Od czasu soboru nie milknie spór o wolność religijną. Intelektualne argumenty – np. taki, że pojęcie „wolności” oderwanej od prawdy i dobra jest tylko sofizmatem – docierają tylko do już przekonanych. Ostatnie wydarzenia we Francji, które można by nazwać „katolicką jesienią 2011”, mają tę zaletę, że ukazują dalekosiężne i praktyczne konsekwencje „wolności religijnej”. Być może przedstawiony niżej opis wydarzeń pozwoli w końcu pojąć tym, którzy tego jeszcze nie rozumieją, dlaczego Grzegorz XVI i Pius IX nazwali wolność religijną absurdem i majaczeniem.
Latem 2011 r. na festiwalu w Awinionie wystawiono sztukę teatralną pt. O twarzy. Wizerunek Syna Boga niechlubnego autorstwa Romea Castellucciego. Treść tego wulgarnego spektaklu sprowadza się do tego, że syn zajmuje się opieką nad starym ojcem, który ma problemy z trzymaniem kału, więc co chwila jego pieluchy stają się pełne. Kał jest widoczny na scenie, podczas gdy zapach odchodów – na szczęście syntetyczny – unosi się wśród widzów. Wszystko to dzieje się na tle ogromnej, umieszczonej pośrodku sceny, 10-metrowej kopii XV-wiecznego obrazu Chrystusa Odkupiciela pędzla Antoniego (Antonella) da Messiny. Po 40 minutach syn nie wytrzymuje już psychicznie, ojciec zaś, który do tej pory miał poważne problemy z chodzeniem, z przezroczystym kanistrem pełnym kału zwinnym krokiem udaje się za wspomniany obraz. Po chwili słychać jego chichot, obraz zostaje poplamiony od tyłu zawartością kanistra, po czym twarz Chrystusa jest rozrywana na kawałki – a wszystko to w rytm „diabelskiej” (jak to ujęła niezależna dziennikarka) muzyki. Za rozerwanym obrazem pojawiają się słowa: „You are my shepherd – jesteś moim pasterzem”, by po chwili odsłoniło się niepodświetlone wcześniej słowo „not”, co łącznie tworzy napis: „You are not my shepherd – Nie jesteś moim pasterzem”. Festiwal w Awinionie miał w tym roku jako temat przewodni „dzieci”, aby więc sztuka mogła zostać na nim pokazana, dodano do niej fragment, w którym 10-letnie dzieci wchodzą na scenę, wyciągają z tornistrów granaty i obrzucają nimi obraz Zbawiciela. W tej zmodyfikowanej wersji z dziur po granatach wypływa sztuczny kał.
Dla każdego zachowującego choć odrobinę zdrowego rozsądku ten żałosny, trwający niecałą godzinę spektakl jest zwykłym oszustwem, niemającym nic wspólnego ze sztuką – jest to po prostu wielka obraza Pana Jezusa, a także otwarty bunt przeciw Bogu. W obliczu tej zniewagi, której nie trzeba przecież tłumaczyć nikomu, nawet osobom niewierzącym, katolicki instytut polityczny Civitas wezwał francuskich katolików do reakcji, zwłaszcza podczas spektakli w Paryżu, wystawianych od 20 października do 6 listopada 2011 r.
Pierwszy spektakl został przerwany przez członków chrześcijańskiego ruchu politycznego Renouveau Français (‘francuska odnowa’). Dziewięć młodych osób wtargnęło na scenę z transparentem głoszącym „Christianophobie, ça suffit” (‘Dość chrystianofobii’)1. Zaczęli oni odmawiać na scenie różaniec, doszło do starć z ochroną teatru, z kolei inni widzowie zapragnęli wejść na scenę, żeby... pobić odważnych młodych ludzi, którzy po 35 minutach zostali zabrani przez policję, by spędzić w areszcie ponad 18 godzin! Jednocześnie na zewnątrz członkowie Action Française (‘akcji francuskiej’)starali się zablokować wejście do teatru. Po nogach jednego z nich, skutego już kajdankami i leżącego na ziemi, przejechał policyjny radiowóz. Przybyli na miejsce pracownicy pogotowia byli zażenowani metodami pracy francuskiej policji...
