_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

wtorek, 21 stycznia 2014

Dokąd wiodą niektóre współczesne dialogi ekumeniczne?


Gwałtowny rozwój inicjatyw ekumenicznych wielu przedstawicieli Kościoła rzymskiego podejmowany w imię nauki Soboru Watykańskiego II i posoborowego otwarcia na świat współczesny nie omija także Polski.

Ekumeniczne dyskusje, uzgodnienia, spotkania i gesty prezentowane są na łamach wszystkich znanych periodyków katolickich. Katolickie uczelnie, a zwłaszcza Katolicki Uniwersytet Lubelski, Akademia Teologii Katolickiej w Warszawie, Wydział Teologiczny Uniwersytetu Opolskiego czy wreszcie Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie organizują sesje naukowe, publikują podręczniki i monografie ekumeniczne, a czołowi ekumeniści zajmują na uczelniach odpowiedzialne, kierownicze stanowiska. Wyniki badań i refleksji są następnie propagowane w prasie katolickiej, w radiu i telewizji, przedstawiane są w kościołach, stają się okazją do uroczystych spotkań międzywyznaniowych z udziałem odłączonych od Kościoła schizmatyków i heretyków, a nierzadko odbywają się nawet wspólne modlitwy ekumeniczne z udziałem i pod kierunkiem wysokich rangą przedstawicieli Kościoła katolickiego.

Ortodoksyjność

U podstaw katolickiego spojrzenia na ekumenizm powinna się znaleźć zwłaszcza ścisła i jasna definicja ortodoksyjności, a więc precyzyjne określenie czym jest prawdziwa wiara i katolicka liturgia. W tym świetle stanie się możliwa ocena inicjatyw ekumenicznych tak rozpowszechnionych w Kościele posoborowym z punktu widzenia wierności nauce Objawionej. Oczywiście ekumeniści często korzystają z podstawowej dla teologia kategorii jaką jest ortodoksyjność czyli prawowierność, wierność nauce katolickiej, ale pojęcie to w ich ujęciu nabiera nierzadko odmiennego niż dotąd znaczenia.

Trzeba pamiętać że w sensie potocznym słowo pochodzenia greckiego „ortodoksja” czyli w brzmieniu słowiańskim „prawosławie” nie oznacza prawdziwej wiary (a więc wiary Kościoła Rzymskiego), ale jest nazwą własną nadaną sobie przez schizmatyckie wyznanie greckie, chrześcijan odłączonych od Rzymu, którzy niestety uważają się za wiernych depozytariuszy prawdy objawionej.

Ortodoksyjność czyli wierność prawdziwej nauce katolickiej polega w istocie na uznaniu Depozytu Wiary zawartego w Piśmie Świętym i Tradycji. Prawdy wiary katolickiej zawarte są w nieomylnym nauczaniu soborów powszechnych, a ujęte w formuły dogmatyczne. Odrzucenie dogmatów wiary katolickiej oznacza zawsze popadnięcie w herezję, a kanony soborowe kończą się formułą anathema sit czyli niech będzie wyłączony z Kościoła. Wyłączany był każdy wierny, który odważył się odrzucać jakąkolwiek prawdę katolicką. Niektóre dogmaty ogłoszone były także przez papieży (np. Piusa IX czy Piusa XII). Rangę nieomylności posiadają również katolickie wyznania wiary (np. Symbol Apostolski, czy tzw. atanazjański), a nawet niektóre teksty liturgiczne, choćby kanon rzymskiej Mszy świętej (ogłoszony jako wolny od błędu na Soborze Trydenckim).

Ortodoksyjna wiara nie może ulegać zmianie. Jak uczy Sobór Watykański Pierwszy, wyrażając stałe przekonanie Kościoła, dogmaty nie mogą zmieniać swego brzmienia, sensu i swej treści. Możliwe jest tylko pogłębienie rozumienia dogmatu, gdy Kościół oświecony przez Ducha Świętego rozszerza sformułowanie pewnej prawdy wiary i uzupełnia zawsze to samo sformułowanie dodatkowymi zdaniami, które zachowują wszakże to wszystko, co dotąd było głoszone. Na przykład Sobór Nicejski, który odbył się w roku 325 zdefiniował: „Wierzymy w Ducha świętego”, a kolejny sobór czyli pierwszy w Konstantynopolu (381 rok) dodał do: „Wierzymy w Ducha świętego” słowa: „Pana i Ożywiciela, który od Ojca pochodzi”. Wbrew błędom heretyków Kościół katolicki dodał jeszcze słowa o pochodzeniu Ducha Świętego także od Syna (Filioque). Prawda ta została zdefiniowana ponieważ teologowie greccy zaczęli w pewnym momencie głosić, że „który od Ojca pochodzi” znaczy jakoby Duch Święty pochodził „tylko od Ojca”. Tego ostatniego rozumienia nigdy w definicji soboru konstantynopolitańskiego nie było.

Wiara katolicka od początku jest niezmiennie głoszona w Kościele i wyraża prawdę Objawioną przez Trójjedynego Boga w Piśmie Świętym, a ujętą w Tradycji. Oczywiście definicje Kościoła są nieomylne wtedy, gdy dotyczą nauki wiary czy moralności i są ostateczne. Nie można więc przypisywać tej rangi pewnym decyzjom o charakterze dyscyplinarnym (np. sposób wyboru papieża, który ulegał w trakcie wieków zmianie, czy też regułom zakonnych, modyfikowanym przez papieży np. na wniosek reformatorów życia zakonnego). Nieomylne nie są także pewne rozporządzenia duszpasterskie, które służą praktycznej sferze życia chrześcijańskiego (np. rozgraniczenia diecezji, czy erygowanie stolic biskupich).

Liczni teolodzy ekumeniczni w swych staraniach na rzecz pojednania się z odłączonymi od Kościoła wyznawcami Chrystusa nie bronią bezwzględnie Depozytu Wiary, który można nazwać jednym słowem: „ortodoksja”. W dzisiejszych smutnych czasach posoborowego zamętu coraz powszechniej zaczyna się głosić twierdzenie jakoby ortodoksja była czymś dobrym i potrzebnym, ale tylko wtedy, gdy będzie to „ortodoksja otwarta, szeroka i gotowa do uznania prawdy istniejącej w innych wyznaniach chrześcijańskich”. Wypowiedzi tego rodzaju dopuszczają niebezpieczne mieszanie prawdy i fałszu. Inne wyznania znają bowiem część prawdy, ale prawda ta jest wymieszana z błędami. Nie można więc uznać tych wyznań jako takich, błędy trzeba nazwać po imieniu i potępić.

