Foto: Austriacka szkoła ekonomii https://bkmarcus.com/ |
Murray Rothbard miał wielu prominentnych katolickich przyjaciół w przeciągu swojego życia, ale ewidentnie żaden z nich nie zdołał go nawrócić. Twierdził, że jest „neotomistą” z powodu osobliwej zsekularyzowanej koncepcji „praw naturalnych”, oderwanej od jakiegokolwiek boskiego ustanowienia. Rothbard (i inni „Austriacy) próbowali przedstawić jego wersję praw naturalnych jako usankcjonowaną przez hiszpańskich scholastyków, ale, rzecz jasna, żaden scholastyczny filozof nigdy nie utrzymywał, iż mogą istnieć prawa naturalne bez boskiego prawodawcy nadającego im moc prawa naturalnego, które jest przyrodzonym udziałem człowieka w prawie wiecznym. Nie mogą istnieć prawa bez prawodawcy. I skoro nie ma boskiego stwórcy, który obdarzył człowieka stałą naturą, jaki jest sens mówienia o ludzkiej „naturze” i „naturalnych” prawach? Uczoność Rothbarda, przypisująca św. Tomaszowi z Akwinu i Suarezowi całkowitą niezależność kwestii prawa naturalnego od kwestii istnienie Boga, była nie tylko tandetna, lecz również nonsensowna.
Teoria prawa naturalnego Rothbarda była ograniczona do (nieistniejącego) „posiadania” własnego ciała i posiadania własności prywatnej. Skoro były to jedyne prawa naturalne uznawane przez Rothbarda jako uniwersalnie wiążące, ograniczał (podobnie jak stanowczy utylitarysta Ludwig von Mises) zakres władzy państwowej do ochrony tylko tych praw. Tak więc, definiował „wolność” jako brak naruszenia jakiejkolwiek osoby lub jej własności przez innego człowieka.
Na podstawie jego koncepcji praw naturalnych i wolności, których dewiacja od katolickiego nauczania jest oczywista, Rothbard był nie tylko rzecznikiem zalegalizowanej aborcji, lecz również prawa do sprzedaży własnego dziecka, tj. do sprzedania tytułu posiadania praw rodzicielskich lub, jeśli kto woli, pozwolenia na zagłodzenie własnego dziecka. O tym ostatnim „prawie”, Rothbard pisał, że pozwala na rozwiązanie tak irytujących dylematów jak: czy rodzic powinien pozwolić umrzeć zdeformowanemu dziecku (np. nie karmiąc go)? Odpowiedź, rzecz jasna, brzmi ‘tak’(…). Rothbard był jednak pewien, że w libertariańskim społeczeństwie, istnienie wolnego rynku niemowląt obniży takie zaniedbania do minimum. Takie poglądy Rothbarda są eksponowane w jego książce „Ethics of Liberty”, którą Lew Rockwell [szef amerykańskiego Ludwig von Mises Institute- dop. tłum.] promuje jako część kanonu i jedną z dziesięciu „niezbędnych” pozycji literatury „austriackiej”.
W ukazywaniu, że „Austriacy” nietrafnie przedstawili nauczanie scholastyków na temat sprawiedliwej płacy i sprawiedliwej ceny, dr Peter Chojnowski zrobił coś więcej, niż uczynienie naukowej obserwacji. Jak sam zwraca uwagę, Mises (i o wiele bardziej Rothbard) orędował na rzecz porządku społecznego, który neguje Christianitas i całe społeczne, gospodarcze i moralne nauczanie Kościoła Katolickiego oraz czyni „nieoperatywną” całą moralną i filozoficzną tradycję klasyczną.
Dr Peter Chojnowski odnosi się tutaj do fundamentalnej prawdy o ludzkiej egzystencji afirmowanej przez człowieka Zachodu od czasów pogańskich filozofów aż do wielkich, antyliberalnych papieży XIX i wczesnego XX wieku: człowiek jest zobligowany przez własną naturę do życia w społeczeństwie pod wspólną władzą i zestawem przepisów prawa oraz, że ten układ, zwany państwem, jest konieczny nie tylko dla utrzymania pokoju, lecz rownież dla osiągnięcia cnót, czyli stając się na tyle podobnym Bogu, na ile jest to dla człowieka możliwe. Jak oświadczył papież Leon XIII w swojej monumentalnej encyklice na temat natury ludzkiej wolności: Widziała to dosyć jasno filozofia starożytnych; zwłaszcza zaś ci, co uczyli, że oprócz mędrca nikt wolnym nie jest: mędrcem zaś, jak wiadomo, nazywali tego, kto nauczył się żyć wytrwale podług natury, to jest uczciwie i cnotliwie.
