_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

sobota, 31 października 2015

Prałat Bux o komunii na rękę


  1. W Kościele mamy sytuację braku reguł. Ksiądz idąc odprawić Mszę słyszy od proboszcza, zakrystianina itp.: "u nas to się robi tak". Wbrew OWMR-om itp
  2. W Kościele dominują tendencje od-środkowe. Anty-katolickie. Każdy region/diecezja/miasto po swojemu. Neo-gallikańskie.
Potrzeba osób odważnych. Ksiądz może się bać swojego biskupa, ale prawo pozwala księdzu odprawiać po staremu. Jasne, że jest w kościele skryte zastraszanie (una intimidazione sotterranea), zwykle marginalizuje, jeśli robisz pewne rzeczy. Odwaga potrzebna, by się temu nie poddać.

a) Należy mieć gotowe uzasadnienie dla tego, co się robi. Prawo. Uzasadnienie publikować słowem i piórem.
b) Działać zgodnie z normą prawa. Pisać do biskupa: w razie odmowy, odwołamy się do instancji wyższej. Uprzejmie, lecz twardo.

Przykład, Komunia na rękę. Nieraz księża i świeccy mówią: "Ale Jezus udzielał Komunii do ręki Apostołom. Mówił: bierzcie i jedzcie, bierzcie i pijcie."

Jedna odpowiedź może być taka: Słowo "brać" jest słowem ogólnym. Można się odwołać do łaciny lub greki, gdzie odpowiednie słowa też nie oznaczają brania ręką, ale otrzymywanie.
Włoski malarz, Tintoretto, na jednej ze swoich "Ostatnich wieczerzy" szczególnie widać, że Jezus bierze dwa kawałki konsekrowanego Chleba i kładzie do ust Apostołom. Czemu przedstawił coś takiego?

Na Wschodzie je się zasadniczo rękami. Najbardziej wykwintne potrawy podaje ten-kto-daje temu-kto-bierze do ust. Właśnie, żeby wskazać wykwintność portrawy (delicatezza dell'alimento).

To był przykład dawania uzasadnienia.

Jeszcze jest uzasadnienie mistyczne. (Na Wschodzie nie mówi się "ostatnia wieczerza", ale "Wieczerza mistyczna", w znaczeniu, że stało się tam coś wyjątkowego, tajemniczego.) Rzeczy tajemne mówi się wprost do ucha i daje się bezpośrednio do ust.

Argumentami można zbić zastrzeżenia.

Oprócz tego walczy się z tą sytuacją konkretnym działaniem - odprawiając w odpowiedni sposób.

Na koniec wspomnienie. Kilka lat temu kard. Caffarra zadzwonił do mnie i spytał: Chcę przywrócić Komunię do ust. Jak mam to zrobić? Jak zacząć? Wytoczą mi wojnę.

Poradziłem, by zaczął w swoim kościele katedralnym. By nie zgadzaał się na Komunię do ręki. To po pierwsze. A po drugie, w wielkich zgromadzeniach. Trzeba postępować stopniowo, by nie gorszyć masy wiernych. Tak postępując, da się przykład do naśladowania.

Kończąc. Kard. Sarah, nowy prefekt KKB, nie krył, że jednym z punktów, w których chce skorygować sposób odprawiania Mszy, jest komunia. Dać lepiej zrozumieć ważność komunii do ust.

Mówiłem mu, że trzeba dać przykład ekumeniczny: w Kościołach wschodnich nie ma zgody na Komunię do ręki. Powiedzmy więc: aby być zjednoczeni z chrześcijanami Wschodu, my również odzyskajmy tradycję Komunii do ust.

tłumaczenie: Paweł Pojawa

Źródło: http://gloria.tv/media/pyLxV9A8YjD

czwartek, 29 października 2015

bp. Bernard Fellay FSSPX: Deklaracja w związku z dokumentem końcowym synodu o rodzinie



Dokument końcowy drugiej sesji synodu poświęconego rodzinie, opublikowany 24 października 2015 r., miast przedstawiać konsensus ojców synodalnych okazał się wyrazem kompromisu między głęboko rozbieżnymi stanowiskami. Owszem, zawiera on przypomnienia doktrynalne na temat małżeństwa i rodziny katolickiej, dają się w nim jednak również zauważyć pożałowania godne niejasności oraz pominięcia, a zwłaszcza widoczne wyłomy w dyscyplinie kościelnej, poczynione w imię relatywistycznego miłosierdzia pastoralnego. Ogólnie rzecz biorąc tekst wywołuje wrażenie chaosu, który z pewnością zostanie wykorzystany przeciw stałemu nauczaniu Kościoła.

Dlatego też uważamy za rzecz konieczną potwierdzić prawdę otrzymaną od Chrystusa odnośnie do 1º roli papieża i biskupów oraz 2º rodziny i małżeństwa. Czynimy to w tym samym duchu, który pobudził nas do skierowania przed drugą sesją tegoż synodu prośby do papieża Franciszka.

1. Rola papieża i biskupów (1)

Jako synowie Kościoła katolickiego wierzymy, że biskup Rzymu, następca świętego Piotra, jest Wikariuszem Chrystusa, a jednocześnie zwierzchnikiem całego Kościoła. Właściwą dlań władzą jest jurysdykcja; w stosunku doń pasterze oraz wierni Kościołów partykularnych, odrębnie lub też wspólnie zgromadzeni, również w ramach soboru, synodu czy też konferencji episkopatów, są związani obowiązkiem hierarchicznej podległości oraz prawdziwego posłuszeństwa.

Bóg ustalił ten porządek, aby Kościół Chrystusowy – zachowując z biskupem Rzymu jedność łączności duchowej i wyznając tę samą wiarę – stanowił jedną owczarnię pod wodzą jednego pasterza. Święty Kościół Boży jest w sposób boski ustanowiony jako społeczność hierarchiczna, w której władza rządzenia wiernymi pochodzi od Boga, poprzez papieża i biskupów, którzy są mu poddani (2).

W chwili, gdy najwyższe Magisterium papieskie wyraziło autentyczne znaczenie prawdy objawionej, zarówno w kwestiach dogmatycznych, jak i dyscyplinarnych, nie leży w kompetencji niższych szczebli władzy i hierarchii kościelnej – takich jak konferencje episkopatu – dokonywanie w nim zmian.

Znaczenie świętych dogmatów, które ma być zachowane po wsze czasy, jest tym, które Magisterium papieża i biskupów wyłożyło raz na zawsze i od którego nigdy nie może odstąpić. Zatem duszpasterska troska Kościoła w swoim miłosierdziu winna zacząć od uleczenia nędzy ignorancji, pouczając dusze o prawdzie, która ich zbawia.

W hierarchii tak ustanowionej przez Boga, w sprawach wiary i nauczania prawdy objawione zostały powierzone apostołom i ich następcom, papieżowi oraz biskupom, jako boski depozyt, aby go wiernie strzegli i wykładali z powagą autorytetu. Depozyt ten jest zawarty, jako w swych źródłach, w księgach Pisma Świętego oraz w niepisanych tradycjach, które otrzymane przez apostołów od samego Chrystusa lub też przekazane jakby z ręki do ręki przez apostołów, podyktowane przez Ducha Świętego, dotarły do nas.

Kiedy Kościół nauczający ogłasza znaczenie tych prawd zawartych w Piśmie oraz w Tradycji, narzuca je wiernym z powagą autorytetu, aby wierzyli weń jako w rzeczy objawione przez Boga. Błędnym jest też twierdzenie, że rolą papieża i biskupów jest jedynie zatwierdzenie tego, co im podsuwa sensus fidei czy też wspólne doświadczenie Ludu Bożego.

Jak już to pisaliśmy w naszej usilnej prośbie do Ojca Świętego: „Nasze zaniepokojenie wynika stąd, że św. Pius X w encyklice Pascendi potępił takie właśnie dopasowywanie doktryny katolickiej do rzekomych potrzeb współczesności. Pius X i Wy, Ojcze Święty, otrzymaliście pełnię duchowej władzy nauczania, uświęcania i rządzenia w posłuszeństwie wobec Chrystusa, który jest Głową i Pasterzem trzody we wszystkich czasach oraz w każdym miejscu, a którego wiernym namiestnikiem na tej ziemi powinien być każdy papież. Przedmiot dogmatycznego potępienia nie może z biegiem czasu stać się dozwoloną praktyką duszpasterską”.

Z tego powodu abp Marcel Lefebvre w swej Deklaracji z 21 listopada 1974 r. napisał: „Żadna władza, nawet najwyższa w hierarchii, nie może nas zmusić do porzucenia lub umniejszenia wiary katolickiej, którą to Magisterium Kościoła jasno wykłada i wyznaje od ponad dziewiętnastu stuleci. Ale choćbyśmy my, albo anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty” (3).

2. Małżeństwo i rodzina katolicka

Co się tyczy małżeństwa, to Bóg zapewnił wzrost rodzaju ludzkiego ustanawiając małżeństwo, będące trwałym i dożywotnim związkiem jednego mężczyzny i jednej kobiety (4). Małżeństwo ochrzczonych jest sakramentem, gdyż Chrystus wyniósł je do tej godności; małżeństwo i rodzina są więc z ustanowienia boskiego i naturalnego.

Pierwszym celem małżeństwa jest spłodzenie i wychowanie potomstwa – żadna ludzka wola nie ma prawa ich wykluczyć poprzez czyny, które byłyby temu celowi przeciwne. Drugim celem małżeństwa jest wzajemna pomoc, jaką udzielają sobie małżonkowie, a także zaradzenie pożądliwości.

Chrystus ustanowił, że jedność małżeństwa będzie ostateczna, zarówno dla chrześcijan, jak i dla wszystkich ludzi. Jedność ta cieszy się taką nierozerwalnością, że węzeł małżeński nie może być rozwiązany ani za obopólną zgodą, ani z wyroku ludzkiego: „co więc Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza” (5). W przypadku małżeństwa sakramentalnego ochrzczonych jedność i nierozerwalność wynikają również z faktu, że jest ono znakiem jedności Chrystusa ze swą Oblubienicą.