Tak rozpoczął się bezwzględny opór katolików wobec bluźnierczej sztuki – oraz ekspiacja za jej publiczne prezentowanie. Co wieczór gromadzono się przed teatrem, modląc się i protestując, podczas gdy wewnątrz stale dochodziło do zamieszek. Służby porządkowe, a także oficerowie policji wiele razy zwierzali się protestującym, iż dostali „z samej góry” rozkazy wymagające bezwzględnego stosowania represji wobec protestujących. Manifestujący na zewnątrz teatru byli aresztowani i przewożeni na komisariaty w celu weryfikacji tożsamości; ponieważ brakowało dla nich miejsca, rozwożono ich po całym Paryżu. Protestujący wewnątrz teatru – czy to wchodzący na scenę, czy też wyrażający ustną dezaprobatę – byli pozbawiani wolności na 48 godzin, podczas gdy zwykli przestępcy (drobne kradzieże, bijatyki, handlarze narkotyków) zazwyczaj są wypuszczani na wolność już po paru godzinach, gdy tylko policja ustali ich tożsamość i zbierze przeciw nim dowody.
Osobom zatrzymanym wewnątrz teatru postawiono zarzuty sprzeciwiania się wolności słowa; będą oni sądzeni w marcu, grozi im kara od roku do trzech lat więzienia, a także od 15 tys. do 45 tys. euro grzywny! Właśnie tak: we Francji za wstanie z miejsca w teatrze i powiedzenie „To jest bluźnierstwo!” można zostać skazanym na trzy lata więzienia. I choć sam Castellucci mówił niegdyś, że lubi widzów biorących czynny udział w spektaklu, wchodzących na scenę itd., to jednak państwo było zdecydowane bronić – za wszelką cenę, nawet nadużyć, których popełniono wiele, a które zostały później opublikowane przez adwokatów – tej dosłownie śmierdzącej wolności słowa... Należy tu wymienić zaciętego wroga chrześcijaństwa, mera Paryża Bertranda Delanoe, promującego co rok Gay Pride – niesławną paradę zboczeńców, który wraz z ministrem kultury Fryderykiem Mitterandem oraz władzami teatru wniósł pozwy przeciw wszelkim zakłócającym spektakl. Sala teatralna przerodziła się w obóz warowny wypełniony ochroną, bramkami jak na lotniskach, policją ubraną po cywilnemu i wszelkimi środkami inwigilacji. Budynek codziennie otaczało paruset policjantów i żandarmów (pewnego dnia było ich aż 800).
Wśród francuskiego episkopatu dał się zauważyć rozłam. Kilku hierarchów odważnie i posługując się od dawna niesłyszanymi katolickimi sformułowaniami wsparło manifestujących, w dużej mierze tradycyjnych katolików, i złożyło im podziękowania. Byli to biskupi: Centène z Vannes, Aillet z Bayonne, Rey z Tuluzy i Bagnard z Puy. Tymczasem arcybiskup Paryża, kard. Andrzej Vingt-Trois, przyjął zupełnie inną postawę. Stwierdził, że ponieważ nie widział spektaklu, to nie wie, czy jest on bluźnierczy, czy też nie. Potępił natomiast przemoc manifestujących (to znaczy dwa jajka rzucone drugiego dnia przed teatrem), a parafrazując Lenina oznajmił, że manifestanci są „użytecznymi idiotami”, manipulowanymi przez Civitas.
