_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Bp Władysław Krynicki - Krótkie nauki homiletyczne na niedziele i uroczystości całego roku. Poniedziałek Wielkanocny


Trzy ważne i pełne pociechy prawdy poznajemy z rozważania dzisiejszej Ewangelii. Pierwszą, że Pan Jezus ukrzyżowany przez swe zmartwychwstanie wszedł do chwały Boga Ojca swego. Drugą, że dopełniwszy w ten sposób naszego usprawiedliwienia, wyzwala nas od smutku i udręczenia duszy, a wlewa do serc naszych prawdziwą radość i święte wesele. Trzecią wreszcie, że Boski Pan nasz chętnie się zbliża do tych, którzy Go usilnie o to proszą i radzi Go u siebie zatrzymują. Nad tymi trzema prawdami zastanówmy się pokrótce ku własnemu zbudowaniu.

A naprzód przypomnijmy sobie, co Chrystus Pan mówi do uczniów, idących do Emaus: Azali nie było potrzeba, aby to był wycierpiał Chrystus i tak wszedł do chwały swojej? Trzeba było, aby ucierpiał dla odkupienia naszego, a po sromotnej śmierci na krzyżu aby zmartwychwstał własną mocą swoją i wstąpił do nieba i okazał, że jak w ręku Jego było wyzwolenie nas od grzechu i czarta i piekła, tak również w ręku Jego jest dokonanie naszego zbawienia i domieszczenie nas tam, gdzie On zmartwychwstały króluje po prawicy Ojca swego niebieskiego. Zanim jednak wszedł do chwały sobie należnej, wprzód cierpiał Zbawiciel nasz. Więc i ty, chrześcijaninie katoliku, nie mniemaj, żebyś i tu i tam miał dóbr wszelkich zażywać, żebyś i tu ciału i tam duszy miał wygodzić, żebyś na tym świecie miał być pierwszym, na tamtym chwalebnym. Albowiem kto nie ucierpi z Chrystusem, nie będzie uwielbion z Chrystusem. Cierpiał wprawdzie za ciebie Pan Jezus, ale chce, byś i ty cierpiał. Zostawił ci swój przykład, abyś Go naśladował. Bo jeśli wespół cierpimy, wespół też z Nim uwielbieni będziemy. Jeśli kto chce za mną iść, woła Zbawiciel, niech weźmie krzyż swój, a naśladuje mię (Mt. XVI, 24). Co zaś znaczy krzyż swój nosić, uczy tego Paweł św. Apostoł, gdy mówi: Którzy są Chrystusowi, ciało swoje ukrzyżowali z namiętnościami i pożądliwościami (Gal. V, 24). Ten więc krzyż swój nosi, kto poskramia i umartwia samego siebie w żądzach swoich, w zmysłach swoich, w ciele swoim, przez posty, powściągliwość, modlitwy i inne dobre uczynki; kto cierpliwie znosi krzywdy od ludzi, nie dba o chwałę świata tego, pilnie we wszystkim spełnia wolę Bożą. Ta jest droga krzyżowa każdego wiernego chrześcijanina, ten jest prosty a pewny gościniec do nieba.


Druga prawda, którą nam dzisiejsza Ewangelia przypomina, jest, że Zbawiciel, dopełniwszy zmartwychwstaniem swoim naszego usprawiedliwienia, uwalnia nas od smutku i udręczenia duszy, a natomiast napełnia serca radością świętą. Okazuje się to na owych uczniach, idących do Emaus. Bo zanim się do nich Pan Jezus przybliżył, smutni byli, a znać było ten smutek i strapienie serca w całej ich postawie. Lecz skoro On się do ich towarzystwa przyłączył i wdał się z nimi w świętą rozmowę, chociaż Go jeszcze nie poznali, jednak serca ich coraz się bardziej zapalały, smutku coraz więcej ubywało, a natomiast przybywało wesela i dobrej nadziei; na ostatek gdy się im dał poznać Jezus zmartwychwstały, takim z tego powodu byli napełnieni weselem, iż zapomniawszy swego serdecznego smutku, co prędzej wrócili do Jerozolimy, bo się Go tam znowu spodziewali oglądać. Ta jest właśnie moc, ten skutek i pożytek Pańskiego zmartwychwstania, że nas uwesela. Albowiem, gdy nas grzechy nasze dręczyły, smutni byliśmy, a bojaźń sądów Bożych nas przejmowała; ale gdyśmy, wielkanocną spowiedź odprawiwszy, pozbyli się jarzma nieprawości i obawy kary wiecznej, gdyśmy przez zasługę niewinnej męki Jezusowej i przez moc zmartwychwstania Jego powrócili do łaski Bożej i otrzymali usprawiedliwienie, gdyśmy doczekali tej uroczystości wielkanocnej i wspomnieli sobie, że Ojciec niebieski, który Jezusa wskrzesił z martwych, i nas też kiedyś według łaskawej a niezawodnej obietnicy swojej wskrzesi do wiecznego i chwalebnego żywota: wówczas i nam się jasno robiło i robi na duszy i łatwiej nam dźwigać brzemię tego życia i weselić się nawet w utrapieniach, od których nikt z nas, póki żyje, wolnym być nie może.


Trzecią wreszcie naukę z dzisiejszej Ewangelii weźmy o tym, co czynić, aby i z nami był Pan Jezus. Okazują nam to własnym przykładem owi dwaj uczniowie. Bo czytamy, że szli pospołu, więc w zgodzie braterskiej. A chociaż byli w drodze dla załatwienia spraw swoich, przecież o rzeczach pobożnych rozmawiali, a mianowicie o tym, co się natenczas stało w Jerozolimie, więc o męce Pana swego. Potem zaś, gdy im Chrystus, przyłączywszy się do nich, Pismo święte wykładał, bardzo pilnie tego słuchali, a w końcu prośbami Go przymusili, aby do nich wstąpił i gościnę u nich przyjął. Gdy zaś Go poznali, zaraz wrócili do Jerozolimy i innym uczniom Pańskim opowiedzieli wielkie wesele swoje. Również i o innych Apostołach czytamy, że cały ów dzień o niczym innym nie myśleli ani mówili, jedno o Chrystusie, a komu z nich objawił się Jezus zmartwychwstały, ten natychmiast innym opowiadał radosną nowinę. Taką była owa pamiętna Wielkanoc świętych uczniów Pana. – Naucz się stąd, chrześcijaninie katoliku, jaką ma być i twoja Wielkanoc, uroczysta pamiątka zmartwychwstania Pańskiego. Nie na tym ona zależy, abyś się najadł i napił i obficie sobie długi post powetował, ale raczej abyś ją Panu Bogu i gorącemu nabożeństwu poświęcił, abyś przez dłuższą modlitwę, a jeśli możesz, i przez Komunię świętą, Jezusa w gościnę do serca twego zaprosił, abyś jakiego głodnego biedaka nakarmił, bo wówczas jakby samego Jezusa karmisz i częstujesz; abyś o Nim co komu ze zbudowaniem powiedział, jeśli potrafisz. Tak czyniąc, wielkiego wesela i błogosławieństwa dostąpisz i Pana swego do siebie sprowadzisz. A choć Go okiem ciała nie ujrzysz, to przecież ukaże się On przez wiarę oku serca twego. Nie ujrzysz Go pewnie, jak ujrzała Maria Magdalena, jak ujrzały inne niewiasty święte, jak ujrzał Go Piotr św. Apostoł, jak Go oglądali ci dwaj uczniowie w drodze do Emaus, a potem inni Apostołowie zebrani bez Tomasza i powtórnie z Tomaszem; nie ujrzysz Go, jako siedmiu uczniów nad morzem Tyberiadzkim, gdy ryby łowili; ani jako owych pięciuset w Galilei, ani jako Jakub św., ani wreszcie jako świadkowie Jego wniebowstąpienia; ale bądź tego pewny, że ci się da znaleźć w każdym smutku i utrapieniu swoim; będziesz Go czuł w twym sercu i w świadectwie czystego sumienia i nie będzie ci ciężka ani długa droga pielgrzymowania twego do nieba. Owszem, gdy przyjdzie wieczór twego życia, On cię nie opuści, przyjdzie do ciebie i pocieszy cię i posili żywym Chlebem Ciała swego i przeprowadzi do niebieskiej Jerozolimy.


