_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

sobota, 30 lipca 2011

Duch misyjny a soborowy ekumenizm


Rzym nadal brnie w dwuznaczności, ponieważ nie wydaje się przywiązywać specjalnego znaczenia do tego, czy coś jest wewnętrznie sprzeczne, czy też nie.

14 grudnia 2007 r. Kongregacja Nauki Wiary opublikowala notę doktrynalną O pewnych aspektach ewan­gelizacji. Uprzednio — a dokładnie 10 lipca 2007 r. — ta sama dykasteria ogłosiła dokument zatytułowany Odpowiedzi na pytania do­tyczące niektórych aspek­ów nauki o Kościele. Inten­cją obu tekstów było wyja­śnienie nauczania II Soboru Watykańskiego w kwestii ekumenizmu oraz wolności religijnej, co stanowiło de facto przyznanie, że doku­menty soborowe nie są, sa­me w sobie, jednoznaczne.

Nota z czerwca ma — we­dle słów jej autorów — za zada­nie „dać odpowiedź na przed­stawione wątpliwości, precyzu­jąc autentyczne znaczenie nie­których wyrażeń eklezjologicz­nych Magisterium Kościoła, które w dyskusji teologicznej mogłyby stać się źle zrozumia­ne”. Jej głównym celem jest odniesienie się do kontrowersji powstałej wokół stwierdzenia Vaticanum II (Lumen gentium 1, 8), że „Kościół Chrystusowy trwa (subsistit in) w Kościele katolickim”. Z kolei celem do­kumentu z grudnia 2007 r. było „wyjaśnienie pewnych aspektów związku pomiędzy misyjnym nakazem Zbawi­ciela a szacunkiem wobec sumienia i wolności religij­nej wszystkich ludzi”.

Wyjaśnienia te pozostają w zgodzie z „hermeneutyką ciągłości”, głoszoną przez Benedykta XVI od początku jego pontyfikatu, po raz pierwszy przy okazji prze­mówienia do członków Ku­rii Rzymskiej 22 grudnia 2005 r. Zgodnie z tą inter­pretacją dokumenty Vaticanum II nie stanowią zerwa­nia z tradycyjnym naucza­niem Kościoła. Jak stwier­dził papież: „II Sobór Waty­kański, uznając i przyjmu­jąc za własną w deklaracji o wolności religijnej Digni­tatis humanae podstawową za­sadę współczesnego państwa, wydobył w ten sposób na światło dzienne najgłębsze dzie­dzictwo Kościoła”. Benedykt XVI powołał się tu na chrześci­jańskich męczenników, odma­wiających oddawania czci bo­skiej cesarzom rzymskim.

Przykład ten wzbudził jednak pewien sceptycyzm — jeśli bo­wiem pierwsi chrześcijanie od­mawiali oddawania czci boskiej cesarzom, czynili to przede wszystkim dlatego, że chcieli dać świadectwo Bóstwu Chry­stusa, a kult cesarza uważali całkiem słusznie za przejaw bałwochwalstwa. Z historycz­nego punktu widzenia trudno jest uznać, że męczennicy prze­ciwstawiali się religii państwo­wej w imię wolności sumienia. (…)

Pomimo zamiaru wykazania ciągłości pomiędzy Tradycją a Vaticanum II noty doktrynal­ne Kongregacji Nauki Wiary nie dowodzą jednak w przeko­nujący sposób, że soborowe koncepcje ekumenizmu oraz wolności religijnej nie stanowią zerwania z tradycyjnym na­uczaniem katolickim. Zatrzy­majmy się w tym miejscu na chwilę przy nocie opublikowa­nej w grudniu zeszłego roku.

Nota o ewangelizacji

Autorzy tekstu przyznają, że związek pomiędzy wolnością religijną a koniecznością ewan­gelizacji nie jest jasny. Ozna­cza to, że w umysłach wielu wiernych jedno wyklucza dru­gie: „Dzisiaj jednak narastające zamieszanie powoduje, że wie­lu ludzi nie słucha i nie wypeł­nia misyjnego polecenia Pana (por. Mt 28, 19). Często uważa się, że wszelkie próby przeko­nywania innych w sprawach religijnych są ograniczaniem wolności. Uprawnione byłoby jedynie prezentowanie wła­snych poglądów i zachęcanie innych, aby postępowali w zgo­dzie z własnym sumieniem, bez zabiegania o ich nawrócenie do Chrystusa i na wiarę katolicką; twierdzi się, że wystarczy pomagać ludziom, aby byli bar­dziej ludźmi lub wierniejsi wła­snej religii, że wystarczy budo­wać wspólnoty zdolne zabiegać o sprawiedliwość, wolność, po­kój i solidarność. Niektórzy utrzymują ponadto, że nie na­leży głosić Chrystusa tym, któ­rzy Go nie znają, ani też nakła­niać ich do przystąpienia do Kościoła, ponieważ można rze­komo zostać zbawionym nawet nie znając Chrystusa i nie nale­żąc formalnie do Kościoła”.

