W 1927 roku, podczas prześladowań katolików w Meksyku, schwytano 18-letniego chłopca, którego starano się zmusić, by zawołał: „Niech ginie Chrystus!”
– Tego nie mogę zrobić, jestem katolikiem – odpowiedział chłopiec.
– A więc jesteś rewolucjonistą?
– Rewolucjonistą? Nie! Nigdy nim nie byłem. Tego mi nikt nie dowiedzie, ale jestem katolikiem i nigdy nie wyprę się Chrystusa!
Porwano wtedy chłopca, przywiązano do samochodu ciężarowego, i puszczono motor. Wloką za wozem nieszczęśliwego, broczącego krwią, pokrytego ranami i kurzem ulicznym. Jego rodzice byli wówczas w domu. Na chwilę zatrzymano auto, jeszcze jedną próbę chcą zrobić.
– Wołaj: Niech żyje Callas! – (wódz partii masońskiej)
A chłopiec z całej siły woła: „Niech żyje Chrystus!”
Wówczas rzucili się na nie niego z bagnetami. W międzyczasie jakaś kobieta pobiegła do domu matki torturowanego z wiadomością: „Chodź prędko; chcą, żeby twój syn wyparł się wiary.” Przychodzi drżąca matka, jej ukochany syn leży w kałuży własnej krwi. Wówczas następuje wstrząsająca scena. Matka pochyla się nad konającym synem, który wije się w boleściach, i głośno woła: „Choćby cię nawet chcieli zabić, nie wypieraj się wiary! Wiara więcej warta niż życie! Niech żyje Chrystus Król!” Syn robi ostatni wysiłek, i powtarza za matką: „Niech żyje Chrystus Król!…” i umiera… na ulicy w oczach matki.
0 komentarze:
Prześlij komentarz