_____________________________________________________________________

_____________________________________________________________________

środa, 3 sierpnia 2011

Moje spotkanie z tradycją katolicką



Początek lat 90-tych. Stańczyk, a w nim obszerne omówienie "listu do zakłopotanych katolików" arcybiskupa Marcela. Szok. Podpytywanie o msze po łacinie (jeszcze do mnie nie docierało, że to zupełnie inny ryt) - nikt nic nie wie. Dalsze drążenie tematu. A później pierwsza tridentina w 1997 roku w Poznaniu (druga niedziela przedpościa).

torquemada

Wszedłem do św. Benona na Nowym Mieście z trzy lata temu przypadkiem w niedzielę i od tamtej pory wracam (na razie), co mnie uratowało od coraz bardziej sporadycznego uczestnictwa w mszach świętych i pewnie kompletnej degrengolady w perspektywie. Aż strach pomyśleć, że wcześniej prawie dałem się namówić na wiadome katechezy. Bóg czuwał. Tylko i aż tyle.

BenDov

Informacje w mediach o motu proprio SP, poszukiwanie informacji (głownie Fidelitas i Pascha), pytania kierowane do znajomych księży i wreszcie pierwsza Msza w kościele bonifratrów w Krakowie. Wyszedłem zachwycony i tak zostało do dnia obecnego :)

Mateusz

Mając kilkanaście lat zainteresowałem się starymi książkami które miałem w domu: katechizm mojego taty z lat 50 może 60, parę numerów Rycerza Niepokalanej sprzed wojny i przede wszystkim "Ołtarzyk Polski". Bardzo mnie zainteresowały te wszystkie modlitwy: "Na Wejście", "Na Kyrie" itd. Chętnie czytałem na temat starej mszy i zmian na Soborze. Jakieś dwa lata temu natrafiłem na artykuł o Bractwie św. Piusa X. Zacząłem sporo o nich czytać. W końcu zdecydowałem się pójść na mszę (do tzw. indultowców). Od tamtej pory chodzę regularnie na tridentinę, na NOM mniej więcej raz na miesiąc, gdy nie mam wyboru (czuję się wtedy dziwnie, cały czas mam ochotę się żegnać, przyklękać itp :) ).

Marcin

u mię się zaczęło w 1992 r. od "Listu do zakłopotanych katolików" kupionych via Boguś Rybicki i w tym samym czasie od znajomego zacząłem dostawać takie pismo "Pod Twoją obronę" wydawane przez jakiegoś polskiego księdza z FSSPX w Austrii i tu rzecz ciekawa, mimo, że temat znałem od lat i zgadzałem się z diagnozą Bractwa, to jakoś nie trafiłem w zasadzie do kaplicy na dłużej, bo z drugiej strony owe "nieposłuszeństwo" papieżowi mi przeszkadało. I de facto na całego to od "tridentiny" na legalu się zaczęło w 2003, jeszcze przed pierwszą mszą - wieszanie plakatów etc. (to mi zostało), po roku zostałem zmuszony do nauczenia się ministrantury (do NOM nigdy nie służyłem). A jak zmieniła moje życie? Bardzo :)

PM

Moja przygoda z liturgią klasyczną zaczęła się jeszcze w dawnych czasach, na drodze neokatechumenalnej, od umiłowania liturgii Koscioła (wiem, że tradsom to się nie zmieści w głowach). Z drogi zszedłem w okolicy studiów, a trochę studiowałem teologii - tam poznałem Kościół szerzej. Miałem okazję być na wykładzie jakiegoś księdza z FSSPX - jako student teologii wybrałem się tam żeby zobaczyć co to za sekta podaje się za katolików ;) . Był tam omawiany fim "What we have lost", który też nabyłem. Gdy go sobie spokojnie w domu obejrzałem, kilkakrotnie, coś się zaczęło w moim poglądzie zmieniać - później przy rozmaitych okazjach czytałem co się dało (na przykład mszalik, który mój pradziadek dostał od Czerwonego Krzyża w obozie w Murnau). Szukając rozmaitych informacji trafiłem przypadkiem na KNO, gdzie wiele moich złudzeń zostało rozwiane, takoż i wiele fałszywych mitów o KRR. Rzecz się skrystalizowała gdy zacząłem czytać FF, a teraz Rebelyę. Kupiłem sobie DVD z Mszami, jakie były dostępne... aż wreszcie rzecz zaczęła nabierać realnych kształtów w życiu. Niestety najbliższa Tridentina sprawuje się ponad 100km ode mnie, więc nieczęsto mogę być, ale zauroczyła mnie ta liturgia oraz (co najważniejsze) zobaczyłem jej owoce w moim życiu. Teraz kompletuję powoli Breviarium Romanum i w ogóle jestem coraz większym tradsem. Przy czym tradsem nietypowym, bo mam długoletnie doświadczenie drogi neokatechumenalnej, znam ją dość dobrze od środka, znam jej owoce i nie jestem w stanie negować jej jako czegoś obiektywnie dobrego i katolickiego. Aczkolwiek lepiej mi na Tridentinie. :)

