AD MULTOS ANNOS, BEATISSIME PATER !
W tym jakże radosnym dniu nie zapomnijmy o modlitwie za Ojca Świętego
Pater. Ave. Glória.
Omnípotens sempitérne Deus, miserére fámulo tuo Pontífici nostro Benedícto, et dírige eum secúndum tuam cleméntiam in viam salútis ætérnæ: ut, te donánte, tibi plácita cúpiat, et tota virtúte perfíciat. Per Dóminum.
Drodzy bracia i siostry,
„Już was nie nazywam sługami, ale przyjaciółmi” (J 15,15). W dniu, kiedy mija sześćdziesiąt lat od moich święceń kapłańskich słyszę na nowo w mym sercu te słowa Jezusa, którymi nasz wielki arcybiskup, kardynał Faulhaber, głosem już nieco słabym a mimo to zdecydowanym zwrócił się do nas, neoprezbiterów pod koniec uroczystości święceń. Według ówczesnych zasad liturgicznych aklamacja ta oznaczała wyraźne udzielenie nowo wyświęconym kapłanom mandatu odpuszczania grzechów. „Nie jesteście już sługami, ale przyjaciółmi”: w tej chwili wiedziałem i odczuwałem, że nie było to tylko słowo „ceremonialne”, a bardziej cytat z Pisma Świętego. Byłem tego świadom: w owej chwili On sam, Pan mówi to do mnie w sposób bardzo osobisty. Już w chrzcie i w bierzmowaniu pociągnął nas ku sobie, już nas przyjął do rodziny Bożej. Jednak to, co się działo w tym momencie, było czymś więcej. Nazywa mnie przyjacielem. Przyjmuje mnie do kręgu tych, do których zwrócił się w Wieczerniku. Do kręgu tych, których zna w sposób zupełnie wyjątkowy i którzy w ten sposób poznają Go szczególnie. Udziela mi władzy, która napawa niemal lękiem, by czynić to, co jedynie On, Syn Boży może prawomocnie czynić i mówić: „Ja odpuszczam tobie grzechy”. Pragnie On, abym ja, z Jego pełnomocnictwa mógł wypowiadać wraz ze swoim „ja” słowo, które nie jest jedynie słowem, ale działaniem, które sprawia przemianę w najgłębszej głębi bytu. Wiem, że za tym słowem kryje się Jego Męka z naszego powodu i dla nas. Wiem, że przebaczenie ma swoją cenę: w swojej Męce, zstąpił On w ciemne i brudne dno naszego grzechu. Zstąpił w ciemną noc naszej winy i jedynie w ten sposób może być ona przekształcona. Poprzez nakaz przebaczania pozwala mi On spojrzeć w otchłań człowieka i wielkość Swojego cierpienia dla nas, ludzi pozwalając mi pojąć wielkość swojej miłości. Zwierza się mnie: „Nie jesteście już sługami, ale przyjaciółmi”. Powierza mi słowa konsekracji w Eucharystii. Uważa, że jestem zdolny, by głosić Jego Słowo, poprawnie je wyjaśnić i nieść je do współczesnych ludzi. Powierza się mnie. „Nie jesteście już sługami, ale przyjaciółmi”: stwierdzenie to prowadzi do wielkiej radości wewnętrznej, a jednocześnie w swej wielkości może przez dziesiątki lat rodzić dreszcze wraz ze wszystkimi doświadczeniami własnej słabości i niewyczerpanej dobroci Boga.
„Nie jesteście już sługami, ale przyjaciółmi”: w słowach tych zawarty jest cały program życia kapłańskiego. Czym jest tak naprawdę przyjaźń? Idem velle, idem nolle - chcieć tego samego i tego samego nie chcieć - mawiali starożytni. Przyjaźń to wspólnota myśli i woli. Pan mówi nam to samo z wielkim naciskiem: „Znam owce moje, a moje Mnie znają” (J 10,14). Pasterz woła swoich po imieniu (por. J 10,3). On zna mnie po imieniu. Nie jestem byle jakim anonimowym bytem w nieskończoności wszechświata. Zna mnie w sposób bardzo osobisty. A czy ja Go znam? Przyjaźń, którą mnie obdarza może jedynie oznaczać, abym także ja nieustannie starał się Go lepiej poznać; żebym ja, w Piśmie Świętym, sakramentach, spotkaniu na modlitwie, we wspólnocie świętych, w ludziach, którzy do mnie przychodzą i których On mi posyła, starał się poznawać zawsze bardziej Jego samego. Przyjaźń to nie tylko wiedza, to przede wszystkim wspólnota woli. Oznacza to, że moja wola wzrasta ku „tak” przylgnięcia do Jego woli, która w rzeczywistości nie jest dla mnie obca i zewnętrzna, do której się skłaniam mniej lub bardziej chętnie, albo której nie ulegam. Nie, w przyjaźni moja wola wzrastając jednoczy się z Jego wolą, Jego wola staje się moją i właśnie w ten sposób staję się naprawdę sobą. Oprócz wspólnoty myśli i woli Pan wspomina o trzecim, nowym elemencie: Daje On swoje życie za nas (por. J 15,13; 10,15). Pomóż mi Panie poznawać Cię coraz lepiej! Pomóż mi być coraz pełniej jedno z Twoją wolą! Pomóż mi przeżywać moje życie nie dla siebie, ale przeżywać je wraz z Tobą dla innych! Pomóż mi być coraz bardziej Twoim przyjacielem!
