_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

niedziela, 6 lipca 2014

Czym było Seminarium Teologiczne „Immaculata Mediatrix”?. List byłego Franciszkanina Niepokalanej do Ojca Świętego Franciszka




We Włoszech nie milknie dyskusja wokół „sprawy Franciszkanów Niepokalanej”: tętniące życiem zgromadzenie zakonne, z powodów cokolwiek wątpliwych (używanie liturgii św. Jana XXIII, „różnienie się od innych” jako przejaw braków w zakresie „sentire cum Ecclesia” czy też – nigdy nie sprecyzowane – „błędy w formacji”) zostało poddane komisariatowi. Dwanaście miesięcy rządów kapucyna, o. Fidenzio Volpi, przyniosło praktycznie kompletną dewastację instytutu założonego przez oo. Stefano Manellego i Gabriela Pellettieri, a zatwierdzonego przez św. Jana Pawła II. Owoce pierwszego roku „reedukacji” prowadzonej przez o. Volpi to: zamknięcie seminarium i kilku innych klasztorów, zakaz rozpowszechniania książek, prowadzenia misji ludowych, spotkań formacyjnych z tercjarzami, zakaz publikowania w poczytnym „Tygodniku Ojca Pio” (redagowanym przez siostry Franciszkanki Niepokalanej!), oddalenie od ośrodków studiów najbardziej cenionych teologów zgromadzenia, brak nowych powołań oraz liczne (do tej pory, według różnych danych od 40 do ponad 100) podania o zwolnienie ze ślubów – by nie wspomnieć o zgorszeniu wzbudzonym wśród osób duchownych i świeckich oraz o potwornej atmosferze, jaka zapanowała w klasztorach braci, do niedawna tętniących prawdziwym życiem wspólnotowym. W tym kontekście „La Stampa” oraz VaticanInsider opublikowały obszerne fragmenty długiego listu-świadectwa, skierowanego przez jednego z byłych Franciszkanów Niepokalanej do Ojca Świętego.

FRAGMENT LISTU BYŁEGO FRANCISZKANINA NIEPOKALANEJ 
DO OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA

Davide Canavesi

Do Jego Świątobliwości Papieża Franciszka.

Jestem jednym z ex-franciszkanów Niepokalanej, od niedawna poza instytutem. Celem tych słów nie jest nowe zaognienie polemiki, ani też stawianie siebie ponad instytucjami kościelnymi. Ten list ma być jedynie prostym świadectwem na temat Seminarium Teologicznego „Immaculata Mediatrix” (STIM) oraz niewielkim lecz serdecznym podziękowaniem dla wszystkich moich formatorów oraz dla ojców założycieli. STIM, które w ostatnich latach formowało ponad pięćdziesięciu braci kleryków, zostało – jak wiadomo – zniszczone, z powodów do tej pory nie sprecyzowanych. STIM był seminarium-klasztorem przeszło 50 braci studentów w różnym wieku i o różnej kulturze, pochodzących ze wszystkich stron świata, którzy wspólnie z formatorami oraz kilkoma braćmi zakonnymi (niestudiującymi) stanowili wspólnotę o intensywnym życiu modlitwy, życiu pogłębionych studiów oraz żarliwego zaangażowania w apostolat – a wszystko to w prawdziwym duchu braterstwa.