Misesowsko-rothbardowski system, idąc nawet dalej niż francuscy rewolucjoniści i Deklaracja Praw Człowieka, zdecydowanie odrzucą powyższą koncepcję państwa. Jak pisał Rothbard w „Ethics of Liberty”: Wielką wadą teorii prawa naturalnego – od Platona i Arystotelesa do tomistów oraz Leo Straussa i jego zwolenników w obecnych czasach- było to, że była ona głęboko etatystyczna zamiast indywidualistyczna.
Oznacza to, że cała zachodnia tradycja jest w błędzie a racja jest po stronie Rothbarda. W ślad za Rothbardem, wielu współczesnych „Austriaków” nie tylko ograniczyłoby zasięg władzy państwa do zwykłej ochrony przed przemocą i złodziejstwem ( à la Mises), ale obaliłoby państwo jako takie na rzecz utopijnego „anarcho-kapitalistycznego” ustroju, podtrzymywanego przez agencje ubezpieczeniowe i inne prywatne agencje umowne. Jak tłumaczy libertariański badacz Ralph Raico: Współcześni austriaccy ekonomiści, idąc w ślad Misesa, przyjęli w zasadzie bardziej radykalną formę liberalizmu. Przynamniej jeden z nich, Murray N. Rothbard (…) poszedł dalej w swoim antyetatyzmie. To w dużej mierze dzięki Rothbarda ‘libertariańskim badaniom i rzecznictwu’ (…) austrianizm jest kojarzony w umysłach wielu z obroną wolnego rynku i własności prywatnej aż do obalenia państwa i , tym samym, całkowitego tryumfu społeczeństwa obywatelskiego.
Tak więc, zarówno marksista jak i „Austriak” przewidują obumieranie państwa, choć dochodzą do swojej krainy snów z dwóch przeciwstawnych stron: jeden przez obalenie własności prywatnej, drugi wywyższając ją do summum bonum polityki (nawet jeśli Rothbard uznawał, że „osobista etyka” może wyznaczać wyższe cele człowiekowi).
Na tym tle, przedsięwzięcie zapoczątkowane przez Rothbarda, czyli próba uczynienia z hiszpańskich scholastyków „proto-Austriaków”, jest szczególnie istotne. Celem jest przekonanie nas, iż katolik może z czystym sumieniem uwierzyć w to, że cena rynkowa jest ceną sprawiedliwą bez potrzeby dalszego dochodzenia moralnego oraz, że to stwierdzenie jest prawdziwe zawsze i wszędzie, zarówno w odniesieniu do płac jak i towarów. Oczywiście, akceptacja tego twierdzenia jest równoznaczna z odrzuceniem nauczania siedmiu kolejnych papieży, zarówno przed- jak i posoborowych, którzy eksponują całkiem odmienne zdanie w kwestii sprawiedliwej płacy.
Leon XIII, św. Pius X, Pius XI, Pius XII, Jan XXIII, Paweł VI i Jan Paweł II, wszyscy kładli nacisk dokładnie na to, iż „cena rynkowa” i sprawiedliwa płaca nie są moralnie równoważne, gdyż pracodawca jest zobowiązany przez sprawiedliwość zapłacić, kiedykolwiek na to okoliczności pozwalają, płacę wystarczającą dla zwykłego utrzymania najemnego pracownika i jego rodziny, niezależnie od tego co rzekomo dyktuje „rynek”. Jak oświadczył Leon XIII w „Rerum Novarum”: (…) zawsze pozostanie do spełniania prawo sprawiedliwości naturalnej, ważniejsze i dawniejsze od wolnej woli układających się stron, które powiada, że płaca winna pracownikowi rządnemu i uczciwemu wystarczyć na utrzymanie życia. Jeśli zatem pracownik zmuszony koniecznością, albo skłoniony strachem przed gorszym nieszczęściem, przyjmuje niekorzystne dla siebie warunki, które zresztą przyjmuje tylko pod przymusem, ponieważ mu je narzuca właściciel warsztatu lub w ogóle pracodawca, wtedy dokonuje się gwałt, przeciw któremu głos podnosi sprawiedliwość.
Według „Austriaków”, hiszpańscy scholastycy podzielali ich teorię o tym, że ceny i płace są sumą subiektywnych ocen użyteczności dokonanych przez strony wymiany (czyli co każda strona sądzi o wartości dobra lub usługi podlegającej transakcji bądź nie pod kątem zaspokajania potrzeb na jego osobistej skali wartości), a nie takich obiektywnych czynników jak koszt plus rozsądny zysk, potrzeby związane z utrzymaniem się lub powszechnie szacowana wartość wewnętrzna dobra.