Słowo Jezusa o przyjaźni jest umieszczone w kontekście mowy o winnym krzewie. Pan wiąże obraz winnicy z zadaniem powierzonym uczniom: „Przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał” (J 15,16). Pierwsze zadanie powierzone uczniom - przyjaciołom – to wyruszenie w drogę, wyjście z samych siebie i pójście do innych. Możemy też usłyszeć tutaj słowo Zmartwychwstałego skierowane do swoich uczniów, którymi św. Mateusz kończy swoją Ewangelię: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody ...”(por. Mt 28,19 n). Pan zachęca nas do przekraczania granic naszego środowiska, do niesienia Ewangelii w świat innych, aby przenikała wszystko i aby w ten sposób świat otworzył się na Królestwo Boże. Może nam to przypomnieć, że sam Bóg wyszedł od siebie, porzucił swoją chwałę, aby nas szukać, aby nam przynieść swoje światło i miłość. Chcemy przezwyciężając lenistwo pozostawania we własnym kręgu podążać za Bogiem, który wyrusza w drogę, aby On sam mógł wkraczać w świat.
Następnie, po słowie dotyczącym wyruszenia w drogę Jezus kontynuuje: przynoście owoc, owoc który będzie trwał! Jakiego owocu od nas oczekuje? Co jest owocem, który pozostaje? Owocem winorośli jest winogrono, z którego później wyrabia się wino. Zatrzymajmy się na chwilę na tym obrazie. Aby mogło dojrzeć dobre winogrono potrzebne jest słońce, ale również deszcz, dzień i noc. Aby dojrzało szlachetne wino konieczne jest wyciskanie, potrzebna jest cierpliwość fermentacji, staranna troska służąca procesom dojrzewania. Szlachetne wino charakteryzuje się nie tylko słodyczą, ale także bogactwem odcieni, różnorodnym aromatem, który rozwinął się w procesach dojrzewania i fermentacji. Czyż nie jest to już obraz życia ludzkiego, a w sposób bardzo szczególny naszego życia jako kapłanów? Potrzebujemy słońca i deszczu, spokoju i trudności, faz oczyszczania i prób a także radosnej drogi z Ewangelią. Patrząc wstecz, możemy dziękować Bogu za obydwie rzeczy: za trudy i radości, za godziny mroczne i szczęśliwe. W obydwu rozpoznajemy nieustanną obecność Jego miłości, która zawsze na nowo nas prowadzi i wspiera.
Teraz jednak musimy postawić sobie pytanie: jakiego rodzaju owocu oczekuje od nas Pan? Wino jest obrazem miłości: to ten prawdziwy owoc, który pozostaje, ten, którego chce od nas Bóg. Nie zapominajmy jednak, że w Starym Testamencie wino, którego się oczekuje z grona wysokiej klasy jest nade wszystko obrazem sprawiedliwości, która się rozwija w życiu zgodnie z Bożym prawem! Nie mówmy, że jest to wizja starotestamentowa, która utraciła już swą aktualność: nie jest to zawsze prawdziwe. Autentyczna zawartość Prawa, jego summa to miłość Boga i bliźniego. Jednakże ta podwójna miłość nie jest czymś słodkim. Nosi w sobie brzemię cierpliwości, pokory, dojrzewania w kształtowaniu i upodabnianiu naszej woli z wolą Bożą, z wolą Jezusa Chrystusa, Przyjaciela. Tylko w ten sposób, kiedy całe nasze istnienie staje się prawdziwym i prawidłowym, także miłość jest prawdziwa, tylko w ten sposób jest ona dojrzałym owocem. Jej wewnętrzny wymóg - wierność Chrystusowi i Jego Kościołowi, musi być realizowana zawsze, także w cierpieniu. Właśnie w ten sposób wzrasta prawdziwa radość. Naprawdę istota miłości, prawdziwy owoc odpowiada słowu wyruszyć w drogę, iść: miłość oznacza powierzyć się, dać siebie; nosi w sobie znak krzyża. W tym kontekście, Grzegorz Wielki powiedział kiedyś: Jeśli zmierzacie ku Bogu, uważajcie, aby nie osiągnąć Go samotnie (patrz Ev H 1,6,6: PL 76, 1097n) - słowo, które dla nas jako kapłanów musi być wewnętrznie obecne każdego dnia.
