FSSPX nie jest w stanie schizmy, a rozmowy, które się toczą, nie dotyczą, jak to nader często możemy przeczytać w notatkach prasowych, „powrotu schizmatyckiego Bractwa do Kościoła” - pisze Arkadiusz Robaczewski.
Spore zainteresowanie budzi pośród katolików stan relacji miedzy Stolicą Apostolską, a Bractwem Kapłańskim św. Piusa X (Fraternitas Sacerdotalis Sancti Pii X, FSSPX). Jest ono zrozumiałe, bowiem nawet laickie, w innych sprawach zwyczajnie wrogie Kościołowi, media, tej akurat sprawie oddają dużo miejsca na swych łamach. Jest natomiast zastanawiające, że wielu katolików, zwykle wyczulonych na manipulacje mediów laickich, katolików oddanych sprawom Kościoła – powtarza, a może owym mediom bezwiednie podpowiada, nieprawdziwe informacje, których motywem przewodnim wydaje się być „zaklinanie” rozłamu w Kościele. Notatki, czy artykuły publikowane na temat FSSPX w Gazecie Wyborczej czy Polityce, niczym się nie różnią od tych, które możemy przeczytać w Naszym Dzienniku, Niedzieli, bądź na portalu Fronda – z szacunkiem, jaki należy się tym trzem ostatnim tytułom.
Może zresztą w tym sądzie jestem niesprawiedliwy. Bowiem media zaangażowane, komentując toczone właśnie rozmowy między Stolicą Apostolską, a FSSPX nie omieszkają wyrazić swego żalu – „Oto mamy potwierdzenie schizmy! Gdyby lefebryści zechcieli się ukorzyć! Dlaczego nie chcą być posłuszni? Dlaczego tak uparcie tkwią przy tym, co minęło?”
Otóż trzeba najpierw powiedzieć, że FSSPX nie jest w stanie schizmy, a rozmowy, które się toczą, nie dotyczą, jak to nader często, niestety zbyt często, możemy przeczytać w notatkach prasowych, „powrotu schizmatyckiego Bractwa do Kościoła”, a pośród innych, ważniejszych spraw doktrynalnych, chodzi również tylko o uregulowanie statusu Zgromadzenia, które wewnątrz Kościoła i tak pozostaje. Powiedziano na ten temat już bardzo wiele, jest kilka wiążących wypowiedzi różnych dykasterii Stolicy Apostolskiej, które można podsumować stwierdzeniem: Bractwo kapłańskie św. Piusa X nie jest Bractwem schizmatyckim.
Dla porządku tylko przypomnę kilka wypowiedzi. Na początek słynna i najczęściej przytaczana w kontekście wyjaśnień rzekomej schizmy wypowiedź Edwarda kard. Cassidy’ego, w latach 1989-2002 Przewodniczącego Papieskiej rady ds. Jedności Chrześcijan, który na zapytanie dlaczego z Bractwem nie jest prowadzony dialog ekumeniczny i nie jest ono objęte, na równi z innymi schizmatyckimi wspólnotami, dialogiem ekumenicznym, odpowiedział bez żadnej dwuznaczności:
„(…) Chciałbym od razu podkreślić, że ‘Dyrektywy Ekumeniczne’ nie obejmują Bractwa Św. Piusa X. Sytuacja członków tego Bractwa jest wewnętrzną sprawą Kościoła Katolickiego. Bractwo nie jest innym Kościołem, lub związkiem wyznaniowym w znaczeniu używanym w Dyrektywach. Bez wątpienia Msza św. i sakramenty św. udzielane przez księży Bractwa są ważne”.
