskonałości chrześcijańskiej, której prawzorem, zarówno jak i celem, jest nieskończona doskonałość samego Boga.

Istnieje wreszcie jeszcze jedno uprzedzenie do charakteru spekulatywnego doktryny tomistycznej: oto ma ona być zimna, rozwijająca zbytnio samo rozumowanie, a nie dająca nic sercu, nie zapalająca do miłości. Z zarzutem tym możemy się już spotkać na schyłku średnich wieków, kiedy poziom teologii spekulatywnej zaczął się obniżać; nietrudno go wyczuć i między liniami cudownej skądinąd książki, jaką jest Naśladowanie Tomasza a Kempis. 1)

W znacznie ostrzejszej formie spotkamy się z nim w następnych wiekach w starciach, wywołanych doktrynami Lutra, a potem i Janseniusza. Cały ten kierunek o fideistycznym podłożu nigdy nie chciał widzieć w doktrynie św. Tomasza nic innego, jak tylko zimny racjonalizm, niezdolny do podniesienia ducha na wyższy poziom.

Nie da się zaprzeczyć, że wszelka spekulacja połączona jest z pewnym niebezpieczeństwem przerostu władz poznawczych ze szkodą rozwoju woli i jej zdolności do kochania; niejeden ulega pokusie, aby z zadowolenia intelektualnego poznania uczynić cel życia, a o istotnym unum necessarium zapomnieć, czyli, innymi słowy, aby radością myślenia przesłonić sobie stokroć większą w tym życiu radość miłowania. Niestety i spekulacja teologiczna nie jest od tego niebezpieczeństwa wolna, i w niej też można się bawić i radować samym procesem dociekania prawdy więcej, niż samą prawdą, którą jest Bóg i rzeczy Boże. Można przeto i teologa spotkać, dla którego prawdy wiary będą więcej zimnym przedmiotem spekulatywnego rozumowania, niż gorącym przedmiotem umiłowania. Nic dziwnego, że taka spekulacja wbija w pychę, dając świadomość tej mocy poznawczej, którą Stwórca dał duchowi, nic dziwnego także, że nie jest ona w stanie nic trwałego zbudować, skoro nie jest skierowana do tego celu, do którego ją Stwórca przeznaczył. Scientia inflat, caritas autem aedificat.

A jednak doktrynie tomistycznej takiej, jak j ą znaj dujemy w dziełach św. Tomasza, a jeszcze bardziej takiej, jaka była podstawą jego własnego życia duchowego, nie sposób zarzucić zimnego racjonalizmu. Kto z niej weźmie jedną tylko metodę analitycznego badania i nic poza nią, sam sobie będzie winien, jeśli ona go wyziębi. W tomizmie jest coś więcej, niż analityczne rozumowanie dyskursywne.

Doskonale wykazał swego czasu P. Rousselot SJ, że to dyskursywne poznanie, które racjonalizm na pewien piedestał wynosi, nie jest bynajmniej dla św. Tomasza jakąś absolutną doskonałością umysłu ludzkiego, a raczej jego niedoskonałością wywołaną koniecznością ułamkowego poznawania prawdy drogą abstrakcji. Ideałem poznania dostępnym, już nawet w pewnej choć słabej mierze w tym życiu, jest poznanie intuicyjne nie tak ułamkowe, jak dyskursywne i bardziej bezpośrednie. Przez intelektualizm w przeciwstawieniu do racjonalizmu rozumiemy właśnie tę dążność do uproszczenia poznania, i w tym sensie św. Tomasz jest o wiele bardziej intelektualistą, niż racjonalistą.

Ale i samo intelektualne poznanie intuicyjne nie może tu wystarczyć. Skoro przedmiotem jego są prawdy wiary, będące jednocześnie największym dobrem człowieka, poznanie to nie może nie pociągnąć woli i nie wywołać w niej miłości, a miłość ta siłą refleksu musi oddziałać i na samą władzę poznawczą i pobudzić ją do tym pilniejszego i głębszego przenikania tego, co tak bardzo wartym jest i poznania i miłości. Wobec prawd wiary spekulacja winna się więc przeobrazić w kontemplację tzn. w miłosne rozważanie i przenikanie tych prawd. Biada teologowi, który tego nie pojmie i zatrzyma się przed progiem kontemplacji, spekulując tylko na zimno o prawdach wiary.

Niedwuznacznie dał nam św. Tomasz poznać swe zapatrywanie na czczą spekulację, komentując słowa Zbawiciela o tych co budowali dom na piasku i na skale. Kto słucha nauki tylko, aby wiedzieć, ten buduje na samym tylko rozumie i buduje na piasku, rozum bowiem, vagando circa universale, nie jest w stanie dać mocnej podstawy do czynu. Kto zaś słucha, aby w czyn wprowadzać i miłować, ten buduje na skale, tj. na czymś mocnym i trwałym. Przedmiotem bowiem czynów naszych natchnionych miłością są konkretne cele życia; mocno podporządkowane celowi ostatecznemu, nadają one temu życiu stały i niezmienny kierunek, od którego żadne nawałnice odwrócić już człowieka nie powinny. Intelektualista przeto, uprawiający myślenie dla myślenia, spekulujący dla samej radości spekulowania i przesłaniający sobie tą radością nieskończenie więcej warte przedmioty wiary, to ów głupi, budujący na piasku. Ten natomiast, kto zechce swe poznanie, z początku bardziej dyskursywne, potem coraz bardziej intuicyjne, miłością skierować do Tego, któremu wszystko ma służyć, ten będzie podobny do męża mądrego, budującego dom swego życia duchowego na mocnej opoce; kontemplacja nie dopuści u niego do przerostu władz poznawczych i do wyziębienia serca i zobojętnienia na wielkie cele życia, przeciwnie w jej cieple rozum coraz bardziej będzie się rozwijał, coraz dokładniej przenikając wszystko "nawet i głębokości Boże ", a jednocześnie coraz lepiej podporządkowując się temu Bogu i coraz wierniej Mu służąc.