Przypominając o konieczno­ści głoszenia Ewangelii, nota usiłuje obronić również wol­ność religijną promowaną przez II Sobór Watykański, któ­ry: „stwierdziwszy najpierw, że każdy człowiek ma obowiązek i prawo poszukiwać prawdy w sprawach religijnych, dodaje: «Prawdy zaś należy szukać w sposób odpowiadający god­ności osoby ludzkiej i jej spo­łecznej naturze, mianowicie przez wolne dociekania, przez nauczanie i wychowanie, wy­mianę myśli i dialog, przez co jedni drugim przedkładają prawdę, którą znaleźli albo są­dzą, że znaleźli, aby pomagać sobie nawzajem w jej zgłębia­niu». Tak czy inaczej, «prawda narzuca się sumieniu tylko siłą siebie samej». Dlatego uczciwe pobudzanie rozumu i wolności człowieka do spotkania z Chry­stusem i Jego Ewangelią nie jest bezprawną ingerencją w je­go sprawy, ale uprawnioną pro­pozycją i przysługą, dzięki któ­rej relacje między ludźmi mogą stać się bardziej owocne”.

Autorom noty doktrynalnej ów cytat z deklaracji Dignitatis humanae o wolności religijnej nie wydaje się sprzeczny z mi­sją ewangelizacyjną Kościoła. Niech nam będzie wolno w tym miejscu przypomnieć słowa abp. Marcelego Lefebvre’a, któ­ry w „wolnym poszukiwaniu prawdy” oraz w dialogu z nie­katolikami dostrzegał bez­sprzeczny objaw „śmierci du­cha misyjnego”.

„II Sobór Watykański kano­nizował w istocie poszukiwanie prawdy w swej deklaracji o wolności religijnej: «Prawdy zaś należy szukać w sposób od­powiadający godności osoby ludzkiej i jej społecznej natu­rze, mianowicie przez wolne dociekania, przez nauczanie i wychowanie». Sobór stawia poszukiwanie na pierwszym miejscu — przed pouczaniem i edukacją! Rzeczywistość jest jednak inna: dzieci nabywają silnych przekonań religijnych poprzez solidną edukację ­ a skoro zostaną one już nabyte i zakorzenione w umysłach oraz wyrażone w kulcie religij­nym, po co poszukiwać czegoś więcej? Ponadto «wolne docie­kanie» bardzo rzadko prowadzi do religijnej i filozoficznej prawdy. Sam wielki Arystote­les nie był zabezpieczony przed błędami. Rezultatem filozofii wolnego dociekania jest Hegel. A jak to wygląda w odniesieniu do prawd nadprzyrodzonych? Oto, co pisze św. Paweł o poga­nach: «Jak uwierzą temu, którego nie słyszeli? A jak usłyszą bez przemawiającego? Lecz jak będą nauczać, jeśliby nie byli posłani?». To nie badanie musi Kościół głosić, ale potrzebę mi­sji: «Idźcie i nauczajcie wszyst­kie narody» (Mt 28, 19); to je­dyny nakaz dany przez Zbawi­ciela. Ile dusz będzie w stanie odnaleźć prawdę, wytrwać w prawdzie, bez pomocy Magi­sterium Kościoła? To wolne do­ciekanie jest całkowicie ode­rwane od rzeczywistości, to krańcowy naturalizm. Co w istocie odróżnia wolnego ba­dacza od wolnomyśliciela?”.

