_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

poniedziałek, 26 maja 2014

Musimy dbać o dusze – wywiad z bp. Bernardem Fellayem FSSPX


Ekscelencjo, jaka – w tej wojnie o dusze, które nasze Bractwo toczy od ponad czterdziestu lat – jest nasza relacja z Kościołem, który wydaje się już nie traktować tej walki poważnie? Co możemy zdziałać wspólnie z progresistami?

J.E. bp. Bernard Fellay, przełożony generalny FSSPX
– Szczerze mówiąc, niewiele. Na razie udało nam się tu i ówdzie uzyskać zezwolenie na celebrowanie Mszy w kościołach, ale niewiele więcej. Nigdy nie będziemy w stanie zgodzić się z prawdziwymi progresistami. Jednak nie każdy jest modernistą, a jeśli uda nam się posuwać pewne sprawy do przodu, to musimy to robić. Musimy próbować, ale z wielką rozwagą. Nasz Pan nie posłał Apostołów na zadbane pole pszenicy; On posłał ich w świat.

Zatem to troska o dusze wiernych – i to nie tylko tych, którzy są związani z Bractwem – jest tym, co przynagla Waszą Ekscelencję do działania?

– Tak, musimy dbać o dusze. Tym, co nas motywuje, gdy chodzi o nasze relacje z Rzymem, jest kwestia zbawienia dusz. Naszą jedyną troską jest sprowadzenie ich z powrotem ku Tradycji. Dlatego mówiłem o „powrocie Tradycji do Kościoła”.

Niektórzy mylnie zrozumieli to wyrażenie.

– Posługiwałem się pojęciami w ich potocznym znaczeniu. Niektórzy mówią, że Kościół nie może porzucić swojej „Tradycji”, ponieważ, wraz z Pismem Świętym, jest ona jednym z fundamentów Objawienia; powiedzieć, że Kościół jest oddzielony od Tradycji, jest herezją. Ale ja tego nie powiedziałem. Inni mówią, że „Tradycja” to my; zatem apelując o modlitwę o powrót Tradycji do Kościoła, modliłbym się o powrót dzieł Tradycji do Kościoła. Tego również nie powiedziałem. Ale ta fałszywa interpretacja sprawiła, że niektórzy kapłani postanowili nas opuścić!

To, co Wasza Ekscelencja powiedział, oni odebrali na poziomie teologicznym i tylko w jednym znaczeniu?

– Przełożony jednego z dystryktów powiedział mi, że to sformułowanie okaże się problematyczne. Odpowiedziałem mu: „Drogi księże, jeśli tak dalej pójdzie, to wkrótce uznamy za heretyckie zdanie «słońce zachodzi», ponieważ zgodnie z zasadami fizyki i astronomii słońce nie zachodzi! Więc jeśli mówimy, że «słońce zachodzi», to jest to błąd, kłamstwo. Zatem czy mamy przestać mówić, że słońce zachodzi? To wyrażenie jest częścią naszego wspólnego języka. Stąpajmy po ziemi, bądźmy realistami. To prawda, że jeśli mamy mówić na poziomie ściśle teologicznym, to nie ma sensu modlić się o powrót Tradycji do Kościoła – zgadzam się. Ale nie o to mi chodziło. Abp Lefebvre w swoim kazaniu podczas konsekracji biskupich w 1988 r. wypowiedział słowa: „kiedy Tradycja odzyska wszystkie swoje prawa w Rzymie”. To jest tak samo jakby powiedzieć, że „wróciła wiosna”. To wyrażenia z zakresu języka potocznego.

Poza tym życie jest pełne analogii, nie jest jednoznaczne; mam na myśli to, że w różny sposób używamy tych samych określeń.

