_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

piątek, 26 lipca 2013

Christianitas nr 51


CHRISTIANITAS
NUMER 51

Fundacja św. Benedykta, Dębogóra 2013
ISSN: 1508-5813
ss. 320, oprawa miękka, cena 25,00 zł

Jest rok 2013, już lato. Kościołem katolickim rządzi dwieście sześćdziesiąty piąty następca świętego Piotra – nasz Papież Franciszek, jedyny Biskup Rzymu. Jednak jeszcze niedawno – możemy to nadal mierzyć w miesiącach, jeśli nie w tygodniach – w miejscu Franciszka stał ktoś inny: Benedykt XVI. Po blisko ośmiu latach pontyfikatu zaskoczył nas wszystkich swoją decyzją o rezygnacji. Zaskoczył – i sprowokował do sięgnięcia po zupełnie podstawowe, źródłowe objaśnienia tego, kim jest Papież i jakie znaczenie w pełnieniu jego posługi ma konkretna osoba.

Zadajmy więc sobie jeszcze raz te podstawowe pytania.

Pytanie pierwsze: Kim jest Papież? Odpowiedź: Zastępcą Jezusa Chrystusa na ziemi.

Pytanie drugie: Jak zostaje się Papieżem? Odpowiedź: Będąc (kolejnym) następcą świętego Piotra na rzymskiej Stolicy Biskupiej.

Oto dwie kwestie, w których wiara katolicka opisze – najkrócej, ale kompletnie – tę tajemnicę: papiestwo. Dwie kwestie, które są ze sobą nierozdzielne: zastępstwo i następstwo.

***************

Do nabycia w wybranych kioskach RUCH-u, KOLPORTER-a, EMPIK-ach i bezpośrednio u wydawcy

Zapomniane prawdy: Św. Franciszek do braci kustoszów o ubóstwie w liturgii


PIERWSZY LIST ŚW. FRANCISZKA DO KUSTOSZÓW

Plik:Franciszek1.jpg

1. Wszystkim kustoszom braci mniejszych, do których dojdzie ten list, brat Franciszek, sługa wasz najmniejszy w Panu Bogu, śle pozdrowienie z nowymi znakami nieba i ziemi, które są wielkie i najważniejsze u Boga, a przez wielu zakonników i innych ludzi uważane za najmniejsze.

2. Proszę was bardziej, niż gdyby chodziło o mnie samego, o ile to jest stosowne i uważalibyście za pożyteczne, błagajcie pokornie duchownych, aby ponad wszystko czcili Najświętsze Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz święte imiona i słowa Jego napisane, które konsekrują Ciało.

3. Kielichy, korporały, ozdoby ołtarza i wszystko, co służy do Ofiary, niech będą kosztowne.

4. I jeżeli w jakim miejscu Najświętsze Ciało Pana będzie umieszczone za ubogo, niech będzie według przepisów Kościoła umieszczone przez nich w miejscu godnym i zabezpieczone i niech je noszą z wielką czcią i roztropnie udzielają innym.

5. Także imiona i słowa Pańskie napisane, gdziekolwiek znajdą w miejscach nieodpowiednich, niech podejmują i składają w godnym miejscu.

6. I w każdym kazaniu, które głosicie, nakłaniajcie lud do pokuty i [przypominajcie], że nikt nie może zbawić się, jeśli nie przyjmuje Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej (por. J 6, 54);

7. A gdy kapłan je konsekruje na ołtarzu i na inne miejsce przenosi, niech wszyscy ludzie na klęczkach oddają chwałę, uwielbienie i cześć Panu Bogu żywemu i prawdziwemu.

8. I Jego chwałę tak głoście i opowiadajcie wszystkim narodom, aby o każdej godzinie i na głos dzwonu wszystek lud na całej ziemi zawsze oddawał chwałę i składał dzięki Bogu Wszechmogącemu.

9. I do którychkolwiek braci moich kustoszów dojdzie to pismo i przepiszą, i będą mieć u siebie, i przepiszą dla braci, którzy mają obowiązek głoszenia kazań i opiekę nad braćmi, i wszystko, co zawiera się w tym piśmie, będą głosić aż do końca, niech wiedzą, że mają błogosławieństwo Pana Boga i moje.

10. I niech tak będzie na mocy prawdziwego i świętego posłuszeństwa. Amen.

(„Pisma św. Franciszka z Asyżu”, wydanie trzecie, Ojcowie Kapucyni 1990, s. 188).

Dietrich von Hildebrand - Pseudoekumenizm


Fragmentt książki Dietricha von Hildebranda ”Spustoszona Winnica”


W książce „Koń trojański w mieście Boga” mówiliśmy o właściwym sensie używania słowa „ekumenizm”. Przedstawiliśmy też niektóre niebezpieczne nadinterpretacje tego pojęcia, które pojawiły się w okresie posoborowym. Pierwotny zamysł, jaki stał u źródeł ruchu ekumenicznego, wynikał z przekonania, że na schizmatyków, protestantów, żydów, muzułmanów, hinduistów czy buddystów nie można patrzeć jedynie jako na wrogów. Nie można jedynie podkreślać ich błędów, ale trzeba także wskazywać pozytywne elementy w ich religiach. Już pierwsza Encyklika Pawła VI Ecclesiam suam pokazywała, że inny jest stosunek do schizmatyków i do protestantów. Ci pierwsi są tylko schizmatykami – od protestantów natomiast różnią nas kwestie dogmatyczne. Zupełnie czym innym jest jednak stosunek katolików do wszystkich niechrześcijan. Trzeba tu zróżnicować, czy chodzi o naszą relację z monoteistami, czyli na przykład żydami i muzułmanami, czy o stosunek do wyznawców religii niemonoteistycznych. Jakkolwiek jednak nie rozumielibyśmy znaczenia ekumenizmu, jedna rzecz nie ulegała wątpliwości: nie wolno dla jedności zawierać takich kompromisów, które groziłyby odstąpieniem choćby na jotę od depositum catholicae fidei.

Tu zajmiemy się przede wszystkim stosunkiem do żydów. Właśnie z nimi łączy nas głęboka więź. Łączy nas o tyle, o ile uznaje się Stary Testament za prawdziwe objawienie Boga; z drugiej strony pozostajemy do nich w osobliwym stosunku przeciwieństwa, bowiem zaprzeczają oni objawieniu Boga w Chrystusie i w objawieniu tym widzą zafałszowanie.

Otóż źle rozumiany ekumenizm – choroba, którą można by nazwać pseudoekumenizmem – tu właśnie przyniósł najbardziej zaskakujące rezultaty. Powszechną wręcz opinią stało się dziś w Kościele spoglądanie na religię Izraela jako na równoległą drogę do Boga, która może jest tylko trochę mniej doskonała niż droga chrześcijan. Nie powinno się już więcej próbować nawracać żydów – powinno się, co ma być wyrazem szacunku i respektu, pozwolić im podążać własną drogą. Ten pogląd pozostaje jawnie w radykalnej sprzeczności ze słowami Chrystusa i intencją Apostołów. Czyż mało jest fragmentów w Ewangeliach, gdzie Chrystus daje wyraz swemu bólowi, że Żydzi go nie poznali? Czyż tymi, którym zwiastował Objawienie Boże, apostołami i uczniami nie byli właśnie Żydzi? Czy Piotr na pytanie Chrystusa: „Za kogo mnie macie?”, nie powiedział: „Tyś jest Chrystus, Syn Boga Żywego” (Mt 16,16)? I czy pierwszym zadaniem Apostołów po Zesłaniu Ducha Świętego nie było nawrócenie Żydów do pełnego objawienia chrześcijańskiego? Gdy Żydzi pytali apostołów: „Bracia, cóż winniśmy czynić?”, Piotr odpowiedział: „Żałujcie za grzechy i niechaj każdy z was da się ochrzcić” (Dz 2,37). Czyż święty Paweł nie mówił o nawróceniu Żydów jako o wielkim celu i czyż nie powiedział „odłamane zostały z powodu niewiary” (Rz 11,20) i dalej „ale i oni, jeżeli nie będą trwali w niewierze, zostaną wszczepieni” (Rz 11,23)? Czyż fakt, że Nowy Testament stanowi wypełnienie Starego, nie jest oczywistym przeświadczeniem i dla katolików, i dla protestantów?To przeświadczenie jest znacznie głębsze aniżeli uznanie Starego Testamentu za Objawienie Boże.