Teologia spekulatywna nie jest niczym innym, jak analitycznym badaniem prawd wiary, aby zeń potem syntetycznie budować normy postępowania. Otóż sam akt wiary nie jest bynajmniej czynnością czysto intelektualną; przyzwolenie wiary jest do głębi przeniknięte wpływem woli, którą pociąga dobro, zawarte w objawionych prawdach i w której wywołuje ono miłość. Miłość to nadaje wierze jej pełną wartość, wzmagając jej moc i jej światło - im więcej miłujemy, tym mocniej wierzymy, tym głębiej przenikamy treść wiary. Miłości bowiem towarzyszą dary Ducha świętego, te tajemnicze impulsy Gościa naszej duszy, mające nas uczynić coraz powolniejszymi narzędziami Jego świętej woli. Z nich dwa, rozum i mądrość, szczególną mają tu doniosłość, ułatwiając nam wgląd w tajemnice wiary i dając już niejakie intuicyjne poznanie Boga.

Na tym podłożu winien teolog rozwijać swą spekulację teologiczną, i jeśli nie przekroczy ona u niego zimnego dociekania, opartego na analizowaniu tekstów, jeśli nie zdoła zapalić duszy miłością do tych cudownych prawd wiary i do Tego, który jest istotną Prawdą ponad wszystkie prawdy - to przecież nie metoda spekulatywna będzie temu winna.

Wszystko mu jest dane na to, aby mógł z miłością przemyśleć i przemodlić te prawdy, przeniknąć się nimi do głębi i następnie jeszcze ciepłe tym jego umiłowaniem podawać wiernym: contemplata aliis tradere.

Nie sposób zaprzeczyć, że ostatnie wieki straciły ten punkt widzenia z oczu. Wiele się tu przyczyniło zbytnie rozczłonkowanie teologii z zapoznaniem jej wewnętrznej jedności organicznej, w szczególności zaś zaniedbanie spekulatywnego studium cnót teologicznych, a wraz z nimi ascetyki i mistyki i moralnych. W ostatnich latach mamy pod tym względem bardzo znaczny postęp, i potężne odrodzenie tomizmu, zataczające z każdym rokiem dalsze kręgi, coraz wyraźniej nam przypomina, że teologia na to, aby dojść w umyśle teologa do pełni rozkwitu, musi koniecznie stać się dla niego teologią mentis et cordis.

Wzorem takiego teologa będzie dla nas na zawsze sam św. Tomasz, który to połączenie spekulacji teologicznej z kontemplacją doprowadził do szczytu doskonałości. Oto, jak nam przedstawia to połączenie Pius XI w swej Encyklice Studiorum ducem:

"To zespolenie nauki z pobożnością, erudycji z cnotą, prawdy z miłością jest u Anielskiego Doktora czymś naprawdę jedynym; toteż nie bez racji dano mu jako symbol słońce, gdyż, przynosząc umysłowi światło wiedzy, wzbudza jednocześnie w woli płomyki cnót... "

" Najbardziej odróżnia świętość Tomasza to, co Sw. Paweł nazywa " Sermo sapientiae ", a mianowicie połączenie dwojakiej mądrości nabytej i wlanej, za którym zawsze idzie pokora, zamiłowanie do modlitwy i miłość Boga ".

Takiej spekulacji teologicznej nikt nie zarzuci, że jest zimna i bezpłodna, że nic sercu nie daje. Jest ona przeciwnie najdoskonalszą realizacją na świecie mądrości Bożej i najwyższym jej szczytem rozwoju intelektualnego, jaki człowiek może w życiu ziemskim osiągnąć.

Oparta na pozytywnych danych Objawienia i doświadczenia ludzkiego, związana z życiem i przenikająca jego potrzeby, natchniona miłością Boga i prawd przezeń objawionych, nie jest ona ani oderwana od rzeczywistości, jak chcą jedni, ani "szara" i niepraktyczna, jak chcą drudzy, ani wreszcie sztywna i chłodna, jak chcą trzeci, ale pełna życia, światła i ciepła, jest szczytem rozwoju umysłu ludzkiego i najpewniejszą kierowniczką naszego życia na ziemi.

Minęło niespełna lat trzydzieści od chwili, kiedy dziewiętnastoletni Tomasz nakreślił młodzieńczym piórem swój pierwszy utwór - sonet o honorze i cnocie. Powrócił on do rodzinnego Neapolu, aby tam dokończyć pracowitego, a tak krótkiego żywota. Z rodzeństwa jego mało już kto żył; nie było już i Reginalda, który stał mu się niegdyś podnietą do twórczości poetyckiej i który zamieszany w spisku padł z ręki kata w Messynie.

W pełni rozkwitu życia duchowego św. Tomasz przerywa swą pracę naukową i Summy Teologicznej nie jest nawet w stanie dokończyć. Wobec tego, co Bóg w duszy jego robi, praca naukowa staje się niemożliwa; i wszystko, co kiedykolwiek napisał, słomą mu się być tylko wydaje. Cały swój czas poświęca on modlitwie i nauczaniu prostego ludu, czemu się co dzień oddaje, głosząc kazania w tym neapolitańskim dialekcie, w którym swój pierwszy utwór młodzieńczy napisał.

Nieraz zapewne myśl jego musiała wracać do tych lat szkolnych, w tym samym środowisku spędzonych; wszystko mu o nich mówiło! Może też wpadł mu kiedy do ręki i ten sonet, nakreślony w chwilach najgorętszej walki o powołanie do zakonu kaznodziejskiego. I oto chęć przychodzi zadać sobie pytanie, czy by się go wyparł, albo przynajmniej zawstydził.

