Rzym nadal brnie w dwuznaczności, ponieważ nie wydaje się przywiązywać specjalnego znaczenia do tego, czy coś jest wewnętrznie sprzeczne, czy też nie.
14 grudnia 2007 r. Kongregacja Nauki Wiary opublikowala notę doktrynalną O pewnych aspektach ewangelizacji. Uprzednio — a dokładnie 10 lipca 2007 r. — ta sama dykasteria ogłosiła dokument zatytułowany Odpowiedzi na pytania dotyczące niektórych aspeków nauki o Kościele. Intencją obu tekstów było wyjaśnienie nauczania II Soboru Watykańskiego w kwestii ekumenizmu oraz wolności religijnej, co stanowiło de facto przyznanie, że dokumenty soborowe nie są, same w sobie, jednoznaczne.
Nota z czerwca ma — wedle słów jej autorów — za zadanie „dać odpowiedź na przedstawione wątpliwości, precyzując autentyczne znaczenie niektórych wyrażeń eklezjologicznych Magisterium Kościoła, które w dyskusji teologicznej mogłyby stać się źle zrozumiane”. Jej głównym celem jest odniesienie się do kontrowersji powstałej wokół stwierdzenia Vaticanum II (Lumen gentium 1, 8), że „Kościół Chrystusowy trwa (subsistit in) w Kościele katolickim”. Z kolei celem dokumentu z grudnia 2007 r. było „wyjaśnienie pewnych aspektów związku pomiędzy misyjnym nakazem Zbawiciela a szacunkiem wobec sumienia i wolności religijnej wszystkich ludzi”.
Wyjaśnienia te pozostają w zgodzie z „hermeneutyką ciągłości”, głoszoną przez Benedykta XVI od początku jego pontyfikatu, po raz pierwszy przy okazji przemówienia do członków Kurii Rzymskiej 22 grudnia 2005 r. Zgodnie z tą interpretacją dokumenty Vaticanum II nie stanowią zerwania z tradycyjnym nauczaniem Kościoła. Jak stwierdził papież: „II Sobór Watykański, uznając i przyjmując za własną w deklaracji o wolności religijnej Dignitatis humanae podstawową zasadę współczesnego państwa, wydobył w ten sposób na światło dzienne najgłębsze dziedzictwo Kościoła”. Benedykt XVI powołał się tu na chrześcijańskich męczenników, odmawiających oddawania czci boskiej cesarzom rzymskim.
Przykład ten wzbudził jednak pewien sceptycyzm — jeśli bowiem pierwsi chrześcijanie odmawiali oddawania czci boskiej cesarzom, czynili to przede wszystkim dlatego, że chcieli dać świadectwo Bóstwu Chrystusa, a kult cesarza uważali całkiem słusznie za przejaw bałwochwalstwa. Z historycznego punktu widzenia trudno jest uznać, że męczennicy przeciwstawiali się religii państwowej w imię wolności sumienia. (…)
Pomimo zamiaru wykazania ciągłości pomiędzy Tradycją a Vaticanum II noty doktrynalne Kongregacji Nauki Wiary nie dowodzą jednak w przekonujący sposób, że soborowe koncepcje ekumenizmu oraz wolności religijnej nie stanowią zerwania z tradycyjnym nauczaniem katolickim. Zatrzymajmy się w tym miejscu na chwilę przy nocie opublikowanej w grudniu zeszłego roku.
Nota o ewangelizacji
Autorzy tekstu przyznają, że związek pomiędzy wolnością religijną a koniecznością ewangelizacji nie jest jasny. Oznacza to, że w umysłach wielu wiernych jedno wyklucza drugie: „Dzisiaj jednak narastające zamieszanie powoduje, że wielu ludzi nie słucha i nie wypełnia misyjnego polecenia Pana (por. Mt 28, 19). Często uważa się, że wszelkie próby przekonywania innych w sprawach religijnych są ograniczaniem wolności. Uprawnione byłoby jedynie prezentowanie własnych poglądów i zachęcanie innych, aby postępowali w zgodzie z własnym sumieniem, bez zabiegania o ich nawrócenie do Chrystusa i na wiarę katolicką; twierdzi się, że wystarczy pomagać ludziom, aby byli bardziej ludźmi lub wierniejsi własnej religii, że wystarczy budować wspólnoty zdolne zabiegać o sprawiedliwość, wolność, pokój i solidarność. Niektórzy utrzymują ponadto, że nie należy głosić Chrystusa tym, którzy Go nie znają, ani też nakłaniać ich do przystąpienia do Kościoła, ponieważ można rzekomo zostać zbawionym nawet nie znając Chrystusa i nie należąc formalnie do Kościoła”.