Warto tu dodać, co zapewne nie jest już tak oczywiste jak wymowa tego cytatu, że kard. Cassidy nie sytuował się w kręgu sympatyków Bractwa. Ba, nawet nie reprezentował tzw. „konserwatywnego skrzydła” Kurii Rzymskiej. Stwierdził fakt, który może jemu samemu nawet nie był na rękę, choć był o tyle wygodny, że uwalniał go od obowiązku podejmowania „dialogu”. Łatwiej mu się bowiem dialoguje z protestanckimi – nie bójmy się tego słowa – heretykami, których jedynym celem jest dialog, a nie prawda – i w związku z tym nie stawiają kłopotliwych kwestii. Z Bractwem, na szczęście dla niego, „dialogu” prowadzić nie musiał, co pozwoliło mu pozostać w roli ekumenicznego dialogisty.
FSSPX nie postępuje też jak „grupa schizmatycka”. Nie tworzy odrębnych od rzymskiego Kościoła struktur, nie ogłosiło żadnej kościelnej władzy, poza władzą wewnątrz Bractwa. W zakrystiach kościołów i kaplic Bractwa, tak jak w pozostałych katolickich zakrystiach na całym świecie, umieszczone są podobizny aktualnego Papieża i ordynariusza. Również kapłani i biskupi Bractwa, odmawiając Kanon, wymieniają (tak przynajmniej deklarują – kwestionowanie deklaracji byłoby aktem złej woli) aktualnego papieża i biskupa miejsca. Biskupi Bractwa nie uzurpują sobie żadnej władzy administracyjnej w Kościele, a ich „biskupstwo” realizuje się w udzielaniu sakramentów bierzmowania i kapłaństwa. Zarówno kapłani, jak i wierni uznają też władzę Papieża nad całym Kościołem katolickim.
No tak – zakrzykną zaraz obrońcy jedności Kościoła – ale abp Lefebvre wyświęcił bez zgody papieża biskupów! Powodowany pychą, okazał nieposłuszeństwo papieżowi! Przez to sam ściągnął na siebie ekskomunikę. Nie ma z nimi rozmowy, dopóki nie padną na kolana i nie uznają papieskiej władzy!
Co do uznawania władzy papieskiej – wyjaśniłem sprawę powyżej. Jeśli zaś chodzi o nieposłuszeństwo abpa Lefebevre’a, to, mój Boże, gdyby owi obrońcy jedności i sędziowie arcybiskupa Lefebvre’a znali okoliczności dramatu, gdyby widzieli dźwignie, jakie wówczas, pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku pracowały, by nie dopuścić do zgody Papieża na święcenia biskupów – zapewne byliby dziś sędziami mniej surowymi. Nie miejsce tu na opisywanie szczegółów. Dość powiedzieć, że najpierw zasłużony dla Kościoła, potem, nagle, wielokrotnie atakowany tak przez prasę liberalną jak i katolicką, upokarzany, ciągany przed różne kurialne i specjalne komisje, sędziwy sterany w służbie Kościołowi arcybiskup, w czasie bezpośrednio poprzedzającym swą decyzję, ze łzami i błaganiem w oczach antyszambrował w różnych dykasteriach watykańskich. Robił to, by uzyskać to, co tak hojnie udzielane jest innym biskupom, którzy co prawda otwarcie nie kwestionują doktryny Kościoła, natomiast, bywa, pozostają w akcie „milczącej apostazji”. Chodzi o zgodę na wyświęcenie swoich następców, którzy mogliby przekazywać władzę kapłańską. Mimo pokory i wykorzystania wszystkich dostępnych i niedostępnych ścieżek – nie udało się. Czy dzisiejsi „obrońcy jedności” naprawdę myślą, że decyzja o sakrze bez zgody Papieża dla tego sędziwego, stojącego już w obliczu śmierci kapłana, misjonarza, wychowawcy, nauczyciela, pasterza Kościoła, który patrzył, jak pustoszeją seminaria, jak wiara katolicka znika z krwiobiegu zachodniego Kościoła, jak w seminariach naucza się herezji, a imię Chrystusa, Matki Bożej i świętych jest bezkarnie, bez żadnej reakcji ze strony pasterzy, lżone i poniewierane, była aktem pychy? Na Boga! Bądźmy w tej sprawie mniej surowymi sędziami!