– Analogia jest in se, diversa, secundum quid unum – gdy mówimy o analogii, to mówimy o dwóch rzeczach, które różnią się od siebie, ale w pewnym aspekcie są podobne. Oczywiście, słowo „tradycja” ma kilka znaczeń. Można powiedzieć, że „jesteśmy Tradycją”, owszem, ale można także mówić o Tradycji w znacznie szerszym sensie, gdy mówimy o „Tradycji Kościoła”. I możemy również mówić o „Tradycji” jako ustnej części Objawienia. Jest to określenie analogiczne. Jeśli zagubimy ten sens analogii, to zagubimy się w obecnym kryzysie.

Zatem musimy uważać, żeby nie ulec takiemu duchowi.

– To właśnie się stało z „hermeneutyką ciągłości” Benedykta XVI. Aż do jego pontyfikatu sprawa była jasna: była przeszłość – Tradycja – a później nastąpił II Sobór Watykański. Wszyscy zgodzili się, że nastąpiło zerwanie i nikt tego faktu nie kwestionował. Benedykt XVI oświadczył, że Kościół nie może się obejść bez przeszłości, że musi się jej trzymać i że teraźniejszość jest „zintegrowana” z przeszłością.

Dla Benedykta XVI II Sobór Watykański jest częścią Tradycji. To jest bardzo wieloznaczne. Gdy Vaticanum II stwierdza coś przeciwnego niż to, co głoszono wcześniej, to nie ma w tym żadnej „hermeneutyki ciągłości”. Ale Benedykt XVI mówił o niej z uporem, bo chciał zachować sobór, uratować go mówiąc coś prawdziwego i właśnie to stwierdzenie – że Kościół nie może zerwać ze swoją przeszłością – spowodowało zamieszanie.

Jak zatem wyjaśnił to zerwanie?

– Z tego powodu później – w każdym razie dwa razy w czasie swego pontyfikatu, na jego początku i na końcu – wprowadził pojęcie fałszywego soboru, „soboru mediów” czy też para-soboru, który zastąpił prawdziwy Vaticanum II, gdy chodzi o postrzeganie go przez wiernych. To bardzo wymyślna konstrukcja. Papież przyznaje, że doszło do błędów i że pewne sprawy nie poszły tak, jak powinny były, ale obwinia o to ten fałszywy sobór. Niestety, była to tylko sztuczka mająca oczyścić sobór z błędów, aby go ocalić.

Chyba można odnieść wrażenie, że papież Franciszek zaprzestał używania tej „sztuczki”?

– Można powiedzieć, że papież Franciszek stoi w pierwszym szeregu obrońców wszystkich błędów Vaticanum II. Przykładem jego definicja soboru – według niego sobór jest ponownym odczytaniem Ewangelii w świetle współczesnej cywilizacji i kultury. Dla niego światłem potrzebnym do rozumienia Ewangelii dzisiaj jest współczesna cywilizacja. Ale to, co mówi, jest sprzeczne z wiarą, gdyż światłem, z którego musimy korzystać czytając Ewangelię, jest Bóg.

To jest teologia. A Franciszek mówi nam, że najlepszym owocem soboru, najlepszą ilustracją jego skuteczności, jest nowa Msza. Zgoda – nowa Msza rzeczywiście jest owocem soboru. Ale różnica [między nami] jest taka, że ​​papież twierdzi, że to jest dobry owoc, a my, że zły.

Czy naprawdę nie wiemy, dokąd nas ten papież zaprowadzi?

– Musimy być bardzo ostrożni, gdy próbujemy go oceniać, bo on nie pasuje do naszych kategorii. Nie mieści się w normie. To papież praktyki – tym, co się dla niego liczy, jest działanie i nie chce, żeby coś krępowało mu ręce. Dlatego, gdy mówi na temat doktryny, to robi to w sposób niejasny, bardzo niejasny.

