_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

środa, 21 grudnia 2016

Prof. Alice von Hildebran: Kościół został zinfiltrowany




Michael Voris w programie "The Vortex" (ChurchMilitant.tv) prezentuje fragmenty wywiadu z Alice von Hildebrand nt. infiltracji Kościoła Katolickiego przez Jego wrogów.

Aby włączyć polskie napisy, kliknij w ikonkę "Napisy".

wtorek, 6 grudnia 2016

Nieznany epizod z życia św. Mikołaja



W Roku Pańskim 325, podczas obrad Soboru Nicejskiego zdarzył się następujący wypadek. Cesarzowi Konstantynowi zależało, by zachować jedność chrześcijaństwa i przychylał się on raczej ku jego ariańskiej, czyli łatwiejszej dla ogarnięcia rozumem wersji. Władca zawezwał więc biskupów do azjatyckiej Nicei, by wypowiedzieli się na ten temat. Warto dodać, że zdecydowana większość hierarchów chciała się przychylić do cesarskiej woli "zarianizowania" chrześcijaństwa.

Pomiędzy zebranymi stanął Ariusz, heretycki kapłan z Aleksandrii i zaczął perorować: "Był taki czas, kiedy Logos (Chrystus) nie istniał, a więc nie jest równy Bogu Ojcu, a zatem Logos nie jest przedwieczny, nie jest Bogiem, jest tylko pierwszym ze stworzeń". Na te słowa poderwał się z ław Mikołaj biskup Miry i przed całym zgromadzeniem uderzył Ariusza w twarz tak, że aż tamten padł na ziemię... Był to moment przełomowy na soborze, ponieważ biskupi zdali sobie sprawę z tego, że nie wolno jest kupczyć prawdą, by przypodobać się komukolwiek, nawet samemu cesarzowi.

Wniosek z tej historii płynie taki: Dobroć nie polega na pobłażliwości w akceptowaniu wszelkich postaw i dopasowywaniu obiektywnej prawdy do zmiennych okoliczności. A świętym zostaje się nie tylko za dobre serce, ale również za odwagę z jaką broni się wiary.

Św. Bp Mikołaju z Miry - módl się za nami.

wtorek, 22 listopada 2016

Wywiad z J.E. x. bp Janem Pawłem Lengą na temat sytuacji współczesnego Kościoła


Zatrute owoce reformacji


Zatrute owoce reformacji

Historia Kościoła to nieustanna walka o własną wierność przesłaniu Chrystusa. Kryzys Kościoła czasów Lutra nie może jednak usprawiedliwiać herezji. Jeśli więc wspominając reformację chcemy cokolwiek świętować, powinniśmy świętować trydencką reakcję na Lutra, a nie bodziec, który tę reakcję wywołał – mówi prof. John C. Rao w wywiadzie dla „Radici Cristiane”

Papież Franciszek wziął udział w obchodach celebrujących „dary Reformacji”. Czy biorąc jednak pod uwagę ostatnie pięćset lat, możemy mówić o „darach”, jak triumfalistycznie napisano we wspólnym komunikacie Światowej Federacji Luterańskiej i Rady Papieskiej do spraw Popierania Jedności Chrześcijan?

Tylko ci, którzy nie czytali Lutra albo chcą ukryć prawdziwe znaczenie jego pism, mogą nazywać „darami” owoce, które wydał jego bunt.

Zacytuję angielskiego historyka Philipa Hughesa, który mówił, czym w rzeczywistości są owe „dary”. „To wszystkie siły antyintelektualne i antyinstytucjonalne, które gnębiły i przeszkadzały Kościołowi średniowiecznemu przez wieki, [...] a zostały wprowadzone i zinstytucjonalizowane w nowym chrześcijańskim Kościele zreformowanym: intronizacja woli jako ludzkiego nadrzędnego prawa, wrogość wobec działań intelektu w kwestiach duchowych i w doktrynie, ideał chrześcijańskiej perfekcji niezależnej od autorytatywnego nauczania Kościoła, ideał świętości osiągalnej tylko poprzez własne działania duchowe, odrzucenie obecności społecznej chrześcijaństwa i człowieka. Są to wszystko nieokrzesane i obskuranckie teorie, które wyrosły z niszczącego zadufania w sobie, wynikającego ze świadomie wybranej ignorancji”.

Ten „triumf woli” jest teraz celebrowany przez jego ofiary. Świętowany i traktowany jak zwycięstwo albo jak „prawdziwe przesłanie” Jezusa Chrystusa.

A jednak kardynał Kasper w swojej książce „Marcin Luter. Spojrzenie ekumeniczne” uznał działanie „ojca” Reformacji za „nową ewangelizację”...

Ta „nowa ewangelizacja” pozbawia swojej racji bytu i autorytetu wszystkie społeczeństwa, nadprzyrodzone i naturalne, powierza definiowanie przesłania Odkupienia i kontrolę życia ziemskiego irracjonalnym, ideologicznym i coraz bardziej materialistycznym wolom, które przechodzą od akceptacji chrześcijaństwa do deistycznego iluminizmu, a następnie do ateizmu teoretycznego lub praktycznego. Kradnąc zdanie historykowi Richardowi Gawthorpowi, powiem, że ta „nowa ewangelizacja” powoli stymulowała i usprawiedliwiała „prometejskie pożądanie władzy materialnej, służące jako napęd wspólny wszystkim nowożytnym kulturom zachodnim”.

Jest to więc owoc diabła.

Luter nie był jednak jedynym człowiekiem, który w czasie kryzysu Kościoła promował szkodliwe idee, byli też Zwingli, Kalwin...

Tak, ci i wielu innych, skłóconych ze sobą nawzajem. Konserwatywny na ich tle Luter, nie wydawał się doceniać konsekwencji logicznych wynikających z jego własnej doktryny. A zwolennicy reformacji musieli znaleźć sposób na doprowadzenie do dominacji własnego modelu protestantyzmu. Szybko odkryli więc, że muszą szukać pomocy w jakimś autorytecie społecznym: z pomocą Elektora Saksonii, innych książąt niemieckich, rad miejskich Szwajcarii, królów angielskich, szlachty holenderskiej, francuskiej, węgierskiej i (przynajmniej przez pewien okres) polskiej, użyli zwykłej siły, aby wprowadzić i utrzymać reformację. Ludność, a także wiele sił zaangażowanych w sprawę albo nie rozumiało, co się dzieje, albo zrozumiało to zbyt późno lub też zinterpretowało po swojemu. Różne wyznania protestanckie prowadziły więc wszędzie tam systematyczną i nieustanną propagandę. To pierwsze europejskie doświadczenie propagowania spójnej ideologii antykatolickiej.

Czy fakt, że w czasach Lutra Kościół nie zawsze był przykładem godnym naśladowania i dochodziło do wielu nadużyć, może usprawiedliwić powstanie herezji luterańskiej?

Niestety historia Kościoła to nieustanna walka o pozostawanie wiernym przesłaniu Jezusa Chrystusa. Od zawsze walczymy z niemoralnymi i antychrześcijańskimi pokusami, często promowanymi przez ich zwolenników jako zgodne z „prawdziwym chrześcijaństwem”. Tak więc Kościół, któremu przeciwstawił się Luter, nie był, ogólnie rzecz biorąc, przykładem do naśladowania i to była główna przyczyna sukcesu, który odniósł protestantyzm. Skorumpowani biskupi, w dodatku niedouczeni w kwestiach teologicznych, nie wiedzieli, co odpowiedzieć albo przechodzili na stronę protestancką po to, aby przejąć włości, którymi zarządzali i stać się zsekularyzowanymi luterańskimi książętami.

Ale przecież fakt, że ówczesny Kościół nie był modelem do naśladowania, nie oznaczał, że trzeba go było zniszczyć. Kryzys Kościoła, owszem, musi leżeć nam na sercu, ale w taki sposób, w jaki leżał na sercu tym, którzy postawili na autentyczną katolicką „reformację”. Byli to święta Katarzyna z Genui, święty Kajetan z Thieny, święty Ignacy Loyola i duża część episkopatu hiszpańskiego, po katolicku „zreformowanego” jeszcze przed Lutrem, i stanowiącego prawdziwy przykład do naśladowania.

Należy pamiętać, że nadużycia w Kościele zawsze są skutkiem oddalenia się od prawdziwej doktryny. A potworności protestantyzmu były czymś jeszcze gorszym – wynikiem uznania za prawdziwą doktryny totalnej i grzecznego podporządkowania się jej.

