- Podnieś palec i głośno wyznaj Prawo!
Słońce pustyni świeci przeraźliwym blaskiem. Niemal tak jasnym, jak stalowe ostrze w ręku ulema.
Wokół narasta wrzawa, słychać wrzask z setek gardzieli. Nie jest to zgiełk bitwy, choć czuć zapach krwi. Walka dawno skończona. Opodal, na pobojowisku leży tysiące ciał, towarzyszy broni i nieprzyjaciół. Ich krew wsiąkła już w piasek – posoka, którą upaja się tłum, jest świeża.
- Podnieś palec i głośno wyznaj Prawo!
Rany, odniesione w bitwie i te nowe, palą żywym ogniem. Dookoła ogorzałe od słońca, wykrzywione wściekłością twarze. Czarne jak węgiel oczy, z których wylewa się nienawiść, zabarwiona ciekawością. Chcą, by się poddał. By stał się jednym z nich.
Widzi, jak muzułmański uczony mąż pochyla się ku niemu. Znowu błysk stali. Ostrze przebija skórę i wwierca się w mięśnie. Kolejny impuls bólu przeszywa mózg. Chrapliwy głos ulema dociera jakby z oddali, niczym syczący szept kusiciela:
- Podnieś palec…
***
To była straszna klęska, jedna z najdotkliwszych porażek chrześcijan w Ziemi Świętej. 4 lipca 1187 r., w dnu św. Marcina, patrona rycerstwa – pod Hattin, opodal Tyberiady, sułtan Jusuf Salah ad-Din, znany jako Saladyn, dokonał pogromu wojsk Królestwa Jerozolimskiego.
Padł wtedy, ze zmiażdżoną piersią Rufin, biskup Akry, do ostatka dzielnie broniąc wspaniałego, Prawdziwego Krzyża z sykomory, zdobnego w rubiny i szmaragdy, zawierającego najdroższą relikwię – fragment Krzyża Świętego, na którym przed ponad tysiącem lat umarł Syn Boży.
Po śmierci Rufina drzewce Krzyża pochwycił Bernard, biskup Lyddy. Trwał przy nim, osłaniany przez garstkę templariuszy. Jeden po drugim ginęli pod ciosami Saracenów, aż wreszcie relikwię porwał Taki ad-Din, bratanek sułtana.
„Muzułmanie zdobyli Prawdziwy Krzyż. Była to dla Franków najcięższa strata, ponieważ na nim, jak utrzymywali, ukrzyżowany miał być Mesjasz, niech Mu będzie pokój” – pisał Ibn al-Asir. Wojsku chrześcijan wydarto duszę.
***
Dziesięć tysięcy łacinników zasłało ciałami pobojowisko. Drugie tyle poszło w niewolę. Zaledwie trzy tysiące wyniosło głowy z pogromu. Niemal wszyscy dostojnicy, cała prawie elita Królestwa Jerozolimskiego poległa lub dostała się do niewoli. Wśród jeńców był sam król, Gwidon.
Sułtan Saladyn rozkazał przyprowadzić do swego namiotu najznamienitszych brańców. Potraktował ich nadzwyczaj łaskawie. Wyczerpanym walką i upałem, ofiarował wodę różaną, schłodzoną śniegiem ze stoków Hermonu. Kurtuazyjną pogawędkę zakłócił niemiły incydent.
Książę Renald de Châtillon odmówił przyjęcia poczęstunku. Ten stary łupieżca, niestrudzony wojownik pogranicza, który bezlitośnie wyrzynał karawany muzułmańskich kupców i pątników, nie był wzorem cnót chrześcijańskiego rycerza. Teraz jednak pokazał, że umierać należy z godnością.
- Jeśli miałbyś mnie w swojej mocy, tak ja ciebie teraz – zagadnął go Saladyn – co, zgodnie z twoim prawem, uczyniłbyś ze mną?