Ponieważ opór i determinacja broniących honoru Pana Jezusa katolików nadal rosły, policja zaczęła się ograniczać do pilnowania nielegalnych manifestacji wieczornych; jednocześnie ruszył atak od strony intelektualnej. Castellucci i władze teatru broniły się twierdząc, że ani obraz nie jest obrzucany kałem, ani sztuka nie jest kierowana przeciw wierzącym, do których miałby się rzekomo zaliczać sam Castellucci (sic!). To ostatnie kłamstwo można jednak łatwo obalić, Castellucci wystawił bowiem w przeszłości trzyczęściowy spektakl Boska komedia, a w udzielanych wówczas wywiadach powiedział m.in.: „Bóg jest sadystą”, „Prawdziwa wolność twórcza jest tylko w piekle” i „Lucyfer jest aniołem kultury par excellence”. W swej innej, pełnej bredni sztuce pt. Księga Rodzaju włoski bluźnierca ukazuje gnostyczno-kabalistyczną interpretację Biblii, wedle której zły Bóg stwarza człowieka, zaś szatan wyzwala rodzaj ludzki spod Jego jarzma! Do tej samej konkluzji (tj. że mamy do czynienia nie ze spontanicznym bluźnierstwem, ale z przemyślaną propagandą satanistyczną) doszli katoliccy krytycy, oglądający w całości to kloaczne przedstawienie.
Kulminacją paryskiego oporu był niewątpliwie zorganizowany przez Civitas marsz przeciw chrystianofobii, który zgromadził pięć tysięcy osób. (Dodajmy od razu, że w marszu solidarnie wzięło udział kilku przedstawicieli środowisk muzułmańskich). Tak się bowiem składa, że większość prowokacji religijnych jest organizowanych we Francji nie przeciw żydom czy muzułmanom, a przeciw chrześcijanom. Ponad 95% profanacji cmentarzy to profanacje grobów chrześcijańskich, jednak oddźwięk w mediach znajdują jedynie profanacje grobów żydowskich lub muzułmańskich. Trąbi się wówczas o sekciarstwie, zagrożeniu dla demokracji, braku tolerancji itp. Te same media nazywają wyrażających swe obawy wobec chrystianofobii katolików fundamentalistami i przeżytkiem historii. Ta jednostronność mediów stanowi najdobitniejszy przykład, że katolicy w dzisiejszej Francji są obywatelami drugiej kategorii.
Emanuel Demarcy-Mota, dyrektor teatru Theâtre de la Ville, w którym grano sztukę Castellucciego, zapytany przez katolickiego krytyka, czy dopuściłby taką samą sztukę, ale z obrazem prezydenta Francji, Mahometa czy rodziców jakiegoś obywatela, odpowiedział, otoczony przez tajniaków i ochronę: „Nie wiem; musiałbym najpierw tę sztukę obejrzeć”. Krytyk nalegał: „Pytanie nie jest skomplikowane, zachowuje pan ten sam scenariusz, a zmienia jedynie obraz”, ale dyrektor był uparty: „To nigdy nie jest to samo”. Brak odpowiedzi wymownie świadczy o tchórzostwie dyrektora, co zresztą było wówczas wyraźnie widać na jego twarzy... Obiektywni krytycy zauważyli też inne zjawisko: publiczność, która wybrała się na przedstawienie Castellucciego, nie była w ogóle w stanie zrozumieć tragizmu człowieka w okresie starości, które podobno chciał wyrazić włoski „twórca”. Uważana za najbardziej dramatyczną scena – podczas której starzec wymazaną kałem ręką brudzi własną głowę – wywoływała po prostu salwę śmiechu. Chciałoby się powiedzieć: jaki reżyser, taka publiczność...
