Ukamienowanie i pochówek św. Szczepana, pierwszego męczennika, Mariotto di Nardo 1394-1424 r., Ann Ronan Picture Library/Heritage-Images
Stałość Męczenników jest dowodem prawdziwości naszej wiary
Oto Ja posyłam do was proroki i mędrce i doktory, a z nich zabijecie i ukrzyżujecie, i z nich ubiczujecie w bóżnicach waszych i będziecie prześladować od miasta do miasta. Mt. 23, 34.
Najmilsi! Św. Szczepan, którego uroczystość dzisiaj obchodzimy, to pierwszy Męczennik Chrystusowy! Już w Starym Zakonie byli śś. Męczennicy, którzy za wiarę w Boga prawdziwego i Jego prawo krew przelali. I tak prorocy: Izajasz, Jeremiasz, Amos, zostali od Żydów zabici dlatego, że im wyrzucali ich liczne od Boga odstępstwa, popadanie w bałwochwalstwo i inne grzechy. Eleazar, żyd, starzec 90-letni, siedmiu synów Machabeuszowych i ich matka, na rozkaz pogańskiego króla Antiocha zostali okrutnie umęczeni i zabici za to, że nie chcieli odstąpić Zakonu Bożego. Tak i wielu innych. A po przyjściu Zbawiciela św. Szczepan, diakon, był pierwszym, który za wiarę prawdziwą, za Zakon Boży, który Chrystus przyszedł dopełnić, poniósł śmierć męczeńską. Ale po nim krwi chrześcijańskiej lało się bardzo wiele, tak, że się spełniły słowa Pana Jezusa w dzisiejszej Ewangelii św. zapisane, a powiedziane do Żydów: Oto Ja posyłam do was proroki i mędrce i doktory, a z nich zabijecie i ukrzyżujecie, i z nich ubiczujecie w bóżnicach waszych i będziecie prześladować od miasta do miasta.
Ale dlaczegóż to Kościół dzisiaj, zaraz nazajutrz po radosnej uroczystości Bożego Narodzenia, przywdziewa szatę purpurową i obchodzi uroczystość pierwszego Męczennika i wodza Męczenników Chrystusowych? Oto dlatego, że stałość Męczenników jest jednym z dowodów, że Ten, którego narodzenia uroczystość wczoraj obchodziliśmy, jest Bogiem i że wiara, której On nas nauczył, jest prawdziwą. I to właśnie, że stałość Męczenników jest dowodem prawdziwości naszej wiary, chcę wam w dzisiejszej nauce okazać.
Jezu Chryste, który dzisiaj we krwi Lewity Twego Szczepana przyjąłeś pierwiastki ofiar męczeńskich, dopomóż nam! Maryjo, Królowo Męczenników, módl się za nami!
Zdrowaś Maryjo!
* * *
Ażebyśmy się przekonali, że stałość Męczenników Chrystusowych rzeczywiście dowodzi prawdziwości naszej wiary, trzeba nam zważyć: 1) jak wielką była liczba Męczenników, 2) jak wielkimi były katusze, które zadawano Męczennikom, 3) jacy to ludzie szli na męczeństwo, 4) jakim okazywał się Bóg w sprawie Męczenników.
