_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

środa, 23 października 2013

NIEZNANI TRADYCJONALIŚCI: François Mauriac, Bloc-notes, 30 grudnia 1965


Uchylam się od udziału w ankiecie pewnego dziennika rzymskiego, który prosi, abym na jednej stronicy wyłożył moje wrażenia z Soboru — nie dlatego, bym nie miał nic do powiedzenia na tak wielki temat, ale z obawy, żebym nie uległ skłonności katolickiego dziennikarza do udzielania odpowiedzi budującej, jakiej się od niego oczekuje, nie mówiąc wcale, jakie uczucia Sobór budził w nim rzeczywiście, zależnie od momentu i od różnych okoliczności. W istocie każdy z nas winien by przeprowadzić własną ankietę dla samego siebie, i nic z niej nie publikować, chyba że miałby nadzieję dopomóc jakoś innym, zwłaszcza zaś oświecić i pocieszyć tych swoich braci, których wielkie przemiany w Kościele zaniepokoiły i wzburzyły.

Ja zacznę od aktu wiary: wierzę, jak wierzyłem od pierwszego dnia, że papież Jan XXIII w oczywisty sposób został natchniony, a to, co się już dokonało dla zbliżenia i pogodzenia rozłączonych braci czy też dalszego prowadzenia dialogu nie tylko z wyznawcami wszystkich religii, ale z agnostykami i ateistami, już teraz przekracza wszystko, co wydawało się nam możliwe do osiągnięcia dopiero po latach, a może i wiekach wysiłków. Wystarcza już, że Kościół Rzymski zastąpił modlitwą faryzeusza, odmawianą niewzruszenie od czasów Konstantyna, modlitwą celnika — oczywiście nie dla rozwiązania wszelkich trudności doktrynalnych i pokonania wszelkich opozycji; z chwilą jednak, kiedy rozbieżności nie nazywają się już herezjami, a rozłamy — schizmami, stada z najodleglejszych nawet owczarni dążą do zjednoczenia i kierują się do jednego, wszystkim wspólnego punktu: gdzie będzie ciało, tam się zgromadzą i orły.

Wrażenie drugie: boleśnie odczułem ciosy wymierzone w liturgię tradycyjną, lecz nie włączam nieskończoności do odczuć i reakcji, wiążących się z przyzwyczajeniami zakorzenionymi od czasów dzieciństwa. Zgadzam się, że dobrodziejstwo, jakim się to stanie dla ogółu ludzi wierzących wszystkich ras i narodów całego świata, niewspółmiernie przerasta utrudnienia, które mogą nastręczać się Francuzom mego wieku i mojej sytuacji życiowej.

Niemniej pozostaje faktem, że liturgia święta w takiej postaci, w jakiej uformowała się na przestrzeni wieków, dzieło wytrwałego zbiorowego uwielbienia, świętości, na którą się składały miliony, miliony świętości indywidualnych — ta liturgia została jak gdyby okaleczona. Trochę tak, jakby bez żadnego uprzedzenia usunięto nagle którąś figurę z portalu katedry w Chartres.

Poruszamy tutaj problem sprzeczności, która wyjaśni się dopiero przy końcu czasów, owej sprzeczności pomiędzy prawdą wiekuistą, która się nie zmienia i którąśmy czcili, i którą skłonni byliśmy ubóstwiać na modłę ludzką w Kościele widzialnym, a tym rodzeniem się na nowo, o którym mówi apostoł, tak bolesnym, że nie umiemy powstrzymać jęku, rozdzierającą dialektyką zbawienia, z którą każdy z nas radzi sobie, jak może. Zanim jednak zacznie się sądzić i potępiać katolików, zwanych przez nas „integrystami", trzeba ich zrozumieć, uprzytomnić sobie, że byli od dzieciństwa przyuczani, aby nie robić różnicy, wcale nie rozróżniać, co jest prawdą Bożą, co zaś przejawami pobożności, naiwnej prostoduszności, i wszystkim, com kiedyś nazwał „kłamstwem w łonie prawdy" — a co było ciężką przewiną pewnego typu obserwancji rzymskiej, i czym przekarmiano pobożne dzieci z mojego prowincjonalnego światka.