Jakie było życie tego seminarium? Modlitwa, nauka, praca, apostolat... nie tracić ani minuty i znajdować się w warunkach pomagających nie tracić czasu: ponieważ dla poświęconych Niepokalanej każda minuta należy do Niej. Brewiarz i Msza święta w starszej formie (chciane przez studentów, a nie narzucone im) – nie z powodu ideologicznego przywiązania do wszystkiego, co stare, ale dla odbudowy życia zakonnego jako życia modlitwy. O serafickim ojcu, św. Franciszku, mówią źródła franciszkańskie: „jego bezpieczną przystanią była modlitwa (…) nocą udawał się samotnie do opuszczonych kościołów na modlitwę”. Cóż więc dziwnego, że pośrodku nocy zakonnicy wstają i odmawiają Brewiarz? A jednak – właśnie z tego powodu formatorzy oraz o. Stefano Manelli zostali uznani za „pelagianów”! Ponadto, o tym, z jakim zrównoważeniem ojcowie formatorzy pomagali tym, którym nocna modlitwa sprawiała trudności, może zaświadczyć wielu braci. Czy chce Wasza Świątobliwość wiedzieć, czego uczył rektor seminarium (nazwany „deformatorem” kleryków) tych braci, którzy nie mieli trudności ze wstawaniem? „Proś, żeby Pan dał ci część trudności innych braci, a ulżył im: bo lepsza jest cała wspólnota żarliwa niż kilku zakonników nieco żarliwszych”. Czyż nie jest to prawdziwą miłością bliźniego – która nie tyle usprawiedliwia cudze niedoskonałości, co pomaga zwyciężać je?! Wobec wspólnoty pięćdziesięciu młodych zakonników, którzy pragną modlić się nocą – z jakich powodów ta modlitwa została usunięta przez nowych rektorów? To prawda, że ta modlitwa została wprowadzona przez Franciszkanów Niepokalanej w ostatnich latach; nie rozumiem jednak, jak można nazwać dobrą tę formację, która blokuje zapał młodych i dławi ich dobrą wolę. Ponadto, naprzeciwko tej „ludzkiej roztropności” charakteryzującej nową linię Franciszkanów Niepokalanej znajduje się „bez granic” świętego Maksymiliana: jeżeli każdego poranku obiecujemy „żyć, pracować, cierpieć, wyniszczyć się i umrzeć dla Niej”, musimy naprawdę to robić!

Prawdziwy franciszkanin nie może żyć w rozluźnieniu dzisiejszych klasztorów bez rumieńca wstydu. Kiedy pomyśli się o tym, że w naszych klasztorach nie brakuje nigdy jedzenia, że nierzadko jada się wręcz lepiej niż w domu rodzinnym, nie sposób nie zawstydzić się na myśl o pierwotnym franciszkanizmie. Możemy przynajmniej zrekompensować to intensywnym życiem ofiary w tym, co szczególnie kosztuje naturę ludzką: modlitwa nocna, poświęcenie własnego czasu wolnego... Taki był zamysł ojca Stefano, kierującego nasze życie ku wyżynom. Wzamian został potraktowany jak osoba niezrównoważona, jak jansenista, jak kalwinista, jak lefebrysta!

Jeżeli ma się czas na oglądanie bezużytecznych filmów, kreskówek, meczów piłki nożnej, to znaczy to, że źle się wykorzystuje czas... Jesteśmy zakonnikami, aby ratować dusze – co ma z tym wspólnego piłka nożna? A przecież wystarczyłoby od czasu do czasu pomyśleć o osobach bliskich nam, o przyjaciołach, których zostawiliśmy w świecie, by zdać sobie sprawę z tego, ile trudów ponoszą ludzie. Wystarczy pomyśleć o młodych matkach dzielących cały swój czas między pracę i rodzinę – podczas gdy my w klasztorach, jesteśmy zwolnieni z twardej walki o pracę... o młodych rodzicach zmuszonych do tego, by wstawać w nocy na płacz ich dziecka – i którzy nazajutrz muszą tak czy owak być punktualnie w pracy, podczas gdy my dbamy o dostateczną ilość snu... Wobec tego wszystkiego, jak zakonnik unikający wyrzeczeń może nazywać siebie prawdziwym zakonnikiem!? Jak mógłbym żądać od młodych żon przyjęcia wszystkich dzieci, jakie Pan Bóg zechce im dać – choćby wymagało to heroizmu – jeżeli ja sam nie akceptuję jako pierwszy cierpień i trudów heroicznych! Czy nie powinno być pragnieniem każdego prawdziwego franciszkanina dzielenie cierpień i trudów każdego człowieka – zamiast czynić z klasztoru oazy dobrobytu zwolnione z walki życia?! Kto ożywi ducha życia Porcjunkuli i Niepokalanowa, jeśli nie nasze pokolenie? Jeśli jednak kto pragnie to uczynić jest oskarżany o wszystkie możliwe lub wyobrażalne herezje i schizmy – co będzie z naszym biednym i ukochanym Świętym Kościołem...