Ortodoksyjność musi na zawsze pozostać normą wiary, gdyż każda nie ortodoksyjna wiara jest po prostu wiarą heretycką, a nie Wiarą katolicką. Ortodoksyjność „szeroka i otwarta” to pojęcie wewnętrznie sprzeczne, ponieważ na cóż może się otworzyć, skoro poza prawdą jest tylko fałsz, a żadna pół-prawda nie istnieje? Co to znaczy ortodoksja szeroka? Ekumeniści twierdzą, że jest to postawa religijna wolna od „ekskluzywizmu”. Co to jest ekskluzywizm? Ekumeniści dyskredytują tym określeniem przekonanie, że wiara katolicka jest prawdziwa, a poglądy heretyckie są nieprawdziwe. Wedle więc ekumenistów wiara katolicka jest w pełni prawdziwa, ale prawdziwe są także w pełni wyznania heretyckie (prawosławie, różne odłamy protestantyzmu, anglikanizm, starokatolicyzm, itd.), gdyż rzekomo głoszą i wyznają to samo co katolicy, ale innymi słowy, w sposób równorzędny.

Jest to wielki błąd, bo chociaż niekiedy jest możliwe, aby pewne prawdy były sformułowane na dwa równorzędne sposoby, np w rdzennej teologii greckiej w porównaniu z łacińską, ale ekumeniści twierdzą, że prawosławni wyznają dziś taką samą prawdę jak katolicy, ale przecież prawosławie nie różni się tylko sposobem ujęcia nauki wiary, ale nierzadko także co do samej istoty tych zdań, które są wyznawane przez chrześcijan na Wschodzie. Prawosławni głoszą przecież, że Duch Święty nie pochodzi w żadnej mierze od Syna i że Filioque jest błędem. Nikt nie może jednak uznać, że jest to nauka zgodna z katolicką. Wspomniane twierdzenie prawosławnych nie jest równorzędne z nauką katolicką! Prostestanci głoszą, że papież jest omylny i nie posiada prymatu władzy nad całym Kościołem. To dokładnie sprzeczne z dogmatami katolickimi. Podobnie jest w tysiącach innych przypadków. Nie ma właściwie takiego dogmatu wiary katolickiej, który nie byłby negowany w jakiejś sekcie chrześcijańskiej, zwłaszcza wśród radykalnie liberalnych protestantów, którzy wierzą tylko w nieokreśloną „naukę Jezusa” interpretowaną wedle własnych pomysłów każdego „wiernego”. Zadanie zaś pastorów sprowadza się w takiej wspólnocie do czytania Biblii i pracy charytatywnej czy oświatowej.

Forum dla szerzenia się tej fałszywej równości pomiędzy wiarą katolicką, a błędami różnych fałszywych wyznań jest Światowa Rada Kościołów z siedzibą w Genewie, która grupuje wiele wyznań, ale do której na całe szczęście nie należy jeszcze Kościół Rzymski, gdyż członkostwo w tej instytucji wiąże się z szerzeniem relatywizmu religijnego i fałszywej tolerancji.

Fundamentem ekumenicznego mirażu na „zjednoczenie chrześcijan” jest fałszywa koncepcja Kościoła pojmowanego jako „koalicja” wyznań nieustannie „poszukujących” jaka jest powaga i znaczenie ich dogmatów. Katolik jednak nie musi poszukiwać powagi dogmatów, gdyż wie, że są one objawione przez Boga samego, a od istniejących formuł odejść nigdy nie wolno. Ekumeniści ośmielają się twierdzić, że ortodoksja może ulegać zmianie, że to w co wierzymy dziś nie będzie obowiązywać jutro. Jest to radykalny protestantyzm, który nie daje się pogodzić w wiarą katolicką, ale takie poglądy głosi np. red. Jan Turnau, publicysta religijny z „Gazety Wyborczej”, który mówiąc o zmarłym przed kilkunastu laty o. Antonim de Mello SI stwierdził, że być może poglądy o. de Mello nie mieszczą się w ramach ortodoksji, ale chodzi tutaj tylko o dzisiejszą postać ortodoksji, a więc jutro wszystko będzie w porządku, gdyż ortodoksja się zmieni. Jest to pogląd fałszywy. Ortodoksja się nie może zmienić, podobnie jak prawdziwe twierdzenie matematyczne, albo prawdziwa data wydarzenia, które już się odbyło. Miarą radykalizmu red. Turnaua, jest fakt że o. de Mello głosił de facto poglądy ateistyczne, a publicysta „Gazety Wyborczej” bez zażenowania sugeruje jakoby ateizm mógł się znaleźć w ramach nauki Kościoła!

Polskie „wyznanie narodowe”

Przeciwieństwem ortodoksyjności jest herezja, a za herezję Kościół nakłada na zatwardziałych heretyków, odmawiających poprawy ciężką karę ekskomuniki. Jednym z wielu duchownych ekskomunikowanych przez Kościół za bunt był ksiądz polski Franciszek Hodur (1866-1953), który najpierw pełnił funcję proboszcza wśród polskich emigrantów w mieście Scranton, w stanie Pensylwania (USA) i popadł później w liczne herezje wymierzone w wiarę katolicką. Na tle konfliktu z miejscowymi duchownymi ks. Hodur zorganizował wraz z grupą wiernych nową parafię pod wezwaniem św. Stanisława i wypowiedział posłuszeństwo Kościołowi. W roku 1898 został ekskomunikowany i zorganizował nowe wyznanie pod nazwą Polski Narodowy Katolicki Kościół, uzurpując sobie przymiotnik „katolicki”, mimo zerwania z papieżem. O ile spory organizacyjne i dyscyplinarne pozwalają zawsze zachować nadzieję na pojednanie, a schizma jeszcze nie jest herezją, to jednak ks. Hodur nie poprzestał na zerwaniu z papieżem i nie ograniczył się do schizmy kościelnej. Jako zwierznik wspólnoty „polsko-katolickiej” podjął reformę religijną, która stanowi niewątpliwą herezję. Najpierw, w roku 1907 ks. Hodur został wyświęcony na biskupa przez heretyckich biskupów starokatolickich z Utrechtu. Akt ten stał się możliwy dzięki zaakceptowaniu przez ks. Hodura herezji starokatolickiej, zwłaszcza dzięki odrzuceniu dogmatów o nieomylności i o prymacie papieskim. Warto zauważyć, że ks. Hodur potępił wtedy także antyliberalny Syllabus Piusa IX. Święcenia biskupie przyjęte w Holandii były pomimo herezji ważne, dlatego sakramenty sprawowane przez starokatolików są również ważne, choć katolik nie może z nich korzystać, gdyż oznaczałoby to communicatio in sacris cum acatholicis (współudział w czynnościach świętych z niekatolikami), surowo zakazany w prawdziwie katolickiej teologii. W roku 1924 bp Hodur sam wyświęcił czterech nowych heretyckich biskupów.

