"Dobry" i "postępowy" katolik to ten, który niezłomnie i mocno wierzy, lecz raczej ten, który powątpiewa w Boga - jest "dojrzały" i "mądry". Nie człowiek prawy od dzieciństwa, lecz grzesznik i łajdaczący się dna, ale potem "nawrócony". Nie ten, który wyznaje wiarę odważnie i publicznie ale ten, który ją skrywa i publicznie milczy na jej temat. Nie ten, który się modli w kościele, lecz ten, który się nie modli, ale ma rozterki w życiu duchowym. Chrystus niczego nie narzucił, nie objawił, nie nakazał, nie ustanowił żadnych sakramentów, ani władzy: papieża, biskupa, prezbitera, przełożonego religijnego - wszystko pozostawił wolności jednostkowej. Kościół ma być Kościołem inteligencji poszukującej - nie robotników, tym bardziej nie chłopów, nie mas. Jest zapiekła nienawiść do chłopów, i do wsi polskiej jako katolickiej tradycyjnie. Dąży się do Kościoła salonowego i wmawia się nam, że taki profil Kościoła kreuje Jan Paweł II (ks. J. Tischner). Papieża Jana Pawła II przedstawia się jako "Papieża żydowskiego" (J. Turnau). O chrześcijaństwie ma decydować sumienie, wolność, prywatne natchnienie, osobista modlitwa. Nieomylność Kościoła to mit. Papież to tylko charyzmatyk. Nie ma dogmatów, ani imperatywnej etyki, ani prawa kościelnego. Nie ma też jednej prawdy, ani jednego Kościoła Chrystusowego, ani jednej etyki - tyle jest Kościołów, ilu jest chrześcijan. Kościół polski to dziwaczny folklor: Szatan, piekło, wieczne odrzucenie od Boga to pesymistyczne mity (ks. W. Hryniewicz). Człowiek jest miarą Boga, Kościoła i Ewangelii. Rola hierarchii winna być zredukowana do samej liturgii (wpływ Wschodu), władzę w Kościele winien sprawować laik inteligent według własnych poglądów (protestantyzm). Wszędzie tutaj zaznacza się wpływ sekularyzmu, liberalizmu a nawet i postmodernizmu.
W tej "posoborowej reformie" jest pewna kategoria naczelna, którą na zachodzie nazywają: political correctness, czyli polityczną poprawnością, oczywiście, ujmowaną szeroko, gdzie polityka jest królową nauk i religia ma jej służyć. Znaczy to, że kto nie jest za demokracją liberalną, za liberalizmem, wolnym rynkiem, za wyrzuceniem etyki z gospodarki i polityki, to jest wsteczny, ciemny, anachroniczny, a nawet nie jest obywatelem i człowiekiem w pełnym znaczeniu. Człowiek, który nie popiera owej "demokracji" nie może być politykiem, uczonym, artystą, patriotą a nawet katolikiem. Często political correctness utożsamiana jest z potępieniem Kościoła i Polski. Bywają tu nadużycia. Kto kocha swój naród a nie jest Żydem, to jest "nacjonalistą" i "antysemitą". Kto kocha naród izraelski, zwłaszcza gdy pogardza własnym jest uniwersalistą i człowiekiem wybranym, najwyższej szlachetności. W konsekwencji media w tym stylu kreują uczonych, artystów, aktorów, polityków, biskupów. Dlaczego unika się słowa "naród" w mediach? Bo jest obawa, że Polska będzie miała tylko "jeden Naród" - polski, i Żydzi nie stanowiliby rzekomo "narodu polskiego". Przy tym wszystkim działa się przez rozliczne oszustwa i zastraszenie katolików "tradycyjnych", jak za marksizmu.