Mówiąc w skrócie - im lepszym jest się katolikiem, tym lepiej. Im lepszym protestantem, tym gorzej.

Uważa Pan, że Kościół katolicki ma co świętować z okazji 500 lat Lutra?

Można najwyżej świętować fakt, że Kościół, broniąc się przed tsunami Lutra i spółki, nauczył się pogłębiać swoją wiarę i lepiej ją przeżywać. Świętujmy więc reakcję na Lutra, reakcję trydencką, a nie bodziec, który tę reakcję wywołał, a którego nielogiczny rozwój uczynił z chrześcijaństwa kulturę arogancko indywidualistyczną, materialistyczną i w konsekwencji ateistyczną. Kulturę skazaną na śmierć przez naturalistyczny liberalny pluralizm, albo przez fałszywą religię.


John C. Rao to profesor historii na St. John’s University, dyrektor Roman Forum/Dietrich von Hildenbrand Institute, były przewodniczący Una Voce America i autor monumentalnego opracowania historii Kościoła „Black Legends and the Light of the World” [Czarne Legendy i Światło Świata].


Wywiad ukazał się w najnowszym, 118 numerze włoskiego magazynu "Radici Cristiane"


**********

Tekst udostępniamy za zgodą portalu 


gdzie został pierwotnie opublikowany

Komunikat przełożonego dystryktu francuskiego FSSPX w związku ze wspólną deklaracją katolicko-luterańską


Ks. Krystian BouchacourtLektura deklaracji wspólnej, podpisanej 31 października br. przez papieża oraz przedstawicieli Kościoła luterańskiego w Szwecji przy okazji obchodów pięćsetlecia rewolty Lutra przeciwko Kościołowi katolickiemu, przepełniła nas głębokim bólem i przygnębieniem. W obliczu skandalu, jakim jest ta deklaracja – pełna nieścisłości historycznych, ataków na doktrynę wiary katolickiej oraz przesiąknięta fałszywym humanizmem, będący źródłem tak wielu nieszczęść – nie wolno nam zachować milczenia.

Pod pretekstem błędnie rozumianej miłości bliźniego i na skutek dążeń do osiągnięcia jedności, będącej w istocie jednością powierzchowną i iluzoryczną, wiara katolicka jest składana na ołtarzu ekumenizmu, stanowiącego zagrożenie dla zbawienia dusz. Na jednej płaszczyźnie są stawiane najpotworniejsze błędy oraz prawda naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Jak możemy być „głęboko wdzięczni za duchowe i teologiczne dary otrzymane za pośrednictwem reformacji”, biorąc pod uwagę, że Luter przejawiał iście diaboliczną nienawiść do Namiestnika Chrystusowego oraz bezbożną pogardę dla Najświętszej Ofiary Mszy św., równocześnie odrzucając zbawczą łaskę naszego Pana Jezusa Chrystusa? Ten sam Luter – odrzucając transsubstancjację – wypaczył również doktrynę o Najświętszej Eucharystii, odwodził dusze od szukania wstawiennictwa u Najświętszej Maryi Panny oraz negował istnienie czyśćca.

Nie, katolicyzm nie zawdzięcza niczego protestantyzmowi. Protestantyzm rozerwał jedność Christianitas, odłączył całe kraje od Kościoła katolickiego i wciągał w błąd niezliczoną liczbę dusz, wystawiając na niebezpieczeństwo ich wieczne zbawienie. Jako katolicy pragniemy powrotu protestantów do jedynej Owczarni Chrystusowej, którą jest Kościół katolicki – i nie przestajemy modlić się w tej intencji.

W tych dniach, w których wspominamy Wszystkich Świętych Pańskich, prosimy o wstawiennictwo zwłaszcza św. Piusa V, św. Karola Boromeusza, św. Ignacego i św. Piotra Kanizjusza, którzy mężnie występowali w obronie Kościoła katolickiego walcząc z herezją protestancką.

Wzywam wiernych dystryktu francuskiego do pokuty i modlitwy w intencji Ojca Świętego, prosząc, by Zbawiciel raczył ustrzec swego wikariusza od błędu i zachować w prawdzie, której jest on strażnikiem.

Wzywam kapłanów naszego dystryktu do odprawiania Mszy św. wynagradzających i organizowania Godziny Świętej przed Najświętszym Sakramentem, w trakcie której winno się błagać Boga o przebaczenie za to zgorszenie oraz o rychłe położenie kresu burzy, wstrząsającej łodzią Kościoła od ponad pół wieku.

Matko Boża, Wspomożenie wiernych, módl się za nami i ratuj Kościół Święty!

ks. Krystian Bouchacourt FSSPX
przełożony dystryktu francuskiego Bractwa Św. Piusa X

Suresnes, 2 listopada 2016, Dzień Zaduszny

Źródło informacji: https://news.fsspx.pl/

piątek, 18 listopada 2016

Stara czy nowa liturgia? Tradycyjna liturgia łacińska a odnowa Kościoła



W swojej książce Kryzys i odrodzenie. Tradycyjna liturgia łacińska a odnowa Kościoła Peter Kwasniewski szkicuje realistyczny portret praktyki liturgicznej, która zadomowiła się w większości parafii i kościołów świata katolickiego po II soborze watykańskim. Autor wykazuje się solidną znajomością tematu i opiera się na potwierdzonych faktach oraz doświadczeniu. Czytelnik od razu zostaje skonfrontowany z problemem zerwania między liturgicznym duchem Ojców, to jest duchem Tradycji, a duchem i praktyką życia liturgicznego Kościoła naszych czasów.

Istotę tego niemal światowego kryzysu liturgii można wyrazić jednym wersem Pisma świętego: opuścili Go i odwrócili twarz od przybytku Pańskiego, a tyłem do niego się obrócili (2 Krn 29,6). Jak należy to rozumieć? Otóż w praktyce liturgicznej doszło do tragicznego przesunięcia akcentów: nasz wcielony Bóg – w Przenajświętszym Sakramencie oraz w znaku krzyża na ołtarzu – został odsunięty na bok, wygnany, jeśli tak można powiedzieć, na margines, a na Jego miejsce weszło zgromadzenie, zbierające się w zamkniętym kręgu wokół kapłana. Te antropocentryczne liturgie po raz kolejny potwierdziły starożytną mądrość: “Pokaż mi jak sprawujesz liturgię, a powiem ci, w co wierzysz”.

Książka ta jest poświęcona fundamentalnym zagadnieniom związanym z liturgią. Mowa w niej przede wszystkim o trwałej i wyjątkowej wartości Mszy łacińskiej tradycyjnej (znanej również jako usus antiquior albo nadzwyczajna forma rytu rzymskiego), której żywiołowego powrotu aktualnie doświadczamy, zwłaszcza w świecie anglojęzycznym. Często podejmuję tu również zagadnienia kojarzone z hasłem „reformy reformy”. Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, potrzeba teologicznej i filozoficznej refleksji nad odnową usus antiquior oraz nad tym, jak starsza forma może zarówno wzbogacić nowszą, jak ukazać pewne jej słabości, które domagają się naprawy. Apologia i krytyka, które przedstawiam na tych stronach, stanowią mój wkład do „nowego ruchu liturgicznego”, którego powstanie zainspirował papież Benedykt XVI, oraz wielkiej odnowy Kościoła, którą zainicjował.

JEDEN Z ROZDZIAŁÓW KSIĄŻKI

Brutalne zerwanie z przeszłością. Pięć ran zadanych w epoce reformy liturgicznej i Kościół przyszłości

Gdy czytałem wzruszające przemówienie biskupa Athanasiusa Schneidera o pięciu ranach, które zadano Mistycznemu Ciału w epoce reformy liturgicznej, uświadomiłem sobie, że nie znam mocniejszej diagnozy dotyczącej samej istoty kryzysu, z którym mamy do czynienia. Biskup pisze bowiem:

Istnieje wiele konkretnych aspektów przeważającej obecnie praktyki liturgicznej w zwykłej formie rytu, które stanowią prawdziwe zerwanie z niezmienną, tysiącletnią praktyką liturgiczną. Mam na myśli pięć praktyk liturgicznych, które wymienię tu w skrócie; można je nazwać pięcioma ranami liturgicznego i mistycznego Ciała Chrystusa. Są one ranami, ponieważ przyczyniły się do brutalnego zerwania z przeszłością, przestając akcentować ofiarniczy wymiar Mszy (który jest jej centralnym oraz istotnym elementem), a podkreślając pojęcie uczty. Wszystko to zmniejsza zewnętrzne znaki boskiej adoracji, ponieważ sprowadza niebiański i wieczny wymiar tajemnicy do o wiele niższego wymiaru.