Abstrahując już od tego, że rozpowszechniona dziś w Kościele opinia pozostaje w sprzeczności ze słowami Chrystusa i apostołów – ba, z całą nauką Kościoła – jest ona także objawem wielkiego braku miłości do Żydów.Najgłębszym źródłem prawdziwej miłości bliźniego jest troska o jego zbawienie wieczne. Dlatego przy każdym spotkaniu z innym człowiekiem należy upatrywać w nim albo żywego członka Ciała Chrystusa, albo katechumena in spe.Niech nikt nie mówi: człowiek może zdobyć swe zbawienie wieczne także poza Kościołem – czy to jako protestant, czy jako niechrześcijanin – bo jest to dogmat zdefiniowany już w czasie I Soboru Watykańskiego.

Tak jest z pewnością, ale nie zmienia to niczego w nakazie Chrystusa: „Idźcie na cały świat, uczcie wszystkie narody i chrzcijcie je” – podobnie jak nie ulega zmianie ogromne znaczenie uwielbiania Boga w prawdzie, w Chrystusie, per ipsum, cum ipso, et in ipso. Chwała Boga [glorificatio], która możliwa jest tylko w prawdziwej wierze, w związku z Bogiem przez łaskę uświęcającą i wszystkie sakramenty, ma nieskończoną wartość. Tego zatem wezwania do apostolstwa, które wypływa z prawdziwej miłości do Chrystusa, nie można oddzielać od prawdziwej miłości bliźniego. Miłość bliźniego ufundowana jest bowiem na miłości Chrystusa.

Dziś na miejsce prawdziwej miłości wkracza grzeczny szacunek – typowy przykład „zeświecczenia”. Jeszcze gorszy jest fakt, że rezygnuje się z przyporządkowania Starego Testamentu Nowemu. Trzeba zapytać: czy Chrystus jest tym Mesjaszem, o którym mówi Izajasz – czy jest on Synem Boga, który zbawił ludzkość? Jeśli tak, to oczekiwanie na innego Mesjasza jest oczywistym błędem, a nie równoległą drogą do Boga. Twierdzenie takie, w świetle Prawdy i przed Bogiem, jest zdradą Chrystusa i zaprzeczeniem faktu, że objawienie Starego Testamentu stanowi istotną część Objawienia chrześcijańskiego.Czy Chrystus jest Synem Boga – Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba? Czy jest On przyrzeczonym Abrahamowi przez Boga Zbawcą? Czyż Chrystus nie powiedział: „Abraham, ojciec wasz, cieszył się, że miał oglądać dzień mój, i oglądał i radował się” (Jan 8,56); i dalej czy nie mówił: „Nie przyszedłem znieść prawa, ale je wypełnić” (Mt 5,17)? Jak to możliwe, że pseudoekumenizm przyniósł owoce, które pozostają w radykalnej opozycji do Ewangelii, nauki apostołów i Kościoła? Powszechny pogląd na nawrócenie Żydów pozostaje zatem w jaskrawej sprzeczności w stosunku do nauki Ewangelii i Listów świętego Pawła. Nauce tej w takim samym stopniu przeczy inna, rozpowszechniona opinia dotycząca przyjmowania niekatolików do Kościoła świętego. Można dziś spotkać wielu teologów, duszpasterzy, a nawet misjonarzy, którzy twierdzą, że prawdziwym zadaniem katolika nie jest już nawrócenie pojedynczego człowieka na katolicyzm – ale połączenie danej wspólnoty religijnej w całości z Kościołem katolickim – i to tak, aby wspólnota ta nie musiała zmieniać swej wiary. To miałby być cel prawdziwego ekumenizmu. Protestantowi, muzułmaninowi lub hinduiście, którzy – w prawdziwym sensie tego słowa – chcieliby się nawrócić, trzeba by raczej powiedzieć, że powinni stać się lepszym protestantem, muzułmaninem czy lepszym hinduistą. Czyż ci teologowie, księża i misjonarze w ogóle czytali kiedykolwiek Ewangelię? A może zapomnieli, co Chrystus powiedział przed Wniebowstąpieniem: „Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16,15-16).

W tej rozpowszechnionej postawie, w owym wypaczonym ekumenizmie, kryje się wiele ciężkich błędów. Po pierwsze: jest to jawne ignorowanie nakazu Chrystusa. Po drugie: wobec niechrześcijan jest to fatalne pomniejszenie Objawienia Boga. Teologowie ci zachowują się tak, jakby Objawienie Boga w Chrystusie, czy też śmierć Chrystusa na krzyżu były czymś zbytecznym. Bowiem z punktu widzenia wyznawców pseudoekumenizmu wszyscy zostaliby zbawieni wtedy, gdy dochowaliby wierności swej religii. Dotyczy to przede wszystkim Żydów.

Po trzecie: w takiej postawie objawia się całkowity brak zainteresowania Prawdą. Pytanie o to, która religia jest prawdziwa, traci zupełnie znaczenie. Ostateczna powaga, która przynależy prawdzie, i od której zależny jest los wszelkiej religii, zostaje zignorowana. W ten sposób jednak niszczy się istotę Kościoła świętego – ba, całej religii chrześcijańskiej! Nie ma wtedy racji dla ich istnienia. Albo nauka Kościoła jest prawdziwym objawieniem Boga – objawieniem Chrystusa, czyli czymś absolutnie i bezwarunkowo prawdziwym, albo jest niczym.

Po czwarte: ze stanowiska tego wynika eliminacja chwały Boga – glorificatio. Jakąś rolę odgrywa wyłącznie zbawienie – salvatio.

[...] Po piąte w końcu: w opisanej tu, rozpowszechnionej postawie teologicznej przejawia się w najwyższym stopniu depersonalizacja i kolektywizm, który polega na tym, że liczy się nie osoba, a tylko wspólnota. Indywiduum nie potrzebuje nawrócenia, nie potrzebuje przewodnika od ciemności do światła, nie potrzebuje w pełni doświadczyć objawienia Chrystusa, nie potrzebuje zdobyć udziału w nadprzyrodzonym życiu łaski przez chrzest i doznawać strumienia łaski za Pośrednictwem sakramentów. Ważne ma być jedynie zewnętrzne połączenie wszystkich wspólnot religijnych. Tylko, że takie połączenie nigdy nie będzie jednością- będzie tylko sumą. Dążenie do owej pozornej jedności jest typowym skutkiem ciężkiego błędu, który polega na przedkładaniu jedności nad prawdę. Czyż teologowie ci nie widzą, że taki zewnętrzny związek nie przyczyniałby się w żadnej mierze do uwielbienia Boga i w żadnej mierze nie byłby wypełnieniem uroczystego nakazu Chrystusa i jego modlitwy: Ut unum sint?!