Jest nadto inna rzecz godna uwagi w dzisiejszej Ewangelii, mianowicie, że gdy Jezus siedział z owymi dwoma uczniami u stołu w Emaus, wziął chleb, błogosławił, łamał i podawał im. Wszyscy Ojcowie święci i Nauczyciele Kościoła od najdawniejszych czasów nauczają, że "łamanie chleba" na zebraniach pierwszych chrześcijan znaczyło to samo co przyjmowanie Komunii św. pod postacią chleba. Pierwsi bowiem wyznawcy Chrystusowi mogli byli przyjmować Zbawiciela albo pod jedną postacią chleba, jak o tym czytamy w Dziejach Apostolskich, albo pod obydwiema postaciami, gdyż i Chrystus Pan niekiedy mówił o samym tylko pożywaniu Ciała swego, a niekiedy znowu i o piciu Krwi swojej (Jan, rozdz. VI) i wyraźnego pod tym względem przykazania nie zostawił, wyjąwszy powinności biskupów i kapłanów, następców apostolskich, gdy Najświętszą Ofiarę sprawują, aby pod obiema postaciami pożywali Pana Jezusa. Do Apostołów bowiem tylko powiedział: pijcie z tego wszyscy. Później dopiero Kościół nasz św. rozporządził, aby wierni, a także i kapłani nie odprawiający Mszy św., a pragnący komunikować, pod jedną tylko postacią chleba przyjmowali Najświętszy Sakrament, a uczynił to także dlatego, aby uniknąć rozlania Krwi Najświętszej, o co nietrudno przy wielkiej liczbie komunikujących. Przy tym w niektórych krajach niełatwo jest o czyste wino w takiej ilości, jaka była potrzebna dla tylu wiernych. Z tego powodu posłuszni rozkazowi Kościoła, czynimy jako nam polecił, wierząc, że Chrystus i cały i żywy jest pod każdą z osobna postacią. Obyśmy Go tylko zawsze z głęboką pokorą i gorącą miłością do serc naszych przyjmowali.

 

Krótkie nauki homiletyczne na niedziele i uroczystości całego roku według Postyli Katolickiej Większej Ks. Jakóba Wujka opracował Ks. Władysław Krynicki. Włocławek. Nakładem Księgarni Powszechnej. 1912, ss. 133-137.


Za: ultramontes.pl

niedziela, 31 marca 2024

Ks. Marian Morawski SI - Kazanie na Niedzielę Wielkanocną


"Jeśliście współzmartwychwstali z Chrystusem, co w górze jest, szukajcie, gdzie Chrystus jest na prawicy Bożej siedzący" (Kol. 3, 1).


Czemu taka radość, najmilsi w Chrystusie, rozpromienia się na twarzach waszych, i świadczy o weselu, jakie serca wasze napełnia? Czemu śpiewaliście: "Wesoły nam dziś dzień nastał"? Bo Chrystus, Pan nasz, zmartwychwstał i dlatego się radujemy, i zdaje nam się niejako, żeśmy sami z Nim zmartwychwstali. I bardzo słusznie, bo tym, których wzajemna miłość łączy, wszystkie uczucia serca są wspólne – dlatego to mówimy, że jedno serce mają. Tak Pan nasz Jezus Chrystus, który pierwszy umiłował nas, pierwszy też przywłaszczył sobie nasze niedole. Widząc nas doświadczonych nędzą, cierpieniami ciała, smutkiem serca i boleściami śmierci, z miłości ku nam stał się nam podobnym we wszystkim, mówi Pismo św., krom grzechu (Żyd. 4, 15); stał się, jak my i bardziej niż my, ubogim; cierpiał na ciele boleści a w duszy smutek nieogarniony; wreszcie nawet umarł śmiercią daleko boleśniejszą, niż my umrzeć możemy. Tak też i my, kochając wzajemną miłością Pana naszego Jezusa, Jego cierpienia i Jego radości czynimy sobie własne. Przedwczoraj płakaliśmy u stóp krzyża na którym Zbawiciel konał; dziś ze Zmartwychwstałym weselimy się, i z Nim niejako zmartwychwstajemy.


Przedziwnie tę wzajemność lub raczej tożsamość uczuć wyraża św. Paweł, wynajdując nowe słowa, aby dobitniej nową myśl wyrazić. Mówiąc o krzyżu, powiada: "z Chrystusem jestem przybity do krzyża" (Galat. 2, 19) – a na innym miejscu: "jesteśmy z Nim pospołu pogrzebani" (Rzym. 6, 4); nareszcie w 3-cim rozdziale listu do Kolosan pisze: "Jeśliście współzmartwychwstali z Chrystusem, co w górze jest, szukajcie". Reszta zaś tego rozdziału jest tylko wykładem tych pierwszych słów i wniosków zeń idących. Wykład w krótkich słowach, a pełen treści i życia, tchnący tą apostolską gorliwością, którą pałał Paweł św., a zwłaszcza, jak nas wiara uczy, natchniony od Ducha Świętego; jest to bowiem Pismo św. – nie ludzkie ale Boskie słowa.


A zatem, najmilsi moi, nie będę się kusił o inną naukę, aby uświetnić tę radosną chwilę i nakarmić dusze wasze chlebem żywota – ale zostawię słowo Apostołowi narodów. Przechodzić będę z wami cały ten rozdział, tłumacząc tylko cokolwiek jego słowa, dosyć ciemne dla nas, którzyśmy nieobeznani z Pismem św.


Poprośmy najpierw o łaskę Ducha Świętego, aby Ten, który natchnął te słowa żywotne, raczył podać do serc naszych prawdziwe ich rozumienie i łaskę do ich wykonania – za przyczyną przeczystej Ducha Świętego Oblubienicy, Matki naszej, do której westchnijmy serdecznie: "Królowo rajska wesel się"...

 

I.