W tej "posoborowej reformie" jest pewna kategoria naczelna, którą na zachodzie nazywają: political correctness, czyli polityczną poprawnością, oczywiście, ujmowaną szeroko, gdzie polityka jest królową nauk i religia ma jej służyć. Znaczy to, że kto nie jest za demokracją liberalną, za liberalizmem, wolnym rynkiem, za wyrzuceniem etyki z gospodarki i polityki, to jest wsteczny, ciemny, anachroniczny, a nawet nie jest obywatelem i człowiekiem w pełnym znaczeniu. Człowiek, który nie popiera owej "demokracji" nie może być politykiem, uczonym, artystą, patriotą a nawet katolikiem. Często political correctness utożsamiana jest z potępieniem Kościoła i Polski. Bywają tu nadużycia. Kto kocha swój naród a nie jest Żydem, to jest "nacjonalistą" i "antysemitą". Kto kocha naród izraelski, zwłaszcza gdy pogardza własnym jest uniwersalistą i człowiekiem wybranym, najwyższej szlachetności. W konsekwencji media w tym stylu kreują uczonych, artystów, aktorów, polityków, biskupów. Dlaczego unika się słowa "naród" w mediach? Bo jest obawa, że Polska będzie miała tylko "jeden Naród" - polski, i Żydzi nie stanowiliby rzekomo "narodu polskiego". Przy tym wszystkim działa się przez rozliczne oszustwa i zastraszenie katolików "tradycyjnych", jak za marksizmu.
W rezultacie nurty te chcą przewodzić Kościołowi w Polsce, a nawet objąć całkowitą władzę nad instytucją Kościoła, choćby nawet sami byli niektórzy ateistami. Jak kiedyś marksiści, tak teraz oni próbują kupować sobie wielu duchownych stanowiskami kościelnymi, robieniem im sławy w mediach (katolicyzm w mediach polskich reprezentują prawie sami tylko ich kolaboranci, jak np. w audycjach o Papieżu), no i szeroko reklamują błędne poglądy katolików: apokatastazę (że wszyscy się zbawią, łącznie z szatanem), panenteizm, "wyższość" człowieka nad Bogiem w zakresie wolności, niezależności głosu sumienia od Dekalogu, aborcjonizm, wielożeństwo, reklamowanie prezerwatyw itp. Kolaborantami starają się obsadzić ważniejsze stanowiska: biskupstwa, komisje, urzędy, wydawnictwa, TV, radio. Z całą zajadłością atakują Radio Maryja, które jest prawowierne i patriotyczne. Fakt, że Jezus był Żydem i całe chrześcijaństwo wyrosło z judaizmu nie może służyć jako przesłanka do tego, by chrześcijanie musieli być wiecznymi niewolnikami judaizmu politycznego. Sam Jezus Chrystus zrównał wszystkie narody z żydowskim, czyniąc ze wszystkich jedną wspólną rodzinę (Mt 28,19), Rodzinę Narodów.
Kościół, który się broni przed rejudaizacją, rozbiciem i zniewoleniem, jest rzekomo, "fundamentalistyczny, totalitarny i <sarmacki>" (S. Świeżawski), no i jest to "Kościół nienawiści" (A. Michnik). Kościół, który się poddaje, pomaga zdobywać władzę polityczną i stanowiska, jest "postępowy, światły i europejski", czyli jest to "Kościół ewangeliczny". Poza tym panuje niesłychana nienawiść do Kościoła wiejskiego. Ale dziś lud jest kształtowany ponadto przez patriotyczny kler polski, który na wsi nie da się złowić na "karierę". Wydaje się, że "reformatorzy internacjonalistyczni" obawiają się, że prawowierny Kościół polski może zrekatolicyzować całą Europę po naszym wejściu do Unii. A do tego nie chcą absolutnie dopuścić koła masońskie na Zachodzie, które zdominowały tam prawie wszystkie rządy.
W rezultacie chodzi im o Kościół jako tworzywo dla celów ekonomicznych i politycznych. Przy takim Kościele społeczeństwo polskie było by podobne do marksistowskiego: klasa rządząca, bogaczy, nowej arystokracji - nie wierzący i nie-Polacy, oraz klasa podwładnych, plebs, motłoch - wierzący i Polacy, zwłaszcza chłopi. Stoją za tym zorganizowane ateistyczne centra międzynarodowe i tzw. "Rząd Światowy"
x. prof. Czesław S. Bartnik, Gromy mówiące, Lublin 1999, s. 171-173
0 komentarze:
Prześlij komentarz