O nie, na pewno nie! Uśmiechnąłby się może nad tym utworem swej dziecięcej jeszcze wyobraźni i zdałby sobie sprawę, że na schyłku życia inaczej, lepiej i ściślej, określiłby swe umiłowanie rozumu. I forma literacka wiersza już by go nie zadowoliła, jego, który tak po mistrzowsku potrafił nią władać w swych hymnach Najświętszego Sakramentu.

Ale myśli przewodniej sonetu nie byłby w stanie się wyprzeć, skoro ona natchnęła całe jego życie i te wiekopomne dzieła teologiczne, które nam zostawił.

Cała moc św. Tomasza, cała virtu którą świeci jego postać w dziejach myśli ludzkiej, zawarta jest w tym cudownym pogodzeniu kultu rozumu z wielkim wezwaniem do miłowania Boga nade wszystko. Jest on w tym wiernym uczniem św. Augustyna, którego geniusz nieraz musiał go zapalać i do głębi poruszać tym lapidarnym wezwaniem: Intellectum valde Ama.

To głębokie umiłowanie rozumu obaj oni czerpali nie skądinąd jak z natchnionego Słowa Bożego, które ponad wszystkie dobra tego świata stawia mądrość.

"I wzywałem, mówi mędrzec pański i przyszedł na mnie duch mądrości".

"I przełożyłem ją nad królestwa i nad stolice i bogactwa za nicem sobie miał w porównaniu z nią... "

"A przyszły mi pospołu z nią wszystkie dobra i niezliczona poczciwość przez jej ręce i rozradowałem się we wszystkich, bo przede mną szła ta mądrość, a nie wiedziałem, że ona jest matką ich wszystkich... "

"Jasnością jest bowiem wieczystej światłości i zwierciadłem bez zmazy Boskiego majestatu i wyobrażeniem dobroci jego ".

"A będąc jedyna, wszystko może, i w sobie trwając, wszystko odnawia i przez narody w dusze święte się przenosi, przyjacioły Boże i proroki postanawia ".

"Żadnego bowiem nie miłuje Bóg, jedno tego, który z mądrością przebywa"

PRZYPISY:

1. Jest to może przesadą chcieć widzieć w Naśladowaniu bezpośrednie wycieczki przeciw Arystotelesowi, jak to czyni anonimowy autor w Suddeutsche Monatshefte Die Nachfolge Christi und Aristoteles (Marzec 1917, s.827-8). To jednak pewne, że Autor Naśladowania widział niebezpieczeństwo przerostu intelektu i że, przeciwstawiając mu się, szedł może nieco za daleko. Zapewne, że lepiej jest mieć skruchę, niż znać jej określenie, ale jedno drugiego wszak nie wyklucza, a dla celów nauczania i apostolstwa znajomość ścisłych określeń jest konieczna.

artykuł zamieszczony w "Przeglądzie Teologicznym", t.8 (1927), s.27-42)

Tomasz z Akwinu - zagrożenie dla teologii czy szansa?


XXIV tezy tomistyczne


Poglądy teologiczne i filozoficzne św. Tomasza z Akwinu najlepiej streszczają tzw. 24 tezy tomistyczne, sformułowane w 1916 r. na zalecenie papieża Benedykta XV przez Kongregację ds. Uniwersytetów Katolickich i zalecone jako wytyczne dla profesorów uniwersytetów katolickich. Tezy te mają fundamentalne znaczenie nie tylko dla zrozumienia tomizmu, ale podstaw filozofii w ogóle:

I. Możność i akt dzielą byt w ten sposób, że cokolwiek bytuje, jest albo czystym aktem, albo składa się koniecznie z możności i aktu.

II. Akt, ponieważ jest doskonałością, nie może doznać ograniczenia jak tylko ze strony możności, będącej zdolnością do przyjęcia doskonałości. Dlatego akt w porządku, w którym jest czysty, jest zarazem nieograniczony i jedyny, gdzie zaś jest skończony i zwielokrotniony, tam wchodzi w skład z możnością.

III. Dlatego sam tylko Bóg urzeczywistnia w sobie bezwzględne pojęcie bytu i On sam jest jedyny i całkiem niezłożony; wszystkie inne jestestwa, mające tylko udział w bycie, posiadają naturę ścieśniającą byt; dlatego są złożone z istoty i istnienia, jako z pierwiastków realnie się różniących.

IV. Byt, nazwany od bytowania, orzeka się o Bogu i o stworzeniach nie jednoznacznie ani też nie całkiem wieloznacznie, ale analogicznie, na mocy analogii atrybucji i proporcjonalności.

V. Ponadto w każdym stworzeniu zachodzi złożoność podmiotu samoistnego z formami drugorzędnymi i dodatkowymi, czyli przypadłościami, ta zaś złożoność nie dałaby się pojąć, gdyby istnienie nie łączyło się z rzeczowo różną od siebie istotą.

VI. Oprócz przypadłości bezwzględnych istnieje jeszcze względna, czyli stosunek do czegoś. Chociaż stosunek do czegoś nie wyraża w swoim pojęciu jako takim tego, że tkwi w czymś, często jednak ma przyczynę w rzeczach i dlatego posiada istotę rzeczywistą, różną od podmiotu.

VII. Stworzenie duchowe jest w swej istocie całkiem pojedyncze. Pozostaje w nim jednak podwójna złożoność, mianowicie: istoty z istnieniem i substancji z przypadłościami.

VIII. Stworzenie cielesne złożone jest w samej swej istocie z możności i aktu, ta zaś możność i akt w porządku istoty zwie się materią i formą.

IX. Żadna z tych części nie bytuje samoistnie, żadna wprost nie powstaje ani wprost nie ginie, żadnej nie umieszcza się wprost w kategorii, lecz tylko pośrednio, jako pierwiastek substancjalny.