1. "Współzmartwychwstaliście z Chrystusem" – mówi najpierw Apostoł, to znaczy: byliście niegdyś pogrążeni w śmierci grzechu, lecz przez Chrystusa mękę ożywieni we Chrzcie św. lub pokucie i obdarzeni nowym życiem łaski, na wzór Chrystusa z grobu chwalebnie powstającego, i wyście powstali, aby nowe życie prowadzić. Mam nadzieję, że i między nami sprawdza się to słowo Apostolskie. Powstaliśmy z śmierci grzechu przez dobrą spowiedź; a jeśli niektórzy tego szczęścia jeszcze nie dostąpili, bezzwłocznie o nie się postarają. Otóż słuchajcie, jaki stąd wniosek czyni Apostoł: "jeśliście współzmartwychwstali z Chrystusem, co w górze jest, szukajcie, gdzie Chrystus jest na prawicy Bożej siedzący". Nie dosyć, żeśmy zmartwychwstali do życia łaski, nie dosyć, że się radujemy z Jezusem uwielbionym, trzeba też serca nasze wznieść w górę za Nim i tam spocząć, gdzie Jezus króluje w niebie na prawicy Ojca. Skutkiem naszego zmartwychwstania, owocem dzisiejszej radości, według nauki Apostoła, ma być, że serca nasze oderwiemy od ziemi, od nędznych pociech ziemskich, od marnych trosk ziemskich, i podniesiemy je do nieba, tam, gdzie zmartwychwstały Zbawiciel nasz mieszka, tam, gdzie Ojciec nasz niebieski, a przy Ojcu i dziedzictwo nasze i ojczyzna nasza, do której pielgrzymujemy; tam gdzie Zbawiciel na prawicy Ojca siedząc, gotuje nam mieszkanie, jako sam powiedział, tj. szczęście wiekuiste, jakiego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało... Słowem, skutkiem naszego współzmartwychwstania z Chrystusem ma być, że serce nasze zajmie się rzeczami niebieskimi, zapłonie ich miłością i nadzieją ich posiadania; a przeto obrzydzi sobie rzeczy ziemskie i powtórzy z Ignacym św.: "jakże mi obmierza ziemia, gdy w niebo spoglądam", i z Apostołem: "nasze obcowanie jest w niebiesiech" (Filip. 3, 20).


Najmilsi! jeżeli prawdziwie miłujemy nade wszystko Jezusa, jeżeli Jezus jest nam jedynie drogim i jedynym skarbem, to obcowanie niebieskie nie jest żadnym przymusem, ale naturalnym tej miłości następstwem, bo "gdzie skarb twój, tam jest i serce twoje" (Mt. 6, 21), rzekł sam Pan Jezus. Jeżeli serca nasze spoiły się mocno z Sercem Jezusowym, to łatwo wzniosą się za Nim w górę, i tam, gdzie On siedzi na prawicy Ojca, na wieki spoczną.


2. Dalej tłumaczy się jeszcze wyraźniej Apostoł, powtarzając, co już powiedział krótszymi i dobitniejszymi słowy, aby je na zawsze w serca wpoić: "Co w górze jest, miłujcie, nie, co na ziemi". Lecz, Apostole święty, czemuż tak wymagasz, abyśmy miłowali, co w górze jest, a oderwali serca od tego, co na ziemi? "Albowiemeście umarli" – rzecze. Dziwna odpowiedź. Dopiero mówił, żeśmy zmartwychwstali, a teraz twierdzi, że umarłymi jesteśmy. Ale bo o innym życiu mówił pierwej, i o innym w tych słowach. Mówił, żeśmy zmartwychwstali życiem łaski, życiem nadnaturalnym i boskim; teraz mówi, żeśmy umarli dla życia zmysłowego, życia zwierzęcego. Tak się tłumaczy w następnych słowach, wspominając o życiu łaski, zostającym w nas mimo śmierci dla zmysłów: "Albowiemeście umarli, i żywot wasz skryty jest z Chrystusem w Bogu".


Ale co to znaczy, że umarli jesteśmy dla życia zmysłowego? Żyje zmysłowo, kto nie rozumem ale zmysłami żyje, czyni nie co rozum i prawo Boże nakazują, ale do czego zmysły pociągają. Takiego człowieka zowie gdzie indziej Apostoł "człowiekiem cielesnym" (1 Korynt. 2, 14), zwierzęcym i bardzo słusznie, ponieważ właściwym jest zwierzętom rządzić się jedynie zmysłami, i innych pociech nie szukać, jak tylko zmysłowych. Otóż my umarliśmy dla życia zwierzęcego i zmysłowego, gdyśmy się go uroczystą przysięgą wyrzekli. Powiedzieliśmy przy Chrzcie: "Wyrzekam się czarta, spraw i wszystkiej pychy jego". A gdyśmy się później nieraz sprzeniewierzyli, znowu u stóp kapłana, zastępcy Chrystusa, odnowiliśmy nasze obietnice, przyrzekliśmy, że będziemy unikać grzechu, że nie będziemy więcej żyć życiem zwierzęcym. Dlatego też odtąd mamy miłować nie co na ziemi, ale co w górze jest. I w tym więc znaczeniu mówi Apostoł: "Albowiemeście umarli".


Dodaje: "I żywot wasz ukryty jest z Chrystusem w Bogu". Jaki żywot? Jużeśmy powiedzieli: żywot duchowy, żywot nadnaturalny. Tym żywotem jest pewne uczestnictwo Boskiej natury (2 Piotr. 1, 4), jak mówi Piotr św., nieoceniony i niepojęty dar Boży, upiększający i przeobrażający niewysłowionym sposobem dusze nasze, łaska poświęcająca. Objawem zaś i skutkiem tego życia są uczynki dobre i nadprzyrodzone, które z łaski płyną, i uświęcone Krwią Chrystusową na wiekuistą zasługują nagrodę.


Ten żywot nasz "jest z Chrystusem", mówi Apostoł, bo jest nam z Chrystusem wspólny, od Chrystusa pochodzi i do nas płynie, jak krew z serca wypływa i wszystkie ożywia członki, ponieważ, jak wiecie, wszyscyśmy członkami Chrystusa i ciałem Jego mistycznym. Niżej nawet mówi Apostoł, że tym żywotem jest sam Chrystus (Kol. 3, 4); a o sobie na innym miejscu powiada: "mnie żyć jest Chrystus" (Filip. 1, 21). Albowiem przez łaskę Chrystus żyje w nas, a my w Chrystusie.


Mówi dalej, że ten żywot nasz "w Bogu" jest ukryty, bo do Boga się jedynie życie nadnaturalne odnosi, w Bogu spoczywa; do Boga dążą wszystkie sprawy z łaski pochodzące, i w sercu Boskim zapisane zostają aż do dnia nagrody. Ale czemu mówi, że ten żywot "ukryty jest"? Bo to życie jest czysto duchowe, pod zmysły nie podpada, świat go nie widzi – i dlatego głupi świat gardzi nim, lub nawet nie wierzy, żeby to było coś rzeczywistego. A tymczasem to życie jest tak rzeczywiste, że życie zmysłowe, którym się świat w porównaniu do niego chlubi, jest tylko cieniem życia, tylko śmiercią. "Masz imię, że żyjesz" – mówi o takim Chrystus – "aleś jest umarły" (Apok. 3, 1). Tak więc żywot ten ukryty jest w Bogu przed światem, lecz ukryty jest nawet przed nami samymi, bo tak jest duchowym i nadzmysłowym, że go żadną miarą nie możemy czuć w sobie, nawet gdy go mamy; i dlatego zupełnej pewności mieć nie możemy, czy jesteśmy w łasce Bożej. "Nie wie człowiek, jeśli jest miłości, czyli nienawiści godzien" (Ekl. 9, 1), i przeto "z bojaźnią i ze drżeniem" sprawować mamy zbawienie nasze (Filip. 2, 12).