Jednak, jak wykazuje dr Peter Chojnowski, pisma samych „Austriaków” przyznają (lub przynajmniej nieopatrznie ujawniają), że scholastycy nie nauczali tego absolutystycznego poglądu. Raczej, na co wskazywał słynny tradycyjnie katolicki ekonomista Heinrich Pesch SJ w piątej księdze swojego encyklopedycznego traktatu o gospodarce, „Lehrbuch der Nationalokonomie”, scholastyczne nauczanie o sprawiedliwej cenie było połączeniem ’subiektywnych’ i ‘obiektywnych’ czynników, jako że te wywierają decydujący wpływ na kształtowanie się cen. Te czynniki obejmowały nie tylko subiektywną użyteczność, lecz również jakościową zdolność towarów dla zaspokajania ludzkich potrzeb, pracę i koszty związane z produkcją i udostępnianiem towaru i, najbardziej szkodliwą dla „austriackiej” argumentacji, ogólną [obiektywną] szacowaną wartość i oficjalnie ustanowioną cenę zgodnie z powszechną mediewalną praktyką prawną ustanawiającą pułap dla cen wprowadzonych przez księcia, zwłaszcza w odniesieniu do codziennych potrzeb. Zaiste, nawet w przypadku płac, hiszpańscy scholastycy generalnie pozostawali w zgodzie z późniejszym nauczaniem papieskim o tym, że na rynku pracy przymus był możliwy dzięki słabej sile przetargowej pracownika lub pracodawcy i że zmowa związana z kombinacjami na rynku pracy może wymagać bezstronnego obserwatora do ustalenia sprawiedliwej płacy, odpowiednio wzmocnionej przez przepis prawny – nie do końca muzyka dla „austriackich” uszu.
Skąd więc ten „austriacki” nacisk na ekskluzywną subiektywną teorię użyteczności i wynikającą z niej „wolną umowę” jako jedyne kryterium sprawiedliwości cen i płac? Dlaczego „Austriacy” na poważnie bronią Wuja Scrooge’a i praktykę cenowego żłobienia zdesperowanych konsumentów w sytuacjach kryzysowych, gdy głos sumienia każdego rozsądnego człowieka woła „skandal!” i „niesprawiedliwość!”? Odpowiedź brzmi: gdyż nie ma obiektywnego kryterium sprawiedliwej płacy i ceny oraz dlatego, że jeśli sprawiedliwa płaca lub cena – w każdej sytuacji, zawsze i wszędzie- są ustalane przez rynek, wówczas rynek staje się całkowicie „samoregulujący” i tym samym odporny na moralną korektę swoich nadużyć ze strony Kościoła lub władzy cywilnej. Jeśli sprawiedliwa cena to nic innego jak cena rynkowa, wówczas jest o tyle wygodne, że rynek nigdy nie zawodzi w osiąganiu sprawiedliwości w taki sposób zdefiniowanej. Oznacza to, że cudowna „samoregulująca” zdolność rynku może być silnym argumentem na rzecz „wolnorynkowego społeczeństwa” opartego na „zasadzie rynku”, gdzie ludzkie działanie generalnie jest uwolnione od jakiejkowiek „zewnętrznej” normy sprawiedliwości narzuconej przez prawo, poza przypadkami gospodarczej wymiany, tj. brak przemocy lub kradzieży. Jak argumentował sam Rothbard w ustępie pełnym tendencyjnej terminologii: Zasada rynkowa urzeczywistnia się za każdym razem, gdy następuje wolny, pokojowy i jednostkowy akt wymian; zasada hegemoniczna za każdym razem, gdy człowiek wymusza wymianę groźbą przemocy. Wszystkie odcienia społeczeństwa są mieszaniną tych dwóch podstawowych elementów. Dlatego im bardziej zasada rynku panuje w społeczeństwie, tym większe będą wolność i dobrobyt tego społeczeństwa. Im bardziej panuje zasada hegemoniczna, tym większa będzie skala niewolnictwa i biedy.