- Dopomóż mi Bóg – rzekł Renald, spokojnie patrząc wrogowi w oczy. – Ściąłbym ci głowę!
Sułtan, rozsierdzony zuchwałością giaura porwał za szablę i ciął Renalda w szyję. Ten padł, zalany krwią. Zaraz doskoczyli mamelukowie ze straży przybocznej i zasiekli nieszczęśnika; potem odrąbali mu głowę, a Saladyn zanurzył palce w jego krwi, którą następnie pokropił swe włosy, na znak dokonanej zemsty.
***
Saladyn ochłonął nieco. Był zadziwiającym człowiekiem, skłonnym zarówno do odrażającego okrucieństwa, jak i wielkoduszności. Polecił, by większość jasyru odesłać do Damaszku. Równocześnie nakazał egzekucję pojmanych rycerzy zakonnych – templariuszy i joannitów.
„- Oczyszczę ziemię z tych dwóch nieczystych ras” – rzekł sułtan. Zadecydował, że kaźń przeprowadzą islamscy teologowie i prawnicy – ulemowie i sufi. Oszczędził jedynie pojmanego wielkiego mistrza templariuszy, Gerarda de Ridefort, dość tajemniczą postać, która w bitwie odegrała dwuznaczną rolę.
***
Bitwa pod Hattin okazała się katastrofalna w skutkach dla państwa łacinników w Ziemi Świętej. Dżihad al-Kuds – święta wojna o Jerozolimę – nabrała rozmachu. Hordy muzułmanów zalewały ziemie chrześcijan, niczym niepowstrzymany potop.
2 października padła Jerozolima. Wprawdzie arabscy poeci śpiewali: „Niech potoki krwi oczyszczą Jerozolimę”, jednak Saladyn zadowolił się przyjęciem okupu w zamian za oszczędzenie ludności. Życie i wolność mężczyzny wycenił na 10 dinarów, kobiety na 5, dziecka – na 1 dinar.
Sułtan osobiście pokropił wodą różaną Meczet Al-Aksa oraz Kopułę na Skale, przywracając je islamowi. Jego zwycięstwo zdawało się być całkowite. Bronił się jeszcze tylko Tyr oraz małe enklawy chrześcijan, w okolicach Tyru, Antiochii i Trypolisu.
A jednak… Jednej rzeczy nie udało mu się osiągnąć!
***
W ów lipcowy dzień pod Hattin, gdy tysiące poległych chrześcijan leżało niepogrzebanych, porzuconych na pastwę hien i szakali, gdy w stronę Damaszku pędzono tłumy jeńców – na pobojowisku znowu rozległy się jęki cierpiących. To pojmani templariusze i joannici dawali świadectwo o Chrystusie.
Było ich dwustu trzydziestu. Tylu rycerzy obu zakonów stało się pod Hattin jeńcami muzułmanów. Każdy ze skazanych otrzymał szansę ocalenia życia – pod warunkiem wyrzeczenia się Wiary, przejścia na islam, „podniesienia palca i głośnego wyznania Prawa”.
Imad ed-Din, osobisty sekretarz sułtana, był naocznym świadkiem egzekucji giaurów. „Byli posępni” – zanotował. Natomiast twarz Saladyna „promieniowała radością”. Fanatyczni ulemowie i sufi z entuzjazmem mordowali jeńców.
„Widziałem tego, który śmiał się szyderczo i zabijał – pisał Imad ed-Din. - [...] Ile pobożnych dzieł dokonał przez podrzynanie gardeł…”
Wobec chrześcijan zastosowano najbrutalniejsze tortury. Ani jeden nie załamał się. Ani jeden nie wyrzekł się Wiary. Żaden nie wzniósł palca i nie wyznał islamskiego Prawa. Dwustu trzydziestu „posępnych” rycerzy-mnichów odeszło do swego Pana.
Andrzej Solak
Źródło informacji: http://krzyzowiec.prv.pl/
0 komentarze:
Prześlij komentarz