Przypominając o konieczności głoszenia Ewangelii, nota usiłuje obronić również wolność religijną promowaną przez II Sobór Watykański, który: „stwierdziwszy najpierw, że każdy człowiek ma obowiązek i prawo poszukiwać prawdy w sprawach religijnych, dodaje: «Prawdy zaś należy szukać w sposób odpowiadający godności osoby ludzkiej i jej społecznej naturze, mianowicie przez wolne dociekania, przez nauczanie i wychowanie, wymianę myśli i dialog, przez co jedni drugim przedkładają prawdę, którą znaleźli albo sądzą, że znaleźli, aby pomagać sobie nawzajem w jej zgłębianiu». Tak czy inaczej, «prawda narzuca się sumieniu tylko siłą siebie samej». Dlatego uczciwe pobudzanie rozumu i wolności człowieka do spotkania z Chrystusem i Jego Ewangelią nie jest bezprawną ingerencją w jego sprawy, ale uprawnioną propozycją i przysługą, dzięki której relacje między ludźmi mogą stać się bardziej owocne”.
Autorom noty doktrynalnej ów cytat z deklaracji Dignitatis humanae o wolności religijnej nie wydaje się sprzeczny z misją ewangelizacyjną Kościoła. Niech nam będzie wolno w tym miejscu przypomnieć słowa abp. Marcelego Lefebvre’a, który w „wolnym poszukiwaniu prawdy” oraz w dialogu z niekatolikami dostrzegał bezsprzeczny objaw „śmierci ducha misyjnego”.
„II Sobór Watykański kanonizował w istocie poszukiwanie prawdy w swej deklaracji o wolności religijnej: «Prawdy zaś należy szukać w sposób odpowiadający godności osoby ludzkiej i jej społecznej naturze, mianowicie przez wolne dociekania, przez nauczanie i wychowanie». Sobór stawia poszukiwanie na pierwszym miejscu — przed pouczaniem i edukacją! Rzeczywistość jest jednak inna: dzieci nabywają silnych przekonań religijnych poprzez solidną edukację a skoro zostaną one już nabyte i zakorzenione w umysłach oraz wyrażone w kulcie religijnym, po co poszukiwać czegoś więcej? Ponadto «wolne dociekanie» bardzo rzadko prowadzi do religijnej i filozoficznej prawdy. Sam wielki Arystoteles nie był zabezpieczony przed błędami. Rezultatem filozofii wolnego dociekania jest Hegel. A jak to wygląda w odniesieniu do prawd nadprzyrodzonych? Oto, co pisze św. Paweł o poganach: «Jak uwierzą temu, którego nie słyszeli? A jak usłyszą bez przemawiającego? Lecz jak będą nauczać, jeśliby nie byli posłani?». To nie badanie musi Kościół głosić, ale potrzebę misji: «Idźcie i nauczajcie wszystkie narody» (Mt 28, 19); to jedyny nakaz dany przez Zbawiciela. Ile dusz będzie w stanie odnaleźć prawdę, wytrwać w prawdzie, bez pomocy Magisterium Kościoła? To wolne dociekanie jest całkowicie oderwane od rzeczywistości, to krańcowy naturalizm. Co w istocie odróżnia wolnego badacza od wolnomyśliciela?”.
