o. Jacek Woroniecki OP |
"Tyle ma każdy cnoty, ile ma inteligencji"
Z tymi słowami wchodzi do dziejów myśli ludzkiej jeden z najpotężniejszych umysłów, jakie świat widział - św. Tomasz z Akwinu! Od tych bowiem słów: " Tanto ha virtu ziascun, ąuanto ha intelleto " zaczyna się ten ciekawy sonet w neapolitańskim dialekcie, znany już od XVII wieku, ale którego autorstwo nie było dotąd ustalone. Dopiero w 1925 roku P. Mandonnet OP dowiódł, że należy w nim widzieć najprawdopodobniej młodzieńczy utwór św. Tomasza z Akwinu, napisany w tragicznym momencie walki z rodziną o swe powołanie zakonne. Było to po napadzie pod Aquapendente, w pierwszych dniach maja 1244 roku. Porwany przez braci i więziony przez nich na zamku w Roccasecca, musiał młody nowicjusz wytrzymać różne próby oderwania go od powołania, z których najostrzejsza, ta, która godziła w jego czystość anielską, przyniosła mu ostateczne zwycięstwo i uczyniła zeń patrona tej pięknej cnoty młodzieńczej. Mniej groźne od tych niecnych zakusów, ale na dalszą metę bardzo uciążliwe, były te ciągłe namowy do wyrzeczenia się powołania dominikańskiego, których mu rodzina nie szczędziła, bijąc szczególnie na to, że powołanie do zakonu żebrzącego nie da się pogodzić z honorem rodowym hrabiów z Akwinu.
Jeden z braci św. Tomasza, imieniem Reginald, obdarzony prawdziwym talentem poetyckim i znany z tego tytułu na dworze cesarza Fryderyka w Messynie, nieraz musiał swe poglądy ubierać w formę wierszowaną, a to tym bardziej, że pojęcia cnoty i honoru były zwykłym przedmiotem poezji trubadurów. Ale i młodemu Tomaszowi nieobca była sztuka rymotwórcza, i on też nie darmo przebył cztery lata w tej bujnej atmosferze wszechnicy neapolitańskiej, gdzie młody język włoski zaprawiał się coraz bardziej do służby muzom. Z drugiej strony odbyte studia filozoficzne i wpływ powołania zakonnego dały mu już jasne pojęcie, na czym prawdziwy honor polega. I oto raz po takiej utarczce słownej chwycił i on za pióro i ujął w formę sonetu swe poglądy na prawdziwą wartość człowieka: Tyle człowiek ma cnoty, ile ma inteligencji, a o wartości jego decyduje wartość tego, co umiłował.
Słowa te brzmią jak pobudka bojowa i charakteryzują doskonale już w dziewiętnastym roku życia umysł tego, który miał wkrótce odbić tak niezatarte piętno na myśli ludzkiej. Głębokie pragnienie przeniknięcia myślą tego wszystkiego, co staje przed naszym umysłem, ujęcia jego cech istotnych i zorganizowania w potężny system doktrynalny na to, aby następnie oprzeć na tak mocnych podstawach całe życie duchowe - oto krótka charakterystyka wielkiego myśliciela średniowiecznego.
Ten to rys spekulatywny jego umysłowości nadał doktrynie św. Tomasza jej trwałą wartość i zdobył jej to wyjątkowe wprost stanowisko, jakie zajmuje w skarbcu myśli Kościoła katolickiego. Ale ten sam rys spekulatywny był nieraz źródłem uprzedzeń, nieporozumień i zarzutów pod adresem doktryny tomistycznej ze strony tych wszystkich, którzy czy to spoza Kościoła, czy nawet w obozie katolickim nie doceniali doniosłości teoretycznego czyli spekulatywnego poznania.
Nawet w ostatnich czasach, pomimo niezwykłego postępu, jakim się rozwój doktryn tomistycznych we wszystkich niemal krajach cieszy, nie brak było pewnych zastrzeżeń, najczęściej ukrytych starannie w kwiatach zachwytów i komplementów. Wszystkie one z jednego źródła pochodziły, z niezrozumienia potężnych bogactw, ukrytych wirtualnie w tej na pozór suchej, zimnej i oderwanej doktrynie św. Tomasza.
Przyjrzyjmy się niektórym z tych zarzutów.
Weźmy choćby na pierwszy ogień tak bardzo rozpowszechniony w naszych czasach antagonizm między metodą spekulatywną a pozytywną w teologii. źródeł jego szukać należy w umysłowości nowożytnej, tak łatwo przerzucającej się z jednego krańca w drugi.