Niestety, to nie koniec gorących wydarzeń tej jesieni. Po pierwsze, włoscy specjaliści od szamba zorganizowali spektakle w innych francuskich miastach, jednak za każdym razem Civitas zdołał zorganizować parotysięczne manifestacje, jak to miało miejsce w Rennes czy w Tuluzie. Po drugie, szykowano jeszcze bardziej ordynarną i bluźnierczą sztukę pióra argentyńskiego dramatopisarza i reżysera teatralnego Rodryga Garcíi (nie chodzi tu wcale, jak twierdziły niektóre media w Polsce, o syna znanego kolumbijskiego pisarza Gabriela Garcíi Márqueza!) pt. Piknik Golgota. Sztuka ta miała być wystawiana dwa razy w listopadzie w Tuluzie, a potem od 8 do 17 grudnia w Paryżu. Na łamach katolickiego pisma trudno choćby streszczać tak wulgarne przedstawienie, w którym mieszają się ze sobą bluźnierstwo, pornografia i chamstwo. Trudno również sobie wyobrazić, żeby taki horror mógł się narodzić w umyśle człowieka bez inspiracji anioła ciemności. Zresztą właśnie od niego to szaleństwo się zaczyna: wyskakująca z samolotu osoba (mająca przedstawiać upadek anioła) wzywa, aby inni poszli w jej ślady. Potem słychać brednie w rodzaju „błogosławieni, którzy mnie naśladują, błogosławieni, którzy rzucają się pod tramwaj” itd. Nie sposób powtórzyć wyzwisk, jakie są miotane wobec Pana Jezusa. Nienawiść i grubiański rechot – oto, co usytuowany przy Polach Elizejskich obok Pałacu Prezydenckiego teatr Rond Point zamierzał przez ponad tydzień pokazywać na swej scenie, notabene ochranianej przez setki policjantów.
Powstała wówczas podobna sytuacja jak w październiku, było jednak kilka istotnych różnic. Po pierwsze, cały episkopat wyraził ubolewanie w związku z wystawieniem tej sztuki, a kardynał Paryża 8 grudnia zorganizował nawet – co wielu zdumiało – nabożeństwo ekspiacyjne w katedrze Notre Dame. Jest wielce prawdopodobne, że na tę decyzję wpłynęło zdecydowane działanie Civitas i popierających go biskupów. Niestety, kardynał nie zachęcił swych parafian do manifestacji przed teatrem, na które tym razem – na prośbę Civitas – paryska prefektura zezwoliła, niestety tylko na tyłach budynku. Po drugie, Civitas wygrał ważną bitwę medialną: ponad 70 posłów francuskich (ok. 13% członków parlamentu) podpisało petycję przeciw chrystianofobii. Niektórzy deputowani zażądali dokładniejszego zbadania, w jaki sposób ministerstwo kultury czy też władze miasta Paryża rozdają swe subwencje teatrom (teatr Rond Point w zeszłym roku dostał aż 4 miliony euro dotacji!). W każdym razie ta skromna, lecz istotna reakcja francuskich polityków zmusiła władze do zmiany postępowania wobec „malkontentów” – wszak na wiosnę odbędą się wybory prezydenckie! Minister kultury zaczął więc opowiadać w telewizji bajki o swoim szacunku dla chrześcijańskiej przeszłości Francji, a kolejne potencjalnie nielegalne akcje wymierzone przeciw teatrowi nie wywołały konsekwencji prawnych.
Na szczęście mimo spadku temperatury nie wygasł zapał protestujących. Tradycyjna procesja, organizowana przez parafię pw. Świętego Mikołaja du Chardonnet w Paryżu ku czci Najświętszej Maryi Panny z okazji święta Niepokalanego Poczęcia, stała się w tym roku procesją ekspiacyjną. Trzy tysiące wiernych przeszły ze świecami z parafii pod teatr, pokonując ulicami Paryża cztery kilometry. Procesję eskortowało ponad 100 policjantów w pełnym uzbrojeniu (hełmy, tarcze, pałki, gaz łzawiący), co wraz ze śpiewami i świecami czyniło z całości widok surrealistyczny i wręcz apokaliptyczny. W tym dniu znów aż 800 policjantów pilnowało „wolności słowa” w teatrze.