I. Liczba Męczenników, którzy dla Chrystusa krew przelali, jest bardzo wielka.
Apostołowie wszyscy zginęli śmiercią męczeńską wyjąwszy św. Jana; lecz i on cierpiał męczeństwo, bo był na rozkaz cesarza Domicjana wrzucony do kotła wrzącego oleju, z którego jednak Panu Bogu podobało się go wybawić. Przez pierwszych trzysta lat po Chrystusie Panu poganie i żydzi krwawo Chrześcijan prześladowali. Przez te 300 lat było 32 papieży, z których żaden nie umarł śmiercią zwykłą na swym łożu, ale każdy śmiercią męczeńską. Pierwszym papieżem, który nie był męczennikiem, był św. Sylwester, zmarły w r. 335 po Chrystusie. Przez te 300 lat krwawych prześladowań Chrześcijanie nie mieli kościołów publicznych, ale schodzili się na nabożeństwo albo w domach albo w pieczarach podziemnych, zwanych katakumbami, w nocy, w największej tajemnicy: jeśli ich odkryto, szli na męczeństwo. Sami pogańscy pisarze przyznają, że liczba Męczenników, którzy w owych czasach krew przelali, była niezmierną. Zostali postanowieni od Kościoła notariusze, którzy mieli spisywać imiona zabitych Chrześcijan i rodzaj ich męczeństwa, ale ci notariusze nieraz dla wielkiej liczby zabitych nie tylko nie mogli spisać ich imion, ale ani dojść ich liczby. O samych Męczennikach lyońskich, którzy około r. 177 po Chr. męczeństwo ponieśli, pisze św. Grzegorz Turoneński: "Tak wielka liczba Chrześcijan była tu umęczona za wyznawanie imienia Pańskiego, że strumienie krwi chrześcijańskiej płynęły po ulicach publicznych i nie mogliśmy dojść ani liczby ani imion ofiar" (Hist. Franc. I. 27). W Hiszpanii za czasów cesarza Dioklecjana prześladowanie było tak okrutne i tyle pożarło ofiar, że poganie jakiś czas łudzili się przypuszczeniem, że zupełnie Chrześcijan wytępili, i na jednej kolumnie na cześć tego cesarza postawionej napisali, że zasłużył się światu nomine Christianorum deleto, "zgładziwszy imię chrześcijańskie". Bywały wypadki, że naraz kilka tysięcy wiernych w pień wycinano; tak np. wycięto cały legion tebaidzki tj. cały pułk wojska, zwany tebaidzkim, składający się według wiarygodnych zapisków ze 6600 żołnierzy. Chrześcijanie, nie znając imion tych Męczenników, nazwali ich legio felix, "pułk szczęśliwy"; zaiste szczęśliwy, iż wytrwał we wierze i poszedł po palmę męczeńską. Podobnie mnóstwo wiernych zabitych w Saragosie i Utyce, ponieważ ich imion nie podobna było spisać, nazwano massa candida, "tłum biały"; był ten tłum krwią zbroczony, ale na duchu biały, bo omył dusze swoje i ubielił je we krwi Barankowej. Uczeni sądzą, że liczba Męczenników w tych pierwszych trzech wiekach Kościoła dochodzi do jedynastu milionów.
Ale nie tylko w tych pierwszych trzech wiekach Kościoła, lecz i później wierni przelewali krew dla Chrystusa. Któż policzy, ilu Chrześcijan zginęło z rąk Mahometan, Turków, Tatarów w Małej Azji, w Ziemi świętej, w Afryce, w Hiszpanii, u nas w Polsce? Sami Polacy tyle krwi wylali w bojach za wiarę z Tatarami i Turkami, że jeden z papieży rzekł: "Ściśnij garść ziemi polskiej, a krew męczeńska z niej tryśnie". Kto policzy tych misjonarzy, którzy krew przelali niosąc światło wiary narodom dzikim?
I dziś, najmilsi, nie brak Męczenników, także i u nas w Polsce. Kilku biskupów, a setki kapłanów polskich na wygnaniu, ale i krew w Polsce lała się ostatnimi czasy za Chrystusa Pana. Chłopi ruscy zdobyli sobie palmę męczeństwa. Wiadomo, wam, najmilsi, że rząd rosyjski chce koniecznie Rusinów oderwać od jedności z Kościołem, a zamienić na schizmatyków. Dlatego ten rząd u siebie odebrał Rusinom księży prawych, a zesłał im popów schizmatyckich. Poczciwi chłopi ruscy nie chcieli przyjąć tych popów, którzy nie są w jedności z papieżem. W niektórych miejscach lud ruski nie chciał do cerkwi puścić popa schizmatyckiego i w tym celu strzegł cerkwi; pop sprowadził wojsko, które strzelało do ludu, by odstąpił od cerkwi i wiele ludu wiernego poległo.
Otóż, najmilsi, już ta wielka liczba Męczenników jest dowodem prawdziwości naszej wiary. Musi nasza chrześcijańsko-katolicka wiara być prawdziwą, skoro przez całe blisko tysiąc dziewięćset lat od Chrystusa Pana tyle ludzi, tysiące tysięcy ludzi woli śmierć ponieść, niż tej wiary się wyrzec!