I dalej emerytowany arcybiskup Dakaru odnosi się do kwestii dialogu z niekatolikami: „«Prawdy zaś należy szukać w sposób odpowiadający godności osoby ludzkiej i jej społecznej naturze, mianowicie przez wolne dociekania, przez nauczanie i wychowanie, wymianę myśli i dialog, przez co jedni drugim przedkładają prawdę, którą znaleźli albo sądzą, że znaleźli, aby pomagać sobie nawzajem w jej zgłębianiu». A więc również wierzący, podobnie jak niewierzący, powinien nieustannie poszukiwać prawdy. Jednak św. Paweł gromił fałszywych nauczycieli, «zawsze się uczących, a nigdy do poznania prawdy nie dochodzących»! A obecnie twierdzi się, że niewierzący powinien wzbogacić wierzącego w elementy prawdy, których temu ostatniemu brakuje! Święte Oficjum w Instrukcji o ruchu ekumenicznym z 20 grudnia 1949 r. potępiło jednak ten błąd i mówiąc o powrocie odłączonych chrześcijan do Kościoła katolickiego, stwierdziło: «Należy jednak wystrzegać się mówienia o tych sprawach w taki sposób, który powracających do Kościoła mógłby utwierdzać w fałszywym przekonaniu, że wzbogacają go o jakieś istotne elementy, których mu aż dotąd brakowało». Kontakty z niekatolikami mogą wzbogacić jedynie nasze ludzkie doświadczenie, nie mogą jednak wnieść żadnych nowych wartościowych elementów doktrynalnych!”.
Nieustraszony misjonarz dostrzegał w duchu soborowym błąd perspektywy, wypaczający samą naturę katolickiej ewangelizacji: „Sobór znacznie zmienił stanowisko Kościoła wobec innych religii, zwłaszcza niechrześcijańskich. Podczas rozmowy, jaką przeprowadziłem z sekretarzem biskupa Franciszka Nestora Adama z Sion 13 września 1975 r., zgodził się on ze mną: przyznał, że coś się zmieniło w misyjnym nastawieniu Kościoła. Jak jednak dodał: «Zmiana ta była konieczna». Powiedział do mnie: «Staramy się na przykład doszukiwać elementów dobra u niechrześcijan i ludzi odłączonych od Kościoła. Próbujemy dostrzec w wartościach, które wyznają, zarodki ich zbawienia». Oczywiście każdy błąd ma swój prawdziwy, pozytywny aspekt, nie ma czegoś takiego jak czysty błąd, tak jak nie istnieje absolutne zło. Zło polega na deformacji rzeczy dobrych, błąd jest deformacją prawdy (…). Istnieje jednak ogromne niebezpieczeństwo w opieraniu się na pozostałościach prawdy, jakie zachowały się w błędzie. Co pomyślelibyśmy o lekarzu, który wezwany do łóżka chorego, stwierdziłby: «Na wiele chorób przecież nie zachorował — nie jest z nim więc jeszcze tak źle!». Nie byłoby sensu mówić mu: «Ależ proszę przyjrzeć się objawom choroby. Czy nie widzi pan, że on jest chory?». Odpowiedziałby: «Nie jest z nim jeszcze tak źle. Poza tym, moja metoda leczenia polega na niezwracaniu uwagi na choroby moich pacjentów — to myślenie negatywne — ale na poszukiwaniu w nich pozostałości zdrowia» (…). To tak, jakby powiedzieć: pozostawmy chorych, by poumierali na swe wspaniałe choroby! Mówiąc niekatolikom i niechrześcijanom: «Najważniejsze, że macie prawe sumienia, że macie pewne środki zbawienia», doprowadzamy ich do przekonania, że nie są chorzy. I jak mamy ich potem nawrócić? (…) Duch ten nigdy nie był duchem Kościoła. Duch misyjny był zawsze szczery — ukazywał chorym ich ułomności, aby ich uleczyć, by dostarczyć im lekarstw, których potrzebują. Zatajanie wobec niechrześcijan, że potrzebują oni religii chrześcijańskiej, że mogą być zbawieni jedynie przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, jest nieludzkim okrucieństwem. Na początku prywatnej rozmowy uprawnione jest — na znak captatio benevolentiae — pochwalenie tego, co rzeczywiście jest dobrego w ich religii. Jednak czynienie z tego zasady doktrynalnej to błąd, to zwodzenie dusz! «Zbawcze wartości innych religii» to herezja! Czynienie z tego podstawy apostolatu misyjnego oznacza de facto wolę utrwalenia dusz w błędzie! Ten «dialog» jest w najwyższym stopniu antymisyjny! Zbawiciel nie posłał Apostołów po to, by prowadzili dialog, ale aby nauczali! Ponieważ duch wolnego dialogu zaszczepiony został od czasu soboru kapłanom oraz misjonarzom, łatwo zrozumieć, dlaczego Kościół soborowy całkowicie utracił gorliwość misyjną, będącą samą duszą Kościoła!”.
