_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

niedziela, 18 października 2015

Gabinet osobliwości, czyli tajny synod sponsorowany przez papieża Franciszka Ostrzeżenie:




Ostrzeżenie: Zgryźliwy komentarz. Ostrożność przy lekturze wysoce wskazana.

Szokująco dosadny nagłówek, w rzeczy samej. Lecz, skoro wydarzenia w nowej auli synodalnej – gdzie, jak nam powiedziano, wszystko stanie się nowym – przebiegają w sposób całkowicie przewidywalny, czemu mielibyśmy się bawić w niuanse? Mamy przecież papieża, który nie owija w bawełnę i którego intencje nie mogłyby być wyrażone dosadniej w przeciągu ostatnich osiemnastu miesięcy zadziwiających zniewag i umniejszania praktycznie każdego elementu apostolskiej tradycji i duchowości. Jest jasne, że Franciszek przygotowywał się na tę chwilę od momentu swego powołania, jeśli nie wcześniej, i oto nastał ten moment w całej swej mało zaszczytnej glorii. Nazwijmy ten synod po imieniu: jest to przedsięwzięcie tajemne, manipulanckie, zdominowane przez klikę progresistów, siedemdziesięcio- i osiemdziesięcioletnich twardogłowych, posoborowych „odnawiaczy”, którzy śpieszą, by dokończyć „dzieła” – tak brutalnie przerwanego przez papieża Benedykta – byleby śmierć nie wyrwała Kościoła z ich szponów, nim skończą.

Poza bredniami biskupów i kardynałów o „miłosierdziu”, „prawie stopniowania” i „nowych drogach współtowarzyszenia” oraz nowo odkrytym wyimaginowanym podziale między doktryną a duszpasterstwem, poza bredzeniem samego papieża o dostrzeganiu „tempa naszych czasów i woni współczesnego człowieka” – jak Ojcu Świętemu mogło się wyrwać coś takiego? – odnajdziemy motyw przewodni Tajnego Synodu, jak go nam już zdążyli wyłuszczyć synodalni liderzy. Motyw ten nie może być bardziej czytelny: ustąpić, gdzie to tylko możliwe. Wszędzie tam, oczywiście, gdzie jeszcze nie zdążono oddać pola.

Kadra posoborowych rewolucjonistów, którzy się jeszcze ostali, przewodzi synodowi i proponuje Ostateczną Reformę II Soboru Watykańskiego, to jest porzucenie doktryny poprzez radykalną zmianę „posługi duszpasterskiej”, która potwierdza doktrynę, równocześnie ją rozbrajając. Plan ów jest wprowadzany w życie za pomocą tajnych zabiegów, w których w z góry ustalonych rezultatach papież Franciszek, uznany na całym świecie za Pierwszego Papieża Miłosierdzia i Pokory, uwzględni tylko niewielką konserwatywną opozycję. „Wszyscy możemy ponieść jakiś wkład”, mówi, klepiąc konserwatystów po ramieniu. „Jest to dla mnie wielka radość móc debatować z konserwatywnymi biskupami, gdy [ich] argumenty są tak inteligentnie skonstruowane.”

Za nic mając sobie niuanse, Franciszek łaskawie wyjawił ideologiczną esencję Tajnego Synodu: otóż papież wraz z kliką modernistów, osobiście przezeń wybranych, staje w opozycji względem tych kilku pozostałych konserwatywnych biskupów, którym pozwolono zabrać głos (pod warunkiem zgłoszenia swoich przemówień z wyprzedzeniem), gdyż „raduje” go przyznanie zgody na tę „debatę”, która oczywiście nie powstrzyma go przed uczynieniem tego, co tam sobie zaplanował – z całą pokorą.