II. Lecz jakież to były te katusze, które zadawano Męczennikom?
Najokropniejsze! Św. Piotra ukrzyżowano głową na dół; jak straszna musiała być jego męka! Krew mu zapewne wybuchła przez usta, nos, oczy, uszy! Św. Bartłomiejowi żywemu skórę zdarto z ciała. Św. Szymona piłą przerżnięto. Św. Wawrzyńca na żelaznej kracie rozciągnionego na powolnym ogniu pieczono. Innych Chrześcijan palono żywcem na stosie, innych pieczono pochodniami, innych biczowano prętami, biczami, na których końcu żelazne haczyki i kulki były umocowane, a ubiczowanych aż do krwi i poranionych na całym ciele rzucano na skorupy i szkła potłuczone; innym za paznokcie zabijano gwoździe, innych rzucano na pożarcie dzikim zwierzętom, innych rozszarpywano za pomocą koni pędzonych w przeciwne strony. Cesarz Nero, który okrucieństwem przewyższył wszystkich prześladowców, a zda się przewyższył i zwierzęta krwiożercze, gdy mu przyszła ochota taka, wieczór wołał na swe sługi: "Oświecić mój ogród, pozapalać pochodnie w ogrodzie!" A te pochodnie były takie: Chrześcijan żywych obwijano szmatami napuszczonymi tłustością i szmaty te na nich podpalano i tak gorzeli Chrześcijanie żywcem, żywe pochodnie!
Nie tylko w pierwszych czasach Kościoła tak srogie męczarnie ponosili Męczennicy: i późniejszych czasów męczeństwa nie były lżejsze. Ks. Wojciech Męciński, Polak, Jezuita, gdy poszedł do Japonii wiarę św. opowiadać, tam od pogan tak był umęczonym: zawiesili go poganie głową na dół nad gnojówką, tak, że głowę do połowy miał w gnojówce; nadto sznury na których wisiał skręcali, a potem rozpuszczali, by się rozkręcały, które rozkręcając się, ciało Męczennika prędko wkoło obracały aż do okropnego głowy zawrotu. Tak wisiał ks. Wojciech Męciński dni siedem: siódmego dopiero dnia żywota dokonał. Rękę lewą zostawili mu poganie nieskrępowaną, by nią mógł znak dać, gdyby się chciał Chrystusa Pana zaprzeć, lecz za łaską Bożą wytrwał do końca. – Św. Jędrzeja Bobolę, Polaka, kapłana, także Towarzystwa Jezusowego, tak męczyli Kozacy, których chciał ze schizmy na katolicką wiarę nawrócić: najprzód go biczowali uwiązanego do drzewa, potem mu koronę z sękatych gałęzi dębowych wtłoczyli na głowę z taką siłą, że mu aż czaszka pękła; potem jeden Kozak widząc, że oczy w niebo podnosi, jedno oko mu wyłupił; potem zawołali, "To ksiądz, trzeba mu ornat sprawić!"; więc mu skórę z ciała zdarli z przodu i z tyłu w kształt ornatu; potem zawołali: "Trzeba mu tonsurę zrobić" i zdarli mu skórę z części głowy; wreszcie gdy ciągle powtarzał "Jezus! Maryja!", co im się nie podobało, wyrwali mu język. – Jednym słowem, moi drodzy, gdy się czyta różne męczeństwa i katusze, jakie zadawano świętym Męczennikom, włosy stają na głowie i człowiek wzrusza się do głębi serca. A te wszystkie katusze cierpieli Męczennicy Chrystusowi stale; mogli się od nich uwolnić, a nie chcieli. Jedno słowo: "Wypieram się Chrystusa! wypieram się wiary rzymsko-katolickiej!" byłoby położyło kres ich katuszom, ale oni woleli cierpieć wszystko, niż wyrzec to słowo. Czyż to nie dowód, że ta rzymsko-katolicka wiara jest prawdziwą?
III. Jacyż ludzie ponosili te straszne katusze?
Oto ludzie rozmaitych stanów, płci obojej, rozmaitego wieku. Duchowni i świeccy zarówno ubiegali się o palmę męczeństwa. Osoby z rodów monarszych, książęcych, szlacheckich, urzędnicy, żołnierze, mieszczanie, wieśniacy, słudzy, żebracy, niewolnicy – ci wszyscy zarówno nieśli ochotnie życie w ofierze Chrystusowi Panu. Płeć niewieścia, acz słaba, nie dała się powstydzić płci męskiej w ochotnym znoszeniu męczeństwa. Widzimy między Męczennikami zgrzybiałych starców, słabe kobiety, delikatne panienki. – Gdyby tylko mężczyźni w sile wieku, sił czerstwych, ponosili męczeństwo, stałość ich moglibyśmy przypisywać sile charakteru męskiego: ale gdy niemniej stałymi od nich w męczeństwie byli starcy, kobiety, panienki, dzieci prawie, musimy w tym uznać działanie łaski Boskiej.