I dalej emerytowany arcybi­skup Dakaru odnosi się do kwestii dialogu z niekatolika­mi: „«Prawdy zaś należy szukać w sposób odpowiadający god­ności osoby ludzkiej i jej spo­łecznej naturze, mianowicie przez wolne dociekania, przez nauczanie i wychowanie, wymianę myśli i dialog, przez co jedni drugim przedkładają prawdę, którą znaleźli albo są­dzą, że znaleźli, aby pomagać sobie nawzajem w jej zgłębia­niu». A więc również wierzący, podobnie jak niewierzący, po­winien nieustannie poszuki­wać prawdy. Jednak św. Paweł gromił fałszywych nauczycieli, «zawsze się uczących, a nigdy do poznania prawdy nie docho­dzących»! A obecnie twierdzi się, że niewierzący powinien wzbogacić wierzącego w ele­menty prawdy, których temu ostatniemu brakuje! Święte Oficjum w Instrukcji o ruchu ekumenicznym z 20 grudnia 1949 r. potępiło jednak ten błąd i mówiąc o powrocie odłą­czonych chrześcijan do Kościo­ła katolickiego, stwierdziło: «Należy jednak wystrzegać się mówienia o tych sprawach w taki sposób, który powraca­jących do Kościoła mógłby utwierdzać w fałszywym prze­konaniu, że wzbogacają go o jakieś istotne elementy, któ­rych mu aż dotąd brakowało». Kontakty z niekatolikami mo­gą wzbogacić jedynie nasze lu­dzkie doświadczenie, nie mogą jednak wnieść żadnych nowych wartościowych elementów dok­trynalnych!”.

Nieustraszony misjonarz do­strzegał w duchu soborowym błąd perspektywy, wypaczający samą naturę katolickiej ewan­gelizacji: „Sobór znacznie zmie­nił stanowisko Kościoła wobec innych religii, zwłaszcza nie­chrześcijańskich. Podczas roz­mowy, jaką przeprowadziłem z sekretarzem biskupa Fran­ciszka Nestora Adama z Sion 13 września 1975 r., zgodził się on ze mną: przyznał, że coś się zmieniło w misyjnym nasta­wieniu Kościoła. Jak jednak dodał: «Zmiana ta była koniecz­na». Powiedział do mnie: «Sta­ramy się na przykład doszuki­wać elementów dobra u nie­chrześcijan i ludzi odłączonych od Kościoła. Próbujemy do­strzec w wartościach, które wyznają, zarodki ich zbawie­nia». Oczywiście każdy błąd ma swój prawdziwy, pozytywny aspekt, nie ma czegoś takiego jak czysty błąd, tak jak nie ist­nieje absolutne zło. Zło polega na deformacji rzeczy dobrych, błąd jest deformacją prawdy (…). Istnieje jednak ogromne niebezpieczeństwo w opieraniu się na pozostałościach prawdy, jakie zachowały się w błędzie. Co pomyślelibyśmy o lekarzu, który wezwany do łóżka chore­go, stwierdziłby: «Na wiele chorób przecież nie zachorował — nie jest z nim więc jeszcze tak źle!». Nie byłoby sensu mó­wić mu: «Ależ proszę przyjrzeć się objawom choroby. Czy nie widzi pan, że on jest chory?». Odpowiedziałby: «Nie jest z nim jeszcze tak źle. Poza tym, moja metoda leczenia polega na niezwracaniu uwagi na cho­roby moich pacjentów — to myślenie negatywne — ale na poszukiwaniu w nich pozosta­łości zdrowia» (…). To tak, jak­by powiedzieć: pozostawmy chorych, by poumierali na swe wspaniałe choroby! Mówiąc niekatolikom i niechrześcija­nom: «Najważniejsze, że macie prawe sumienia, że macie pew­ne środki zbawienia», dopro­wadzamy ich do przekonania, że nie są chorzy. I jak mamy ich potem nawrócić? (…) Duch ten nigdy nie był duchem Ko­ścioła. Duch misyjny był za­wsze szczery — ukazywał cho­rym ich ułomności, aby ich ule­czyć, by dostarczyć im lekarstw, których potrzebują. Zatajanie wobec niechrześci­jan, że potrzebują oni religii chrześcijańskiej, że mogą być zbawieni jedynie przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, jest nieludzkim okrucieństwem. Na początku prywatnej rozmowy uprawnione jest — na znak captatio benevolentiae — po­chwalenie tego, co rzeczywi­ście jest dobrego w ich religii. Jednak czynienie z tego zasady doktrynalnej to błąd, to zwo­dzenie dusz! «Zbawcze wartości innych religii» to herezja! Czy­nienie z tego podstawy aposto­latu misyjnego oznacza de fac­to wolę utrwalenia dusz w błę­dzie! Ten «dialog» jest w najwyższym stopniu antymisyjny! Zbawiciel nie posłał Apostołów po to, by prowadzili dialog, ale aby nauczali! Ponieważ duch wolnego dialogu zaszczepiony został od czasu soboru kapła­nom oraz misjonarzom, łatwo zrozumieć, dlaczego Kościół soborowy całkowicie utracił gorliwość misyjną, będącą sa­mą duszą Kościoła!”.