Według bp. Schneidera tymi pięcioma „ranami” są, po pierwsze, „celebracja ofiary Mszy, w której kapłan odprawia z twarzą skierowaną w stronę wiernych, zwłaszcza podczas Modlitwy eucharystycznej i konsekracji, najbardziej podniosłego i najświętszego momentu kultu należnego Bogu”; po drugie „komunia na rękę”; po trzecie „nowe modlitwy ofertorium”; po czwarte, „całkowity zanik łaciny w absolutnej większości celebracji eucharystycznych zwyczajnej formy w krajach katolickich”, po piąte, „wykonywanie liturgicznych posług lektora i akolity przez kobiety oraz wykonywanie tych posług w stroju świeckim wraz z wchodzeniem do prezbiterium podczas Mszy świętej z przestrzeni zarezerwowanej dla wiernych”. Jeśli kard. Ratzinger miał słuszność w ocenie, że „kryzys Kościoła, jaki obecnie przeżywamy, zależy w dużej części od rozkładu liturgii”, to bp Schneider, jak sądzę, treściwie zdiagnozował tę śmiertelną chorobę, jednocześnie wskazując jasno lekarstwo: nieograniczony i jednoznaczny powrót do Świętej Tradycji.

Gdy rozmyślałem nad przemówieniem bp. Schneidera, przyszedł mi do głowy zabieg mnemotechniczny, pozwalający łatwo zapamiętać pięć zidentyfikowanych ran: (1) obwarowany okrąg; (2) pyszna postawa; (3) opuszczone ofertorium; (4) masowa mowa; (5) płynne prezbiterium. Ostatnie sprawiło mi nieco trudności, ponieważ bp Schneider wrzuca różne rzeczy do jednej kategorii. Można by również mówić o „wychodzących wiernych”, podkreślając, że świeccy przechodzą do prezbiterium ze zgromadzenia, albo o „koedukacyjnym kapłaństwie”, ze względu na nowość angażowania kobiet do ról tradycyjnie i słusznie przypisanych wyłącznie męskiemu duchowieństwu.

W tym rozdziale zajmę się czterema z pięciu ran tak trafnie wskazanych przez Ekscelencję, pomijając „opuszczone ofertorium”, ponieważ chcę skupić się na problemach, które mają źródło w złych praktykach i naruszeniu rubryk. Stawką w debacie wokół każdej z tych ran jest coś o wiele poważniejszego niż osobiste gusta duchowe czy estetyczne. Nasz Pan Jezus Chrystus miał tylko jedną misję na tym świecie, którą przekazał swojemu Kościołowi: zbawić dusze na chwałę Bożą, uczynić ludzi dziedzicami Jego boskości i szczęścia. Diabeł też ma tylko jedną misję: skusić jak najwięcej dusz, aby miały udział w jego potępieniu, ponieważ nieszczęścia chodzą parami. Obaj pragną dusz: Jezus, ponieważ nas kocha; Szatan, ponieważ nas nienawidzi.

Posoborowe zmiany liturgiczne wykreowały osobliwą teorię i praktykę liturgiczną, które wprowadziły toksyny herezji i bluźnierstwa do krwiobiegu katolickiego świata. Im bardziej ta osobliwa teoria podbija umysły a praktyka staje się normą, tym mniejsza skuteczność w uświęcaniu dusz i przekształcaniu świata dla Chrystusa Króla. Wszystkie zmiany wspomniane przez biskupa Schneidera zdradzają udział złych aniołów znacznie przewyższających inteligencją i mocą swoich ziemskich popleczników; wszystkie te zmiany przynoszą korzyść, jeśli można tak powiedzieć, imperium diabła. Nic więc dziwnego, że Szatan robi wszystko, co może, by przeszkodzić reformie, którą rozpoczął Benedykt XVI.

**********

Zobacz relację wideo ze spotkania z Peterem Kwasniewskim



**********



Peter Kwasniewski

KRYZYS I ODRODZENIE

Tradycyjna liturgia łacińska a odnowa Kościoła

format: 125x195, ss. 350, op. miękka, cena 30,60 zł, do kupienia w księgarni internetowej wydawnictwa oraz księgarni LIBRI SELECTI

czwartek, 3 listopada 2016

Kard. Burke: Reformować Kościół przez Eucharystię!


Kościół potrzebuje dziś głębokiej reformy, której pierwszym etapem powinna być święta liturgia, aby odkryć jej głęboki sens w pełnym poszanowaniu nauczania Kościoła i Tradycji – uważa kard. Raymond Burke. Przypomina on, że, jak pokazały badania, ponad 50 proc. katolików nie wierzy już w realną obecność Jezusa w Eucharystii. Wynika to przede wszystkim z zaniedbań, jakie panują od 50 lat w katechezie. Kard. Burke wspomina, że kiedy on sam przed 40 laty przyjmował święcenia, Kościół w Stanach Zjednoczonych kompletnie zaniechał przygotowywania dzieci do spowiedzi przed Pierwszą Komunią. Dlatego też potem jako kapłan spotykał młodych katolików, którzy nigdy nie słyszeli o spowiedzi indywidualnej czy rachunku sumienia.

Kard. Burke to człowiek o wielkim doświadczeniu kościelnym. Był ordynariuszem w La Crosse i St. Louis w Stanach Zjednoczonych, przez sześć lat stał na czele Trybunału Sygnatury Apostolskiej, odegrał kluczową rolę w pierwszym synodzie biskupów o rodzinie, a aktualnie jest przedstawicielem Papieża przy Zakonie Kawalerów Maltańskich, co wiąże się z częstymi wizytami w różnych Kościołach lokalnych.

O potrzebie głębokiej reformy Kościoła, wychodzącej od Eucharystii kard. Burke wspomina w [udzielonym w tym roku] wywiadzie dla francuskiego czasopisma L’Homme Nouveau. Zaznacza, że pierwszym krokiem powinno być właściwe sprawowanie Eucharystii, przywrócenie jej należnej godności. Zabiegał już o to Jan Paweł II, który pod koniec pontyfikatu czynił wszystko, co w jego mocy, aby przywrócić wiarę w Eucharystię i wyeliminować nadużycia w liturgii, które doprowadziły do zamętu i osłabienia wiary. Amerykański kardynał wskazuje na potrzebę dbałości o liturgię, wystrój kościoła, szaty liturgiczne i muzykę sakralną.

Innym kluczowym elementem reformy musi być zdaniem kard. Burke’a katecheza, która otwierałaby dzieci na rzeczywistość Eucharystii. Przyznaje on, że rodzice mają z tym wiele problemów. Przede wszystkim dlatego, że sami nie otrzymali odpowiedniej katechezy. Ponadto nie znajdują oni często należytego oparcia w kościelnych szkołach, które katolickie są tylko z nazwy. W takiej sytuacji zdarzają się przypadki, że rodzice sami podejmują inicjatywę i zabiegają o utworzenie nowej i prawdziwie katolickiej szkoły, albo, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, decydują się na nauczanie domowe.

Trzecim aspektem reformy musi być zdaniem kard. Burke’a odrodzenie kultu eucharystycznego. Nie można bowiem wierzyć w Eucharystię, jeśli się jej nie kocha – podkreśla amerykański purpurat.

bjad/Radio Watykańskie

Źródło informacji: FRONDA.pl

środa, 2 listopada 2016

Cyfrowa Biblioteka Katolickiego Tradycjonalisty: Odpusty




ODPUSTY

Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych

OPRACOWAŁ

na podstawie niemieckiego dzieła Księdza Fr. Beringera SI


KS. AUGUSTYN ARNDT SI

––––––––––


Program do otwierania plików djvu: DjVuBrowserPlugin.exe (exe, 15,4 Mb)
__________


Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych. Opracował na podstawie niemieckiego dzieła Księdza Fr. Beringera T. J. Ks. Augustyn Arndt T. J., To wydanie szczególnie zatwierdzone zostało przez Św. Kongregację Odpustów. Kraków. NAKŁADEM KS. MICHAŁA MYCIELSKIEGO T. J., 1890, str. XXIV+729+[1].

poniedziałek, 31 października 2016

x. prof. Tadeusz Guz: Przemilczana prawda o reformacji Marcina Lutra


środa, 26 października 2016

Indult świętej Brygidy na przedmieściach Portland





LIST NR 62
______


Zbliżającej się pielgrzymce Populus Summorum Pontificum (Nursja – Rzym, w dniach 27-30 października 2016) przewodniczył będzie wyjątkowy pasterz, J.E. Aleksander K. Sample, arcybiskup Portland. W ramach przygotowań do przyjęcia Tytułem przygotowań do wizyty Jego Eminencji jeden z organizatorów pielgrzymki miał zaszczyt spędzić kilka dni w tej odległej diecezji. I doświadczyć cudownych spotkań... Zaproponował, że podzieli się swoją opowieścią z naszymi czytelnikami...