Konsekwencją przywiązywania nadmiernego znaczenia do częściowych prawd obecnych w innych religiach — bez dostrzegania w nich ich ducha błędu i negacji — oraz pamiętania jedynie o tym, co łączy, a nie o tym, co dzieli, jest indyferentyzm religijny, a nawet synkretyzm. Przyznaje to nawet Renat Raymond, którego nie można w żaden sposób podejrzewać o tradycjonalizm. Ów liberalny chrześcijanin, mówiąc o idei „bardzo silnie zakotwiczonej we współczesnej mentalności, idei, wedle której żadna religia nie posiada całej prawdy”, przyznaje otwarcie: „Sam Kościół przyczynia się do tego w miarę, jak okazuje szacunek innym wyznaniom, zwłaszcza od czasu ostatniego soboru. Tradycje niechrześcijańskie nie są już utożsamiane z błędem. W rezultacie znikło to, co przez tak długi czas chroniło tożsamość katolików: przekonanie o absolutnej niemożności pogodzenia prawdy i błędu”. Raymond wyciąga z tego logiczny wniosek: „Dominująca obecnie opinia nie jest zbyt odległa od idei, że najrozmaitsze tradycje religijne posiadają równą wartość. Dlaczego więc nie rozglądać się gdzie indziej w poszukiwaniu tego, czego nam samym brakuje, uprawiając coś w rodzaju turystyki duchowej? Doprowadziłoby to do pewnego rodzaju synkretyzmu”.
Nota Kongregacji Nauki Wiary podkreśla, że wolność religijna nie wyklucza miłości i prawdy oraz gorliwości misyjnej: „Poszanowanie wolności religijnej i jej obrona «nie powinny nas nigdy czynić obojętnymi na prawdę i dobro. Sama miłość bowiem skłania uczniów Chrystusa do głoszenia wszystkim ludziom zbawiennej prawdy»”. Stwierdzenie to powtórzone jest kilka razy, jednak bez żadnego odniesienia do faktów, czyli bez uwzględnienia konkretnych skutków, jakie na mentalności i zachowaniu wiernych wywierają spotkania międzywyznaniowe w rodzaju dnia modlitw w Asyżu. Można by się zastanawiać, czy dyskusja ignorująca do tego stopnia wymowę faktów nie jest w istocie dyskusją ideologiczną, utopią całkowicie oderwaną od rzeczywistości.
Nota o ewangelizacji usiłuje udowodnić, w zgodzie z „hermeneutyką ciągłości”, że nie ma rozdźwięku pomiędzy tradycyjnym nauczaniem Kościoła a soborowym ekumenizmem, nie czyni jednak żadnego odniesienia do jakiegokolwiek dokumentu sprzed Vaticanum II (…). Na próżno doszukiwać się w niej jakiegoś cytatu z Mortalium animos Piusa XI czy Mystici corporis Piusa XII, ani Instrukcji o ruchu ekumenicznym ogłoszonej przez Święte Oficjum w 1949 r. Z drugiej strony cytuje się bardzo obficie II Sobór Watykański, gdyż — jak przyznają autorzy — nota „opiera się na całości katolickiego nauczania o ewangelizacji, obszernie przedstawionego w Magisterium Pawła VI i Jana Pawła II”. Czy ma to oznaczać, że dopiero po ostatnim soborze Kościół uzmysłowił sobie swój związek z innymi religiami, a wcześniej miał w tej kwestii całkowicie błędny pogląd?