X. Chociaż z naturą cielesną łączy się rozciągłość na części całkujące, jednak dla ciała nie jest tym samym: „być substancją” i „być wielkim”. Substancja bowiem jest niepodzielna, rozumie się ją nie na sposób punktu, lecz na sposób tego, co się znajduje poza obrębem wymiaru przestrzennego. Ilość zaś, dzięki której otrzymuje substancja rozciągłość, różni się rzeczowo od substancji i jest prawdziwą przypadłością.

XI. Materia oznaczona ilością stanowi zasadę jednostkowienia, to jest różnicy czysto ilościowej, niemożliwej do zaistnienia w świecie czystych duchów, między jednym osobnikiem a drugim w obrębie tego samego gatunku.

XII. Ta ilość sprawia, że ciało znajduje się w miejscu opisowo i tylko w jednym miejscu może się znajdować.

XIII. Ciała dzielą się podwójnie, mianowicie na ożywione i nieożywione. W ożywionych forma substancjalna, zwana duszą, wymaga ustroju organicznego, tj. części różnorodnych, dlatego, aby w tym samym podmiocie istniała część poruszająca i część poruszana.


XIV. Dusza roślinna i zwierzęca nie bytują samoistnie, nie są też wprost wytwarzane, lecz są jedynie pierwiastkami bytu i życia istoty żywotnej, a ponieważ zależą całkowicie od materii, giną pośrednio, gdy ginie byt złożony.

XV. Przeciwnie, dusza ludzka bytuje samoistnie, a stwarza ją Bóg w chwili, gdy podmiot jest dostatecznie przysposobiony na jej wlanie, jest też z istoty swojej niezniszczalna i nieśmiertelna.

XVI. Ta dusza rozumna tak się łączy z ciałem, że staje się jego jedyną formą substancjalną, a przez nią człowiek ma i człowieczeństwo, i zwierzęcość, i życie, i cielesność, i substancjalność, i byt. Dusza daje więc człowiekowi wszelki stopień istotnej doskonałości, a nadto udziela ciału aktu istnienia, którym sama bytuje.

XVII. Władze organiczne i nieorganiczne, należące do dwóch odrębnych porządków, wypływają z duszy ludzkiej przez naturalną konsekwencję; podmiotem pierwszych, do których należy zmysł, jest ciało ożywione, drugich sama tylko dusza. Dlatego umysł jest władzą niezależną wewnętrznie od narządu zmysłowego.

XVIII. Z niematerialności wynika koniecznie umysłowość, i to tak dalece, że stopniowi oddalenia od materii odpowiada dokładnie stopień umysłowości. Całkowitym stopniem poznania umysłowego jest byt jako taki, właściwym zaś przedmiotem poznania umysłu ludzkiego, złączonego tu z ciałem, są istoty rzeczy, oderwane od warunków materialnych.

XIX. Poznanie czerpiemy zatem z rzeczy zmysłowych. Ponieważ zaś rzecz zmysłowa nie jest bezpośrednio dostępna poznaniu umysłowemu, dlatego — oprócz umysłu formalnie poznającego — trzeba przyjąć czynną władzę w duszy, której zadaniem jest wydobywać z wyobrażeń formy umysłowe.

XX. Przez te formy umysłowe poznajemy bezpośrednio byty ogólne; byty jednostkowe poznajemy zmysłami, a także umysłem przez zwrot ku wyobrażeniom; do poznania zaś bytów duchowych wznosimy się drogą analogii.

XXI. Umysłu nie wyprzedza wola, lecz postępuje za nim, pożąda ona koniecznie tego, co jej przedstawia umysł jako dobro ze wszech miar zaspokajające pożądanie; jednak wybiera z wolnością między wieloma dobrami, które jej przedkłada umysł w zmiennym sądzie o ich wartości dla pożądania. Dlatego wybór następuje po ostatnim sądzie praktycznym; wola jednak sprawia, że ten sąd jest ostatni.

XXII. Istnienia Boga nie poznajemy ani przez bezpośredni ogląd, ani na mocy dowodu a priori, lecz jedynie a posteriori, tj. z rzeczy, które są stworzone, posługując się dowodem, wznoszącym się ze skutków do przyczyny, mianowicie: z rzeczy, znajdujących się w ruchu i nie mogących mieć w sobie całkowitej przyczyny ruchu, do pierwszego nieruchomego poruszyciela; z pochodzenia rzeczy, wchodzących w skład świata, od przyczyn sobie podporządkowanych, do przyczyny pierwszej, nie mającej już dalszej przyczyny; z bytów zmiennych, obojętnych na byt lub niebyt, do Bytu bezwzględnie koniecznie istniejącego; z rzeczy, które uczestniczą w mniejszym stopniu w doskonałościach bytu, życia, umysłu, więcej lub mniej bytują, żyją, umysłem pojmują, do tego, który jest najwyższym Umysłem, najwyższym Życiem, najwyższym Bytem; wreszcie od porządku panującego we wszechświecie do Umysłu, różnego od świata, który wszystko uporządkował, ułożył i wszystkim celowo kieruje.

XXIII. Za cechę metafizyczną, stanowiącą istotę Boga, uważa się słusznie tożsamość Bożej istoty z aktem samego istnienia, czyli samoistne bytowanie Boga; stąd też wynika nieskończoność w Jego doskonałości.

XXIV. Bóg więc wyodrębnia się od wszystkich rzeczy skończonych właśnie czystością swojego bytowania. Stąd wnosi się najpierw, że świat mógł wyjść z Boga tylko przez akt stwórczy; po drugie, że siła stwórcza, ponieważ dotyczy w pierwszym rzędzie i wprost bytu jako bytu, nie może stać się udziałem żadnej istoty stworzonej, nawet w sposób cudowny; wreszcie, że żaden czynnik stworzony nie wpływa na bytowanie jakiegokolwiek skutku, jak tylko dzięki poruszeniu, otrzymanemu od pierwszej Przyczyny.

o. Józef Maria Bocheński OP: Etyka tomistyczna


o. Józef Maria Bocheński OP
Etyka tomistyczna uczy, że każdy ludzki czyn posiada przedmiot; przedmiot ten ma się do czynu jak akt do możności, nadaje mu zatem treść i wartość; że więc czyn ludzki jest dobry lub zły w pierwszym rzędzie zależnie od przedmiotu, od bezpośredniego celu, a nie od skutku, ani od podmiotowego stanu działającego. Etyka tomistyczna odrzuca jako groźny błąd pogląd subiektywistów, którzy sądzą, że wartość czynu zależy od czynników podmiotowych oraz pogląd utylitarystów, którzy uzależniają tę wartość od skutków działania, i uczy, że choć te różne czynniki wpływać mogą na ocenę czynu, wartość jego zależy w pierwszym rzędzie od przedmiotu.