I – NIEPRZERWANE 100 LAT MSZY TRADYCYJNEJ NAD BRZEGAMI WILLAMETTE RIVER


Portland jest ekonomiczną stolicą stanu Oregon leżącego na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Gdzieś na przedmieściach miasta, wciśniętego między dwa ciągnące się wzdłuż doliny Willamette trakty – kolejowy i samochodowy – stoi drewniana stodoła. Wyjątkowość tego miejsca sygnalizuje jedynie przydrożna tablica, a na niej wyblakłymi czerwonymi literami wypisane słowa: „Msza Łacińska”. Kościół świętej Brygidy („Saint Birgitta”) poświęcony 16 lipca 1916 roku to serce parafii, której święta ta patronuje. Tutaj, niezależnie od reformy liturgicznej nieprzerwanie od 100 lat odprawiana jest msza świętego Grzegorza Wielkiego, świętego Piusa V i świętego Jana XXIII. A wszystko w doskonałej komunii z Rzymem oraz w posłuszeństwie ordynariuszowi miejsca.

W latach 1954-1994 misję pastoralną w parafii świętej Brygidy powierzono misjonarzowi pochodzenia chorwackiego, ojcu Milanowi Mikuliczowi. Posługa franciszkanina opatrznościowo trwała długie lata, co istotnie przyczyniło się do zachowania liturgii tradycyjnej na tej położonej na zachodnim wybrzeżu USA, samotnej wyspie chrześcijaństwa. A tak faktycznie, w pewnym momencie zaczynem cudownej historii parafii świętej Brygidy staje się niewielkie grono wiernych.

Na przełomie lat 60-70 XX wieku, w czasie gdy zyskuje kształt nowa msza, cztery rodziny z parafii przychodzą do ojca Milana, by podzielić się swym pragnieniem: chcieliby kontynuacji mszy łacińskiej i gregoriańskiej. Ojciec Milan z jednej strony świadom niebezpieczeństwa odebrania kościoła i zamknięcia parafii, szczególnie, że z racji położenia geograficznego jest ona nieco odizolowana, dostrzegł przecież w prośbie parafian szansę jej uratowania, a przynajmniej odnowienia. Skorzystał wówczas z przyjaźni z pewnym rzymskim kardynałem (najprawdopodobniej swym rodakiem, kardynałem Seperem, poprzednikiem kardynała Ratzingera w Kongregacji do spraw Doktryny Wiary), aby uzyskać od papieża Pawła VI indult pozwalający mu nadal odprawiać mszę według mszału z 1962 roku.

De facto aż do czasu emerytury i swego powrotu do Chorwacji, ojciec Mikulicz mógł swobodnie odprawiać mszę tradycyjną dla wiernych i nigdy nie spotkał się restrykcjami ze strony jakichkolwiek arcybiskupów Portland. Ksiądz, który od czasu do czasu pomagał ojcu Mikuliczowi zaproponował po jego odejściu, że obejmie sukcesję proboszczowską i zapewni trwanie liturgii oraz ciągłość parafii świętej Brygidy. I tak, w roku 1994 ojciec Joseph Browne CSC opuścił uniwersytet katolicki w Portland i na 15 lat oddał się służbie w Świętej Brygidzie.

W 2009 roku, wówczas już pod pokojowym patronatem motu proprio Summorum Pontificum, gdy powstał wakat i nie było nowego proboszcza, do służby w tradycyjnej wspólnocie powołano księdza Luan Tran, tym razem pochodzenia wietnamskiego (Portland zamieszkuje niemała społeczność imigrantów z Południowego Wietnamu). I wkrótce, w roku 2010 nominację otrzymuje właśnie ksiądz Tran.

Ksiądz Tran jest wzorcowym proboszczem parafii, która w pełni cieszy się pokojem liturgicznym in utroque usu – w obu formach rytu rzymskiego – i według niego fakt, że Święta Brygida znajduje się na uboczu jest błogosławieństwem: „Im bardziej jesteśmy ukryci dla świata, im bardziej usuwamy się z pierwszego planu, tym bardziej przykładamy się do bycia posłusznymi Bogu w każdej sprawie, tym bardziej trwamy w wierności Magisterium i hierarchii Kościoła; i tym więcej łask otrzymujemy.”

„O ile mi wiadomo, mówi dalej, nie zdarzyła się ani jedna niedziela bez mszy tradycyjnej w Świętej Brygidzie: przez wszystkie te lata Dobry Bóg, Najświętsza Maria Panna i święta Brygida Szwecka sprawiali, że podwoje kościoła pozostawały otwarte dla wiernych, którzy do tej mszy przylgnęli. Parafianie i księża tego skromnego kościółka trwają w nieprzemijającym zadziwieniu w obliczu szczodrości i wspaniałomyślności Dobrego Boga, wspomożenia ze strony Maryi Dziewicy, ochrony od świętego Michała i świętego Józefa oraz nieustającego wstawiennictwa świętej Brygidy.”


II – REFLEKSJA PAIX LITURGIQUE

1) Choć lokalni biskupi mniej lub bardziej pozbawieni byli świadomości istnienia tekstu indultu „Agathy Christie”, wszak, jak przypomnieliśmy w naszym Liście francuskim nr 548, miał on wielką wagę historyczną. W 1971 roku papież Paweł VI udzielił go brytyjskim katolikom pragnącym po soborze nadal modlić się według „starego mszału rzymskiego”. Historia Świętej Brygidy bardzo akuratnie odsyła nas do czasów wcześniejszych, gdy ten zbiorowy indult poprzedzały jeszcze różnorodne indulty prywatne, z których najsłynniejsze to te otrzymane przez świętych ojca Pio i ojca Josemaría Escrivę.

2) Indult, który otrzymał chorwacki misjonarz w szczególności wyróżniało to, że nie wynikał on bezpośrednio z intencji duszpasterza, ale był owocem pragnienia jego owieczek. Poniekąd historia ta jest doskonałą ilustracją (jako że zwieńczona jest pokojowym sukcesem) istotnej roli świeckich dla zachowywania tradycji katolickiej. Mszał trydencki przetrwał po roku 1969 właśnie dzięki reakcji sensus fidelium, dzięki instynktowi wiary ludzi wierzących, którzy na całym świecie przedsięwzięli wszelkie środki, by go utrzymać. Nieprzyjęcie reformy liturgicznej doprowadziło wówczas władze rzymskie do wyraźnej legitymizacji celebracji według starego mszału (*). Parafianie ze Świętej Brygidy stali się faktycznie zapowiedzią tego, co papież Benedykt XVI określił w Motu Proprio Summorum Pontificum jako „stałą grupę wiernych przywiązanych do wcześniejszej tradycji liturgicznej”.

3) Często podkreślamy wymiar misyjny liturgii tradycyjnej w szczególnym kontekście reewangelizacji. Ciekawe, że to właśnie misjonarz miał takie wyczucie, by postawić na tradycyjną liturgię dla odnowienia swej usychającej w odosobnieniu parafii. W konsekwencji dziś, jak już zawsze od lat 70-tych, w każdą niedzielę o godzinie 9:30 parking i ławki w Świętej Brygidzie są zapełnione. Zauważmy też, że u początku tych celebracji stoi Chorwat, a obecnie jego następcą jest ksiądz pochodzenia wietnamskiego: kolejny przykład na to, że przywiązanie do mszy tradycyjnej nie jest francuską fanaberią, lecz uniwersalnym, ukochanym, poszukiwanym i wspólnym dobrem.


-------

(*) „Wielu wiernych, którzy zostali uformowani w duchu form liturgicznych z okresu przed Soborem Watykańskim II, dało wyraz głębokiemu pragnieniu, by zachować dawną tradycję. Z tego powodu Papież Jan Paweł II specjalnym indultem Quattuor abhinc annos, wydanym w 1984 r. przez Kongregację ds. Kultu Bożego, dopuścił możliwość powrotu, w określonych warunkach, do stosowania Mszału Rzymskiego, promulgowanego przez bł. Papieża Jana XXIII. Oprócz tego Papież Jan Paweł II w Motu Proprio Ecclesia Dei z 1988 r. wezwał biskupów, by wielkodusznie udzielali odnośnych pozwoleń wszystkim wiernym, którzy o nie proszą” (Benedykt XVI, Motu Proprio Summorum Pontificum, 7 lipca 2007).