W następnych dniach przedstawienia na tyłach teatru gromadziło się od 100 do 300 osób modlących się i protestujących, drugi z kolei marsz przeciw chrystianofobii zorganizowany przez Civitas w niedzielę 11 grudnia zgromadził aż 7000 uczestników. Na wieczorne protesty (odbywające się od godziny 20 do 23) kobiety przynosiły poczęstunek i napoje w termosach. Uzdolnione literacko osoby pisały satyryczne teksty do znanych francuskich melodii. Te piosenki, śpiewane przez manifestujących, wzbudzały śmiech dziennikarzy i policjantów, a ich głównego bohatera, dyrektora teatru Jana Michała Ribbesa, z pewnością wprawiały w kiepski nastrój. Księża prowadzili modlitwę różańcową, świeccy przez mikrofon skandowali hasła, często bardzo dowcipne, powtarzane głośno przez zebranych. W ostatnim dniu młodzież, w tym przede wszystkim z ruchu Renouveau Français, zorganizowała nielegalny przemarsz Polami Elizejskimi z 13-metrowym transparentem. 40-osobowa grupa demonstrantów doszła nawet bardzo blisko teatru, mocno zaskakując policjantów. Siły porządkowe zamierzały dość stanowczo uciszyć młodzież, jednak ta w pokojowy sposób zdołała szachować setkę funkcjonariuszy przez ponad pół godziny. Przechodnie byli zbulwersowani agresją policji, natomiast na skutek „małej odwilży politycznej” młodzież, zamiast na komisariat, zepchnięto w końcu do stacji metra, przy czym parę osób, nie chcących iść na własnych nogach, było niesionych przez policjantów.
Podsumowując te wszystkie wydarzenia, trzeba podkreślić ogromne zasługi Alana Escady, sekretarza Civitas, a także ks. Ksawerego Beauvais, proboszcza kościoła pw. Świętego Mikołaja w Paryżu, który co niedzielę nawoływał wiernych do mężnej postawy i który sam prawie co wieczór był duszą wieczornych manifestacji. Obok szeroko reprezentowanego duchowieństwa Bractwa należy zauważyć obecność kilku kapłanów ze zgromadzeń spod znaku Ecclesia Dei, a na dużych marszach organizowanych przez Civitas – także księży diecezjalnych. Obok Francuzów najliczniejszą nacją broniącą honoru Pana Jezusa okazali się Polacy, których kilkunastoosobowa grupa pojawiała się regularnie podczas manifestacji.
Poparcie dla bluźnierczych sztuk wyraziły przede wszystkim organizacje anarchistyczne, lewicowe oraz tzw. Liga Praw Człowieka (na pewno jednak nie tego, który jest katolikiem lub który we Francji znajduje się jeszcze w łonie matki!). Na nielicznych antydemonstracjach słychać było krzyki w rodzaju: „Neronie wróć, za dużo jeszcze chrześcijan!” lub też „Dwie belki i trzy gwoździe, oto rozwiązanie problemu!”. Nie wymaga komentarza, jakich popleczników mają francuskie ministerstwo kultury i inni teatralni bluźniercy...
* * *
Co łączy ideę wolności religijnej ze wspomnianymi wydarzeniami? Otóż Republika Francuska za wszelką cenę chroni tzw. wolność słowa, która w tym przypadku przybrała wymiar satanistyczny. Satanizm to forma kultu upadłych aniołów, to jakby zorganizowana pogarda dla Pana Jezusa i Jego Odkupienia. Zgodnie z ideą wolności religijnej satanista ma prawo do publicznego wyrażania swojego kultu – i dlatego francuscy biskupi w przeważającej większości nie namawiali swych wiernych do publicznych protestów przeciw aberracjom, jakie miały miejsce, ostatnich miesiącach we Francji... Jeśli więc ktoś nadal nie rozumie, dlaczego już 100 lat temu papieże Grzegorz XVI i Pius IX nauczanie II Soboru Watykańskiego o przysługującej każdemu (jako prawo naturalne!) wolności religijnej nazwali absurdem i majaczeniem – niech ponownie przeczyta ten artykuł. I ponownie. I tak do skutku. Ω
Franciszek Malkiewicz
Przypisy:
Neologizm oznaczający niechęć, awersję w stosunku do chrześcijan, utworzony przez analogię do ksenofobii, ‘niechęci wobec obcych’ (por. homofobia ‘niechęć wobec homoseksualistów’, islamofobia ‘niechęć wobec muzułmanów’ itp.).
Źródło informacji: http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni
0 komentarze:
Prześlij komentarz