Idealistyczna spekulacja filozofów niemieckich XVIII i XIX wieku słusznie mogła wywołać uprzedzenia do tego dociekania prawdy bez oparcia na zewnętrznej obserwacji faktów. Pogarda dla tego podłoża rzeczywistości, bez którego prawdziwej wiedzy być nie może, doszła do szczytu u Hegla, który, gdy mu zarzucano, że teorie jego są w sprzeczności z faktami, odpowiadał najspokojniej: "Desto schlimmer fur die Tatsachen - Tym gorzej dla faktów". Nic przeto dziwnego, iż tego rodzaju tendencje do jałowej spekulacji wywołały reakcję w formie pozytywizmu, z jego uprzedzeniami do badań teoretycznych. W pierwszej połowie XIX wieku słyszeliśmy: " Tym gorzej dla faktów" - od drugiej zaczynamy słyszeć: "Faktów i tylko faktów". Stara arystotelesowsko-tomistyczna spekulacja nie ma z idealistyczną spekulacją niemiecką nic wspólnego. Najwybitniejszym jej rysem jest ten realizm, który sprawia, że jest ona pod pewnym względem bliższą pozytywizmu, niż idealizmu, nie przestając nigdy głosić: nil in intellectu, quin prius fueritit in sensu.
św. Tomasz cały swój gmach wiedzy spekulatywnej wysnuł nie z siebie, nie ze swej myśli, ale z pozytywnych danych zewnętrznego świata: w filozofii - z obserwacji materii i ducha, w teologii - ze źródeł wiary.
W tej ostatniej dziedzinie uderza nas wprost głęboka i szczegółowa znajomość materiału pozytywnego, jaką św. Tomasz posiadał, a jednocześnie z nią i ta prawdziwa cześć dla wysiłków umysłowych myślicieli minionych wieków i dla wyników, do których doszli. Ma się rozumieć, że nie rozporządzał on tym aparatem naukowym, który nam dziś tak pracę ułatwia, tymi wydaniami krytycznymi, encyklopediami, podręcznikami, enchiridiami, itp., toteż na niejednym punkcie mógł on przyjąć błędną informację, zarówno dotyczącą czystości jakiegoś tekstu, jak i autentyczności jakiegoś dzieła. Niejedno nam dziś znane dzieło było mu niedostępne, weźmy choćby większość dialogów Platona. Ale z drugiej strony, właśnie dla braku tych środków pomocniczych musiał on o wiele dokładniej opanować to, co mu było dostępnym, i tym nam dziś jego dzieła imponują.
Weźmy np. jego stosunek do Pisma św., już nie tylko w komentarzach do poszczególnych jego ksiąg, ale i w spekulatywnych dziełach teologicznych, szczególnie w Summie. Jaką głęboką, wchodzącą we wszystkie szczegóły analizę prawodawstwa i obyczaju społecznego ludu żydowskiego znajdujemy w tych kilku kwestiach poświęconych prawu Starego Testamentu! A gdy chodzi o stosunek do patrystyki, to cóż dowodzi lepiej ogromnego oczytania św. Tomasza w tej dziedzinie, jak Catena aurea, ten komentarz Ewangelii ułożony słowami Ojców Kościoła! I czyż nie jest uderzającym, że obok dwóch komentarzy do Ewangelii o charakterze bardziej osobistym i spekulatywnym (jeden z nich zaginął) miał jeszcze św. Tomasz czas i ochotę opracować coś tak nieosobistego i pozytywnego, jak Catena aurea? Ale i w spekulatywnych dziełach teologicznych, przede wszystkim w takiej Summie, mamy też ciągłe dowody tego baczenia, aby spekulacja była oparta na pozytywnych danych tradycji. Niejeden zwolennik teologii pozytywnej naszych czasów mógłby św. Tomaszowi po zazdrościć jego wiedzy pozytywnej.
Antytezy przeto: teologia spekulatywna, czy teologia pozytywna w żaden sposób przyjąć nie możemy. Spekulacja teologiczna winna się koniecznie opierać na pozytywnych danych możliwie najdokładniej sprawdzonych co do pierwotności, autentyczności, czystości i doniosłości historycznej; pracy tej ustalenia i zbadania źródeł niejeden będzie się musiał specjalnie poświęcić, wymaga ona bowiem osobnych studiów i słusznie może zainteresować. Pracowników, oddających się studiom teologii pozytywnej, nigdy nie powinno w Kościele zabraknąć, szczególnie odkąd reformacja z tego frontu zaczęła naukę Kościoła atakować. Przyznajmy, że nie zawsze zwolennicy spekulatywnego kierunku w teologii dostatecznie to oceniają.