Źródło informacji: PAIX LITURGIQUE

czwartek, 20 października 2016

Cyfrowa Biblioteka Katolickiego Tradycjonalisty: Patrologia



x. prof. dr Jan Czuj

PATROLOGIA

Wydanie II uzupełnione

––––––––––


__________

Patrologia (djvu, 62 Mb)

Program do otwierania plików djvu: DjVuBrowserPlugin.exe (exe, 15.4 Mb)
__________


Patrologia. Opracował Ks. Dr Jan Czuj, Profesor Uniwersytetu Warszawskiego. [Wydanie drugie uzupełnione]. Poznań 1954, str. 312.

piątek, 14 października 2016

Kontra - Magazyn Historyczny odc. 72 - Teologia wyzwolenia


poniedziałek, 10 października 2016

Łukasz Trzeciak: Piękniej może być tylko… w niebie



W sobotę, 8 października 2016 r. odbyła się II Pielgrzymka Tradycji Łacińskiej. Do Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej w Skrzatuszu przybyło ok. 120 wiernych z dziewięciu diecezji północno-zachodniej Polski.

Pielgrzymów przybywa

Pątnicza inicjatywa zrodziła się jako dziękczynienie Koszalińskiego Środowiska Tradycji Łacińskiej za motu proprio Summorum Pontificum Ojca Świętego Benedykta XVI: w latach 2009-2014 – w kolejne rocznice obowiązywania dokumentu – pielgrzymi zdążali do Sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej na Górze Chełmskiej (Gołogóra, wzgórze Krzyżanka).

Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej w Skrzatuszu stało się celem pielgrzymów w 2015 roku – wtedy to do pątników z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej dołączyła grupa wiernych z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej.

Tegoroczna II Pielgrzymka Tradycji Łacińskiej zgromadziła ok. 120 wiernych przywiązanych do klasycznej formy rytu rzymskiego. Najwięcej pielgrzymów przybyło z metropolii szczecińsko-kamieńskiej (z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej i zielonogórsko-gorzowskiej), metropolii poznańskiej (wierni z archidiecezji poznańskiej) oraz metropolii gnieźnieńskiej (z archidiecezji gnieźnieńskiej, diecezji bydgoskiej i włocławskiej); w Skrzatuszu nie zabrakło również wiernych z metropolii gdańskiej (z archidiecezji gdańskiej i diecezji toruńskiej). Jedyny pątnik spoza północno-zachodniej Polski – z diecezji łowickiej – pokonał aż 360 kilometrów!

Pierwsi pielgrzymi przybyli do Skrzatusza już rano, a podczas zwiedzania mogli poznać historię sanktuarium i wnętrza świątyni.

Historia sanktuarium

W 1575 roku luteranie sprofanowali kościół w pobliskim Mielęcinie. Zrabowano m.in. wota oraz XV-wieczną pietę, którą obciążono kamieniami i wrzucono do jeziora, jednak rzeźba – wykonana z drewna lipowego – wypłynęła na powierzchnię wody. Świadkiem zdarzenia był pochodzący z Piły garncarz, który dzięki fortelowi uratował figurę – sprytny rzemieślnik pozyskał ją od protestantów, przekonując, iż figurka będzie zabawką dla jego dzieci. Pieta trafiła wkrótce do Katarzyny Kadrzyckiej ze Skrzatusza, która – po sennym widzeniu – przekazała ją do miejscowego kościoła. Figurę umieszczono zrazu w ołtarzu bocznym pw. św. Doroty. Wędrowcy, którzy nocą 14 listopada 1621 roku przebywali w okolicy, zauważyli jasność nad kościołem: poinformowany o zdarzeniu ksiądz powiązał nadzwyczajne zjawisko z figurą Maryi. 15 listopada 1660 roku biskup poznański Wojciech Tolibowski zatwierdził cuda przypisywane Matce Bożej Bolesnej, konsekrował mensę ołtarza i ustanowił jezuitę – księdza Jakuba Krueńskiego pierwszym proboszczem parafii.

Historia sanktuarium obfituje w cuda, zatwierdzane przez władze kościelne; wśród łask otrzymywanych za pośrednictwem Matki Boskiej Bolesnej dominują uzdrowienia.

Wedle tradycji, w 1680 roku Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej w Skrzatuszu nawiedził król Jan III, prosząc Matkę Bożą o zwycięstwo nad Turkami. Nową, barokową świątynię wzniesiono w latach 1687-1694 jako wotum dziękczynne za wiktorię wiedeńską oraz za narodzenie dziecka bezpotomnego dotąd starosty nowodworskiego i wojewody poznańskiego Wojciecha Konstantego Brezy.

13 listopada 1697 roku biskup poznański, Stanisław Jan Witwicki, uznał wizerunek Matki Bożej Skrzatuskiej za cudowny. Kościół konsekrował biskup Hieronim Wierzbowski w 1701 roku, pietę umieszczono wówczas w głównym ołtarzu, w którym pozostaje do dziś.

Rozbiory Polski i przyłączenie w 1772 roku do Prus przynoszą wzrost żywiołu niemieckiego, w całym jednak okresie zaborów na odpust Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny do Skrzatusza sprowadzano polskiego kaznodzieję.

18 września 1988 roku prymas Polski kardynał Józef Glemp koronował cudowną figurę; wedle proroctwa przedstawionego w 25 rocznicę koronacji, za pośrednictwem Matki Bożej Bolesnej Skrzatusz stanie się miejscem licznych nawróceń, szczególnie protestantów.

Łacina w Kościele

Po zwiedzaniu sanktuarium przyszedł czas na konferencję księdza Dawida Pietrasa, kapłana diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, duszpasterza Tradycji z Gorzowa Wielkopolskiego.


Ks. D. Pietras wygłosił referat „Rola języka łacińskiego w liturgii Kościoła”. Jak zauważył prelegent, pomimo tego, że łacina jest podstawowym językiem Kościoła, wysuwany jest zarzut, jakoby jej użycie w liturgii utrudniało zrozumienie i przeżywanie Mszy Świętej. Ksiądz Pietras podkreślił charakter Mszy Świętej jako Ofiary Krzyżowej.

– Uczestnicząc w niej, stoimy pod Krzyżem Chrystusa, by czerpać łaski z tej Ofiary płynące; uczestniczymy we Mszy Świętej, by przyjąć jej owoce; karmimy się również Ciałem Chrystusa, by w pełni uczestniczyć w Ofierze. Z istoty Ofiary Mszy Świętej jasno widać, że całkowite rozumienie słów wypowiadanych przez kapłana nie jest potrzebne do właściwego przeżywania liturgii – mówił ks. Dawid Pietras.

Prelegent zaznaczył, iż łacina, jako język dla nas niezrozumiały, jest wyrazem nieskończonej tajemnicy Mszy Świętej.

– Znamienne są słowa św. Bonawentury: „Ile kropel w morzu, ile promieni w słońcu, ile gwiazd na niebie, kwiatów na ziemi, tyle tajemnic zawiera w sobie Ofiara Mszy Świętej”. Prawdy wiary katolickiej związane z Mszą Świętą przekraczają możliwości pojmowania rozumu, ale nie przeczą rozumowi. Nietrafionym jest więc argument, że łacina utrudnia zrozumienie Mszy Świętej, bowiem nie da się w pełni zrozumieć Mszy Świętej – podkreślił ks. Pietras.

Prelegent zauważył, że wbrew obiegowym opiniom Sobór Watykański II nie zniósł łaciny, a – wręcz przeciwnie – podkreślił jej znaczenie dla Kościoła. W konstytucji o liturgii świętej – Sacrosanctum concilium – czytamy: „W obrządkach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe” (nr 36). „Należy (…) dbać o to, aby wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiewać stałe teksty mszalne, dla nich przeznaczone, także w języku łacińskim” (nr 54). W tym samym dokumencie o liturgii Sobór roztropnie zezwolił jednak na pewne zastosowanie języków rodzimych: „Ponieważ jednak we Mszy Świętej, przy sprawowaniu sakramentów i w innych częściach liturgii używanie języka ojczystego nierzadko może być bardzo pożyteczne dla wiernych, można mu przyznać więcej miejsca, zwłaszcza w czytaniach i pouczeniach, w niektórych modlitwach i śpiewach”. Sobór jasno wskazywał momenty w liturgii, w których była możliwość wprowadzenia języka nowożytnego.