Pozostając w odłączeniu od papieża wraz ze swymi wiernymi, których było około 60 tysięcy popadał w kolejne błędy. Już w roku 1914 zaprowadził „ósmy sakrament święty”, który nazwał „głoszeniem i słuchaniem Słowa Bożego”, następnie ogłosił wiarę w powszechne zbawienie i odrzucił istnienie piekła. Ta ostatnia reforma wyraźnie przypomina poglądy o. prof. Wacława Hryniewicza OMI. Dla zachowania liczby siedmiu sakramentów w roku 1921 jeden z Synodów wyznania „narodowego” ogłosił, że Chrzest i Bierzmowanie stanowią jeden sakrament. W imię demokratyzacji życia kościelnego świeccy zostali dopuszczeni do współdecydowania o sprawach wyznania. Bp Hodur zniósł także obowiązkowy celibat duchownych, oraz zaprowadził powszechną spowiedź, bez indywidualnego wyznania grzechów w konfesjonale. Do liturgii wprowadzono język polski.

Reformy podjęte w latach dwudziestych przez starokatolickich „polsko-katolików” w wielu kwestiach przypominają wytrwałe dążenia modernistów w Kościele katolickim w naszych czasach. Przedstawione poglądy bp Hodura jednoznacznie wyrażają jego protestancką w istocie koncepcję wiary chrześcijańskiej. Fakt istnienia herezji i schizmy wyznania „narodowego” nie budzi wątpliwości, a założona przez niego wspólnota chrześcijańska istnieje dzisiaj zarówno w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie (pod nazwą Polski Narodowy Katolicki Kościół), oraz w Polsce (nosi nazwę: Kościół Polskokatolicki). Gałąź polska jest blisko związana z ośrodkiem w Ameryce.

Historię tego ruchu religijnego warto przypomnieć z powodu spotkania ekumenicznego jakie miało miejsce dnia 15 lutego 1992 roku w katedrze Polskiego Narodowego Katolickiegp Kościoła pod wezwaniem św. Stanisława, biskupa i męczennika w Scranton. W spotkaniu, które zostało nazwane „Nabożeństwem gojenia” wzięli udział trzej biskupi polsko-katoliccy oraz Edward kardynał Cassidy ze strony Stolicy Apostolskiej i czterej biskupi rzymskokatoliccy. Biskupi katoliccy ogłosili wtedy, że wymazują z pamięci zarzuty i ekskomuniki, które dotyczyły biskupów i wiernych „Kościoła Narodowego”. Niestety nikt ze strony katolickiej nie wskazał na herezje i błędy ciągle głoszone przez wspólnotę „polskokatolicką”. Spotkanie ekumeniczne z lutego 1992 przebiegało w atmosferze, którą ekumeniści nazwywają „wyjściem poza mentalność powrotu bądź wchłonięcia do Kościoła rzymskiego”. Pomimo deklaracji, że oznacza to jedność w rzeczach istotnych, to w praktyce okazuje się, że dla ekumenistów liczne dogmaty wiary nie są wcale istotne, a zamiast powrotu odłączonych od Kościoła heretyków głosi się szeroką „koalicję religijną”, „pojednaną różnorodność” w której poświęcane są coraz to nowe prawdy wiary w imię iluzorycznej jedności, która stanowi program, cel, a nawet podstawową zasadę liberalnej religijności. Pojęta w tym duchu ortodoksyjność nie ma nic jednak wspólnego z wiernością integralnemu depozytowi wiary.

Odwołanie ekskomuniki nałożonej w przeszłości na prawosławnych (1964) zaowocowało katolicko-prawosławną umową z Balamand (1993), w której zapisano, że biskupi i kapłani prawosławni są hierarchią ustanowioną przez Ducha Świętego. Czym zaowocuje odwołanie ekskomuniki z heretyckiego ks. biskupa Franciszka Hodura? Otóż owoce tej decyzji już się dokonują. Stolica Apostolska pozwoliła bowiem niestety księżom rzymskokatolickim na udzielanie w pewnych okolicznościach (ale nie tylko w sytuacji zagrożenia życia) sakramentów pokuty, namaszczenia chorych czy Eucharystii wiernym „Kościoła Narodowego”. Powstaje jednak ważkie teologiczne pytanie: jak jest możliwe, aby wierny tego heretyckiego, a więc fałszywego wyznania otrzymał rozgrzeszenie od katolickiego kapłana nie wyrzekając się ciężkiego błędu herezji? Dlaczego kapłan katolicki nie uświadomi tego wiernego o potrzebie nawrócenia, ale udzielając mu łaski sakramentalnej utwierdza go w wyznawanych błędach? Konsekwencje tej decyzji są nader poważne, gdyż pomijana jest prawda katolicka.

Dogmat o Trójcy Świętej w dialogu z prawosławiem

Dogmat o Trójcy Świętej dotyka największych tajemnic wiary katolickiej, tajemnic wyrażonych przez Kościół pod natchnieniem Ducha Świętego już ponad tysiąc pięćset lat temu, zwłaszcza na dwóch Soborach Powszechnych: w Nikei (325) i w Konstantynopolu (381), które były dwoma pierwszymi soborami Kościoła Katolickiego. Rozłam w Kościele jaki stał się faktem w roku 1054 i utrwalił się od tego czasu, czyli schizma wschodnia, polegająca na zerwaniu jedności ze Stolicą Apostolską przez patriarchat w Konstantynopolu i podległe mu Kościoły lokalne dokonała się również w związku z nową, błędną nauką o Trójcy Świętej nauczaną przez ówczesnych Greków. Błąd ten koncentrował się wokół zagadnienia wyrażonego na Zachodzie formułą Filioque, a więc wokół problemu pochodzenia Trzeciej Osoby Trójcy – Ducha Świętego. Za sprawą dwóch wpływowych teologów wschodnich, patriarchów Konstantynopola, najpierw Focjusza (858-867, 878-886), a następnie Cerulariusza (1043-1058), Grecy, a za nimi niemal cały chrześcijański Wschód popadł w heretycką naukę negującą treść prawdy wyrażonej na Zachodzie w terminie Filioque, a znanej na Wschodzie w słowach, że „Duch Święty pochodzi od Ojca przez Syna”, prawdy wyrażającej jednomyślną naukę Ojców Kościoła ze Wschodu i Zachodu, a podkreślonej przez Zachód i słusznie wprowadzonej do katolickiego Credo przez papieży, w obronie wiary przez błędnymi interpretacjami.