Ale praca teologiczna bynajmniej nie może się ograniczyć jedynie do takiego inwentaryzowania pozytywnych danych wiary. Jeśli pragniemy je poznać w ich najczystszej formie i w ich genetycznym rozwoju historycznym, to na to, aby głębiej przemyśleć ich treść i przejąć się ich doniosłością życiową. Tego znowu nieraz zwolennicy pozytywnego kierunku w teologii nie rozumieją, sądząc, że gdy oni swą pracę dokonają, nic więcej nie pozostaje do zrobienia. Tu się zaczyna cichy i nie zawszę może uświadomiony antagonizm między spekulacją a badaniami pozytywnymi.
Co nam po poznaniu źródeł, w których się prawdy wiary zawierają, jeśli nie mamy tych prawd wchłonąć, przeżuć, przerobić na własne nasze dobro tak, aby móc nimi żyć w całej ich pełni? To zaś tylko drogą spekulatywnego myślenia zdobyć możemy, analizując poszczególne składniki Objawienia i układając je w umyśle w jedną harmonijną całość. I cała wartość promieniowania wiary od tego zależy, czy jej głosiciele głęboko ją przemyśleli i urobili sobie na niej cały swój świat myśli! Tego wierni się od nich spodziewają! Mało ich obchodzi, co twierdził Chryzostom, albo Augustyn, oni są ciekawi wiedzieć, jakie jest wewnętrzne uzasadnienie prawd wiary i nikt nie może im zakazać stawiania pytania: dlaczego?
Zapewne, że znajdzie się w naszych czasach nieco zblazowanych dyletantów myśli, którzy będą powtarzać za Dantem: "State contenti umana gente al guia - wiemy, jak rzeczy się mają, bądźmy z tego zadowoleni i nie pytajmy dlaczego". I w dziedzinie teologii można się spotkać z umysłami, które się więcej interesują stwierdzaniem faktu w jego formie zewnętrznej, niż treścią wewnętrzną, stanowiącą j ego wartość dla ducha. Ale ogół wiernych bynajmniej taki nie jest; on jest "święcie ciekawy" tego głębszego uzasadnienia prawd wiary, które tylko systematycznym przemyśleniem spekulatywnym nabyć można i, gdy się z nim spotka, z radością je wchłania. Toteż spekulacji teologicznej nigdy nie może w Kościele zabraknąć, największa erudycja pozytywna jej nie zastąpi.
Na szczególną uwagę zasługuje konieczność należytego uwzględnienia pierwiastka spekulatywnego w tej dyscyplinie teologicznej, którą nazywamy apologetyką. Pierwiastek pozytywny zajmuje w niej bardzo wiele miejsca i winien być nader systematycznie opracowany; a jednak siły dowodowej sam przez się on nie posiada, a winien ją zaczerpnąć ze spekulatywnego przemyślenia podstawowych danych Objawienia, szczególniej zaś tego centralnego w apologetyce pojęcia, jakim jest nadprzyrodzoność. Nigdzie może w chwili obecnej uprzedzenia do kierunku spekulatywnego nie zaznaczają się tak silnie i nie wyrządzają tyle szkody, co właśnie w tej dziedzinie, na nią więc specjalnie należało zwrócić uwagę. Tomizm, tak istotnie spekulatywny, jest więc doktryną głęboko pozytywną; zarówno opartą na mocnych pozytywnych podstawach, jak i oceniającą należycie konieczność dalszych badań pozytywnych. Tomista z radością i zainteresowaniem śledzić będzie zawsze wyniki badań teologii pozytywnej, nieraz może i sam do nich rękę przyłoży, choćby, aby wypocząć od bardziej natężającej pracy spekulatywnej. Prosić on będzie tylko o jedno, a mianowicie, aby o tych prawdach tak systematycznie wyszukanych w źródłach wolno mu było pospekulować, aby się nikt nie dziwił, że pragnie on je przemyśleć, o ile to tylko jest możliwym dla umysłu oświeconego wiarą, że pragnie wchłonąć w siebie całą ich moc życiodajną. Kto do pracy spekulatywnej na polu teologii nie ma zamiłowania lub zdolności, może tego nie robić, ale nie wolno mu nie doceniać spekulacji teologicznej dlatego tylko, że sam się do niej nie bierze; przeciwnie, winien on sobie doskonale zdawać sprawę z tego, jak ważnym jest dla sprawy Bożej, aby w Kościele były zawsze umysły spekulatywne i aby zdrowa spekulacja teologiczna nie zamierała.