Wszystko, co ludzie mogliby ustanowić lub uczynić wbrew jedności lub nierozerwalności małżeństwa, nie odpowiada w żadnej mierze ani temu, czego wymaga natura, ani dobru społeczności ludzkiej. Co więcej, na wiernych katolikach ciąży doniosły obowiązek nie poprzestawania wyłącznie na ślubie cywilnym i nie pomijania ślubu kościelnego, nakazanego przez Kościół.

Przyjęcie Eucharystii (czyli komunii sakramentalnej) wymaga stanu łaski uświęcającej i jedności z Chrystusem przez miłość Bożą (caritas); Eucharystia wzbogaca tę miłość i oznacza jednocześnie miłość Chrystusa do Kościoła, który jest z Nim zjednoczony jako Jego jedyna Oblubienica. Dlatego też ci, który świadomie, wbrew prawom Bożym i Kościoła, żyją w związkach pozamałżeńskich (konkubinatach) lub nawet cudzołożnych, dając zły przykład braku sprawiedliwości i miłości nie mogą być dopuszczeni do komunii eucharystycznej i są uznawani są grzeszników publicznych: „kto by opuszczoną żonę pojął, cudzołoży” (6).

Aby uzyskać odpuszczenie grzechów w ramach sakramentu pokuty, konieczne jest szczere postanowienie poprawy, dlatego też ci, którzy nie chcą porzucić życia w nieuregulowanych związkach, nie mogą otrzymać ważnego rozgrzeszenia (7).

Zgodnie z prawem naturalnym człowiek ma prawo do korzystania ze swej seksualności tylko w ramach prawowitego małżeństwa, zachowując granice ustalone przez moralność. Z tego też powodu homoseksualizm przeciwstawia się ustanowionemu przez Boga prawu naturalnemu. Związki pozamałżeńskie, konkubinaty, cudzołóstwa, także homoseksualne, oznaczają nieuporządkowanie przeciwne wymogom Bożego prawa naturalnego, są zatem grzechami; nie można dostrzec w nich jakiegokolwiek przejawu dobra moralnego, choćby umniejszonego.

Prawo naturalne nie zna wyjątków dla obecnych błędów i ludzkiego prawodawstwa przeciwnych świętości małżeństwa i czystości obyczajów, gdyż Bóg, w swej nieskończonej mądrości, inaczej niż ludzcy ustawodawcy, dając swoje prawo przewidział wszystkie przypadki i wszystkie okoliczności. Dlatego też nie można uznać tzw. moralności sytuacyjnej, w której chce się dostosować zasady postępowania wskazane przez prawo naturalne do zmiennych okoliczności różnych kultur. Rozwiązywanie problemów w zakresie moralności nie może być pozostawione jedynie sumieniom małżonków czy też duszpasterzy; prawo naturalne narzuca się sumieniu jako zasada postępowania.

Troska Dobrego Samarytanina wobec grzesznika objawia się w miłosierdziu, które nie paktuje z grzechem – podobnie jak lekarz, który chcąc skutecznie pomóc choremu odzyskać zdrowie nie paktuje z chorobą, lecz pomaga się jej pozbyć. Nie można zrezygnować z ewangelicznego nauczania w imię subiektywistycznego duszpasterstwa, które – choćby wciąż powoływało się na to nauczanie – znosiłoby je w zależności od okoliczności. Nie można udzielić biskupom władzy zawieszania nierozerwalności małżeństwa ad casum, nie prowadząc jednocześnie do zwietrzenia nauki Ewangelii i rozbicia autorytetu Kościoła. Gdyby przyjąć tę błędną perspektywę, to wówczas to, co jest głoszone jako doktryna mogłoby być zaprzeczone w duszpasterstwie i to, co jest zabronione de iure, mogłoby być dozwolone de facto.

W panującym obecnie krańcowym zamieszaniu papież winien – stosownie do swoich obowiązków i w ustanowionych przez Chrystusa granicach – jasno i stanowczo potwierdzić prawdę katolicką quod semper, quod ubique, quod ab omnibus (8) i zapobiec, aby ta powszechna prawda nie została w praktyce i w poszczególnych miejscach (9) zaprzeczona.

Wedle rady Chrystusa vigilate et orate modlimy się w intencji Ojca Świętego: oremus pro pontifice nostro Francisco, i pozostajemy czujni: non tradat eum in manus inimicorum eius (10), aby Bóg nie oddał go w moc nieprzyjaciół jego. Błagamy Maryję, Matkę Kościoła, aby wyjednała dla papieża łaski, które pozwolą mu być wiernym zarządcą dóbr Jej boskiego Syna.

Menzingen, 27 października 2015

+ Bernard Fellay
Przełożony generalny Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X


  1. Sobór Trydencki, 4 sesja; I Sobór Watykański, konstytucja Dei Filius; dekret Lamentabili, nr 6.
  2. Mt 16, 18–19; J 21, 15–17; konstytucja Pastor aeternus I Soboru Watykańskiego.
  3. Gal 1, 8.
  4. Rdz 2, 18–25.
  5. Mt 19, 6.
  6. Mt 19, 9.
  7. Leon XIII, Arcanum divinae sapientiae; Pius XI, Casti connubii.
  8. ‘W którą zawsze, wszędzie wszyscy (wierzyli)’, św. Wincenty z Lerynu, Commonitorium.
  9. To znaczy w poszczególnych państwach bądź diecezjach – przyp. tłum.
  10. Modlitwa pro summo Pontifice.
Źródło informacji: http://news.fsspx.pl

środa, 28 października 2015

The Vortex - Komunia na rękę



Michael Voris w programie "The Vortex" (ChurchMilitant.tv) tłumaczy dlaczego przyjmowanie komunii świętej na rękę NIE jest preferowaną metodą w Kościele. Aby włączyć polskie napisy, kliknij w ikonkę "Napisy".

Polskie wydanie bestsellerowej książki "Non e Francesco" już w księgarniach. Antonio Socci znów szokuje...


Antonio Socci

CZY TO NAPRAWDĘ FRANCISZEK?

KOŚCIÓŁ W CZASACH ZAMĘTU



Wydawnictwo FABER, Kraków 2015
ISBN: 978-83-7864-117-9
Format: 145X205 mm,  ss. 448, op. miękka, cena 29,90 zł
Można zamawiać dzwoniąc pod nr. tel. 12 2920442 
(Dystrybucja Książek, ul. Swoboda 4, 30-332 Kraków).

Antonio Socci znów szokuje pasjonującą książką. Ukazuje prawdziwą burzę w Kościele, w której centrum znajduje się postać obecnego papieża — Franciszka. Kontrowersyjne tezy dotyczące abdykacji Benedykta XVI, kwestionujące poprawność wyboru Franciszka, wspierane są przez zestawienie faktów i wypowiedzi ukazujących niezwykle dramatyczną sytuację współczesnego Kościoła. Z wielką troską i zaangażowaniem autor ukazuje Kościół w sytuacji zagrożenia, w chwili, jak się wydaje, wielkiego przełomu, momencie, który może zadecydować o dalszych losach Kościoła, człowieka i świata.

— Co dzieje się z Kościołem w sytuacji, jaka nigdy wcześniej w historii nie miała miejsca?
— Czy Benedykt XVI przestał być papieżem?
— Czy wybór Franciszka został przeprowadzony właściwie?
— Czy stoimy w obliczu rewolucji, która zmieni nauczanie i praktykę Kościoła? Co to oznacza dla wierzących i całego świata?
— Czy na naszych oczach spełniają się proroctwa z Fatimy i dramatyczne wizje bł. Anny Katarzyny Emmerich oraz papieża Leona XIII?

Wszystkie te kwestie porusza Antonio Socci z właściwą sobie szczerością i bezkompromisowością, rzucając światło na niezwykłe i dramatyczne czasy, w jakich przyszło nam żyć.

Romano Amerio: Kryzys kapłaństwa po Soborze Watykańskim II



Sekularyzacja*) kapłanów

Papież Paweł VI nie był skory do okazywania zatroskania z powodu niepokojących wydarzeń, dręczących Kościół, ale jego dobra mina niewiele mogła pomóc w obliczu sekularyzacji kapłanów, dokonujących się w Kościele na wielką skalę[1]. Papież poruszył tę trudną i bolesną sprawę w dwóch mowach. W Wielką Sobotę 1971 r., wspominając paschalny dramat Boga-Człowieka, opuszczonego przez uczniów i zdradzonego przez przyjaciół, Papież wskazał na analogię pomiędzy czynem Judasza a apostazją kapłanów. Już na początku przemówienia powiedział, że „należy odróżniać poszczególne przypadki, należy [starać się] zrozumieć, współczuć, wybaczyć, zachować cierpliwość, a zawsze należy kochać”. Następnie jednak określił tych, którzy porzucili stan duchowny lub wręcz odpadli od Kościoła jako „nieszczęśników lub dezerterów”, mówił o „zasadniczo ziemskich pobudkach”, które nimi powodowały i ubolewał nad moralną miernością, która uważa za naturalne i logiczne zerwanie obietnicy, złożonej po długim namyśle”[2]. Serce Papieża jest zatroskane dowodami i, nie będąc w stanie nie dostrzegać winy w akcie apostazji zmniejsza ją niejako, używając wyrażenia „nieszczęśnicy lub dezerterzy”. Ale dezercja nic jest alternatywą dla nieszczęścia: ci. którzy odeszli, są nieszczęśliwi właśnie dlatego, że odeszli.

Przemawiając do duchowieństwa rzymskiego w lutym 1978 r. o przypadkach, sekularyzacji wśród kleru, Papież powiedział: „Jesteśmy przygnębieni statystykami, zaniepokojeni kazuistyką, powody istotnie wymagają pełnego czci współczucia, ale [zsekularyzowani księża] przysporzyli nam wiele bólu. Zdumiewa nas doprawdy żałosny rodzaj siły, jaki słabi [ludzie] znaleźli w niedotrzymywaniu swego zobowiązania”. Papież mówił o manii laicyzacji”, która „odmieniła tradycyjny obraz kapłaństwa” i nieoczekiwanie „usunęła z serc niektórych ludzi święty szacunek, należny im samym”[3].

Papieska konsternacja wynikała częściowo ze skali zjawiska, częściowo zaś ze stopnia zepsucia, na jakie ono wskazuje.