Wysiłek na rzecz „ochrzczenia” tego, co słusznie zostało nazwane (w szerokim, niekanonicznym znaczeniu) „austriacką herezją” doprowadziłby nas jedynie do bardziej „oczyszczonej” formy tego samego porządku społecznego potępionego przez każdego papieża od Piusa VI do Piusa XII. Jednak, jak dobrze rozumieją wierni katolicy, Murray Rothbard nie miał pojęcia co oznacza „wolność”, ani nie posiadał żadnego autorytetu, aby nauczać o naturze społecznej wolności. Cała prawda o wolności społecznej znajduje się jedynie w nauczaniu Magisterium, którego jeden ustęp niesie więcej mądrości niż całe nadęte zbiory austriackiej filozofii politycznej. Jak nauczał papież Leon XIII w encyklice Libertas Praestantissimum: Stąd zrozumieć można, że w wiecznym prawie Boga istnieje norma i reguła wolności, i to nie tylko pojedynczych ludzi ale także społeczności i zjednoczenia ludzkiego. Prawdziwa zatem wolność w społeczeństwie ludzi nie na tym polega, iżbyś działał, co się podoba: powstałoby z tego chyba największe zaburzenie i wyniknęło zamieszanie ze szkodą państwa, lecz na tym, abyś, zachowując cywilne prawa, mógł łatwiej żyć wedle przepisów wiecznego prawa. Wolność zaś zwierzchników nie na tym zależy, iżby płocho i za głosem namiętności rozkazywać mogli: byłoby to również występnym i z największą zgubą dla rzeczypospolitej połączonym, lecz moc praw ludzkich w tym być winna, aby o nich rozumiano, że z wiecznego wynikają prawa i aby nic nie stanowiły, co by nim, jako źródłem wszelkiego prawa, nie było objętym. Bardzo mądrze powiedział Augustyn. “Sądzę, że i ty także spostrzegasz, iż w owem czasowem (prawie) nie ma nic sprawiedliwego, ani prawowitego, czego by sobie ludzie z tego wiecznego (prawa) nie byli przyswoili” . Gdyby zatem jakakolwiek władza coś takiego przepisała, co by w rozterce z zasadami zdrowego rozumu zostawało, a dla państwa zgubnym było, nie miałoby to znaczenia prawa, gdyż nie byłoby ani regułą sprawiedliwości, a ludzi odwodziłoby od dobra, dla którego powstała społeczność.
Papież Leon wyjaśnia tutaj w zwięzły sposób na czym polega jedyna koncepcja społecznej wolności do której mogą przylgnąć katolicy. Nie powinniśmy również podzielać argumentacji niektórych katolickich „Austriaków” o tym, że koncepcja społecznej wolności w rozumieniu Kościoła jest dzisiaj nieaktualna i że powinniśmy zgodzić się na oportunistyczne pogodzenie się „z faktami”. Mając na uwadze dokładnie taki typ liberalnego katolika, Pius XI deklarował:
Wielu wierzy, lub twierdzi że wierzy i mocno trzyma się nauki katolickiej w takich kwestiach jak: autorytet społeczny, prawo do posiadania własności prywatnej, stosunek między kapitałem a pracą, prawa ludzi pracy, stosunki między Kościołem a państwem, religią a państwem, stosunki między różnymi klasami społecznymi, stosunki międzynarodowe, prawa Stolicy Świętej i uprawnienia Biskupa Rzymu i Episkopatu, prawa społeczne Jezusa Chrystusa, który jest Twórcą, Odkupicielem i Panem nie tylko jednostek, ale narodów. Pomimo tych uroczystych zapewnień mówią oni, piszą, a co więcej działają, jak gdyby nie trzeba już było postępować według tych nauk, lub jak gdyby już w pełni nie obowiązywały te nauki i uroczyste oświadczenia, które można znaleźć w tak wielu dokumentach Stolicy Świętej, szczególnie w tych, napisanych przez Leona XIII, Piusa X i Benedykta XV. Jest to rodzaj moralnego, prawnego i społecznego modernizmu, który potępiamy nie mniej stanowczo, jak potępiamy modernizm teologiczny.
Wreszcie, możemy odpowiedzieć tym społecznym modernistom, którzą chcą, aby katolicki ideał poszedł na kompromis, cytując przeciwko nim napomnienie samego Rothbarda, aby nigdy nie porzucać „radykalnego idealizmu”:
Wolnorynkowy ekonomista F.A. Hayek, sam nie będąc żadnym ekstremistą, napisał elokwentnie o istotnym znaczeniu dla powodzenia wolności, jakie ma trzymanie wysoko czystej i ‘ekstremalnej’ ideologii, jako niezapomnienej wiary. Hayek napisał, że jedną z wielkich atrakcji socjalizmu zawsze był niesutający nacisk na jego ‘idealny’ cel, ideału, który przenika, informuje i kieruje działania wszystkich tych dążących do jego osiągnięcia (…) Hayek podkreśla tutaj istotną prawdę i ważny powód dlaczego należy podkreślać ostateczny cel: emocje i entuzjazm, które mogą zainspirować logicznie spójny system.
Katolicy mogą, rzecz jasna, podpisać się pod sentymentem Rothbarda o „trzymaniu wysoko” ich „niezapomnianej wiary” odnośnie prawdziwej wolności. Katolickie nauczanie o wolności znajduje się w doktrynie im przekazanej, nie przez pisma liberalnych Żydów, lecz przez Kościół, który Wcielony Bóg założył w celu uczynienia uczniów ze wszystkich narodów.
Tłum. Michał Krupa
Źródło informacji: Konserwatyzm.pl
0 komentarze:
Prześlij komentarz