W skarbcu wiary i w skarbcu teologii, która z niej czerpie swe dane, wiele jest prawd, których umysł ludzki nie rozwinął jeszcze do tych granic poznania, do których mogą być rozwinięte; właściwie wszystkie prawdy wiary, podobnie jak i wszystkie prawdy filozoficzne są w tym położeniu: treść ich jest niewyczerpalna tak, iż umysł ludzki nigdy nie dojdzie do kresu ich poznania. Nikt też nie zabije w umyśle człowieka głodu wiedzy, tego przyrodzonego pożądania, aby poznać przyczyny wszechrzeczy. Tu jest źródło psychologiczne wszelkiej spekulacji teologicznej i żadne uprzedzenia nie potrafią go zatamować.
Jest jeszcze drugi antagonizm, którego nie sposób nie spostrzec, gdy się jest choć trochę wtajemniczonym w teologiczny ruch umysłowy doby obecnej i gdy się śledzi to pewne zaniepokojenie, które coraz potężniej budzące się odrodzenie tomizmu wywołuje w kołach mniej z nim obeznanych: oto jest nim mniemany antagonizm między teorią a praktyką. Antagonizm ten zaznacza się szczególnie w dziedzinie teologii moralnej, w której spekulatywny charakter doktryny św. Tomasza wydaje się dla wielu pozbawionym praktycznej doniosłości życiowej.
Rozdźwięk między teorią a praktyką jest stary jak świat, i w ostatnim rzędzie sprowadza się do tej pewnej niewspółmierności między ogólnymi pojęciami abstrakcyjnymi naszego umysłu, a konkretnymi danymi życia. Przejście od pojęcia ogólnego, od ogólnej zasady do konkretnego, żywego czynu zawsze będzie potrzebowało pewnego wyćwiczenia rozumu i woli, które nazywamy cnotą roztropności i którego tylko drogą doświadczenia życiowego nabrać można. Z książki albo w szkole od nauczyciela roztropności nauczyć się nie sposób.
I tu też subiektywna spekulacja idealistycznej filozofii niemieckiej znacznie się przyczyniła do powiększenia tego rozdziału, jaki zawsze będzie w pewnej mierze istniał między teorią a praktyką, a nawet do wytworzenia między tymi dwoma dziedzinami działalności ludzkiej przepaści nie do przebycia. Wiadomo, że Kant poświęcił temu zagadnieniu osobną rozprawę, a i aforyzm Goethego o szarej teorii i wiecznie zielonym drzewie życia powstał też niewątpliwie pod wpływem niepraktycznego charakteru współczesnej mu filozofii ojczystej.
W doktrynie tomistycznej o takim antagonizmie między teorią a praktyką mowy być nie może. Wszystkie spekulatywne dociekania, mające za przedmiot zagadnienia życia praktycznego, opierają się tam na materiale obserwacyjnym, z tego samego życia zaczerpniętym, a nie są bynajmniej wysnute z apriorystycznych założeń umysłu ludzkiego. I objawione prawdy nadprzyrodzone, odnoszące się do życia moralnego, zostały nam podane w żywych i konkretnych opowiadaniach biblijnych. Z tego to podwójnego źródła, z dziejowego doświadczenia ludzkości i z natchnionych kart Pisma świętego ma nasz umysł wyprowadzić dokładną analizą podstawowe teoretyczne zasady naszego postępowania moralnego. Z życia zaczerpnięte, dadzą się one bez zbytniego trudu do kierowania tym życiem zastosować. Umiejętność stosowania danych spekulatywnych do konkretnych potrzeb życia nie jest znowu tak trudna do nabycia: każdy człowiek ma do niej przyrodzone zdolności, które, należycie wychowane, stają się kierowniczą cnotą życia moralnego - roztropnością.
Głębsze przemyślenie i zrozumienie teoretycznych zasad życia duchowego jest dla roztropnego pokierowania tym życiem ogromnej doniosłości. Można śmiało powiedzieć - aczkolwiek wyda się to paradoksem - że jasna, z życia wysnuta, dobrze uzasadniona i przemyślana teoria jest rzeczą najpraktyczniejszą, jaką człowiek mieć może. Oto daje ona zrozumienie tych głębokich, niedostępnych dla powierzchnej obserwacji więzadeł życia moralnego i pozwala mocno oprzeć na nich działalność praktyczną. Dzięki niej umysł nabiera pewnej sprężystości, elastyczności, czyli innymi słowy, zdolności przystosowywania sztywnych ram oderwanych zasad moralnych do różnorodnych potrzeb życia, i rozstrzygania w świetle jakiejś jednej ogólnej zasady całego szeregu zagadnień, należących do jej zakresu.