Problem nie polega jednak na tym że księża zachowali się źle, łamiąc przyrzeczenie zachowania celibatu, ponieważ takie rzeczy zdarzały się już wcześniej, a księża. którzy się tego dopuszczali, nie stawali się apostatami; chodzi raczej o nowy rodzaj zepsucia, polegającego na odmowie uznania natury swych czynów i niedorzecznej próbie przekształcenia kapłana w osobę świecką.

Analizując statystyki należy pamiętać, że sakramentalny charakter kapłaństwa nie może zostać utracony; pokazują więc one jedynie liczbę mężczyzn, którzy przestali pełnić swe funkcje kapłańskie na jeden z dwóch sposobów: albo otrzymawszy dyspensę ze Stolicy Świętej, albo na skutek arbitralnego i jednostronnego zerwania [z Kościołem]. Ów drugi sposób nie jest czymś nowym w historii Kościoła, Podczas rewolucji we Francji 24.000 księży spośród 29.000, którzy złożyli przysięgę na cywilną konstytucję kleru, stało się apostatami, podobnie jak 21 biskupów (na 83 biskupów „konstytucyjnych”) z których dziesięciu wstąpiło później w związek małżeński[4]. Za pontyfikatu św. Piusa X pewna liczba księży zrzuciła sutanny z powodu trudności w wierze albo dążenia do niezależności. Aż do czasów Vaticanum II były to jednak przypadki odosobnione, z których każdy wzbudzał zainteresowanie lub skandal, a zeświecczony ksiądz stawał się tematem powieści.

Nowością w sekularyzacji księży w Kościele posoborowym jest nie tyle ich olbrzymia liczba, co legalizacja przez Stolicę Świętą poprzez szerokie stosowanie dyspens pro gratia[5]. Zakazują one kapłanom pełnienia posług duszpasterskich i redukują ich do pozycji ludzi świeckich, powodując, że ich niezacieralne znamię kapłańskie staje się otamowane i pozbawione znaczenia. W przeszłości faktycznie niekiedy przenoszono księdza do stanu świeckiego za karę, ale jeszcze rzadziej zdarzały się wypadki laicyzacji z powodu braku należnej intencji, przypadku podobnego do wadliwej zgody w małżeństwie. Oprócz czasów rewolucji we Francji, apostazja biskupów była czymś wyjątkowym w [nowożytnej] historii Kościoła. Najsłynniejsze przypadki to apostazja Vergerio, biskupa Capo d’Istria w czasach Soboru Trydenckiego; de Dominis, arcybiskupa Spalato w czasach Pawła V, Seldnizky’ego, biskupa Wrocławia w czasach Grzegorza XVI i, ponad sto lat później, msgr. Mariana Radavero, sufragana Limy, jednego z Ojców Soboru Watykańskiego II[6].

Kanoniczna legalizacja sekularyzacji

Jak już powiedziano, to właśnie zmiana w sposobie, w jaki Kościół traktował i oceniał sekularyzację kapłanów, jest tutaj czymś nowym, nie zaś nieproporcjonalnie duże – w porównaniu z okresem przedsoborowym – liczby[7]. Najnowsze dzieje nie zawierają niczego, czego by już nie było w przeszłości, przynajmniej jeśli chodzi o wydarzenia: to dlatego starożytny autor mógł powiedzieć „Nihil est iam factum quod non factum sit prius”[8]. Istotnym i nowym elementem jest osąd moralny, i to właśnie on wskazuje rzeczywisty kierunek zmian.

Papież mógł być skonsternowany liczbą sekularyzacji, niemniej jednak praktyka udzielania dyspens, długo nieznana, stała się zwyczajem, a to zmieniło moralną i prawną ocenę opuszczenia kapłaństwa, pozbawiając ten akt znamienia odstępstwa, jaki niegdyś posiadał. Leciwy urzędnik kurii rzymskiej, którego zadaniem było dopilnowywanie przestrzegania procedur, powiedział mi, że przeniesienia do stanu świeckiego, których tysiące miało miejsce w latach 1964-1978, były tak niezwyczajne, że wiele osób, nawet spośród duchowieństwa, nie zdawało sobie sprawy, że taka procedura kanoniczna w ogóle istnieje. Na podstawie danych opublikowanych przez Sekretariat Stanu w Tabularum statisticarum collectio z 1969 r. oraz w Annuarium statisticum Ecclesiae z 1976 r., że w całym świecie podczas tych siedmiu lat liczba księży zmniejszyła się z 413.000 do 343.000, a zakonników i zakonnic z 208.000 do 165.000. Edycja Annuarium statisticum z 1978 r. ujawnia, że liczba sekularyzacji w 1973 r. wnosiła 3.690, a w 1978 r. – 2.037. Udzielanie dyspens zostało wstrzymane prawie całkowicie w październiku 1978 r. na zarządzenie Jana Pawła II[9]. Chociaż sekularyzacje uszczupliły szeregi duchowieństwa, ich prawdziwe znaczenie polega na tym, że zostały one usankcjonowane poprzez udzielanie dyspens na tak olbrzymią skalę. Prawo kanoniczne określało[10], że przez przeniesienie do stanu świeckiego kapłan traci urzędy kościelne, beneficja i przywileje, ale nadal zobowiązany jest do zachowywania celibatu. Zwolnieni z tego obowiązku mogli być tylko ci duchowni, o których święceniach można było dowieść, że są wadliwe z powodu braku intencji[11]. Wydawałoby się, że w ostatnich rozporządzeniach prawnych Stolicy Apostolskiej braku rozeznania celu nie ocenia się już pod kątem dyspozycji przyjmującego sakrament kapłaństwa podczas samego obrzędu, ale przez następujące później doświadczenie nieprzydatności albo moralnej niewygody podczas pełnienia obowiązków duszpasterskich. Jest to to samo kryterium, które trybunały diecezjalne w USA starały się wprowadzić do procedury anulacji małżeństw, a które papież Paweł VI skrytykował i odrzucił w 1977 r. Kryterium to powoduje, że sam fakt, iż jakiś kapłan poprosił w którymkolwiek momencie o zgodę na swoją laicyzację, staje się dowodem, że w chwili święceń był niedojrzały i niezdolny do posiadania ważnej intencji. Ignorowana jest również możliwość, że odpowiednia intencja mogła przyjść później, a za nią konwalidacja, która uniemożliwiałaby udzielenia dyspensy w oparciu o kanon 214. Amerykańskie trybunały w zawoalowany sposób zaprzeczają ważności każdego indywidualnego aktu moralnego oraz milcząco przyjmują zasadę totalności: każdy pojedynczy akt moralny pozbawiony zostaje znaczenia, zatem nabiera go dopiero ich suma. Być może podstawowym powodem spadku powołań kapłańskich, który towarzyszył wzrastającej liczbie sekularyzacji, było zdeprecjonowanie wagi podejmowanych zobowiązań, odzierające kapłaństwo z nimbu radykalności i trwałości, które przemawiają do najszlachetniejszych stron natury ludzkiej. Jest z pewnością prawdą, że – jak powiedział Jan Paweł II – owe sekularyzacje są „anty symbolem, anty zachętą, stając się jedną z przyczyn rozczarowania po Soborze”[12].

Kryzys w szeregach duchowieństwa był wyjaśniany przez odniesienia do czynników socjologicznych i psycholo­gicznych, które nie są prawdziwymi powodami, natomiast czynnik moralny został zignorowany. Początki zjawiska są zasadniczo duchowe i działają na dwóch poziomach: po pierwsze, na poziomie czysto religijnym, jest to zubożałe rozumienie wolności zgodnie, z którym człowiek jest niezdolny do połączenia absolutnego aktu wolnej woli z czymś, co jest samo w sobie absolutne, ale jego wolna wola, przeciwnie, uprawnia do rozwiązywania jakichkolwiek istniejących więzów. Istnieje tu oczywista analogia z rozwodem: jest on również oparty na idei, że jest niemożliwe, aby wola człowieka mogła związać się bezwarunkowo; innymi słowy na zaprzeczeniu czegokolwiek bezwarunkowego. Po drugie, poza niemożnością zrozumienia, że wolność jest zdolnością do nadania absolutnego charakteru możli­wości własnego wyboru, a przez to nadaniu trwałej spójności własnemu życiu, istnieje jeszcze na poziomie nadnaturalnym – wątpliwość co do istnienia absolutu, któremu kapłan poświęca swoje życie, i któremu w ogóle nie można poświęcić się autentycznie, jeśli nie jest on absolutem de iure. Wątpiący mógłby sam albo z pomocą przekonać się, że błądzi – zamiast tego jest utwierdzany w błędzie przez dyspensę, udzielaną przez władzę zwierzchnią. Istnieje zatem błędne koło: wydaje się, że wolności nie ma tam, gdzie mówi się o absolucie, kiedy w istocie absolut jest właśnie tym, co jest potrzebne do osiągnięcia dojrzałej wolności. Udzielanie dyspens i porzucenie zobowiązań było samo w sobie zgorszeniem oraz znakiem moralnej słabości i ograniczonego poczucia wartości człowieka per se, jak również powodem zgorszenia, kiedy porówna się sytuację świeckich, powiązanych nierozwiązywalnym węzłem małżeńskim. Udzielanie dyspens zostało wstrzymane przez Jana Pawła II. 14 października 1980 r. Kongregacja Nauki Wiary promulgowała dokument, ustanawiający bardzo ścisłe zasady, redukujące powody uzyskania do dwóch i tylko wadliwa intencja przy święceniach oraz błąd przełożonego, zezwalającego na wyświęcenie[13].

Próby reformy katolickiego kapłaństwa

Liczne propozycje reformy kapłaństwa, o których teraz trąbi gigantyczny megafon opinii publicznej, nie mają najmniejszego pozoru nowości, jako że nieustannie pojawiały się w historii Kościoła. Były wysuwane zazwyczaj w duchu nieortodoksji, tak jak robili to katarzy, husyci i Luter, ale czasem również jako niewinna aberracja, jak to miało miejsce w przypadku sławnego Anioła kard. Mai, lepszego filologa niż teologa[14], który zapragnął, aby każdy kapłan miał prawo prosić o zwolnienie ze święceń w dowolnym momencie. Powody leżące za propozycjami reformy kapłaństwa mogą zostać sprowadzone do zaprzeczenia istocie [kapłaństwa], tzn. stałej naturze rzeczy, oraz do pragnienia przekroczenia barier, które tę istotę określają (...).

