_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

piątek, 10 stycznia 2014

Czy Ewangelie to dokumenty niejako "z pierwszej ręki", zredagowane przez naocznych świadków?


Jeżeli wielu jest dzisiaj przekonanych o zasadniczej historyczności Ewangelii, jeden uczony francuski spośród najbardziej prestiżowych, posunął się jeszcze dalej, przedstawiając hipotezy, które wywołały skandal w establishmencie jego kolegów, także wierzących. W osobliwej wypowiedzi Jeana Carmignaca - paryskiego księdza, jednego z największych na świecie znawców rękopisów hebrajskich z Qumran, które rzuciły nowe światło na czasy, w których żył Jezus - usłyszymy więc teorię, która, gdyby została potwierdzona, uczyniłaby z Ewangelii dokumenty niejako "z pierwszej ręki", zredagowane przez naocznych świadków, a więc bardziej niż wiarygodne. Niestety, uczony zmarł pod koniec 1986 roku, właśnie gdy był w trakcie publikowania imponującego dzieła, nad którym pracował dwadzieścia lat; ale inni jego koledzy pojawiali się tu i tam, aby przyznać mu rację. Jakiekolwiek będą opinie o stanowisku Carmignaca i "nowych egzegetów" takich jak on, jest niewątpliwe, że świadczą one o odnowionym klimacie zaufania wokół Pisma Świętego, po dwóch wiekach ataków dążących do podważenia jego historyczności i zepchnięcia go w otchłań legend, mitów.

x. Jean Carmignac
Querelle (1) między specjalistami od Biblii i, ogólnie, między tymi, którzy badają początki chrześcijaństwa, zrodziła się na początku 1984 roku. W tamtych miesiącach ukazała się w księgarniach francuskich książeczka o niepozornym wyglądzie zewnętrznym, pod skromnym tytułem "La naissance des évangiles synoptiques" (2) wydrukowana przez małe wydawnictwo specjalistyczne. Mniej niż sto stronic w pierwszym, niewiele ponad sto w drugim wydaniu, zawierającym "odpowiedź na krytyki" - napisana przez kogoś o nazwisku nieznanym szerokim masom: niejakiego Jeana Carmignaca, biblistę i księdza paryskiego.

A więc nic specjalnego; a nawet prawdopodobieństwo skromności, może nudy. Jednak tutaj, bardziej niż kiedykolwiek, pozory mylą: ponieważ jeżeli abbé Carmignac ma przypadkiem rację, wtedy "całe biblioteki muszą zostać przeniesione do działu książek niepotrzebnych", jak napisał pewien specjalista. Jeżeli te stroniczki się nie mylą, "całe odczytanie Nowego Testamentu będzie musiało być zrewidowane" i "egzegeza biblijna przyszłości będzie musiała pójść drogami zupełnie odmiennymi od tych, jakimi aż dotąd szła od dwustu lat". Tak powiedział autor, zachowujący się z rezerwą, łagodny, skromny, daleki od polemik, ale bardzo pewny swojej sprawy, z półwieczem badań superspecjalistycznych za sobą.

Istotnie, w tej historii sensacją była książka, ale również i autor, osobistość nadzwyczajna, chociaż robił wszystko, aby się nią nie stać, aby pozostawiono go w spokoju wśród jego książek i jego studiów. Spotkanie z nim było od pierwszej chwili niezwykłe: adres paryski, podany przez telefon nie odnosił się do jakiegoś domu, lecz do furtki obok kościoła św. Franciszka Salezego, w mieszczańskim 17 arrondissement (3).

Wszedłszy po drewnianych schodach, które skrzypiały w ciszy tego, co miało wygląd niezamieszkałego budynku, na ostatnim piętrze zadzwoniłem do drzwi i otworzyła się szpara, z której wyglądnął drobny starzec, o chudej twarzy, białych włosach, ubrany - mirabile dictu! - typowo jak ksiądz, ni mniej ni więcej, tylko w sutannę i białą koloratkę. Zjawa wskazała krzesło na podeście schodów, wypowiedziała kilka monosylab, potem drzwi się zamknęły. Tajemnica wyjaśniła się, gdy drzwi otworzyły się ponownie, wyszedł z nich jakiś człowiek i wyszedł także ksiądz Carmignac, uśmiechnięty, serdeczny, aby wprowadzić mnie do swojego domu. Okazał się on później bardziej niż mieszkaniem, magazynem książek i rękopisów, z przestrzenią w sam raz wystarczającą dla biurka - także zawalonego papierami - i dla łóżka. Czekanie na podeście schodów? To dlatego, że uczony, biblista, profesor Carmignac nie zapominał o tym, iż jest także - przede wszystkim - księdzem:

- Jestem tutaj zastępcą proboszcza i codziennie poświęcam trochę czasu na to, czego większość moich współbraci we Francji nie chce robić: spowiedź i kierownictwo duchowe. Zechce mi pan wybaczyć, ale właśnie kończyłem spowiadać.