Konsekwencją przywiązywa­nia nadmiernego znaczenia do częściowych prawd obecnych w innych religiach — bez do­strzegania w nich ich ducha błędu i negacji — oraz pamięta­nia jedynie o tym, co łączy, a nie o tym, co dzieli, jest indy­ferentyzm religijny, a nawet synkretyzm. Przyznaje to na­wet Renat Raymond, którego nie można w żaden sposób po­dejrzewać o tradycjonalizm. Ów liberalny chrześcijanin, mówiąc o idei „bardzo silnie za­kotwiczonej we współczesnej mentalności, idei, wedle której żadna religia nie posiada całej prawdy”, przyznaje otwarcie: „Sam Kościół przyczynia się do tego w miarę, jak okazuje sza­cunek innym wyznaniom, zwłaszcza od czasu ostatniego soboru. Tradycje niechrześci­jańskie nie są już utożsamiane z błędem. W rezultacie znikło to, co przez tak długi czas chroniło tożsamość katolików: przekonanie o absolutnej nie­możności pogodzenia prawdy i błędu”. Raymond wyciąga z tego logiczny wniosek: „Do­minująca obecnie opinia nie jest zbyt odległa od idei, że naj­rozmaitsze tradycje religijne posiadają równą wartość. Dla­czego więc nie rozglądać się gdzie indziej w poszukiwaniu tego, czego nam samym braku­je, uprawiając coś w rodzaju turystyki duchowej? Doprowa­dziłoby to do pewnego rodzaju synkretyzmu”.

Nota Kongregacji Nauki Wiary podkreśla, że wolność religijna nie wyklucza miłości i prawdy oraz gorliwości misyj­nej: „Poszanowanie wolności religijnej i jej obrona «nie po­winny nas nigdy czynić obojęt­nymi na prawdę i dobro. Sama miłość bowiem skłania uczniów Chrystusa do głosze­nia wszystkim ludziom zba­wiennej prawdy»”. Stwierdze­nie to powtórzone jest kilka ra­zy, jednak bez żadnego odniesienia do faktów, czyli bez uwzględnienia konkretnych skutków, jakie na mentalności i zachowaniu wiernych wywie­rają spotkania międzywyzna­niowe w rodzaju dnia modlitw w Asyżu. Można by się zastana­wiać, czy dyskusja ignorująca do tego stopnia wymowę fak­tów nie jest w istocie dyskusją ideologiczną, utopią całkowicie oderwaną od rzeczywistości.

Nota o ewangelizacji usiłuje udowodnić, w zgodzie z „her­meneutyką ciągłości”, że nie ma rozdźwięku pomiędzy tra­dycyjnym nauczaniem Kościoła a soborowym ekumenizmem, nie czyni jednak żadnego od­niesienia do jakiegokolwiek dokumentu sprzed Vaticanum II (…). Na próżno doszukiwać się w niej jakiegoś cytatu z Mortalium animos Piusa XI czy Mystici corporis Piusa XII, ani Instrukcji o ruchu ekumenicznym ogłoszonej przez Święte Oficjum w 1949 r. Z drugiej strony cytuje się bar­dzo obficie II Sobór Watykań­ski, gdyż — jak przyznają auto­rzy — nota „opiera się na cało­ści katolickiego nauczania o ewangelizacji, obszernie przedstawionego w Magiste­rium Pawła VI i Jana Pawła II”. Czy ma to oznaczać, że dopiero po ostatnim soborze Kościół uzmysłowił sobie swój związek z innymi religiami, a wcześniej miał w tej kwestii całkowicie błędny pogląd?