Apostolstwo należy do istoty Kościoła świętego; apostolstwo, czyli dążenie do nawrócenia każdej duszy, która w oczach Kościoła znaczy więcej niż los jakiejkolwiek naturalnej wspólnoty. Apostolstwo jest koniecznym owocem tak miłości Boga, jak też prawdziwej miłości bliźniego. Miłość Boga pobudza Kościół, ale także prawdziwego chrześcijanina do tego, by pociągnąć każdego człowieka do pełnego światła prawdy, którą zawiera nauka świętego Kościoła. Każdy chrześcijanin musi tęsknić do tego, by wszyscy poznali objawienie Chrystusa i odpowiedzieli na nie wiarą; aby każde kolano zgięło się przed Jezusem Chrystusem. I tego samego wymaga prawdziwa miłość bliźniego. Jak mogę kogoś kochać i nie płonąć pragnieniem, by poznał on Jezusa Chrystusa, jednorodzonego Syna Bożego i Epifanię Boga, aby nie został pociągnięty do Jego światła, aby w Niego wierzył, kochał Go, by wiedział, że jest przez Niego kochany? Jak mogę kochać bliźniego, nie życząc mu już na ziemi największego szczęścia: błogosławionego spotkania z Jezusem Chrystusem? Jak mogę się zaspokoić tym, że nieskończone miłosierdzie Boga – być może – mimo błędnej wiary albo niewiary danego człowieka nie odmówi mu wiecznego szczęścia?

Zaprawdę, wszelkie dzieła miłości bliźniego są niczym, jeśli stanę się obojętny wobec tego, co jest najwyższym dobrem człowieka: znalezienie prawdziwego Boga i włączenie się do mistycznego Ciała Chrystusa.Widzimy, do jakich strasznych błędów może prowadzić pseudoekumenizm i do jakich, niestety, wielokrotnie doprowadził. Nie ma to nic wspólnego z duchem prawdziwego ekumenizmu, więcej: radykalnie mu zaprzecza.

Źródło informacji: http://fides-et-ratio.pl

Piękno tradycyjnej liturgii c.d.






Zdjęcia pochodzą ze strony Una Voce Austria

Ks. Gleize FSSPX: Czy można mówić o „Kościele soborowym”?

Prezentujemy fragment wywiadu udzielonego miesięcznikowi „The Angelus” (pismo amerykańskiego dystryktu FSSPX) przez ks. Jana Michała Gleize’a, członka Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X. Ks. Gleize – wykładowca eklezjologii w seminarium św. Piusa X w Ecône oraz członek delegacji FSSPX podczas toczących się w latach 2009–2012 rozmów doktrynalnych ze Stolicą Apostolską – odpowiada na pytania dotyczące niektórych kwestii zawartych w studium jego autorstwa, zatytułowanym Czy można mówić o „Kościele soborowym”?

Niedawno wyraził ksiądz zdanie, że określenie „Kościół soborowy” nie oznacza instytucji odrębnej od Kościoła katolickiego, ale raczej „tendencję” w nim istniejącą. Czy logiczną konsekwencją tej teorii nie byłby postulat, żeby ruch tradycjonalistyczny dołączył do oficjalnych struktur Kościoła, aby od wewnątrz walczyć z tą soborową „tendencją” i w ten sposób doprowadzić do triumfu Tradycji?

– Ja z kolei zapytam, co pan ma na myśli mówiąc o „oficjalnych strukturach”? Logicznie rzecz biorąc, to wyrażenie wprowadza rozróżnienie pomiędzy jedną strukturą a drugą, która miałaby być nieoficjalna. Co to, pańskim zdaniem, jest? Ja widzę to w ten sposób, że istnieje [jeden] Kościół ze swoimi widzialnymi strukturami, w których znajdują się dobry duch i zły duch – ten ostatni spętał umysły przywódców i sieje spustoszenie, powołując się na rządy [legalnej] hierarchii. Jeśli istnieje oficjalna struktura, do której nie należymy i do której powinniśmy powrócić, to albo jest to widzialna hierarchia Kościoła katolickiego, a my jesteśmy schizmatykami i jako tacy znajdujemy się poza widzialnym Kościołem, albo też istnieje widzialna hierarchia inna niż ta Kościoła katolickiego i my jesteśmy Kościołem katolickim o tyle, o ile jest on różny od Kościoła soborowego. Ale gdzie wówczas jest nasz papież? Czy nasz papież jest biskupem Rzymu i kto jest biskupem Rzymu w naszej Tradycji?

Ze strony władz Bractwa często można usłyszeć, że jest konieczne, aby „pomóc Kościołowi katolickiemu odzyskać jego Tradycję”. Czy nie uważa ksiądz, że tego rodzaju oświadczenia mogą dezorientować wiernych? Kościół katolicki nie może istnieć bez swojej tradycji, bo wówczas nie byłby już Kościołem katolickim.

– Jeśli rozpatrywać Kościół przenośnie, jako osobę, to wówczas pańskie pytanie ma sens. Ale Kościół nie jest osobą jak pan czy ja; jest społecznością, zatem sprawy nie są takie proste. „Pomóc Kościołowi katolickiemu odzyskać jego Tradycję” to wyrażenie, w którym część jest określana mianem całości i oznacza tych ludzi Kościoła, którzy są zakażeni przez złego ducha. Ta figura stylistyczna jest uprawniona i człowiek dobrej woli błędnie jej nie zinterpretuje. W przeszłości papieże mówili o „reformowaniu Kościoła”, a przecież Kościół jako taki nie potrzebuje być reformowany. A zatem papieże nie mieli na myśli Kościoła per se, ale pewne osoby w Kościele.

Ale czy ksiądz naprawdę uważa, że możemy mówić o „tendencji” opisując modernizm, który sieje spustoszenie w Kościele, odkąd liberalne i masońskie idee II Soboru Watykańskiego zostały, że tak powiem, zinstytucjonalizowane przez reformy wpływające na wszystkie aspekty życia Kościoła: liturgię, katechizm, rytuał, Pismo święte, trybunały kościelne, szkolnictwo wyższe, Magisterium, a przede wszystkim na prawo kanoniczne?

– Ma pan rację mówiąc „że tak powiem”. To jest rzeczywiście dowód (być może mimowolny), że tu znowu sprawy nie są takie proste. Proszę zresztą nie zapominać, że nie jestem pierwszym, który mówi o „tendencji”, opisując obecną sytuację Kościoła zainfekowanego modernizmem. Proszę sobie przypomnieć Deklarację z 1974 r., którą abp Lefebvre chciał uczynić statutem Bractwa. Arcybiskup mówi tam właśnie o „Rzymie o neomodernistycznej i neoprotestanckiej tendencji, która wyraźnie zaznaczyła się podczas II Soboru Watykańskiego, a po soborze we wszystkich z niego wynikających reformach”. Abp Lefebvre nie twierdzi, że istnieją dwa Rzymy lub dwa Kościoły diametralnie sobie przeciwstawne, jak byłyby dwa mistyczne ciała i dwie społeczności. Stwierdza on, że istnieje [jeden] Rzym i Kościół, jedno Mistyczne Ciało Chrystusa, którego widzialną głową jest papież – biskup Rzymu i Wikariusz Chrystusa. Ale istnieją też złe tendencje, wprowadzone do tegoż Kościoła przy pomocy fałszywych idei, które sieją spustoszenie w umysłach tych, którzy dzierżą władzę w Rzymie. Nawiasem mówiąc jest to argument powtarzany w ostatnim lutowym numerze „Le Courrier de Rome”.

Tak, reformy są złe, a ich rezultatem jest zaszczepienie tych tendencji (które wciąż pozostają tendencjami) w materii, która została zreformowana; mamy zatem nową Mszę, nowe sakramenty, nowe Magisterium, nowe prawo kanoniczne. A zatem również nowy Kościół. Ale te wyrażenia mają zwrócić uwagę na zepsucie, które sieje spustoszenie w Kościele, nie zaś na istnienie innego, odrębnego Kościoła.