Tydzień po opublikowaniu wspomnianej noty, w przemówieniu do Kurii Rzymskiej z 21 grudnia 2007 r., Benedykt XVI potwierdził konieczność pogodzenia katolickiej ewangelizacji z soborowym ekumenizmem. Odnosząc się do swej wizyty w Brazylii w maju 2007 r. oraz do dokumentu opublikowanego z tej okazji w Aparecida: Disciples and Missionaries of Jesus Christ („Uczniowie i misjonarze Chrystusa”), papież oświadczył: „Uczeń Jezusa Chrystusa, jak mówi nam dokument, musi być również «misyjny», musi być głosicielem Ewangelii. W tym właśnie miejscu pojawia się kontrowersja: czy «ewangelizacja» jest dziś wciąż uzasadniona? Czyż wszystkie religie świata oraz koncepcje [filozoficzne] nie powinny raczej współistnieć w pokoju i starać się pracować dla ludzkości, każda na swój własny sposób? Fakt, że musimy wszyscy współistnieć i współpracować w tolerancji oraz wzajemnym szacunku, nie podlega dyskusji. Kościół katolicki jest w ten proces aktywnie zaangażowany i dał tego widoczny wyraz, organizując dwa spotkania w Asyżu, a w bieżącym roku spotkanie w Neapolu. Chciałbym w tym miejscu wspomnieć o uprzejmym liście, jaki otrzymałem 13 października od 138 przywódców muzułmańskich, wyrażającym ich wspólne zaangażowanie dla sprawy budowy światowego pokoju. Odpowiedziałem im z radością, wyrażając moje uznanie dla takich szlachetnych intencji, i podkreśliłem naglącą potrzebę osiągnięcia trwałego porozumienia, które byłoby w stanie zabezpieczyć wartości wzajemnego szacunku, dialogu i współpracy. Wspólne uznawanie przez nas istnienia jednego Boga, wszechwiedzącego Stwórcy i Sędziego uczynków wszystkich ludzi, stanowi podstawę dla wspólnego działania w obronie poszanowania godności każdej osoby ludzkiej oraz budowania bardziej sprawiedliwego i zgodnego społeczeństwa”.
Wspomniawszy dwa spotkania międzywyznaniowe w Asyżu i tegoroczne — organizowane w tym samym duchu — spotkanie w Neapolu oraz przypomniawszy to, co w jego opinii łączy katolików i muzułmanów, Benedykt XVI mówił też o misyjnym charakterze Kościoła: „Czy jednak z tego pragnienia dialogu i współpracy nie wynika równocześnie, że nie możemy już przekazywać przesłania Jezusa Chrystusa, że nie ma potrzeby przedstawiania ludzkości i światu tego wezwania i nadziei, które z niej wypływa? Ci, którzy poznali wielką prawdę czy też doświadczyli wielkiej radości, muszą się nią dzielić; absolutnie nie wolno im zachowywać jej wyłącznie dla siebie. Tak wielkie dary nie są nigdy przeznaczone dla jednej tylko osoby. W Jezusie Chrystusie zaświeciła nam wielka światłość: nie możemy chować jej pod korcem, musimy umieścić ją w latarni, aby dawała światło wszystkim (por. Mt 5, 15). Św. Paweł odbywał wiele podróży, niestrudzenie głosząc Ewangelię. Czuł się nawet w pewien sposób «przymuszony» do jej głoszenia (por. 1 Kor 9, 16) — nie tyle dlatego, by obawiał się o zbawienie jakiejś nieochrzczonej osoby, która jeszcze nie została ubogacona przez Ewangelię, co z tego powodu, że był świadomy, iż historia jako całość nie mogłaby zostać dopełniona, zanim Ewangelia nie będzie głoszona pełnej liczbie (pleroma) narodów (Rz 2, 25). By osiągnąć ową pełnię, trzeba, by Dobra Nowina głoszona była wszystkim narodom, wszystkim mężczyznom i kobietom (por. Mk 13, 10)”.
Papież wydaje się jednak nie zauważać, że międzywyznaniowe spotkania, takie jak w Asyżu i Neapolu czy też modlitwa w Błękitnym Meczecie w Stambule w 2006 r., niosą w sobie — niezależnie od osobistych intencji — praktyczną naukę, sprzeczną z misyjnym posłannictwem Kościoła. A nauka taka przemawia do ludzi znacznie głośniej niż wszystkie wyjaśnienia Kongregacji Nauki Wiary.
Przejdźmy teraz do noty opublikowanej w lipcu ubiegłego roku.
Odpowiedzi dotyczące nauki o Kościele (10 lipca 2007 r.)
