_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

piątek, 22 listopada 2013

Józef de Maistre: O protestantyzmie


Od czasów reformacji istnieje w Europie duch buntu, który w sposób jawny, bądź sekretny, lecz w każdym razie rzeczywisty, walczy z wszelką zwierzchnością, zwłaszcza monarchiczną. To protestantyzm - wielki wróg Europy, którego należy zdusić wszelkimi środkami wyjąwszy zbrodnicze, zgubny rak, co wżera się w każdą zwierzchność i toczy ją bezustannie, syn pychy, ojciec anarchii, czynnik powszechnego rozkładu.

Czym jest protestantyzm? To bunt rozumu indywidualnego przeciwko rozumowi powszechnemu, a zatem jest on czymś najgorszym, co tylko można sobie wyobrazić. Kiedy kardynał Polignac zwrócił się do sławetnego Bayle'a: "Powiadasz pan, że jesteś protestantem, ale to słowo nader ogólnikowe: czy pan jesteś anglikaninem, luteraninem, kalwinistą, etc.?". Bayle odrzekł: "Jestem protestantem w całym znaczeniu tego słowa: protestuję przeciw wszystkim prawdom". Ów słynny sceptyk dał w ten sposób prawdziwą definicję protestantyzmu, który z zasady jest wrogiem wszelkiego wierzenia, podzielanego wspólnie przez jakąś grupę ludzi. To właśnie czyni zeń wroga rodzaju ludzkiego, ponieważ szczęście społeczeństw ludzkich opiera się wyłącznie na takich wierzeniach.

Chrześcijaństwo jest religią Europy: ta ziemia odpowiada mu nawet bardziej niż jego kraj ojczysty; zapuściło w niej głębokie korzenie, zrosło się tu z wszystkimi naszymi instytucjami. Dla wszystkich narodów północnej Europy oraz dla tych wszystkich, które na południu zajęły miejsce Rzymian, chrześcijaństwo jest tak dawne jak sama cywilizacja. Ręka owej religii formowała te nowe narody: krzyż jest na wszystkich ich koronach, każdy kodeks zaczyna się tym symbolem; królowie są pomazańcami bożymi, księża - sprawują urząd, duchowieństwo jest stanem, państwo jest uświęcone, religia jest sprawą publiczną (la religion est civile). Obie potęgi łączą się ze sobą - każda zawdzięcza drugiej część własnej siły - i mimo sporów, które dzieliły te dwie siostry, nie mogą one żyć osobno.

Najzuchwalszy człowiek nie potrafi wymyślić nic, czym można by zastąpić ów system religijny. Wszyscy nasi Herostratesi go burzyli, ale żaden go niczym nie zastąpił, żaden nawet nie ośmielił się zaproponować czegokolwiek w miejsce tego, co chciał zniweczyć: w dalszym zatem ciągu trzeba być albo chrześcijaninem albo niczym.

Fundamentalną zasadą tej religii, pierwotnym aksjomatem, o który opierała się ona na całym świecie przed pojawieniem się nowatorów XVI stulecia, była nieomylność jej nauki, co pociąga za sobą rezygnację z wszelkiego mędrkowania indywidualnego i, co za tym idzie - powszechność wierzeń.

Otóż owi nowatorzy podkopali ten fundament w miejsce opinii katolickiej [powszechnej] postawili opinię indywidualną i w sposób prawdziwie szaleńczy zastąpili wyłącznym autorytetem książki autorytet urzędu nauczającego, starszego niż owa książka i zobowiązanego nam ją objaśniać.

Stąd szczególny charakter herezji XVI wieku. Nie jest ona wyłącznie herezją religijną, ale herezją społeczną (civile), ponieważ uwalniając lud od jarzma posłuszeństwa i przyznając mu zwierzchność religijną rozkiełznała wszędy pychę przeciwko autorytetowi i posłuszeństwo zastąpiła dyskusją.

Stąd ta straszliwa cecha, którą protestantyzm rozwija od kołyski: urodził się buntownikiem i bunt jest jego zwykłym stanem. [...]

