_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

niedziela, 31 października 2021

Przetrwali doświadczenie komunizmu. Dzisiaj ostrzegają nas przed nadchodzącym nowym totalitaryzmem

 

Zdjęcie: Mallory Rentsch / Źródło Zdjęcia: WikiMedia Commons / Ciocan Ciprian / Marjan Blan / Unsplash

Rod Dreher od wielu lat walczy o prawdę. W najnowszej książce „Żyć bez kłamstwa” wsłuchuje się w głos byłych mieszkańców ateistycznych krajów bloku komunistycznego. Wszyscy z nich biją dziś na alarm – czujność zbyt wielu katolików i chrześcijan została uśpiona. W sercach wyznawców Chrystusa musi zapłonąć ogień. Musi powstać prawdziwy ruch oporu.

Czasem ktoś obcy, sięgający wzrokiem dalej i głębiej niż większość, ostrzega jakąś zbiorowość przed nadchodzącą klęską. Ludzie często nie wierzą prorokowi i ostatecznie płacą za swoją ślepotę. Ta historia mówi jednak o społeczności, która posłuchała ostrzeżeń proroka, zastosowała się do jego rad i była gotowa na nagłą zmianę sytuacji.

W 1943 roku chorwacki działacz antyfaszystowski, jezuita o. Tomislav Poglajen, unikając aresztowania przez gestapo, uciekł z rodzinnego kraju i dotarł na teren dawnej Czechosłowacji. Dla niepoznaki przybrał słowackie nazwisko matki – Kolaković – i został nauczycielem akademickim w Bratysławie, stolicy Słowacji, która była wówczas osobnym państwem i sojusznikiem Hitlera. Trzydziestosiedmioletni zakonnik z gęstą szopą przedwcześnie posi- wiałych włosów jeszcze w czasach przygotowania do kapłaństwa sporo czasu poświęcał studiom nad ZSRS. Był przekonany, że pokonanie hitlerowskiego totalitaryzmu będzie oznaczało wielki konflikt sowieckiego totalitaryzmu z liberalnym, demokratycznym Zachodem. Choć o. Kolaković dostrzegał zagrożenie dla chrześcijańskiego życia i świadectwa ze strony bogatego, materialistycznego Zachodu, o wiele bardziej obawiał się groźby komunizmu, w którym słusznie dopatrywał się ideologii imperialistycznej.

Kiedy o. Kolaković dotarł do Bratysławy, było już jasne, że Armia Czerwona pokona Niemców na Wschodzie. W rzeczywistości emigracyjny rząd czeski – reprezentujący także Słowaków, którzy nie uznawali pozornie niezależnego państwa słowackiego – zawarł ze Stalinem formal- ną umowę gwarantującą wolność ponownie zjednoczonej Czechosłowacji po rozgromieniu Niemców przez Armię Czerwoną.

Ojciec Kolaković, który znał sposób myślenia Sowietów, wiedział, że jest to oszustwo. Ostrzegł słowackich katolików, że po zakończeniu wojny w Czechosłowacji powstanie marionetkowy, prosowiecki rząd, sam zaś zaangażował się w przygotowanie ich na czas ucisku.

Brak gotowości słowackich chrześcijan


Ojciec Kolaković wiedział, że z powodu klerykalizmu i bierności tradycyjny słowacki katolicyzm nie wystarczy, by stawić czoła komunizmowi. Po pierwsze słusznie przewidywał, że komuniści będą próbowali kontrolować Kościół przez podporządkowanie sobie duchowieństwa. Po drugie rozumiał, że prześladowania czekające chrześcijan pod rządami komunizmu poddadzą ich wiarę najcięższej próbie. Charyzmatyczny duszpasterz nauczał, że tylko oddanie całego życia Chrystusowi uzdolni ich do przetrwania nadchodzących doświadczeń.

Oddaj się całkowicie Chrystusowi, przerzuć wszystkie swoje troski i pragnienia na Niego, bo On ma szerokie plecy, a staniesz się świadkiem cudów” – tak słowa księdza zapamiętał jeden z jego uczniów.

Całkowite oddanie się Chrystusowi nie było abstrakcją ani pobożnym życzeniem. Musiało być konkretnym działaniem i mieć wymiar wspólnotowy. Zniszczenia pierwszej wojny światowej otworzyły oczy młodych katolików na potrzebę nowej ewangelizacji. Belgijski ksiądz Josef Cardijn, którego ojciec zginął w kopalni, założył ruch świeckich mający na celu ewangelizację robotników. Była to Chrześcijańska Młodzież Robotnicza ( Jeunesse Ouvrière Chrétienne, w skrócie JOC), której członków nazywano „jocistami”. Zainspirowany ich przykładem o. Kolaković przeszczepił tę ideę na grunt Kościoła katolickiego w podporządkowanej Niemcom Słowacji. Tworzył małe komórki młodych wierzących katolików, którzy razem się modlili, uczyli i odpoczywali.