Na przykład w trakcie przesłuchania, które odbyło się w dniach 11–12 stycznia 1979 r., w odpowiedzi na pytania postawione przez przedstawicieli Kongregacji Nauki Wiary abp Lefebvre mówił o nowej Mszy w sposób następujący: „Obrzęd ten sam w sobie nie wykłada katolickiej wiary w sposób tak klarowny, jak dawne ordo missae, a w konsekwencji może sprzyjać herezji. Jednakże nie wiem, komu należałoby to przypisać, ani nie wiem, czy papież jest za to odpowiedzialny. Co najbardziej zdumiewa, to fakt, że ordo missae o posmaku protestanckim, a zatem «favens haeresim» (łac. ‘promujące herezję’), mogło zostać ogłoszone przez Kurię Rzymską”1. Proszę zauważyć, że wszystkie jego słowa są wyważone: „nie w tak klarowny sposób, jak”, „może sprzyjać”, „o posmaku protestanckim”, „favens (promujące)”. Są to słowa człowieka mądrego, słowa człowieka, który zwraca uwagę na to, co mówi. Abp Lefebvre powiedział także: „Nigdy nie zaprzeczałem temu, że te Msze odprawiane wiernie według novus ordo są ważne, ani nigdy nie mówiłem, że są heretyckie czy bluźniercze”2.

Trzeba więc uważać! Bądźmy stanowczy, ale unikajmy przesadnych uproszczeń. Złe tendencje słabiej lub mocniej utrwalają się w życiu Kościoła, ale nie możemy powiedzieć, że zawsze i wszędzie istnieją nowe instytucje całkowicie obce Kościołowi. We wszystkich wymienionych przez pana przykładach chodzi o kwestię innowacji ukutych przez ludzi Kościoła. Ale władza, której użyli, aby (dość brutalnie) narzucić te nowości – to jedno, a widzialna hierarchia, do której należą, to drugie. Liberalne i masońskie idee II Soboru Watykańskiego zostały „zinstytucjonalizowane”, jeśli chce pan używać tego określenia, ale zastanówmy się, co rozumiemy pod tą formułą: są to właśnie nowe idee, które leżą u podstaw nowych tendencji. Idee mają ogromne konsekwencje, ale są one subtelnie zaszczepiane w umysłach ludzi, nie są instytucją, jak może nią być cały odrębny Kościół (ks. Gleize używa tu słowa Kościół w rozumieniu potocznym, tj. jako „związek wyznaniowy” – przyp. tłum.). Inaczej każdy by to dostrzegł i każdy by o tym mówił, nie sądzi pan? Jak wytłumaczyć fakt, że wielu ludzi, o których możemy zasadnie przypuszczać, że są dość przenikliwi i kierują się dobrą wolą, nadal uważa, że Kościół pozostał Kościołem, mimo że przeważa w nim chaos?

Bez wątpienia, ale te tendencje nie są katolickie! Są one przyczyną utraty wiary i oddzielają wiernych od Kościoła. To nie my opuściliśmy Kościół katolicki; to oni – mimo że udało się im przejąć zwierzchnictwo nad jego oficjalnymi strukturami. Znajdujemy się zatem w konfrontacji ze strukturą, z instytucją różną od Kościoła katolickiego. Jeśli by tak nie było (czyli gdyby to był Kościół – przyp. tłum.), to bylibyśmy jej członkami!

– Podążając konsekwentnie za pańską logiką trzeba by stwierdzić, że Kościół soborowy istnieje jako schizmatycka sekta, formalnie różna od Kościoła katolickiego. Zatem: wszyscy jego członkowie są co najmniej schizmatykami materialnymi, włącznie z tymi wszystkimi, którzy do niego dołączyli; są oni poza Kościołem; nie można udzielać im sakramentów, dopóki publicznie nie wyrzekną się błędów; soborowi papieże są antypapieżami. Jeśli jesteśmy Kościołem katolickim, to albo nie mamy papieża (a wówczas jak objawia się nasz widzialny charakter?), albo mamy (ale skoro tak, to kto nim jest i czy jest on biskupem Rzymu?).

Co do miejsca papieża w tym wszystkim, to z pewnością trzeba przyznać, że mamy tutaj do czynienia z tajemnicą, tajemnicą nieprawości.

– Bez wątpienia, jednak tajemnica to prawda, która przewyższa rozum; [założenie,] że Kościół miałby być stale pozbawiony głowy, to absurd przeciwny obietnicy [jego] niezniszczalności. Jedną z racji, dla których założyciel Bractwa Świętego Piusa X mógł odrzucić hipotezę sedewakantyzmu, było to, że „kwestia widzialności Kościoła jest nazbyt istotna dla jego istnienia, aby Bóg mógł obejść się bez niej przez dziesięciolecia; rozumowanie tych, którzy utrzymują, że papieża nie ma, stawia Kościół w położeniu, z którego nie ma wyjścia”3.

Tok pańskiego rozumowania w mniejszym lub większym stopniu sprowadza się do sedewakantyzmu. To nic nowego; to stary błąd, który został już potępiony przez założyciela Bractwa Świętego Piusa X. Proszę o wybaczenie, jeśli pana rozczaruję, ale nie podejmę ryzyka bycia mądrzejszym od Salomona! (…) 40 lat episkopatu abp. Lefebvre’a ma swoją wagę – jeśli nie w oczach ludzkich, to w Bożych. Abp. Lefebvre był wielkim człowiekiem, wielkim biskupem, ponieważ był człowiekiem Kościoła (źródło: dici.org, 7 czerwca 2013).

1. Mgr Lefebvre et le Saint-Office, „Itinéraires” 233 (maj 1979), s. 146–147. 
2. Abp Lefebvre, konferencje wygłoszone w seminarium w Ecône 2 i 10 stycznia 1983 r. 
3. Abp Lefebvre, konferencja wygłoszona w seminarium w Ecône 5 października 1978 r. 

Źródło informacji: http://news.fsspx.pl

Zapomniane prawdy c.d.

Odnowa liturgii jest w naszych rękach

Liturgia.pl

„Zamiast z drżeniem zastanawiać się nad tym co papież Franciszek sądzi na temat każdego detalu celebracji liturgicznej zajmijmy się raczej pracą, którą każdy z nas powinien wykonać”.

Mody dziwne niszczące liturgię – cz. 1: Moda kwiatowa.

Sacerdos Hyacinthus

 BLOG KAPŁANA RZYMSKOKATOLICKIEGO

________________________________

„Któż więc, Boże, stanie w obronie tego łagodnego Baranka,który nigdy nie otworzył ust swoich w swojej sprawie, lecz zawsze tylko w naszej?”
(Św. Pio z Pietrelciny)

Destrukcja kultu Najświętszego Sakramentu postępuje. Od kilkudziesięciu lat dzieją się w Kościele sprawy dziwne, które mają jeden wspólny mianownik: stopniowe rugowanie oznak czci, pokory, wiary, pietyzmu i szacunku dla największej świętości, jaką pozostawił nam Jezus Chrystus, czyli dla Najświętszego Sakramentu. O tym najpoważniejszym problemie Kościoła pisałem w artykule Adagium kapłańskie, opublikowanym z datą 13 maja br.. Polecam ten artykuł z pełną odpowiedzialnością za każde pomieszczone tam słowo.

Rozpowszechniają się pewne mody. Ktoś gdzieś coś zapoczątkuje a potem znajduje wielu bezmyślnych lub świadomych naśladowców.

Dzisiaj o dziwnej modzie kwiatowej. Przez całe wieki architektura katolickich kościołów wyrastała z wiary i prowadziła do wiary. Szczegóły były ważne i celowe. Balaski (balustrada) miały na celu między innymi umożliwić wiernym godne przyjmowanie Komunii Świętej w szlachetnej królewskiej postawie klęczącej. Elementem podkreślającym wzniosłość wydarzenia było przykrywanie balustrady na czas rozdzielania Komunii Świętej pięknym białym obrusem (zaszczytne zadanie ministrantów).

Destrukcja: dzisiaj w wielu kościołach balustrady nie ma, a jeśli jest, nie przykrywa się jej pięknym białym obrusem, pozbawiając ministrantów zaszczytnego zadania przygotowania miejsca do godnego przyjmowania Komunii Świętej przez wiernych.