Nie ma już spójności pomiędzy doktryną a działaniem. W jego kazaniach jest wszystkiego po trochu. Tym, co się dla niego liczy w działaniu, jest osoba. Jeśli kogoś lubi, to wszystko jest dozwolone. Gościł swego przyjaciela-rabina z Argentyny, a nawet spożył z nim koszerny posiłek w Domu św. Marty. Zrobiona wówczas fotografia została opublikowana na stronie internetowej Światowego Kongresu Żydów; atmosfera była przyjazna, wyglądali jak grono dobrych kolegów. Kogo obchodzi, co pomyślą ludzie – przecież to jego przyjaciele.

Czy wybór papieża Franciszka wpłynął na zmianę stanu, w jakim znajduje się Kościół?

– W żaden sposób. Wszystkie te praktyki, które potępiamy, są kontynuowane. Jedyne, co się zmieniło, to że skończyły się zaproszenia i dyskretne wsparcie dla tych, którzy pragnęli nieco więcej tradycji (np. Franciszkanie Niepokalanej), co wprowadziło wśród nich jeszcze większy zamęt. Na razie papież Franciszek nie podjął żadnych kroków w celu poprawy katastrofalnej sytuacji Kościoła. Zarówno w zgromadzeniach zakonnych, jak i w seminariach udogodnienia dla dawnej liturgii należą już do przeszłości, ale status quo pozostał nienaruszony.

Czy papież naprawdę rozumie sytuację Kościoła, troskę o dusze?

– Jest nowoczesny, ale wciąż pamięta cały swój katechizm z czasów dzieciństwa i sądzi, że dzisiejsza młodzież też go zna. Może tak jest w Argentynie, może. Stosuje go, przenosi na cały Kościół to, co być może wciąż trwa w Ameryce Łacińskiej.

Czy możemy mieć nadzieję, że za pontyfikatu tego papieża sprawy przyjmą lepszy obrót?

– Pamięta ksiądz, jak papież określił samego siebie w wywiadzie, który przeprowadził z nim jeden z jezuitów: „Kim jest papież Franciszek? – Jestem grzesznikiem, tak, myślę, że to jest najtrafniejsza odpowiedź, której mogę udzielić; mam też nieco sprytu i umiejętności pokierowania sytuacją” (1). O ile chodzi o nauczanie, to wszystko będzie jeszcze mniej wyraźne niż wcześniej, bo niektóre stwierdzenia są jasne, a inne niewyobrażalnie mgliste.

27 kwietnia papieże Jan XXIII i Jan Paweł II mają zostać „kanonizowani”. Czy powinniśmy być zaskoczeni taką decyzją? Co możemy zrobić?

– Nie możemy się dziwić; celem [władz rzymskich] jest kanonizowanie soboru, a nie ma łatwiejszego sposobu, żeby to zrobić, niż kanonizować papieży z nim związanych. Co możemy zrobić? Muszę powiedzieć, że zrobiliśmy już wszystko, co było w naszej mocy, gdy chodzi o działania w Rzymie; ale tam i tak nas nie słuchają i słuchać nie chcą. Pozostaje modlitwa i przypominanie argumentów, które już ogłosiliśmy.

Przesłaliśmy ważne dokumenty, aby zaprotestować przeciwko kanonizacji Jana XXIII i zrobiliśmy to samo w sprawie Jana Pawła II. Teksty zostały doręczone, ale ten, kto miał napisać raport na ten temat, z pogardą odrzucił nasze racje, mówiąc, że tak czy inaczej byliśmy przeciwko soborowi… Nikt nie zadał sobie trudu, aby pochylić się nad naszymi argumentami; potraktowano je bardzo lekceważąco.

Czy te studia i oparte na nich publikacje (2) wciąż pozostają aktualne?

– Ponownie spoglądając na wszystkie te studia, które opublikowaliśmy, możemy wykazać, że te kanonizacje nie mają znaczenia (ne sont pas sérieuses), nawet jeśli wciąż pozostaje słynny problem nieomylności, który kanonizacja implikuje. Wiadomo, że jest to kwestia, która wciąż podlega dyskusji. W sprawach wiary czy nieomylności dogmatów nie ma miejsca na dyskusje, ale, gdy chodzi o nieomylność kanonizacji – ponieważ nie są one bezpośrednim, lecz raczej wtórnym przedmiotem nieomylności – można jeszcze dyskutować.