Ksiądz uchodźca uczył młodych słowackich katolików, że każdy musi odpowiadać przed Bogiem za swoje czyny. Wolność to odpowiedzialność, podkreślał; jest ona środkiem do tego, by żyć w prawdzie. Motto jocistów – „widzieć, oceniać, działać” stało się mottem „Rodziny” o. Kolakovicia.. „Widzieć” oznaczało być świadomym otaczającej rzeczywistości. „Oceniać” to starać się trzeźwo rozeznawać sens tej rzeczywistości w świetle znanych sobie prawd, a zwłaszcza nauczania chrześcijańskiego. Po wyciągnięciu wniosków należało „działać”, aby przeciwstawić się złu.

Vaclav Vaško, jeden z uczniów Kolakovicia, wspominał pod koniec życia, że duszpasterstwo chorwackiego jezuity pociągało tak wielu młodych katolików, bo pobudzało świeckich do życia i dawało im poczucie odpowiedzialności i przywództwa. Niezwykłe jest to, jak niemal od razu udało się Kolakoviciowi z najróżniejszych grup ludzi (duchownych, zakonników i świeckich różniących się wiekiem, wykształceniem i dojrzałością duchową) stworzyć wspólnotę zaufania i wzajemnej przyjaźni – pisał Vaško.

Grupy „Rodziny” z początku spotykały się na czytaniu Biblii i modlitwie, ale wkrótce zaczęły też słuchać wykładów o. Kolakovicia z filozofii, socjologii i innych dziedzin. Ojciec Kolaković instruował także swoich uczniów, jak działać w ukryciu i jak znosić przesłuchania, które – mówił – niechybnie nastąpią. „Rodzina” szybko rozprzestrzeniała się po całym kraju. „Pod koniec roku szkolnego 1944 – wspominał Vaško – trudno byłoby znaleźć w Bratysławie czy innych większych miastach uczelnię albo szkołę średnią, w której murach nie działały jeszcze nasze kręgi”.

WIĘCEJ W KSIĄŻCE „ŻYĆ BEZ KŁAMSTWA”

W 1946 roku władze czechosłowackie deportowały ich organizatora, o. Kolakovicia. Dwa lata później, tak jak on sam przepowiadał, komuniści całkowicie przejęli władzę. W ciągu kilku lat niemal wszyscy członkowie „Rodziny” trafili do więzienia, a czechosłowacki Kościół został brutalnie zmuszony do uległości. Ale w latach sześćdziesiątych, kiedy członkowie „Rodziny” odzyskali wolność, zaczęli praktykować to, czego nauczyli się od duchowego ojca. Dwaj najważniejsi pomocnicy o. Kolakovicia – Silvester Krčméry i ks. Vladimír Jukl – po cichu zakładali w całym kraju nowe kręgi chrześcijan i budowali podziemny Kościół.

Pod wodzą duchowych dzieci i wnuków zakonnika- -wizjonera podziemny Kościół stał się fundamentem słowackiej opozycji antykomunistycznej na kolejne czterdzieści lat. To oni w 1988 roku zorganizowali w Bratysławie publiczną demonstrację, domagając się wolności religijnej. „Świeczkowa manifestacja” była pierwszym masowym antypaństwowym protestem w Czechosłowacji. To ona zapoczątkowała aksamitną rewolucję, która rok później obaliła reżim komunistyczny. Mimo że słowaccy chrześcijanie byli jednymi z pierwszych prześladowanych w bloku sowieckim, Kościół katolicki w tym kraju przetrwał w podziemiu dzięki temu, że jeden człowiek przewidział nadchodzące wydarzenia i przygotował na nie swoich współbraci.

Nowy totalitaryzm

Skąd o. Kolaković wiedział, co czeka mieszkańców Europy Środkowej? Nie miał nadprzyrodzonych zdolności, a przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo. Wiemy natomiast, że wnikliwie badał sowiecki komunizm, przygotowując się do pracy misyjnej w Rosji, i rozumiał sposób myślenia i postępowania Sowietów. Potrafił odczytywać geopolityczne znaki czasu. Jako organizator katolickiego ruchu oporu wobec nazistowskiej wersji totalitaryzmu miał bezpośrednie doświadczenie podziemnej walki z nieludzką ideologią.

