Fenomen wyborczy
Tegoroczne wybory objawiły nam ciekawe i niepokojące zjawisko socjopolityczne, które roboczo nazwę „Pokoleniem Janusza Palikota". Oto bowiem co dziesiąty spośród połowy dorosłych Polaków, biorących udział w głosowaniu, zdecydował się poprzeć t.zw. „Ruch Poparcia Palikota” – luźną strukturę kandydatów satelickich względem charyzmatycznego lidera, głoszących hasła antyreligijne i antycywilizacyjne bez jakichkolwiek pozytywnych propozycyj faktycznie służących nowoczesnemu państwu i społeczeństwu.
Poziom zastosowanego przekazu najlepiej obrazuje ten spot. Ludziom jakkolwiek kulturalnym może on co najwyżej przywieść uśmiech na twarz i dać pojęcie o sowieckiej propagandzie antychrześcijańskiej. Tymczasem motłochowi się spodobało i to bardzo!
Antyklerykalizm przekazu Palikota zdecydowanie przeważa nad postulatami legalizacji miękkich narkotyków czy promocją mniejszości seksualnych. I wprawdzie najgłośniejsi kandydaci RPP to Biedroń i transseksualista z Krakowa, którego nazwiska nie spamiętawszy, to pamiętajmy, że posłem – elektem z Łodzi został kapłan apostata Roman Kotliński, redaktor naczelny „Faktów i Mitów”. To być może nie pierwszy laicyzowany prezbiter w Sejmie Rzeczypospolitej, ale z pewnością pierwszy, który żyje z plucia na „KRK”.
Problem Kościoła
Zdawać by się mogło, że ujawnienie się „Pokolenie JP3” postawi na baczność polski Kościół instytucjonalny. Wielkość i intensywność tego ruchu przeraża zwłaszcza w młodem pokoleniu Polaków (18 – 25 lat), w którem RPP zdobył co czwarty oddany głos. Wnioski powinny być jednoznaczne, wskazujące na kompletne fiasko pracy katechetycznej z dziećmi i młodzieżą oraz na poważny kryzys rodziny i systemu edukacyjnego. Młodzi ludzie z tego przedziału wiekowego przeszli religję od klasy 1-szej do maturalnej i jeśli główną zaszczepioną im "wartością" jest nienawiść do instytucjonalnego Kościoła, to - jak powiedziałby x. Natanek - "wiedz, że coś się dzieje". Tak wygląda podsummowanie 20 lat nauczania katechetycznego w polskich szkołach.
Kościół powinien zatem zmienić, co może i promować autentyczne wartości. Czy tak się stanie, zobaczymy. Złym sygnałem jest wypowiedź bpa Pieronka, zakładającego, że „teraz więcej spokoju, ustaną teraz zajadłe ataki, okropne, dalekie od chrześcijaństwa”. To bezpodstawny optymizm. Po raz kolejny kult św. Spokoja może wygrać z minimalnym choćby samokrytycyzmem. Biskupi powinni wreszcie dostrzedz ten problem i zacząć nań reagować. Ich kalkulacja, jak mniemam, wynika z przywiązania do układu okrągłostołowego, dzięki któremu nieformalnie wbudowano Kościół w strukturę władzy. Władza zrealizowała część postulatów świata katolickiego, tj. ograniczyła prawo do aborcji, wprowadziła małżeństwa konkordatowe, religję do szkół, dała pensje katechetom, kapelanom szpitalnym, więziennym i wojskowym tudzież dokonała restytucji części mienia. Wzamian Kościół – również nieformalnie – zobowiązał się, czy raczej rozumiał, że pewnych postulatów nie należy podnosić. Jakich ? W szczególności odnoszących się do odbudowy państwa katolickiego. Na oportunizm powiązany z fruktami wynikającemi z udziału we władzy nakładał się „Duch Soboru Watykańskiego II” wykluczający integryzm i promujący herezję wolności religijnej w społeczeństwie w większości wciąż katolickiem. Rozumowanie biskupów miało zatem swoją logikę i dopóki trwa III RP, dopóty zawarty układ będzie w mocy. Nie zerwie go jakikolwiek rząd, od SLD po PiS, ponieważ wie, z jakiemi konsekwencjami społecznemi ze strony Kościoła mogło by to się wiązać. Autorytet biskupów w części społeczeństwa mógłby zmniejszyć legitymizację władzy. Ale pamiętajmy, że nadchodzący kryzys może zmieść III RP. Stanie się to prędzej czy później. Nastająca potem V RP będzie opierała się na zupełnie innych zasadach, ustalonych przez graczy, zależnie od siły, jaką będą dysponować. Na to wszystko KEPscy zupełnie nie są przygotowani. W szczególności, nie widzą własnych słabości i nie chcą z niemi walczyć.