Dokumenty wciąż pozostające w tajnych archiwach nie zostały jeszcze zbadane?

– To niezwykle nieroztropne. Materialnym elementem procesu kanonizacyjnego jest działanie Kościoła wynikające z jego roztropności. Jeśli nie przestrzega się elementarnych zasad roztropności, a niektóre dokumenty są wykluczane, to zachodzi realna możliwość popełnienia błędu. Tak czy inaczej, wydaje się, że nawet zmieniono samo pojęcie świętości. Wszystko to bardzo nas zasmuca, ale z ludzkiej perspektywy nie widzimy niczego, co moglibyśmy zrobić, aby to zatrzymać. Obyli się nawet bez cudów.

Pojawiają się twierdzenia, że bp Fellay za wszelką cenę chce porozumienia z Rzymem.

– Nonsens! Sam nigdy do niego nie dążyłem, ale uważałem, że moim obowiązkiem było zbadać rzymskie propozycje [składane] w latach 2011–2012. Teraz byłoby to głupotą. Skąd się biorą takie pomysły? Niemniej podtrzymuję pogląd, że musimy spróbować uczynić tyle dobra, ile tylko możemy i dla tak wielu dusz, jak to tylko możliwe. Całe dobro, które możemy uczynić w Rzymie, może potem spłynąć na cały Kościół i przyczynić się do dobra tysięcy dusz. Musimy próbować. To jest coś naturalnego, oczywistego. Ma to na razie bardzo ograniczony wymiar, ale wszystko jest w rękach Boga. Róbmy, co tylko możemy – w Rzymie wciąż są ludzie, którzy mówią, że Kościół zostanie odnowiony z Tradycją i przez Tradycję.

Czy od chwili wyboru papieża Franciszka Rzym wykonał jakiś oficjalny ruch w kierunku odnowienia kontaktów z Waszą Ekscelencją?

– Rzym wyszedł z taką inicjatywą, ale nieoficjalnie – i nic poza tym, a ja, inaczej niż to uczyniłem po wyborze Benedykta XVI, nie prosiłem o audiencję. Według mnie sprawy mają się bardzo prosto: wszystko zostaje po staremu. Z bliskich relacji, jakie miały miejsce w 2012 r., niektórzy wyciągnęli wniosek, iż uważam, że kwestią podstawową i konieczną jest uzyskanie statusu kanonicznego – jednak to zachowanie wiary i naszej tradycyjnej katolickiej tożsamości jest konieczne i pozostaje naszą podstawową zasadą.

Jednak w Kościele panuje coraz większy i większy rozdźwięk?

– Rzeczywiście, ale skoro nie mamy papieża, który zaprowadza porządek, to zmierzamy ku coraz większemu zamętowi. Wielkie niebezpieczeństwo polega na tym, że ta sytuacja może prowadzić do zniecierpliwienia; można mieć tego dość i dojść do wniosku, że obecny papież nie jest już papieżem. Tak już się dzieje. Niektórzy spośród kapłanów, którzy nas opuścili, oświadczyli, że nie uznają wyboru papieża Franciszka.

Zatem to, co się teraz dzieje, jest mieszaniną zniecierpliwienia i obaw?

– Gdy brakuje zaufania, ludzie skłonni są odbierać rzeczy w niewłaściwy sposób, w najgorszy z możliwych. Przedstawia się sytuację w sposób karykaturalny, kłamie się, a, gdy kłamstwa wciąż są powtarzane, ludzie w końcu dają im wiarę. Poza tym mamy do czynienia z prawdziwą kampanią dezinformacji.

Wasza Ekscelencja zapewne woli, gdy ludzie szukają odpowiedzi bezpośrednio u niego?