Zapanowała moda: w coraz większej liczbie kościołów, w których ostały się balaski, stawia się na nie kwiaty. Są różne aranżacje: na balustradzie kładzione są bukiety kwiatów, stawia się na niej flakony, bądź doniczki z kwiatami. Ta moda dziwna uniemożliwia wiernym przyjmowanie Komunii Świętej przy balustradzie.

Elementarne pytania, jakie stawia filozofia klasyczna (realistyczna), obnażają absurdalność wspomnianej mody kwiatowej. Patrząc na balustradę stawiamy pytania: Co to jest? Po co to jest? Byt i jego celowość. I jedno i drugie zostają zaprzeczone przez modę dziwną – kwiatową.
Jak długo jeszcze będziemy milczeć, gdy stopniowo – element po elemencie – ruguje się oznaki czci, pokory, wiary, pietyzmu i szacunku dla największej świętości, jaką pozostawił nam Jezus Chrystus, czyli dla Najświętszego Sakramentu? Kogo to obchodzi? Sposób potraktowania tych kwestii to papierek lakmusowy naszej wiary w rzeczywistą obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Serce wiary katolickiej!

Uczynimy rzecz piękną i dobrą, gdy podejmiemy wszelkie godziwe starania, aby przywrócić w naszych kościołach i parafiach zwyczaj przyjmowania Komunii Świętej przy balaskach nakrytych białym obrusem.

Kilka dni temu pytali mnie ludzie o pewne szumnie zapowiadane masowe wydarzenie z nurtu pneumatyków afroamerykańskich. Dawałem jedną odpowiedź: Idźcie przed Tabernaculum! Tam jest WSZYSTKO. BÓG.

W swoim wystąpieniu na XI Zwyczajnym Zgromadzeniu Ogólnym Synodu Biskupów w Watykanie, w październiku 2005 roku, Abp Jan Paweł Lenga, Ordynariusz Karagandy (Kazachstan) mówił:

„Prośmy Ducha Świętego, aby rozpalił w naszych sercach «gorliwość o dom Pański» i o jego największy skarb, którym nie jest jakiś przedmiot czy teoria, lecz Ciało i Krew naszego Boga i Zbawiciela. Być może moglibyśmy uczyć się tego od św. Ojca Pio z Pietrelciny, świętego czciciela Eucharystii żyjącego w naszych czasach. Oto jego słowa: «O Ojcze święty, ile profanacji, ile świętokradztw musi znosić Twoje łaskawe serce! Któż więc, Boże, stanie w obronie tego łagodnego Baranka, który nigdy nie otworzył ust swoich w swojej sprawie, lecz zawsze tylko w naszej?» (Epist. II, s. 344)”.

Powtórzmy: „Któż więc, Boże, stanie w obronie tego łagodnego Baranka, który nigdy nie otworzył ust swoich w swojej sprawie, lecz zawsze tylko w naszej?”
Adoremus in aeternum Sanctissimum Sacramentum!

* * *

Po Soborze Watykańskim II Pan Bóg nie zmienił poglądów.

* * *

Jeżeli nie klękniemy przed Panem Bogiem,
Rok Wiary będzie mnożeniem słów i oklasków.

Nova et Vetera nr 12


NOVA ET VETERA

NR12/MMXIII

Nova et Vetera 11. Abdykacja Benedykta XVI

Ukazał się 12 numer magazynu Nova et Vetera, a w nim między innymi:

- czy Msza Trydencka rozbija jednośc Kościoła - zastanawia sie dr Tomasz Dekert

- O wciąż żywym kulcie Najświętszego Sakramentu jako sile katolicyzmu w Polsce pisze x. Marcin Węcławski

- Co naprawdę o III Tajemnicy Fatimskiej wie Benedykt XVI i dlaczego dotąd nie zostało to ujawnione?

- Bez wierności poleceniom Mattki Bożej spychamy świat ku zagładzie a siebie narażamy na wieczne potępienie;

- O zakonie jezuitów jako papieskiej Armii pisze Kajetan Rajski, a o Mistyce chorału Michał Jędryka;

- Zastanawiamy się także, co będzie przyszłością Europy: chrześcijaństwo czy szariat, a także dlaczego nasilają się prześladowania katolików.

Oprócz tego, jak zawsze, informacje z życia Tradycji w Polsce i w świecie, w tym piękny fotoreportaż z Mszy św. neoprezbitera Kacpra Nawrota , informacje z zycia CKiT i Skautów św. Bernarda.

***

Aby zamówić numer magazynu wystarczy przekazać do Instytutu swój adres. Można to zrobić przez:

pocztę elektroniczną: sekretariat@wieden1683.pltelefonicznie, dzwoniąc pod jeden z numerów telefonu: 22 258 47 22, kom: 601 313 375 lub wysyłając na powyższy numer SMS o treści Biuletyn z imieniem i nazwiskiem oraz adresem korespondencyjnym

Uwaga, Magazyn Nova et Vetera jest wysyłany pocztą tradycyjną, nie elektroniczną. Prosimy zatem o podawanie pełnych adresów do korespondencji, nie zaś adresów e-mail.

Po otrzymaniu magazynu lub wcześniej prosimy, wedle uznania, o dobrowolną wpłatę na rzecz Centrum Kultury i Tradycji Wiedeń 1683 – dzięki takim wpłatom możliwe będzie utrzymanie Centrum i jego rozwój oraz wydawanie kolejnych numerów magazynu.

Ofiary można wpłacać na konto:

Centrum Kultury i Tradycji
94 2490 0005 0000 4520 5605 1426 z dopiskiem: cele statutowe

Bp Tissier de Mallerais FSSPX: Nie jesteśmy Kościołem równoległym

Fragment kazania bp. Bernarda Tissiera de Mallerais’go, wygłoszonego 28 czerwca br. w Ecône w Szwajcarii, w seminarium duchownym p.w. św. Piusa X, podczas ceremonii święceń kapłańskich i diakońskich.

[Wy, kandydaci do święceń,] będziecie kapłanami w czasie kryzysu w Kościele. Tak długo, jak Bóg zechce – nie nam znać dnia ani godziny [kiedy się on skończy]. Lecz wy będziecie świadkami. Praktycznie od początku istnienia Bractwa, po owym liście pochwalnym rzymskich duchownych1, byliśmy potępiani, prześladowani, wykluczani, skazywani na wygnanie kanoniczne i psychologiczne, a jednak trwaliśmy. To jest tajemnicze, to nie wydaje się normalne; powiedziałbym, że to coś wyjątkowego. To, co nie jest normalne, to Kościół okupowany przez jego wroga. Zatem od początku musimy znosić próby, drodzy młodzi kapłani, drodzy przyszli kapłani, błogosławieni prześladowani. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie. Nie czujemy się szczególnie przygnębieni, ale prześladowania mogą być coraz dotkliwsze. Trzeba wytrwać, trzeba stać niewzruszenie i prosić Matkę Bożą o siłę do bycia wyznawcą wiary. O bycie takim, jak byli święci.

Spójrzcie na św. Hilarego z Poitiers, biskupa Poitiers w Galii w czasach arianizmu, gdy większość chrześcijan stała się heretykami, arianami. Tak więc św. Hilary w Poitiers pozostał biskupem katolickim, ale cesarz skazał go na wygnanie do Egiptu. Co by się stało, do czego by doszło, gdyby pozostał w Galii? Musiałby układać się z herezją. Szczęśliwy Hilary, że poszedł na wygnanie, aby głosić wiarę katolicką, wiarę w Trójcę Świętą! Oto przykład dobrze oddający naszą sytuację. Znajdujemy się w sytuacji przypominającej wygnanie, lecz na szczęście możemy swobodnie głosić całą wiarę bez zawierania kompromisów z błędem.