Tydzień po opublikowaniu wspomnianej noty, w przemó­wieniu do Kurii Rzymskiej z 21 grudnia 2007 r., Benedykt XVI potwierdził konieczność pogo­dzenia katolickiej ewangelizacji z soborowym ekumenizmem. Odnosząc się do swej wizyty w Brazylii w maju 2007 r. oraz do dokumentu opublikowanego z tej okazji w Aparecida: Disci­ples and Missionaries of Jesus Christ („Uczniowie i misjonarze Chrystusa”), papież oświadczył: „Uczeń Jezusa Chrystusa, jak mówi nam dokument, musi być również «misyjny», musi być głosicielem Ewangelii. W tym właśnie miejscu pojawia się kontrowersja: czy «ewangeliza­cja» jest dziś wciąż uzasadnio­na? Czyż wszystkie religie świata oraz koncepcje [filozo­ficzne] nie powinny raczej współistnieć w pokoju i starać się pracować dla ludzkości, każ­da na swój własny sposób? Fakt, że musimy wszyscy współistnieć i współpracować w tolerancji oraz wzajemnym szacunku, nie podlega dyskusji. Kościół katolicki jest w ten proces aktywnie zaangażowany i dał tego widoczny wyraz, organizując dwa spotkania w Asyżu, a w bieżącym roku spotkanie w Neapolu. Chciał­bym w tym miejscu wspomnieć o uprzejmym liście, jaki otrzy­małem 13 października od 138 przywódców muzułmańskich, wyrażającym ich wspólne zaan­gażowanie dla sprawy budowy światowego pokoju. Odpowie­działem im z radością, wyraża­jąc moje uznanie dla takich szlachetnych intencji, i podkre­śliłem naglącą potrzebę osią­gnięcia trwałego porozumienia, które byłoby w stanie zabezpie­czyć wartości wzajemnego sza­cunku, dialogu i współpracy. Wspólne uznawanie przez nas istnienia jednego Boga, wszechwiedzącego Stwórcy i Sędziego uczynków wszyst­kich ludzi, stanowi podstawę dla wspólnego działania w obronie poszanowania god­ności każdej osoby ludzkiej oraz budowania bardziej spra­wiedliwego i zgodnego społe­czeństwa”.

Wspomniawszy dwa spotkania międzywyznaniowe w Asyżu i tegoroczne — orga­nizowane w tym samym duchu — spotkanie w Neapolu oraz przypomniawszy to, co w jego opinii łączy katolików i muzuł­manów, Benedykt XVI mówił też o misyjnym charakterze Kościoła: „Czy jednak z tego pragnienia dialogu i współpra­cy nie wynika równocześnie, że nie możemy już przekazywać przesłania Jezusa Chrystusa, że nie ma potrzeby przedsta­wiania ludzkości i światu tego wezwania i nadziei, które z niej wypływa? Ci, którzy poznali wielką prawdę czy też doświad­czyli wielkiej radości, muszą się nią dzielić; absolutnie nie wolno im zachowywać jej wy­łącznie dla siebie. Tak wielkie dary nie są nigdy przeznaczone dla jednej tylko osoby. W Jezu­sie Chrystusie zaświeciła nam wielka światłość: nie możemy chować jej pod korcem, musimy umieścić ją w latarni, aby dawała światło wszystkim (por. Mt 5, 15). Św. Paweł odbywał wiele podróży, niestrudzenie głosząc Ewangelię. Czuł się na­wet w pewien sposób «przymu­szony» do jej głoszenia (por. 1 Kor 9, 16) — nie tyle dlatego, by obawiał się o zbawienie ja­kiejś nieochrzczonej osoby, która jeszcze nie została ubo­gacona przez Ewangelię, co z tego powodu, że był świado­my, iż historia jako całość nie mogłaby zostać dopełniona, za­nim Ewangelia nie będzie gło­szona pełnej liczbie (pleroma) narodów (Rz 2, 25). By osiągnąć ową pełnię, trzeba, by Do­bra Nowina głoszona była wszystkim narodom, wszyst­kim mężczyznom i kobietom (por. Mk 13, 10)”.

Papież wydaje się jednak nie zauważać, że międzywyznanio­we spotkania, takie jak w Asyżu i Neapolu czy też modlitwa w Błękitnym Meczecie w Stam­bule w 2006 r., niosą w sobie — niezależnie od osobistych inten­cji — praktyczną naukę, sprzeczną z misyjnym posłannictwem Kościoła. A nauka taka przemawia do ludzi znacznie głośniej niż wszystkie wyjaśnie­nia Kongregacji Nauki Wiary.

Przejdźmy teraz do noty opublikowanej w lipcu ubiegłe­go roku.

Odpowiedzi dotyczące nauki o Kościele (10 lipca 2007 r.)

