_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

czwartek, 9 kwietnia 2015

Alice von Hildebrand: Przelotne mody i wieczne prawdy


Tragedią świata jest to, że staliśmy się apostatami!

Mając 91 lat Alice von Hildebrand wie, że zmierza do kresu życia. Nie bierze tego jednak za wymówkę i nie daje beztrosko przepustki współczesnym problemom moralnym. Jak zawsze przywiązana do obiektywnej prawdy, nie waha się rzucić wyzwania relatywistom moralnym czy nawet ortodoksyjnym katolikom, którzy mogą się w danej sprawie mylić.

W swojej najnowszej książce Memoirs of a Happy Failure, von Hildebrand relacjonuje swoje wychowanie w „prawdziwie katolickiej” Belgii, niebezpieczną podróż do USA (podczas której omal nie została zatopiona przez niemiecki okręt podwodny), a także wiele starć z moralnymi relatywistami w Hunter College w Nowym Jorku. Opowiada także o swoim małżeństwie ze starszym od niej Dietrichem von Hildebrandem, nieformalnie uznanym za „XX-wiecznego Doktora Kościoła” przez Sługę Bożego papieża Piusa XII.

Von Hildebrand z entuzjazmem propaguje filozoficzne dzieło swojego męża. Zajmuje się tym przede wszystkim Dietrich von Hildebrand Legacy Project, organizacja, która umożliwiła ostatnio wydanie angielskiego tłumaczenia książki jej męża My Battle Against Hitler: Faith, Truth and Defiance in the Shadow of the Third Reich.

W wywiadzie udzielonym National Catholic Register, von Hildebrand mówi o wspólnym – jej mężą i swoim – oddaniu prawdzie, dzisiejszym „poważnym kryzysie moralnym” i wielowiekowym rozwiązaniu: żalu za grzechy, modlitwie i pokucie.

Co od czasów młodości inspirowało Panią do poszukiwania prawdy, dobra i piękna – szczególnie gdy wzrastały na znaczeniu relatywizm, zło przebrane za dobro i brzydota?

Pod koniec swojego życia wspominam wszystkie łaski i dary zesłane mi przez Boga. Jednym z największych darów było to, że wychowałam się w Belgii, kiedy był to prawdziwie katolicki kraj. W wieku 4 lat miałam świadomość piękna otaczającej mnie katolickiej kultury. Były to między innymi wspaniałe kościoły, wzniosły śpiew i piękne obrazy. Wszystko było piękne.

Niestety nie można tego powiedzieć dzisiaj. Wokół nas jest tyle brzydoty – co jest pewną wskazówką, że diabeł pracuje. Brzydota jest odbiciem diabła, a głęboko zaburzony charakter naszej współczesnej kultury niewątpliwie odzwierciedla jego ogromny wpływ. Najbardziej niepokojące jest to, że brzydota dokonała postępów w naszym Kościele.

Wielką tragedią dzisiejszego świata jest to, że prawda została zastąpiona przez preferencje, dobro przez zachcianki a piękno przez „zabawę”. Przez 37 lat mojego nauczania zdecydowana większość studentów, których spotkałam, była przekonana, że prawda, dobro i piękno są czymś względnym: są tym, co chcesz żeby nim było. Moja koncepcja może się różnić od twojej, i należy ten fakt czcić, a nie nad tym lamentować.

Rzeczywistość jest zupełnie inna. Przeżywamy poważny kryzys moralny, w którym wieczne prawdy zostały zamienione na przejściowe mody. Jesteśmy zaślepieni, szybkie rozwiązania cenimy wyżej niż trwałe zmiany.

Gdy tylko otworzymy się na Boga poprzez modlitwę i pokutę, będziemy mieć łaskę widzenia rzeczy takimi, jakimi naprawdę są, i moc miłości, jakiej chce dla nas Bóg. Samodzielnie jesteśmy żałośnie słabymi istotami, ale z łaską uświęcającą możemy uczestniczyć w życiu samego Boga. Jest to niezwykle piękne.

Piękno jest często widziane jako „dodatek” dla ważniejszych spraw takich jak prawda i dobro. Dlaczego taki pogląd jest zły?