Można czasem usłyszeć narzekanie, że kapłani zmuszeni są do podporządkowywania się (swoim przełożonym – przyp. R J.), nie ponosząc pełnej odpowiedzialności za to, co robią, któremu towarzyszy naleganie, aby pozwolić im „na przywrócenie prawa do kontrolowania własnego życia”, zezwalając im na zawieranie małżeństw, pracę w fabrykach, wydawanie książek i wygłaszanie własnych opinii[15]. To ostatnie żądanie jest wzięte z sufitu, jako że katoliccy duchowni nigdy nie mogli wypowiadać się pełniej, łatwiej i głośniej, niż mogą to czynić obecnie. Księża mogą wydawać książki bez zezwolenia swoich biskupów, publikować oświadczenia, uczestniczyć w protestach, występować w radio i telewizji, demonstrować publicznie w proteście przeciwko dekretom papieskim, spotykać się z niekatolikami i brać pełny udział w ich zebraniach. Rozluźnienie dyscypliny kościelnej stało się nagle faktem wszechobecnym i mającym niebagatelne konsekwencje. W rzeczy samej, pod przykrywką autorytetu płynącego ze święceń wielu księży poczęło głosić swoje własne, ulotne opinie tak, jakby były one przesłaniem z Ewangelii i nauczaniem Kościoła; innymi słowy głosili samych siebie. Robiąc tak, popełniali typowe, znane z historii Kościoła nadużycie, które niegdyś wypływało z pomieszania polityki z religią, ale obecnie pochodzi z odstępstwa od doktryny katolickiej i prowadzi do zmiany rozumienia dogmatów i przekształcenia struktury Kościoła. Księża ci korzystają zatem nie tylko z autorytetu, jaki posiadają na podstawie swoich święceń kapłańskich, ale również z autorytetu w istocie znacznie większego, ponieważ w sposób nieuprawniony nadają własnym opiniom autorytet Kościoła.

Żądanie, aby księża mogli mieć większe prawo do „kontrolowania swego życia” (a kto tak naprawdę jest w stanie je kontrolować?) sugeruje osłabienie wiary, a także niepełne rozumienie godności kapłaństwa, która może zostać pojęta tylko poprzez wiarę. W jaki sposób ktoś, kto posiada władzę przekształcania chleba w Ciało naszego Pana oraz władzę odpuszczania grzechów, a zatem przekształcania serc ludzkich, może czuć się gorszy i pozbawiony odpowiedzialności inaczej, niż w rezultacie zaćmienia umysłu i osłabienia wiary? To poczucie niższości bierze się z faktu, że kapłan zapomniał o prawdziwym celu kapłaństwa, którym jest pośredniczenie między ludźmi a Bogiem, oraz że traktuje swój stan kapłański jak każdy inny, tj. jako drogę do osiągnięcia samorealizacji i pozycji w świecie.

Krytyka krytyki kapłaństwa katolickiego. Don Mazzolari

Twierdzi się, że księża cierpią, ponieważ znajdują się w obojętnym albo wręcz wrogim im świecie, który nie chce tego, czego chcą oni, i który mija ich obojętnie. Słowa psalmisty, którymi otwarto Sobór Watykański I, nie odnoszą się już do dzisiejszych kapłanów: „Euntes ibant et flebant mittentes semina sua, venientes autem venient cum exsultatione portantes manipulos suos”[16]. Dzisiejsi księża płaczą zarówno siejąc ziarno, jak i powracając, bowiem brak im snopków, którymi mogliby uweselić swe serca. Z pewnością znajdują się oni w trudnej sytuacji, ale ta trudność jest nieodłącznym i zasadniczym elementem ich stanu; Apostołowie nie mieli łatwiejszej sytuacji, ani też nikt im nie obiecywał, że będzie im łatwiej. Jest rzeczą szczególnie absurdalną narzekać najpierw na alienację kapłanów ze społeczeństwa, a następnie oskarżać poprzednie stulecia o tryumfalizm, ponieważ wówczas nie było takiej alienacji, gdyż antagonizm pomiędzy kapłanami a społeczeństwem był włączony w struktury integralnego christianitas.

Don Mazzolari zauważył, że kapłan cierpi z powodu konieczności głoszenia nauki, która stawia przed nim wyższe wymagania niż te, które on sam spełnia, przez co sam potępia własne życie. Jednak każdy człowiek jest grzeszny i wielokrotnie łamie nakazy prawa moralnego oraz Ewangelii; sprzeczność nie jest ograniczona do samych tylko kapłanów. Aby zdać sobie sprawę, że nikt nie jest w stanie nauczać prawd moralnych we własnym imieniu, trzeba sobie przypomnieć różnicę pomiędzy porządkiem nadprzyrodzonym a naturalnym, niezbędną dla istnienia moralnego wymogu, gdyż ów wymóg wynika z próby pogodzenia tych dwóch porządków; niczyje cnoty nie dorównują głoszonemu ideałowi. Oparcie nauczania na czymkolwiek innym niż prawda tego, co jest nauczane, oznaczałoby określenie wartości nauki na podstawie moralnej wartości kaznodziei, jak głosiła herezja husytów. Nauczanie stałoby się w ten sposób niemożliwe: gdyby tym co daje kapłanowi prawo nauczania, było spełnienie przezeń moralnych wymogów, które sam głosi, nawet najbardziej świątobliwy ksiądz musiałby się powstrzymać od wyjścia na ambonę. Jest jednak ,,konieczne, aby wielu księży, aby wszyscy księża nauczali moralności doskonalszej, niż sami zachowują. Stan duchowny (...) obejmuje słabych ludzi, którzy czasem ulegają swym namiętnościom, chociaż nauczają surowego i doskonałego wychowania. Nikt nie może oskarżyć ich o hipokryzję, ponieważ przemawiają oni z upoważnienia [Kościoła] i przemawiają z przekonaniem, wyznając nie wprost, a czasem również wprost, że wiele brakuje im do tej doskonałości, którą głoszą(…). Niestety, czasami zdarza się, że poziom wymagań zostaje dostosowany do ludzkiej ułomności (...) jednak bez duchowieństwa stałoby się to regułą”[17]. Niedoskonałość kapłana wynika z ułomności natury ludzkiej, podobnie jak w przypadku wszystkich ludzi. Wniosek, jaki z tego wypływa, brzmi: trzeba mieć pokorę, a zniknie cierpienie, którego źródłem jest pycha.

Tak więc przymioty ludzkie, które posiada każdy kapłan, nie znikają tylko dlatego, że jest kapłanem, ponieważ wypełnienie obowiązków płynących z przynależności do stanu duchownego przynosi okazje do nieograniczonego wykorzystania wszystkich talentów, zapału i zdolności, jakie ktoś posiada – okazje do osiągnięcia doskonałości wszelkimi możliwymi sposobami. Czyż historia Kościoła nie jest pełna wzniosłych idei, dzieł miłosierdzia i rozmaitych szkół, które dawały ludziom szerokie pole do rozwijania własnych potencjałów, nawet jeśli nie wolno im było nauczać od siebie? Gdzie, poza Kościołem, można znaleźć tyle nazwisk, którymi nazwano całe zgromadzenia, mające wspólne przekonania, cele i dzieła, którymi się zajmują?

Kapłaństwo uniwersalne i sakramentalne

Podstawowy błąd, jaki popełniają krytycy sakramentalnego kapłaństwa w Kościele, które jest prawdziwą formą kapłaństwa jako takiego, polega na nierozpoznaniu istoty, czy, innymi słowy, stałej natury rzeczy i redukowaniu jej do poziomu ludzkiego i funkcjonalnego. Nauka katolicka widzi zasadniczą, a nie tylko funkcjonalną różnicę pomiędzy człowiekiem świeckim a kapłanem: różnicę ontologiczną, związaną z charakterem, wyciśniętym na duszy przez sakrament kapłaństwa. „Nowa teologia” przywraca do życia stare herezje, które kiedyś spowodowały odrzucenie przez Lutra nauki o kapłaństwie, i zaciera różnicę pomiędzy powszechnym kapłaństwem wszystkich ochrzczonych a kapłaństwem sakramentalnym, właściwym jedynie duchownym. Poprzez chrzest człowiek zostaje przyłączony do Mistycznego Ciała Chrystusa oraz włączony w oddawanie czci Bogu poprzez udział w kapłaństwie Zbawiciela, jedynego człowieka, który złożył Bogu należną Mu ofiarę w najdoskonalszy sposób. Oprócz charakteru, wyciśniętego przez chrzest, kapłan otrzymuje kolejne znamię, które jest pewnego rodzaju wzmocnieniem tego pierwszego.

Dzięki swoim święceniom kapłan jest w stanie działać in persona Christi[18], czego nie mogą ludzie świeccy. Najważniejszymi spośród tych działań jest przemiana chleba w Ciało Pana Jezusa – oraz odpuszczanie grzechów. Teologiczni innowatorzy starają się „rozpuścić" drugi rodzaj kapłaństwa w pierwszym, zrównując duchownych z wszystkimi chrześcijanami. Utrzymują, że duchowny pełni specjalną funkcję w kształtowaniu oblicza Kościoła, podobnie jak wszyscy wierni: owa funkcja jest mu nadana przez społeczność i nie stwarza żadnej ontologicznej różnicy w stosunku do świeckich, zatem „kapłaństwo nie powinno być uważane za coś lepszego”[19], gdyż „wartość kapłana polega na tym, że został ochrzczony podobnie jak inni chrześcijanie”[20]. Istnienie różnicy pomiędzy istotami, czy też naturami, zostaje zatem zaprzeczone poprzez odrzucenie kapłaństwa sakramentalnego, co w konsekwencji redukuje zróżnicowaną i organiczną strukturę Kościoła do czegoś bezkształtnego i homogenicznego[21].