- Z tego i z innych oznak okazało się natychmiast jasne, że Jean Carmignac należy do tych specjalistów od Biblii, którzy nie ograniczają się do traktowania jej stronic jak każdego obiektu erudycji, ale jako podstawy wiary żywej i przeżywanej.

Syn ubogich ludzi z francuskiej wsi, po wstąpieniu do seminarium, gdzie natychmiast wyróżnił się zamiłowaniem do studiów, młody Carmignac został szybko wysłany do Rzymu, aby przygotował się do funkcji profesora w swojej małej diecezji. Po zdobyciu doktoratu i dyplomów, powrócił do Francji młody, a już tak znakomicie obeznany w studiach biblijnych - zwłaszcza hebrajskich - że jego biskup posłał go do Paryża, aby nie dusił się na prowincji. Później, w 1954 roku, stypendium na studia w Izraelu oraz pierwsze zetknięcie się z rękopisami, niedawno odkrytymi w grocie, wspólnoty esseńczyków nad Morzem Martwym. Nowy świat dla hebraisty, który bardzo dobrze znał język Starego Testamentu, ale po raz pierwszy zajmował się językiem semickim takim, jak ten z Qumran, bogatym w nowości, niespodzianki. Miał stać się jednym z największych jego znawców na świecie. Jako założyciel dyrektor i, naturalnie, jedyny redaktor Revue de Qumran - jedynego pisma, które zajmuje się w sposób wyłączny tymi tekstami, które wyłoniły się ponownie, niejako cudownie, po dwóch tysiącach lat - Carmignac utrzymywał to swoje dzieło na najwyższym poziomie.

- Ale ilu was jest na świecie, którzy zajmują się Qumran? - zapytałem.

- W pełnym wymiarze, sądzę, że dziesięciu, najwyżej dwunastu... - odpowiedział rozbrajająco.

Zwrotny punkt od pism hebrajskich znad Morza Martwego do Ewangelii i ich semickich początków nastąpił w 1963 roku i od tego czasu sprawy szły zdecydowanie naprzód aż do śmierci, prawie dwadzieścia pięć lat potem. Opowiadał, jak postępowały sprawy:

- Zacząłem jak gdyby przez przypadek zajmować się powstawaniem Ewangelii. Tłumacząc teksty z Qumran, spotykałem wiele powiązań z Nowym Testamentem i pomyślałem, że mógłbym zrobić do niego komentarz w świetle dokumentów znad Morza Martwego. Postanowiłem zacząć od Ewangelii Marka i, na swój własny użytek, chciałem zobaczyć, jak brzmiałaby przetłumaczona na język hebrajski z Qumran.

I tutaj zaczęły się niespodzianki:

- Wyobrażałem sobie, że taki przekład będzie bardzo trudny z powodu znacznych różnic między myśleniem semickim a myśleniem greckim. A tymczasem natychmiast ze zdumieniem odkryłem, że tłumaczenie okazało się nadzwyczaj łatwe. Po jednym tylko dniu pracy - był kwiecień 1963 roku - byłem już przekonany, że tekst Marka nie mógł być zredagowany w języku greckim: w rzeczywistości musiał być greckim przekładem z oryginału hebrajskiego. Wielkie trudności, jakich oczekiwałem, wszystkie zostały rozwiązane przez tłumacza hebrajsko-greckiego, który przekładał słowo po słowie, zachowując nawet porządek terminów dyktowany przez gramatykę hebrajską. W sumie: Im bardziej postępowałem w pracy, tym bardziej odkrywałem, najpierw u Marka, a potem u Mateusza, że widzialny korpus tekstu był grecki, ale dusza niewidzialna była semicka, bez żadnej wątpliwości.