Etyka tomistyczna jest etyką obiektywistyczną, przedmiotową. "Przedmiotem" czynu nazywa tomizm jego cel bezpośredni, istotnie związany ze samą treścią czynu, bez którego czyn nie jest możliwy. Tak np. przedmiotem kłamstwa jest podanie fałszywej informacji. Przedmiot ten może z kolei być ukryty jako środek do dalszego celu, np. kłamstwo może być użyte do ratowania życia itp., - ale wartość moralna czynu zależy w pierwszym rzędzie nie od owych dalszych celów, lecz od przedmiotu, od celu bezpośredniego. To tez twierdzenie "cel uświęca środki" jest ze stanowiska tomizmu fałszem: cel może bowiem uświęcać tylko środki obojętne, natomiast nie może sprawić, by czyn z racji swojego przedmiotu bezpośredniego celu, zły, stał się dobry. Tak więc dobra intencja, dobry cel dalszy, nie może sprawić, by kłamstwo, mające zły przedmiot, stało się dobre, choć może sprawić, że śpiew, sam w sobie obojętny, jest dobry lub zły, zależnie od celu dalszego.

Tomizm uczy więc, że nie dalszy cel, nie przyjemność lub nieprzyjemność działającego, nie pożytek ani szkoda, jaka z czynu wyniknąć może, rozstrzyga w pierwszym rzędzie o ocenie moralnej czynu, ale jego przedmiot, cel bezpośredni. Tomizm nie wyklucza wprawdzie innych czynników, w ogólne ocenie moralnej bierze pod uwagę wtórnie także cel dalszy i okoliczności - nie mniej uczy, że zasadniczo, w pierwszym rzędzie wartość czynu zależy od przedmiotu.

Należy zauważyć, że tomizm nie idzie za Kantem w odrzucaniu zadowolenia, przyjemności itp. jako rzekomo szkodliwych dla moralności czynu: zadowolenie jest według etyki tomistycznej naturalnym skutkiem dobrego czynu, nie może więc być od czynu odłączone; ale czyn, aby był dobrym czynem ludzkim, winien być wykonany nie ze względu na zadowolenie, lecz ze względu na swój przedmiot. Tak np. jeść należy według nauki tomizmu nie dlatego, że to sprawia przyjemność, ale aby się odżywić; z czego jednak nie wynika, by przyjemność, jaką dobra potrawa wywołuje u jedzącego, miała być moralnie zła.

Etyka tomistyczna uczy, że jak każdy czyn, tak i życie ludzkie w całości posiada cel, zwany celem ostatecznym człowieka; że człowiek może (w przeciwieństwie do innych bytów w przyrodzie) dążyć, albo nie dążyć do tego celu; że jednak zgodnie z naturą ducha ludzkiego celem tym może być tylko dobro nieskończone, to jest Bóg. Etyka tomistyczna odrzuca jako na fałszywej analizie ducha oparte błędy tych, którzy za cel życia ludzkiego uważają cokolwiek innego, w szczególności dobra materialne, sławę, służbę społeczeństwu i tym podobne. Etyka tomistyczna uczy, że prawdziwym celem człowieka może być tylko Bóg bezpośrednio osiągnięty przez osobę ludzką.

Etyka tomistyczna jest etyką celu, teleologiczną. Uczy ona pod tym względem dwóch tez: (1) że istnieje ostateczny cel życia ludzkiego, (2) że celem tym może być tylko dobro nieskończone. Pierwsza teza wynika stąd, że życie ludzkie stanowi organiczną jedność, a więc, jak każdy byt w przyrodzie, musi mieć cel ogólny. Między innymi bytami w przyrodzie a człowiekiem zachodzi jednak pod tym względem dwojaka różnica: (a) człowiek może indywidualnie osiągnąć Boga, podczas gdy inne byty osiągają swój cel tylko w ten sposób, że współdziałają w wykonaniu planu Bożego, jako całości, (b) człowiek jest wolny: może do swojego celu nie dążyć, podczas gdy inne byty w przyrodzie do niego dążyć muszą.

Celem człowieka, którego duch otwarty jest na nieskończoność, i którego wola nie może być zaspokojona przez żadne dobro skończone, jest Bóg. Ale filozofia sama nie może udowodnić, że człowiek może Boga osiągnąć; nie może nawet wyjaśnić, jak to się staje. O tej możliwości wiemy z Objawienia, które uczy, że Bóg daje Sam siebie tym, którzy Go miłują. Gdybyśmy Objawienia nie posiadali, należałoby przyjąć, że jedynym osiągalnym celem człowieka jest najintensywniejsze działanie najwyższej ludzkiej duchowej władzy odnośnie do najwyższego przedmiotu, to jest prawdy i dobra we wiedzy i sztuce. Innymi słowami twierdzić by należało, że osiągalnym celem człowieka jest kultura.

I w świetle Objawienia cel ten, chociaż podporządkowany celowi ostatecznemu, nie przestaje istnieć: bo łaska (jaką jest powołanie do życia z Bogiem) nie znosi, ale podnosi naturę. Pozostaje zatem i dla wierzącego prawdą, że w porządku przyrodzonym najwyższą rzeczą jest kultura.