Powyższe tezy zostały klarownie przedstawione w książce R. S. Bunnika, będącej dobrym przykładem sposobu myślenia dominującego w Kościele holenderskim i jego instytucjach kształcenia teologicznego[22]. „Uniwersalne kapłaństwo należy postrzegać jako podstawową cechę Ludu Bożego, podczas gdy konkretny urząd jest tylko kategorią funkcjonalną” i „socjologiczną koniecznością, wypływającą oddolnie”. Od twierdzenia, że kapłaństwo powszechne jest podstawą kapłaństwa indywidualnego (co jest prawdą, jako że wyświęcony może zostać tylko ten, kto został ochrzczony), holenderski teolog przechodzi do zaprzeczenia, że sakrament święceń nadaje kapłanowi nową jakość, umożliwiającą mu dokonywanie czynów, które byłyby niemożliwe do dokonania przez człowieka tylko ochrzczonego; chociaż chrzest umożliwia pewne czyny, daje tylko bierną zdolność do innych, to znaczy na przykład do przyjmowania Komunii św. czy święceń kapłańskich. Wspomniany wyżej paralogizm, dotyczący kapłaństwa, idzie w parze z innym, dotyczącym miejsca Kościoła w świecie. Bunnik twierdzi, że „soborowy Kościół stopniowo odkrywa, że w ostatecznej analizie Kościół i świat tworzą jedną i tę samą boską rzeczywistość”. A zatem na tura rzeczy zostaje najpierw zaciemniona, a potem pomieszana; kapłaństwo sakramentalne zostaje pomylone z kapłaństwem wypływającym z chrztu, a nadprzyrodzona, teandryczna (‘Bogo-ludzka’, przyp. P. J.) natura Kościoła – z ludzkością traktowaną jako niezróżnicowany zbiór jednostek.

Krytyka stwierdzenia,że „ksiądz jest takim samym człowiekiem, jak wszyscy inni”

To teologicznie wieloznaczne twierdzenie zostało powszechnie zaakceptowane i częściowo spowodowało, częściowo zaś samo jest spowodowane szerokim rozpowszechnieniem opinii pewnych autorów. Idea, że kapłan „jest człowiekiem takim samym, jak wszyscy” jest fałszywa i powierzchowna zarówno w sensie teologicznym, jak i hi­storycznym. Teologicznym, ponieważ jest sprzeczna z doktryną o sakramencie święceń który jedni chrześcijanie otrzymują, a inni nie, i przez który ci, którzy go otrzymali, stają się inni ontologicznie, a zatem i praktycznie. Historycznym, ponieważ w społeczeństwie ludzie nie są sobie równi, za wyjątkiem swej istotnej natury, traktowanej w oderwaniu od konkretnych okoliczności, które dyferencjują te natury. Głoszenie, że kapłan jest człowiekiem takim jak ci, którzy nie są kapłanami, jest bardziej fałszywe nawet od twierdzenia, że lekarz jest człowiekiem takim samym jak ci, którzy nie są lekarzami. Nie, kapłan nie jest człowiekiem takim jak wszyscy inni – jest człowiekiem, który jest kapłanem. Nie wszyscy ludzie są kapłanami, podobnie jak nie wszyscy ludzie są lekarzami. Obserwacja ludzkiego zachowania wystarcza do wykazania, że wszyscy potrafią odróżnić lekarza od nie–lekarza, a kapłana od nie kapłana. W niektórych nagłych wypadkach wzywa się lekarza, w innych – księdza. Innowatorzy skupili uwagę na abstrakcyjnej identyczności natury ludzkiej i odrzucają specjalny, ponadnaturalny charakter, jaki kapłaństwo nadaje człowiekowi, dzięki któremu kapłan jest kimś wyjątkowym: „Segregate mihi Saulum et Barnabam”[23].

Ze wspomnianego wyżej błędu wypływają oczywiste praktyczne konsekwencje. Współczesny kapłan powinien pracować, ponieważ może się zrealizować tylko poprzez pracę, i tylko poprzez pracę – może odkryć zwyczajne ludzkie życie, które jest spełnieniem Bożych zamiarów wobec świata. Praca jest więc traktowana albo jako cel człowieka, albo jako warunek sine qua non osiągnięcia tego celu, a kontemplacja i cierpienie nie są cenione tak, jak produktywność. Będąc człowiekiem takim jak inni kapłan zażąda dla siebie prawa do małżeństwa, do ubierania się według własnego gustu, do aktywnego udziału w życiu społecznym i politycznym, a zatem także prawa do przyłączenia się do ruchów rewolucyjnych, które traktują bliźnich jako przeciwników, z którymi trzeba walczyć.

Zarzut, że księża są „odseparowani” od świata, jest bezpodstawny. Po pierwsze, ponieważ są oni wyróżnieni, podobnie jak Pan Jezus wyróżnił swoich apostołów, właśnie po to, aby ich wysłać w świat. Dla przeciętnego człowieka aż do niedawna było całkowicie zrozumiałe, co święcenia kapłańskie dodawały tym „wyróżnionym”; potwierdzają to różne ludowe powiedzonka i przysłowia. Te porzekadła rozróżniały pomiędzy człowiekiem a jego charakterem kapłańskim i unikały obrazy kapłaństwa, nawet jeśli same w sobie obrażały konkretnego człowieka. Oddzielały duchownego jako człowieka od jego sukni duchownej, traktowanej jako znak kapłaństwa, i od tego, „czym szafuje”, to znaczy od sacrum.

Po drugie, historycznie rzecz biorąc, nie ma żadnych dowodów na potwierdzenie tej tezy, jakoby duchowni byli odcięci od świata w takim sensie, jak to utrzymują innowatorzy. Zarówno duchowni świeccy (diecezjalni), jak i zakonni żyją w świecie, chociaż są od niego oddzieleni Najlepszym dowodem na to, że oddzielenie kapłanów nie wyłącza ich jednak ze świata jest fakt, że to właśnie kler zakonny, bardziej odseparowany, zamknięty w klasztorach, wywarł na otaczający go świat nie tylko najpotężniejszy wpływ duchowy, ale również społeczny!

To kler zakonny kształtował przez stulecia naszą cywilizację, a nawet wręcz dał jej początek, ponieważ to właśnie on stworzył wzorce kultury i życia społecznego – od rolnictwa po poezję, od architektury do filozofii, od muzyki po teolo­gię. Mówiąc obrazowo, to właśnie kapłani są drożdżami, które powodują wzrost ciasta, ale sami nie stają się ciastem.

Prezentowany artykuł jest VII rozdziałem pracy prof. Romano Amerio pt. Iota Unum, wnikliwie opisującej zmiany posoborowe. Z wydania angielskiego tłumaczył Przemysław Jackowski.

* Sekularyzacja – kanoniczne przeniesienie kapłana do stanu świeckiego (przyp. red. Zawsze Wierni).

Przypisy:
  1. Annuarium statisticum z roku 1980 odnotowało zatrzymanie spadku liczby księży, a nawet pierwsze oznaki poprawy. Procentowy udział nowo wyświęconych księży wzrósł z 1.40 do 1.41; liczba sekularyzacji spadła o połowę. Całkowita liczebność księży katolickich spadła jednak w ciągu tego roku o 0.6%. Zmniejsza się liczba zakonników i – zwłaszcza – zakonnic (tych ostatnich jest mniej o 1.4%, w poprzednim roku cyfra ta wynosiła 1.1%). Ogólnie rzecz biorąc liczba księży maleje w Europie, ale wzrasta w Afryce. Za: „L’Osservatore Romano” z 28 maja 1982 r.
  2. „L’Osservatore Romano” z 10 kwietnia 1971 r.
  3. „L’Osservatore Romano” z 11 lutego 1978 r.
  4. P. Christophe, Les choix du clergé dans les Révolutions de 1789, 1830 et 1848, Lille 1975, t. 1, s. 150.
  5. Łac. „jako łaska”, tzn. bez poważnych powodów.
  6. „L’Osservatore Romano” z 23 marca 1969 r.
  7. Kolejną nowinką jest przyłączenie się do ruchu przeciwko bezżeństwu księży członków hierarchii kościelnej. Przykładowo kard. Leger stwierdził: „Można się zastanawiać, czy nie można by ponownie przedyskutować istnienia celibatu”, I.C.I nr 279 z 111967 r., s. 40.
  8. Łac. „Nic nie dzieje się teraz, co nie działoby się już wcześniej”.
  9. Decyzja Jana Pawła II była mocno krytykowana przez innowatorów. Zob. np. wywiad z H. Herrmannem, profesorem prawa kanonicznego na uniwersytecie w Tybindze opublikowany w tygodniku „Der Spiegel” z 6 października 1981 r. „Warum sollen wir uns noch zu einem Kreis von Menschen zählen wollen, der das Evangelium von der Liebe ständig verrät?” „Dlaczego mielibyśmy nadal chcieć być zaliczanymi do grupy ludzi, którzy permanentnie zdradzają Ewangelię miłości?”.
  10. W kan. 211-14.
  11. Kan. 214.
  12. „L’Osservatore Romano” z 20 maja 1979 r.
  13. “La Documentation Catholique” nr 566, październik 1980 oraz „Esprit et Vie”, 1981, s. 77.
  14. Anioł kard. Mai (1782-1854), uznany antykwariusz i prefekt Biblioteki Watykańskiej (przyp. tłumacza wydania angielskiego). Zob. „Nuova Antologia”, styczeń 1934, s. 80, Memorie di Leonetto Cipriani.
  15. Takie prośby zostały zgłoszone podczas spotkania świeckich i duchownych w Bolonii i opisane w „La Stampa” z 28 września 1969 r.
  16. Ps 125, 6: „Idąc szli i płakali, rozsiewając nasienie swoje, ale wracając się przyjdą z weselem, niosąc snopy swoje”.
  17. A. Manzoni, Osservazioni sulla morale cattolica, t. 3, s. 135.
  18. Łac. „w osobie Chrystusa”, tzn. – „jako Chrystus”.
  19. C.I.D.S., 1969, s. 488.
  20. Ibid., s. 227.
  21. Msgr Riobe, biskup Orleanu, przedstawił niedwuznacznie swoje stanowisko w odezwie do konferencji biskupów francuskich, opublikowanej w „Le Monde” 11 listopada 1972 r., w której zaproponował, aby za zgodą biskupów świeccy byli czasowo ustanawiani przez wspólnotę do wypełniania funkcji pełnionych normalnie przez wyświęconych księży.
  22. Pretres des temps nouveaux, tłumaczone z holenderskiego przez Denise Moeyskens, Tournai, 1969. Cytowane fragmenty znajdują się na stronach 64 i 43. O. Schillebeeckx popiera tę samą ideę.
  23. Dz Ap 13, 2: „Odłączcie mi Szawła i Barnabę”.