Naszym powołaniem podczas tego kryzysu w Kościele, drodzy młodzi księża – może to was uspokoi – naszym powołaniem nie jest wstrzykiwanie Kościołowi soborowemu antymodernistycznej szczepionki, ale niesienie skarbu Kościoła, co też czynimy. Niezniszczalny Kościół nie może utracić skarbu swojej Tradycji, swojej wiary, swego kapłaństwa. Musi być ktoś, kto niesie ten skarb. I my kimś takim jesteśmy. Myślę, że w ten sposób należy postawić tę kwestię. Na wygnaniu, doświadczając ostracyzmu, niesiemy Kościół. Oto, co nas inspiruje, drodzy wierni, drodzy księża, drodzy moi współbracia [w biskupstwie]. Spójrzcie na Dzieciątko Jezus niesione na wygnaniu w Egipcie przez św. Józefa. Św. Józef niósł Jezusa na wygnaniu, Kościół miał swój początek na wygnaniu, a jednak wciąż istnieje. On nie może przestać istnieć. Jezus, Dzieciątko Jezus było w zalążku Kościoła katolickiego, ponieważ On jest głową swego Mistycznego Ciała. W tej sytuacji zesłania, On był na zesłaniu. My, podczas naszego wygnania, niesiemy Kościół. Nie obawiajcie się, my to czynimy i wy będziecie to czynić. [Pełnić] zadanie, którego jesteśmy zupełnie niegodni.

Nie jesteśmy nie wiadomo czym, nie jesteśmy sektą, nie jesteśmy małym Kościołem, który nigdy nie wróci do wielkiego Kościoła. Oczywiście, zgoda, nie jesteśmy niczym takim. Nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy jakimś Kościołem równoległym, nawet po święceniach biskupich. Kościół równoległy – ten jest gdzie indziej. Myślę, że się rozumiemy. Jesteśmy Kościołem katolickim [w jedności] z wiecznym Rzymem.

Zatem, drodzy przyszli kapłani, drodzy przyszli diakoni, bądźcie tymi, którzy niosą Kościół. Bądźcie dumni, a jednocześnie pokorni, ponieważ jesteśmy niczym. Jest tajemnicą, że Bóg wybrał abp. Lefebvre’a i jego małą wspólnotę Tradycji, aby niosła Kościół. To wybitne powołanie, wyjątkowe, źródło nieocenionych łask, pod warunkiem, że je gromadzimy (źródło: laportelatine.org, 3 lipca 2013).

W tłumaczeniu zachowano mówiony styl wypowiedzi.

18 lutego 1971 r. Jan Józef kard. Wright, prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa, napisał decretum laudis, list pochwalny pod adresem nowo powstałego seminarium w Ecône i statutów Bractwa. Skan tego listu, w jęz. łacińskim, jest dostępny w serwisie internetowym francuskiego dystryktu FSSPX.

Źródło informacji: http://news.fsspx.pl

Piękno tradycyjnej liturgii (video) c.d.

Zapomniane prawdy c.d.

"W wypadku zagrożenia dla wiary, podwładni powinni upominać przełożonych nawet publicznie. I tak nawet Paweł, który był podwładnym Piotra, strofował go publicznie, a powodem tego było grożące zaburzenie w sprawach wiary. I tak to rozumie glosa Augustyna do listu do Galatów (2,14) mówiąc: "sam Piotr dał przykład przełożonym, by w wypadku zejścia z prostej drogi nie oburzali się na upomnienia podwładnych."

św. Tomasz z Akwinu S.Th. II-II q.33 a 4

Z księgarskiej półki - Klaus Gamber, W stronę Pana!


x. Klaus Gamber


 W STRONĘ PANA!

 Obrazek Ojciec Święty FRANCISZEK. U progu pontyfikatu

Wydawca: Wydawnictwo św. bp Józefa Sebastiana Pelczara,   Rzeszów 2012
ISBN: 978-83-89066-55-8
Format A5, ss. 162, op. miękka, cena 25,00 zł
Do nabycia w księgarni internetowej LIBRISELECTI

Ołtarz zawsze pozostaje w ścisłym związku z ofiarą składaną przez kapłana. Ołtarz, kapłan i ofiara stanowią jedność. Wobec czego Msza św. celebrowana „przodem do ludu” jest niczym innym, jak zupełną niedorzecznością, bezsensem! Kapłan nie jest jakimś czarodziejem albo kuglarzem, który pokazuje swe sztuczki przed tłumem pobożnych owieczek; jest on tym, który przewodzi czynności wciągającej w uczestnictwo w tym, co zostało raz na zawsze dokonane przez Tego, którego on tylko reprezentuje i przed którym osobowość kapłana musi zupełnie zejść na dalszy plan.

Tekst ks. Gambera poprzedzony jest studium wprowadzającym do II wydania polskiego książki autorstwa o. Benedykta Jacka Huculaka.

FRAGMENT KSIĄŻKI

"Jak można oponować przeciw ołtarzom ludowym (posoborowym), skoro zostały one przepisane przez Sobór i zostały wprowadzone praktycznie na całym świecie? 


W wydanej przez Sobór Watykański II w 1963 r. Konstytucji o Liturgii na próżno by szukać jakiegokolwiek przepisu, według którego Msza Św. musiałaby być odprawiana przodem do ludu. Jeszcze w 1947 r. papież Pius XII w encyklice “Mediator Dei” podkreślał, że “ten, kto chciałby przywrócić ołtarzowi starą formę mensy (stołu), zbacza ze słusznej drogi” (n. 49). Aż do Soboru celebracja “versus populum” nie była dozwolona; była ona jednak milcząco tolerowana przez licznych biskupów, szczególnie podczas Mszy dla młodzieży. Zwyczaj odprawiania “twarzą do ludu” pojawił się u nas w Niemczech wraz z ruchem młodych w latach dwudziestych, gdy zaczęto celebrować Eucharystię w małych grupach. Prekursorem był Romano Guardini ze swoimi nabożeństwami na zamku Rothenfels. Ruch liturgiczny, w szczególności Pius Parsch, również propagował ten zwyczaj. Przystosował on w tym celu dla swojej “liturgicznej gminy” mały romański kościół św. Gertrudy w Klosterneuburgu (koło Wiednia). Wyżej przytoczone dążenia znalazły swój wyraz w instrukcji Kongregacji Rytów zatytułowanej “Inter Oecumenici”, przejętej również w nowym mszale (nie została ona umieszczona cała w mszale, lecz tylko częściowo w tym punkcie przejęta). Dla nowobudowanych kościołów przewiduje ona:

“Główny ołtarz powinien być wolnostojący, tak aby można go było bez trudności obchodzić i zwróciwszy się ku wspólnocie odprawiać na nim Mszę. Powinien on być ustawiony w taki sposób, aby rzeczywiście tworzył centralny punkt wnętrza, w stronę którego zwraca się cała uwaga wiernych” (IGMR, n. 262; por. Inter Oecumenici, n. 91).

Niestety prawdą jest to, że ołtarze ludowe zostały wprowadzone prawie w całym Kościele rzymsko-katolickim. We właściwym sensie nie są one jednak nakazane. W prawosławnych Kościołach Wschodu, a w grę wchodzi tutaj ciągle kilkaset milionów chrześcijan – cały czas przestrzega się wczesnochrześcijańskiego zwyczaju, że celebrans podczas odprawiania Najświętszej Ofiary jest zwrócony razem z wiernymi w kierunku apsydy. Tak jest zarówno w Kościołach rytu bizantyjskiego (Grecy, Rosjanie, Bułgarzy, Serbowie, itd.), jak i w Kościołach tzw. starowschodnich (Ormianie, Syryjczycy, Koptowie). Czym innym jest zaś pytanie, czy ołtarz winien być ołtarzem wolnostojącym, “tak, aby możnaby go było bez trudności obchodzić”. To żądanie Kongregacji Rytów pozostaje w całkowitej zgodności z Tradycją.