Warto też zwrócić uwagę na pewien istotny wątek, który w tej dramatycznej decyzji się uobecnił: relacji między wiernością doktrynie, a posłuszeństwem, między ortodoksją, a dyscypliną. Dziś niewiele dba się o ortodoksję, więcej o „posłuszeństwo”. O tym przeroście dbałości o dyscyplinę i posłuszeństwo nad dbałością o żarliwość głoszenia Ewangelii pisał Dietrich von Hildebrand, myśliciel, którego Pius XII nazwał dwudziestowiecznym doktorem Kościoła: „Szczególnie oburzające jest, że niektórzy biskupi okazujący obojętność wobec heretyków zajmują rygorystycznie autorytatywną postawę wobec wiernych, walczących o ortodoksję – czyniących to, co oni sami czynić powinni. Miałem okazję przeczytać list, pochodzący z bardzo wysokiego szczebla, skierowany do pewnej grupy, która bohatersko opowiada się za prawdziwą wiarą, za czystą, niezafałszowaną nauką Kościoła i za papiestwem, a przeciwko heretykom. Grupa ta (...) powinna być dla biskupa największą radością. Tymczasem napisał on: jako dobrzy katolicy nie macie żadnego innego zadania, jak posłuszne przestrzeganie wszelkich zarządzeń swego biskupa.” I pyta retorycznie von Hildebrand: „Czyż wierność prawdziwej nauce Kościoła nie jest rzeczą nadrzędną wobec posłuszeństwa biskupowi?” (Dietrich von Hildebrand, Spustoszona Winnica, ss.11-12). Posłuszeństwo w Kościele jest cnotą, a cnota nie pozwala, by działanie z nią zgodne, było mechaniczne tylko i odłączone od rozumu.
Jest pewne, że arcybiskupowi Marcelowi Lefebvre, zależało przede wszystkim na czystości doktryny i na rozwoju Kościoła, tak, by nieskażona prawda Ewangelii docierała „aż po krańce ziemi” – dla tego celu spalał się w swej posłudze misyjnej, i z tego powodu podejmował najbardziej dramatyczną decyzję swego życia. Zechciejmy w dobrej wierze patrzeć na ten jego akt.
Zacznijmy też w podobny sposób patrzeć na jego następców. Można domniemywać, że sytuacja FSSPX diametralnie by się zmieniła, gdyby kard. Cassidy wskazał Bractwo jako „partnera dialogu ekumenicznego”. Biskupi i księża Bractwa celebrowaliby wówczas w głównych świątyniach wielkich miast uroczyste Msze św., a z okazji obchodów Tygodnia Jedności Chrześcijan, byliby zapraszani do głoszenia kazań, konferencji, wykładów. Są jednak w Kościele katolickim, dlatego wciąż są upokarzani, obmawiani i traktowani jak najbardziej ropiejący wrzód, który trzeba wyciąć. Zapewne to pozbawione miłosierdzia, oparte na nieprawdzie i pewności swoich racji odniesienie, obecne w wielu polemikach, artykułach prasowych, czasem listach biskupich, w sposób rzeczywisty rani Mistyczne Ciało Chrystusa.