Dzisiaj ci, którzy przetrwali doświadczenie komunizmu, są na swój sposób naszymi Kolakoviciami, ostrzegającymi nas przed nadchodzącym totalitaryzmem – czyli formą władzy, która łączy w sobie polityczny autorytaryzm z ideologią dążącą do kontrolowania wszystkich aspektów życia. Nie będzie to totalitaryzm rodem z ZSRS. Nie zostanie wprowadzony przy użyciu twardych metod, takich jak zbrojna rewolucja, a do jego utrwalenia nie będzie potrzeba gułagów. Jego władza, przynajmniej początkowo, będzie przybierała łagodne formy. Ten totalitaryzm ma charakter terapeutyczny. Ukrywa nienawiść do tych, którzy nie zgadzają się z jego utopijną ideologią, pod pozorem niesienia pomocy i uzdrowienia.

Aby zrozumieć zagrożenie, jakie niesie totalitaryzm, trzeba umieć dostrzec, czym się on różni od zwykłego autorytaryzmu. Z autorytaryzmem mamy do czynienia wtedy, gdy państwo monopolizuje władzę polityczną. Jest to zwykła dyktatura – bez wątpienia zła, ale nie tak jak totalitaryzm. Hannah Arendt, najwybitniejsza teoretyk totalitaryzmu, określiła społeczeństwo totalitarne jako takie, w którym ideologia dąży do zastąpienia ogółu wcześniejszych tradycji i instytucji z zamiarem podporządkowania sobie wszystkich aspektów życia społecznego. Państwo totalitarne to takie, którego celem jest ni mniej, ni więcej, tylko definiowanie i kontrolowanie rzeczywistości. Prawdą jest to, co rząd uznaje za prawdę. Zdaniem Arendt wszędzie, gdzie totalitarne dążenia dochodziły do głosu, „zaczynały niszczyć istotę człowieka”.

Dążąc do przedefiniowania rzeczywistości, państwo totalitarne stara się kontrolować nie tylko ludzkie działania, ale także myśli i uczucia. Idealnym poddanym państwa totalitarnego jest ktoś, kto nauczył się kochać Wielkiego Brata.

W czasach sowieckich totalitaryzm domagał się miłości do Partii, a posłuszeństwo jej żądaniom było egzekwowane przez państwo. Dzisiejszy totalitaryzm wymaga wierności postępowym przekonaniom, z których wiele kłóci się z logiką – a już na pewno z chrześcijaństwem. Posłuszeństwo wymuszane jest nie tyle przez państwo, ile przez elity kształtujące opinię publiczną i przez prywatne korporacje, które dzięki zaawansowanej technologii kontrolują nasze życie bardziej, niż mielibyśmy ochotę przyznać.

Wielu współczesnych konserwatystów nie pojmuje skali tego zagrożenia i próbuje zredukować je do „poprawności politycznej” – lekceważącego określenia poprzedniego pokolenia na to, o czym dziś mówi się wokeness („bycie przebudzonym”). Poglądy osób takich jak pochodząca z ZSRS profesor łatwo zdeprecjonować jako histerię, jeśli uważa się, że dzisiejsza sytuacja nie odbiega zbytnio od lewicowej ekstrawagancji studentów z lat dziewięćdziesiątych. Standardową reakcją konserwatystów było wówczas pobłażanie. „Poczekajmy, aż zderzą się z rzeczywistością i będą musieli znaleźć pracę”.

No cóż, znaleźli ją – i wnieśli swoje studenckie przekonania do amerykańskich korporacji, do środowisk medycznych i prawniczych, do mediów, do szkół podstawowych i średnich oraz innych instytucji amerykańskiego życia. W ramach rewolucji kulturowej, która nasiliła się wiosną i latem 2020 roku, próbują zmienić cały kraj w „przebudzony” uniwersytecki kampus.

Już dziś w naszych społecznościach niszczy się firmy, kariery zawodowe i reputacje ludzi niezgadzających się ze światopoglądem partii „przebudzonych”. Usuwa się ich z przestrzeni publicznej, stygmatyzuje, wyklucza i demonizuje jako rasistów, seksistów, homofobów i tym podobnych. Oni zaś boją się sprzeciwić, bo są przekonani, że nikt nie stanie po ich stronie i nikt nie będzie ich bronił.

Rod Dreher

Fragment pochodzi z książki „Żyć bez kłamstwa. Jak wytrwać w chrześcijańskiej opozycji”, autorstwa Roda Drehera, wydawnictwo Esprit.

1 komentarze:

Poinformowany pisze...

Bardzo interesujący artykuł. Totalitaryzm opisany niemalże od początku do końca.
Pozostańcie z Bogiem.

Pozdrawiam

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.