– Nigdy nie czyniłem nikomu zarzutu z tego, że pisał do mnie prosząc o doprecyzowania i wyjaśnienia. Ale publiczne stawianie oskarżeń i zarzutów odnośnie do naszych pozycji to coś bardzo poważnego. To czyni publikę sędzią w tej sprawie. Jest to postępowanie rewolucyjne. [Moi oskarżyciele] twierdzą, że są antyliberalni, ale stosują zasady rewolucji.

W jaki sposób możemy wykorzystać pisma abp. Lefebvre’a? Jaki posiadają one autorytet?

– Arcybiskup Lefebvre był naszym założycielem, tym, który dał naszemu bractwu zasady i ducha. To ma kapitalne znaczenie; arcybiskup posiadał łaskę jako fundator i dlatego w naszym bractwie ma szczególny autorytet. Co więcej, można powiedzieć, że dziś nasze bractwo znajduje się w podobnej sytuacji, jak w czasie, gdy zostało założone. Wydarzenia wokół nas są takie same: w Kościele panuje kryzys, podważana jest wiara, zasady moralne i dyscyplina.

Oczywiście są też różnice – nowe prawo kanoniczne, spotkania międzyreligijne w Asyżu – ale zasadniczo jest to ten sam kryzys, który zadaje Kościołowi śmiertelną ranę, skazuje dusze na zatracenie, dusi zakony i diecezje. Kapłaństwo jest nadal w takim samym stopniu zagrożone. Poza tym, sam Rzym postrzega nas w szczególny sposób ze względu na osobę naszego założyciela. Tak właśnie jest. Rzym całkowicie ignoruje ruchy sedewakantystyczne.

Zatem czy nie można powiedzieć, że skoro abp Lefebvre stwierdził coś przy jednej okazji, to jest to cały czas aktualne?

– Możemy sprawdzić, jak zachowywał się w podobnej sytuacji, ale nie możemy postępować na zasadzie „kopiuj-wklej”. Na przykład podczas „gorącego lata” 1976 r. abp Lefebvre wypowiedział się w sposób bardzo ostry – ale tylko wówczas. Mówił o „nieprawowitej Mszy”, o „nieprawowitych kapłanach”. Ale później już nigdy nie użył tych wyrażeń. Czy to znaczy, że Msza stała się bardziej „prawowita”? Oczywiście, że nie; użył on tych wyrażeń podczas lata, które było „gorące” w każdym znaczeniu tego słowa, ale już nigdy ich nie powtórzył.

Można by zapytać, co abp Lefebvre zrobiłby dzisiaj?

– Gdy w naszych czasach chcemy zastosować coś z przeszłości, to nie możemy zapominać, że dzisiejsze okoliczności nie są koniecznie i zupełnie identyczne z tymi, które panowały za czasów naszego założyciela. Możemy inspirować się jego duchem, ale nie możemy robić dokładnie tego samego. W gruncie rzeczy (manipulując cytatami – przyp. red.) każdy może sprawić, by abp Lefebvre mówił to, co ten ktoś sobie życzy.

W jednym z jego kazań można nawet znaleźć coś, co może wyglądać na sprzeczność. W słynnym kazaniu jubileuszowym z 1987 r. (na czterdziestolecie swojej sakry biskupiej) opowiedział o spotkaniu z kard. Ratzingerem, któremu powiedział: „Eminencjo, nawet jeśli dacie nam biskupów, to nie możemy współpracować”. Lecz później w tym samym kazaniu wyjaśnił wiernym, że coś niezwykłego wydarzyło się w Rzymie, że otrzymał interesującą propozycję i że prosi ich o modlitwę, aby doszła do skutku.

Zatem czy rzeczywiście można sprawić, żeby abp Lefebvre mówił to, co się chce?