Dzisiaj w imię dialogu ekumenicznego progresywni teolodzy głoszą, że Filioque nie jest artykułem wiary, ale „fałszywym” dodatkiem tzw. średniowiecznych teologów łacińskich, dodatkiem godnym rzekomo porzucenia i usunięcia z teologii katolickiej w imię pojednania z chrześcijańskim Wschodem prawosławnym. Jest to pogląd błędny, gdyż formuła Filioque jest prawdą wiary przyjętą przez dwa Sobory Powszechne, a mianowicie: Drugi Sobór w Lyonie (1274) i Sobór we Florencji (1445), ma zatem rangę dogmatu, a w błędzie są właśnie wyznawcy schizmatyckiego prawosławia, bowiem odrzucają prawdę, którą Grecy przyjmowali w starożytności, chociaż posługiwali się inną, choć równorzędną formułą teologiczną. Teraz, w imię wrogości do łacinników, czyli do Kościoła Rzymskiego, prawosławni pragną trwać w odrzuceniu tego wspólnego dziedzictwa teologicznego.

Publikacje o. Benedykta Huculaka OFM

Obok niezliczonych publikacji ekumenicznych w ostatnich latach ukazały się także trzy książki Ojca Benedykta Huculaka OFM rzetalnie omawiające katolicką naukę o Duchu Świętym w świetle Tradycji rdzennie wschodniej i w porównaniu do teologii zachodniej. W jednej z nich „Duch Ojca i Syna według rdzennej teologii greckiej” (Wydawnictwo Zakonu Pijarów, Kraków 1996) Autor przedstawia prawdę o Trzeciej Osobie Trójcy Przenajświętszej w nauczaniu greckich Ojców Kościoła i teologów średniowiecznych, wskazując na tych którzy pozostali wierni pierwotnej nauce, stanowiącej wspólne dziedzictwo Wschodu i Zachodu, a następnie ułatwili zawarcie unii najpierw na Soborze w Lyonie w roku 1274, a następnie we Florencji w roku 1445, kiedy prawosławie dwakroć powróciło, niestety na krótko, do jedności ze Stolicą Piotrową.

Szczególny wkład w dzieło poprawnego rozumienia nauki o Duchu Świętym, zgodnego z ujęciem zachodnim, a przeciwnego rozpowszechnionym wśród Greków fałszywym nowym naukom, mieli zwłaszcza: Nicetas z Maronei (XII w.), chartofylaks czyli kanclerz katedralnego kościoła Bożej Mądrości w Konstantynopolu, następnie Nicefor Blemmydes (1197-1272), minister na dworze jednego z cesarzy nikejskich i rzecznik powrotu Wschodu do jedności z Rzymem, a także Jan Bekkos (XIII w.), również kanclerz Kościoła w Konstantynopolu, jeden z współorganizatorów zjednoczeniowego Soboru w Lyonie w roku 1274, a następnie patriarcha Konstantynopola w zjednoczonym już z Rzymem, ale niestety na krótko, jedynym Kościele Chrystusa.

Druga z książek ojca Benedykta Huculaka „Bohaterski teolog greckokatolicki - Konstantyn Meliteniotes” (Wydawnictwo Zakonu Pijarów, Kraków 1997) przedstawia sylwetkę wybitnego Greka, uczonego który nie upadając pod naciskiem prześladowań bronił wspólnej nauki Greków i Łacinników, a także unii między Wschodem a Stolicą św. Piotra. Ten świątobliwy wyznawca, świadek wiary, żyjący w dobie Drugiego Soboru Lyońskiego (1274) był głównym wykładowcą na cesarskim uniwersytecie w Konstantynopolu oraz archidiakonem stołecznego kościoła Mądrości Bożej (Hagia Sophia), a po zawarciu unii z Rzymem kanclerzem u boku patriarchy Jana Bekkosa. Unia została jednak szybko odrzucona przez Greków, a Meliteniotes został w roku 1283 uwięziony w jednym ze stołecznych klasztorów. Rdzenną naukę grecką o Duchu Świętym, zgodną z teologią łacińską odrzucił synod prawosławny w roku 1285, a Meliteniotes wraz z usuniętym z urzędu Bekkosem za obronę ortodoksji cierpieć musieli więzienie, w którym Bekkos zmarł w roku 1297, zaś Meliteniotes w roku 1307, po wielu latach spędzonych w niewoli za swą wierność wierze katolickiej i apostolskiej.

Trzecia książka O. Benedykta Huculaka „Trójca Przenajświętsza na tle dzieła zbawczego” (Wydawnictwo Zakonu Pijarów, Kraków 1997) jest wieloaspektową prezentacją katolickiego dogmatu o odwiecznym pochodzeniu Ducha Świętego zarówno od Ojca jak i od Syna w świetle tekstów biblijnych i Tradycji Kościoła. Dzieje zbawienia przedstawione na kartach Pisma Świętego potwierdzają w wielu miejscach tę prawdę, w perspektywie uzewnętrznienia Boga Trójjedynego w Jego działaniach, które odzwierciedlają życie wewnętrzne Trójcy. Chrześcijanie prawosławni podążając za błędnym mniemaniem patriarchy Focjusza traktują Trójcę Świętą w jej wewnątrzboskim życiu inaczej niż w zbawczym objawieniu i utwierdzają się w ten sposób w fałszywym poglądzie, jakoby formuła teologii zachodniej czyli Filioque nie była prawdą wiary. Błąd teologii prawosławnej polega na uznaniu, że Duch Święty pochodzi jedynie od Ojca, a rola Syna Bożego, Naszego Pana Jezusa Chrystusa ogranicza się w tej koncepcji do udzielania Ducha Świętego stworzeniu. Przeciwko heterodoksyjnym ujęciom greckim świadczy jednak tekst Pisma Świętego i zgodne nauczanie Ojców Kościoła, greckich i łacińskich, zaś dodatkowym umocnieniem tej nauki są świadectwa liturgiczne, a zwłaszcza piękna sekwencja mszalna Veni, Sanctae Spiritus, oraz hymn brewiarzowy Veni, Creator Spiritus.