Szli ochotnie na męczeństwo zgrzybiali starcy. Św. Polikarp, biskup Smyrny, miał lat 86, gdy go na męczeństwo wiedziono, a szedł na nie tak ochoczo i żwawo, że się zdał być młodzieńcem. Był skazany na spalenie na stosie; otóż gdy stos był gotów, sam szaty, a nawet trzewiki zdjął ze siebie nie czekając aż go siepacze rozbiorą, gdy zaś siepacze chcieli go żelaznymi klamrami przymocować do stosu, odpowiedział: "Nie trzeba, nie róbcie tego, nie bójcie się, ja wam nie ucieknę, ja się cieszę, że mogę cierpieć dla Chrystusa mego". – Św. Ignacy, biskup antiocheński, także już był bardzo stary, gdy go cesarz Trajan za wyznawanie Chrystusa skazał na pożarcie przez dzikie zwierzęta. Mówią, że ten św. Ignacy był owym dzieckiem, które Pan Jezus postawił w pośrodku Apostołów, mówiąc: Zaprawdę powiadam wam, jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jako dziatki, nie wnijdziecie do królestwa niebieskiego (Mt. 18, 3). Otóż za czasów Pana Jezusa był dzieckiem, a umarł śmiercią męczeńską około roku 100 po Chrystusie Panu: miał więc lat najmniej osiemdziesiąt, kiedy go umęczono. Pomimo takiego wieku tak pragnął męczeństwa, że gdy będąc skazanym na nie, dowiedział się, że Chrześcijanie modlą się za niego, by go Bóg cudem jakim od męki wybawił, pisał do nich z więzienia: "Boję się waszej miłości, by mi krzywdy nie uczyniła. Nie miłujcie ciała mojego, ale mi raczej dopuśćcie, abym był ofiarowany; ja rad za Chrystusa umieram, tylko wy mi tego nie brońcie. Pragnę, abym bestie na me pożarcie gotowe znalazł, które wabić będę, aby mię co prędzej pożarły, aby mi jako innym, których się dotknąć nie śmiały, nie przepuściły. A jeśliby nie chciały, ja je drażnić będę, aby mię zjadły. Odpuśćcie mi, bracia moi, że tak piszę; ja wiem, co mi zbawienno. Ogień, krzyż, bestie, rozsiekania, ćwiartowania, kości łamania, członków ucinania, zmełcie ciała wszystkiego i inne męki niech przyjdą na mię, tylko żebym Jezusa posiadł". Gdy zaś przywieziony do Rzymu już wrzucony był razem z rozmaitymi zbrodniarzami do cyrku, gdzie ludzi rzucano na pożarcie dzikim zwierzętom, rzekł do zgromadzonego ludu rzymskiego: "Nie myślcie sobie, ludzie kochani, że ja za jaką zbrodnię mam śmierć ponieść; nie, ja skazany jestem na pożarcie od bestyj tylko za to, że Chrystusa Bogiem prawdziwym wyznaję. Jestem ziarnem Chrystusowym, potrzeba, abym zębami zwierząt był zmełty i tak się stał chlebem czystym". A gdy to mówił, zwierzęta wypuszczono, które go też wnet, jak o to Boga prosił, pożarły.