TajemniczyKleon

w latach 80tych pewien oazowy ksiądz opowiadał nam historię kryzysu Kościoła na Zachodzie, sprawę abp Lefebvre i z uznaniem przyznawał , że u niego są jeszcze jakieś powołania. Krytykował przy tym Taize. Pamiętam, że dziwiło nas ta krytyka zaś Lefebvre to była taka mało znacząca ciekawostka (jak sie wtedy wydawało)

dyzio

Pamiętam śmierć Arcybiskupa Lefebvre'a AD 1991. Miałem wtedy 14 lat, śledziłem wiadomości w tv i prasie, z których wynikało, że Zmarły był skrajnym konserwatystą i antykomunistą. A ponieważ w moim domu nigdy specjalnie nie ceniliśmy JP2 i posoborowego katolicyzmu, od samego początku poczułem sympatję do tego hierarchy.

Tradycją katolicką zainteresowałem się kilka lat później, poprzez artykóły w NCz!, Pro Fide i Stańczyku. Ale dokąd nie byłem na pierwszej Mszy trydeckiej AD 2000, nie sądziłem, że skala posoborowego oszustwa jest tak wielka.

Krusejder

Najpierw było świadectwo pewnej rodziny. Zobaczyłem, jak żyją, porozmawiałem z Panem domu i jakoś mnie to ujęło. Ten sposób życia. Później raczej długo nic, ale jakieś zainteresowanie sprawą dialogu z Econe, sympatia do tradycji. Później pierwsza msza trydencka i to był szok. Przede wszystkim - nieprawdą jest, że tego bogactwa znaków, gestów tridentiny współczesny człowiek nie zrozumie. Zrozumie, tak jak ja zrozumiałem, przez kontrast do (oględnie mówiąc) moderny. Chodzę na tridentinę, gdy tylko mogę. Po prostu czuję się tam na właściwym miejscu. Nie uważam NOMu za mszę nieważną, ale o wiele łatwiej tam o rozproszenie. No i jeszcze jedna sprawa. Uczestnictwo w tridentinie wciąga w całą tradycyjną pobożność. Suche dni np., litanie, a przez to (choćby) odświeża rozumienie pokuty. No, to tyle/

Ajlawiubejbe

Z radością informuję, że byłam dzisiaj na pierwszej w życiu Tridentinie. Na Piasku. Wybierałam się już od jakiegoś czasu, ale zawsze coś stawało mi na przeszkodzie i szłam na NOM. Pierwsze wrażenie to niesamowita cisza i skupienie. Chyba nigdzie do tej pory niespotkana i niepozostawiająca żadnych wątpliwości, że dzieje się coś niesamowicie ważnego. Druga rzecz, która zrobiła niemałe wrażenie to jak uświadomiłam sobie, że św. Tereska i Faustyna i Rafał Kalinowski i wielu, wielu innych świętych (i nie tylko świętych) przed wiekami uczestniczyło w takiej właśnie Mszy. Szkoda, że ta ciągłość Tradycji została przerwana.

Mszalika żadnego nie miałam i rozumiałam niewiele. Wcześniej czytałam trochę o Starej Mszy więc mniej więcej wiedziałam co się dzieje. Jednak zdecydowanie mniej niż więcej. I co mnie zaskoczyło... to to, że wcale nie przeszkadzało mi brak zrozumienia każdego wypowiadanego słowa. Może właśnie to pomagało w skupieniu się na Istocie Mszy.

To w sumie tyle chciałam napisać bo radosny to dla mnie dzień :)

Formica

Ja od dziecka byłem ministrantem i lektorem w rodzinnym miasteczku ks. Jakuba Wujka, więc uczestnictwo w mszy nawet tej NOMowej (innej przecież nie znałem) "kręciło" mnie, tym bardziej współuczestniczenie przy ołtarzu. Pierwszy kontakt ze starą mszą miałem w 2003 roku jak sobie przyjechałem do Poznania na mszę benedyktynów z Francji ( jakiś "Dom" był nawet) do kościoła Antoniego na Wzgórzu ( do dziś mam kilka fotek ) oraz na 2 dzień była msza u dominikanów w ich rycie. Później ileś lat NOMa nadal ale gdzieś po głowie i sercu zawsze chodziła sympatia do konserwy, tradycji itd. Na "prawdziwo" zaczęło się jakieś 1,5 roku temu, może ciut dawniej przy kolejnych wizytach ks. Stehlina w Poznaniu i już na bank tak zostanie, nie wyobrażam sobie "powrotu" do NOM...

franki

Świadectwa pochodzą se strony forum dyskusyjnego REBELYA.pl

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Printfriendly


POLITYKA PRYWATNOŚCI
https://rzymski-katolik.blogspot.com/p/polityka-prywatnosci.html
Redakcja Rzymskiego Katolika nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy opublikowanych na blogu. Komentarze nie mogą zawierać treści wulgarnych, pornograficznych, reklamowych i niezgodnych z prawem. Redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarzy, bez podania przyczyny.
Uwaga – Rzymski Katolik nie pośredniczy w zakupie książek prezentowanych na blogu i nie ponosi odpowiedzialności za działanie księgarni internetowych. Zamieszczone tu linki nie są płatnymi reklamami.