3. Ukryty więc jest w nas ten żywot boski, jak ukryte jest życie poczwarki, w którą się przekształciła gąsienica. Ukryty jest w nas żywot boski, jak ukryte jest życie drzew w zimowej porze, gdy rosnąć i liście puszczać przestają, i na pozór bynajmniej się nie różnią od pnia martwego. Ale gdy przyjdzie wiosna, pod gorętszymi promieniami słońca to życie się objawi, uwieńczy się drzewo zieloną koroną, umai kwiatami, a wkrótce słodkie wyda owoce. Z tej poczwarki nieruchomej wyleci złocisty motylek i bujać będzie w przestworzach.


Najmilsi w Chrystusie! i nas także czeka wiosna wiekuista; nad nami także zaświeci ożywiające słońce, i żywot boski w nas ukryty objawi się, rozkwitnie się z niewysłowioną chwałą, i wyda kwiaty niewymownej piękności, i zarazem owoce niewysłowionej słodyczy. Lecz cóż to za wiosna? jakież to słońce? Słuchajcie, sam Apostoł w miejscu, które tłumaczymy, dodaje: "Gdy się Chrystus, żywot wasz, okaże, tedy i wy z Nim okażecie się w chwale". Oto wiosna nasza dzień zmartwychwstania; oto Słońce, które nas ożywi, Bóg i Zbawiciel nasz Jezus; oto przyczyna, dla którejśmy umarli, wypierając się życia zwierzęcego; oto powód, dla którego, co w górze jest, szukać mamy, co w górze jest, miłować, a nie co na ziemi. Miejmy to w pamięci, miejmy to w sercu; poglądajmy z tego padołu płaczu na kwiaty chwały, które nie zwiędną na wieki; na owoce szczęścia, które się nie sprzykrzą i nie przejedzą na wieki. Tak szukać będziemy, co w górze jest; a pamiętając, że tych kwiatów i owoców zarodem jest to życie łaski, które teraz jeszcze utracić możemy, strzec będziemy w sobie tej łaski świętej, jako źrenicy w oku, i raczej umrzeć zechcemy, niż na grzech śmiertelny zezwolić, którym byśmy to życie boskie w sobie umorzyli.

 

II.


1. Atoli, najmilsi bracia, chociażeśmy wszyscy umarli życiu ziemskiemu przez Chrzest św., nieraz też przez Pokutę: nie wszyscy trwamy w tej zbawiennej śmierci, a zwłaszcza żaden z nas nie zdołał zupełnie umorzyć zarodów tego życia zwierzęcego, tj. złych skłonności swoich, tak wrodzonych, jak też własnymi grzechami nabytych. Otóż i o tym nie zapomniał Apostoł, ale w drugiej części tego rozdziału uczy nas, jak powinniśmy umarzać w sobie życie zwierzęce i same nawet jego zarody, i jak strzec życia łaski.


Rozróżnia w nas podwójnego człowieka: starego człowieka na podobieństwo pierwszego rodzica naszego Adama, do grzechu skorego – i nowego człowieka na wzór Chrystusa. Ci dwaj ludzie są we wszystkim sobie przeciwni, i ustawiczną w nas walkę toczą, której każdy z nas co chwila doznaje. Czujemy, jak stary człowiek rwie się do tego wszystkiego, co zmysłom pochlebia; nowy zaś w Chrystusie odrodzony człowiek, zwracając myśl na Boga, na piekło, którym grozi, na niebo, które obiecuje, chce bądź co bądź mimo wszelkich trudności iść wiernie drogą przykazań. A ponieważ ci dwaj przeciwnicy są jedną i tą samą osobą, toczy się walka okrutna; i dlatego Pismo św. mówi: "Bojowanie jest żywot człowieczy na ziemi" (Job. 7, 1).


Apostoł więc każe zwlec starego człowieka, a nowego oblec: "Zwlókłszy z siebie", mówi, "starego człowieka z uczynkami jego, a oblókłszy nowego, tego, który się odnawia w poznanie, podług wyobrażenia Tego, który go stworzył" (Kol. 3, 9-10).


2. Co to jest zwlec z siebie starego człowieka, albo, co na jedno wychodzi, umorzyć życie zwierzęce i zmysłowe, sam Apostoł wykłada. "Umartwiajcie tedy", rzecze, "członki wasze, które są na ziemi"; to nie znaczy, że mamy życie odbierać członkom naszego ciała, ale pożądliwości ciała i uczynki z niego pochodzące umarzać mamy. Tak się sam tłumaczy: "Umartwiajcie członki wasze: porubstwo, nieczystość, wszeteczeństwo, złą pożądliwość i łakomstwo, które jest bałwochwalstwem; dla których przychodzi gniew Boży na syny niewierności; w którycheście i wy niekiedy chodzili, gdyście żyli w nich. Lecz teraz złóżcie i wy wszystko: gniew, rozgniewanie, złość, bluźnierstwo, szkaradną mowę z ust waszych; nie kłamajcie jedni drugim" (Kol. 3, 5-9).


Wylicza więc różne grzechy, jak widzicie, ale na dwa osobliwy kładzie nacisk: na nieczystość, którą najpierw wymienia i umyślnie pod czterema nazwiskami powtarza – i łakomstwo czyli chciwość dóbr ziemskich, które zowie bałwochwalstwem. Bo dla chciwego pieniądz jest bogiem, bogiem, o którym od rana do wieczora myśli, bogiem, którego ma za cel ostateczny wszystkich swych zamiarów, bogiem, któremu w ofierze przynosi swe trudy, swe życie, ba nawet duszę swoją. Dodaje też o tych dwóch grzechach w szczególności, że dla nich "przychodzi gniew Boży na syny niewierności".


Najmilsi moi! nie potrzebuję bardzo się o tym rozwodzić; sami wiecie, że nieczystość i chciwość są przyczyną wszystkiego złego pomiędzy nami. A na sądzie Bożym dowiecie się, że nieczystość i chciwość będą przyczyną wiekuistego niezliczonych dusz potępienia. "Nie mylcie się" – mówi ten sam Apostoł w innym liście – "nie mylcie się, ani porubnicy, ani cudzołożnicy, ani psotliwi, ani sodomczycy, ani złodzieje, ani łakomi nie posiędą królestwa Bożego" (1 Korynt. 6, 9-10). A więc gdzież pójdą, o Boże!?... Zatem, drodzy moi, jeżeli sądzicie, że ważniejsza wieczność, niż marna chwila, jeżeli miłujecie dusze wasze, zmiłujcie się nad sobą, słuchajcie Apostola, przez którego Duch Święty was napomina. Umarzajcie w was te dwie poczwary. "Umartwiajcie członki wasze, które są na ziemi: nieczystość i łakomstwo, dla których przychodzi gniew Boży na syny niewierności". Za popełnione przestępstwa czyńcie szczerą pokutę, a nadal strzeżcie się ich jak ognia. Gdy was napastować będą, podnoście serca do bogactw i radości niebieskich, których one by was pozbawiały. "Co w górze jest, szukajcie, gdzie Chrystus jest na prawicy Bożej siedzący", który za te grzechy wasze krew przelał. "Co w górze jest, miłujcie, nie co na ziemi". W ten to sposób zwleczecie starego człowieka.