Z niemniejszą od starców odwagą szły na męki słabe niewiasty. Św. Perpetua była to bogata pani rzymska, szlacheckiego urodzenia, mężatka młoda, bo 22 lata licząca. Miała rodziców, ale ojciec jej był poganin; miała jedno dziecię przy piersi. Gdy ją oskarżono, że wyznaje Chrystusa, ojciec jej poganin wszystkich środków używał, by się wyparła Chrystusa, po rękach ją całował, do nóg jej padał, nazywał ją nie swą córką, ale swą panią, zaklinał ją na swe siwe włosy i na to dziecię, które miała przy piersi. Perpetua jednak nie zaparła się Chrystusa! Skazano ją na śmierć tego rodzaju, by w amfiteatrze dzikiej krowie rzuconą była. Obnażoną wrzucono w sieć i tak rzucono na pastwę wściekłej bestii. Na ten widok lud rzymski, choć chciwy krwi przelewu, oburzył się; tedy ubrano ją w szatę bardzo szeroką i tak porzucono krowie. Krowa rzuciwszy się na nią, podniosła ją w powietrze i rzuciła o ziemię. Święta, chociaż ciężko była zranioną, przede wszystkim suknię na sobie poprawiła, mniej zajęta boleścią, jak obawą wykroczenia przeciw skromności. Gdy mogła powstać, związała włosy, które się jej rozpuściły, by z rozpuszczonymi włosami nie zdawała się być zrozpaczoną. Lud nie chciał patrzeć na dalsze widowisko: usunięto dziką krowę, zesłano kata, by dobił Świętą. Kat był niezręczny czy pijany; gdy zadał kilka ciosów bezskutecznych, św. Perpetua sama go uczyła, gdzie i jak ma ciąć, by ją zabił. Razem ze św. Perpetuą i równie odważnie cierpiała męczeństwo św. Felicyta, młoda mężatka, w kilka zaledwie dni po porodzeniu dziecięcia. – Św. Barbara, św. Łucja, św. Agnieszka, św. Agata, św. Tekla, św. Cecylia, św. Katarzyna – to były panny wysokiego urodzenia, młodziutkie, delikatne, od rodziców wypieszczone, które jednak wolały najsroższe męki cierpieć, niż Chrystusa się zaprzeć. Jak wdzięcznie opisuje nam męczeństwo św. Agnieszki św. Ambroży! (Brev. in festo). Św. Agnieszka trzynaście lat miała, gdy ją za wyznawanie Chrystusa na śmierć skazano. Dlatego św. Ambroży pięknie pisze, że w tak drobniutkim ciele nie było prawie jeszcze miejsca na odebranie rany, – że rącząt Świętej skuć oprawcy nie mogli, bo wszystkie okowy były za wielkie, tak, że z rącząt spadały, – że Święta prawie jeszcze nie wiedziała, co jest śmierć, chociaż na śmierć szła ochoczo, – że katowi samemu drżała ręka, gdy na szyjkę tego świętego dziecięcia spuszczał topór.
Któreż wyznanie okaże nam coś podobnego, by za jego prawdziwość życie nieśli w ofierze bogaci i ubodzy, mocni i słabi, wielcy i mali, dorośli i dzieci? A iż tego nie ukaże żadne krom tej wiary, do której nas Bóg powołać raczył, pewna rzecz, że jedynie ta wiara jest prawdziwą.
IV. Lecz jakimże okazywał się Bóg w sprawie Męczenników.
Pan Bóg dopuszczał męczeństwa, bo aby nie dopuścić męczeństw, to by Pan Bóg chyba musiał wyrwać kąkol z pomiędzy pszenicy, zupełnie wykorzenić ze świata złych i niewiernych, albo odebrać ludziom wolną wolę, a tego Bóg uczynić nie może. Ale dopuszczając męczeństwa, Bóg jawnie i wyraźnie okazywał, że się opiekuje Męczennikami, że Mu oni są mili i drodzy, że Bóg trzyma ich stronę; a okazywał to przez cuda, które działał na korzyść Męczenników, a co najmniej na korzyść ich sprawy. Ileż to razy poganie nie mogli dobić Męczenników, bo ich Bóg ze wszystkich katuszy cudownie wybawiał!
Już wspomniałem dziś, że św. Jan wrzucony do rozpalonego oleju jeszcze zdrowszy niż przedtem stamtąd wyszedł. – Św. Teklę rzucono na pożarcie dzikim i zgłodniałym zwierzętom, ale te nie tylko nie rzuciły się na nią, lecz owszem łasiły się koło niej i nogi jej lizały. Potem tęż Świętą przywiązano sznurami mocnymi i grubymi do dwóch wołów dzikich ze zamiarem gnania ich w przeciwne strony, by Świętą rozszarpały; lecz gdy tylko woły straszyć poczęto, sznury bardzo mocne i grube jakby pajęczyna popękały i Święta od katuszy uwolnioną została. Wrzucono ją jeszcze do jamy napełnionej wężami jadowitymi, lecz żaden jej nie ukąsił. – Św. Barbarze, gdy uciekała przed ojcem, który jako zaciekły poganin własną córkę za wyznawanie wiary chrześcijańskiej poganom chciał wydać, skała się otworzyła, iż się tam na długi czas ukryć mogła. – Św. Katarzynę chciano męczyć kołem wielkim, a nożami ostrymi najeżonym, lecz ta piekielna machina na jej modlitwę się rozsypała. – Podobne cuda czytamy także w żywotach wielu innych Męczenników. Wielu Męczenników dopiero wtedy umarło, gdy sami Boga prosili, by już mogli umrzeć, by już Bóg dłużej nie czynił dla nich mąk nieszkodliwymi.