Prawda jest piękna, dobro jest piękne. Prawda, dobro i piękno tworzą triadę wartości, które są interaktywne i zależne od siebie. Są transcendentnymi właściwościami bytu, więc nie można jednej z nich odizolować i traktować oddzielnie, ponieważ gdzie znajduje się jedna z nich, tam znajduje się też reszta.

Dziś w dużej mierze zastąpiliśmy piękno „zabawą”. Pod pojęciem „zabawy” mam na myśli te wszystkie rozrywki, które pomagają nam zapomnieć, że jako społeczeństwo jesteśmy ogromnie znudzeni. Hałas, błysk i głupkowatość powszechnie trzymają nas w nieświadomości własnego oderwania od rzeczywistości. Zamiast poszukiwać sensu życia, pokrywamy nasz obecny brak celu obfitością powierzchownych rozkoszy.

Ostatnio wydano w języku angielskim książkę Pani męża My Battle Against Hitler. W jaki sposób Pani mąż tak wcześnie poznał się na Hitlerze?

Truciznę filozofii nazistowskiej pozwoliło tak szybko pojąć mojemu mężowi jego żarliwe umiłowanie prawdy. Kiedy została naruszona prawda, zaalarmowało to kogoś, kto miał dla niej wielkie uznanie.

Jednakże kluczem niekoniecznie było natychmiastowe rozpoznanie, ponieważ wielu ludzi nie lubiło filozofii Hitlera odkąd stała się ona znana. Mojego męża wyróżniało to, że popadł w kłopoty z powodu przemawiania przeciwko ateistycznej i brutalnej filozofii Hitlera, która niszczyła jednostkę i deifikowała państwo.

Miliony Niemców nie zgadzały się z nazizmem, ale mimo wszystko nie stawiały mu oporu. Unikali rozgłosu, aby uniknąć ewentualnych reperkusji w życiu osobistym i zawodowym. Problem związany z tą strategią widzimy w obrzydliwych rezultatach, które przyniosła ona w latach 30-tych i 40-tych.

Odwaga fizyczna – coś, co można na przykład znaleźć na boiskach sportowych – jest czymś bardzo powszechnym, ale odwaga moralna już nie. Nie jest łatwo stanąć w obronie tego co słuszne, kiedy może to oznaczać utratę pracy, rodziny, a nawet życia. O wiele łatwiej jest milczeć i pozwolić rzeczom biec.

Mój mąż przeciwnie, był moralnie odważnym człowiekiem. Miałam zaszczyt spotkać wielu dobrych katolików zanim poznałam swojego męża, ale nie sądzę, bym przed spotkaniem go spotkała bohatera. Mój mąż był z łaski Boga człowiekiem heroicznie poświęconym prawdzie, dobru i pięknu. To jest rzadka łaska.

Mój mąż zostawił wygodną pracę i posiadłość w Niemczech by uciec do Włoch, następnie do Austrii, potem do Francji, Portugalii, Brazylii i wreszcie do Stanów Zjednoczonych. Nie chciał milczeć w obliczu zła. Dla niego ciągłe bycie w ruchu było lepsze niż zanurzenie w kłamstwach, złu i brzydocie nazizmu albo komunizmu. Był zagorzałym przeciwnikiem obu filozofii, które – pomimo różnych nazw – są w zasadzie takie same.

Mój mąż wykładał na Uniwersytecie Fordham, gdzie pomagał wielu konwertytom wejść do Kościoła katolickiego. Jednym z takich przykładów był Żyd, oficer na Pacyfiku podczas II wojny światowej. Pewnego wieczoru będąc na pokładzie swojego statku widział słońce tak piękne, że łzy naleciały do oczu. Zapragnął czegoś więcej i pomyślał, że może to odnaleźć w studiowaniu filozofii. Za radą przyjaciela wstąpił na Fordham. Tam, pod wpływem mojego męża, znalazł to, czego szukał: stał się katolikiem, a następnie otworzył klasztor kartuzów w Vermont.

Jest Pani krytykiem sposobu, w jaki czasem wykładana jest kościelna teologia ciała. Jak powinna być ona przedstawiana?