3. Wreszcie tłumaczy Apostoł, co to jest przyoblec nowego człowieka. Jest to, mówi, "odnowić się w poznanie", tj. coraz pilniejsze poznawanie Boga i Jego świętej woli; jest to żyć, jak przystoi wybranym Bożym, świętym i umiłowanym Bogu; jest to tak się z Chrystusem połączyć, aby wszystkim i we wszystkich bliźnich naszych był dla nas Chrystus. Objaśniając te słowa, wylicza poszczególne cnoty: "Przyobleczcież się tedy", mówi, "jako wybrani Boży, święci i umiłowani, we wnętrzności miłosierdzia, w dobrotliwość, w pokorę, w cichość, w cierpliwość, jedni drugich znosząc i odpuszczając sobie, jeśli kto ma skargę przeciw komu: jako i Pan odpuścił wam, tak i wy. A nad to wszystko miejcie miłość, która jest związką doskonałości" (Kol. 3, 12-14).


Jeśli więc Apostoł nad wszystkie inne cnoty zaleca miłość, i my nad wszystkie miłość świętą ceńmy i o nią się starajmy. Dziwna zaś i piękna jest przyczyna, dla której Apostoł przenosi miłość nad inne cnoty: miłość, mówi, jest "związką doskonałości". Inne cnoty są niby różnobarwne kwiatki, piękne wprawdzie i wonne, lecz same przez się małej wartości; ale miłość jest tą złotą związką, która te kwiaty duchowne splata w wieniec doskonałości, mogący przystroić duszę w oczach Oblubieńca niebieskiego. Miłość więc Boska i bliźniego, według myśli Apostoła, ma w duszy naszej wszystkie cnoty splatać i doskonalić. Wszystko, co dla bliźniego czynimy, czy z dobrej chęci, czy nawet z obowiązku, czyńmy to z prawdziwej i chrześcijańskiej miłości, a nie utracimy wiecznej zapłaty naszej. Wszystkie nasze obowiązki względem Boga wypełniajmy z serdecznej pobudki miłości Boskiej; i owszem wszystko a wszystko, co czynimy czy to dla bliźniego, czy nawet dla nas samych, czyńmy to z miłości Bożej, mówiąc sobie i mówiąc Bogu, że to czynimy dlatego, że się Jemu tak podoba – według nauki Ducha Świętego: "Chociaż jecie, choć pijecie, choć co innego czynicie: wszystko ku chwale Bożej czyńcie" (1 Korynt. 10, 31). W ten sposób miłość święta będzie w nas związką doskonałości. W ten sposób przyobleczemy nowego człowieka, podług wyobrażenia Tego, który go stworzył (Kol. 3, 10); i będzie wszystko i we wszystkich Chrystus (Tamże, w. 11).


Kończy Apostoł życzeniem pokoju: "A pokój Chrystusów niech przewyższa w sercach waszych, ku któremu też wezwani jesteście w jednym ciele; a wdzięczni bądźcie" (Kol. 3, 15). I my tym życzeniem zakończmy, gdyż nic lepszego życzyć sobie nie możemy. Królestwo Boże w przyszłym życiu jest widzenie Boga w wiekuistym pokoju; a w tym życiu "Królestwo Boże", mówi Pismo św., "jest sprawiedliwość i pokój i wesele w Duchu Świętym" (Rzym. 14, 17). Pokój ten nie polega na uwolnieniu od trosk i krzyżów, ale jest towarzyszem nierozdzielnym sprawiedliwości i radości w Duchu Świętym; zależy zaś na zgodzie z Bogiem, na czystym i pogodnym sumieniu, na zupełnym złączeniu woli naszej z wolą Bożą. Ten jest ów pokój Chrystusowy, który, jak mówi Pismo, "przewyższa wszelki zmysł" (Filip. 4, 7), którego chyba nie zakosztowali ci, co go nie cenią i nie starają się o jego posiadanie. Tego pokoju życzeniem przywitał Chrystus swych uczniów, gdy się im w dzień zmartwychwstania ukazał; tego pokoju życzy nam Apostoł – niech więc będzie wzajemnym naszym życzeniem na teraźniejsze święta, zamiast próżnych światowych winszowań. Tego pokoju z duszy wam wszystkim życzę. Amen.

 

 

Ks. Marian Morawski SI (b. prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego), Kazania i szkice. Kraków 1921, ss. 43-51. (2)

 

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; ilustracja od red. Ultra montes).


Za: Ultramontes.pl

wtorek, 23 stycznia 2024

Biskup zakazuję wszystkim księżom w katolickiej diecezji Wote błogosławienia par w związkach nieregularnych oraz par jednopłciowych.


Jest prawdą, że deklaracja Fiducia supplicans nie zmienia doktryny katolickiej na temat małżeństwa i seksualności. Otwiera jednak nowe niebezpieczne drzwi, co jest całkowicie nieakceptowalne. Daje możliwość aprobowania quasi-rytualnych formuł błogosławieństw, które w przyszłości doprowadzą Kościół katolicki do błogosławienia par w sytuacjach nieregularnych oraz par homoseksualnych w kontekście liturgii. 

Proszę mi pozwolić nawiązać do słów arcybiskupa Światosława Szewczuka z Ukrainy, który powiedział, że błogosławieństwo kapłana zawsze ma ewangeliczny i katechetyczny wymiar, a stąd nie może w żaden sposób przeczyć nauczaniu Kościoła katolickiego. Arcybiskup Szewczuk potwierdza, że rozwaga duszpasterska wzywa nas do unikania dwuznacznych gestów, wyrażeń i pomysłów, które mogłyby zaburzać czy błędnie prezentować słowo Boże i nauczanie Kościoła. 

Idea i myśl kardynała Victora Manuela Fernándeza z Dykasterii Nauki Wiary, zgodnie z którą kardynałowie i biskupi nie mogą zakazać tego, na co zezwolił papież Franciszek w Fiducia supplicans, jest błędna. My biskupi, jak święci Piotr i Jan, powiemy: «Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga?» (Dz 4, 19). 

Jako że omawiana deklaracja całkowicie przeczy temu, co zatwierdził sam papież Franciszek w 2021 roku względem związków homoseksualnych, a mianowicie że żadną miarą nie mogą być błogosławione, bo Kościołowi nie wolno prosić Boga o błogosławienie grzechu, niniejszym zakazuję wszystkim księżom w katolickiej diecezji Wote błogosławienia par w związkach nieregularnych oraz par jednopłciowych. 

Błogosławienie par w związkach nieregularnych oraz par jednopłciowych, które nie są gotowe do nawrócenia, bezpośrednio i w sposób poważny zaprzecza Pismu Świętemu oraz zdrowemu Magisterium. Co więcej, w XXI stuleciu oznaczałoby to tylko wsparcie dla propagandzistów globalizmu i bezbożnej ideologii gender. 

Konkludując, deklaracja Dykasterii Nauki Wiary Fiducia supplicans powinna zostać całkowicie odrzucona. 