Etyka tomistyczna uczy, że człowiek jest dobry lub zły zależnie od tego, czy swój cel osiągnąć może; że cel ten osiągalny jest tylko przez czyn; że zatem człowiek moralnie dobry, to człowiek zdolny do dobrego, czyli zgodnego z celem człowieka, czynu; że człowiek jest tym lepszy, im zdolniejszy jest do bardziej sprawnych i intensywnych dobrych czynów. Etyka tomistyczna uczy, że czyn sprawny, jako akt psychofizycznej natury ludzkiej, wymaga współdziałania wszystkich składników tej natury od funkcji cielesnych, aż do duchowych włącznie, że zatem dobry człowiek to nie ten, kto ma dobre intencje tylko, ale kto posiada taką naturę, że może dobrze działać.

Etyka tomistyczna jest etyką czynu. Celem człowieka jest czyn - szczęście wieczne nie jest bezczynem, ale działaniem o najwyższej intensywności, a i droga do niego wiedzie poprzez czyn. Najwyższym nakazem etycznym tomizmu jest działać dobrze, bo kto nie działa w ogóle, działać dobrze nie może. a bez działania nie może człowiek osiągnąć swego celu. Wynika z tego wtórnie, że człowiek jest dobry tylko wtedy, gdy może działać, że więc człowiek nawet o najszlachetniejszych intencjach, ale który nie umie, nie potrafi działać, nie jest człowiekiem dobrym. Tak np.: nie jest dobrym żołnierzem człowiek, który ma najlepszą chęć walczyć za ojczyznę, ale któremu w ogniu strach odbiera przytomność i uniemożliwia walkę; to samo dotyczy wszelkiej ludzkiej działalności.

W świetle tej nauki tomizm przejawia się jako radykalnie realistyczna filozofia. "Dobro" w etyce tomistycznej posiada mianowicie znaczenie podobne do tego, jakie mu się nadaje w technice: jak dobrym jest nóż, który dobrze kraje, tak dobrym jest człowiek, który może wykonać sprawnie czyny zgodne z celem ludzkiego życia. Zapomnienie tej nauki tomizm doprowadziło do tego, że obecnie mówiąc "dobry człowiek" ma się na myśli raczej istotę nieudolną, o najlepszych chęciach, ale nie umiejącą działać sprawnie; dlatego niektórzy tłumacze polscy tekstów greckich, zawierających podobne do tomistycznych myśli, zastępowali słowo "dobry" przez "dzielny". I w rzeczy samej, zniewieściały sens "dobra" w mowie współczesnej uzasadnia po części tę praktykę; ale lepiej jest czcigodnemu słowu "dobro" przywrócić jego tradycyjne, mocne i czynne znaczenie.

Dodać jednak należy, ze identyfikowanie czynu z ruchami mięśni, z przenoszeniem się z miejsca na miejsce, jest definicją barbarzyństwa: czyn czysto duchowy, kontemplacja religijna, naukowa i artystyczna jest nie mniej, ale bardziej czynem, niż machanie rękami i wysiłek fizyczny.

Etyka tomistyczna uczy, że skoro cel postępowania ludzkiego jest duchowy, dążyć może do niego bezpośrednio tylko duchowa wola, która jest reakcją na poznanie rozumowe; że zatem czynnikiem, kierującym czynem ludzkim winien być rozum. Etyka tomistyczna odrzuca i potępia jako groźny błąd sentymentalizm, stawiający uczucie na miejsce rozumu w czynie, i woluntaryzm, który rad by wolę postawić ponad rozum "uwalniając" ją od jego kierownictwa. Etyka tomistyczna uczy, że wszystkie władze człowieka winny współpracować w czynie, ale pod kierownictwem rozumu, który sam jeden nadać może czynowi człowieka charakter czynu ludzkiego.

Etyka tomistyczna jest etyką intelektualistyczną.

Tomizm odróżnia czyn człowieka od czynu ludzkiego. Wszystko, co człowiek czyni, nawet nieświadomie, mechanicznie, jest czynem człowieka; ale tylko czyn świadomy, kierowany przez rozum, jest czynem ludzkim. Tomizm uczy, że czyn ludzki jest czynem rozumnym, że człowiek tylko o tyle działa jako człowiek, o ile się powoduje rozumem.

Istnieje na ten temat wiele nieporozumień. Z niewiadomych bliżej powodów, pod wpływem propagandy sentymentalistów i woluntarystów, wielu współczesnych uważa rozum za czynnik zły. Doszło do tego, że nazywa się "małżeństwem rozsądku" małżeństwo zawarte w celu zdobycia pieniędzy, stanowiska społecznego itp., podczas gdy małżeństwo zawarte w znacznie wyższym celu stworzenia dożywotniej przyjaźni dwojga ludzi i na miłości opartej rodziny, uważa się za coś "nierozumnego". Tymczasem analiza wykazuje, że cel i w jednym i w drogim wypadku obrany jest aktem wolnej woli, nie bezpośrednio rozumu: jeden pragnie pieniędzy, drugi miłości i przyjaźni. Ale wola jest zawsze reakcją na poznanie rozumowe i jeśli się to pamięta, łatwo stwierdzić, że małżeństwo zwane "rozumnym" jest właśnie nierozumne, gdyż człowiek, który je zawiera, stawia niższe dobra ponad wyższe, to jest postępuje głupio, nierozumnie.

Jednym z najważniejszych zadań współczesnych jest zdaniem tomizmu przywrócenie naturalnej roli rozumowi w życiu, uwolnienie ludzkości od sentymentalizmu, który polega na sprowadzaniu człowieka na poziom zwierzęcy, jako że uczucia posiadamy na równi ze zwierzętami, podczas gdy człowiek sam jeden posiada rozum i rozumem kierować się powinien.