– Owszem, ponieważ musiał on stawić czoła różnym sytuacjom i zająć stanowisko w każdej z nich. Jedynym wyjściem jest umieszczenie tych słów z powrotem w ich faktycznym kontekście. Nie doceniamy wagi kontekstu. To jedno z nieszczęść naszych czasów: wszystko absolutyzujemy, każde zdanie staje się absolutnym; zostaje wyrwane z kontekstu i przedstawiane jako bezwzględna zasada. Ale rzeczywistość taka nie jest. Istnieją różne formy wypowiedzi: kazanie, konferencja, wyjaśnienie, przykład. Niektórzy ludzie tracą w końcu umiejętność niuansowania i intelektualną uczciwość.

Częścią problemu, który dziś widzimy jest to, że ludzie nie zastanawiają się już nad tym, czy to, co zostało powiedziane, jest opinią czy dogmatem. Wszystko jest dogmatem, wszystko jest absolutne. Ale wiele wypowiedzi to tylko opinie, to znaczy, że wyrażając je musimy przyjmować możliwość istnienia opinii przeciwnych. Podam kilka przykładów. Słynna kwestia Kościoła soborowego: jaka jest jego natura? – To jest poziom opinii, a opinie mogą się różnić nawet wśród członków Bractwa Św. Piusa X.

Ale nie możemy uczynić z nich dogmatu i wzajemnie się potępiać z powodu różnicy opinii. Podobnie w przypadku tego, co nazywamy kwestią „nauczycielskiej władzy soboru”. Ta kwestia pozostaje otwarta. Rzym oświadcza, że ​​jest ona częścią magisterium zwyczajnego, ale nie wymaga od nas, w imię wiary, zaakceptowania go jako takiego. Arcybiskup Lefebvre uważał, że jest ono bliższe władzy przepowiadania, a więc może zawierać błędy.

Podsumowując, jakiej rady Wasza Ekscelencja udzieli wiernym?

– Pośród tych trosk, sercu każdego katolika musi pozostać drogie dobro całego Kościoła. Dokonujący się na naszych oczach rozwój naszego Bractwa jest źródłem radości, asumptem do dziękczynienia i dowodem na to, że zachowywanie wiary i tradycyjnej dyscypliny zawsze przynosi błogosławione owoce łaski. W świecie, który jest coraz bardziej wrogi zachowywaniu Bożych przykazań, trzeba dołożyć wszelkich starań, aby formować ludzi niezłomnych, którym leży na sercu uświęcenie własne i zbawienie wszystkich dusz.

Wywiad, który ukazał się w biuletynie „Le Rocher c’est le Christ” nr 88 (kwiecień–maj 2014 r.), przeprowadził ks. Klaudiusz Pellouchoud FSSPX.

PRZYPISY:
  1. „Nie wiem, jaka mogłaby być najwłaściwsza definicja… Jestem grzesznikiem. To jest najtrafniejsza definicja. Nie jest to jakaś figura, jakiś rodzaj literacki. Jestem grzesznikiem (…) Tak, można powiedzieć, że jestem trochę sprytny (un po’ furbo), wiem, jak się odnaleźć w wielu sprawach (muoversi), ale też jest prawdą, że jestem trochę naiwny…”
  2. Ks. Filip Toulza, Jean XXIII bienheureux? (‘Błogosławiony Jan XXIII?’), w: „Fideliter”, marzec–kwiecień 2008; „The Remnant”: A Statement of Reservations Concerning the Impending Beatification of Pope John Paul II, DICI nr 233 (16 kwietnia 2011 r.); ks. Jan Michał Gleize, Doutes sur une canonization (Doubts on a Canonization), w: „Le Courrier de Rome” nr 341, luty 2011, DICI nr 283, 18 października 2013); Le dilemma que pose la canonization de Jean-Paul II (The Dilemma Caused by John Paul II’s Canonization), w: „Le Courrier de Rome” nr 372, DICI nr 290 (14 lutego 2014 r.); ks. de la Roque, Jean-Paul II, doutes sur une beatification (Pope John Paul II: Doubts About a Beatification, Angelus Press), Clovis, 2010. 
Źródło informacji: http://news.fsspx.pl/

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.