Kościół Rzymski, Mater et Magistra (Matka i Nauczycielka) wszystkich Kościołów, w trosce o zbawienie wieczne dusz chrześcijańskich pozostających poza jedyną owczarnią Chrystusową, popierał zawsze dążenie do przywrócenia utraconej przez nich jedności. W tym celu zawierane były unie z chrześcijanami wschodnimi, z których najbardziej znane są te wspomniane wyżej, zawarte na Soborach Powszechnych w Lyonie i we Florencji. W Polsce zawarta została unia brzeska (1596). Zawierając unię wskazywano zawsze na to, że papieże odróżniali konieczne warunki nawrócenia chrześcijan pozostających poza Kościołem, polegające na przyjęciu pełnego depozytu wiary, od drugorzędnych różnic które stanowią uprawnioną odrębność, a nawet cenne bogactwo chrześcijańskich braci. W przypadku prawosławia braki i błędy dotyczą przede wszystkim nauki o odwiecznym pochodzeniu Ducha Świętego oraz o czyśćcu i randze urzędu papieskiego w Kościele, zaś warunkiem jedności zawsze było skorygowanie pomyłek w duchu prawdy katolickiej, nawet przy zachowaniu pewnych (w istocie pozornych) różnic w formie wyrazu tych treści, różnic wynikających z własności języków łacińskiego i greckiego. Rdzennie grecka formuła o pochodzeniu Ducha Świętego od Ojca przez Syna (dia tou Hyiou) wyraża tą samą prawdę, co katolicki dogmat Filioque ujęty w języku łacińskim. Uprawniona odrębność dotyczy np. wielu obyczajów i tradycji liturgicznych, których bogactwo podziwiać można w ramach chociażby sprawowanej w Polsce liturgii grecko-katolickiej.

Promowanie dialogu z prawosławiem

Od czasu duszpasterskiego Soboru Watykańskiego II hierarchia katolicka podejmuje liczne próby nawiązania jedności z prawosławiem. Niestety w rozmowach tych nie stawia się już konieczności wyrzeczenia się przez prawosławnych ich błędów jako niezbywalnego warunku tej jedności. Umowa między przedstawicielami Kościoła katolickiego, a prawosławnymi zawarta w roku 1993 w mieście Balamand w Libanie odrzuca wyraźnie katolicką naukę o konieczności zawarcia unii, o niezbędności powrotu do Rzymu przez odłączonych chrześcijan i potępia nawracanie prawosławnych do Kościoła katolickiego. Jedność ma się realizować na zasadzie tak zwanych „Kościołów Siostrzanych”. Ta fałszywa nowinka teologiczna jest jednak nie do pogodzenia z prawdą katolicką, skoro bowiem znajdujący się poza Kościołem prawosławni, wyznający heretyckie poglądy i podlegający trwającej od wieków schizmie mieli by być Kościołem Siostrzanym, to w jaki sposób mogłyby w ramach tych równorzędnych Kościołów trwać obok siebie prawda i fałsz?

W artykule opublikowanym na łamach „Tygodnika Powszechnego” (nr 48, 1999) o. Wacław Hryniewicz OMI twierdzi, że spór o Filioque może niebawem zostać zażegnany. Wedle bowiem tego Autora ta nauka jest fałszywym (sic!) dodatkiem średniowiecznych teologów, zaś jedynym sensownym krokiem w celu pojednania z prawosławiem ma być rzekomo jej odrzucenie! Ojciec Hryniewicz znany jest dobrze z szerokiego głoszenia heretyckich poglądów, a w swym kolejnym artykule potwierdza tylko dotychczasowe stanowisko teologa niechętnego wobec wielu prawd katolickich. Jednak w powyższym artykule Autor powiada, że m. in. w łacińskim kościele katolickim w Grecji Filioque już zostało wyeliminowane z mszalnego Credo. Poglądy o. Hryniewicza nikogo już może nie szokują, ale szokować może rezygnowanie z katolickich prawd wiary we współczesnym Kościele. Najpierw hierarchowie rezygnują z nawracania prawosławnych na wiarę katolicką, a później niektórzy z nich sami się nawracają na prawosławie i przyjmują herezję Focjusza i Cerulariusza o pochodzeniu Ducha Świętego tylko od Ojca, herezję patriarchów greckich wyrosłą na nieznajomości Ojców Kościoła i na wrogości wobec papiestwa rzymskiego.

Ojciec Hryniewicz zapowiada konieczność rezygnacji z Filioque również w innych częściach Kościoła łacińskiego i stawia ten akt jako wymóg na drodze ekumenicznego dialogu z prawosławiem. Autor ten twierdzi nawet, że Kościół powinien przeprosić za to, że w ogóle Filioque znalazło się w rzymskim Credo! Z takim dialogiem, który polega na akceptacji błędów odłączonych od prawdy heretyków nie można mieć nic wspólnego! Gdzie znajdzie się Kościół Rzymski idąc po tej drodze i jakie jeszcze dogmaty przyjdzie poświęcić w imię iluzorycznego porozumienia! Jubileuszowy rok 2000 okazuje się smutną datą w dziejach Kościoła, bowiem w licznych spotkaniach międzyreligijnych, wśród wypowiedzi o licznych „Kościołach siostrzanych”, już nie tylko prawosławnych, ale wielu innych, dochodzą coraz to nowe ustępstwa doktrynalne, skutkujące coraz większym spotęgowaniem destrukcyjnych poczynań modernistów w Kościele.
Inne ustalenia doktrynalne

W artykule „Jedność widziana przez mgłę, czyli o niektórych osiągnięciach dialogów ekumenicznych” na łamach warszawskiej „Więzi” (nr 495, styczeń 2000) młody teolog, Józef Majewski stwierdza, że „wzywanie Maryi, i oba dogmaty [maryjne] są dla luteran nie do przyjęcia”, ale wedle amerykańskich ekumenistów istnieje możliwość pojednania gdyby „w ściślejszej, aczkolwiek niepełnej wspólnocie, luteranie nie byliby zobowiązani do wzywania świętych ani do przyjmowania dwóch dogmatów maryjnych (sic!)” (s. 63). Wedle Majewskiego „pojednanie Kościołów jest możliwe tylko «za cenę» wzajemnego uznania istniejących między nimi rozbieżności (sic!)”, zaś jak wynika z lokalknych ustaleń ekumenicznych podjętych w USA: „celem dialogu ekumenicznego nie jest eliminowanie wszystkich różnic, lecz wykazanie, że istniejące wciąż rozbieżności pozostają w harmonii z fundamentem wiary apostolskiej i dlatego są one uprawnione albo przynajmniej można je tolerować” (ibidem). Przedstawiona wizja jedności, rozumianej jako „pojednana różnorodność” jest sprzeczna z wiarą katolicką.

Na takiej podstawie autor artykułu stwierdza, iż „przyszła jedność nie może i nie powinna prowadzić do uniformizacji w wyrażaniu wiary. Do pomyślenia jest tylko jedność w pojednanej różnorodności” (s. 64). Ponadto – jego zdaniem: „istnieje wiele, nie zaś tylko jeden, sposobów trwania Kościoła w ciągu wieków w świadectwie wiary Apostołów” dlatego ma być możliwe aby „zaakceptować duchowne urzędy w protestantyzmie (sic!)” (s. 67-68). W ten sposób pomija się istotne błędy protestantyzmu i odchodzi się od wiary katolickiej przyjmując, że pastorzy są niejako równi kapłanom!