Paul Kariuki Njiru 
Biskup katolickiej diecezji Wote w Kenii

środa, 17 stycznia 2024

Kard. Gerhard Müller: "Trzeba bronić sakramentu Eucharystii. Cóż wobec tego znaczą koronki!!!"

W ostatnich latach w Rzymie doszło do rozłamu. „Tradycjonaliści” znaleźli się po drugiej stronie barykady. Benedykt XVI zdołał znaleźć rozwiązanie, które dawało nadzieję na integrację, jednakże decyzje Franciszka dotyczące zakazu odprawiania Mszy Świętej po łacinie udaremniły tamte wysiłki. Jeśli nie liczyć nadzwyczajnych przypadków, w których kompetentny biskup udzieli zgody na tego rodzaju celebrację, w kościołach parafialnych nabożeństwa nie będą już sprawowane w obrządku trydenckim, przez kapłana zwróconego w stronę ołtarza. Dla czego ten zakaz, z pozoru mało istotny, wywołał takie poruszenie?

Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że wbrew temu, co mogłoby się wydawać, tak zwani tradycjonaliści wcale nie tworzą zwartego obozu. Istnieją różne grupy, których członkowie podają w wątpliwość i zajadle krytykują postanowienia Soboru Watykańskiego II, nie zgadzając się z soborową doktryną. Nie da się ukryć, że współżycie z takimi grupami bywa problematyczne, na szczęście nie jest ich zbyt dużo. Istnieją jednak i tacy, którzy wprawdzie opowiadają się za mszą w języku łacińskim, w formie przewidzianej przez Sobór Trydencki i mszał Pawła VI z 1962 roku, ale nie kwestionują Soboru Watykańskiego II. Nie podają w wątpliwość postanowień doktrynalnych, a jedynie te dotyczące dyscypliny liturgicznej. To bardzo istotne rozróżnienie. Decyzja Franciszka pociągnęła za sobą poważne konsekwencje. Spadła jak grom z jasnego nieba i tradycjonaliści odebrali ją jak policzek. Zakaz celebrowania nabożeństw w takiej formie pogłębił podziały i spowodował ból. Właściwiej byłoby dokonać rozróżnienia pomiędzy istotą sakramentów, które otrzymaliśmy od Chrystusa za pośrednictwem apostołów i które mają kluczowe znaczenie, a liturgiczną formą istniejących w Kościele rytów. A tych ostatnich jest aż dwadzieścia trzy: ryt malabarski, ryt Świętego Chryzostoma, ryt Świętego Bazylego, ryt ambrozjański i tak dalej. Zmienia się jedynie forma. Gwoli przykładu powiem, że przed rokiem 1000 w ramach Mszy Świętej nawet nie odmawiano Credo. Zakaz narzucony tak zwanym tradycjonalistom nikomu nie przyniósł pożytku. Wydaje się, że papież Franciszek poczynił te kroki za namową grupy doradców. Najwyraźniej nie przyszło mu do głowy, że takie rozporządzenie zostanie odebrane jako demonstracja siły.

To nie papież podjął decyzję?

Oczywiście, że papież, ale nie sposób nie zauważyć ingerencji wąskiego grona doradców, w szczególności kilku profesorów z Papieskiego Instytutu Liturgicznego Świętego Anzelma, którzy odwiedzili Franciszka i wpłynęli na niego w trosce o własny interes. Znam osoby, według których jedyną prawomocną formą liturgiczną jest ta soborowa, wszystkie pozostałe powinny zniknąć. Tymczasem Sobór, zachowując jednomyślność co do podstawowych spraw, poszerzył horyzonty. Osoby, o których mówię, dowiodły, że przedkładają ideologię nad kwestie czysto teologiczne. Niestety, za pontyfikatu Franciszka teologia dogmatyczna jest traktowana po macoszemu, jako rzecz mało istotna. To dlatego zakaz sprawowania liturgii według porządku trydenckiego okazał się ważniejszy niż sama istota Eucharystii, która dla wszystkich (powtarzam: wszystkich) powinna być sprawą priorytetową. Niedawno miałem sposobność być we Francji. Nowy ordynariusz jednej z tamtejszych diecezji nie zgodził się udzielić bierzmowania grupie młodych ludzi tylko dlatego, że Msza Święta miała zostać odprawiona w tradycyjnej formie i w języku łacińskim. Zdumiewałem się, widząc, że ów biskup zdaje się przywiązywać większą wagę do języka liturgii niż do sakramentu. Jak gdyby forma była ważniejsza niż treść.

Czy możemy powiedzieć coś więcej na temat tego rozróżnienia?

Benedykt XVI zdecydował, że należy oddzielić ryt soborowy od starego rytu trydenckiego, który, jak stwierdził, pozostał prawomocny, ale miał charakter nadzwyczajny. Ratzinger musiał, rzecz jasna, stawić czoła silnej opozycji wewnętrznej, mimo że jego celem było budowanie jedności i stopniowa integracja tradycjonalistów. Po latach, już za pontyfikatu urzędującego papieża, doradcy Franciszka zaczęli się skarżyć. Perswadowali, że rozporządzenie Benedykta XVI było niefortunnym posunięciem, które tylko pogłębiło podziały, i że dla przywrócenia równowagi należałoby powrócić do dawnego porządku. Krótko mówiąc, manipulowali papieżem. Wkrótce potem Franciszek unieważnił Summorum Pontificium (list apostolski Benedykta XVI regulujący sprawę dawnego mszału, opublikowany 7 lipca 2007 roku w formie motu proprio). Złośliwe języki twierdzą, że obecny papież nie przywiązuje zbyt wielkiej wagi do liturgii, preferując inne sposoby na zmodernizowanie Kościoła, i że napotkawszy na sceptycyzm wobec forsowanych przez siebie reform, wrzuca wszystkie grupy „tradycjonalistów” do przysłowiowego jednego worka. Nie wiem, jaka jest prawda, ale taka postawa z pewnością nie sprzyja budowaniu jedności i powoduje niepotrzebne waśnie.

Nie rozumiem… 

Mówię o tendencji do reformowania Kościoła na protestancką modłę. O protestantyzacji, która dokonuje się w sposób ukradkowy. O liberalnej wizji, która lekceważy tradycję. Kardynał Carlo Maria Martini twierdził, że licząc od epoki oświecenia, Kościół jest spóźniony o dwa stulecia. Jeżeli ma się zmodernizować, musi nadrobić stracony czas. To oznacza, że aby dotrzymać kroku współczesności, Kościół potrzebuje innowacji – tak w kwestii rodziny, jak i życia. Protestanci (którzy już w czasach Lutra zainicjowali proces zmian) cieszą się opinią najbardziej postępowych. Katolicyzm, wprost przeciwnie, uchodzi za niebywale zacofany. Kościół katolicki zwykło się uważać za przestarzałą, skostniałą instytucję, która nie podąża z duchem czasu. Protestanckie nabożeństwa coraz bardziej przypominają sympozja, zbawcza ofiara krzyża i Eucharystia są tam spychane na margines. Oto kontekst, w jakim za pontyfikatu obecnego papieża upowszechnił się pogląd, jakoby „tradycjonaliści” byli przeciwnikami toczącego się procesu modernizacji, spowalniającymi reformy Franciszka. Ta sytuacja powinna nas skłaniać do refleksji.