Etyka tomistyczna uczy, że choć człowiek przynosi na świat zarodki dyspozycji do sprawnego czynu, trwałe celowe działanie ludzkie możliwe jest tylko dzięki wychowaniu; ze człowiek winien zatem tak postępować, aby się stale wychowywać; że wychowanie to polega na potęgowaniu w uczuciach, woli i rozumie dyspozycji czyli moralnych sprawności, "cnotami" zwanych, umożliwiających sprawny i intensywny dobry czyn. Etyka tomistyczna odrzuca, jako fantastyczne i sprzeczne z ludzką naturą poglądy skrajnych intelektualistów, którzy sądzą, że sama wiedza wystarcza, aby dobrze działać; poglądy stoików i Kanta, którzy sądzili, że wychowanie uczuć jest niepotrzebne; poglądy tych wszystkich, którzy sądzą, że samo zewnętrzne urządzenie życia wystarczy aby wychować człowieka - i uczy, że aby człowiek był dobry, konieczny jest stały, świadomy wysiłek samowychowawczy całej ludzkiej istoty.

Etyka tomistyczna jest etyką wychowawczą: aby móc działać zgodnie ze swoim celem, człowiek musi wychować w sobie charakter. Charakter zaś jest zespołem sprawności, to jest dyspozycji umożliwiających sprawne, łatwe i nawet w zasadzie przyjemne działanie zgodnie z rozumem.

Pod tym względem etyka tomistyczna stoi w skrajnej sprzeczności do rozpowszechnionych kaniowskich poglądów według których człowiek, który, aby działać dobrze, musi walczyć ze sobą, jest moralnie bardziej wartościowy od człowieka, który wychowawszy w sobie sprawności, nie potrzebuje tej walki. Tomizm twierdzi np., że mężnym naprawdę jest nie ten, co się bardzo boi, ale mimo to naciera, ale ten kto wychował w sobie taki charakter, że nie boi się, że nie potrzebuje w chwili natarcia walczyć ze sobą, ale może wszystkich sił użyć do walki z nieprzyjacielem. Taki bowiem tylko człowiek jest człowiekiem naprawdę wolnym, o harmonijnej, sprawnej naturze - i taki tylko działać będzie naprawdę dobrze: a etyka tomistyczna jest nie etyką dobrych intencji lecz etyką czynu.

Należy jednak baczyć, by nie mieszać tej nauki z poglądem, oceniającym człowieka z czysto technicznego punktu widzenia. Tak np. według tomizmu żołnierz, który nie zdaje sobie sprawy z wielkości niebezpieczeństwa, nie jest naprawdę mężny; zarazem tomizm nie wyklucza wypadków, w których siłą woli wypadnie łamać wewnętrzne opory; twierdzi tylko, że u człowieka dobrego granica, poza którą te opory występują, znajduje się dalej, niż u człowieka niewychowanego, złego. Innymi słowami, tomizm uczy, że cnota nie jest rzeczą przykrą, ale w zasadzie przynajmniej (istnieją wyjątki właśnie w dziedzinie męstwa), przyjemną.

Dodać jeszcze wypada, że tomizm odróżnia w charakteru w postaci dyspozycji wrodzonych; ale te zalążki muszą i wychowany własnym wysiłkiem. Wartość moralną człowieka mierzy się poziomem tego ostatniego.

Etyka tomistyczna uczy, że na pełny charakter składają się cztery grupy sprawności moralnych: roztropność, prawość, moc i umiarkowanie, odpowiadające zarazem czterem cechom sprawnego moralnie charakteru, który winien być rozumny, prawy, energiczny i opanowany. Etyka tomistyczna uczy, że sprawności tych nabyć można jedynie przez czyn, że mianowicie każdy czyn dobry w danej dziedzinie podnosi poziom sprawności, podczas gdy każdy czyn zły ją obniża i może doprowadzić do wytworzenia sprawności ujemnej, czyli nałogu. Etyka tomistyczna odrzuca jednak mechaniczne pojmowanie sprawności i uczy, że stanowią one nie proste przyzwyczajenia, ale cechy duchowe, umożliwiające wolne i w pełni ludzkie działanie.

Roztropność jest według etyki tomistycznej najwyższą cnotą moralną przyrodzoną - jest to bowiem dyspozycja praktycznego rozumu, która umożliwia trafną ocenę praktyczną i sprawną decyzję moralną; bez niej żadna cnota nie przedstawia praktycznej wartości, gdyż nie przechodzi w czyn, a o czyn w etyce wyłącznie chodzi. Prawość ma siedzibę w woli, podczas gdy moc i umiarkowanie są dyspozycjami uczuć o działaniu poniekąd przeciwnym: moc (do której należy np. męstwo, wytrwałość, honor itp.) umacnia tam, gdzie potrzeba czynu, natomiast umiarkowanie dyscyplinuje popędy, gdy te mają dążność do wyjścia poza ramy rozumu - np. odnośnie do jedzenia lub odpoczynku.

Ogólną cechą wszystkich sprawności moralnych jest to, że umożliwiają one zachowanie złotego (choć nie zawsze matematycznego) środka między dwoma wadami: tak np. wstrzemięźliwość (cnota z grupy umiarkowania) skłania do odżywiania się w miarę, to jest do unikania (przede wszystkim) obżarstwa i (wtórnie) zbytniej surowości w jedzeniu; podobnie męstwo skłania (przede wszystkim) do podejmowania, gdy należy, niebezpieczeństw i (wtórnie) do unikania niepotrzebnych.

Droga do nabycia tych sprawności jest jedna: wykonywanie właściwych czynów. Nie można np. zostać naprawdę mężnym, jeśli się nie wykonuje mężnych czynów, ani naprawdę umiarkowanym bez umartwienia zmysłów. Innymi słowami, podobnie jak sprawności artystycznych i technicznych, cnoty moralne nabyć można tylko przez ćwiczenie. Co prawda człowiek przynosi ze sobą na świat zalążki charakterze trzy składniki: wrodzony, nabyty pod wpływem otoczenia być rozwinięte przez osobistą pracę. Tomizm uczy, że nie ma dla tej pracy samowychowawczej granic: według jego nauki życie całe jest szkołą charakteru.