Ze świętych Męczennic niektóre przed zabiciem chciano znieważyć, lecz Bóg cudownie ocalił ich czystość. Tak miało się np. ze św. Łucją. Gdy starosta ją namawiał, aby ofiary bogom pogańskim złożyła, ona starała się przekonać go, że bożki pogańskie są fałszywe i wymyślone tylko, a nie istnieją w istocie. Starosta rzekł na to: "Wnet ci braknie słów, gdy cię każę smagać biczmi". A Święta na to: "Sługom Bożym słowa braknąć nie mogą, bo im rzeczono: Nie myślcie, jak albo co byście mówić mieli, bo wam będzie dano onej godziny, co byście mówili. Albowiem nie wy jesteście, którzy mówicie, ale Duch Święty, który mówi w was" (Mt. 10, 19. 20). Wtedy starosta zapytał: "Czy w tobie jest Duch Święty?" Święta na to: "Żyjący w czystości i pobożnie są świątynią Ducha Świętego". Na co starosta: "Każę cię zaprowadzić na miejsce, gdzie byś była znieważoną, aby cię Duch Święty opuścił". A Święta na to: "Jeżeli mię poniewolnie każesz znieważyć, podwójną koronę za czystość odbiorę". Jaki to piękny musiał być, najmilsi, widok, gdy słaba panienka tak mężnie i rozumnie odpowiadała potężnemu, ale zaślepionemu władcy! Na te słowa kazał starosta świętą panienkę poprowadzić w miejsce takie, w którym by jej czystość znieważono; lecz cudownym sposobem się stało, że święta panienka tak mocno stanęła, że jej żadna siła z miejsca ruszyć nie mogła. Rozwścieczony starosta kazał Świętą zabić na tym miejscu, gdzie stała.
Często także działo się, że tych, którzy zabijali Męczenników, kara doraźna spotykała. Św. Barbarę ściął własny jej ojciec poganin, lecz go w tej samej chwili, gdy to uczynił, piorun uderzył i zabił. Gdy św. Agatę męczono, stało się trzęsienie ziemi, a padające skały zabiły dwóch przyjaciół tego starosty, który wydał wyrok na Agatę. Gdy męczono św. Wenantego, sędzia spadł ze stolicy i wołając: "Prawdziwym jest Bóg Wenantego, nasze bałwany poburzcie!" skonał. Takimi to i podobnymi cudami, w które wierzyć musimy, bo nam je opowiadają najpoważniejsi pisarze, Bóg okazywał, że sprawa Męczenników jest sprawą Bożą.
–––––––
Tak więc widzimy, że stałość Męczenników Chrystusowych jest jednym z dowodów tego, że wiara chrześcijańsko-katolicka, za którą ci Męczennicy cierpieli, jest wiarą prawdziwą. Dziękujmy zatem Bogu, że nas do tej wiary powołał; dziękujmy świętym Męczennikom, że nas w tej wierze utwierdzili. Trzymajmy się tej wiary silnie. Teraz wprawdzie nie ma krwawych prześladowań, a my w państwie do którego należymy, mamy zupełną swobodę wyznawania naszej wiary! Ale powinniśmy w duszy tak być usposobieni, byśmy, gdyby tego była potrzeba, gotowi byli krew wylać za naszą wiarę. A nade wszystko żyjmy według tej wiary tj. tak, jak ona nakazuje. Gdy słowem i czynem będziemy wyznawać tę wiarę, kiedyś uczyni nas współdziedzicami królestwa Swego ten Jezus, który rzekł: Wszelki tedy, który Mię wyzna przed ludźmi, wyznam go Ja też przed Ojcem Moim, który jest w niebiesiech (Mt. 10, 32). Amen.
––––––––––––
Karol Józef Fischer, BISKUP TYT. MALLEŃSKI, SUFRAGAN PRZEMYSKI. Kazania i przemowy pasterskie do ludu wiejskiego. Tom I obejmujący czas od Pierwszej Niedzieli Adwentu do Środy Popielcowej. Wydanie czwarte. Przemyśl. NAKŁADEM KSIĘGARNI A. JUSZYŃSKIEGO. WARSZAWA – GEBETHNER I WOLF. MCMVIII (1908), ss. 125-134.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
Źródło: ultramontes.pl
0 komentarze:
Prześlij komentarz