W konkluzji swojej książeczki - prawdziwy kamień wrzucony do stawu współczesnej egzegezy biblijnej - Carmignac streścił w ośmiu punktach to, co określił jako "tymczasowe wyniki dwudziestu lat badań nad powstawaniem Ewangelii synoptycznych". Słowa są umiarkowane, poziomy prawdopodobieństwa starannie stopniowane: ,,Pierwszy: jest pewne, że Marek, Mateusz oraz dokumenty wykorzystane przez Łukasza były zredagowane w języku semickim". Następuje punkt drugi: "Jest prawdopodobne, że tym językiem semickim był raczej hebrajski niż aramejski". Punkt trzeci: "Jest dość prawdopodobne, że Ewangelia Marka została ułożona w języku semickim przez samego apostoła Piotra".

Doniosłość tych stwierdzeń (spokojnych, ale opartych na dwudziestu latach pracy) nie uszła uwagi ekspertów. Wiedzą oni dobrze, że już Erazm z Rotterdamu, w szesnastym wieku, wysuwał hipotezę, że za tekstem greckim trzech pierwszych Ewangelii - "synoptyków" - stoi oryginał hebrajski. Później jednak ta hipoteza została usunięta między hipotezy nie do przyjęcia przez krytykę oświeceniową (potem racjonalistyczną, pozytywistyczną, historycystyczną), która od wieku osiemnastego aż do dziś panowała na polu tak zwanej "niewiary" i na końcu przeniknęła także do wielu uczonych chrześcijańskich; najpierw protestanckich, a w jakiś czas potem także katolickich. Carmignac nie chciał wymieniać nazwisk, rozpoczynać polemik: chciał, żeby same fakty mówiły za niego. Z jego słów jednak (i ze zdecydowanych oskarżeń innego Francuza, Claude'a Tresmontant, który doszedł w tamtych miesiącach, chociaż na innej drodze, ze swojej strony do takich samych wniosków, jakie również przedstawił w książce Le Christ hébreu) widać wyraźnie, w jakim stopniu studia nad Nowym Testamentem zostały, jego zdaniem, zdominowane przez nienaukowe przesądy.

Wychodzi się bardzo często, mówił, z pewnych żelaznych założeń:

- Ewangelie muszą być późnymi utworami, tekstami, w których zbiegło się tyle i takich zaniepokojeń i przystosowań pierwotnej wspólnoty, że praktycznie uniemożliwiły wytropienie w nich autentycznego głosu Jezusa, który przemawiał w Palestynie.

Mówił dalej, wymieniając inne przesądy "nienaukowe":

- Ewangelie muszą być rozumiane w kontekście przede wszystkim kultury hellenistycznej, dlatego też musiały być napisane po grecku. Ewangelie muszą być wynikiem długiej, nieznanej prehistorii ustnej także dlatego, że w nich, na każdej stronicy, pojawiają się sprawy nadprzyrodzone, cudowne: otóż biorąc pod uwagę, że cud dla racjonalistycznego widzenia świata jest niemożliwy, że w każdym razie jest nie do przyjęcia przez mentalność wielu współczesnych intelektualistów, trzeba przyjąć odpowiedni czas na to, aby "legenda" chrześcijańska mogła się ukształtować, okrzepnąć w tekstach ewangelicznych, pod wpływem także religii misteryjnych, przybyłych ze Wschodu imperium rzymskiego.

I właśnie z tego rodzaju aprioryzmami, wyjaśniał Carmignac, w dalszym ciągu pracuje wielu krytyków biblijnych, którzy nawet zajmują katedry uniwersyteckie, dominują w gazetach i w oficynach wydawniczych.

Wspomina ciężką pracę nad tłumaczeniem na francuski książki A. T. Robinsona, biskupa anglikańskiego, który z pierwotnych pozycji racjonalistycznych, demitologizacyjnych, nawrócił się w 1976 roku na interpretację Nowego Testamentu zgodną ze starożytną tradycją chrześcijańską. Carmignac sam przygotował w porę tłumaczenie, ale interwencje - jawne lub potajemne - lobby pewnych specjalistów przeszkodziły w jej publikacji. Paolo Sacchi, hebraista z uniwersytetu w Turynie, w jednej z pierwszych recenzji książeczki-bomby Carmignaca uważał za "oczywistą" tezę o zredagowaniu Ewangelii w języku semickim, "tym bardziej, że - pisał - nasuwa się spontaniczne pytanie, w jakim stopniu problemy ideologiczne zaciążyły na badaniach biblijnych, aby przeważyła aż do dziś teza przeciwna". W rzeczywistości, kontynuował Sacchi, który jest jednym z najbardziej poważanych specjalistów w tej materii, "cały spór jest obciążony problemami ideologicznymi, mam więc wątpliwości czy teza Carmignaca zostanie przyjęta. Obawiam się nawet, że umrze także teza Robinsona".