Zdrowa obiektywna teoria, wysnuta z życia, rozjaśnia w głowie, a mieć jasno w głowie, to najpraktyczniejszą rzecz na świecie.
Człowiek z taką dobrze przemyślaną żywą teorią w głowie jest w swej dziedzinie jak ten, co ma klucz passe-partout, otwierający wszystkie drzwi, choćby były różnymi zamkami zaopatrzone. Natomiast tak zwany praktyk bez teorii jest jak ten, co nosi pęk kluczy i dobiera je przy każdych drzwiach, natrafiając, jak zwykle, dopiero na końcu na ten właściwy, który otwiera.
Usunięcie w ostatnich wiekach z nauczania teologii moralnej elementu spekulatywnego i zastąpienie go, jakoby praktyczniejszą, metodą kazuistyczną znacznie obniżyło poziom wykształcenia duchowieństwa, szczególnie na punkcie praktycznego kierowania życiem duchowym. O wyrugowaniu kazuistyki z nauczania teologii moralnej mowy być nie może, i trzeba zupełnie nie rozumieć psychiki praktycznej działalności naszego rozumu, aby tego żądać. Ale wyćwiczenie kazuistyczne umysłu winno być poprzedzone głębokim i systematycznym przemyśleniem analitycznym podstawowych składników życia moralnego; wtedy dopiero nada ono mu tę elastyczność, tę zdolność przystosowywania niezmiennych zasad do zmiennych okoliczności życia. Bez tego spekulatywnego podłoża sama kazuistyka zawsze odbije na umyśle piętno czegoś ciasnego, sztywnego i... niepraktycznego.
Kto pozna analitycznie jakąś zasadę moralną, ten w jej świetle rozwiąże wszystkie zagadnienia praktyczne, należące do jej zakresu, choćby w najodrębniejszych się przejawiały okolicznościach. Kto natomiast zasady nie pojmie, choćby przerobił sto kazusów, nie rozwiąże sto pierwszego, gdy ten pojawi się w nieco innej formie. Raz jeszcze: ogólne wykształcenie spekulatywne jest życiowo praktyczniejsze od tzw. praktycznego, nie dającego głębszego poznania wewnętrznych więzadeł naszego życia moralnego.
Nieśmiertelnym wzorem takiego przemyślenia dziedziny moralności ludzkiej jest druga część Summy Teologicznej: analityczna w swej pierwszej połowie (I-a II-ae), syntetyczna, a co za tym idzie, kazuistyczna, przynajmniej w swych ogólnych liniach, w drugiej (II-a II-ae), jest ona wybitnie praktyczna przez to właśnie, że daje głębokie wejrzenie w rzeczywistość życia moralnego, że pokazuje rolę każdego z jej składników i wzajemne ich na siebie oddziaływanie i że następnie zaprawia do budowania z nich czynów i to nie tylko w tych ciasnych granicach, których przekroczenie prowadzi do grzechu, ale w tym nieskończonym przestworzu doskonałości chrześcijańskiej, której prawzorem, zarówno jak i celem, jest nieskończona doskonałość samego Boga.
Istnieje wreszcie jeszcze jedno uprzedzenie do charakteru spekulatywnego doktryny tomistycznej: oto ma ona być zimna, rozwijająca zbytnio samo rozumowanie, a nie dająca nic sercu, nie zapalająca do miłości. Z zarzutem tym możemy się już spotkać na schyłku średnich wieków, kiedy poziom teologii spekulatywnej zaczął się obniżać; nietrudno go wyczuć i między liniami cudownej skądinąd książki, jaką jest Naśladowanie Tomasza a Kempis. 1)
W znacznie ostrzejszej formie spotkamy się z nim w następnych wiekach w starciach, wywołanych doktrynami Lutra, a potem i Janseniusza. Cały ten kierunek o fideistycznym podłożu nigdy nie chciał widzieć w doktrynie św. Tomasza nic innego, jak tylko zimny racjonalizm, niezdolny do podniesienia ducha na wyższy poziom.