Zwrot dokonał się nazbyt brutalnie, zwłaszcza u niektórych przedstawicieli kleru. Nie potępiać już współczesnego świata, nie odtrącać, kochać go takim, jaki jest, iść ku niemu z myślą, że Kościół nie tylko go już nie przeklina, ale winien się od niego uczyć i sam dużo od świata otrzymać. Niewątpliwie może to posiać zamęt w pojęciach ludzi, którzy jak ja mieli dwadzieścia lat za pontyfikatu Piusa X: bardzo szczerze i z radością uznając słuszność motywów tego wielkiego zwrotu, chcieliby jednak mieć pewność, że tu nie chodzi o nawrócenie się, dostosowanie się Kościoła do świata, ani o zubożenie wiary, której Kościół strzeże zgodnie ze swoim powołaniem. Czy ośmielę się wypowiedzieć moją myśl do końca? Otóż my, starzy katolicy świeccy, włączeni w spory filozoficzne i religijne z początków naszego stulecia, my pierwsi moderniści, których ksiądz Loisy pouczał już przed sześćdziesięciu laty, że Chrystus Pan nie był świadomy swojej Boskości, dzisiaj, kiedy teilhardyzm płynie już szerokim korytem, odnosimy wrażenie, iż niektórzy zakonnicy odkrywają nagle Amerykę z pięćdziesięcioletnim czy nawet stuletnim opóźnieniem.

Ale jest przecież pewna prawda, istotna dla każdego wierzącego, zwłaszcza jednak dla księży i zakonników, ta mianowicie, że największym dowodem miłości, jaki winni dawać światu i jaki dla nich samych powinien liczyć się nad wszystko, jest ich wiara; wiara, która została im dana. To jedno mają do ofiarowania, i tylko to mogą światu dać. Dowody miłości pod wszelkimi innymi postaciami świat otrzymuje od wszystkich i od każdego z osobna — wszystko oprócz „dobrej nowiny", że nie zostaliśmy sierotami i że jesteśmy kochani, a Chrystus żyje, i każdy z nas też będzie żył na wieczność.

Kiedy się obserwuje niektórych duchownych, kiedy się ich słucha, można by sądzić, że ulegają dziś jakiemuś niejasnemu zawstydzeniu, że usiłują możliwie najbardziej upodobnić się do pozostałych ludzi. Pamiętam młodych księży z dawnych lat, znaczonych tonsurami niby jagnięta, które pasterz wybrał sobie spośród innych: i wcale się tego nie wstydzili, przeciwnie, poczytywali sobie za chlubę.

Dla mnie szczególnie niepokojący jest dysonans, jaki widzę pomiędzy życiem duchownego w pełni włączonego w dzisiejszą pogańską społeczność a warunkami, jakich wymaga żywa wiara, której jest poręczycielem, której powinien dawać świadectwo i utrzymywać w swoim sercu. Bo w końcu nie można chyba dopuścić, aby dobra wola w stosunku do świata doprowadziła nas do tego, że nie będziemy dostrzegać, co w tym świecie przeciwstawia się gwałtownie lub skrycie każdemu z błogosławieństw na Górze. Świat nienawidzi czystości serca, wyszydza ją i ośmiesza, a ktokolwiek jej broni i stawia sobie za cel, robi się pośmiewiskiem lub uchodzi za obłudnika. A miłosierni i cisi cóż mają wspólnego z tym okrutnym światem?

Wiara, która została wam dana w depozyt i którą winniście przechowywać w sobie żywą, czerpie siły z ogniska bardzo tajemnego, bardzo osobistego, ukrytego w waszych sercach. Na przestrzeni wieków różne nurty duchowego życia katolików znajdowały dla siebie wcielenie w rozmaitych zgrupowaniach religijnych, z których każde miało odrębne powołanie, wszystkie jednak dążyły do zachowania w duszach wybranych uczniów owego płomienia czystej miłości, do której świat ma odrazę, ponieważ jego uczynki są złe.

Ma odrazę, ale i mgliście wyczuwa jej urok, toteż nie jestem pewien, czy będzie wam wdzięczny za wysiłki, jakie podejmujecie, aby się do niego upodobnić. W pewnych okresach życia potrzebny nam był człowiek różny od wszystkich innych, dlatego właśnie, że własnowolnie postanowił być ubogi, być czysty i życie swoje składać w ofierze; był nam potrzebny, i dana nam została ta łaska, żeśmy go znaleźli. Sami nie potrafiliśmy być święci, ale niejeden raz spotykaliśmy świętego na naszej drodze; nosił sutannę, przez co dla mnie na zawsze już pozostanie ona czcigodna. Jagnięta, których rasa nie wygasła i nie wygaśnie...

François Mauriac, Bloc-notes. Notatnik z lat 1953-1970, wybór, przekład, wstęp i opracowanie Zofia Milewska, Warszawa 1979, ss. 75-78.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.