Jeśli się zastanowić nad tym niezatartym piętnem protestantyzmu, mniej dziwi nas nienawiść, jaką poprzysięgli mu niektórzy władcy katoliccy, jak na przykład Ludwik XVI, którego nietolerancja budziła taki wstręt naszych filozofów. W każdym rządzie istnieje pewna siła ukryta, pewnego rodzaju instynkt konserwatywny, który działa niewidoczne dla oka obserwatorów, a nawet władców i ich doradców, i który nierzadko posługuję się ich błędami, czy nawet wadami, dla ochrony ustroju. Tysiąc razy przytaczano prześladowania jansenistów przez ojca le Tellier: może ten człowiek jest winny w oczach Boga, może nie - wiemy o tym tyleż, co jego oskarżyciele. Ale niezależnie od tego, czy była to nienawiść wyrozumowana, czy ślepa, pewne jest, że była ona francuska i politycznie słuszna. Jansenizm, wskutek swego niezmiernie bliskiego pokrewieństwa z kalwinizmem, był wrogiem Francji: to, czego byliśmy świadkami, w pełni usprawiedliwia słynnego Jezuitę, gdyż jansenizm okazał się wielce występny w okresie Rewolucji francuskiej i walnie wspierał swych współbraci, filozofizm i protestantyzm. [...]

W świecie moralnym, tak jak w fizyce, istnieją powinowactwa, przyciągania wybiórcze. Pewne zasady odpowiadają sobie wzajemnie, inni się odpychają: wiedza o tych właściwościach, prawdziwie ukrytych, jest podstawą nauki. Niechże tedy obserwatorzy zastanowią się nad naprawdę uderzającym powinowactwem, którego wszyscy niedawno byliśmy świadkami, między protestantyzm a jakobinizmem.

Od pierwszej chwili Rewolucji wrogowie tronu wykazali wobec protestantyzmu iście synowską czułość. Wszyscy widzieli to przymierze i nikogo ono nie zwiodło nawet protestantów zagranicznych.

Czy kto kiedy dopatrzył się chociażby w jednym z trzech zgromadzeń, które zgubiły i zhańbiły Francję, nie mówię już aktu, ale choćby tylko jakiejś oznaki nieufności wobec protestantów? Ci podejrzliwi tyrani, co bali się wszystkiego i karali nawet za domniemaną intencję oporu, czyż wykazali kiedykolwiek jakieś obawy wobec doktryny kościoła protestanckiego? Nigdy. [...]

Wielką podstawą protestantyzmu jest prawo do swobody badań, które nie zna granic: rozciąga się na wszystko i nie znosi żadnych wędzideł. Dlatego też nie ma takiego nieprzyjaciela religii i praw, co nie chwaliłby protestantyzmu. Nie ma takiego poplecznika ohydnej Rewolucji obecnej, co nie wychwalałby owej z XVI wieku. W dziele pośmiertnym Condorceta można dostrzec, do jakiego stopnia ów najbardziej może odrażający z rewolucjonistów francuskich i najzapalczywszy wróg chrześcijaństwa był przyjacielem Reformacji. Przyczyny tego są jasne, a zresztą i on sam nie męczy nas bynajmniej zagadkami: "Nowe zgromadzenia religijne - powiada - musiały zmniejszyć dogmatyczną surowość, nie mogąc zbytnio ograniczyć prawa do swobodnego badania, nie popadając jednocześnie w jaskrawą sprzeczność, to prawo bowiem stanowiło dla nich formalną podstawę zerwania z Kościołem".

Trudno wyraźniej wyjawić tajemnicę sekty: protestantyzm, apelując od rozumu narodowego do rozumu indywidualnego i od autorytetu do swobody badań podporządkował wszystkie prawdy prawu swobodnego badania. Otóż, zdaniem tej sekty, żaden człowiek, a nawet żadne ciało społeczne, nie posiada zwierzchności religijnej. A wobec tego człowiek czy ciało społeczne, które bada i odrzuca jakiś pogląd religijny nie może, nie popadając w jaskrawą sprzeczność, potępić człowieka czy ciała, które bada i odrzuca inne. Tak więc wszystkie dogmaty zostaną poddane badaniu i w nieuchronnej konsekwencji prędzej czy później odrzucone; nie będzie już żadnych wspólnych wierzeń, żadnego trybunału, żadnego panującego dogmatu. [...]