Nie da się zaprzeczyć, że wszelka spekulacja połączona jest z pewnym niebezpieczeństwem przerostu władz poznawczych ze szkodą rozwoju woli i jej zdolności do kochania; niejeden ulega pokusie, aby z zadowolenia intelektualnego poznania uczynić cel życia, a o istotnym unum necessarium zapomnieć, czyli, innymi słowy, aby radością myślenia przesłonić sobie stokroć większą w tym życiu radość miłowania. Niestety i spekulacja teologiczna nie jest od tego niebezpieczeństwa wolna, i w niej też można się bawić i radować samym procesem dociekania prawdy więcej, niż samą prawdą, którą jest Bóg i rzeczy Boże. Można przeto i teologa spotkać, dla którego prawdy wiary będą więcej zimnym przedmiotem spekulatywnego rozumowania, niż gorącym przedmiotem umiłowania. Nic dziwnego, że taka spekulacja wbija w pychę, dając świadomość tej mocy poznawczej, którą Stwórca dał duchowi, nic dziwnego także, że nie jest ona w stanie nic trwałego zbudować, skoro nie jest skierowana do tego celu, do którego ją Stwórca przeznaczył. Scientia inflat, caritas autem aedificat.
A jednak doktrynie tomistycznej takiej, jak j ą znaj dujemy w dziełach św. Tomasza, a jeszcze bardziej takiej, jaka była podstawą jego własnego życia duchowego, nie sposób zarzucić zimnego racjonalizmu. Kto z niej weźmie jedną tylko metodę analitycznego badania i nic poza nią, sam sobie będzie winien, jeśli ona go wyziębi. W tomizmie jest coś więcej, niż analityczne rozumowanie dyskursywne.
Doskonale wykazał swego czasu P. Rousselot SJ, że to dyskursywne poznanie, które racjonalizm na pewien piedestał wynosi, nie jest bynajmniej dla św. Tomasza jakąś absolutną doskonałością umysłu ludzkiego, a raczej jego niedoskonałością wywołaną koniecznością ułamkowego poznawania prawdy drogą abstrakcji. Ideałem poznania dostępnym, już nawet w pewnej choć słabej mierze w tym życiu, jest poznanie intuicyjne nie tak ułamkowe, jak dyskursywne i bardziej bezpośrednie. Przez intelektualizm w przeciwstawieniu do racjonalizmu rozumiemy właśnie tę dążność do uproszczenia poznania, i w tym sensie św. Tomasz jest o wiele bardziej intelektualistą, niż racjonalistą.
Ale i samo intelektualne poznanie intuicyjne nie może tu wystarczyć. Skoro przedmiotem jego są prawdy wiary, będące jednocześnie największym dobrem człowieka, poznanie to nie może nie pociągnąć woli i nie wywołać w niej miłości, a miłość ta siłą refleksu musi oddziałać i na samą władzę poznawczą i pobudzić ją do tym pilniejszego i głębszego przenikania tego, co tak bardzo wartym jest i poznania i miłości. Wobec prawd wiary spekulacja winna się więc przeobrazić w kontemplację tzn. w miłosne rozważanie i przenikanie tych prawd. Biada teologowi, który tego nie pojmie i zatrzyma się przed progiem kontemplacji, spekulując tylko na zimno o prawdach wiary.
Niedwuznacznie dał nam św. Tomasz poznać swe zapatrywanie na czczą spekulację, komentując słowa Zbawiciela o tych co budowali dom na piasku i na skale. Kto słucha nauki tylko, aby wiedzieć, ten buduje na samym tylko rozumie i buduje na piasku, rozum bowiem, vagando circa universale, nie jest w stanie dać mocnej podstawy do czynu. Kto zaś słucha, aby w czyn wprowadzać i miłować, ten buduje na skale, tj. na czymś mocnym i trwałym. Przedmiotem bowiem czynów naszych natchnionych miłością są konkretne cele życia; mocno podporządkowane celowi ostatecznemu, nadają one temu życiu stały i niezmienny kierunek, od którego żadne nawałnice odwrócić już człowieka nie powinny. Intelektualista przeto, uprawiający myślenie dla myślenia, spekulujący dla samej radości spekulowania i przesłaniający sobie tą radością nieskończenie więcej warte przedmioty wiary, to ów głupi, budujący na piasku. Ten natomiast, kto zechce swe poznanie, z początku bardziej dyskursywne, potem coraz bardziej intuicyjne, miłością skierować do Tego, któremu wszystko ma służyć, ten będzie podobny do męża mądrego, budującego dom swego życia duchowego na mocnej opoce; kontemplacja nie dopuści u niego do przerostu władz poznawczych i do wyziębienia serca i zobojętnienia na wielkie cele życia, przeciwnie w jej cieple rozum coraz bardziej będzie się rozwijał, coraz dokładniej przenikając wszystko "nawet i głębokości Boże ", a jednocześnie coraz lepiej podporządkowując się temu Bogu i coraz wierniej Mu służąc.