Jak wynika z kolei z ustaleń katolicko-anglikańskich „sprawowanie autorytetu nauczania w Kościele domaga się udziału, na różne sposoby, całego ciała wierzących” (s. 70). Jest to typowe protestanckie umniejszanie roli hierarchii Kościoła. Uczestnicy tych rozmów stwierdzają ponadto, że „Biskup Rzymu winien stać na straży zarówno jedności chrześcijaństwa, jak i jego różnorodności” (s. 71). W ten sposób papiestwo ma być przekształcone w ekumeniczny urząd nadzorczy. Miejmy nadzieję, że do takiego upadku nigdy nie dojdzie.

Józef Majewski jest zdania, że „dogmaty Kościołów – to nie teoretyczne konstrukcje najwybitniejszych intelektów w Kościele, ale opisanie bardzo konkretnych historycznych – świadomych i nieświadomych – doświadczeń wspólnoty wierzących i zarazem odpowiedź, w świetle Biblii i Tradycji, na pytania i problemy wiary, kryjące się w tych doświadczeniach” (s. 72). Wyprowadzanie dogmatów wiary z doświadczeń religijnych wspólnoty wierzących bliskie jest modernistycznej koncepcji „nieświadomego uczucia religijnego, które znaduje swój wyraz w dogmatach wiary”. Są to poglądy bardzo niebezpieczne.

Ekumenizm jest propagowany dalej

Popularyzacją poglądów ekumenicznych wypracowanych przez wielu teologów zajmuje sie np. ojciec Jacek Bolewski SJ, który w wywiadzie „Spotkanie w Duchu Prawdy”, dla dziennika „Rzeczpospolita” (nr 98, z dnia 26 kwietnia 1997) powiada w rozmowie z Anną Jarmusiewicz, że „Sobór [Watykański II] uznał z większą pokorą niż w przeszłości, że Kościół, jakiego chciał Jezus - «jeden, święty, powszechny i apostolski» - «trwa» w Kościele katolickim, czyli jest w nim, chociaż się do niego nie ogranicza. Duch Chrystusa działa także w innych Kościołach chrześcijańskich oraz poza chrześcijaństwem”. W tym miejscu Autor oczywiście myli działanie Ducha Świętego ze skutecznością samych fałsyzwych wyznań i błędnych religii. Duch Święty nie działa w innych religiach jako takich, ale jedynie na członków innych religii pomimo ich błędów. Zdaniem o. Bolewskiego „wielkie religie świata wymagają szacunku (sic!), ponieważ Objawienie jest czymś szerszym od religii - religia oznacza wcielony wymiar Objawienia, również w kulturę i w instytucje.” Autor tych słów miesza nadprzyrodzoną prawdę Objawioną i ludzkie instytucje, dogmaty ze zmiennymi systemami kultury. Wiara katolicka to cnota nadprzyrodzona, a religia pogan to nierzadko bałwochwalstwo. Szacunek dla błędów fałszywych religii jest głęboko sprzeczny z wiarą katolicką. Żadna świecka instytucja, ani kultura nie jest religią!

Wedle o. Bolewskiego: „formuła, że poza Kościołem nie ma zbawienia, nie jest fałszywa, lecz wymaga właściwej interpretacji”. Na czym ma polegać ta interpretacja? Otóż czytamy dalej, że „Zbawienie przychodzi przede wszystkim przez Jezusa, Jego Ducha i przez ten Kościół, którego On pragnął. Ale już widzieliśmy, że sobór nie ogranicza go do Kościoła katolickiego. Nie można zatem pojmować owej formuły eksluzywnie”. Aby zrozumieć, że pogląd ten jest błędny wystarczy przeczytać w czwartym rozdziale Dziejów Apostolskich, że Jezus Chrystus „jest kamieniem, odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się głowicą węgła. I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni (podkreślenie moje – A. M.)”. Ojciec Jacek Bolewski stwierdza jednak, że „Nie wystarcza także, przeciwna niejako, postawa inkluzywna, która głosi, że wszystko, co «święte i prawdziwe» w innych religiach, jest już obecne w Kościele katolickim. Owszem, to wszystko jest obecne w Duchu Świętym, w Duchu Prawdy, a w Kościele w tej mierze, w jakiej jest na Niego otwarty.” Pogląd ten stawia Kościół Święty na równi z wszystkimi fałszywymi wyznaniami i religiami.

Dowodem na recepcję modernistycznych koncepcji ekumenicznych jest zaś wypowiedź: „Dialog nie musi kończyć się nawróceniem (sic!). Dialog jest też szukaniem własnej tożsamości, gdyż poprzez określenie różnic odkrywa się własną specyfikę.” Ponadto wspomniany zwolennik ekumenizmu i członek zakonu jezuitów sądzi, że „Dialog służy do usunięcia nieporozumień i pogłębienia tożsamości” Porównajmy tę postawę ze świadectwem pierwszego męczennika, św. Szczepana, opisanym w Dziejach Apostolskich (7, 55-60): „A on pełen Ducha świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Boga. I rzekł: «Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga». A oni podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem. Wyrzucili go poza miasto i kamienowali, a świadkowie złożyli swe szaty u stóp młodzieńca, zwanego Szawłem. Tak kamienowali Szczepana, który modlił się: «Panie Jezu, przyjmij ducha mego!» A gdy osunął się na kolana, zawołał głośno: «Panie, nie poczytaj im tego grzechu». Po tych słowach skonał” Natomiast wedle przedstawionych właśnie zasad głoszonych przez współczesnych nam ekumenistów św. Szczepan powinien prowadzić dialog i „pogłębiać tożsamość” wyznawców fałszywych religii!

W opinii ojca Bolewskiego „żadna religia nie ma monopolu na prawdę, może natomiast świadczyć o swojej otwartości na nią. Nie oczekujmy, że wszyscy się nawrócą na chrześcijaństwo, ale że spotkają się w Duchu Prawdy, a to już nie całkiem od nas zależy. Owocną próbą takiego spotkania różnych religii było 10 lat temu bezprecedensowe spotkanie modlitewne przedstawicieli różnych religii w Asyżu.” W taki sposób ekumenizm w istocie rezygnuje z działalności misyjnej, gdyż przyczynia się do akceptacji wszystkich fałszywych religii niekatolickich jako dróg prowadzących do zbawienia.