Pierwsza odpowiedź zaprezentowana w tym dokumencie zawiera się w stwierdzeniu, że „II Sobór Watykański ani nie zamierzał zmieniać, ani faktycznie nie zmienił tejże nauki, a jedynie rozwinął ją, pogłębił i szerzej wyłożył”. Odnośnie do nowego wyrażenia subsistit in nota dostarcza następującego wyjaśnienia: „W konstytucji dogmatycznej Lumen gentium, n. 8, trwanie (subsistentia) to niezmienna historyczna ciągłość i obecność wszystkich elementów ustanowionych przez Chrystusa w Kościele katolickim, w którym rzeczywiście trwa Kościół Chrystusa na tej ziemi”. Innymi słowy, Kościół Chrystusowy odnaleźć można w konkretny sposób w Kościele katolickim, co wydaje się wyrażać identyczność obu tych rzeczywistości. Jednak to samo wyjaśnienie zawiera stwierdzenie, że o ile pojęcie „«trwa» (subsistit) może być przypisane wyłącznie Kościołowi katolickiemu, można jednak «w prawdzie powiedzieć, że Kościół Chrystusowy jest obecny i działa w Kościołach i Wspólnotach kościelnych niebędących w pełnej komunii z Kościołem katolickim — dzięki elementom uświęcenia i prawdy, które są w nich obecne», zgodnie z nauczaniem Jana Pawła II zawartym w Ut unum sint (§ 11)”.
Kongregacja Nauki Wiary usprawiedliwia używanie określenia „trwa w” zamiast „jest” w następujący sposób: „Użycie tego wyrażenia, które oznacza pełną identyczność Kościoła Chrystusowego z Kościołem katolickim, nie zmienia doktryny o Kościele, a swoją prawdziwą motywację znajduje w tym, że jaśniej wyraża fakt, iż poza jego organizmem znajdują się «liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy», «które jako właściwe dary Kościoła Chrystusowego nakłaniają do jedności katolickiej (…). Dlatego Kościoły i Wspólnoty odłączone, choć w naszym przekonaniu podlegają brakom, wcale nie są pozbawione znaczenia i wagi w tajemnicy zbawienia. Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których to moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu»”. W komentarzu dołączonym do tego dokumentu kongregacja przyznaje, że „intencją ojców soborowych było jedynie uznanie we wspólnotach niekatolickich obecności elementów eklezjalnych właściwych dla Kościoła Chrystusowego. Wynika z tego, że ani identyfikacja Kościoła Chrystusowego z Kościołem katolickim nie jest już czymś nieaktualnym, ani poza Kościołem katolickim nie występuje całkowity brak elementów eklezjalnych, rodzaj «pozakościelnej próżni»”. Jak więc widzimy, nota mająca rzekomo wyjaśnić niejasności, w istocie wcale tego nie czyni. Prawdziwym powodem, dla którego subsistit in zastąpiło est, była chęć „zaakcentowania większej otwartości na ekumeniczne żądanie uznania prawdziwie eklezjalnych cech i wymiarów we wspólnotach chrześcijańskich, niebędących w pełnej komunii z Kościołem katolickim, ze względu na obecne w nich «liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy». Konsekwentnie, chociaż jest tylko jeden Kościół, który «trwa» w jednym, wyjątkowym i historycznym podmiocie, istnieją jednak poza jego widzialnymi granicami prawdziwe rzeczywistości eklezjalne”.
W dalszej części komentarz dodaje, że nota, daleka od kwestionowania ekumenizmu promowanego przez Vaticanum II, „oferuje wartościowe wskazania dla przyszłości dialogu ekumenicznego. Dialog ten pozostaje jednym z priorytetów Kościoła katolickiego, jak to potwierdził Benedykt XVI w swym pierwszym przesłaniu do Kościoła z 20 kwietnia 2005 r. oraz przy wielu innych okazjach, zwłaszcza podczas swej wizyty apostolskiej w Turcji (28 listopada — 1 grudnia 2006 r.).