Zawsze Wierni, nr 50, 01-02/2003, s. 12.

sobota, 24 października 2015

Ks. Gregory Hesse: O Tradycji katolickiej


Wywiad z ojcem Bazylim Nixenem OSB, benedyktynem z tradycyjnego klasztoru św. Benedykta w Nursji




Publikujemy rozmowę ks. Cezarego Pacieja z ojcem Bazylim Nixenem OSB, benedyktynem z klasztoru św. Benedykta w Nursji.

Ks. Cezary Paciej: Ojcze! Proszę opowiedzieć o początku waszej benedyktyńskiej wspólnoty.

Ojciec Bazyli: Nasza wspólnota została założona w 1998 roku, ale inspiracja do rozpoczęcia tego dzieła przyszła 3 lata wcześniej w 1995 roku. Nasz założyciel, ojciec Kasjan, otrzymał tę natchnioną myśl w czasie podróży pociągiem z Rzymu do Neapolu. Bardzo starał się o realizację tej idei i otrzymał na to pozwolenie od swojego opata i od opata prymasa benedyktynów. Wspólnotę założył w Rzymie w 1998 roku. Po dwóch latach, w grudniu 2000 roku, mnisi przeprowadzili się do Nursji, gdzie są do dzisiaj.

CP: Kto należał do pierwszej wspólnoty?

o. Bazyli: Pierwszą wspólnotę stanowiło trzech zakonników, którzy też przybyli do Nursji, ale z nich do dziś pozostał tylko ojciec Kasjan.

CP: Czym jest życie monastyczne? Czym różni się ono od innych form życia chrześcijańskiego? A w szczególności od innych dróg życia zakonnego, czy od życia kapłańskiego? Co jest istotą życia monastycznego?

o. Bazyli: Istotę życia monastycznego, jak mówi św. Benedykt, stanowi: „nie przedkładanie niczego ponad miłość do Chrystusa” – Nihil amori Christi praeponere. A także: „nie przedkładanie niczego ponad Służbę Bożą” – Nihil operi Dei praeponatur. Te dwie rzeczy są bardzo istotne dla zakonnika, który próbuje osiągnąć doskonałość i zjednoczyć się z Chrystusem. Przede wszystkim kult Boga, Jego chwała, którą oddaje się Jemu przez udział w liturgii. Ona staje się tym, co zakonnik najbardziej kocha i tym, dla czego poświęca swoje życie. Jednak w porządku praktycznym szczególnie ważne jest wzrastanie w pokorze. Pokora i posłuszeństwo, aby być jak Chrystus – czystym, bez grzechu, czcić Ojca w doskonały i najpełniejszy sposób. Pokora na wzór Chrystusa jest niezastąpiona dla wypełnienia tego zadania. Nasze życie jako mnichów to nieustanna próba wzrastania w pokorze i posłuszeństwie. Wszystko w życiu monastycznym i w Regule zmierza do osiągnięcia tego celu. Umacnianie pokory i posłuszeństwa to droga upodobnienia się do Chrystusa, abyśmy mogli żyć dla Boga.

CP: Czy życie monastyczne jest potrzebne i pożyteczne dla Kościoła i świata? Jeśli tak to dlaczego?

o. Bazyli: Uważam, że tak! Jest ono bardzo ważne i potrzebne światu, bo klasztory są miejscami, gdzie ludzie mogą przyjść i spotkać się z Bogiem. Ludzie wierzący przychodzą spotkać się z Bogiem przez innych ludzi, którzy wierzą w Niego. Głębiej przeżyć i umocnić swoją z Nim więź. Ale klasztory, jako rzeczywiste miejsca modlitwy i ofiary, przynoszą także korzyści dla całego świata w sposób ukryty i niewidoczny. Z dwóch powodów jest to ważne dla całego Kościoła. Po pierwsze: jest to świadectwo i znak, że wszyscy jesteśmy powołani do życia w Niebie, do podążania w tym kierunku. Życie klasztorne stara się naśladować życie w Niebie. Mnisi są znakiem życie w niebiańskiej przestrzeni a Kościół potrzebuje mieć przed oczami przykład takiego życia. Kościół chce patrzeć na ludzi, którzy poświęcają swoje życie wyłącznie Bogu i zachęcają do tego pozostałych chrześcijan, będąc dla nich znakiem. Jako mnisi czynimy to przede wszystkim w liturgii.

Po drugie: poświęcenie się liturgii, oficjalnej modlitwie Kościoła, znowu przynosi korzyść całej wspólnocie wierzących, bo nasze modlitwy pomagają Kościołowi w różnorodny sposób, choć w tajemniczy i niewidoczny. Również jako zakonnicy dajemy Kościołowi przykład jak powinna być sprawowana liturgia. Kościół tego potrzebuje! Potrzebuje przypominać sobie: tak! Właśnie tak powinniśmy chwalić Pana! Klasztor ma tę misję: uczyć Kościół dając przykład i świadectwo jak czcić Boga w liturgii. Myślę, że to jest bardzo ważne. Mam tu także na uwadze Kościół Wschodni, w którym mnisi właśnie to dają pozostałej części Kościoła! Tak było w historii i jest dzisiaj. Powinniśmy spełniać tę funkcję także w Kościele Zachodnim.

CP: Kto jest głównym beneficjantem takiego sposobu życia? Tylko zakonnicy czy inni również?

o. Bazyli: Oczywiście, że jedni i drudzy! Klasztor istnieje dla zbawienia dusz. Najpierw, naszych własnych, ponieważ my zostajemy mnichami, aby zbawić swoje własne dusze, aby mieć pewniejsza nadzieję ich zbawienia. Przychodzimy do klasztoru, aby nawracać się do Boga i żałować za grzechy a czyniąc to dajemy korzyści całemu Kościołowi i światu, bo stajemy się zdolni do złożenia z siebie ofiary za Kościół i innych ludzi. Wspieramy ich naszymi modlitwami i ofiarami. Bycie mnichem jest pożyteczne dla nas i przynosi korzyść również tym, którzy żyją w świecie.

CP: Spoglądając z klasztornej celi – co wydaje się być najważniejszym problemem dzisiejszego świata i współczesnego Kościoła?

o. Bazyli: Pascal powiedział, że: „wszystkie problemy ludzkości zaczynają się z powodu tego, że człowiek jest niezdolny do pozostawania w swojej celi, w swoim pokoju, do przebywania w ciszy tylko sam, jeden”. Myślę, że to prawda. Mnich stara się przebywać w prawdzie sam ze sobą. Św. Grzegorz Wielki, kiedy opowiada o św. Benedykcie, który żył w Subiaco w jaskini jako pustelnik, mówi: et ibi in superni spectatoris oculis habitavit secum. Habitare secum! Żyć z samym sobą! Mieszkać ze samym sobą pod spojrzeniem Boga. To jest najważniejsze, czego potrzebujemy, naprawdę jedyne! My mnisi musimy być ekspertami w przebywaniu w Bożej Obecności. To jest bardzo trudne. Próbujemy się tego uczyć. To jest to czego potrzebuje Kościół i ludzkość. Pokorna i pełna miłości akceptacja siebie samego, gdy On jest z nami i na nas patrzy, pozwala nam kochać Jego i zaufać Jemu. Wtedy możemy zacząć się dzielić Jego miłością z innymi. Cela zakonna jest miejscem, gdzie mnich uczy się habitare secum … in superni spectatoris oculis (mieszkać samemu… w Obecności Bożej).

CP: Czy jest jakaś różnica między klasztorem w Nursji a innymi benedyktyńskimi klasztorami na świecie?

o. Bazyli: Znajdujemy się w miejscu narodzin św. Benedykta! To jest rzecz, za którą jesteśmy najbardziej wdzięczni. Możemy żyć tutaj i próbować wprowadzać w życie to, co
on napisał, o czym uczył i jak żył. W odniesieniu do innych wspólnot są oczywiście bardzo widoczne różnice. To jest liturgia, przestrzeganie Reguły. Jesteśmy nową i bardzo młodą wspólnotą. Zostaliśmy założeni w 1998 roku, wielu z nas jest jeszcze bardzo młodych, a to znaczy, że mamy bardzo dużo różnych możliwości, a także entuzjazmu, energii i gorliwości – to są cudowne cechy. Jesteśmy w stanie powrócić do korzeni w inspirujący sposób – to jest piękne i cieszymy się tą łaską. Ale nie posiadamy tego, co inne klasztory – historii i doświadczenia. Staramy się korzystać z niego, kiedy odwiedzamy inne klasztory lub spotykamy innych zakonników. Próbujemy uczyć się mądrości wieków – to bardzo ważne. Mamy tutaj coś bardzo cennego – możliwość powrotu do źródeł i życia Regułą w bardziej dosłowny sposób. Tak jak uczy tego św. Benedykt. Jednak bardzo potrzebujemy mądrości starszych mnichów, co staramy się zdobywać przy każdej okazji.

CP: Czy macie wciąż tę sama gorliwość, co na początku?

o. Bazyli: W jedne dni bardziej, w inne mniej! Nowy zakonnik, który przychodzi do klasztoru pokazuje jej bardzo dużo i to jest bardzo zachęcające. Ci z nas, którzy przebywają tutaj trochę dłużej mogą ulec przyzwyczajeniu. Łatwo jest zapomnieć jak wspaniałe jest nasze powołanie. Jednak Bóg znajduje sposoby, aby nam o tym przypominać.