Tajny Synod nie przestaje wrzeć, dowodzony przez papieża, przez jego niemieckie progresywne brygady uderzeniowe oraz niezawodnych liberalnych prałatów, pozbieranych z całej rozległej sfery posoborowej apostazji. Taki na przykład kardynał Wuerl. Poza aulą synodalną zupełnie otwarcie wzywa do „stopniowości”, która dopuszcza osoby wszelkiego autoramentu, żyjące, obiektywnie rzecz biorąc, w grzechu śmiertelnym, do przystąpienia do Komunii świętej; osoby, które dopiero rozważają, że może kiedyś, w przyszłości, zaczną przestrzegać nauczania Kościoła na temat małżeństwa i prokreacji (tak jakby większość kleru poruszała jeszcze, przy jakiejkolwiek okazji, te tematy).

„Przyjmowanie Komunii nie jest zagadnieniem doktrynalnym czy stanowiskiem, to jest duszpasterskie zastosowanie doktryny Kościoła” – mówi Wuerl uspokajającym tonem. Stary pochlebca próbuje nas zwieść. Warunek sumienia, który mówi, że przyjmowanie Najświętszego Sakramentu w stanie grzechu ciężkiego jest zabronione, to nie „duszpasterskie zastosowanie” doktryny, lecz raczej prawda objawiona u samych podstaw naszej wiary: „Tak więc ktokolwiek by jadł ten chleb, albo pił kielich Pański niegodnie, będzie winien ciała i krwi Pańskiej. Niech zaś każdy bada samego siebie i tak niech je z chleba tego i pije z kielicha. Kto bowiem je i pije niegodnie, sąd sobie je i pije, nie rozróżniając ciała Pańskiego” (1 Kor 11, 27–29).

Lecz oszukaństwo Wuerla jest zaledwie słabym odbiciem mistyfikacji, jaką jest ten Tajny Synod w swej istocie. Nie ma możliwości, by brać na serio „duszpasterskie rozważania nad rodziną” prowadzone przez modernistycznych wywrotowców, którzy nie tylko nie stanęli w obronie czy też zupełnie otwarcie podkopywali nauczanie Kościoła o moralności – w tej liczbie protektor duchownych molestujących ministrantów, kardynał Danneels, skandalicznie nominowany na „Ojca Synodu” z woli Franciszka, czy też ta nikczemna figura, kardynał Kasper, nagle wywindowany, także przez Franciszka, do najwyższych zaszczytów w wieku lat osiemdziesięciu. Nam z kolei próbuje się wcisnąć tę niedorzeczną historyjkę, że zwołanie Tajnego Synodu było konieczne, żeby zająć się „wyzwaniami duszpasterskimi”, które nie istniały jeszcze 33 lata temu, kiedy to papież Jan Paweł II podkreślał odwieczne posłuszeństwo Kościoła dla tej prawdy wiary, która głosi nierozerwalność małżeństwa:

“Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do Komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa” (Familiaris consortio, n. 84).

„Dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadziłoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt.” Oto nauka papieża, którego Franciszek uczynił świętym. Mimo to nauka ta jest na Tajnym Synodzie atakowana przez intrygantów zdeterminowanych, by wprowadzić wiernych w błąd i wywołać zamęt, pozostawiając w ciemnościach tych, którzy już ulegli apostazji. Bowiem cel Tajnego Synodu to „duszpasterskie” uprawomocnienie grzechu śmiertelnego w Kościele. Cóż innego, jeśli weźmie się pod uwagę jawną deklarację, by ani nie przypominać, ani potwierdzać tego, o czym Kościół od zawsze nauczał odnośnie do cudzołóstwa i innych grzechów nieczystości? I czy istnieje jakiś inny powód zwołania Tajnego Synodu niż ten, żeby jego delegaci (pomijając konserwatywną mniejszość) potwierdzili, iż z dawien dawna praktycznie odstąpili od tego moralnego nauczania, które co do zasady kłamliwie potwierdzają?