Jednemu z nowych przełożonych przedstawiłem te refleksje, zaznaczając że w sumieniu nie mógłbym zaakceptować życia w jednym momencie tak rozluźnionego. Nie mógłbym tego uczynić wspominając mojego księdza proboszcza, który każdego poranka po Mszy świętej upadał na krzesło w zakrystii, wycieńczony z powodu ciężkiej choroby – a mimo to nie pozostawił nigdy swojej owczarni bez Najświętszej Ofiary. Nie mógłbym, myśląc o życiu pełnym wyrzeczeń, jakie prowadzi wielu moich przyjaciół, znosząc nierzadko z pochyloną głową upokorzenia, byle nie stracić pracy. W odpowiedzi usłyszałem, że surowość życia nie ma nic wspólnego z Poświęceniem Niepokalanej – i że nie trzeba przesadzać. Ernest Hello mówił, że człowiek mierny wymyśliłby słowo „przesada” gdyby nie istniało już w słowniku. To prawda – wszyscy w seminarium odczuwaliśmy z odrobiną cierpienia tę potrzebę poświęcania się zawsze: to właśnie jest jednak jedyna droga prowadząca do ufania Panu Bogu, a nie nam samym.

Nie mogę nie wspomnieć o tym, że STIM wydawało się prawdziwym królestwem miłości bliźniego. I nie mogło być inaczej: tam, gdzie ludzie wysilają się, by kochać Pana Boga, nie mogą nie odkryć, że drugie przykazanie podobne jest pierwszemu (Mt 22,39). Ile dobrych przykładów dali mi współbracia! Ze wzruszeniem wspominam tego brata, który troszczył się o zdrowie współbraci, i brata kwestarza, który wyruszał jeszcze nocą by zapewnić niezbędny pokarm wspólnocie, i tego brata, z którym można by się ścigać do pracy – żeby inny współbrat miał trochę więcej czasu na naukę... “Alter alterius onera portate et sic adimplebitis legem Christi” (Gal 6, 2), powiada św. Paweł... Gdybym nie widział, milczałbym: ale widzałem na własne oczy, ile znaczy to przykazanie! Pamiętam, jak pewnego razu pożaliłem się przełożonemu, że w tej odrobinie czasu wolnego, jaka mi została, musiałem pomóc w nauce do egzaminu jednemu z braci obcokrajowców. Cóż mi odpowiedział? „Musisz to zrobić. To jest twoja druga Eucharystia: rano to Pan Jezus ofiaruje się na ołtarzu dla Ciebie; teraz to ty masz ofiarować siebie samego dla twojego brata, który ma trudności”. Oto odpowiedź jednego z „jansenistów”, którego komisarz natychmiast postanowił oddalić z seminarium.

Zarząd komisaryczny, niestety, nie przyniósł naszemu seminarium nic innego jak tylko napięcie i podziały. Zresztą, jak można pozostać pogodnym, kiedy kazania są używane do atakowania ojca Stefano, czyniąc aluzje do niego jako jansenisty, kalwinisty, złodzieja itd.; kiedy przez własnych przełożonych jest się wystawionych na bezpodstawne zarzuty (kryptolefebryści); kiedy próba podjęcia dialogu spotyka się z oskarżeniem o „zależność psychologiczną”; kiedy nasz współzałożyciel, o. Gabriele Pellettieri jest oddalony ze wspólnoty bez bodaj zapowiedzenia tego studentom – a więc i bez możliwości chociaż pożegnania go! Ci sami, którzy piszą, że seminarium było źródłem buntu, powinni zastanowić się, czy nie są winni także oni, przez swoją nieczułość, że ktoś – bez wątpienia popełniając błąd – rozpowszechnił poza seminarium informacje. A cóż można powiedzieć o tym przełożonym, który stwierdził, że nie przejmuje się faktem, że wielu braci chce opuścić instytut, ponieważ „z góry zakładaliśmy, że z komisariatem stracimy 60-80 braci”. Szkoda, że zakonnicy to nie cynowe żołnierzyki, które kapryśne dziecko może wywrócić kopniakiem – ale osoby ludzkie, co więcej, w większości młode, którym rujnuje się życie, zmuszając ich do opuszczenia instytutu, by nie zdradzić własnego sumienia i ideału!