CP: A czy nie byłoby lepiej pomagać biednym i głosić Ewangelię niż cztery godziny dziennie spędzać śpiewając psalmy i warząc piwo?

o. Bazyli: Większość ludzi nie widzi, że pomagamy także ubogim. Wiele osób przychodzi do naszego sklepu z pamiątkami, gdzie my dajemy im jałmużnę, jedzenie i to czego potrzebują. Zarówno karmimy ich, jak i odwozimy do domów. Kilku osobom w miasteczku pomagamy w stały sposób. Wielu ubogich przyjmujemy w naszym domu gości. Prawie codziennie gościmy głodnych w naszym refektarzu. Robimy wiele dla ubogich, dlatego potrzebujemy też środków finansowych, abyśmy mogli pomagać. Musimy utrzymać samych siebie, zadbać o potrzeby klasztoru i okazać pomoc proszącym. Dlatego tak ważny jest nasz browar. Jest wiele sposobów głoszenia Ewangelii. Drugi Sobór Watykański w dokumencie o życiu zakonnym „Perfectae caritatis” poświęca wspaniały rozdział na temat różnych sposobów prawdziwego głoszenia Chrystusa przez wspólnoty zakonne. Jednym ze sposobów, w jaki Chrystus ukazywał się światu, jest Jego osobista, w samotności, modlitwa do Jego Ojca. Chrystus wychodzi na górę i modli się do Ojca. To samo czynią wspólnoty kontemplacyjne. Tak dają Chrystusa światu. My więc głosimy Ewangelię i Chrystusa światu, na tej drodze, tak jak uczy sobór.

CP: Czy modlitwa psalmami pochodzącymi ze Starego Testamentu nie jest nudna? Czy to nie jest zbyt trudne na dłuższą metę?

o. Bazyli: Och nie! To jest cudowne! To jest najwspanialsze! Psalmy zawierają w sobie wszystko. Św. Tomasz z Akwinu, mówiąc o Mszy i w szczególności o psalmach, cytuje Dionizego Areopagitę, który mówi: „Wszystko co jest zawarte w Piśmie Świętym, zawarte jest w psalmach w formie modlitwy”. Psalmy są tak świeże, nowe i cudowne. Ponieważ tam zawsze możemy znaleźć treść Objawienia i doskonałe słowa wyrażające wszystko, cokolwiek jesteśmy w stanie poczuć i przeżyć. Takie jest moje doświadczenie.

Zapomniane prawdy: Modlitwa na kolanach


Módl się z uszanowaniem i duchu pokuty, a więc na kolanach. Gdy bowiem podczas rozmyślania wolno przybierać postawę wygodniejszą, w modlitwie ustnej należy szukać umartwienia, o ile kogoś słabość lub zmęczenie nie wymawia. Doprawdy, jeżeli Estera, mając stanąć przed królem odzianym w purpurę i siedzącym na wspaniałym tronie, zadrżała i zemdlała od wielkiej czci i trwogi, jakże nie zadrży i nie uniży się biedny człowiek, stojący przed majestatem Bożym i przemawiający do Boga! Gdy zaś duch się uniża, niech się upokarza ciało. Czytamy, że gdy raz św. Małgorzata Maria Alacoque jeszcze w wieku dziecięcym odmawiała koronkę siedząco, rzekła do niej Najświętsza Panna: "Dziwi mnie, moja córko, że mi tak niedbale służysz", Patrz, aby i ciebie nie spotkał ten zarzut, dlatego przemawiaj do Boga w pokornej postawie, unikając poufałości lub wygody, chyba że cię słabość lub inna przyczyna zmusza do tego.

Bp Józef Sebastian Pelczar. Życie Duchowe.

Kryzys katolickiego szkolnictwa i rozwiązanie Św. Tomasza z Akwinu




Jakie zmiany zaszły w systemie katolickiego szkolnictwa i dlaczego jesteśmy narażeni na katechizację tak kiepskiej jakości? Dlaczego jest tak dużo fałszywej teologii, a liberalizm szaleje w katolickich szkołach i uczelniach?

Zanim zacznę przedstawiać argumenty, chciałabym opisać moje osobiste doświadczenie. Jak to mówią liberałowie na swoich konferencjach, chcę „opowiedzieć swoją historię”, aby obnażyć błędy progresistów na ich własnym podwórku.

Myślę, że moja historia jest bardzo podobna do wielu innych z okresu baby boomu, który nastąpił po Drugim Soborze Watykańskim. Dorastałam w środkowych Stanach, w diecezji Cleveland, i uczęszczałam do katolickiej Szkoły Podstawowej im. Świętej Rodziny w Stow (Ohio). Moi rodzice dorastali podczas wielkiego kryzysu i przeżyli II Wojnę Światową, a także wojnę w Korei. Wiedzieli co oznacza poświęcać się i żyć zmagając się z trudnościami – czego nie wiedziało wiele osób z mojego pokolenia, którzy szli przez życie stosunkowo łatwo. Moje pokolenie, pokolenie baby boomu, musiało toczyć inną walkę, która nie miała jasno ustalonych zasad czy granic– z kulturalną i seksualną rewolucją lat sześćdziesiątych, która zniszczyła życie wielu osobom, a także z przykrymi skutkami działania „ducha Soboru” w dziedzinie katolickiego szkolnictwa.

Ze szkoły Świętej Rodziny wyniosłam wiele dobrych doświadczeń, ale posoborowa rewolucja dość mocno uderzyła w moją szkołę. W 1967 roku, kiedy zaczęłam pierwszą klasę, w szkole było kilka sióstr zakonnych, ale nim rozpoczęłam trzecią klasę zakon prawie opustoszał. Dyrektorka, którą była zakonnica, uciekła z jezuitą z pobliskiego jezuickiego domu w Walsh. Przez około 40 lat, począwszy od późnych lat pięćdziesiątych, w naszej parafii było ponoć 4-5 księży pedofilów.

Mieliśmy jednego księdza ze „starej gwardii”, który posługiwał od 21 lipca 1955 roku do grudnia 1977 roku. Ks. John H. Archibald, ksiądz który nie był pedofilem oraz nosił sutannę i biret. Najwidoczniej miał misję pomagania księżom z kłopotami. Jakiś czas przed II Wojną Światową, ks. Archibald kształcił się w seminarium w Louvain (które było znane jako progresistowskie nawet podczas jego edukacji) (1), a on sam był progresistą, mimo jego tradycjonalistycznych nawyków. Wybudował jeden z pierwszych kościołów na planie koła z ołtarzem w centrum w Stanach Zjednoczonych. Ks. Archibald pozwalał na wszystkie posoborowe eksperymenty liturgiczne w naszej szkole parafialnej, takie jak Msze z klaunami, Msze z gitarami, tańce liturgiczne. Przyzwalał także na obecność uczniów wokół ołtarza podczas Mszy i na prowadzenie grup wsparcia w szkole. Nasze lekcje religii składały się ze słuchania rockowych oper: Godspell oraz Jesus Christ Superstar, widzieliśmy także ich wersje filmowe. Część uczniów, którzy je widzieli, powiedzieli mi, że w filmie Maria Magdalena była dziewczyną Jezusa,tak jak w Kodzie Leonarda Da Vinci, bluźnierczej antychrześcijańskiej propagandzie, tak popularnej w dzisiejszych czasach.

Tak jak wielu rodziców z tamtego okresu, także i moi sądzili, że ich dzieci odbierają katolicką edukację. Wiedzieli o części z wprowadzanych nowości, ale byli nauczeni, że musisz ufać, być posłusznym i nie kwestionować stanowiska Kościoła lub księży. W normalnych warunkach, kiedy duchowieństwo robiło to co powinno, była to dobra postawa. Jednakże po Soborze Watykańskim II naciski, aby zliberalizować i rzekomo „zreformować” Kościół, powracając do „bardziej naturalnego” i „prostego” chrześcijaństwa pierwszych wieków, wywołało wiele szkód i w tej sytuacji niechęć do konfrontacji nie była najlepszym wyjściem dla rodziców. Jakoś nie sądzę, że pierwsi chrześcijanie odprawiali Msze z klaunami… Co więcej, nie nauczano nas z Katechizmu z Baltimore (używanego w Stanach od 1885 roku), ale z unowocześnionych liberalnych katechizmów które nie skupiały się na doktrynie, lecz na opisywaniu najnowszych nurtów teologicznych.

Szkodom wyrządzonym naszej szkole towarzyszyło odejście od przyjętych zwyczajów: siostry zakonne przestały nosić habity, a księży widywaliśmy często w koszulkach i krótkich spodniach, bez koloratki. Mieliśmy mówić do nich „ojcze Bob” i „ojcze Russ”. Zakonnice, które wcześniej chodziły w habitach, zaczęły nosić spódnice do kolan i prowadzić zajęcia z edukacji seksualnej. Spoufalanie się wiernych i duchowieństwa rodzi pogardę, ale nie w Nowym Kościele.

Przynajmniej w tamtych czasach nie zabierano nas do lokalnych „klinik zdrowia” ani nie mówili nam o ptaszkach i pszczółkach podczas zajęć koedukacyjnych. Dzisiaj edukacja seksualna stała się tak okropna, że musiałam wypisać moje dzieci z katolickiej szkoły i uczyć je w domu, ponieważ zostały zabrane do lokalnej „kliniki zdrowia” gdzie pielęgniarka zaprezentowała im „naukę o prezerwatywie”. Jakby tego było mało, katecheta mojego syna powiedział mu, że Jezus „nie jadł siebie samego podczas ostatniej wieczerzy” i że Eucharystia jest „tylko symbolem”. Wielu katolików skłania się ku ruchowi New Age lub protestantyzmowi z powodu nierzetelnej katechezy katolickiej, której byli uczeni w katolickich szkołach podstawowych i liceach.

Jestem pewna, że wielu moich czytelników może utożsamić się z tymi opowieściami i wielu z nich mogą przyjść do głowy nawet o wiele gorsze przykłady. Jednak prawdziwe pytanie, które musimy sobie zadać, brzmi: Co ocaliło pokolenie naszych rodziców i dziadków od tego rodzaju sprzeniewierzonej, tak zwanej katolickiej edukacji i jak możemy ją przywrócić?

Filozofia scholastyczna: gwarancja czystości doktryny

Katoliccy rodzice powinni na początku przeczytać encyklikę Piusa XI o edukacji katolickiej Divini Illius Magistri z 31 grudnia 1939 roku (link), jeśli chcą zrozumieć jak kształcić własne dzieci w wierze.

Scholastyka jest tym systemem myślowym, który uchronił seminaria i katolickie uczelnie przed podstępną herezją modernizmu, którą Pius X nazwał „sumą wszystkich herezji”. Przed-soborowi papieże nakazali nauczanie według jej zasad, aby zatrzymać rozprzestrzenianie się tej herezji.