(…)"

„Schizmatycka sekta”, czyli dialog w praktyce

„Schizmatycka sekta”, czyli dialog w praktyce

Według oficjalnego komunikatu diecezji Richmond, seminarium duchowne św. Tomasza z Akwinu – jedno z największych w Stanach Zjednoczonych – ma być prowadzone przez „schizmatycką sektę” obciążoną problemami „doktrynalnymi”. Chodzi w tym przypadku o… tradycjonalistyczne Bractwo Kapłańskie św. Piusa X. Jak się okazuje, w „dialogistycznej” perspektywie ekumenizmu i kościelnej praktyki istnieje jeden zasadniczy wyjątek.

Dewianckie tańce na ulicach i aresztowani księża na kolanach. Dokąd zmierza świat?

Dewianckie tańce na ulicach i aresztowani księża na kolanach. Dokąd zmierza świat?

Grzebiąc w brudach we własnym ogródku nie zauważamy w jakim kierunku idzie świat i co tylnymi drzwiami wprowadza do naszej ojczyzny. Powielając wzorce naszych bliższych i dalszych sąsiadów, zaczynając już od najmłodszych dzieci brutalnie choć często podświadomie, określone środowiska zmieniają światopogląd Polaków.

Nie tak dawno na ursynowskim ratuszu zawisła tęczowa flaga, która zapoczątkowała tzw. ‘tydzień równości’ w tej dzielnicy. Burmistrz Ursynowa, Piotr Guział, wieloletni działacz lewicy i środowisk pro-gejowskich, członek honorowy Parady Równości zlecił Fundacji ‘Wolontariat Równości’, założonej i prowadzonej przez ruch LGBT zorganizowanie i przeprowadzenie warsztatów w publicznych szkołach średnich.

Czytaj dalej


Piękno tradycyjnej liturgii c.d.







Zdjęcia pochodzą ze strony Santa Messa di Sempre

Nauka nic nie wie o powstaniu życia i stworzeniu człowieka

Fot. Agencja BEW

Fizyka nie powie skąd się wziął świat fizyczny, chemia skąd się wziął świat chemii, biologia nie wyjaśni skąd się wziął świat biologii. Ludzie wierzący uznają stworzenie świata z niczego. Naukowcy mogą jedynie dotrzeć do "punktu osobliwego", do Wielkiego Wybuchu, dalej sięgają po czystą spekulację - mówi Michał Chaberek, dominikanin, stypendysta Discovery Institut w rozmowie z Tomaszem Rowińskim.

Jak możemy wierzyć, że człowiek został ulepiony z "prochu ziemi", a nie, że w jakiś sprytny sposób Bóg wywiódł nas od małp?

Możemy wierzyć mocno. Nie ma na to dowodów, tak samo jak nie ma i nie będzie dowodów na Zmartwychwstanie Jezusa, Niepokalane Poczęcie, czy wskrzeszenie Łazarza. Te prawdy przyjmujemy na mocy wiary w Boże Objawienie - Pismo Święte i Tradycję Kościoła.

A nauka?

Nauka może nam jedynie powiedzieć, że nic o tym nie wie. Z punktu widzenia wiary jest to zrozumiałe - jeżeli stworzenie człowieka dokonało się w sposób nadprzyrodzony, to nie dokonało się na mocy praw natury. A jeżeli nie na mocy praw natury, to nie ma i nie może być wyjaśnienia naukowego.

Jaka jest Twoim zdaniem alternatywa?

Obecnie mamy dobre argumenty, czy sugestie, płynące z teorii inteligentnego projektu, że przyrodoznawstwo nie potrafi do końca wyjaśnić pochodzenia człowieka. Nauka może odnaleźć swoje granice, ale nie może dać pozytywnych odpowiedzi na temat pochodzenia pierwszego ludzkiego ciała. Tak to przynajmniej rozumie Tradycja Kościoła.

To po co w ogóle nauka, pozostańmy przy samej wierze. Czy to nie pachnie jednak fundamentalizmem? A może faktycznie sama idea nauki jest jakiegoś rodzaju oszustwem?

Zdaje się, że tak właśnie myślą fundamentaliści biblijni lub kreacjoniści młodej Ziemi, którzy uważają, że świat ma ok. 6 tys. lat, bez względu na to, jakie przeciwne dowody się im przedstawi. W tym podejściu Biblia rzeczywiście wypiera poznanie naukowe. Ale to nie jest podejście tradycyjnie chrześcijańskie. Nauka oczywiście ma swoją wartość i udziela wielu cennych odpowiedzi dotyczących funkcjonowania świata.

Jak należy to rozumieć?

W końcu księga przyrody i Księga Pisma Świętego mają jedno Źródło, którym jest Bóg. Zatem Bóg daje nam poznać prawdę na dwa sposoby - poprzez przyrodę - i tym zajmują się nauki przyrodnicze oraz poprzez nadprzyrodzone Objawienie - i to jest poznanie na mocy wiary, leży ono w dziedzinie teologii. Nie sądzę jednak, aby nauki przyrodnicze mogły powiedzieć skąd się wzięła przyroda. Fizyka nie powie skąd się wziął świat fizyczny, chemia skąd się wziął świat chemii, biologia nie wyjaśni skąd się wziął świat biologii. Ludzie wierzący uznają stworzenie świata z niczego. Naukowcy mogą jedynie dotrzeć do "punktu osobliwego", do Wielkiego Wybuchu, dalej sięgają po czystą spekulację.

Naturalizm nie wyjaśnia naukowo pierwszych przyczyn?

Jeżeli konsekwentnie stosuje się zasadę naturalizmu (każde zjawisko musi mieć naturalne wyjaśnienie), to kończy się na teoriach, które odbiegają od standardów naukowości i stają się raczej ideologią naturalizmu, tylko przybraną w naukowe szatki. Ale to też nie jest chrześcijańskie podejście. Zatem pytanie dotyczy nie tyle wartości nauki jako takiej, co raczej granic poznania nauk przyrodniczych. Pochodzenie człowieka znajduje się dokładnie w środku tej debaty - naturaliści uważają, że nauka może to wyjaśnić, ludzie wierzący przypisują początki człowieka poznaniu nadprzyrodzonemu - na mocy Bożego Objawienia.

Ale nawet ludziom wierzącym często nauka wydaje się bardziej wiarygodna w kwestii “jak powstał świat”, “jak powstał człowiek”. Co przemawia za wiarygodnością religii, których jest tak wiele, wobec także licznych spekulacji kosmologów i antropologów mających jednak autorytet naukowy?

Tutaj musimy odróżnić kwestię autorytetu od możliwości poznawczych lub raczej dwa rodzaje autorytetu – epistemiczny i deontyczny. Ten pierwszy należy do osób, które są ekspertami w jakiejś dziedzinie. Np. jeżeli matematyk mówi, że wynik obliczeń wynosi 5 a nie-matematyk mówi, że 4, to będziemy skłonni uwierzyć matematykowi na mocy jego autorytetu epistemicznego (poznawczego). Ale jeżeli matematyk mówi, że aborcja powinna być legalna, a kapłan, prorok lub święty mówi, że nie, to będziemy skłonni wierzyć temu drugiemu, na mocy autorytetu deontycznego, czyli takiego, który dana osoba posiada nie ze względu na to, co wie (w czym się specjalizuje), ale ze względu na to kim jest.

Jak to się odnosi do naszej kwestii?

Problem pojawia się wtedy, gdy osobom mającym autorytet epistemiczny przypisuje się niejako automatycznie i bezrefleksyjnie autorytet deontyczny. A przecież wiedza, czy umiejętności, to jeszcze nie jest mądrość lub świętość. Nawet największy naukowiec może być zwykłym głupcem lub nieprawym człowiekiem. Pomieszanie dwóch autorytetów widać na przykład, gdy jakiś naukowiec-materialista mówi, że nauka wyklucza istnienie Boga, albo zachodzenie cudów w świecie. Taki naukowiec mówi to z pozycji nie-naukowej, a ludzie, którzy mu wierzą czynią to, nie na mocy autorytetu epistemicznego, a deontycznego, który mu niesłusznie przypisują. I taką sytuację mamy właśnie w przypadku pochodzenia człowieka.

