Łaciński wyraz określający małżeństwo – coniugium – oznacza „być w jednym zaprzęgu” i wskazuje na wspólne podejmowanie trudów i zadań życiowych. Wielu małżonków pośród wspólnie znoszonych przeciwności losu, jak trafnie dowodzi o. Jacek Salij OP, uświadamia sobie, że ich wzajemnej wspólnoty nawet śmierć nie rozłączy. A wiara podpowiada im, że w ich miłości – dzięki łasce Bożej – wypełnia się tajemnica wielka w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła (Ef 5,32)1.
Dla wielu ludzi małżeństwo jednak wydaje się być instytucją hamowania miłości, szczęścia, seksualności. To, co najpierw było idealne, z czasem staje się normalne, nudne i obojętne. W kręgach katolickich pojawia się też stwierdzenie w rodzaju: skoro budujemy swoją miłość na Chrystusie, to automatycznie tworzymy dobre małżeństwo. Sam punkt wyjścia jest słuszny: Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus (1 Kor 3,11). Takie małżeństwa są trwałe, ale oprócz słusznego fundamentu musimy włożyć do małżeństwa jeszcze swoje 100 %.
0 komentarze:
Prześlij komentarz