Trzeba mieć też świadomość, że kolejny następca arcybiskupa Marcela Lefebvre’a, bp Bernard Fellay dźwiga ciężkie brzemię. Przystępując do rozmów ze Stolicą Apostolską ma bowiem świadomość, że w samym Bractwie ścierają się, dwie przynajmniej, zasadnicze, frakcje. Jedna z nich ma obawy w związku z ewentualnym pełnym pojednaniem z Rzymem. W obecnym stanie Bractwo rozwija się prężnie, duszpasterstwo kwitnie, kościołów, kaplic i wiernych przybywa. Bractwo rozkwita nie tylko na Zachodzie, gdzie instytucjonalny Kościół zdaje się umierać, ale też w Afryce i Azji, a więc na terenach, które podaje się jako przykład rozkwitu Kościoła. Reprezentanci frakcji zachowawczej boją się, że ewentualne pojednanie z Rzymem, gdyby przybrało kształt podporządkowania Bractwa administracji lokalnych biskupów – zastopowałoby ten dynamizm. Nie są to obawy bezpodstawne, bowiem przestrogą jest tu los dwóch Zgromadzeń, które wyłoniły się z Bractwa i uzyskały czytelny Status kanoniczny. Oba utraciły sporą część dynamizmu, bynajmniej nie z powodu braku gorliwości apostolskiej kapłanów. Gdy przełożeni tych Zgromadzeń zwracają się do administracji Kościołów lokalnych z prośbą o jakiekolwiek koncesje, nader często słyszą retoryczne pytanie: „Czym się różnicie od lefebrystów, poza tym, że jesteście ‘legalni’?" Jest to dobre pytanie, bo rzeczywiście, wspólnoty te, a chodzi o Bractwo Kapłańskie Świętego Piotra (FSSP) i Instytut Dobrego Pasterza (IBP) nie różnią się w sposób zasadniczy doktrynalnie, w odniesieniu do spornych treści Soboru Watykańskiego II, od Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. Niechęć zaś wobec FSSPX, nabudowana na wieloletnim powtarzaniu wskazanych wyżej kłamstw, półprawd i budowaniu strasznej mitologii, jest na tyle duża - że odrzuca się także te zgromadzenia, które, choć posiadają uregulowany status kanoniczny, noszą na sobie ślady związku z "lefebrystami". Stąd obawy wobec ewentualnej pieczęci „legalności” wcale nie są nieuzasadnione.
Do ciężaru brzemienia tarć wewnątrz Bractwa dołożony jest ciężar dodatkowy, zewnętrzny. Otóż przynajmniej dwie frakcje są też z drugiej strony stołu, przy którym prowadzone są rozmowy, tam, gdzie zasiadają przedstawiciele Stolicy Apostolskiej. Jedna z nich jest gotowa do nadania FSSPX statusu kanonicznego niemal natychmiast. Tak naprawdę, wbrew doniesieniom medialnym, nie byłaby to, od strony prawnej, żadna rewolucja, bowiem dokument, który może być wzorem takiego rozwiązania podpisał, w czasie swych wspomnianych wizyt w Stolicy Apostolskiej sam abp Marcel Lefebvre. Dokument ów wyglądał tak: „W związku z pewnymi elementami nauczania Soboru Watykańskiego II lub związanymi z późniejszymi reformami liturgii i prawa – które nam wydają się trudne do pogodzenia z Tradycją – zobowiązujemy się do przyjęcia pozytywnej postawy studium i łączności ze Stolicą Apostolską, unikając wszelkiej polemiki.
Taka deklaracja dawała mu prawo do zawieszenia akceptacji wątpliwych treści Soboru Watykańskiego II i dyskusję nad nimi. Podobny dokument został też podpisany przez część kapłanów Bractwa, którzy wcześniej się od niego odłączyli. Chodzi o dzisiejszy Instytut Dobrego Pasterza, powstały 8 IX 2006 roku. Nikt nie żądał od przedstawicieli nowopowstającego Zgromadzenia „bezwarunkowej akceptacji postanowień Soboru Watykańskiego II”, której to żądają niektórzy katoliccy komentatorzy od FSSPX. Być może te wypowiadane w prasie żądania to wyraz postawy, ku której skłania się część „frakcji watykańskiej”, obawiająca się, że wraz z uzyskaniem statusu kanonicznego Bractwo Kapłańskie św. Piusa X, dzięki swej stosunkowo dobrze rozbudowanej, zasilanej gorliwymi kapłanami i wiernymi infrastrukturze, uzyskałoby zbyt duży wpływ w dzisiejszym Kościele?