Od paradoksu do dwuznaczności, od dwuznaczności do sprzeczności
Najbardziej znamienny fragment komentarza brzmi jednak następująco: „Katolicki ekumenizm mógłby wydawać się, na pierwszy rzut oka, czymś nieco paradoksalnym. II Sobór Watykański użył terminu «subsistit in», usiłując pogodzić dwa twierdzenia doktrynalne: z jednej strony podkreślił, że pomimo wszystkich podziałów między chrześcijanami Kościół Chrystusowy nadal istnieje w sposób pełny jedynie w Kościele katolickim, z drugiej natomiast uznał, że liczne elementy uświęcenia i prawdy istnieją poza widzialnymi granicami Kościoła katolickiego, czy to w poszczególnych Kościołach, czy wspólnotach kościelnych, niebędących w pełnej komunii z Kościołem katolickim. Z tego powodu ten sam dekret II Soboru Watykańskiego o ekumenizmie (Unitatis redintegratio) wprowadził termin «pełnia (jedności/katolickości)», aby pomóc w lepszym zrozumieniu tej nieco paradoksalnej sytuacji”.
Osoby czytające owo „wyjaśnienie”, które przyznaje otwarcie, że jest „nieco paradoksalne”, są niewątpliwie „nieco” zdezorientowane. Niejasności, które miały zostać wyjaśnione, zostały de facto zastąpione paradoksem, przez który sobór chciał pogodzić dwa twierdzenia: „Kościół Chrystusowy jest Kościołem katolickim” oraz „odłączone wspólnoty, niebędące w pełnej komunii z Kościołem, nie są wcale «próżnią pozakościelną», ponieważ zawierają wiele elementów uświęcenia i prawdy”, które, według Vaticanum II, są elementami eklezjalnymi.
Rodzi się jednak pytanie: jeśli skutkiem prób pogodzenia tych twierdzeń jest paradoks, czy są one w praktyce możliwe do pogodzenia? Czy nie są wzajemnie sprzeczne? Czy próba pogodzenia ich nie jest po prostu próbą zawieszenia zasady niesprzeczności? (…) Warto w tym miejscu przypomnieć tradycyjną definicję odłączonych wspólnot. Oto, co pisał na ten temat abp Lefebvre w książce Oni Jego zdetronizowali: „Sobór znajdował upodobanie w wysławianiu wartości zbawczych czy też po prostu wartości innych religii. Mówiąc o niekatolickich religiach chrześcijańskich, Vaticanum II naucza, że «choć w naszym przekonaniu podlegają brakom, wcale nie są pozbawione znaczenia i wagi w tajemnicy zbawienia». To herezja! Jedynym środkiem zbawienia jest Kościół katolicki. O tyle, o ile są one odłączone od jedności prawdziwej wiary, wspólnoty protestanckie nie mogą być narzędziami Ducha Świętego. Może On oddziaływać jedynie bezpośrednio na dusze lub czynić użytek ze środków (np. chrztu), które same w sobie nie noszą znamienia odłączenia. Można być zbawionym w protestantyzmie, ale nie przez protestantyzm!”.
„Podczas soboru odbyła się wielka debata, czy Kościół Chrystusowy jest tożsamy z Kościołem katolickim. Wielu ojców soboru skorygowało ten pogląd i dziś mówi się, że Kościół Chrystusa subsisit in. Substistit in Ecclesia Romana Catholica. To znaczy istnieje tam, ale także jest obecny gdzie indziej” (Jan Kung).
Bp Bernard Fellay w wywiadzie dla „The Remnant” skomentował publikację dokumentu Kongregacji Nauki Wiary w sposób następujący: „To doskonała ilustracja tego, o czym mówimy przez sześć ostatnich lat. Rzym nadal brnie w dwuznaczności, ponieważ nie wydaje się przywiązywać specjalnego znaczenia do tego, czy coś jest ze sobą sprzeczne, czy też nie. Dokument ten wydaje się nie wyjaśniać niczego, ale jedynie potwierdzać po raz kolejny, że «tak» oznacza «nie»”.