Popularny ekumenizm ks. Malińskiego

Znany duszpasterz z Krakowa, ksiądz Mieczysław Maliński, znany w prasie jako „przyjaciel Jana Pawła II” ogłosił – wśród wielu innych tytułów – książkę „Zachwyceni Bogiem” (Kraków 1998). Na kartach tej publikacji autor prezentuje różnorodne poglądy religijne w duchu humanistycznego ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego. W rozdziale „Poganie” możemy przeczytać, że „nasi przodkowie czcili słońce, księżyc, gwiazdy, las, wodę, wiatr, śnieg, zwierzęta i rośliny, swoje ciało i swoje etapy rozwoju fizjologicznego i duchowego” (s. 24). Niezależnie od dalszych wypowiedzi autora warto zauwazyć, że pogrążeni w bałwochwalstwie mieszkańcy pogańskich dawnych ziem polskich raczej z wielką trudnością mogliby przejść jakiekolwiek „etapy rozwoju duchowego”, gdyż prawdziwy rozwój duchowy jest możliwy tylko we współpracy człowieka z łaską i sakramentami świętymi. Bardziej szokujące są jednak dalsze słowa ks. Malińskiego, który jest doktorem dominikańskiego Uniwersytetu „Angelicum” w Rzymie, gdyż powiada on iż pogańskie kulty, pomimo zabobonów i przesądów, w istocie dotyczyły jedynego Boga (sic!): „religia pogańska oparta jest na wierze w Boga immanentnego w świecie” (s. 25). Ten fałszywy wniosek staje się okazją do nieprawdopodobnego wywyższenia fałszywej pogańskiej religii Słowian: „wycięliśmy im święte gaje, zabroniliśmy dawnych obrzędów i zwyczajów. I tego żal (sic!). To nie żal za folklorem, ale za istotną prawdą religijną (sic!), którą pielęgnowali poganie i żyli zgodnie z nią. Trzeba po prostu powiedzieć, że oni mieli rację (sic!), bo Bóg faktycznie jest obecny w świecie” (s. 25-26). W ten sposób katolicki kapłan ubolewa nad porzuceniem przez naszych przodków błędów pogaństwa, a Kościół który w dziesiątym stuleciu przyniósł do Polski prawdę Chrystusa staje się niepożądanym intruzem. Obecnie w Polsce powstało kilka zarejestrowanych sekt religijnych kultywujących pogaństwo, takich jak: „Zrzeszenie Rodzimej Wiary” czy „Polski Kościół Słowiański” (sic!). Miejmy nadzieję, że ks. Maliński nie będzie wraz z wyznawcami tych sekt kultywować ich obłędnych „prawd religijnych” czyli może np. bałwochwalstwa uprawianego w gajach i kamiennych okręgach na stokach gór. Warto zapytać gdzie w tym wszystkim jest pierwsze przykazanie dekalogu? W Piśmie Świętym kult pogański traktowany jest ze wstrętem, bożki nazwane są ohydą, a ich czciciele surowo potępieni. W Dziejach Apostolskich możemy przeczytać jak święty Paweł będąc w pogańskich Atenach „burzył się wewnętrznie na widok miasta pełnego bożków” (Dz 17, 16), a teraz czytelnik książki księdza Malińskiego dowiaduje się, że balwochwalcy ci rzekomo mieli rację!

Aby nie pozostawiać czytelnika sam na sam z tego rodzaju problemami Autor w rozdziale „Dlaczego tyle religii?” kontynuuje swe rozważania i powiada, że: „wszystkie [religie świata] mają 90 procent prawd wspólnych”. Aby zaś podkreślić swą wyjątkową arytmetykę dodaje jeszcze: „w jeszcze większym stopniu wspólne są we wszystkich religiach prawdy moralne (sic!)” (s. 55). Nawet więcej: Dekalog ma być rzekomo „wspólny wszystkim religiom świata”. Warto zapytać, czy rzeczywiście chociażby pierwsze przykazanie Dekalogu obowiązuje w fałszywych religiach, które czczą niezliczoną licznę bożków (np. hinduizm uznaje ich kilkaset milionów!). Jeszcze bardziej oryginalne są poglądy ks. Malińskiego na genezę religii: „założyciele religii startują z określonej kultury, mają swoje problemy i szukają ich rozwiązań w Bogu. Gdy się okazuje, że wyrażają potrzeby również innych ludzi, gromadzą wokół siebie wyznawców” (s. 56). Różnice pomiędzy religiami Autor wyjaśnia różnymi „punktami widzenia”. W ten sposób wszystkie religie są dla ks. Malińskiego prawdziwe, a chrześcijaństwo wyróżnia się jedynie tym, że „jest to religia najbardziej wyrównana, niosąca wszystkie prawdy, które znajdują się i w innych religiach” (s. 57). Niestety ta optymistyczna wizja pomija wszystkie błędy fałszywych religii niechrześcijańskich. Jest to przykład potocznego indyrefentyzmu religijnego w przeciwieństwie do fachowych spekulacji teologów – ekumenistów.

W rozdziale „Kto może być zbawiony?” Autor przytacza zatrważający przykład upadku misji katolickich we współczesnych czasach: „kiedyś rozmawiałem z misjonarzami francuskimi pracującymi w Afryce arabskiej. «Na czym polega wasza praca?» Usłyszałem zdumiewającą odpowiedź: «Najpierw pomagamy muzułmanom być prawdziwymi muzułmanami. Bronimy ich, by nie popadali w fundamentalizm, ale starali się zrozumieć istotę Koranu i żyli zgodnie z jego nauką. Bo tylko tak mogą być zbawieni (sic!)». «A co z chrześcijaństwem?» - pytałem zdumiony. «A jeżeli niektórzy z wyznawców islamu proszą nas, abyśy mówili im o chrześcijaństwie, to mówimy. A jeżeli nas poproszą o chrzest, to udzielamy go z radością»” (s. 59). Autor nie krytykuje tak pojętej działalności „misyjnej”, która w istocie okazuje się być działalności „antymisyjną”, kpiną z religii katolickiej, skoro rzekomo muzułmanie „tylko tak” – czyli przez islam – „mogą być zbawieni”. Niewiele już przy tym znaczy ewidenta sprzeczność wewnętrzna w tej pseudo-misyjnej praktyce, bo skoro islam „zbawia” muzułmanów, to po co udzielać im chrztu i po co mówić cokolwiek o chrześcijaństwie, nawet nieśmiało i dopiero na ich wyraźne życzenie?