Jako, że III RP chyli się ku upadkowi, pojawili się harcownicy. Nigdy nie rozstrzygają oni o przebiegu bitew, ale z pewnością wpływają na morale żołnierzy. Harcownikiem promowanym na niwie kulturalnej jest np. Nergal, zaś identyczną funkcję na niwie politycznej pełni Janusz Palikot, czyli JP3. Naprzeciwko Nergala wystąpił bp Wiesław Merling i wezwał do nieposłuszeństwa obywatelskiego polegającego na niepłaceniu abonamentu telewizyjnego. Jest to jednoznaczne naruszenie opisanych powyżej reguł układu między Kościołem a władzą III RP. Można powiedzieć, że w ten sposób strzelił bramkę wyrównującą na 1:1. Ale teraz Palikot podwyższył na 2:1 i jest bliski strzelenia kolejnych bramek. Trzeba dać mu odpór, jeśli nie chce się przegrać przynajmniej tego doczesnego pojedynku. Oczywiście, reakcja nie powinna polegać jedynie na napisaniu paru tekstów, na kilku dobrych homiliach itp., lecz na czynach. Przeciwwagą dla „Ruchu Poparcia” może być jedynie elita Kościoła wywodząca się z różnych wysp „archipelagu radykalnej ortodoksji”, który siedem lat temu dostrzegł i zdefiniował w najważniejszym chyba swoim tekście Paweł Milcarek. Do tej pory Kościół traktuje je raczej jako zagrożenie, będąc wiernym „Duchowi Soboru Watykańskiego II” i układowi III RP. Nie muszę chyba wyjaśniać, że o ile charyzmatycy i neokatechumenat cieszą się poparciem niektórych biskupów, to ich akceptacja dla zwolenników tradycji łacińskiej w zasadzie nie występuje. Laicyzmu nie pokonają świeccy, którzy są szeregowcami w Kościele Wojującym, lecz jego generałowie, kapitanowie i podoficerowie – czyli duchowieństwo. Tę elitę duchowieństwa i laikatu trzeba stworzyć. Nas, przedsoborowców, odróżnia od posoborowców bowiem nie łacina, lecz apologetyka, dyscyplina, wizja państwa i społeczeństwa. To powinniśmy przeciwstawić „Pokoleniu JP3” i dzięki tem zasadom nie powinno się ono odnawiać w młodszych rocznikach.
Janusz Palikot
Wbrew różnym rozgorączkowanym głosom jestem zdania, że Palikot nie jest diabłem wcielonym, lecz sprytnym cynikiem, który – jako zdolny i doświadczony manager – odnalazł w społeczeństwie niezagospodarowaną niszę i ulokował się w niej. Temniemniej nic nie wskazuje, aby w najbliższym czasie pojawiła się atrakcyjniejsza grupa wyborców, na których można by spróbować „przeskoczyć”, dla której byłoby się wiarygodnym. Bowiem celem Palikota jest władza a nie rewolucja. Ku niej będzie zmierzał stosując się do zasad zdroworozsądkowych i używając nowoczesnych narzędzi marketingu politycznego.
Zaledwie pięć lat temu Janusz Palikot próbował swoich sił w zupełnie innej części sceny politycznej. Finansował wydawanie prawicowo-katolickiego tygodnika „Ozon”, wraz z którym tworzył mit „Pokolenia JP2”. Okazało się wszakże, że nic takiego nie występuje w praktyce, nie ma wśród młodych Polaków jakiegoś szczególnego zainteresowania i atencji do nauczania i postaw moralnych promowanych przez polskiego papieża, Jana Pawła II. Ruch nie powstał, gazeta splajtowała. Nie ma po nich śladu na tyle, że zaledwie w dwa – trzy lata później mógł Palikot obrać przeciwny kierunek i stać się najprzód enfant terrible Platformy Obywatelskiej, a rok temu – inicjatorem święcącego dziś sukces ruchu. Palikot wie, że słabnący Kościół polski jest tym łatwiejszym celem ataków, gdyż zaczadził go Duch Soboru Watykańskiego II. Dokąd rządzą tu hierarchowie realizujący ultrazachowawczą strategję duetu Dziwisz – Kowalczyk, na jego harce zapewne nie będzie odpowiedzi.