Teologia spekulatywna nie jest niczym innym, jak analitycznym badaniem prawd wiary, aby zeń potem syntetycznie budować normy postępowania. Otóż sam akt wiary nie jest bynajmniej czynnością czysto intelektualną; przyzwolenie wiary jest do głębi przeniknięte wpływem woli, którą pociąga dobro, zawarte w objawionych prawdach i w której wywołuje ono miłość. Miłość to nadaje wierze jej pełną wartość, wzmagając jej moc i jej światło - im więcej miłujemy, tym mocniej wierzymy, tym głębiej przenikamy treść wiary. Miłości bowiem towarzyszą dary Ducha świętego, te tajemnicze impulsy Gościa naszej duszy, mające nas uczynić coraz powolniejszymi narzędziami Jego świętej woli. Z nich dwa, rozum i mądrość, szczególną mają tu doniosłość, ułatwiając nam wgląd w tajemnice wiary i dając już niejakie intuicyjne poznanie Boga.
Na tym podłożu winien teolog rozwijać swą spekulację teologiczną, i jeśli nie przekroczy ona u niego zimnego dociekania, opartego na analizowaniu tekstów, jeśli nie zdoła zapalić duszy miłością do tych cudownych prawd wiary i do Tego, który jest istotną Prawdą ponad wszystkie prawdy - to przecież nie metoda spekulatywna będzie temu winna.
Wszystko mu jest dane na to, aby mógł z miłością przemyśleć i przemodlić te prawdy, przeniknąć się nimi do głębi i następnie jeszcze ciepłe tym jego umiłowaniem podawać wiernym: contemplata aliis tradere.
Nie sposób zaprzeczyć, że ostatnie wieki straciły ten punkt widzenia z oczu. Wiele się tu przyczyniło zbytnie rozczłonkowanie teologii z zapoznaniem jej wewnętrznej jedności organicznej, w szczególności zaś zaniedbanie spekulatywnego studium cnót teologicznych, a wraz z nimi ascetyki i mistyki i moralnych. W ostatnich latach mamy pod tym względem bardzo znaczny postęp, i potężne odrodzenie tomizmu, zataczające z każdym rokiem dalsze kręgi, coraz wyraźniej nam przypomina, że teologia na to, aby dojść w umyśle teologa do pełni rozkwitu, musi koniecznie stać się dla niego teologią mentis et cordis.
Wzorem takiego teologa będzie dla nas na zawsze sam św. Tomasz, który to połączenie spekulacji teologicznej z kontemplacją doprowadził do szczytu doskonałości. Oto, jak nam przedstawia to połączenie Pius XI w swej Encyklice Studiorum ducem:
"To zespolenie nauki z pobożnością, erudycji z cnotą, prawdy z miłością jest u Anielskiego Doktora czymś naprawdę jedynym; toteż nie bez racji dano mu jako symbol słońce, gdyż, przynosząc umysłowi światło wiedzy, wzbudza jednocześnie w woli płomyki cnót... "
" Najbardziej odróżnia świętość Tomasza to, co Sw. Paweł nazywa " Sermo sapientiae ", a mianowicie połączenie dwojakiej mądrości nabytej i wlanej, za którym zawsze idzie pokora, zamiłowanie do modlitwy i miłość Boga ".
Takiej spekulacji teologicznej nikt nie zarzuci, że jest zimna i bezpłodna, że nic sercu nie daje. Jest ona przeciwnie najdoskonalszą realizacją na świecie mądrości Bożej i najwyższym jej szczytem rozwoju intelektualnego, jaki człowiek może w życiu ziemskim osiągnąć.
Oparta na pozytywnych danych Objawienia i doświadczenia ludzkiego, związana z życiem i przenikająca jego potrzeby, natchniona miłością Boga i prawd przezeń objawionych, nie jest ona ani oderwana od rzeczywistości, jak chcą jedni, ani "szara" i niepraktyczna, jak chcą drudzy, ani wreszcie sztywna i chłodna, jak chcą trzeci, ale pełna życia, światła i ciepła, jest szczytem rozwoju umysłu ludzkiego i najpewniejszą kierowniczką naszego życia na ziemi.
Minęło niespełna lat trzydzieści od chwili, kiedy dziewiętnastoletni Tomasz nakreślił młodzieńczym piórem swój pierwszy utwór - sonet o honorze i cnocie. Powrócił on do rodzinnego Neapolu, aby tam dokończyć pracowitego, a tak krótkiego żywota. Z rodzeństwa jego mało już kto żył; nie było już i Reginalda, który stał mu się niegdyś podnietą do twórczości poetyckiej i który zamieszany w spisku padł z ręki kata w Messynie.