Czasami błędnie tłumaczy się – nawet przez katolików o dobrych intencjach – że w sferze intymnej jesteśmy jak zwierzęta, że ludzka intymność jest „naturalna” jak ta u psa, kota albo konia. Chociaż może się tak wydawać, to właśnie w ciele osobowość ludzka – używam tego terminu żeby objąć także kobiety, więc jak widać używam języka inkluzywnego – staje się tak widoczna.

Mężczyzna i kobieta współpracujący z Wiecznym Bogiem w tworzeniu nowego ludzkiego istnienia – to budzący zarówno strach jak i podziw przywilej, którego nie otrzymali aniołowie, nawet najwyżsi z serafinów. Wszyscy małżonkowie powinni być przepełnieni głęboką czcią wobec faktu, że mogą powołać do życia unikalne stworzenie Boże, które będzie żyło na wieki. Sfera intymna jest święta – i należy ją traktować z drżeniem i podziwem.

Próbując wyjaśnić zasadnicze znaczenie tego tematu w swojej książce Dark Night of the Body inspirowałam się książką swojego męża In Defense of Purity. Mój mąż ukazuje dane przez Boga piękno i znaczenie tej sfery, ale nie ignoruje faktu, że właśnie ze względu na jej piękno i znaczenie jest szczególnie atakowana przez diabła i zraniona przez grzech pierworodny.

Młodych ludzi należy uczyć – tak skromnie jak to możliwe – wzniosłego znaczenia tej sfery, i jednocześnie uświadamiać ich, że jest ona podatna na poważne pokusy, nie tylko ze względu na jej upajający charakter, ale również dlatego, że diabeł może ją łatwo wykorzystywać do traktowania osób jak przedmioty. Ponadto publiczne dyskusje obciążone zbędnymi szczegółami rysują delikatne szkliwo tego tematu, który jest ze swej natury tajemniczy i ukryty.

Tak samo ważne jak odrzucenie purytanizmu, który traktuje ciało ludzkie jako z natury złe, jest odrzucenie nieskromności, która w swoich najostrzejszych formach jest rakiem niszczącym miłość, małżeństwo i rodzinę. Wystarczy spojrzeć na najbliższe centrum handlowe, by ujrzeć grunt zdobyty przez nieskromność, niezbędna jest więc wielka troska, aby ochronić dzieci i młodzież przed jej wpływem.

Pomocne będzie tutaj także wspomnienie o pokucie – św. Tomasz Morus nosił włosiennicę. Żonaty mężczyzna podejmujący cielesną pokutę, którą uznajemy za coś odpowiedniego jedynie mnichom, to coś bardzo pouczającego. Bez względu na nasz stan w życiu, dopóki jesteśmy na Ziemi nasza walka o zbawienie jeszcze się nie skończyła. Panowanie nad ciałem jest obowiązkiem każdego członka Kościoła walczącego.

Mówiła i pisała Pani także o przywileju bycia kobietą. Czy uważa Pani, że poszanowanie autentycznej kobiecości w ostatnich latach wzrosło?

Mój filozoficzny arcywróg Simone de Beauvoir, która poniżyła macierzyństwo, zdobyła znacznie większy teren niż ja. Przekonała tysiące kobiet, że celem ich życia jest konkurowanie z mężczyznami. To poważny błąd, który całkowicie pomija centralną rolę macierzyństwa, nie tylko dla kobiet, ale także dla całego rodzaju ludzkiego.

Dlaczego wąż poszedł do Ewy a nie do Adama? Niektórzy powiedzą że dlatego, że Ewa była słabsza a tym samym była łatwiejszym celem, ale ja sądzę, że odpowiedź sięga wiele głębiej: Ewa była matką życia, która przykuła uwagę tego „mordercy od początku”. Ponieważ nienawidził życia ludzkiego, poszedł do Ewy.

Charakterystycznym znakiem działalności Pani męża było propagowanie czci. Dlaczego ta cecha jest tak ważna?

Jeżeli nie mamy w sobie czci, wszystkie nasze talenty idą na marne. Najwięksi heretycy i błądzący filozofowie byli utalentowani, ale brakowało im jednego zasadniczego składnika niezbędnego dla każdego, kto pragnie dążyć do prawdy: czci. Innymi słowy nie pozwolili oni objawić się rzeczywistości, chcieli ją ustanowić. Człowiek może wymyślić wszelkiego rodzaju ciekawe pomysły, ale jeśli chce dotrzeć do prawdy, musi ochrzcić swój intelekt pokorą, która jest ściśle związana z czcią.