Obok błędów w sprawach wiary, na kartach książki ks. Malińskiego nie brak także błędów w dziedzinie moralności, z których najbardziej szokujący jest pogląd wyrażony w formie dialogu na temat „powszechnego” dążenia ludzi do świętości: „A co z takimi, którzy kradną i mordują? – spytasz. Odpowiadam: «Nie obawiam się powiedzieć, że ich celem jest również świętość (...) mają jakieś zasady, jakąś moralność. A że każdy z nich na swój sposób sobie ją wypatrzył, wykrzywił, zrobił z niej karykaturę, zbudował dla własnej jakiejś korzyści, to już osobna sprawa»” (s. 60). Po tych słowach następuje najbardziej straszna deklaracja obrazoburcza wygłoszona przez katolickiego przecież duchownego: „oczywiście, niejednokrotnie człowieka patrzącego z zewnątrz na religię – również katolicką – może zmylić albo nawet zgorszyć wielość nabożeństw, obrzędów, kult świętych patronów, cześć oddawana obrazom, procesje, pieśni, może go zniechęcić rozbudowana teologia z dogmatami, czasami skomplikowanymi nie wiadomo po co (sic!). Niektóre stwarzają pozory, że są nieodzowne, podstawowe, a przynajmniej konieczne (sic!). Ale to już jest sprawa nasza – odbiorcy, wyznawcy, który musi potraktować akcesoria jak akcesoria (sic!) i uchwycić istotę rzeczy. A istotą jest prawda o tym, że Bóg jest Miłością. A my, ludzie, mamy stać się Mu podobni” (s. 61). Na te słowa nasuwa się tylko jedna odpowiedź: istota rzeczy zawarta w zacytowanych słowach jest prosta, gdyż mamy do czynienia z wyjątkowo brutalnym bluźnierstwem wymierzonym w to wszystko, co w nauce katolickiej jest najświętsze i najprawdziwsze. Po tej deklaracji nie potrzeba nowych świadectw, aby właściwie ocenić szokującą religijność „miłości” i „humanizmu”, jaką prezentuje Autor, religijność wyraźnie niekatolicką.

W rozdziale „Religia objawiona?” (s. 62-64) ksiądz Maliński wyznaje, że w istocie nasza religia nie jest objawiona, bowiem prorocy mówili ludziom co prawda prawdy z Bożego polecenia, ale prawdy te ludzie mieli znać wcześniej, a więc prorocy nie powiedzieli nic nowego, a tylko przypominali o rzeczach znanych, ale zapomnianych. Objawienie jest więc dane każdemu człowiekowi, tylko nie każdy jest wrażliwy na to, aby je odkryć. Ks. Maliński rysuje dalej swą wizję historii biblijnej: Mojżesz nie rozmawiał z Bogiem, nie słyszał słów Boga, a nawet Jezus Chrystus nie powiedział ludziom nic nowego, a zwalczał tylko dewocję i obłudę. Dzisiaj naszymi prorokami są święci, którzy wypominają nam nasze błędy i objawiają nam jak żyć.

Trudno wyliczyć wszystkie błędy zawarte w tych poglądach. Jak można twierdzić, że prorocy głosili tylko prawdy moralne i do tego znane ludziom, jak można twierdzić, że Mojżesz nie rozmawiał z Bogiem, jak można twierdzić, że Jezus Chrystus nie powiedział ludziom nic nowego, a więc nie objawiał prawdy katolickiej, jak można twierdzić, że dziś są prorocy, którzy nadal niosą objawienie natchnieni przez Boga, tak samo jak sam nasz Pan Jezus Chrystus? Poglądy te blisko przypominają modernizm potępiony przez świętego papieża Piusa X, sprowadzający religię do humanitarnej moralności społecznej i „odczytywanie prawdy religijnej w tajnikach własnego sumienia”.

Zdaniem ks. Malińskiego, w rozdziale „Wszyscy jesteśmy święci” (s. 74-76), każdy człowiek uczestniczy w Bogu, jak kropla w oceanie. Są zatem: święci ołtarzowi, święci nieołtarzowi, chrześcijanie i niechrześcijanie, wszyscy zjednoczeni z Bogiem. My, ale także umarli – ludzie czyśćowi, za których się modlimy w Dzień Zaduszny. Tak rozmyte pojęcie świętości dostępnej dla każdego niezależnie od wiary jest w istocie obojętnym religijnie humanizmem, jeżeli wszyscy mają być „zjednoczeni z Bogiem przez swoją wolność, odwagę, twórczość, bezinteresowność” (s. 75).

Autor omawianej tu książki zmienia znaczenie wielu pojęć zasadniczych dla dogmatyki katolickiej. Przykładem tej metody są rozważania o grzechu pierworodnym, gdyż zdaniem ks. Malińskiego jest to: „kumulacja zła, które w nas narasta. Ma rozmaite źródła. Po pierwsze: jest to zło, które człowiek dziedziczy po przodkach. Według starego powiedzenia: gdy rodzice palą i piją, ich dziecko będzie miało skłonność do palenia i picia (...) ciąg naszego zła sięga daleko poza rodziców (...) aż po grzech jakiegoś pierwszego człowieka” (s. 90). W teologii katolickiej grzech pierworodny jest osobistym grzechem konkretnego człowieka imieniem Adam i wcale nie polega na samej tylko skłonności do zła, ale na winie dziedziczonej przez zrodzenie. W rozważaniach ks. Malińskiego brak jednak ścisłych kategorii teologicznych.

Przedstawione tutaj poglądy Autora książki „Zachwyceni Bogiem” wyrażają powierzchowne traktowanie nauki katolickiej, a często w jej miejsce ks. Maliński formułuje humanistyczną religijność, w której wszystkie religie mają mieć podobną wartość, a moralność sprowadza się do ogólnych haseł sprawiedliwości i miłości.

Skutki ekumenii

Lektura cytowanych wyżej wypowiedzi rodzi dramatyczne pytanie: w którą właściwie stronę zdążają ekumeniści? Termin „pojednanej różnorodności”, która ma rzekomo stanowić „model jedności pojednanego chrześcijaństwa” oznacza w praktyce takie stępienie nauki katolickiej, aby była ona do przyjęcia w liberalnej koalicji religijnej jako zgodna z nauczaniem heretyckich teologów niekatolickich. Jednak każda droga ustępstw doktrynalnych jest godną pożałowania metodą niszczenia Wiary Objawionej. Nie sposób wszakże wzajemnie pogodzić ustępstw podejmowanych na rzecz poszczególnych grup chrześcijańskich. Oto bowiem moderniści chcą przybliżyć liturgię katolicką do protestantyzmu, z kolei rezygnacja ekumenistów z Filioque przybliża ich do prawosławia, jednakże dialog z nestorianami oddala od prawosławia i zbliża (w chrystologii) do liberalnego protestantyzmu, i tak w nieskończoność. Dlatego zamiast szukać fałszywych i sprzecznych kompromisów z duchem tego świata musimy niewzruszenie trwać przy Prawdzie zdefiniowanej w dogmatach Wiary katolickiej i pozostać wierni Prawdzie którą powierzył nam Nasz Pan, Jezus Chrystus.

Adam Małaszewski


Źródło informacji: RODZINA KATOLICA

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.