Nie jest to całkiem ścisłe, gdy powiadamy, że protestantyzm, ogólnie rzecz biorąc, sprzyja republice. W istocie nie sprzyja on żadnemu rządowi - atakując je wszystkie - ponieważ jednak zwierzchność w pełnie istnieje tylko w monarchiach nienawidzi jej szczególnie tej właśnie formy rządu i szuka republik, gdzie łatwiej można prowadzić swoją krecią robotę. Lecz i tu, i tam niszczy zwierzchność i podważa jarzmo społeczne. Jest republikański w monarchiach i anarchiczny w republikach. W Anglii nie przestaje wrzeszczeć przeciw prerogatywom królewskim; konstytucyjny związek berła i pastorału przyprawia go o rumieniec: wie, że nie może ich zniszczyć, nie poróżniając ze sobą i pracuje nad tym bez ustanku. W republikach nie znosi nawet wizerunku zwierzchności: tępi go tak, jak gdyby to była rzecz sama. Usiłując stale rozdać władzę możliwie największej liczbie ludzi, zmierza bez przerwy do anarchii. Epoka, w której żyjemy, dostarcza tu ciekawego przykładu: widzieliśmy, jak republiki, sfederowane, lecz poróżnione w kwestiach religii, ulegały jadowi Rewolucji francuskiej. Następstwa tego widoczne były nawet dla najmniej uważnego oka. Natomiast w krajach katolickich, gdzie zwierzchność religijna wzięła w obronę swoją sojuszniczkę, ludy, niezachwiane w swej wierności, nie uczyniły nawet kroku ku zasadom francuskim.

Jest rzeczą najoczywistszą, że protestantyzm jest ze swej istoty wrogiem zwierzchności politycznej (civile) i religijnej. Aby wszak ukazać tę prawdę w całej pełni, trzeba jej się jeszcze przyjrzeć z pewnego szczególnego punktu widzenia.

Dowiodłem gruntownie, jak sądzę, że żadna instytucja nie może być mocna i trwała, jeśli opiera się tylko na sile ludzkiej: historia i rozum zgodnie wykazują, że korzenie każdej wielkiej instytucji sięga poza ten świat. I nic więcej nie potrafimy już o tym powiedzieć. Zwłaszcza zwierzchności odznaczają się siłą, jednością i stabilnością proporcjonalnie do stopnia uświęcenia ich poprzez religię. Ponieważ zaś chrześcijaństwo, to znaczy katolicyzm, jest cementem wszystkich zwierzchności europejskich, protestantyzm, zabierając im ów katolicyzm i nie dając w zamian żadnej innej wiary, podminował fundamenty tych wszystkich, co miały nieszczęście przyjąć reformację, tak że prędzej czy później muszą one wylecieć w powietrze.

Gdyby mahometanizm, a nawet pogaństwo, z właściwymi im dogmatami, i wiarą postawiono na miejsce chrześcijaństwa, wyrządziłyby one, z politycznego punktu widzenia, mniej zła, albowiem są to jednak religie, a protestantyzm nie jest nią wcale.

Są słowa, które powtarza się często i wskutek owego powtarzania, zwykło się wierzyć, że istotnie coś znaczą, kiedy wcale tak nie jest. Należy do nich słowo protestant.

Cóż to jest protestant? Początkowo wydaje się, że odpowiedź jest bardzo łatwa, ale kiedy się zastanowić człowiek zaczyna się wahać. Czy to anglikanin, luteranin, kalwinista, zwinglianista, anabaptysta, kwakier, metodysta, brat morawski, etc.? (Uf, mam już dosyć!) Protestant jest tym wszystkim zarazem, a jednocześnie niczym. Protestant to człowiek, który nie jest katolikiem, tak że protestantyzm jest wyłącznie negacją. Wszystko, co w nim rzeczywiste jest katolickie. Mówiąc ściśle nie głosi on bynajmniej dogmatów fałszywych: neguje jedynie prawdziwe i zmierza bez przerwy do tego, by zanegować je wszystkie. Ta sekta jest więc wszystkim i niczym (est totue en moins) [...]

Protestantyzm jest tedy, realnie i dosłownie rzecz biorąc, sankiulotyzmem religii. Pierwszy odwołuje się do słowa Bożego, drugi do praw człowieka, ale faktycznie jest to ta sama teoria, ten sam kierunek i ten sam też rezultat. Obaj ci bracia zdruzgotali władzę, aby ją rozdać motłochowi.

Reflexiones sur le protestantisme. Ouveres t. VIII, s. 64-6, 78-9, 86-7, 91-5, 97 (tłum.J.Trybusiewicz)

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.