W istocie, Sacchiemu łatwo było być prorokiem. Ksiądz Pierre Grelot, sławny biblista z Instytutu Katolickiego w Paryżu, jednego z największych uniwersytetów katolickich, interweniował błyskawicznie 22 uwagami krytycznymi, które usiłowały zburzyć, nawet ośmieszyć pracę konfratra Carmignaca. Ten odpowiedział w ten sam sposób kontruwagami. Ostateczna krytyka Grelota brzmiała:

- Według Carmignaca, jego hipotezy będą może stanowiły podstawę egzegezy ewangelicznej około roku dwutysięcznego. Ja myślę raczej, że w tym czasie będą spoczywały na cmentarzu hipotez martwych. Nie można wykluczyć, od czasu do czasu jakiś uczony będzie usiłował ekshumować je. Ale daremnie! Co do mnie, chociaż z pewną przykrością, rzucę kilka pierwszych łopat na grób: hipotezy tego rodzaju zasługują na taki hołd.

Odpowiedź Carmignaca na taką agresję:

- Proszę Boga, aby udzielił księdzu Grelotowi i mnie dobrego zdrowia aż do roku dwutysięcznego i dłużej. I zapraszam abbé Grelota na spotkanie wtedy, w dniu i miejscu, które będą mu odpowiadały, dla stwierdzenia, który z nas był lepszym prorokiem.

Życzenie księdza Carmignaca się nie spełniło. I nikt nie potrafi powiedzieć, czy na jego niespodziewaną śmierć nie wpłynęła w jakiś sposób gorycz, z powodu, jak w prywatnym liście określił, "autentycznego prześladowania" rozpętanego przez jego kolegów, często współbraci w kapłaństwie. Rzeczywiście, przed publikacją książeczki był poważany i studiowany przez tych samych, którzy potem zabrali mu wprost zdrowie oraz, co jest jeszcze gorsze, zamknęli przed nim drzwi oficyn wydawniczych tak, że został zmuszony pisać po angielsku i publikować z tej przyczyny za granicą - jakby to były teksty tajemne - dzieła, w których przypuszczał, iż da nieodparte dowody swoich stwierdzeń, a których nie ukończył na czas.

Ale dlaczego wzbudziła takie złe reakcje pewność Carmignaca (w dziele które było impulsem do 90 przekładów hebrajskich Nowego Testamentu), że Mateusz, Marek i dokumenty wykorzystane przez Łukasza zostały napisane nie po grecku, lecz w języku semickim? Jak wyjaśnił w rozmowie sędziwy uczony, przypominając, co pisał, że jeżeli Ewangelie zostały początkowo napisane po hebrajsku (lub po aramejsku, chociaż on był za pierwszym językiem), jest to znak, że zostały one zredagowane wtedy, kiedy rodzące się chrześcijaństwo ograniczało się do Palestyny i nie rozlało się jeszcze na terytoria imperium, na których, aby być rozumianym, trzeba było wypowiadać się po grecku, który był językiem angielskim tamtej epoki.

Polskie wydanie książki
x. Carminiaca ukazało się
w Polsce w wydawnictwie
The Enigma Press
w 2009 r. 
Ale wtedy, zauważył, "całe datowanie Ewangelii musi być ponownie sprawdzone i przesunięte do tyłu. Jeżeli rzeczywiście, jak wydaje się to pewne, Ewangelie były napisane po hebrajsku, są one bardzo bliskie wydarzeń, przytaczają słowa i fakty możliwe do bezpośredniego sprawdzenia przez żyjących jeszcze świadków, w tych samych miejscach. Nie są więc utworami podejrzanymi z punktu widzenia historycznego, nie zostały poddane owym długim manipulacjom wspólnoty wierzących, o których mówi egzegeza dzisiaj dominująca. Są natomiast dokumentami historycznymi, niejako kronikarskimi, z najpierwszej ręki: a więc podnosi się nagle ich poziom wiarygodności, pewności wiary; opierają się na dowodach historycznych".

