W starochrześcijańskim porządku Mszy św. znajdowali się tak zwani katechumeni. Katechumeni nie byli wtajemniczeni w tajemnicę Ofiary i dlatego musieli opuszczać miejsce ofiarowania przed rozpoczęciem właściwej akcji ofiarnej.
Nabożeństwo chrześcijańskie uchodziło za tak niewymownie święte, że obecność nieochrzczonych musiała wiernym wydawać się profanacją, zbezczeszczeniem miejsca Ofiary. Tylko w towarzystwie świętych wolno było przyjętym zbliżać się do ołtarza i uczestniczyć w najwznioślejszej Tajemnicy, jaka ma miejsce między niebem a ziemią. Uczęszczanie na wspólne nabożeństwa uznawano za prawo, za honor, za przywilej wiernych i dlatego było ono dla nich oczywistością.
Dzisiaj nie ma już różnicy między wtajemniczonymi a nie wtajemniczonymi. Nie ma już potajemnej nauki wobec pogan, żydów, błędnowierców czy nieochrzczonych. Wszyscy mogą wiedzieć, w co wierzymy, czego chcemy i co robimy. „Ite Missa est”, którym wcześniej diakon odprawiał przed rozpoczęciem Ofiary wszystkich nie należących do wspólnoty kościelnej, już nie istnieje w tej formie. Nabożeństwa dokonują się na naszych ołtarzach, że tak powiem, przy otwartych drzwiach.
Pomimo to wśród tych, którzy powinni należeć do wiedzących, znajduje się wielu, dla których ołtarz, wokół którego w Dzień Pański gromadzi się chrześcijański lud, jest niezrozumiałą tajemnicą, a słowo „Msza” słowem obcym, często co prawda będącym na ustach, którego jednak głębsze znaczenie pozostaje dla nich ukryte. I to nie z powodu, że oni nie rozumieją łaciny.
Istnieją prości ludzie, stare babuleńki bez wykształcenia, które choć ani dźwięku po łacinie nie rozumieją, to Msza Święta w swych konturach jest dla nich otwartą księgą.
To nie nieznajomość łaciny jest wielką przeszkodą w zrozumieniu i zainteresowaniu Mszą Świętą, ale duch czasu, który oznacza dokładne przeciwieństwo tego, co dokonuje się na ołtarzu. Z drugiej strony Kościół za świętym Pawłem żąda: „Niech wasza służba Boża będzie rozumna” (Rz 12, 1). Powinniście wiedzieć, co czynicie!
Katolicka Służba Boża nazywa się Mszą św. Nie interesuje nas przede wszystkim to, jak zwie się Służbę Bożą, ale to, czym ona jest. Nie nazwa, ale rzecz. Nabożeństwo katolickie to Ofiara Nowego Przymierza. Iść na Mszę św. to iść na Ofiarę. Do ofiary konieczne są dwa czynniki: osoba i rzecz. Jeżeli brakuje któregoś z tych czynników, nie może być mowy o ofierze.
Osobę, współdziałającą przy ofiarowywaniu, nazywa się kapłanem. Rzecz, jaką się oddaje, to dar ofiarny.
Zatrzymajmy się na chwilę przy pojęciu kapłana. Kim jest kapłan? Kto celebruje Mszę św., Ofiarę Nowego Przymierza na naszych ołtarzach? Po pierwsze, Chrystus! Nie ma Mszy, która nie by nie była osobiście celebrowana przez Chrystusa. Jak chrześcijaństwo zna tylko jednego Boga, tak zna też tylko jednego kapłana – Chrystusa! (zob. 1 Tym 2, 5) Tak jest napisane w Piśmie św. Tak mówi Wiara. My mamy tylko wybór – albo widzieć we Mszy św. puste przedstawienie, ofiarę bez kapłana, czyli ofiarę nie będącą żadną ofiarą, albo musimy we Mszy św. przedstawić sobie przy ołtarzu Chrystusa.
To, czy widzimy właściwego ofiarnika, czy też nie, ma nadzwyczajne znaczenie. Dla wiary niewidzialna obecność jest równie realna jak widzialna. Trzymajmy się więc tego mocno:
Kiedy odprawia się Mszę św., kiedy w Nowym Przymierzu ofiarowuje się ofiarę, to przy ołtarzu zawsze stoi Chrystus. Iść na Mszę św. to uczestniczyć w Ofierze składanej ku chwale Bożej przez osobiście obecnego Chrystusa.