– Św. Jan XXIII w 1962 r. wydał encyklikę o języku łacińskim Veterum sapientia – o podniesieniu studium języka łacińskiego. W tym dokumencie podkreślił rolę łaciny w nauczaniu Kościoła i w liturgii; języki łaciński i grecki nazwał „szatą starożytnej mądrości”. Ukazał pilność uczenia się jej w seminariach i nakazał prowadzenie wykładów w tym języku na uczelniach kościelnych. Ubolewał nad zanikaniem łaciny i nakazał powołanie Akademii Języka Łacińskiego. Warto dodać, że bł. Paweł VI założył Papieski Instytut Łaciński, a Benedykt XVI ustanowił Papieską Akademię Łacińską. Łacina jest ponadto skarbem kultury: to właśnie w tym języku napisane były działa św. Augustyna, św. Bernarda z Clairvaux, św. Tomasza z Akwinu, św. Roberta Bellarmina – przypomniał ks. Dawid Pietras.

W konferencji podkreślano wielką rolę języka łacińskiego, jednakże prelegent zaznaczył, iż zastosowanie języka nowożytnego w niektórych częściach liturgii nie jest bezzasadne.

– Znamienne są słowa encykliki Veterum sapientia: „Kościół katolicki – jako że założony przez Chrystusa Pana – przewyższał od dawna swoją godnością wszystkie społeczności, to rzeczywiście głosił swoją sławę nie językiem potocznym, ale pełnego godności i majestatu” – zaznaczył ks. Pietras.

Wykładowca wspomniał o relacjach misjonarzy – jeszcze przed reformy liturgii – że ludzie na misjach w Afryce bardzo kochali łacinę, chętnie się jej uczyli i uczestniczyli w liturgii; zauważył, iż nawet egzorcyści wspominają o niezwykłej skuteczności modlitw odmawianych w języku łacińskim.



W referacie zaznaczono, że język łaciński ukazuje jedność Kościoła i nauki wiary w czasie. – Uczestnicząc we Mszy Świętej w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego czujemy łączność z pokoleniami katolików, którzy przeżywali liturgię właśnie w tym języku. Uczestniczymy we Mszy Świętej, którą przeżywało tak wielu świętych; modlili się tymi samymi tekstami. Kościół jest katolicki, czyli powszechny – w przestrzeni, bo obejmuje wszystkie narody, jak i w czasie, bo trwa 2000 lat i będzie trwał aż do powtórnego przyjścia Chrystusa. Odwieczność łaciny ukazuje więc katolickość Kościoła. Jak pisał Ojciec Święty Pius XI w liście apostolskim Officiorum omnium: „Kościół, który rozciąga się na wszystkie narody i mający trwać aż do skończenia świata… z istoty swojej domaga się języka, który by był uniwersalny, niezmienny i szlachetny” – mówił wykładowca.

Ks. Dawid Pietras podkreślił, że w rycie rzymskim – najbardziej rozpowszechnionym – dostrzegano jedność Kościoła, a działo się tak również za sprawą uniwersalności w języku – w łacinie: w każdym kościele kapłan odmawiał te same teksty, wyśpiewywał czytania w tym samym brzmieniu; ministranci odmawiali tę samą ministranturę bez względu na to, w jakim kraju służyli do Mszy Świętej – katolik wszędzie czuł się jak u siebie w domu, gdyż potrafił odpowiadać na wezwania kapłana na całym świecie – brzmiały one zawsze tak samo. To wszystko tworzyło atmosferę jedności wiary, sakramentów i zwierzchnictwa kościelnego, umacniało tożsamość katolika. Ojciec Święty Benedykt XVI w adhortacji apostolskiej Sacramentum Caritatis pisał: „Aby lepiej wyrazić jedność oraz uniwersalność Kościoła, chcielibyśmy polecić, aby takie celebracje były odprawiane w języku łacińskim. I tak niech będą po łacinie recytowane modlitwy najbardziej znane z tradycji”.

Gdzie może być piękniej?

Wierni mogli przygotować się do Mszy Świętej dzięki posługującym w konfesjonałach spowiednikom: księdzu Jarosławowi Biedroniowi CM (Zgromadzenie Misji, kapłan z Bydgoszczy) oraz księdzu Tomaszowi Mędrkowi (dyrektor administracyjny Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego w Szczecinie).

W południe ksiądz Dawid Pietras odprawił uroczystą Mszę Świętą w klasycznym rycie rzymskim. Kazanie wygłosił ksiądz profesor Janusz Bujak, odpowiedzialny za sprawowanie liturgii w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego na terenie diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej (doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego i kierownik Katedry Teologii Dogmatycznej, wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym w Koszalinie). Uroczysty charakter Mszy Świętej podkreślił piękny śpiew scholi, która przybyła specjalnie do Skrzatusza z archidiecezji gdańskiej: schola ta, specjalizując się w muzyce liturgicznej, odpowiada za oprawę liturgii na terenie metropolii gdańskiej, ukazując bogactwo i wyjątkowe piękno chorału, polifonii oraz tradycyjnych pieśni.

O. Frederick William Faber, XIX-wieczny konwertyta z anglikanizmu, urzeczony Mszą Świętą, nazwał ją „najpiękniejszą rzeczą po tej stronie nieba”. Wyjątkowe piękno skrzatuskiej świątyni, akcja liturgiczna przepełniona podniosłością oraz przepiękne śpiewy scholi zachwyciły pielgrzymów, którzy stwierdzali, że piękniej może być tylko… w niebie!

Nabożeństwu drogi krzyżowej – prowadzonemu drogami skrzatuskiej Golgoty – przewodniczył ksiądz Paweł Kowalski, prezbiter diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.



Po nabożeństwie pielgrzymi wzięli udział w spotkaniu integracyjnym, co umożliwiało wspólne poznawanie się, stało się okazją do wymiany doświadczeń i opinii… III Pielgrzymka Tradycji Łacińskiej do Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej w Skrzatuszu już za rok.

piątek, 7 października 2016

Pomoce katechetyczne dla tradsów cz. 10 - Tajemnice Różańca Świętego





Koniec XII i początek XIII wieku krwawymi zapisał się zgłoski w południowej Francji i północnej Hiszpanii. Kraje te zalała okrutna, dzika herezja albigensów, którzy urągali z Boga, Kościoła i władzy świeckiej, czynili zbójeckie napady na domy Boże, znieważali wszelkie świętości, burzyli zabytki sztuki, mordowali kapłanów katolickich. Zdawało się, że odżyli dzicy Wandalowie i rozbójnicy Hunnowie z wędrówek narodów. Barbarzyńcy albigensi oparli się na książętach i możnowładcach i lekceważyli sobie wszelkie upomnienia Stolicy Apostolskiej i biskupów. I dlatego użyto przeciwko tej tłuszczy rozbójniczej oręża; rycerze chrześcijańscy na głos Kościoła chwycili za miecz i rozpoczęła się wojna w obronie zagrożonego krzyża czyli krucjata. Po długich zapasach ulegli dzicy odszczepieńcy. W wyludnionych ziemiach, gdzie lud marniał w występkach, pojawia się św. Dominik, aby jednać z Bogiem pozostałych przy życiu. Upadał ze znużenia ten znakomity misjonarz, ale twarde serca nie chciały się otworzyć łasce Bożej, umysły kacerzy zamykały się na światło prawdy. Smutny Dominik zalewał się łzami na widok zniszczenia, którego dokonał duch piekielny w tych ziemiach, modlił się aż do omdlenia w nocy i błagał Najświętszą Pannę o ratunek dla tych zatwardziałych i występnych dusz.

I znalazł pociechę. Ta, która według Kościoła wytępiła wszystkie herezje w Kościele, odezwała się do wiernego sługi swego: "Ziemia ta póty będzie niepłodną, aż na nią deszcz spadnie". Zrozumiał mąż święty, że ziemią niepłodną są heretycy, a ożywczym deszczem, który ją użyźni, jest nabożeństwo różańcowe. I począł je głosić wszędzie i uczył rozpamiętywać prawdy wiary przy różańcu. Wnet też dzika ziemia wydała bogate żniwo i wspaniałe kwiaty cnót ta ziemia zbrodni, występków, ziemia pokrzyw i chwastów piekielnych. Nie tylko kraje, zalane wspomnianym odszczepieństwem, ale niemal cała Europa zamieniła się w piękny ogród, wydała bogate żniwo pustynia złowroga, skoro synowie św. Dominika przez różaniec ożywili wiarę, zamarłą w sercach ludzkich.