Rozmowy między FSSPX a Stolicą Apostolską dotyczą tych dwóch spraw: doktrynalnej i będącej jej konsekwencją, dyscyplinarnej. Otóż Bractwo twierdzi, że nie wszystko, co jest w dokumentach soborowych można uznać za nauczanie katolickie. Cały czas pozostaje problem rozumienia zagadnień istotnych: stosunku do innych religii i wyznań chrześcijańskich, odniesienia do społecznego panowania Jezusa Chrystusa, rozumienia kolegialności i władzy papieża, zadań misyjnych Kościoła i last but non least spraw reformy liturgii. Problem jest poważny, i bierze się stąd, że, przynajmniej na poziomie sformułowań, występuje ewidentna sprzeczność między Magisterium do czasu V2 i tym sformułowanym (pytanie o jego rangę) w czasie jego trwania i później. Bractwo prosi o wyjaśnienie tych sprzeczności, które są i nie można nad nimi przejść, od tak sobie, do porządku dziennego i po prostu wezwać Bractwo, by te sprzeczności, albo przynajmniej niejasności, „bezwarunkowo uznało”. Mają świadomość ich istnienia teologowie watykańscy, dlatego Stolica Apostolska szuka sposobu, jak wykazać, że sprzeczności są tylko na poziomie werbalnym, że nie doszło do zerwania z Tradycją. Zaś niektórzy komentatorzy, zarówno kościelni, jak i świeccy, ulegają wyobrażeniu, że bp Alfonso de Galarreta, który przewodniczy w rozmowach ze Stolicą Apostolską grupie Bractwa, jest doprowadzany do siedziby Kongregacji Doktryny Wiary, a tam palony żywym ogniem, łamany kołem, i zmuszany do podpisania osławionej już preambuły. Ale wiadomo: uparty, pyszny lefebrysta, przywiązany do form przedpoborowych, nawet po wymyślnych torturach nie chce jej podpisać. Zatem puszczają go na trochę, by nie wyzionął zbyt prędko ducha, po czym znowu staje przed obliczem Kongregacji, ci znowu go palą, a on, zażarty w swym uporze – nie ustępuje ani o włos! Więc chyba w końcu zrobią z niego i wszystkich jego współbraci i wyznawców patentowanych już schizmatyków, co, jak zaznaczyłem wyżej – nie byłoby takie złe. Pokoje kurialne, ambony świątyń i sale wykładowe katolickich uniwersytetów stanęłyby – zapewne - przed biskupami i kapłanami FSSPX otworem.
Tak jednak nie jest. Prace komisji to poważne prace teologów, którzy usiłują znaleźć, z dobrą wolą z obu stron, wyjście z sytuacji, która jest, zwłaszcza dla strony watykańskiej, wielce skomplikowana i trudna. Bractwo trwa przy swoich racjach nie dlatego, że takie ma widzimisię, tylko dlatego, że nie może, w imię wierności Tradycji, akceptować dwuznaczności, których istnienie w dokumentach soborowych i praktyce pastoralnej, co widać gołym okiem, doprowadziło do opłakanych skutków. I być może jest tak, że z sekretariatu Ojca św. wychodzi dokument, który bp. Fellay od ręki by podpisał. Tyle, że zanim do niego trafi, na dokumencie znajduje się mały przypis, który jest w sprzeczności z jego tekstem głównym i rozmywa sam dokument. Zatem bp Bernard Fellay czeka na ten właściwy, zaakceptowany przez Ojca św. dokument. A my, zamiast zaklinać rzeczywistość i wzywać biskupów Bractwa do pokory i posłuszeństwa, zdobądźmy się na znaki jedności Kościoła, choćby odmawiając wspólnie z wiernymi kościołów i kaplic Bractwa Różaniec, z błaganiem, by Matka Boża, Pogromczyni wszelkich herezji, bez reszty wzięła sprawy w Swoje Macierzyńskie ręce.
Arkadiusz Robaczewski
Źródło informacji: REBELYA.pl
0 komentarze:
Prześlij komentarz