Na koniec pragnę dodać słowo na temat Waszej Świątobliwości, jako że niektórzy współbracia oraz osoby spoza zgromadzenia oskarżyli nasze seminarium o bunt przeciwko Papieżowi, a nawet o uznawanie Waszej Świątobliwości za antypapieża. Oprócz głupoty tego ostatniego stwierdzenia, mogę zaświadczyć, że w naszym seminarium nigdy nie usłyszałem nic, co można by uznać za obrazę albo brak uszanowania dla osoby Waszej Świątobliwości. Pomimo cierpienia, jakie powodowało bycie oskarżanymi przez ten sam Kościół Święty, który nauczono nas kochać, zawsze ufaliśmy, że ocalenie przyjdzie właśnie od Ojca Świętego. Nie zapomnę jednego współbraci – oskarżonego o kryptolefebryzm – który powtarzał żarliwie: „pragnę być uratowany przez Ojca Świętego, bo on jest moim ojcem, a ja jego synem”. W dniu urodzin Waszej Świątobliwości całe seminarium wybuchło oklaskami i okrzykami. Zresztą; ci, którzy oskarżają STIM o bunt przeciwko Papieżowi, nie potrafią przedstawić w sprawie żadnego dowodu jeśli nie „relata refero”. Poprzedni rektor (odwołany wkrótce potem przez komisarza) na początku roku akademickiego zadecydował o skróceniu obiadu, żeby móc po nim odmówić Różaniec święty w intencji Ojca Świętego. Czyż nie było to odpowiedzią na prośbę, jaką Wasza Świątobliwość nieustannie kieruje do chrześcijan? Nowi rektorzy, ledwo przybyli do seminarium, usunęli tę modlitwę. Kto kocha Papieża – ten, kto modli się za niego i przyjmuje dla niego wyrzeczenia, czy ten, kto ma usta pełne cytatów z Ojca Świętego, ale nie robi nic dla niego? W jednej z katechez Ojciec Święty zalecał kapłanom kończenie każdego dnia przed Tabernakulum, wyjednując zbawienie duszom. Nie bez odrobiny dumy mogę powiedzieć, że nie musiałem uczyć się tego od Waszej Świątobliwości, ponieważ zawsze mogłem widzieć moich formatorów kończących dzień na kolanach przed Tabernakulum i proszących Pana za mną i moimi współbraćmi – abyśmy mogli stać się dobrymi zakonnikami, dla zbawienia wszystkich dusz.

Z tego wszystkiego, co napisałem, zrozumie Ojciec Święty niemożliwość pogodnego kontynuowania życia w instytucie zakonnym, w którym żarliwość i cnota są zniesławiane, w którym jest się zmuszonym do maszerowania pomiędzy „trupami” własnych ukochanych współbraci i – gorzej jeszcze – po głowach własnych założycieli i formatorów, którym zawdzięcza się tak wiele dobra.

Proszę Waszą Świątobliwość o apostolskie błogosławieństwo oraz o wspomnienie mnie w Jego Mszy świętej, abym mógł wytrwać w wierze i w służbie Panu pod przewodnictwem Niepokalanej.

W Sercu Jezusa i Maryi,
Davide Canavesi
(były br. Ambroży)

2 komentarze:

Teresa pisze...

Bo to wszystko w imię "świętego" Soboru Watykańskiego II

Anonimowy pisze...

nowa wiosna Kościoła... po tym przeciągu juz nic nie ma!

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.