Przyjęło się uważać, że to dopiero feministki i nurt umownie nazywany "gender studies" odważyły się zakwestionować paradygmaty społeczeństwa patriarchalnego oraz poddać dekonstrukcji biologiczne i kulturowe wymiary płci. Tymczasem, drogie Panie i Panowie, Kościół pierwszego tysiąclecia robił takie rzeczy od dawien dawna, gdy jeszcze żadnym naukowcom i działaczom społecznym nie śniła się refleksja nad płcią i płciowością. I robił to bynajmniej nie dlatego, by opublikować głośny artykuł w poczytnym piśmie czy portalu, nie po to, by zdobyć grant na modny i dobrze punktowany projekt naukowy oraz nie w tym celu, aby zorganizować rozreklamowaną debatę panelową z obowiązkowym, smakowitym cateringiem. Raczej po to, aby pokazać, że dla nowego i odmieniającego byt człowieka życia w Chrystusie rzeczywiście, jak mówi św. Paweł Apostoł w 3 rozdziale Listu do Galatów: "Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety". Dzisiaj w kalendarzu juliańskim (25 września/ 8 października) wspominamy świętą Eufrozynę Aleksandryjską, żyjącą w latach ok. 430-470 p. Chr.
Matka Eufrozyna (z gr. Εὐφροσύνη - radość, wesołość) uciekła w wieku 18 lat do jednego z męskich klasztorów na Synaju, aby uniknąć planowanego przez ojca małżeństwa. W porozumieniu z przełożonym monasteru, przywdziała szaty mnicha-mężczyzny i przyjęła męskie imię Smaragd, żyjąc w odosobnieniu według mniszej reguły ascetycznej. Wkrótce mniszka (mnich?) stała się (stał się?) bardzo znanym i cenionym kierownikiem duchowym dla rzesz wiernych. Zaskakuje nas niecodzienny tekst kontaktionu, ton 2 poświęconego nietuzinkowej aleksandryjskiej świętej:
"Na wyżynach życie pragnąc otrzymać,* na dole przyjemność ze wszystkimi odrzuciłaś,* i sama zmieszałaś się z mężczyznami, * piękna Eufrozyno,* ze względu na oblubieńca swego Chrystusa* wzgardziłaś oblubieńcem doczesnym".
Łukasz Kobeszko
0 komentarze:
Prześlij komentarz