Jakieś 90 procent znanych mi duchownych nie nosi sutanny poza budynkiem kościoła, a koloratka w ich stroju pojawia się wyłącznie przy oficjalnych wyjściach „księżowskich”.
Mam koleżankę, kochaną osobę, która jest przy tym tzw. singlem z długim stażem. Gdy zatem na jej imieninach zobaczyłam przesympatycznego pana serdecznie ją obcałowującego przy okazji składania życzeń ucieszyłam się: „Ooo, czyżby coś się szykowało?”.
Prezent, jaki koleżance wręczył mężczyzna, był na poły własnoręcznie wykonany, przemyślany, pobożny. Pomyślałam sobie: „No, i do tego porządny, jak fajnie!”. Dobre wrażenie trochę popsuło jego klapnięcie na ziemię z piwskiem w ręku i wdanie się w dyskusję o piłce nożnej z nieletnimi krewnymi solenizantki. Także wygląd był mocno niechlujny. Na tle elegancko ubranych gości wymiętolony t-shirt i wyliniałe spodnie wyróżniały się na niekorzyść. Natomiast wmurowało mnie w ziemię, gdy się odezwał: „Przenieśli mnie do innej parafii, na wikarego, na probostwo się jeszcze nie załapałem...”.
W tym momencie uświadomiłam sobie, że domniemany absztyfikant koleżanki to ksiądz, a relacja (znając tę kobietę dobrze) jest wyłącznie przyjacielska.
Ze starannie zakamuflowanymi księżmi spotykałam się kilkakrotnie. Gdy przy okazji imprezy towarzyskiej dowiadywałam się, że jeden z gości to kapłan, zwykle zadawałam jakieś pytanie o nurtujące mnie kwestie związane z wiarą. Z reguły byłam zbywana półsłówkami, raz nawet rozmówca przypomniał mi, że jest tu towarzysko i ma ochotę na raczej niezobowiązujące konwersacje. Po prawdzie, rozumiem tę postawę. Gdy ktoś na imprezie dowiaduje się, że jestem psychologiem i zadaje mi pytanie z tej dziedziny, staram się szybko zakończyć rozmowę. Jestem tu po to, by odpocząć, a nie, by pracować! Zupełnie inaczej zachowuję się, gdy np. na przyjęciu moje dziecko stłucze sobie kolanko i płacze. Porzucam miłą rozmowę i idę skontrolować straty i pocieszyć malucha. Mamą jestem 24h na dobę, nie jest to zawód, a powołanie.
Dochodzimy tu do sedna nurtującego mnie problemu. Czy bycie księdzem to zawód, wykonywany w godzinach od do, czy powołanie? Odpowiedź wydaje się oczywista. Na profilu facebookowym ksiądz (zdjęcie profilowe: pomarańczowa koszulka, krótkie spodenki, motor) linkuje świński dowcip. Inny (równie zakamuflowany, zadeklarowany status związku: „to skomplikowane”) chwali się mandatem za jazdę 150km/h. Kolejny (stanowisko pracy: prezes) wdaje się w chamską pyskówę z jeszcze bardziej chamskimi rozmówcami, której finałem jest: „No nie p...l, ksiądz”, i księżowska riposta: „Sam nie p...l”.
Znajomy duchowny opowiada, jak to po zameldowaniu na pierwszej parafii poszedł do proboszcza: „Proszę księdza, w czwartki wieczór bym miał jeszcze do dokończenia studia...”, na co usłyszał: „Nie interesuje mnie życie prywatne księdza”. Jakieś 90 procent znanych mi duchownych nie nosi sutanny poza budynkiem kościoła, a koloratka w ich stroju pojawia się wyłącznie przy oficjalnych wyjściach „księżowskich”. I choć wszystko jest oczywiste, tęsknię za księżmi z powołania, nie z zawodu.
Bogna Białecka
Źródło informacji: http://www.pch24.pl
1 komentarze:
Wiele w tym prawdy. Natomiast nie negując artykułu, warto zauważyć, że tworzenie niezwykłych historii z księżmi w roli głównej sprawia, że część z nich woli nie nosić koloratki.
Prześlij komentarz