Pierwsza odpowiedź zapre­zentowana w tym dokumencie zawiera się w stwierdzeniu, że „II Sobór Watykański ani nie zamierzał zmieniać, ani fak­tycznie nie zmienił tejże nauki, a jedynie rozwinął ją, pogłębił i szerzej wyłożył”. Odnośnie do nowego wyrażenia subsistit in nota dostarcza następującego wyjaśnienia: „W konstytucji do­gmatycznej Lumen gentium, n. 8, trwanie (subsistentia) to nie­zmienna historyczna ciągłość i obecność wszystkich elemen­tów ustanowionych przez Chrystusa w Kościele katolic­kim, w którym rzeczywiście trwa Kościół Chrystusa na tej ziemi”. Innymi słowy, Kościół Chrystusowy odnaleźć można w konkretny sposób w Kościele katolickim, co wydaje się wyra­żać identyczność obu tych rze­czywistości. Jednak to samo wyjaśnienie zawiera stwierdze­nie, że o ile pojęcie „«trwa» (subsistit) może być przypisane wyłącznie Kościołowi katolic­kiemu, można jednak «w praw­dzie powiedzieć, że Kościół Chrystusowy jest obecny i działa w Kościołach i Wspól­notach kościelnych niebędą­cych w pełnej komunii z Ko­ściołem katolickim — dzięki elementom uświęcenia i praw­dy, które są w nich obecne», zgodnie z nauczaniem Jana Pawła II zawartym w Ut unum sint (§ 11)”.

Kongregacja Nauki Wiary usprawiedliwia używanie okre­ślenia „trwa w” zamiast „jest” w następujący sposób: „Użycie tego wyrażenia, które oznacza pełną identyczność Kościoła Chrystusowego z Kościołem katolickim, nie zmienia doktry­ny o Kościele, a swoją prawdzi­wą motywację znajduje w tym, że jaśniej wyraża fakt, iż poza jego organizmem znajdują się «liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy», «które jako właściwe dary Kościoła Chrystusowego nakłaniają do jedności katolic­kiej (…). Dlatego Kościoły i Wspólnoty odłączone, choć w naszym przekonaniu podle­gają brakom, wcale nie są po­zbawione znaczenia i wagi w ta­jemnicy zbawienia. Duch Chry­stusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których to moc po­chodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościo­łowi katolickiemu»”. W komen­tarzu dołączonym do tego do­kumentu kongregacja przyzna­je, że „intencją ojców soboro­wych było jedynie uznanie we wspólnotach niekatolickich obecności elementów eklezjal­nych właściwych dla Kościoła Chrystusowego. Wynika z tego, że ani identyfikacja Kościoła Chrystusowego z Kościołem katolickim nie jest już czymś nieaktualnym, ani poza Kościo­łem katolickim nie występuje całkowity brak elementów ekle­zjalnych, rodzaj «pozakościel­nej próżni»”. Jak więc widzimy, nota mająca rzekomo wyjaśnić niejasności, w istocie wcale te­go nie czyni. Prawdziwym po­wodem, dla którego subsistit in zastąpiło est, była chęć „zaak­centowania większej otwartości na ekumeniczne żądanie uzna­nia prawdziwie eklezjalnych cech i wymiarów we wspólno­tach chrześcijańskich, niebędą­cych w pełnej komunii z Ko­ściołem katolickim, ze względu na obecne w nich «liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy». Konsekwentnie, chociaż jest tylko jeden Kościół, który «trwa» w jednym, wyjątkowym i historycznym podmiocie, ist­nieją jednak poza jego widzial­nymi granicami prawdziwe rze­czywistości eklezjalne”.

W dalszej części komentarz dodaje, że nota, daleka od kwe­stionowania ekumenizmu pro­mowanego przez Vaticanum II, „oferuje wartościowe wskaza­nia dla przyszłości dialogu ekumenicznego. Dialog ten po­zostaje jednym z priorytetów Kościoła katolickiego, jak to potwierdził Benedykt XVI w swym pierwszym przesłaniu do Kościoła z 20 kwietnia 2005 r. oraz przy wielu innych okazjach, zwłaszcza podczas swej wizyty apostolskiej w Tur­cji (28 listopada — 1 grudnia 2006 r.).