Etyka tomistyczna uczy, że istnieją cztery rodzaje wzajemnie sobie podporządkowanych norm to jest miar ludzkiego czynu: prawo odwieczne, naturalne, pozytywne i ludzkie sumienie. Etyka tomistyczna uczy, że ostateczną miarą czynu jest myśl Boga, Stwórcy przyrody, a nie Jego wola, tym bardziej nie wola człowieka, do tego stopnia, że sam Bóg nie może podstawowych praw moralnych zmienić. Etyka tomistyczna uczy, że prawo odwieczne przejawia się we wspólnej ludziom rozumnej, psychofizycznej naturze człowieka jako prawo naturalne; że prawowita władza wykłada i stosuje prawo naturalne, ustanawiając prawa pozytywne; że wreszcie bezpośrednią normą ludzkiego czynna jest indywidualne sumienie, które stosuje prawo naturalne do konkretnych sytuacji. Etyka tomistyczna odrzuca jako groźne nieporozumienia błędy konwencjonalistów, którzy podstawę prawa moralnego widzą w umowie, a więc we woli człowieka; błędy teologicznych woluntarystów, sądzących, że Bóg mógłby aktem Swojej woli zamienić dobro moralne w zło, i teorie obiektywnych idealistów, którzy umiejscawiają prawo lub wartości w bliżej nieokreślonej "sferze idealnej". Etyka tomistyczna twierdzi, że prawo moralne ma podstawę w realnym bycie i myśli Boga, a wtórne w realnej naturze ludzkiej.

Etyka tomistyczna jest etyką bezwzględnych wartości, absolutystyczną.

Za przykład prawa naturalnego może służyć norma, przepisująca rodzicom kochać swoje dzieci i opiekować się nimi: natura psychofizyczna człowieka wymaga bowiem tej opieki a zarazem skłania rodziców do jej wykonywania. Jest wiec rzeczą jasną, że prawo takie nie może być zniesione przez żadną ustawę, przez żadną umowę ludzką: dopóki człowiek jest człowiekiem, prawo to będzie obowiązywało. Jego podstawą jest myśl Boga, o tyle mianowicie, o ile jest ona myślą Stwórcy i Rządcy świata, który taką właśnie naturę ludzką stworzył i przyporządkował do Swoich celów; wynika stąd, że Bóg mógłby wprawdzie stworzyć człowieka innym, ale stworzywszy go takim, jakim jest, nie może zmienić praw natury nim rządzących. Jeśli chodzi o rolę władzy, nie może ona tworzyć prawa naturalnego, ani go znosić: jej rolą jest je stosować i wykładać. Tak np. prawo naturalne nakazuje, aby ludzie żyli w mieście, wzajemnie sobie nie przeszkadzając: władza (rząd, policja lokalna itd.) wykłada to prawo i stosuje, nakazując np. by jeżdżono lewą, albo prawą stroną ulicy.

Sumienie w terminologii tomistycznej nie jest uczuciem, ale sylogizmem, aktem rozumu, który ogólne prawo stosuje do konkretnego wypadku. Tak np. prawo moralne ogólne głosi, że należy w miarę możności pomagać bliźnim w potrzebie; spotkawszy nędzarza, proszącego o jałmużnę, stwierdzamy, że jest to bliźni w potrzebie, i że mamy możność pomożenia mu; wniosek wyciągnięty jest nakazem sumienia. Jest to norma bezpośrednia, która zawsze obowiązuje, do tego stopnia, że nawet, gdy jesteśmy w błędzie, co do prawa, (np. gdy sądzimy, że wypada niekiedy kłamać) albo co do sytuacji (mniemając np. że pies przed nami jest człowiekiem) mamy obowiązek działać zgodnie ze sumieniem. Skądinąd każdy jest jednak obowiązany wychować w sobie poprawne sumienie.

Tomizm jest więc i pod tym względem konsekwentnym realizmem.

Taka jest w najogólniejszych zarysach nauka etyki tomistycznej. Wynikają z niej liczne i doniosłe wnioski.

I tak, jeśli obiektywizm etyczny jest prawdą, dobre jest tylko życie spędzono w wysiłku nad dobrym wykonaniem pracy, a nie nad szukaniem przyjemności lub zysku. Jeśli prawdą jest, że Bóg jest indywidualnym celem każdego człowieka, żaden człowiek nie może być użyty jako środek do czegokolwiek innego.

Jeśli prawdą jest, że cel doczesny człowieka stanowi kultura, podnoszenie własnego poziomu kulturalnego jest obowiązkiem każdego człowieka, umożliwienie dostępu do kultury wszystkim swoim członkom jest obowiązkiem społeczeństwa.

Jeśli prawdą jest, że człowiek rządzić się powinien rozumem, planowanie życia jest obowiązkiem, dyscyplina wyobraźni, uczuć, myśli i czynu przez rozum jest obowiązkiem.

Jeśli prawdą jest, że człowiek może się stać dobry tylko przez samowychowanie, żaden nacisk zewnętrzny nie wystarcza, aby wytworzyć człowieka, postęp ludzkości możliwy jest tylko przez osobistą pracę każdego człowieka nad sobą i wzajemną pomoc w samowychowaniu.

Jeśli prawdą jest, że cała istota ludzka bierze udział w czynie i winna być wychowana ideałem jest harmonia wszystkich władz człowieka, istnieje obowiązek kultury uczuć, kultury fizycznej i dbałości o zdrowie.

Jeśli prawdą jest, że prawo moralne ugruntowane jest w naturze ludzkiej, relatywizm etyczny jest fałszem, istnieją niezależne od woli człowieka i od historii prawa i wartości moralne, istnieje moralność przedmiotowa i ponadczasowa.

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.