Już to, że tak znakomity i zasłużony w dziejach Kościoła zakon, poleca żywo różaniec, jest jego najlepszym zaleceniem. Mimo to zastanowimy się w krótkości, dlaczego to nabożeństwo jest tak miłe Maryi i nam pożyteczne.

I. Miłe są Maryi różańce, bo w nich wielbimy Boga modlitwą, której sam Chrystus nauczył. Prośby tej modlitwy obejmują wszystkie nasze potrzeby obok pragnień, które Sercu Bożemu tak drogie, by Jego Imię było znane wszędzie, by Jego wola kierowała wolą wszystkich ludzi, by Kościół św. i znajomość prawdziwej wiary, rozszerzyła się po całym świecie. To modlitwa najszczytniejsza, pełna głębokich myśli, najbogatsza w treść, choć tak krótka co do formy czyli zewnętrznej szaty słów. To modlitwa prawdziwie z nieba, bo objawiona przez Zbawiciela i Mistrza naszego, Jezusa Chrystusa. Miły jest różaniec Pani naszej niebieskiej, bo w nim tyle razy powtarza się pozdrowienie anielskie, wyrażające niedościgłą wielkość Bogarodzicy, połączone z błaganiem Kościoła, by Maryja raczyła pamiętać o nas w życiu i przy śmierci.

Miły jest różaniec Matce Najświętszej, bo w nim rozpamiętywamy tajemnice z życia Jej Syna, w których i Ona czynny brała udział: Wcielenie Chrystusa Pana, Narodzenie, Jego ukryte życie, Męka i chwała przebiegają przed oczyma duszy naszej jako wzory do naśladowania. Ileż tu widzimy cnót, ile pokory, poniżenia, cierpliwości, za które nagrodą jest wywyższenie ponad wszelkie stworzenie!

Te modlitwy i rozmyślania są przepięknie splecione w różańcu w jedną całość na fundamencie Składu Apostolskiego, który odmawiamy na samym wstępie.

Wszystkich tajemnic jest 15, a po każdej z nich mówimy raz jeden Ojcze nasz i 10 Zdrowaś. W nich prawdziwie, według pieśni naszej, rozwija się cudowna róża, Jezus i Maryja.

Powiedziałby ktoś, że to nudna rzecz powtarzać ciągle tę samą modlitwę. Kto by tak twierdził, zapoznawałby naturę ludzką. Wszak silne uczucie czy miłości czy gniewu lub smutku objawiamy często powtarzanymi słowami tej samej treści i brzmienia. A niebianie czyż nie śpiewają bez znużenia we dnie i nocy na cześć Boga w Trójcy jedynego: Święty, Święty, Święty Pan Bóg zastępów? Różaniec nie jest bezmyślną modlitwą, bo się ma łączyć z rozmyślaniem tajemnic radosnych, bolesnych i chwalebnych z życia Chrystusa Pana i Matki Jego. Tu trzeba zająć i wyobraźnię, aby się nie błąkała, utkwić ją, uwięzić na chwilę w jednym punkcie wiary, tu i rozum zajęty i uczucie się ogrzewa, zapala miłością ku Zbawicielowi i Niepokalanie Poczętej. Kiedy duch ludzki wzbija się ku Bogu, nie potrzebuje silić się na piękne słowa, ale na wzór królewskiego Psalmisty, jemu wystarczy powtarzać z miłością te same wyrazy, albo jak to czynili młodzieńcy w piecu rozpalonym. A więc różaniec nie jest nudnym klepaniem pacierzy, ale modlitwą głęboką, piękną, urozmaiconą, obejmującą wszystkie władze duchowe człowieka.

Tym się też tłumaczy, że wszystkie zakony męskie i żeńskie, czynne i bogomyślne ujęły różaniec w rękę. On najpiękniejszą ozdobą ich sukni zakonnej; widzimy go również w rękach prostaczka i uczonego, żebraka nędznego i osób postawionych na najwyższym stopniu duchownej czy świeckiej hierarchii. Widziano go w rękach rycerza chrześcijańskiego, który złożywszy miecz, chwytał w czasie pokoju za ten oręż duchowny, za oręż modlitwy różańcowej. Tego oręża wiary i znaku czci dla Bogarodzicy nie wstydziły się ręce nawet królewskie, jak świadczy historia. Św. Jacek i Czesław w XIII wieku wprowadzili Różaniec do Polski i wnieśli tym samym łunę światła i ciepła Bożego, które ogarnęło cały kraj, jak się pięknie wyraża jeden z pisarzy naszych (1). W skarbcu Jasnej Góry oglądamy różańce, które przesuwali w palcach nasi monarchowie. W Muzeum Czartoryskich w Krakowie pokazują różaniec Chodkiewicza i Jana Sobieskiego. W Żółkwi w trumnie królewicza Jakuba Sobieskiego, znaleziono także różaniec. Na starych nagrobkach napotykamy bardzo często matrony polskie z tym znakiem.

O Stanisławie Jabłonowskim, wielkim hetmanie koronnym i wojewodzie ruskim, zmarłym w 68 roku życia 1702 roku, pisze Niesiecki: "Przestając ciągle z wojskiem, staropolskie chował obyczaje i przez to ducha jego podnosił. A najpierw rycerski umysł pobożnością zdobił. Żadnego dnia nie opuścił, a osobliwie przed bitwą, żeby Mszy nie wysłuchał. Odmawiał co dzień koronkę do Matki Boskiej. Na wojnę wybierał się, jak na ofiarę, przygotował się do niej tym, że obrazy cudowne Najświętszej Panny nawiedzał, szczęścia dalszego w Jej ręku patrząc".

II. Różaniec jest nader miłą modlitwą Matce Najświętszej, a nam bardzo pożyteczną.

1. Życie chrześcijanina na ziemi jest pełne nędz; to prawdziwe bojowanie według Joba sprawiedliwego. Rozważanie tajemnic wiary zdoła nas pocieszyć i podnieść na duchu. Radości i cierpienia splatają się razem, raz kropla pociechy, to znów cierpienie, smutek zalewa duszę. Wierzący nie upada jednak pod kielichem goryczy, bo w modlitwie różańcowej widzi, że i wódz nasz, droga i żywot Jezus Chrystus, tą samą szedł drogą, a za Nim postępowała najdroższa i najświętsza po Bogu istota, Maryja Panna.

Z Golgoty droga prowadzi do chwały, na górę wniebowstąpienia, przez krzyż do nagrody i szczęścia bez końca. Różaniec, odmawiany w skupieniu ducha, żywo nam te prawdy przypomina.

2. Pożyteczną i skuteczną modlitwą różaniec, bo łatwo uprosi wysłuchanie. Te same słowa żarliwie tyle razy powtarzane utorują sobie przystęp do Serca Bożego. Jak Pan Jezus zlitował się nad biednym ślepcem pod Jerycho, kiedy doń wołał z ufnością i świętą natarczywością, tak i nas wysłucha za przyczyną Maryi, kiedy przez modlitwę różańcową zapukamy do bram niebieskich. Sam Zbawiciel powiedział, abyśmy wołali, a wysłuchają nas, pukali wytrwale, a otworzą nam, abyśmy szukali, a niezawodnie znajdziemy, czego z utęsknieniem świętym szukamy.

W historii Kościoła czytamy, ile to zwycięstw odniósł miecz chrześcijański nad wrogami wiary, kiedy wierni odmawiali pobożnie różaniec.