Spytaliśmy o kapłana. Obok niewidzialnego Kapłana we Mszy św. stoi przy ołtarzu też ten widzialny jako ofiarnik. Chrystus na swej pierwszej Mszy św., podczas Ostatniej wieczerzy, wyświęcił Apostołów na kapłanów, kiedy słowami: „Czyńcie to na Moją pamiątkę” dał im władzę i nakaz czynienia tego samego, co On uczynił. I to kapłaństwo trwa w sakramencie Kapłaństwa aż do końca świata. Chrystus nie składa swej bezkrwawej Ofiary inaczej, jak przez pośrednictwo widzialnego kapłana. Jak nie ma Mszy św. bez Chrystusa, Wiecznego i Najwyższego Kapłana, tak nie ma Mszy św. bez wyświęconego zastępcy Chrystusa i następcy Apostołów.
Na tym się jednak nie wyczerpuje kwestia kapłaństwa w katolickiej Służbie Bożej. Kto jest ochrzczony, ten został członkiem tajemniczego Ciała Mistycznego Chrystusa. Z tego, że Chrystus jest głównym Kapłanem, wynika, iż również Jego członkowie – wierni – posiadają pewien charakter kapłański. Stąd, kiedy Głowa ofiarowuje, i oni muszą jako członkowie współofiarować. Co zatem oznacza, „uczestniczy we Mszy św.”? Nic mniejszego, jak sprawować swe współdziałające kapłaństwo jako członek Najwyższego Kapłana – Chrystusa. Wierni przy Ofierze Mszy św. nie są statystami. Nie są tylko widzami i słuchaczami. Nie mogą być pojmowani wytycznie jako pobożni świadkowie ofiary. Są oni czymś więcej. Działają aktywnie jako współofiarnicy.
Tylko ten, kto czuje się na Mszy św. jak wpółofiarnik w ścisłym związku z Chrystusem Kapłanem i z kapłanem widzialnym, wie, co oznacza być obecnym na Mszy św. i uczestniczyć w Służbie Bożej.
Msza niedzielna jest wtedy czymś tak cudownie wzniosłym, że staje się ona dla niego potrzebą duszy. Dopiero na Mszy Świętej człowiek osiąga szczytowy punkt swej chrześcijańskiej godności na ziemi, Nigdy nie jest większy, niż przed ołtarzem. Powiedz, jaki jest twój stosunek do Mszy, a ja Ci powiem, kim jesteś.
Kto wie, że katolicka Służba Boża jest kapłańską służbą, ten zna dopiero połowę Mszy św. Jak nie ma Mszy św. bez kapłana, tak nie ma też Mszy św. bez daru. Dopiero kapłan i dar łącznie stanowią całą ofiarę. Wiemy, że najdroższym darem, jaki ofiarowywany jest Wszechmocnemu na Mszy św., jest nade wszystko Ciało i Krew Jezusa. Jednak ten, kto jest prawdziwym ofiarnikiem, ofiaruje także to, co sam ma najlepszego.
Kapłan nie powinien pojawiać się przed ołtarzem z pustymi rękami. Liturgia starochrześcijańska wymagała, aby wszyscy uczestniczący we Mszy św. osobiście przyczyniali się do składanego Bogu podczas Mszy daru ofiarnego.
Wychodziło to z myśli częstokroć wypowiadanej w Starym Testamencie. Przed obliczem twego Boga nie powinieneś pojawiać się z pustymi rękami. W niektórych miejscach do dzisiaj jeszcze wierni składają swe dary na Ofiarowanie. Jednak św. Augustyn zauważył, że Bogu nie zależy tak bardzo na darach zewnętrznych, jak na darze z własnej osoby.
Dar jest tylko odzwierciedleniem ofiary serca. Ona jest na Mszy św. sprawą naczelną. Kto na Mszy św. nie może wspaniałomyślnie położyć na patenie kapłana swego „ja”, ten nie jest prawdziwym chrześcijaninem. Właściwie Mszę św. rozumieją tylko dusze wspaniałomyślne, tylko dusze ofiarne.
Żyjemy w czasie budowy kościołów. Jest oczywiste, że cegłami miejsca ofiarowania muszą być kamienie ofiarne. Byłoby błędnym materialistycznym wyobrażeniem sądzić, że chodzi tylko o otrzymanie pieniędzy i że jest obojętne, skąd te pieniądze pochodzą. Pieniędzmi można zapewne wznieść mury, ale nie świątynię. Świątynia jako dom Nadprzyrodzonego jest rzeczą raczej duchową aniżeli materialną i buduje się ją cegłami dobrej pracy, modlitwą, postem i jałmużną, kamieniami ofiarnymi poświęconymi pokutnymi łzami i potem uczciwej roboty.
Chcemy budować, jak i dawniej budowano, z czystej, bezinteresownej miłości i ofiarnego wyrzeczenia. Chcemy budować w duchu ołtarza i Mszy św. jak uczniowie Ukrzyżowanego. Cegła dla kościoła, materialnego kościoła i duchowej świątyni, jest dla nas czymś świętym. Jesteśmy ludem kapłańskim. Kapłani ofiarowują.
Zawsze Wierni, nr 11, 06-07.1996, s. 14.
0 komentarze:
Prześlij komentarz