Odrzucenie języka scholastyki w opracowywaniu dokumentów soborowych, używane w nich niejednoznaczne sformułowania i brak jakiejkolwiek wzmianki na temat ważności teologii scholastycznej spowodowało kryzys w sferze katolickiego szkolnictwa. Utworzyła się próżnia, która została wypełniona przez „postępowe” i rewolucyjne filozofie świeckie, takie jak egzystencjalizm, fenomenologia, dialektyka heglowska oraz marksizm. Scholastyka to filozoficzny i teologiczny system oparty na filozofii Arystotelesa pogodzonej z chrześcijaństwem, który opracował wielki dominikański ojciec i teolog, Święty Tomasz z Akwinu.

Odrzucenie metody scholastycznej – systemu opartego o metafizykę Arystotelesa (która, mimo faktu że była pogańska, zawierała niezmienne prawdy dostępne dla przyrodzonego rozumu) – było podstępem progresistów mającym na celu wykorzenienie z Zachodnich systemów myślowych niezmiennych prawd, które można poznać za pomocą rozumu oraz odrzucenie przez Chrześcijańską Cywilizację doktryny zakładającej istnienie moralnych absolutówa także zasady niesprzeczności.

Razem z tym nadeszło progresistowskie uznanie dla wschodnich religii oraz systemów myślowych, które negowały istnienie niezmiennej prawdy i rzeczywistości, takie jak buddyzm czy hinduizm. Jeśli wszystko jest iluzją, co sugeruje buddyzm, dlaczego ktokolwiek miałby dążyć do tego, by stać się osobą moralnie dobrą? Nasze katolickie podręczniki są naszpikowane tymi wschodnimi ideami. Ten zwrot ku Wschodowi był istotnym czynnikiem, który doprowadził do intronizacji moralnej dwuznaczności isytuacjonizmu promowanych przez takich soborowych teologów jak Hans Küng, których progresistowska teologia jest w swej istocie relatywistyczna i sieje zamęt w dziedzinie katolickiego szkolnictwa.

Jak nauczał były kanonik, ksiądz apostata i satanista, niesławny Abbé Roca (1830-1884):

„Nowy kościół, który nie będzie w stanie zachować czegokolwiek ze scholastycznej doktryny i autentycznej formy dawnego Kościoła, tak czy siak zostanie konsekrowany i otrzyma jurysdykcję kanoniczną z Rzymu” (Glorieux Centenair, 1889).

Pisał dalej:

„Sam Św. Tomasz, gdyby powrócił do życia, szybko wrzuciłby swoją Summa Theologica do ognia i zastąpiłby ją Summa Scientifica” (ibid.). Podczas Soboru Watykańskiego II progresistowscy periti z sukcesem zastosowali „język pastoralny” zamiast precyzyjnego języka scholastyki, który nie pozostawiał żadnej wolnej przestrzeni dla nieścisłych sformułowań, czy też hetorodoksyjnej interpretacji dokumentów kościelnych.

Johannes Dörmann opisywał sytuację podczas Soboru w następujący sposób:

„Główni teologowie [którzy tak naprawdę kierowali pracami Soboru] bardzo wyraźnie widzieli, że w kwestii scholastycznego języka, stawką była zarówno teologia jak i sama Wiara: terminologia scholastyczna była nierozerwalnie złączona ze scholastyczną filozofią, która sama jest połączona ze scholastyczną teologią, która natomiast jest ściśle związana z Dogmatyczną Tradycją Kościoła” (The Strange Theology of John Paul II and the Spirit of Assisi, vol. 1, Kansas City, MO: Angelus Press, 1994, str. 52.).

W konsekwencji porzucenie języka scholastyki byłoby tragiczne w skutkach dla uświęconych tradycją nieprzemijających doktryn oraz nauczania Tradycji Apostolskiej przekazywanych katolikom i ich dzieciom.

Dörmann pisał dalej:


„To odrzucenie, czy też porzucenie, <> przez Ojców Soboru stanowiło dla nich [teologów kierujących Soborem] warunek sine qua non (niezbędny), który zapewniłby całkowite zerwanie z tradycyjnymi naukami w dziedzinie dogmatów, po to aby na ich miejscu ustanowić <> [której orędownikami byli Bloisey, de Lubac i Teilhard]. Stałoby się to po tym jak <> wyszłaby zupełnie z użycia i pozbyłoby się jej raz na zawsze” (ibid. str.53). Musimy powrócić do uświęconej tradycją, prawowiernej metody używanej w Łacińskim Rycie Kościoła, czyli metody scholastycznej, jeśli zamierzamy ochronić nasze dzieci przed herezją. Musimy powstrzymać praktykowanie religijnego synkretyzmu w katolickiej katechezie i powrócić do metody scholastycznej. Ten najnowszy atak na metodę scholastyczną przez jej wrogów w łonie Kościoła nie wydarzył się tak po prostu. Liberałowie i moderniści atakowali ją już w XIX i na początku XX wieku. To właśnie przez te ataki papież Pius IX w swoim Sylabusie błędów umieścił napomnienie, ogłaszając że jest błędem twierdzić iż „metoda i zasady starożytnych doktorów scholastyki nie odpowiadają potrzebom naszych czasów a także rozwojowi nauki” (2).


A więc zdobądź egzemplarz Katechizmu św. Tomasza z Akwinu, a odkryjesz piękno nauk tego wspaniałego Doktora Kościoła oraz dowiesz się dlaczego przez setki lat były one niezbędne dla Kościoła. Podziel się jego poglądami ze swoimi dziećmi przy stole podczas kolacji.

Święty Pius X obnaża cel modernistów – zniszczenie metody scholastycznej

Św. Pius X zaprezentował pogardę modernistów dla metody scholastycznej w encyklice Pascendi Dominici Gregis:

„Chcą więc reformować filozofię w seminariach duchownych w ten sposób, iż usunąwszy filozofię scholastyczną i złożywszy ją do historii filozofii między przestarzałe systemy, chcą wykładać młodzieży filozofię nowożytną, która jedynie odpowiada epoce, w której żyjemy. Co się tyczy reformy teologii, to teolofia, którą zwiemy racjonalną, winna się opierać na filozofii nowożytnej; teologia zaś pozytywna – na historii dogmatów. Historia także winna być pisana i wykładana w myśli ich metod i żądań. Dogmaty i nauka ich rozwoju winny być zharmonizowane z nauką i historią. Co się tyczy katechizmu, to w nim winny być uwzględnione tylko te dogmaty, które zostały zreformowane i są dostępne dla przeciętnego człowieka” (pkt. 38).

„Co do ceremonii zewnętrznych, należy zmniejszyć liczbę praktyk pobożnych, albo przynajmniej wstrzymać ich rozrost. Niektórzy z nich ujmując się zbytnio za symbolizmem, okazują pewną skłonność do ustępstw w tej dziedzinie.Ale co się tyczy Kościoła rządzącego, ten, zdaniem ich, winien być zreformowany od góry do dołu, zwłaszcza władza dyscyplinarna i dogmatyczna. Duch jego i forma winny się zastosować do stanu świadomości nowoczesnej, która jest dziś całkiem demokratyczną”(pkt.38).

Św. Pius X zdemaskował pogardę modernistów wobec scholastyki:

„Gdy tak od przyczyn natury moralnej przechodzimy do intelektualnych, widzimy, że pierwszą i najgłówniejszą jest tu ignorancja. Moderniści, którzy mienią się doktorami w Kościele naszym; którzy wynoszą pod niebiosa filozofię nowożytną i gardzą scholastyką, nie znając tej ostatniej, nie posiadając metod potrzebnych do rozwikłania trudności i wykrycia sofizmatów, sami wpadają w sidła fałszywych pozorów. Ze skojarzenia fałszywej filozofii z wiarą powstał ich system, przeładowany najokropniejszymi błędami” (pkt. 41).

Św. Pius X dał nam lekarstwo, aby wesprzeć katolicką edukację poprzez zwalczanie prestiżu oraz sofizmatów modernistycznego myślenia:

„Ktokolwiek bądź i w jakikolwiek bądź sposób okaże się przejętym modernistycznymi zasadami, temu, bezwzględnie, dostęp do tych stanowisk winien być wzbroniony; jeśli je zajmował, ma ich być pozbawiony. To samo stosować należy do tych, którzy sprzyjają, już do chwaląc modernistów, już to stając w obronie ich karygodnego postępowania, już też krytykując scholastykę, Ojców Kościoła lub urząd nauczycielski w Kościele; dalej, którzy odmawiają posłuszeństwa władzy duchownej, bez względu na to, kto jest jej przedstawicielem; którzy zdradzają zamiłowanie do nowości w historii, archeologii, w egzegezie biblijnej; którzy wreszcie lekceważą sobie nauki teologiczne, albo wynoszą ponad nie przedmioty nieteologiczne” (pkt. 48).

„A naprzód, co się tyczy studiów, życzymy sobie i polecamy usilnie, aby filozofia scholastyczna była podstawą studiów teologicznych” (pkt. 45).

Czas, by powrócić do nauki scholastycznej

Zamęt oraz brak zdrowej katolickiej nauki w dzisiejszym systemie katolickiej edukacji jest spowodowany bezpośrednio tym, co papież Pius XII ogłosił ponad 50 lat temu:

„Niestety, ci zwolennicy nowinek nie poprzestają na okazywaniu pogardy dla scholastycznej teologii, ale nie zważają, a nawet podważają nauczycielski autorytet samego Kościoła, który tak zdecydowanie opowiada się za teologią scholastyczną. Ten Nauczycielski Autorytet jest u nich przedstawiany jako przeszkoda na drodze postępu oraz nauki” (Humani generis pkt. 18).

Nadszedł czas, aby katoliccy biskupi w Ameryce i na całym świecie powstrzymali nowinki oraz synkretyzm obecne w katolickiej edukacji (3) i przywrócili pewnąscholastyczną naukę, która jest szańcem skutecznie broniącym uczniów przed herezją i odstępstwem. Muszą zachować się jak Pasterze i obronić swoją trzodę przed szalejącą apostazją, którą obserwujemy w naszym posoborowym systemie katolickiego szkolnictwa.

Kathleen Willett Redle, M.F.A


Cytaty z encykliki Pascendi Dominici Gregis za:
http://www.nonpossumus.pl/encykliki/Pius_X/pascendi_dominici_gregis/

Źródło informacji: MYŚL KONSERWATYWNA

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.