Według datowania, które jest wzorem prawie wszędzie, Ewangelia Marka została napisana około 70 roku, jest to data krytyczna, ponieważ jest datą zburzenia Jerozolimy przez Rzymian, i następującego po nim zniknięcia tego świata żydowskiego, który był światem Jezusa i jego pierwszych uczniów; Ewangelie Mateusza i Łukasza między 80 a 90 rokiem; Ewangelia Jana pod koniec wieku (chociaż ktoś posunął się aż do roku 170...). Zauważa Carmignac (a z nim Robinson, Tresmontant i inni egzegeci, którzy ukazują się gdzieniegdzie), że już około 50 roku chrześcijaństwo wychodzi ze środowiska palestyńskiego. A więc, począwszy od tego czasu byłoby niepotrzebne, a nawet szkodliwe, pisanie dokumentów wiary w języku lokalnym. Jeżeli pierwowzór Ewangelii jest naprawdę semicki, to dlatego, że zostały one napisane natychmiast, między rokiem 30 (prawdopodobna data śmierci Jezusa) a 50 lub nieco później.

Dzięki swoim rozważaniom, których brak miejsca nie pozwala tutaj przedstawić, samotny uczony, zamknięty w paryskiej pustelni, zaproponował takie datowanie: Ewangelia Marka została napisana nie później niż w 42--45 roku i to sam Piotr ją napisał, chociaż Ewangelia przyjęła imię jej tłumacza na język grecki, może przez akt pokory ze strony głowy apostołów. Ewangelia Mateusza została napisana około 50 roku, a Łukasza nieco później, po grecku, ale przy posłużeniu się dokumentami pisanymi po semicku. A Ewangelia Jana? Odpowiedź Carmignaca jest przykładem skrupulatności uczonego:

- Jestem specjalistą tylko od Synoptyków, nie mogę zająć ścisłego stanowiska.

Uczynił jednak wzmianki, które również zwalczały panujące opinie:

- Większość uczonych, aby datować tekst, w sposób najzupełniej antynaukowy wychodzi od domniemanej teologii, jaką każdy Ewangelista miałby wyrażać. Posługują się mianowicie metodą filozoficzną, teologiczną (pewnym pojęciem "ewolucji myśli religijnej") a nie, jak tymczasem byłoby prawidłowo, metodą filologiczną i historyczną.

W ten sposób doszliśmy do pewnika, według którego Ewangelia Jana była dosyć późna, ponieważ ma wyraźne ślady pogłębienia teologii Synoptyków i ponieważ jest nacechowana "mentalnością hellenistyczną". Ale, w rzeczywistości, ta domniemana "mentalność hellenistyczna" została wytropiona przez Carmignaca - i przez innych specjalistów - w dokumentach stanowczo hebrajskich i na pewno wcześniejszych od roku 70 po Chrystusie, którymi są zwoje z Qumran. Powiedział:

- Gdyby, przypuśćmy, nie było już wiadomo, kiedy żyli pisarze francuscy i gdyby, dla zrekonstruowania chronologii, zastosowało się metody filozoficzne a nie filologiczne używane w odniesieniu do Nowego Testamentu, niezawodnie specjaliści utrzymywaliby, że Montaigne - zmarły w 1592 roku - był pisarzem XX wieku, a Claudel - zmarły w 1955 - pisał natomiast w XVI wieku.

Jakkolwiek by było, stawka w grze jest tutaj bardzo wysoka; przedmiot dyskusji wciąga biblistów, ale dotyczy wszystkich, na pewno nie jest problemem tylko moli książkowych. Chodzi o same podstawy wiary, o osobę Jezusa z Nazaretu i o pewność, że prawdziwe jest to, w co wierzący wierzą, iż jest prawdziwe. Badania trzeba kontynuować, konfrontując je z danymi obiektywnymi i porzucając (jeżeli naprawdę mają się nazywać "naukowymi") przesądy, lenistwo, może zdobyte stanowiska władzy. Na pewno, jak w każdym "kryminale", trzeba przestrzegać racji, jakie są po jednej i po drugiej stronie: sam Carmignac wspominał wiele razy, że jego racje są tylko hipotezami roboczymi, chociaż dobrze uzasadnionymi. Nawet nie chciał ich ujawniać:

- Czy zostanie mi wybaczone, że napisałem tę książeczkę? Z trudem zdecydowałem się na jej opublikowanie. Ponieważ miałem zamiar prowadzić badania aż do ostatecznych granic, przedstawić ich wyniki w dużych naukowych tomach, a dopiero potem zwrócić się do szerokiej publiczności w formie popularnej książki, jak ta, którą zaproponowałem teraz. Jednak moi przyjaciele uświadomili mi, iż ryzykowałem, że znajdę się na cmentarzu, zanim zdążę ukończyć te tomy, i że od wielu lat moim badaniom nie udaje się zmienić pierwszych wniosków; a więc mogłem zacząć je publikować. Przedstawiam wyniki dwudziestu lat badań: doprowadziły mnie one do pewnych poglądów, chciałbym podać je do wiadomości, zdając sobie dobrze sprawę z tego, iż nie są one całkowicie zgodne z aktualną modą. Do czytelnika i do czasu należy ich ocena.

Dodał, z łagodną miną, z uśmiechem, które w tej chwili zdumiewały:

- Nie mam nic przeciwko nikomu, chociaż wielu ma coś przeciwko mnie. Sądzę, iż jestem szczery w poszukiwaniu prawdy. Jeżeli zostaną mi przedstawione przekonujące dowody, zawsze jestem gotowy - mówię to przed Bogiem - ulepszyć lub być może zmienić moje obecne wnioski.

Przyjmując zasadę odrzucenia fanatycznego nieprzejednania, chęci podsycania polemik, chciał, aby w tłumaczeniu włoskim nie został opublikowany suplement z jego odpowiedzią na 22 "uwagi krytyczne" Pierre'a Grelota.

- Uważam, iż się nie pomyliłem - mówił. - Ale jeżeli mam rację, będzie czas na wyjście prawdy na jaw, bez prowadzenia walki przez nas specjalistów, która niosłaby ryzyko skompromitowania miłości.

Monsignore Jean Charles Thomas, biskup Ajaccio, poważany teolog i egzegeta, był jednym z wielu związanych z egzegezą, która do niedawna uchodziła za bezdyskusyjną. Później długie rozmowy z Claudem Tresmontantem, przyjacielem Carmignaca, skłoniły go do zainteresowania się problemem. Kiedy wyszła książka Le Christ hébreu, chciał napisać do niej przedmowę:

- Ta książka wywoła zgorszenie; wielu będzie uważało, że jej nie ma i nie została opublikowana. Rzeczywiście, nie respektuje ona przeważających opinii. Będzie, być może, wydawała się zacofana, tymczasem działa w niej właśnie prawo postępu, który nie polega na nieruchomym trzymaniu się tradycji najbardziej popularnych w danej epoce, ale który polega na odnawianiu, nie na powtarzaniu.

Według monsignora Thomasa nadszedł czas, aby wpuścić świeże powietrze do salonu niektórych biblistów:

- Trzeba odnaleźć żywe świadectwo Ewangelistów, tych prostych autorów dla ludzi prostych, a nie blokować niezliczonymi komplikacjami interpretacyjnymi. Zbyt wielu chrześcijan zniechęciło się tymi zawiłościami, porzuciło czytanie i medytację Ewangelii, straciło dar bezpośredniego, żarliwego, zrozumiałego, przekonującego, przemieniającego kontaktu z osobą Jezusa. Jeżeli zawiłość oraz skomplikowanie pewnej egzegezy współczesnej są uzasadnione, to słusznie trzeba się liczyć z nimi. Ale jeżeli, jak się wydaje, zbyt często wywodzą się z hipotez niepewnych, dlaczego pozwalać się im obezwładniać? Ewangelia czytana w Kościele, pod światłem Ducha Świętego, który ją inspirował, jest może prostsza, bardziej przystępna dla wierzących niż to, co mówią zbyt liczni specjaliści.

Lucien Cerfaux, inny egzegeta na pewno nie podejrzany o konserwatyzm, wysunął ostatnio wątpliwość:

- A jeżeli po dwóch wiekach krytyki "naukowej", po upadku wielu teorii przedstawianych i przyjmowanych jako bezdyskusyjne, mielibyśmy odkryć, że prostszy sposób czytania Ewangelii jest w rzeczywistości także bardziej naukowy?

PRZYPISY:

(1) Franc. - kłótnia, polemika (przyp. tłum.).
(2) Franc. - Powstanie Ewangelii synoptycznych (przyp. tłum.).
(3) Franc. - dzielnica (przyp. tłum.).


Źródło informacji: 
Vittorio MESSORI, Pytania o chrześcijaństwo, Wydawnictwo M, Kraków 1997

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.