Niedawno zdarzyło mi się sprawować we Francji Mszę Świętą trydencką. Odprawiłem ją po łacinie, ale nie czuję się z tego powodu heretykiem. Sobór Trydencki uznał istnienie rozmaitych rytów, jednak istota pozostaje niezmienna. Jezus ustanowił Eucharystię i to ona jest dla katolików najważniejszym z sakramentów.

Czy w bazylice Świętego Piotra nie odprawia się już nabożeństw po łacinie?

Zakaz sprawowania w bazylice Świętego Piotra nabożeństw w języku łacińskim, według mszału Pawła VI, był błędem. To nie tylko arbitralna decyzja, lecz także przejaw duszpasterskiej niefrasobliwości. Prowadzimy na oczach świata wewnętrzne dysputy, które nie mają żadnego sensu. O pewne rzeczy nie można się spierać. Przychodzi mi do głowy to, co działo się w epoce podboju Konstantynopola. Tureckie oddziały oblegały miasto, a teolodzy w chwili największego zagrożenia wiedli spory o kolor oczu Matki Bożej. Dzisiaj historia się powtarza. Ludzie sprawiają wrażenie ślepych. W tej niełatwej sytuacji zadaniem duszpasterzy jest łączyć, a nie dzielić. Czy zamiast kruszyć kopie o sprawy liturgii nie powinniśmy walczyć z tymi, którzy utrzymują, że Kościół jest czymś na kształt organizacji pozarządowej, a kwestie społeczne są dla niego ważniejsze niż ewangelizacja? Zastanawiam się, czy kogokolwiek obchodzi kolor sutanny lub koronek. Albo to, czy na ołtarzu jest wystarczająco dużo kwiatów. To kwestia gustu bądź lokalnych tradycji. Jest rzeczą oczywistą, że prawdziwy problem tkwi gdzie indziej: trzeba bronić sakramentu Eucharystii. Cóż wobec tego znaczą koronki!!! Wszechobecna sekularyzacja sprawiła, że ten aspekt wiary stopniowo się zatarł. Widzimy, że w niedzielę tłumy ludzi zbierają się na placu Świętego Piotra, aby w południe otrzymać papieskie błogosławieństwo i wziąć udział w modlitwie Anioł Pański. Jednakże większość z tych osób nie chodzi na Mszę Świętą. Być może nie są świadome faktu, że liturgia w jakiejkolwiek parafii, sprawowana przez jakiegokolwiek kapłana, jest ważniejsza niż błogosławieństwo papieża, które pomimo całej swojej doniosłości nie ma wymiaru sakramentalnego.

Wydaje się, że równowaga została zaburzona, i to powinno nas skłonić do przemyśleń. Struktura budynku ma dla architekta większą wagę niż kolor ścian.


Jest to fragment książki "W dobrej wierze. Co będzie z Kościołem w XXI wieku.", która ukazała się w krakowskim wydawnictwie ESPRIT w 2023 roku. 


Ks. prof. Stanisław Koczwara - "Nigdy dotąd fałszywa nauka nie płynęła z Rzymu" -

 


niedziela, 14 stycznia 2024

Biskupi Togo przeciwko błogosławieniu par homoseksualnych


 

Usługi funeralne - zadbaj o właściwą usługę

 


Organizacja pochówku to niezwykle trudny czas dla rodziny i bliskich zmarłego. W obliczu żałoby konieczne jest dopełnienie należytych formalnoci, jak i zachowanie właściwej powagi i elegancji w trakcie pochówku. Chcąc z właściwym szacunkiem pożegnać krewnego, warto wziąć pod uwagę współpracę z renomowanym zakładem pogrzebowym. Na jakie usługi można liczyć i jakie koszty wziąć pod uwagę? Na te i inne pytania postaramy się odpowiedzieć.  

  • Usługi pogrzebowe Bielsko — profesjonalna organizacja pogrzebu

  • Przebieg organizacji pogrzebu — co oferuje zakład pogrzebowy?

  • Usługi funeralne czynne całą dobę 

Usługi pogrzebowe Bielsko — profesjonalna organizacja pogrzebu  

Kompleksowe usługi pogrzebowe organizowane przez profesjonalny zakład pozwalają zdjąć z żałobników ciężar, jakim jest organizacja tak niezwykle ważnej i jakże smutnej ceremonii. Warto wiedzieć, że zakład pogrzebowy zajmuje się transportem zmarłego z do kostnicy oraz organizacją wszelkich najważniejszych elementów, przygotowujących ciało do pogrzebu. 

Co więcej, w tych trudnych chwilach pracownicy zakładu dbają również o umieszczenie stosownych powiadomień w formie klepsydry we wcześniej ustalonych miejscach. Wszystko po to, by odciążyć rodzinę w konieczności osobistego informowania poszczególnych osób o tragicznych wydarzeniach. Pogrzeb Bielsko i jego organziacja wymaga wielu przemyślanych dzialań, dlatego warto oddać tę kwestię profesjonalistom.

Przebieg organizacji pogrzebu — co oferuje zakład pogrzebowy?

Zakład pogrzebowy zlokalizowany w Bielsku, w swojej ofercie ma nie tylko dopełnienie wszelkich niezbędnych formalności. To również miejsce, które proponuje bogaty wybór trumien oraz urn do pochówku. Pozwoli to na dobranie modelu, który w sposób elegancki będzie podkreślał powagę ceremonii i dopełni wizualnie uroczystość ostatniej drogi. 

Podczas pożegnania osoby zmarłej niezwykle istotny element stanowią kwiaty. W tym przypadku do państwa dyspozycji jest szeroki katalog obejmujący wiązanki pogrzebowe, stroiki wystawiane na trumnie oraz dodatkowe zdobienia. Bogata kolorystyka oraz szeroka gama kwiatów pozwoli bez problemu na dobranie najwłaściwszej tonacji, która podkreśli charakter uroczystości i odda emocje najbliższych osób. 

Usługi funeralne czynne całą dobę

Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego jak trudnym czasem jest moment, gdy nadejdzie ta najgorsza wiadomość. Usługi pogrzebowe Bielsko proponują realizację transportu i opiekę nad klientem 24/7. Takie rozwiązanie znacząco ułatwia szybką organizację najważniejszych spraw. 

Zachęcamy, by zadbać odpowiednio o uroczystości pogrzebowe, jednocześnie zdejmując ze swoich barków szereg obowiązków. 

__________________________________________________________________


ARTYKUŁ SPONSOROWANY

 

 

 




sobota, 13 stycznia 2024

Biskup Robert Mutsaerts: Znowu ta diaboliczna dwuznaczność


Znowu ta diaboliczna dwuznaczność

"Wraz z deklaracją Fiducia supplicans Dykasterii Doktryny Wiary, zatwierdzonej przez papieża Franciszka, możliwe będzie błogosławienie par tej samej płci". Tak brzmi nagłówek artykułu na stronie internetowej Watykanu. Trzeba przyznać, że takie błogosławieństwo powinno być wykonywane bez żadnej rytualizacji, ani nie powinno sprawiać wrażenia małżeństwa. "Doktryna dotycząca małżeństwa nie ulega zmianie, a błogosławieństwo nie oznacza zatwierdzenia związku" - czytamy dalej na oficjalnej stronie Watykanu.