Kiedy zaczęła się ta dezorientacja?

Od XIX wieku materialiści i ateiści zaczęli twierdzić, że człowiek nie został uformowany mocą Boga z prochu ziemi, tylko wyewoluował w sposób naturalny ze zwierząt. Teorię tę ubrano w naukowe szatki i otoczono takim mnóstwem kłamstw, niedomówień, niejasnych interpretacji, czy nieuzasadnionych analogii, że obecnie człowiek niezorientowany w temacie odnosi wrażenie, że istnieje jakaś „przytłaczająca liczba dowodów” na poparcie tej „teorii”. Mało kto zadaje sobie trud, aby sprawdzić jaki jest rzeczywisty stan nauki. Co gorsze, również teologowie uwierzyli w te rzekome „dowody” i sami stworzyli różne dziwaczne teorie, tylko po to, aby uzgodnić materialistyczne zapędy naukowców z chrześcijaństwem. Tymczasem Pismo Święte interpretowane w świetle Tradycji Kościoła jest całkowicie jednoznaczne. Św. Ireneusz, Augustyn, Tomasz z Akwinu, i wielu innych Doktorów i świętych broniło stworzenia człowieka, tak co do duszy, jak i ciała. Jako znakomici teologowie cieszą się oni autorytetem epistemicznym. Jako święci mają także autorytet deontyczny. Jeżeli więc zachodzi konflikt między naukowcami a teologami (dwa autorytety epistemiczne), to trzeba iść za autorytetem deontycznym. Jak już mówiłem, początek człowieka wymyka się poznaniu przyrodniczemu i dlatego nie ma znaczenia jak wielkim autorytetem cieszy się nauka we współczesnej kulturze – i tak nie może wyjaśnić tego zagadnienia. Chrześcijanie na mocy wiary mogą odważnie twierdzić, że wszelkie naturalistyczne teorie pochodzenia ludzkiego ciała są błędne.

Wciąż mam wrażenie, że przeciwstawiasz Pismo Święte nauce, gdy chodzi o wyjaśnianie początku, a wydaje się, że chodzi Ci równocześnie o to by przełamać naturalizm poznawczy nauki. Temu służy teoria inteligentnego projektu. Oznaczałoby to, że jednak nauka potrafi coś powiedzieć o stworzeniu człowieka tylko używa złych narzędzi.

Myślę, że takie postawienie sprawy nie byłoby sprawiedliwe wobec nauki. Teoria inteligentnego projektu nie szuka ponadnaturalnych przyczyn w świecie i w tym sensie nie można powiedzieć, że prowadzi do przełamania naturalizmu w nauce. Nauka jest i musi być naturalistyczna, ponieważ mówi o tym, jak działa natura. Niemniej teoria inteligentnego projektu mówi, że projekt obecny w przyrodzie, zwłaszcza w organizmach żywych, jest realny (nie tylko pozorny), i że można go wykryć metodą naukową, czyli bez odwoływania się do nadprzyrodzonego objawienia, czy jakiejkolwiek religii. Czego innego dotyczy pytanie, jak ten projekt znalazł się w biologii? Ale myślę, że teoria IP nie próbuje tego wyjaśnić, właśnie dlatego, że to pytanie przekracza kompetencje nauki. Zatem nauka może stwierdzić obecność projektu, ale nie może wyjaśnić jak ten projekt znalazł się w przyrodzie. To pytanie należy już do filozofii i teologii. Oczywiście naukowiec nie powinien a-priori, ideologicznie, zamykać się na wszelką metafizykę. Poznanie filozoficzne i religijne są cechą każdego człowieka i nie ma powodu, aby naukowcy wykluczali takie formy poznania w swoim światopoglądzie. Naukowiec nie przestaje być naukowcem przez to, że uzna, że nauka nie może czegoś wyjaśnić, albo że dopuści możliwość nadprzyrodzonego działania Boga u początków świata i przyrody.

Takie są założenia metodologiczne IP?

Jak myślę, o to właśnie chodzi teoretykom IP, gdy mówią o "przełamywaniu metodologicznego (czytaj: ideologicznego) naturalizmu". Ponownie więc wracamy do rozróżnienia dwóch pytań, które mają dwie różne odpowiedzi. Pytanie jak działa świat (struktury biologiczne czy fizyczne) jest pytaniem ściśle naukowym i nie wymaga odwołania się do nadprzyrodzoności. Ale pytanie skąd świat się wziął, skąd wzięły się różne gatunki zwierząt, jest pytaniem tylko po części naukowym. Nauka nie może tu udzielić pełnej odpowiedzi - potrzebujemy pomocy nadprzyrodzonego objawienia. Zwróć uwagę, że teoria inteligentnego projektu, jako teoria naukowa, nie tylko otwiera umysły naukowców na szerszą rzeczywistość, ale także wyraźnie wyznacza granice nauki. Nie jest więc teorią religijną wypierającą poznanie naukowe, lecz raczej teorią naukową dopuszczającą poznanie nienaukowe. Nie sądzę, aby było tu jakieś przeciwstawienie, raczej mamy do czynienia z wielką syntezą, w której darwinizm zostaje zastąpiony przez inteligentny projekt, a teistyczny ewolucjonizm przez klasyczne chrześcijańskie rozumienie stworzenia.

Co zatem ze współczesną teologią?

Problem większości współczesnych tzw. "katolickich filozofów przyrody" polega na tym, że nie rozróżniają tych dwóch pytań - "jak?" i "skąd?". Podam tylko jeden przykład takiego pomieszania. Wiemy, że zachodzą mutacje genetyczne. Biologia z powodzeniem bada tempo i wpływ mutacji na żywe organizmy. Ponieważ mutacje mają trwały wpływ na populacje (mutacje mogą być dziedziczone) wiemy, że populacje w pewnej mierze zmieniają się dzięki mutacjom genetycznym. Np. bakterie czy pasożyty (jak malaria) stają się odporne na antybiotyki. I to jest twierdzenie ściśle naukowe, trudno z tym polemizować. Jednak darwiniści wyciągają z tego wniosek, że skoro mutacje mogą trwale wpływać na organizmy (mikroewolucja), to ten sam mechanizm działający w długim czasie wyjaśni nam skąd się wzięły bakterie i pasożyty, a w dłuższym czasie - rośliny, zwierzęta i człowiek (makroewolucja). To, co obserwujemy, to bardzo niewielkie zmiany (zresztą mutacje są częściej szkodliwe, niż "korzystne" dla organizmów), natomiast nikt nigdy nie zaobserwował, żeby jakiś gad zmienił się w ptaka. To jest ideologiczne twierdzenie, które wynika z przyjęcia zasady metodologicznego naturalizmu zgodnie z którym, każde pytanie leży w kompetencji nauki i musi mieć czysto naturalne wyjaśnienie. Niestety wspomniani filozofowie przyrody najczęściej nie mają odwagi, aby powiedzieć stop tej zasadzie. Wolą więc wierzyć w bajki o gadach zmieniających się w ptaki, czy małpach ewoluujących w ludzi. W tym sensie nie różnią się niczym od darwinistów, którzy z kolei nie różnią się od dzieci wierzących w bajki o krasnoludkach czy smoku wawelskim.

Ile jest naukowości w tych teoriach?

Bardzo niewiele. A mimo to owi "katoliccy filozofowie przyrody" - w jednym chórze z wulgarnymi darwinistami - wolą oskarżać o nienaukowość teorię inteligentnego projektu, zamiast przyjrzeć się rzetelnie temu na co wskazują same dane naukowe.

Rozmawiał Tomasz Rowiński

Źródło informacji: FRONDA.pl

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.