Prawda nie jest kwestią wynalazku, ale czci. Nie tworzymy prawdy, ale jej służymy. Dlatego nie możemy zakończyć naszych poszukiwań godną pochwały akceptacją prawdy. Musimy żyć prawdą, innymi słowy nasze działania muszą być dobre. Widoczne piękno naszych działań nakierowuje innych na źródło wszelkiej prawdy, dobra i piękna: na samego Boga.

Jak możemy dzielić się chwalebnymi prawdami katolickiej wiary z innymi, jeśli te prawdy nie wpływają na nasze zachowanie? Dzieje się tak zwłaszcza w bezpośredniej obecności Najwyższego Pana Wszechświata, który raczy mieszkać w naszych tabernakulach. Niemożliwe jest, aby żyd czy protestant uwierzył w Rzeczywistą Obecność, kiedy wchodzi do kościoła wypełnionego katolikami gadającymi i żartującymi jak gdyby byli w restauracji, albo ubranymi jak gdyby jechali na biwak. Skoro Bóg jest faktycznie obecny w naszych kościołach, musimy się zachowywać odpowiednio.

W swojej najnowszej książce Memoirs of a Happy Failure wspomina Pani, że była prześladowana za „zbrodnię” stwierdzenia, że istnieje obiektywna prawda.

Doświadczyłam na Hunter College wielu przykrości z rąk władz, kolegów profesorów, a nawet studentów, którym nie spodobała się teza, że rzeczywistością nie jest to, co jest określane tak przez jednostkę. Dawano mi wyczerpujący plan, byłam źle opłacana i miałam najwolniejszą promocję profesorską o jakiej słyszałam. Kiedy w końcu po 13 latach otrzymałam etat, jeden kolega powiedział, że to chyba cud. Więc w sferze świeckiej poniosłam radykalną porażkę, ponieważ nie szłam z duchem czasu dla osiągnięcia korzyści materialnych.

Jednakże, jak sugeruje tytuł, prześladowania nie był liczniejsze od pozytywnych doświadczeń, w większości pochodzących od uczniów. Od samego początku wielu z nich z radością zaakceptowało obiektywną prawdę, a pod koniec swojej kariery zostałam wybrana przez studentów najlepszym wykładowcą w Hunter. Pomimo prób wielu profesorów aby tak się nie stało, obiektywna prawda przeważyła.

Muszę także powiedzieć, że chociaż nigdy w klasie nie prezentowałam Ewangelii, moja obrona prawdy obiektywnej, przywołująca myślicieli takich jak Platon czy Arystoteles, była dla wielu studentów punktem wyjścia ku dalszym poszukiwaniom. Pragnienie prawdy doprowadziło ich do Tego, który powiedział, że jest Prawdą, a następnie weszli do Świętej Matki Kościoła. Bogu niech będą dzięki, że używa słabych i niedoskonałych narzędzi dla Swojej chwały.

Ponieważ zostaliśmy stworzeni przez Boga, tęsknimy do prawdy, dobra i piękna, które może być odnalezione jedynie w Bogu. Będziemy zadowoleni tylko gdy znajdziemy się w posiadaniu Wszechmogącego, który nie tylko posiada prawdę, dobro i piękno, ale który jest Prawdą, Dobrą i Pięknem.

Istnieje cena za nas samych, ten największy z celów. Musimy zamienić miłość własną na miłość do Boga albo miłosierdzie. Musimy się wyrzec siebie, podjąć nasze rozmaite krzyże i podążać za Chrystusem. Jeżeli cierpimy z Chrystusem, będziemy z nim uwielbieni. Wtedy, ciesząc się niewysłowionym majestatem wizji uszczęśliwiającej, nie będziemy pragnąć niczego więcej, ponieważ odnaleźliśmy wszystko to, ku czemu zostaliśmy stworzeni.

Źródło: ncregister.com

Tłumaczenie: Redakcja Bazy Dokumentów Papieskich Xportal.pl

Źródło informacji: BAZA DOKUMENTÓW PAPIESKICH

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.