Tajny Synod przestaje być taki tajny w chwili, gdy jego liderzy, prosto z auli synodalnej, życzą sobie powiadomić media o najświeższym wystąpieniu jakiegoś progresisty, brzemiennym obietnicą radykalnej przemiany. Stąd na przykład zachwyt światowych mediów nad przemówieniem pociesznej pary niewyżytych seksualnie osiemdziesięciolatków, bezwstydnie przechwalających się swoim pięćdziesięciosiedmioletnim pożyciem, w tym “rozmowami przez telefon, miłosnymi liścikami, otwartym okazywaniem, że się nawzajem pożądamy,” ponieważ “małżeństwo to sakrament zmysłowy, wyrażający się najpełniej w akcie płciowym.” Małżeństwo to sakrament zmysłowy? Oto wytwór nieprzeniknionej “teologii ciała” Jana Pawła II, którą pozostawił on różnym świeckim interpretatorom do “rozpakowania”, niczym walizkę pełną nieprzyzwoitej bielizny.

Ta sama para dziwaków rozpływała się w pochwałach nad inną rodziną, podając ją za przykład przyjęcia syna “geja” i jego “partnera”, by wspólnie świętować Boże Narodzenie, jednocześnie narażając własne wnuki na ten skandaliczny, perwersyjny spektakl: “Zawierzyli całkowicie nauczaniu Kościoła, choć zdawali sobie sprawę, że wnuki będą świadkami, jak ich syn wraz ze swym partnerem jest przez nich przyjmowany do grona rodziny. Ich [rodziców] reakcję najlepiej streszczają trzy słowa : “To nasz syn.” Według podanej do prasy relacji kardynała Nicholsa, “synod nagrodził ich rzęsistą owacją”. Bez wątpienia, niejedna para biskupich oczu zasnuła się łzami.

Tanim sentymentalizmem zagłuszyć moralność i zdrowy rozsądek – “duszpasterski” leitmotiv Tajnego Synodu. Na nic zdały się protesty londyńskiego Stowarzyszenia na rzecz Obrony Dzieci Poczętych, że “homoseksualna agenda wdziera się do szkół, na uniwersytety, w miejsca pracy i do klubów sportowych. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebują rodziny i parafie, to zalecenie duszpasterzy, by przyjmować z radością pary homoseksualne.” Lecz Stowarzyszenie na rzecz Dzieci Poczętych na Tajny Synod nie zostało zaproszone, a przecież, według Franciszka, został on zwołany po to właśnie, by usłyszeć “wołanie ludu” – jednakowoż tylko tych spośród ludu, których “wołania” zostały z wyprzedzeniem przećwiczone i zaaprobowane w sposób przypominający trąbkę na apel na rewolucjonistyczną zbiórkę.

I jeszcze ta odezwa kard. Nicholsa, która była niczym innym jak nawoływaniem do zaniechania stosowania słownictwa odnoszącego się do grzechu: “uczestnicy synodu usłyszeli dzisiaj prośbę do stonowania wypowiedzi odnoszących się do terminów takich jak: «żyć w grzechu», «mentalność antykoncepcyjna» czy «wewnętrzne nieuporządkowanie». “Wydaje się, że sugestia ta została ciepło przyjęta”. I rzeczywiście, większośc na Tajnym Synodzie faktycznie ciepło odniosła się do wystąpienia Nicholsa. Gdyż zasadniczym celem Tajnego Synodu jest ogłoszenie dobrej nowiny o Zmierzchu Ery Potępienia w sferze moralności seksualnej oraz o nadejściu Czasu Miłosierdzia, którego świt ma obwieścić Pierwszy Miłosierny Papież. A przynajmniej taka jest popierana przez media narracja.

Jak to Franciszek zadeklarował dzień przed rozpoczęciem Tajnego Synodu, jego uczestnicy ” będa wsłuchiwać się w rozbrzmiewający dzisiaj w Kościele głos Boga”, aby ” dobra nowina o rodzinie została przez nas dobrze rozeznana i wiarygodnie zaproponowana.” Innymi słowy, nauczanie Kościoła o małżeństwie i prokreacji z czasów przed Tajnym Synodem było wybrakowane, gdyż nie skonsultował sie on [Kościół] z Panem Bogiem w sprawie najnowszych aktualizacji. Czas najwyższy na nowe Objawienie!