Brian Mershon1, poproszony o podanie przykładu takiego zachowania, odpowiedział: „Przykładem może być właśnie kwestia subsistit. [Pytanie brzmi:] Dlaczego używać wyrażenia subsistit in zamiast est? Czytasz odpowiedź i nadal nic nie rozumiesz. Tłumaczy się nam, że oznacza to w istocie est i że między Kościołem Chrystusowym a Kościołem katolickim zachodzi identyczność, że nie ma zmiany w doktrynie (…). Próbuje się nas przekonać, że nie ma sprzeczności pomiędzy doktryną Kościoła w przeszłości a nauką Vaticanum II. My natomiast upieramy się przy twierdzeniu, że Vaticanum II pozostaje w niezgodzie w sprzeczności — jest nawet nauczaniem błędu sprzecznego z tradycyjnym nauczaniem, zwłaszcza w kwestii ekumenizmu. Tu natomiast [w dokumencie KDW] oba elementy zostały połączone: tradycyjna doktryna i Vaticanum II (…)
Tekst ten stanowi potwierdzenie zasadności wszystkich naszych zarzutów dotyczących dwuznaczności soborowych i posoborowych dokumentów. Jest doskonałym przykładem dwuznaczności i być może nigdy dotąd nie posunięto się tak daleko w usiłowaniu połączenia tego, czego połączyć się nie da, przez sugerowanie, że nie sposób wyrazić tego w sposób jasny i jednoznaczny. (…)
Dwuznaczność oznacza, że istnieją co najmniej dwie możliwości rozumienia czy też interpretacji danego tekstu. Niebezpieczeństwo jest w tym przypadku tym większe, że chodzi o tekst najwyższej rangi doktrynalnej, dokument soboru powszechnego. To wielka tragedia. Dwuznaczności te, trzeba ze smutkiem przyznać, znajdujemy niemal wszędzie. Poza tymi trzema najpoważniejszymi błędami: ekumenizmem, wolnością religijną oraz kolegializmem, niejasności można napotkać na każdym kroku. To nie jest duch katolicki, to współczesny duch postępu, potępiony częściowo przez Benedykta XVI, ale równocześnie zasadniczo przez niego aprobowany. To błędne koło. Muszę powtórzyć raz jeszcze: dokument ten jest doskonałą ilustracją owych dwuznaczności i sprzeczności”.
Cztery lata temu, 6 stycznia 2004 r., z okazji 25-lecia pontyfikatu Jana Pawła II, bp Bernard Fellay przesłał wszystkim kardynałom Kurii Rzymskiej analizę zatytułowaną Od ekumenizmu do milczącej apostazji2. Towarzyszył jej list, w którym czytamy: „Sam papież w ekshortacji apostolskiej Ecclesia in Europa uznaje, że w obecnych czasach «milczącej apostazji» dominuje «praktyczny agnostycyzm i obojętność religijna, wywołująca u wielu Europejczyków wrażenie, że żyją bez duchowego zaplecza, niczym spadkobiercy, którzy roztrwonili dziedzictwo pozostawione im przez historię». Trudno jednak nie dostrzec wśród głównych przyczyn tego tragicznego stanu rzeczy właśnie ekumenizmu, oficjalnie zainicjowanego przez Vaticanum II i promowanego przez Jana Pawła II. Pod pretekstem budowania nowej jedności pod hasłem «dostrzegania raczej tego, co nas łączy, niż tego, co nas dzieli», usiłuje się łagodzić, re-interpretować czy nawet skazywać na zapomnienie specyficznie katolickie elementy doktryny, które rzekomo generują te podziały. Jest to przejaw pogardy wobec stałego i niezmiennego nauczania Tradycji, które uczy, że Mistycznym Ciałem Chrystusa jest tylko Kościół katolicki, poza którym nie ma zbawienia”.
Kardynałowie, do których rozesłane zostało wspomniane studium, nigdy nie zareagowali. Wątpliwe też, by przekonującą na nie odpowiedzią mogły być dwie ostatnie noty wyjaśniające Kongregacji Nauki Wiary.
ks. Alan Lorans, FSSPX
Za serwisem DICI tłumaczył Tomasz Maszczyk.
PRZYPISY:
1 Znany tradycyjny publicysta katolicki z USA, piszący m.in. w dwutygodniku „The Remnant” — przypis red. ZAWSZE WIERNI.
2 Bractwo Św. Piusa X w Polsce wysłało ten dokument wszystkim polskim biskupom — uwaga red. ZAWSZE WIERNI.
Źródło informacji: BIBULA.com
0 komentarze:
Prześlij komentarz