Dnia 7 października 1571 starły się wojska chrześcijańskie, na czele których stał książę Jan Austriacki, z potęgą turecką. W cieśninie Korynckiej pod Lepanto (2), niedaleko Akcjum, gdzie niegdyś za czasów rzymskich toczyła się zacięta walka o panowanie nad światem, zawrzała bitwa o panowanie wiary świętej nad pogaństwem. Naczelny wódz chrześcijańskiej floty rozkazał wywiesić chorągiew Piusa V, objeżdżał z nią wszystkie okręty, krzepił umysły widokiem ukrzyżowanego Zbawiciela, obudzał nadzieję zwycięstwa. Następnie wystrzał armatni zwiastował rozpoczęcie walki. Flota turecka była o wiele silniejsza. Wre walka zaciekła już przez pięć godzin, ale zwycięstwo nie przechyla się na żadną stronę. Nagle pada rażony pociskiem naczelny wódz turecki, Ali Pasza. Wojska chrześcijańskie z tego powodu tym śmielej nacierają na okręty nieprzyjacielskie i zupełne odnoszą zwycięstwo. A w Rzymie równocześnie Bractwa różańcowe modliły się o zwycięstwo. Św. Pius V przerywa swą modlitwę w chwili ostatecznego pogromu Turka i odzywa się do kardynałów w duchu proroczym: "Oto w tej chwili flota chrześcijańska odniosła zwycięstwo". Matce Najświętszej przypisywał Papież to zwycięstwo i ustanowił na jego pamiątkę święto różańcowe. A więc różaniec pokonał dwieście tureckich galarów i siedemdziesiąt fregat, różaniec powstrzymał półksiężyc w szalonym zapędzie. Jemu to ludy europejskie zawdzięczają swą wolność i oświatę. Nowy Jozue walczył z muzułmanem, a drugi Mojżesz z wiernym ludem równocześnie podnosił na modlitwie błagalne ku niebu ramiona.

Za Klemensa XI w 1716 roku wojska Karola VI znowu odniosły nad Turkami zwycięstwo w chwili, gdy Bractwa różańcowe modliły się w Rzymie, odbywając uroczystą procesję.

Tyle zwycięstw na polu bitew zapisała historia, odniesionych za łaską i dobrocią Maryi!

A kto policzy zwycięstwa moralne, duchowe, które odnoszą wierni nad wrogami duszy, kiedy uciekają się do Maryi, odmawiając różaniec św.?

Błogosławiony Klemens Dworzak (Hofbauer) wezwany do chorego, jeżeli po drodze mógł zmówić cząstkę różańca, był pewny, że się najzatwardzialszy nawróci grzesznik i pojedna z Bogiem na łożu śmierci.

Ludzie genialni w różańcu szukali natchnienia do tworzenia dzieł wiekopomnych. Największy mistrz w muzyce, który stworzenie świata, siedem słów umierającego Chrystusa itd. utworzył, pobożny Józef Haydn, w modlitwie szukał natchnienia do swych wiekopomnych kompozycji. Podziwiano jego geniusz i talent niezrównany, a on z pokorą mówił: "Kiedy z moim różańcem chodzę po pokoju i odmawiam go, cisną się same do mej głowy wzniosłe tony i myśli, tak że je zaledwie zdołam przelać na papier".

Pożyteczny różaniec, bo my przezeń zwyciężać możemy olbrzymów Goliatów; jako Dawid pasterz pięciu kamykami z potoka i procą uzbrojony, powalił olbrzyma, tak i my ziarnkami czyli kamykami różańca zwyciężać będziemy wroga.

W grocie massabielskiej ubożuchne dziewczę, Bernadetta, różańcową modlitwą sprowadzała Maryję na ziemię i otrzymywała niebieskie widzenia. I my przez różaniec sprowadzimy niewidzialnie Maryję i Jej pomoc dla siebie.

Pożyteczną więc i nam i duszom w czyśćcu będzie ta modlitwa. A ponieważ ona niejmniej tak Maryi miłą, dlatego chętnie, gorąco, ile możności codziennie odmawiajmy różaniec. Możemy to czynić nawet w drodze, podróżując lub wracając z pola po pracy całodziennej.

Kto był więcej np. zajęty od Don Garcia Moreno, znakomitego prezydenta rzeczypospolitej Ekwadoru? A przecież ów mąż codziennie odmawiał koronkę. Widziano, jak nieraz w nocy, w nędznej chacie Indian klękał w czasie podróży i liczył pobożnie ziarnka różańcowe. Bóg też błogosławił jego rządom, rzeczpospolita rozwijała się pięknie pod jego ręką. Tylko piekło zżymało się na tak dzielnego katolika i dlatego padł z ręki skrytobójczej, z ręki masońskiej w r. 1875, ten mąż opatrznościowy ze słowami na ustach: "Bóg nie umiera" (3).

A Irlandczyk Daniel O'Connell również odmawiał różaniec, choć tak był zajęty ogromnie, bo w swe ręce ujął los swego uciśnionego narodu. W parlamencie angielskim, kiedy głosowano nad jego wnioskami, on się do Maryi Panny uciekał, odmawiając różaniec święty.

Św. Franciszek Salezy, biskup Genewski, pomimo bezustannej pracy, codziennie cały odmawiał różaniec i rozmyślał jego tajemnice. Gdy razu pewnego przez cały dzień aż do późnej nocy zajęty był pracami apostolskimi, kazaniami, nauką i słuchaniem spowiedzi, począł odmawiać różaniec już ogromnie zmęczony. Jeden z przytomnych odezwał się wtedy do św. biskupa, aby się udał na spoczynek, odłożywszy na jutro różaniec. Na to rzekł święty: "Przyjacielu, co dziś jeszcze zrobić można, nie trzeba odkładać na jutro".

Oby te piękne przykłady wytrąciły nam z rąk błahe wymówki, którymi zasłania się nasze lenistwo i wymawia od tej pobożnej praktyki.

Niegdyś za życia Zbawiciela wołała z zachwytem niewiasta z tłumu, podziwiając Jego Boską naukę: "Błogosławiony żywot, który Cię nosił i piersi, któreś ssał" (4). A na to odrzekł Chrystus tej szczęśliwej niewieście: "I owszem błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go" (5). Znakomici pisarze kościelni widzą w tych słowach dziwną łączność. Powiadają, że cześć i uwielbienie Maryi są nader miłe Chrystusowi, prowadzą do Niego, są skarbnicą i kluczem do pojęcia prawd wiary i zadatkiem doczesnego i wiecznego błogosławieństwa. Bo Pan Jezus wyraźnie błogosławi tę niewiastę, która publiczny hołd złożyła Matce Jego i słuchała gorliwie Jego nauki. Różaniec święty utwierdzi nas w wierze, uświęci, sprowadzi za życia i po śmierci obfite zdroje błogosławieństw Bożych na głowy nasze.

O. Boweriusz, a z nim św. Alfons Liguori (6) opowiada, że pewna kobieta złego życia, imieniem Helena, trafiła w kościele na kazanie o różańcu. Po nabożeństwie kupiła sobie koronkę i odmawiała ją potajemnie od czasu do czasu, bo publicznie wstydziła się to czynić. Z początku nie czuła w tym ćwiczeniu żadnej pociechy, ale z czasem ogromnie w nim zasmakowała. Również przeraziła się stanem swej duszy, poszła do spowiedzi i odbyła ją z wielką skruchą, że spowiednik bardzo się zbudował. Następnie padła na twarz przed ołtarzem Maryi, odmówiła różaniec na cześć Jej. I usłyszała głos w duszy: "Heleno, dość już naobrażałaś Boga i mnie; odtąd postępuj inaczej, a niemało otrzymasz łask za moim pośrednictwem". Upokorzona pokutnica rzekła wtedy do Maryi: "O Panno święta! Prawda, byłam zbrodniarką, ale Tobie zupełnie teraz się oddaję, wspieraj mnie, abym przez całe życie mogła już pokutować za me grzechy". Rozdała niezwłocznie swój majątek ubogim i surowe prowadziła życie. Straszne pokusy, których doznawała, zwyciężała ucieczką do Maryi Panny. W godzinę błogosławionego zgonu wyznała ta szczęśliwa pokutnica, że wiele nadzwyczajnych łask otrzymała za pośrednictwem Matki Bożej.

Oto widzimy na tym przykładzie, jak błogie skutki różańca św.

Odmawiajmyż go pilnie, a to będzie znakiem, że Maryję kochamy, a przynajmniej, że Ją pokochać chcemy i pragniemy dojść do prawdziwego ku Niej nabożeństwa.

PRZYPISY:

(1) Helleniusz, Rozmowa o koronie polskiej I, str. 405.
(2) Po grecku Naupaktos albo ludowa nazwa Epaktos, a po włosku Lepanto. Niedaleko stąd do Aten również. (Herders Konversationslexikon 5 B. 3 Aufl. k. 710).
(3) "Przegląd Powszechny", t. X, str. 193 i dalsze, rok 1886.
(4) Łk. XI, 27.
(5) Łk. XI, 28.
(6) Uwielbienia Maryi, str. 58.

**********

Ks. Dr. J. Górka (PROFESOR SEMINARIUM BISKUPIEGO W TARNOWIE), Cześć Maryi. O pobudkach i środkach nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny. Nakładem Autora. Główny skład w Księgarni Zygmunta Jelenia w Tarnowie. 1907, ss. 158-167.

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.