Tradycjonaliści widzieli, co się święci, juz z daleka: że Tajny Synod ogłosi się quazi-gnostyckim Objawicielem nowego “ducha”, który narzuci Kościołowi kolejny przewrót w postaci tańszej i na mniejszą skalę wersji III Soboru Watykańskiego, na którym dopełni się to, co na Soborze Watykańskim II się zaczęło.

Po zakończeniu tajnych wystąpień siedemdziesięciu “Ojców Synodalnych” w dniu 7 października, o. Lombardi podsumował ton obrad: “Stanowisko w wielu kręgach jest jednakże takie, iż istnieje potrzeba dostosowania języka Kościoła, aby nauczanie o rodzinie, życiu i seksualności było właściwie rozumiane: potrzeba wejścia na drogę dialogu ze światem, za przykładem Soboru Watykańskiego”…

Dostosowanie głosu Kościoła i “dialog ze światem”… znowu? Czy oni tam tak na poważnie? Z całą pewnością – tak poważnie, jak każdy obłąkaniec wierzący w prawdziwość swoich urojeń. Już dwa miesiące temu w artykule “Powstrzymać Synod” ostrzegałem, że ten Synod “zdradza wszelkie oznaki, by przeobrazić się w SW II”. Prognozować w ten sposób było mi równie trudno jak zakładać, że słońce wzejdzie pierwszego dnia Synodu. Sprawozdawcy obecni na synodzie zastosowali nawet określenie, używane na SW II i będące pochwałą “pierwiastków uświęcenia i prawdy” w sektach protestanckich, w odniesieniu do konkubinatu, rozwodników i “powtórnie poślubionych” oraz “par gejowskich.” Lombardi zauważył, że: “zostało podkreślone, iż nawet nieidealne sytuacje muszą być rozpatrywane z szacunkiem: na przykład związki osób de facto żyjących ze sobą w wierności i miłości, zdradzają obecność pierwiastków uświęcenia i prawdy.” A więc, jako rzecze Tajny Synod, związki pomiędzy ludźmi żyjącymi w cudzołóstwie lub w sodomskiej “unii” mają być teraz “akceptowane” w jakimś dziwacznym przedłużeniu nowatorskiego posoborowego ekumenizmu.

Kard. Baldisseri, sekretarz Tajnego Synodu powiedział, że papież Franciszek “pragnie otworzyć drzwi, które były zamknięte na głucho przez tak długi czas.” Zamknięte, oczywiście, przez 2000 lat; zamknięte nawet wtedy, gdy urzędował Jan Paweł zwany “Wielkim”, który najwidoczniej był nie dość wielki na to, by zasłużyć sobie na miano zdolniachy opromienionego boską iluminacją zapowiadającą, iż będzie on odtąd nauczał, ale całkiem na odwrót. Do tej pory to Kościół nauczał na temat seksualności, lecz teraz, na Tajnym Synodzie, seksualność dyktuje Kościołowi, a wszystko to razem jest przenicowaniem naturalnego porządku rzeczy oraz wyraźną oznaką diabelskiej ingerencji. Tajny Synod jest w szponach szaleństwa.

Jakakolwiek by nie była subiektywna intencja Franciszka, nie obawiajmy sie prawidłowo rozeznać tych “drzwi”, które otworzył: są to wrota do piekieł. W wywiadzie dla liberalnego magazynu “Ameryka”, wydawanego przez jezuitów, liberalny jezuita Franciszek uradował świat ogłaszając: “Musimy na nowo odnaleźć równowagę, w przeciwnym razie nawet moralny gmach kościoła zawali się jak domek z kart tracąc świeżość i woń Ewangelii”. Jako że moralnemu gmachowi Kościoła, niczym domkowi z kart, grozi zawalenie pod nawałnicą Tajnego Synodu, przychodzi nam do głowy, że jakże często zarzuty Franciszka względem innych dotyczą jego samego.