Drodzy przyjaciele, może zatrzymałem się zbyt długo na wspominaniu sześćdziesięciu lat mojej posługi kapłańskiej. Nadszedł czas, aby pomyśleć, o tym, co jest właściwe tej chwili.
W uroczystość świętych apostołów Piotra i Pawła kieruję nade wszystko najserdeczniejsze pozdrowienia do Patriarchy Ekumenicznego Bartłomieja I i delegacji, którą posłał, i której bardzo dziękuję za miłą wizytą z radosnej okazji uroczystości Świętych Apostołów, patronów Rzymu. Pozdrawiam również kardynałów, braci w biskupstwie, ambasadorów i władze cywilne, jak również kapłanów, zakonników i wiernych świeckich. Dziękują wszystkim za obecność i modlitwę.
Obecnie zostaną nałożone paliusze arcybiskupom metropolitom mianowanym po ubiegłorocznej uroczystości wielkich Apostołów. Co to oznacza? Mogą nam one przypominać nade wszystko słodkie jarzmo Chrystusa, nakładane nam na ramiona (por. Mt 11,29 n). Jarzmo Chrystusa jest tożsame z Jego przyjaźnią. Jest to jarzmo przyjaźni i dlatego jest „słodkim jarzmem”, ale właśnie z tego powodu jest to także jarzmo wymagające i kształtujące. Jest to jarzmo Jego woli, która jest wolą prawdy i miłości. W ten sposób jest to też jarzmo wprowadzania innych w przyjaźń z Chrystusem i bycia do dyspozycji innych, zatroszczenia się o nich jako duszpasterze. I tak dochodzimy do drugiego znaczenia paliusza: jest on utkany z wełny jagniąt, poświęconych w święto świętej Agnieszki. W ten sposób przypomina nam on o Pasterzu, który sam stał się Barankiem, ponieważ nas umiłował. Przypomina nam Chrystusa który wyruszył w góry i na pustynie, gdzie zagubiła się jego owieczka - ludzkość. Przypomina nam, Tego, który wziął baranka, ludzkość - mnie - na ramiona, aby mnie doprowadzić do domu. Przypomina nam w ten sposób, że jako pasterze w Jego służbie także i my powinniśmy prowadzić innych, niosąc ich, że tak powiem, na swoich plecach i doprowadzić ich do Chrystusa. Przypomina nam, że możemy być pasterzami Jego owczarni, która pozostaje Jego owczarnią a nie staje się naszą. Wreszcie, paliusz oznacza również bardzo konkretnie komunię pasterzy Kościoła z Piotrem i jego następcami - oznacza, że powinniśmy być pasterzami dla jedności i w jedności, i że jedynie w jedności której symbolem jest Piotr prowadzimy naprawdę ku Chrystusowi.
Sześćdziesiąt lat posługi kapłańskiej - drodzy przyjaciele, może nazbyt zatrzymywałem się na szczegółach. Jednakże w tej chwili poczułem się zmuszony, by spojrzeć na to, co charakteryzowało dziesiątki lat. Czułem się zobowiązany, aby wam wyrazić - wszystkim kapłanom i biskupom, także wiernym Kościoła - słowo nadziei i otuchy; słowo, które dojrzewało w doświadczeniu, na fakcie że Pan jest dobry. Przede wszystkim jest to jednak godzina wdzięczności: wdzięczności Bogu za przyjaźń, którą mnie obdarzył i którą pragnie obdarzyć każdego z nas. Wdzięczności dla osób, które mnie ukształtowały i mi towarzyszyły. W tym wszystkim kryje się modlitwa, że pewnego dnia Pan w swojej dobroci przyjmie nas i pozwoli nam kontemplować Jego radość. Amen.
0 komentarze:
Prześlij komentarz