Problemem nie jest błogosławienie grzeszników. Logicznie rzecz biorąc, zawsze było to możliwe. Kościół zawsze zapraszał ludzi do przyjęcia Bożego błogosławieństwa. Deklaracja powtarza to raz jeszcze. To, że nie może być małżeństwa sakramentalnego, oświadczenie jest również jasne. Małżeństwo kościelne par tej samej płci jest i pozostanie niemożliwe. Pozostaje ono zarezerwowane dla związku mężczyzny i kobiety. Nie może też istnieć żadna formalna forma rytualizacji (jaką znajdujemy w benedykcjonale). Uwaga ta może być uważana za reakcję na formalne błogosławieństwo par homoseksualnych w Niemczech, gdzie konferencja biskupów sformalizowała ten rodzaj błogosławieństwa. Jest jeszcze trzeci rodzaj błogosławieństwa, zwany błogosławieństwem spontanicznym. Tutaj można pomyśleć o pielgrzymie proszącym o błogosławieństwo kapłana obecnego w miejscu pielgrzymki. Albo o błogosławieństwie o które prosi wierny kapłana podczas rozdawania komunii, ponieważ nie jest on (jeszcze) ochrzczony, albo o osobie ochrzczonej, która uważa się za niegodną przyjęcia komunii i zamierza przystąpić do sakramentu spowiedzi. Kto może otrzymać to błogosławieństwo? Każdy. Jak dotąd, nic nowego.

Ale potem pojawiają się mylące fragmenty w oświadczeniu. Dlaczego ktoś prosi o błogosławieństwo? Aby usunąć zepsucie w swoim życiu. W końcu prosi się o Boże błogosławieństwo. Pierwszym pytaniem, które należy zadać, jest: Czy Bóg chciałby udzielić swojego błogosławieństwa? Bóg, który nie kocha niczego bardziej niż ludzi, którzy przychodzą do pokuty, aby dzielić się Bożą miłością. Czy Bóg może udzielić błogosławieństwa grzesznikowi? Jak już wspomniano, oczywiście, że tak. Skruszeni grzesznicy, którzy przychodzą do pokuty, otrzymują serdeczne przebaczenie. Zupełnie inne pytanie brzmi: Czy Bóg może udzielić błogosławieństwa grzechowi? Oczywiście, że nie! Kochamy grzesznika, ale nienawidzimy grzechu. We wszystkich trzech formach błogosławieństwa (sakramentalne, formalne, nieformalne) obowiązuje dokładnie ta sama zasada. I tu pojawia się problem z Fiducia Supplicans. Chrześcijanin homoseksualista może być błogosławiony indywidualnie. Nie można jednak pobłogosławić związku homoseksualnego, ponieważ Kościół określa go jako nieuporządkowany lub grzeszny. Ten nieuporządkowany charakter jest potwierdzony, ale mimo to deklaracja mówi, że błogosławienie takich związków jest możliwe. Innymi słowy, błogosławienie grzesznego związku jest możliwe. Bóg udzielający błogosławieństwa grzechowi, to parodia!

Na czym to wszystko się opiera? Nie ma odniesienia do Ojców Kościoła, dokumentów papieży, pism teologów, ale prawie wyłącznie do wcześniejszych dokumentów samego papieża Franciszka. Fiducia Supplicans chce być dokumentem o duszpasterskim charakterze, ale to, co deklaracja rozumie przez błogosławieństwo, jest całkowicie rozproszone. Nie jest jasne, dlaczego ktoś miałby prosić o błogosławieństwo księdza i dlaczego ksiądz chciałby udzielić błogosławieństwa. Zwykle chodzi o to, aby życie człowieka było bardziej zgodne z wolą Bożą. Jest to wezwanie do świętości. Ale nigdzie w deklaracji nie ma wezwania do pokuty, nie ma odniesienia do prawdy. Nie zawiera wezwania dla par LGTBQ do życia w abstynencji zgodnie z Bożym planem, w którym seksualność jest zarezerwowana dla związku mężczyzny i kobiety.

To powtarzający się refren tego pontyfikatu: brak jasności, sianie zamętu. Papież, który mówi, aby nie zmieniać doktryny Kościoła, ale jednocześnie stwarza możliwości dla praktyki przeciwnej. Nie można utrzymać doktryny i zapewnić innych kryteriów.

Podstawowym problemem jest to, że w związkach homoseksualnych człowiek zaczyna utożsamiać grzech i grzesznika. Identyfikujemy się jako chrześcijanie homoseksualiści. Nie ma czegoś takiego. Nie ma też czegoś takiego jak chrześcijanin alkoholik. Nie, jesteś chrześcijaninem z problemem alkoholowym, jesteś chrześcijaninem o orientacji homoseksualnej. Kiedy grzech staje się twoją tożsamością, nie ma wyjścia. Zachowujemy się tak, jakby osoby LGTBQ były wyjątkowym rodzajem grzeszników, których musimy traktować oddzielnie. Ale to samo odnosi się do nich, co do każdego innego grzesznika.

Geje czują się wykluczeni ze społeczności Kościoła. Ale Kościół nikogo nie wyklucza. Nikt nie jest na tyle zły, by nie zostać do niego dopuszczonym. I nikt nie jest wystarczająco dobry, by go pominąć. Z jednym wyjątkiem (ci, którzy czują, że niczego im nie brakuje, mogą zostać w domu), wszyscy są mile widziani. Ale coś jest od ciebie wymagane: pokuta, wezwanie do pokuty. I to jest właśnie dwuznaczność Fiducia Supplicans: nie chce się nazywać grzesznej natury. Tego też nie chce społeczność LGTBQ. Żąda się, aby nie oni, ale Kościół musiał się zmienić.

Każde błogosławieństwo jest przeznaczone dla grzeszników. Ale nie dla tych, którzy wierzą, że tak nie jest w ich przypadku. Ale wtedy po co w ogóle prosić o błogosławieństwo. Z definicji błogosławieństwo jest dla grzeszników, którzy uznają swoje wady i potrzebują Bożej pomocy, aby się poprawić. Deklaracja oferuje możliwość otrzymania błogosławieństwa, ale nie wspomina ani słowem o poprawie, a kapłan jest proszony o udzielenie błogosławieństwa na nieuporządkowany stan, który trwa. Nie jest to duszpasterskie ani miłosierne, ale raczej niemiłosierne. Zadaniem kapłana jest wskazanie na ich sytuację, jego zadaniem jest przybliżenie ludzi do Boga, a nie prowadzenie ich dalej w kierunku otchłani. Ponieważ to właśnie robisz. Udzielę błogosławieństwa każdemu, kto o nie poprosi. Ale pod żadnym pozorem nie udzielę błogosławieństwa grzesznej sytuacji. I nie ma to nic wspólnego z dyskryminacją. To samo dotyczy związku między mężczyzną a kobietą, w którym dochodzi do cudzołóstwa.

Ojcze Święty, proszę o jasność! Nikomu tym nie pomagasz! Nikomu!

+Robert Mutsaerts

biskup pomocniczy diecezji 's-Hertogenbosch


Źródło: https://www.lifesitenews.com/news/diabolical-ambiguity-dutch-bishop-pleads-for-clarity-from-francis-regarding-homosexual-blessings/

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.