Apel do naszych neo-katolickich krytyków, w miarę zbliżającej się katastrofy: jeśli Tajny Synod zarekomenduje radykalną zmianę, łącznie z odrzuceniem odwiecznego posłuszeństwa Kościołowi – potwierdzonego przez największego idola neo-katolików, Jana Pawła II, niespełna 33 lata temu – co wtedy? Czy cichutko zaakceptują nawet coś takiego, jak to już się im zdarzało przy każdej jednej “oficjalnie zatwierdzonej” niszczycielskiej innowacji Kościoła od 1965 roku? Czy przyznają się, że są gotowi do przyjęcia czegokolwiek, co zarządzą hierarchowie, byleby pozostać w swych wygodnych niszach spod znaku novus ordo, czy raczej wystąpią w obronie tych obiektywnych i niezmiennych prawd objawionych naszej wiary oraz tych zwyczajów, w których owe prawdy się zawierały przez ostatnie dwa millenia – bez względu na koszt, nawet jeśli skapituluje ta resztka kardynałów, którzy do tej pory jeszcze się przeciwstawiali dyktatowi Synodu? Krótko mówiąc, czy nareszcie dostrzegą ten niesłychany kryzys w Kościele, którego początek siostra Łucja opisała w dwóch słowach, w świetle Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej, do której papież Benedykt tak wymownie nawiązał tuż przed swą zagadkową abdykacją: “zwodzenie diabelskie”?*

Chesterton pisał: “Jedynie w Kościele Katolickim znajduje człowiek ocalenie przed hańbiącą niewolą bycia dziecięciem swych czasów.” Obecnie jednak sam Wikariusz Chrystusa przewodnicząc synodowi wyraźnie podkreśla, iż będzie się kierował “rytmem naszych czasów i wonią współczesnego człowieka.” Tak oto dobrnęliśmy do krańca posoborowej katastrofy, więc powinno być jasne dla każdego katolika dobrej woli , że żyjemy jak w czasach ariańskiej schizmy. Jak to w swej słynnej wypowiedzi wyraził kard. Newmann, podczas tamtego kryzysu – największego jak dotąd w historii Kościoła – Wiara została zachowana “nie przez niezachwianą jedność Stolicy Apostolskiej, synodów biskupich, ale (…) poprzez consensus fidelium [zgodę wierzących].” Wtedy to, jak i obecnie, “nastąpiła chwilowa niepewność co do poczynań Ecclesia docens [Kościoła nauczającego]. Ogół biskupów zawiódł w wyznawaniu wiary (…) Były tam niegodne zaufania synody, niewierni biskupi; była tam słabość, strach przed konsekwencjami, zbłądzenie, bałamuctwo, omamy, bez końca i w rozpaczy rozciągające się nad całym niemal Kościołem katolickim.”

Mimo to, w całej tej z pozoru beznadziejnej sytuacji jest jeszcze dla nas nadzieja. Historia uczy, a obietnica Chrystusowa gwarantuje, iż wierni potrzebują jedynie przylgnąć z całych sił do tych tradycji, których ich wyuczono (2 Tes 2, 15)** nauką prawowiernego Magisterium, aż do czasu, gdy przeminą jak burza ci, którzy ją nad Kościołem rozpętali, i odejdą w cień, razem z wszystkimi biskupami a nawet samym papieżem (Liberiuszem), który w IV w n.e. prześladował św. Atanazego i tych spośród wiernych, którzy głosili wytrwale boskość Chrystusa.

Jeśli nie dojdzie do jakiejś Boskiej interwencji, uczestnicy Tajnego Synodu mogą świętować. Lecz, koniec końców, tyle tylko będą z tego mieli. Tymczasem, cokolwiek się stanie, my musimy dochować Wiary. I, z łaską Boską, dochowamy.

Christopher Ferrara

Przypisy:

* 29 grudnia 1969 r. [s. Łucja] napisała: „Ten zamęt jest diabelski! Nie pozwólcie się wprowadzić w błąd!” (przyp. tlum.)

** “Tak więc, bracia, stójcie, a trzymajcie się podań, których się nauczyliście, czy to przez mowę, czy przez list nasz” (przyp. tlum.)

– Cytat z Pisma św. z ks. Jakuba Wujka.

Tłum. marthix

Źródło: “The Secret Synod Freak Show, Brought to You by Pope Francis” – The Remnant, October 9, 2014


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.