Od paradoksu do dwuznaczności, od dwuznaczności do sprzeczności

Najbardziej znamienny frag­ment komentarza brzmi jednak następująco: „Katolicki ekume­nizm mógłby wydawać się, na pierwszy rzut oka, czymś nieco paradoksalnym. II Sobór Waty­kański użył terminu «subsistit in», usiłując pogodzić dwa twierdzenia doktrynalne: z jed­nej strony podkreślił, że pomi­mo wszystkich podziałów mię­dzy chrześcijanami Kościół Chrystusowy nadal istnieje w sposób pełny jedynie w Ko­ściele katolickim, z drugiej na­tomiast uznał, że liczne ele­menty uświęcenia i prawdy ist­nieją poza widzialnymi grani­cami Kościoła katolickiego, czy to w poszczególnych Kościo­łach, czy wspólnotach kościel­nych, niebędących w pełnej komunii z Kościołem katolickim. Z tego powodu ten sam dekret II Soboru Watykańskiego o ekumenizmie (Unitatis redin­tegratio) wprowadził termin «pełnia (jedności/katolicko­ści)», aby pomóc w lepszym zrozumieniu tej nieco paradok­salnej sytuacji”.

Osoby czytające owo „wyja­śnienie”, które przyznaje otwarcie, że jest „nieco para­doksalne”, są niewątpliwie „nieco” zdezorientowane. Niejasności, które miały zostać wyjaśnione, zostały de facto za­stąpione paradoksem, przez który sobór chciał pogodzić dwa twierdzenia: „Kościół Chrystusowy jest Kościołem katolickim” oraz „odłączone wspólnoty, niebędące w pełnej komunii z Kościołem, nie są wcale «próżnią pozakościelną», ponieważ zawierają wiele ele­mentów uświęcenia i prawdy”, które, według Vaticanum II, są elementami eklezjalnymi.

Rodzi się jednak pytanie: je­śli skutkiem prób pogodzenia tych twierdzeń jest paradoks, czy są one w praktyce możliwe do pogodzenia? Czy nie są wza­jemnie sprzeczne? Czy próba pogodzenia ich nie jest po pro­stu próbą zawieszenia zasady niesprzeczności? (…) Warto w tym miejscu przypomnieć tradycyjną definicję odłączo­nych wspólnot. Oto, co pisał na ten temat abp Lefebvre w książce Oni Jego zdetronizowali: „Sobór znajdował upodo­banie w wysławianiu wartości zbawczych czy też po prostu wartości innych religii. Mó­wiąc o niekatolickich religiach chrześcijańskich, Vaticanum II naucza, że «choć w naszym przekonaniu podlegają bra­kom, wcale nie są pozbawione znaczenia i wagi w tajemnicy zbawienia». To herezja! Jedynym środkiem zbawienia jest Kościół katolicki. O tyle, o ile są one odłączone od jedności prawdziwej wiary, wspólnoty protestanckie nie mogą być na­rzędziami Ducha Świętego. Może On oddziaływać jedynie bezpośrednio na dusze lub czy­nić użytek ze środków (np. chrztu), które same w sobie nie noszą znamienia odłączenia. Można być zbawionym w prote­stantyzmie, ale nie przez prote­stantyzm!”.

„Podczas soboru odbyła się wielka debata, czy Kościół Chrystusowy jest tożsamy z Kościołem katolickim. Wielu ojców soboru skorygowało ten pogląd i dziś mówi się, że Kościół Chrystusa subsisit in. Substistit in Ecclesia Romana Catholica. To znaczy istnieje tam, ale także jest obecny gdzie indziej” (Jan Kung).

Bp Bernard Fellay w wywia­dzie dla „The Remnant” sko­mentował publikację dokumen­tu Kongregacji Nauki Wiary w sposób następujący: „To do­skonała ilustracja tego, o czym mówimy przez sześć ostatnich lat. Rzym nadal brnie w dwu­znaczności, ponieważ nie wy­daje się przywiązywać specjal­nego znaczenia do tego, czy coś jest ze sobą sprzeczne, czy też nie. Dokument ten wydaje się nie wyjaśniać niczego, ale jedynie potwierdzać po raz ko­lejny, że «tak» oznacza «nie»”.