W pełni rozkwitu życia duchowego św. Tomasz przerywa swą pracę naukową i Summy Teologicznej nie jest nawet w stanie dokończyć. Wobec tego, co Bóg w duszy jego robi, praca naukowa staje się niemożliwa; i wszystko, co kiedykolwiek napisał, słomą mu się być tylko wydaje. Cały swój czas poświęca on modlitwie i nauczaniu prostego ludu, czemu się co dzień oddaje, głosząc kazania w tym neapolitańskim dialekcie, w którym swój pierwszy utwór młodzieńczy napisał.
Nieraz zapewne myśl jego musiała wracać do tych lat szkolnych, w tym samym środowisku spędzonych; wszystko mu o nich mówiło! Może też wpadł mu kiedy do ręki i ten sonet, nakreślony w chwilach najgorętszej walki o powołanie do zakonu kaznodziejskiego. I oto chęć przychodzi zadać sobie pytanie, czy by się go wyparł, albo przynajmniej zawstydził.
O nie, na pewno nie! Uśmiechnąłby się może nad tym utworem swej dziecięcej jeszcze wyobraźni i zdałby sobie sprawę, że na schyłku życia inaczej, lepiej i ściślej, określiłby swe umiłowanie rozumu. I forma literacka wiersza już by go nie zadowoliła, jego, który tak po mistrzowsku potrafił nią władać w swych hymnach Najświętszego Sakramentu.
Ale myśli przewodniej sonetu nie byłby w stanie się wyprzeć, skoro ona natchnęła całe jego życie i te wiekopomne dzieła teologiczne, które nam zostawił.
Cała moc św. Tomasza, cała virtu którą świeci jego postać w dziejach myśli ludzkiej, zawarta jest w tym cudownym pogodzeniu kultu rozumu z wielkim wezwaniem do miłowania Boga nade wszystko. Jest on w tym wiernym uczniem św. Augustyna, którego geniusz nieraz musiał go zapalać i do głębi poruszać tym lapidarnym wezwaniem: Intellectum valde Ama.
To głębokie umiłowanie rozumu obaj oni czerpali nie skądinąd jak z natchnionego Słowa Bożego, które ponad wszystkie dobra tego świata stawia mądrość.
"I wzywałem, mówi mędrzec pański i przyszedł na mnie duch mądrości".
"I przełożyłem ją nad królestwa i nad stolice i bogactwa za nicem sobie miał w porównaniu z nią... "
"A przyszły mi pospołu z nią wszystkie dobra i niezliczona poczciwość przez jej ręce i rozradowałem się we wszystkich, bo przede mną szła ta mądrość, a nie wiedziałem, że ona jest matką ich wszystkich... "
"Jasnością jest bowiem wieczystej światłości i zwierciadłem bez zmazy Boskiego majestatu i wyobrażeniem dobroci jego ".
"A będąc jedyna, wszystko może, i w sobie trwając, wszystko odnawia i przez narody w dusze święte się przenosi, przyjacioły Boże i proroki postanawia ".
"Żadnego bowiem nie miłuje Bóg, jedno tego, który z mądrością przebywa"
PRZYPISY:
1. Jest to może przesadą chcieć widzieć w Naśladowaniu bezpośrednie wycieczki przeciw Arystotelesowi, jak to czyni anonimowy autor w Suddeutsche Monatshefte Die Nachfolge Christi und Aristoteles (Marzec 1917, s.827-8). To jednak pewne, że Autor Naśladowania widział niebezpieczeństwo przerostu intelektu i że, przeciwstawiając mu się, szedł może nieco za daleko. Zapewne, że lepiej jest mieć skruchę, niż znać jej określenie, ale jedno drugiego wszak nie wyklucza, a dla celów nauczania i apostolstwa znajomość ścisłych określeń jest konieczna.
artykuł zamieszczony w "Przeglądzie Teologicznym", t.8 (1927), s.27-42)
1 komentarze:
Niesamowity opis wielkiego dzieła i samego zycia św. Tomasza ! Nie jestem ani filozofem ani teologiem ale o. Woroniecki uświadomił mi, że nie jest to prawdą. Nie jest to prawdą dla wielu. Jak jednak dziś jest trudno zdobyć się na uczynienie z mądrości korony swego życia ! Z tej madrosci, do ktorej jesteśmy powolani i zobowiazani.Jakie to zdaje się być niedorzeczne - stanąć ze światem i wlasnymi ułomnościami do walki o tę świętą niezależność i wielkość myśli ludzkiej,która w każdym momencie jest wierna Bogu; zmierza do Niego z miłością tak aby człowiek stał się takim, jakim Bóg go stworzył:na Jego obraz i podobieństwo...
Prześlij komentarz