Ale Palikot rozumie też, że jego aktualna nisza jest nietrwała. Odsetek kanalij itp. w każdem społeczeństwie, nawet najbardziej demokratycznem, jest skończony. Wprawdzie mogą go zasilać kolejne roczniki wyborcze, ale innym czynnikiem sukcesu była antysystemowość RPP. Efekt ten można osiągnąć na szerszą skalę tylko raz, zaś teraz stało się to po części z uwagi na „zbieg okoliczności”, poprzez który praktycznie wyeliminowano z wyborów listę Janusza Korwin – Mikkego. Bez mobilizacji tradycyjnych i potencjalnych korwinistów w szeregi RPP, osiągnięty wynik wyniósłby jakieś 7 % i nie byłby aż tak głośny medialnie.
Gdybym był na miejscu Palikota, spróbowałbym doprowadzić w tej kadencji do jednego sukcesu, np. legalizacji konopij indyjskich i nasiliłbym prace na odcinku walki z biurokracją, w której JP3 zupełnie poległ podczas poprzedniej kadencji, szefując sejmowej komisji Przyjazne Państwo. Inną ciekawą opcją byłoby zagranie karty eurosceptycznej, co równocześnie związałoby w jakiś sposób ręce prawicy. Sugerowane ruchy mogą dać mu znacznie ciekawszą niszę społeczną do zagospodarowania. Droga do niej wiedzie poprze zmianę zasad finansowania partyj politycznych, która petryfikuje aktualny układ tzw. „bandy czworga”. Paradoksalnie, najbardziej Palikotowi mogą zaszkodzić właśni posłowie. Obecny skład doszedł do lewej ściany: pederasta, transseksualist(k)a, kapłan – apostata, feministki. Jeśli ich oczekiwania będą formułowane za szybko, to raczej ośmieszą rewolucję niż ją zrealizują. Zwłaszcza, że jak wiemy choćby z poniższego materjału, odwaga nie musi być ich najmocniejszą stroną.
Głos lewicy
Polecam zapoznanie się z bardzo ciekawym tekstem Adama Ostolskiego „Nie ma postępu na skróty”, który w ustrukturalizowany sposób omawia, czemu prawdziwym lewakom jest nie po drodze z Palikotem. „Krytyka polityczna” doskonale wie, że JP3 nie jest dziś postacią z ich bajki. Oczywiście jest ryzyko, i to niemałe, że dotychczasowi potencjalni rywale na lewicy zewrą szeregi i ustalą wspólną linję. Niebezpieczeństwo z ich strony może zagrażać Polsce dopiero w V RP, jeśliby mieli istotny wpływ na jej kształt. Wszystko zależy od ewolucji RPP, ale równocześnie od tego, kiedy splajtuje III RP. Pamiętajmy też, że jakkolwiek RPP naruszył układ kontrolowany przez „Bandę czworga”, to Palikot może w następnych wyborach spaść z politycznego Olimpu równie boleśnie jak Grzegorz Napieralski – король wyborów prezydenckich AD 2010 i шут starcia tegorocznego.
Podsumowanie
Pokolenie Polaków liczących mniej niż 25 lat, a więc wychowanych w III RP, różni się istotnie od wcześniejszych. Znaczną jego część stanowią obcy nam barbarzyńcy. Replikacji tego stanu rzeczy służą narzędzia edukacyjne, a więc trójstopniowe szkolnictwo o coraz niższym poziomie nauczanie i coraz dłuższym czasie przymusu edukacyjnego. Nie mamy specjalnego wpływu na te procesy ani na ogłupiające i demoralizujące młodzież massmedia. Ale możemy mieć pewien wpływ na instytucję, przeciw której skierowana jest nienawiść tego motłochu, na Kościół katolicki. Antyreligijność Polaków może być bardziej trwała niż ruchacze Palikota, a zagrożenia z nią związane są szersze obejmując niż tylko wyborczy aspekt społeczeństwa. Trzeba budzić biskupów, dopóki nie jest za późno !
Źródło informacji: http://przedsoborowy.blogspot.com
0 komentarze:
Prześlij komentarz