Brian Mershon1, poproszony o podanie przykładu takiego zachowania, odpowiedział: „Przykładem może być właśnie kwestia subsistit. [Pytanie brzmi:] Dlaczego używać wyra­żenia subsistit in zamiast est? Czytasz odpowiedź i nadal nic nie rozumiesz. Tłumaczy się nam, że oznacza to w istocie est i że między Kościołem Chrystu­sowym a Kościołem katolickim zachodzi identyczność, że nie ma zmiany w doktrynie (…). Próbuje się nas przekonać, że nie ma sprzeczności pomiędzy doktryną Kościoła w przeszło­ści a nauką Vaticanum II. My natomiast upieramy się przy twierdzeniu, że Vaticanum II pozostaje w niezgodzie ­ w sprzeczności — jest nawet nauczaniem błędu sprzecznego z tradycyjnym nauczaniem, zwłaszcza w kwestii ekumeni­zmu. Tu natomiast [w doku­mencie KDW] oba elementy zo­stały połączone: tradycyjna doktryna i Vaticanum II (…)

Tekst ten stanowi potwier­dzenie zasadności wszystkich naszych zarzutów dotyczących dwuznaczności soborowych i posoborowych dokumentów. Jest doskonałym przykładem dwuznaczności i być może ni­gdy dotąd nie posunięto się tak daleko w usiłowaniu połącze­nia tego, czego połączyć się nie da, przez sugerowanie, że nie sposób wyrazić tego w sposób jasny i jednoznaczny. (…)

Dwuznaczność oznacza, że istnieją co najmniej dwie moż­liwości rozumienia czy też in­terpretacji danego tekstu. Nie­bezpieczeństwo jest w tym przypadku tym większe, że chodzi o tekst najwyższej rangi doktrynalnej, dokument sobo­ru powszechnego. To wielka tragedia. Dwuznaczności te, trzeba ze smutkiem przyznać, znajdujemy niemal wszędzie. Poza tymi trzema najpoważ­niejszymi błędami: ekumeni­zmem, wolnością religijną oraz kolegializmem, niejasności można napotkać na każdym kroku. To nie jest duch katolic­ki, to współczesny duch postę­pu, potępiony częściowo przez Benedykta XVI, ale równocze­śnie zasadniczo przez niego aprobowany. To błędne koło. Muszę powtórzyć raz jeszcze: dokument ten jest doskonałą ilustracją owych dwuznaczno­ści i sprzeczności”.

Cztery lata temu, 6 stycznia 2004 r., z okazji 25-lecia ponty­fikatu Jana Pawła II, bp Ber­nard Fellay przesłał wszystkim kardynałom Kurii Rzymskiej analizę zatytułowaną Od eku­menizmu do milczącej aposta­zji2. Towarzyszył jej list, w któ­rym czytamy: „Sam papież w ekshortacji apostolskiej Ecc­lesia in Europa uznaje, że w obecnych czasach «milczącej apostazji» dominuje «praktycz­ny agnostycyzm i obojętność religijna, wywołująca u wielu Europejczyków wrażenie, że żyją bez duchowego zaplecza, niczym spadkobiercy, którzy roztrwonili dziedzictwo pozo­stawione im przez historię». Trudno jednak nie dostrzec wśród głównych przyczyn tego tragicznego stanu rzeczy wła­śnie ekumenizmu, oficjalnie za­inicjowanego przez Vaticanum II i promowanego przez Jana Pawła II. Pod pretekstem budowania nowej jedności pod ha­słem «dostrzegania raczej tego, co nas łączy, niż tego, co nas dzieli», usiłuje się łagodzić, re-interpretować czy nawet skazy­wać na zapomnienie specyficz­nie katolickie elementy doktry­ny, które rzekomo generują te podziały. Jest to przejaw po­gardy wobec stałego i nie­zmiennego nauczania Tradycji, które uczy, że Mistycznym Cia­łem Chrystusa jest tylko Ko­ściół katolicki, poza którym nie ma zbawienia”.

Kardynałowie, do których rozesłane zostało wspomniane studium, nigdy nie zareagowa­li. Wątpliwe też, by przekonują­cą na nie odpowiedzią mogły być dwie ostatnie noty wyja­śniające Kongregacji Nauki Wiary.

ks. Alan Lorans, FSSPX

Za serwisem DICI tłumaczył To­masz Maszczyk.

PRZYPISY:

1 Znany tradycyjny publicysta ka­tolicki z USA, piszący m.in. w dwuty­godniku „The Remnant” — przypis red. ZAWSZE WIERNI.

2 Bractwo Św. Piusa X w Polsce wysłało ten dokument wszystkim pol­skim biskupom — uwaga red. ZAWSZE WIERNI.

Źródło informacji: BIBULA.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.